Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-03-2015, 19:48   #111
 
Lomir's Avatar
 
Reputacja: 1 Lomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputację
-Nie-- powiedział Isaac na pomysł skanera. Co to był za pomysł, żeby wpuścić kogoś obcego, żeby sterował Lucy, nie dość, że nie ma do tego uprawnień to jeszcze nie umiałby o nią zadbać.
-Zgadzam się z tym, że nie możemy jej tak zostawić. Trzeba ją złapać, powtarzam, ZŁAPAĆ. Musimy ją dostarczyć przed oblicze sądu, a nie sami wymierzać sprawiedliwość. Dlatego Jones, Chan i West pójdą jej poszukać. Weźcie sprzęt, karabiny, po zapasowym ogniwie, gdyby coś się wam stało i musielibyście zostać dłużej na zewnątrz. Pomysł z pułapką energetyczną nie jest głupi, ale najważniejsze to broń albo granaty EMP. Musimy mieć jakieś na stanie, a bez tego nie dacie rady przebić jej tarczy. Ross będzie nadzorował całą akcję z pokładu lądownika, będzie utrzymywał nas w kontakcie radiowym i będzie waszymi oczami. Macie wykonać zwiad, jeśli uda wam się dorwać Ineth to macie spróbować złapać ją żywcem, jednak WASZE bezpieczeństwo jest najważniejsze. Bądźcie rozważni. Tony, jesteś najstarszy stopniem w grupie zwiadowczej, odpowiadasz za bezpieczeństwo, ufam ci. - powiedział Isaac. - Podczas gdy wy będziecie przeprowadzać małe polowanie ja z Fridą przeprowadzimy inwentaryzację tego co tu mamy i przygotujemy rzeczy do przeniesienia do ośrodka badawczego. Gdy skończymy szukanie esperki trzeba będzie sprawdzić w jakim stanie jest SALT 01, czy możemy się tam przenieść, czy naszą bazą wypadową będzie pokład lądownika. Wszystko jasne? - zapytał technik. Nie czuł się najlepiej w roli dowódcy, ale wiedział jedno - żadna sytuacja nie spowoduje odrzucenia przez niego ideałów i nie pozwoli na bezkarną egzekucję Ineth. Mogła zdradzić, ale zasady są zasadami, a zasad należy przestrzegać. Drugą rzeczą, którą wiedział było to, że najważniejsze dla niego jest życie załogi, więc nie mogą za wszelką cenę próbować załapać Rowens. To były jego pierwsze rozkazy, jakie wydał załodze AJOLOS'a, miał nadzieję, że nie okażą się nie słuszne.
 
Lomir jest offline  
Stary 02-03-2015, 00:23   #112
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Czy każdy nasz p.o.d. musi mieć nasrane we łbie? - przewinęło się van Belzen przez łepetynę, gdy Clarke skoczył gadać. Od początku akcji z esperką nawigator dyszała rządzą mordu, zmieniając wdychane powietrze w opary czystej nienawiści, którą kumulowała wewnątrz swojego skafandra. Nie potrafiła zrozumieć jak po tym wszystkim ktoś w ogóle mógł jeszcze myśleć o chwytaniu kogokolwiek żywcem. Złapią i co dalej? Będą podcierać dupę, karmić i poić aż do momentu w którym więzień wyrwie się spod ich kontroli i znowu coś odwali.
Rowens straciła stabilność emocjonalną, o ile kiedykolwiek ją posiadała, przez co stanowiła teraz zagrożenie nie tylko dla siebie, ale i dla innych - przede wszystkim dla nich, bo ją osobiście to pies jebał.
-Złapać, oddać przed sąd... pojebało cię na starość,czy jak? Chcesz narażać życie nas wszystkich i misję na niepowodzenie, żeby bawić się w łapankę z tą łysą kurwą? Widocznie żeś ocipiał, bo ochujałeś już dawno temu. Czas, Clarke! Nie mamy czasu na pierdolenie się w tańcu! - z typową dla siebie kurtuazją nawigator zwróciła technikowi uwagę na jeden drobny szczegół. Wiedziała, że facetowi nie jest łatwo. Dostał do zarządzania bandę straceńców u schyłku swoich marnych żywotów, do tego wyposażenie oddziału pozostawiało wiele do życzenia, a ich perspektywy były...powiedzieć że czarne, to jak postawić lądownik w którym siedzieli i AJOLOSA na tej samej półce technologicznej. Frida oparła się więc plecami o ścianę i skrzyżowawszy ręce na piersi, rozwinęła myśl, starając się mówić, o zgrozo!, logicznie - Raz: nasze zapasy nie są z gumy, a zabawa w berka zużyje ich więcej. Ostateczne rozwiązanie kwestii esperskiej powinno nastąpić jak najmniejszym kosztem i nakładem czasu oraz sił...bo te nam się wkrótce skończą. bardzo wkrótce. Dwa: każąc Jonesowi i Westowi wchodzić w bliski kontakt popełniasz błąd. Zapomnij, że Rowens zaliczano kiedyś do ludzkiej rasy, na chwilę obecną jest wściekłym psem, a te najlepiej odstrzelić. Podejście bliżej grozi wścieklizną i innym gównem. Już nie pamiętasz Tactora? A co jeśli pierdolnie równie efektownie, brałeś to kurwa pod uwagę? Poza tym jak chcesz tą dziwkę trzymać na smyczy? Wiadomo z miejsca, że zrobi wszystko, byle się tylko wyrwać na wolność i nie będzie się przejmować konwencją praw człowieka i innym gównem. Po której, kurwa stronie stoisz? Ustrzelmy szmatę z odległości, rozpierdolmy tarczę rakietami ze SCORPIONA i tyle. Jeden problem z głowy: szybko i w chuj humanitarnie...a tak na marginesie, to jeszcze jedna sprawa.- zrobiła krótką przerwę, potrzebną na odklejenie pleców od ściany i przemaszerowanie kilku kroków wprost pod nos nowego dowódcy - Czasy współczesne. Mamy technikę pozwalająca przemieszczać się z prędkością większą od tej którą osiąga światło, stworzyliśmy broń dzięki której jesteśmy w stanie niszczyć całe planety. Pokonaliśmy też większość znanych ludzkości chorób. Nasze ciała dostosowano do koegzystencji z maszynami - synergia umysłów organicznych i syntetycznych od dziesięcioleci przestała być mitem, a stała faktem… jednak jak przychodzi co do czego, to mężczyźni łapią za dzidy i idą polować, a baby lądują przy garach. Sprawiedliwość dziejowa i rozwój umysłowy na przestrzeni tysiącleci w dwie minuty, kurwa jego mać - zakończyła burkliwie, po czym machnęła ręką i parskając przez nos dodała nawet przyjaźnie - ale jebać szczegóły. Się zaraz ogarnie z czym dokładnie wylądowaliśmy w tej solnej dupie.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 02-03-2015 o 00:25.
Zombianna jest offline  
Stary 02-03-2015, 10:20   #113
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Cholerna esperka.
Tony zaczął żałować, że nie zatłukł jej zanim otoczyła się swoją cholerną tarczą.
Ale wściekłość przygasła, przyćmiona przez narastające rozbawienie. Bo jak inaczej można było zareagować na słowa Isaaca o pojmaniu Ineth? Tylko rozbawieniem. Gdzie niby mieliby trzymać owego jeńca? W lądowniku? Związaną?

Oczywiście można by ją złapać. Nawet tarcza esperki miała swoje ograniczenia. Systematyczny ostrzał w końcu by pozbawił Ineth energii. Pod warunkiem, że nie zamieniłaby się wcześniej w bombę.
Taaa... Złapać i podrzucić Polarianom. Ona dostałaby mnóstwo energii, a Polarianie - niespodziankę. Może niezbyt zachwycającą, ale cóż. Na wojnie wszystkie chwyty są dozwolone.

- Frida, mowa o równouprawnieniu była bardzo zabawna, chociaż Isaac pewnie nie to miał na myśli - powiedział. - Ale poza tym masz rację. Ineth stanowi dla nas zagrożenie, pewnie większe, niż Polarianie. Oni o nas nie wiedzą. A jeśli naszą kochaną panią eks-dowódcę dopadnie głód energii, to gdzie będzie jej szukać? Wszak nie u Polarian, tylko dopadnie Thundera, lądownika, albo polezie do kopalni.
- Isaac, cokolwiek sobie myślisz, bez Scorpiona nie damy sobie rady - zwrócił się do obecnego dowódcy. - Więc albo sam pójdziesz, albo kto inny wciągnie go na grzbiet. Proponowałbym to drugie, bo chociaż dowódca powinien dawać przykład, to bardziej się przydaje jako koordynator.

No a na dodatek ty masz głupie pomysły w stylu "wziąć ją żywcem". Ale nie miał zamiaru tego mówić na głos.

- Jeśli pójdziemy bez Scorpiona, to najprawdopodobniej załoga zmniejszy się o trzy osoby - dodał. - W najlepszym przypadku wrócimy z niczym. Decyduj szybko.

Usiłując przekonać Isaaca równocześnie szykował się do opuszczenia lądownika. Dyskusja dyskusją, ale reagować trzeba było szybko.

- Ross, dokąd ona się kieruje? - spytał.
 
Kerm jest offline  
Stary 03-03-2015, 10:55   #114
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Chan stwierdził krótko i wewnętrznie, że wszystkich z załogi solidnie popierdoliło. Drugim wnioskiem było, że jest okazem zdrowia psychicznego. Skończył uzbrajać kilka ładunków w czasie, kiedy reszta przerzucała się pomysłami i inwektywami niczym kochająca się rodzina. Odwrócił się z torbą pełną wybuchowych niespodzianek przewieszoną przez ramię i zrobił nieco zniesmaczoną minę.
- Żywcem ją chcesz? Słuchaj, ja rozumiem że dawno nie dupczyłeś, ale bez przesady. Mogę coś pod nią podpiąć, ale musiałaby mieć zdjętą osłonę to primo. Secundo, mamy ograniczoną ilość zapasów, amunicji i bum bumów też. Serio, jak za dużo zużyjemy na nią, to potem trafi nas szlag bo nie wiadomo co jest w Salt, a trzeba jeszcze odpalić nadajnik i najlepiej dorwać coś, co da radę zniszczyć teraformer. Czekanie na kawalerię to fajna sprawa, ale możemy się nie doczekać. Jak Seret też był esperem, to nie wiem czy pamiętasz, ale na koniec jak pieprznął, to statek cały wyłączyło. Pewnie że się wcześniej nażarł, ale tu odległości są mniejsze... - Zawiesił te słowa w powietrzu, tak żeby sobie to przetrawili. Esperka mówiła że też była wcześniej w ładowni zrobić sobie dobrze, więc równie dobrze też mogła być chodzącą bombą nuklearną z zapędami na supernową.


- Lubię wybuchy i rozrywkę, jaką niewątpliwie nam zapewni nasza psychopatyczna psycholożka, może się mylę, ale czy to nie ona robiła nam wszystkim profilowanie psychologiczne i projekcję możliwych zachowań? Może właśnie przewidziała że nas za nią wyślesz? Nie powiedziała suka o co jej z tą wizją chodzi, poza tym że chyba sobie jakieś prochy przemyciła. Tak czy siak, mamy szczątkowe zapasy a tam. - Wskazał mniej więcej w kierunku placówki. - Jest cały porzucony kompleks, prawdopodobnie również z zapasami. Najprawdopodobniej i bronią, w tym ciężką. Bo nawet jeśli korporacje nie spodziewają się tubylczych wrogich organizmów, to się na taki wypadek raczej zabezpieczają. To tak tylko w kwestii przypomnienia. - Uśmiechnął się na myśl o polowaniu na esperkę, powinien się bać i to jak jasna cholera, ale czuł przyjemny dreszczyk. Chętnie by zobaczył jak kobieta wybucha. - Gotowi zapolować na tą psychopatkę?
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 03-03-2015, 22:26   #115
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Słowa padały to od jednych, to od drugich. Pomysły, plany i wizje swojego świata przelatywały przez uszy zwiadowcy, który na chwilę zamknął się w sobie. Gdyby nie miał na sobie pancerza, załoga mogła by zauważyć jak napięte jest jego ciało. Jak spina się w sobie i walczy ze sobą, by nie powiedzieć o kilka słów za dużo. Ściągnięte brwi, zaciśnięte usta wyrażały wszystko, co mógł myśleć Jones. Nie płacono mu za to. Miał wykonywać rozkazy i zawsze słowo dowódcy było święte.

Do tego momentu.

Cała sprawa spierdoliła się koncertowo. Jedni próbowali przekonać drugich, że to ich “genialny” plan jest najlepszy, a w tym czasie Ineth uciekała. Ex-kapitan nie dała im wielkiego wyboru. Wizje? Dobre sobie. On też miewał wizje. Jak choćby ta, gdy Rowen klęczy między udami Belzen, czując jak twardy członek Jones’a bierze ją od tyłu. Tylko czy to był powód, żeby narazić załogę, oraz dopuścić do rozpieprzenia jedynego środka transportu i to w drobny mak?!
Żołnierz miał inne zdanie. Nie mógł zrozumieć jak kapitan, jak dowódca dopuścił się takiego zaniedbania. Jak Esperka mogła bawić się ich emocjami, bezcelowo narażając ich życie.

Technik, który został kapitanem, pierdolił jakieś farmazony o złapaniu esperki. Chyba ktoś mu nasrał do mózgu, a teraz rzadkie gówno wypływało mu uszami. Phi. Złapać. Skuć. I co jeszcze. Laskę może jaśnie kapitanowi opierdolić na dzień dobry.
W chuj z rozkazami.
Trzeba było się przygotować.


Milczący zwiadowca otworzył czarną walizkę i zaczął składać broń. Raubtier, był jednym z najnowocześniejszych karabinów snajperskich. Strzelał pociskami plazmowymi i w rękach zawodowca można było ustrzelić nim cel oddalony nawet o 2 kilometry. Wyposażony w dwa systemy strzelania pluł albo pojedynczym ogniem, albo trzema pociskami naraz. Magazynek pozwalał na oddanie dwudziestu strzałów, po czym musiał niespełną minutę się samoistnie naładować. Zamontowany celownik optyczny ACOG, pozwalał na dostrzeżenie celu oddalonego nawet o parę kilometrów i powiększenie go do 6 razy.
Celownik wyposażono również w lasery, oraz pełen zestaw informujący o prędkości wiatru, nachyleniu i innych zmiennych. Karabin został wykonany z twardego metalu odpornego na wstrząsy, nagłą zmianę temperatur, wodę, piasek czy substancje żrące.
Zwiadowca pogłaskał lufę szepcząc do niej:

-Moja Mukana. Mamy robotę. Cieszysz się? - słowa były niemal pieszczotliwe i czułe, jakby mówił do kochanki.

Przygotował też zestaw granatów, woląc dmuchać na zimne. Nigdy nie wiadomo co mogą spotkać po drodze. Klasyczny, EMP, fosforyzujący, napalmowy, kriogeniczny i dymny - powinno wystarczyć.
Przynajmniej taką miał nadzieję.

Do boku przyczepił nóż z funkcją energetyczną: ostrze zrobione z krystalitu zdolne przeciąć nawet pancerz bojowy. Jeśli doszłoby do walki wręcz, Jones wolał mieć przy sobie coś naprawdę zabójczego. Viper z racji swojej małej siły rażenia i przydatności mógł służyć co najwyżej jako straszak na niegrzeczne psy.

Był uzbrojony. Teraz musiał zadbać o resztę ekwipunku, który mógł mu się przydać. Tym bardziej, że wybierał się na polowanie. Lornetka firmy Geo-Tech miała możliwości dające widoczność dobrą do 10km. Do tego wbudowana możliwość widzenia w infrawizji, a także wykrywania ciepła. Wodoszczelna, lekka i wytrzymywała. Czyli to co miało Jonesowi pomóc odnaleźć jego cel. Przyczepił ją do skafandra, tak by w każdej chwili móc po nią sięgnąć. Skaner terenu sprzężony z WKP (osobistym, naręcznym holokomputerem) pozwalał na dokładną wizję lokalną. Jego zasięg wynosił 1 kilometr, ale dzięki temu zwiadowca nie szedł w ciemno. Do plecaka również schował mini-kostki detekcyjne, dzięki którym WKP informowało go, że ktoś przekroczył dany obszar. Przydatne jako wcześniejszy sygnał ostrzegawczy.


Przenośna zmechanizowana pchła. Zwana potocznie Gerti. Miała zasięg do 10 km, a dzięki wbudowanej kamerze, Jones mógł widzieć to co ona. Wystarczyło ją zestroić z WKP, co też spokojnie uczynił. Był praktycznie gotowy. Ostatnią rzeczą jaką zamierzał zabrać była siatka maskująca, która pozwała niczym kameleon, dostosować się do otoczenia.

"Najważniejszą bronią zwiadowcy jest tajemnica, cisza i umiejętność krycia się” - Tak mawiał jego ojczym, jego pierwszy mentor. Tropienie zwierzyny wymagało cierpliwości i pełnego skupienia. Łowy powoli się zaczynały i Jones czuł jak podnosi mu się adrenalina. Był zadowolony, bowiem w końcu znalazł się w swoim żywiole. Zwierzyna uciekała, tak samo jak i czas. Nikt nie wiedział i nie znał motywów, jakie nią kierowały, więc mieli tylko jeden wybór. Isaac mógł sobie mówić, ale Rowens była zbyt niebezpieczna, by pozostawić ją przy życiu. Oczywiście to nie był fair, wobec esperki ale kto powiedział, że życie bywa fair? Stanowiła zagrożenie dla nich, sprawiając że załoga Ajolosa, musiała mieć teraz oczy dookoła głowy. Polarianie stanowili zbytnie zagrożenie, by móc ciągnąć ją za sobą. Ranna by ich spowalniała, żywa mogłaby sprowadzić więcej kłopotów. Szkoda dziewczyny, ale kto daje wariatkę na pokład statku?

Spojrzał się na swoich kompanów i sprawdził raz jeszcze Mukanę, po czym przewiesił ją przez ramię.
-Dobra. Chcecie się smyrać pytkami proszę bardzo. Czas ucieka, więc ruszajmy. Podążacie za mną i nie robicie nic póki nie dam znaku. Nie wiemy co tu jeszcze żyje, więc idziemy w ciszy i skupieniu. Idziecie po moich śladach i nadążacie za mną. Jeśli ktoś się zgubi wraca do reszty załogi - zamilkł i było widać, chyba po raz pierwszy, że jest śmiertelnie poważny -I najważniejsza lekcja. Za każdym razem, gdy dokonujesz rozpoznania terenu, postępuj tak, jakbyś był przekonany, że w pobliżu znajduje się ktoś, kto nie powinien cię dostrzec. Nigdy nie zakładaj, że nie ma zagrożenia.O tym macie pamiętać, a teraz ruszajmy - nie czekając na pierdoły moralizatorskie Jones wyszedł.

Pierwsze co zrobił to sprawdził po śladach w jakim kierunku udała się Rowens, a następnie wypuścił Gerti przodem. Wszystkie skanery były włączone. Nie zamierzał iść niczym ślepiec na rzeź. Rowen była zwierzyną, a on miał być myśliwym.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 05-03-2015, 00:27   #116
 
Proxy's Avatar
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Stawiała ociężale kroki brnąc gdzieś przed siebie. Solno lodowa śnieżyca waliła ze wszystkich stron. Przy potrójnym ciążeniu powierzchni prądy powietrzne musiały być na prawdę znacznie silniejsze niż rejestrowały to oczy i czujniki. Sto dwadzieścia kilometrów teraz… Wielkość, której mózg człowieka wystawionego na takie warunki nie chciał świadomie mnożyć aby przedstawić odpowiednik ziemski. Aż samo nasuwało się pytanie: Czy ktokolwiek doświadczył obecności na terramorfowanej planecie? Czy inżynierowie środowiska jedynie oglądali wiry burzowe zza wizjera orbitalnego molocha poprawiającego naturę? Reakcja środowiska na wkład niesamowitych ilości energii był wręcz przerażający.

Ineth przystanęła po jakimś czasie. Mimo ciężkich warunków zewnętrznych to nie one spowodowały, że lekko pochylona sylwetka zastygła jakby ośrodki kierujące kończynami zrobiły sobie nagle przerwę. Potrzebowała chwili, żeby przetrawić, żeby zrozumieć. Potrzebowała sobie wszystko poukładać. Mimo przedwczesnych zapowiedzi, iż stanie się dokładnie to, co się stało, była pełna obaw. Mimo wcześniejszego znania scenariusza… Przeżywanie go było czymś kompletnie innym. Emocje jakie temu towarzyszyły… Nie wiedziała jak je ze sobą łączyć. Nie wiedziała jak łączyć je z posiadaną wiedzą, która była szczątkowa… Szczątkowa jak zawsze. Nigdy nie miała pełnego obrazu. Starając się go wykonać zawsze lekko była zdana na siebie. Musiała doprowadzić do tego, by pewne elementy się wydarzyły. Nawet nie wiedziała, czy jej świadoma ingerencja, czy jej brak, czy jakikolwiek inny wybór dotyczący wizji wpływał na nią… Czy gdyby nie wróciła do maszynowni stała by na powierzchni Perły zasypywana szalejącym lodowym śniegiem? Czy gdyby nie zmazała znaków z kapitańskiej ściany AJOLOS przetrwałby dłużej? Pytania "co by było gdyby?", "czy robię dobrze?", "czy tak to miało wyglądać?" uderzyły ją.

Tak oto bardzo młoda osoba, której podstawą do funkcjonowania przez całe życie było wspieranie innych ludzi… Została wypchnięta na kierowanie nimi, by następnie zostać porzucona na drugim końcu wszechświata, na całkowicie obcej, niebezpiecznej planecie, pod panowaniem wroga i w środku terramorfowej burzy lodu. Z pustymi dłońmi. Brzmiało to zupełnie inaczej niż czuło na własnej skórze. Nie miała wiele możliwości. Nie miała wiele czasu. Reszta załogi miała zapas… może doby, zanim otoczenie stanie się mocno uciążliwe bez żadnej przewagi w zmienianym terenie? Ile miała Ineth?

...Godzina. Tyle mogła wytrzymać. Tyle zostało jeszcze zasilania w układach miniaturowego rdzenia grawitacyjnego. Tyle była w stanie ujarzmić wyczuwany głód. Potrzebowała energii… Potrzebowała tego, co zostało odebrane przez Tonego. Wiedział, gdzie uderzyć by bolało. Nie chciała nawet myśleć w jakiej sytuacji by się znalazła, gdyby nie uzupełniła braków.

Sama jak palec, bez żadnych sprzymierzeńców, między wszystkim chcącym ją zabić, łącznie z czasem i jego pozostałą godziną. Ciężko było pamiętać o zadaniu, które miała do wykonania. W prawdzie jedyne ono ruszyło ją z odrętwienia.

Spojrzała raz jeszcze na stan energetyczny rdzenia, który nieubłagalnie wskazywał tę samą niską wartość. Spojrzała przed siebie w białą mgłę szalejącej nawałnicy. Nie widziała nic, nie wiedziała nawet gdzie jest ani po której stronie był lądownik. Sięgnęła do GPSu, który mógł pomóc w naprowadzeniu na jedyny kierunek, który mogła obrać. Po korekcji własnego obrotu zacisnęła powieki łącząc się neurołączem z modułem grawitacyjnym. Uruchomiony wcześniej dzięki impulsowi mocy ESP musiał starczyć jej na wszystko. Warunki nie pozwalały na pełne uniesienie się, lecz bardzo znaczne zmniejszenie ciążenia mogło być decydujące w zadanym czasie. Ruszyła na wybrany cel.
 
Proxy jest offline  
Stary 05-03-2015, 12:34   #117
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Scorpion był w pełni sprawny i gotowy do akcji, kiedy tylko Clark’e wskoczył do środka i zamknął osłonę. Systemy w pełni sprawne, łączność między lądownikiem i resztą załogi również.

Szybkie sprzężenie kokpitu z systemami detekcyjnymi i systemem lokalizacyjnym lądownika wyraźnie wskazywało kierunek ucieczki Rowens. Isaac odczuwał żal. Wiedział jak musi skończyć się to polowanie. Samotny człowiek nie miał szans z nowoczesną technologią, jaką posiadał SCORPION oraz zapewne ich zwiadowca.

Ruszyli.

Ciążenie na Perle nie było przeszkodą dla SCORPIONA. Serwomechanizmy kombinezonu wspomaganego bez trudu radziły sobie z tym utrudnieniem, a systemy wyrównywania ciśnienia w kabinie powodowały, że inżynier czuł się w środku niemal komfortowo. I tylko solna zmarzlina tnąca z nieba utrudniała działanie w terenie.

Obok SCORPIONA, najszybciej jak tylko dawali radę w tych warunkach poruszali się pozostali uczestnicy akcji. Ludzie jednak nie mieli tego komfortu, co Clark’e i brnęli do przodu zdecydowanie wolniej.

Wokół nich z trzaskiem rozpadał się solny świat. Skały poddane przyśpieszonym procesom terraformingu rozpadały się z hukiem na mniejsze, rozpuszczające się kawałki. Podłoże było wilgotne, śliskie i niestabilne, lecz żołnierze dawali radę przemieszczać się dość sprawnie.

Ross siedzący w lądowniku razem z Van Belzen podawał na SCORPIONA położenie lokalizatora Ineth, a Clark’e przekazywał je bezpośrednio na mapy wyświetlane przez hełmy reszty „myśliwych”.

Rowens kierowała się w stronę opuszczonej SALT-01.

* * *

Wiedziała, że ma znikome szanse uciec pościgowi, szczególnie, jeżeli załoga zdecyduje się użyć przeciwko niej SCORPIONA. Zdawała sobie sprawę, że w kombinezonie posiada zamontowany na stale lokalizator. Nie miała jednak szansy jak się go pozbyć. Nie w tych warunkach. Nie mogła też zdjąć ochronny, bo po kilku oddechach atmosfery Perły jej płuca zmieniłyby się w żel, a jej życie zakończyło w konwulsjach i mękach.

Ludzki instynkt przetrwania jest jednak zastanawiająco potężnym motywatorem i Ineth nie poddawała się. Nie mogła.

Chociaż, co było oczywiste, pościg szedł za nią, jak po sznurku.

* * *

Clarke bez zaskoczenie przyjął komunikat, który wyświetlił mu SCORPION. Ineth została namierzona przez zewnętrzne systemy mecha. Była w zasięgu ewentualnego wzroku.

Wykorzystując systemy smart wyczyścił zaśnieżony obraz na holowyświetlaczu i zobaczył ją. Poruszała się zwinnie, wykorzystując technologię antygrawitatorów. Sprytnie.

Gdzieś tam, za nią rozciągała się macierzysta skała planety, a na niej widoczne elementy konstrukcyjne opuszczonej bazy. Z odległości, w jakiej się znajdowali, widać było ostre, przebijające się nawet przez śnieżno-solną burzę światłą bazy.

Światłą oznaczały, że działa zasilanie. Mogły oznaczać, że wróg jest w bazie lub też działa jakieś zapomniane zasilanie.

Szybko wzmocnił sygnał na systemach detekcyjnych i zaklął szpetnie.

- Nie jesteśmy tutaj sami! - powiedział przyglądając się wykwitających na tak zwanej "mapie bojowej" czerwonym kropeczkom oznaczającym niezidentyfikowane obiekty.

* * *

Rowens ujrzała w końcu światła bazy SALT 01. Energię, która wabiła ją, niczym światło ćmę płaszczową z systemów Rdzenia. Na widok takiej ilości energii rozrastające się w niej istoty zaczęły świecić intensywniej, drżąc z pożądania, jak narkoman przy działce.

Wróg pojawił się przed nią zupełnie niespodziewanie.

Błysnęły światła ciężkich laserów. Zasyczała przecinana wiązkami spadająca z nieba w postaci płynnej zmarzliny sól.

Polarianie już tutaj byli! Ochraniali przejętą kopalnię!

Ineth sięgnęła po moce tarczy. Kilka wiązek laserowych przeleciało obok niej, niecelnie. Jedną udało jej się rozproszyć dzięki postawionej zasłonie EMP.

A potem Polarianie włączyli do walki coś większego i cięższego, dysponującego turbolaserem o mocy zdolnej kruszyć lżej opancerzone obiekty. Potężny ładunek z zadziwiającą precyzją uderzył w tarczę postawioną przez Ineth, przebił ją i w mgnieniu oka zmienił ciało ESPERki w poczerniałe, dymiące truchło.

Po chwili, w miejscu w którym upadała Ineth nastąpił potężny wybuch rozrzucający dookoła sól i błoto pośniegowe na kilkadziesiąt metrów.


* * *

- To mech! Lekki mech! – Clarke ujrzał pojawiającą się na ekranie obcą maszynę.

Maszyna przypominała stalowego węża , którego górna część wznosiła się na pięć metrów w górę – uzbrojona w laserowe i energetyczne działka. Groźne i niszczycielskie.

Maszyna wroga ostrzelała pozycję Ineth w niespełna trzy sekundy rozwalając ex-kapitan na kawałki.

A potem przeniosła ogień w kierunku SCORPIONA.

Maszyna wroga nie była sama!

SALT 01 broniła też piechota. Polarianie pozamykani w swoich dziwacznych, przypominających pająki kombinezonach. Rybie cielska ukryte w grubych pancerzach wyposażonych w coś, co przypominało pajęcze odnóża.

- Musieli namierzyć nasze lądowanie i sygnaturę SCORPIONA!

Pierwsze laserowe strzały zaczęły lecieć w stronę Clarke’a i reszty załogi.
Na razie niecelne – oddane na ślepo, ze względu na burzę solną ograniczającą pole widzenia, lecz wróg napierał do przodu prowadzony przez ich mecha, który radził sobie lepiej i tylko zdolności prowadzenia SCORPIONA ratowały Clarke’a od bezpośredniego trafienia.

- Jesteśmy pod ostrzałem! – zakomunikował inżynier do lądownika. – Polarianie mają przewagę liczebną!

To był fakt.

Poza tym wężowym mechem w ich stronę parło co najmniej dwunastu polarian w skafandrach. Uzbrojeniem darowywali wysłanym w pościg za Ineth ludziom, którzy teraz szukali sobie pośpiesznie kryjówek chroniących ich przed ogniem przeciwnika.
 
Armiel jest offline  
Stary 08-03-2015, 11:50   #118
 
Lomir's Avatar
 
Reputacja: 1 Lomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputację
-Nie jesteśmy tutaj sami!
To mech! Lekki mech!
Musieli namierzyć nasze lądowanie i sygnaturę SCORPIONA!
Jesteśmy pod ostrzałem! Polarianie mają przewagę liczebną!
- te słowa obijały się po czaszce inżyniera i wżerały się głęboko w jego mózg. Mieli, mówiąc krótko, przejebane.
Isaac nigdy wcześniej nie walczył z rybolami na lądzie. Nawet nie wyobrażał sobie jak wyglądają ich pancerze, cóż, myślał, że przypominają bardziej kulę na rybki, albo akwarium. W całej tej zawierusze Clarke zupełnie zapomniał o Ineth, która wyparowała z powierzchni Perły

SALT 01 było przez nich opanowane, przybyli już za późno. Teraz muszą się wycofać, ale gorsze było to, że Polarianie mogli ruszyć z nimi, a i tak najpewniej wiedzieli, gdzie wylądowali.

-Wycofujemy się, nie mamy szans. Tony, Jones jazda, jazda, jazda! Postaram się was osłonić. - powiedział technik, ustawiając Lucy na linii pomiędzy rybiakami, dając tym samym prowizoryczną osłonę. Jego mech stawiał powolne kroki w tył, cały czas obserwując pole bitwy przed nimi.

-Frida, Chan, Ross, szykujcie się. Mamy tutaj ryboludzi…- powiedział Isaac włączając przekaz video -...za nami. Wycofujemy się, postaramy się ich zgubić, ale chyba wiedzą gdzie wylądowaliśmy!-

Silna wiązka z lasera uderzyła tuż obok SCORPIONA zamieniając na chwilę kawałek solnej skały w solną zupę, gotującą się i parującą. Kolejny strzał uderzył w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą znajdował się Izaak w swoim pancerzu wzbijając na kilka metrów w górę kawałki solnego błota i przesłaniając widoczność na krótką chwilę.
Systemy ostrzegawcze SCORPIONA zawyły, a maszyną zatrzęsło, kiedy kolejna smuga uderzyła w ludzkiego mecha. Na szczęście trafienie było niegroźne i skończyło się jedynie na wstrząsach, ale potwierdzało tylko, że przeciwnik wstrzelił się już w jego pozycję, dostosował tryb ognia do poruszania celu. Ktokolwiek pilotował wrogą maszynę, robił to dość dobrze. Mogli mieć za chwilę problemy.
Piechota poruszała się niezgrabnie, na razie strzelała na ślepo, dając osłonę ogniową wolnej i cięższej jednostce.

- Isaac, odpalę Thundera - zaproponował Tony, usiłując znaleźć jak najlepsze miejsce, jakąś skałkę, za którą mógłby się schować przed wzrokiem Polarian. - Może uda się ich zniszczyć...

Szanse były niewielkie, ale zabawa w chowanego z Polarianami mogła się skończyć w jeden tylko sposób.

-Dobry pomysł, da nam to odrobinę przewagi, przynajmniej w powietrzu. - powiedział do komunikatora wbudowanego w SCORPIONa technik. Po chwili dodał, patrząc przez wizjer maszyny na szalejącą burzę solną -Tony, wiesz, że to nie będzie łatwe? - wypowiedź technika została przerwana przez sygnały ostrzegawcze SCORPIONa, syngalizujące trafienie
-Osz kurwa, wstrzeliwują się!- krzyknął Isaac. -Zmiana planów panowie, podwiozę was!- powiedziawszy te słowa, spróbował złapać Tony’ego i Jones’a, usadowić ich na pancerzu swojego mecha, w taki sposób, aby ciągle ich zasłaniać od ostrzału. Gdy operacja się udała, Clarke mocniej schwycił joysticki, którymi sterował Lucy i pchnął je z całej siły do przodu, zmusząjąc kupę żelastwa do biegu. Gdy uznał, że udało mu się oddalić na tyle daleko, aby znów poczuć się bezpieczniej, Isaac uruchomił systemy maskowania i zwolnił do tempa marszu.*

- Rakietami ich! - Rzucił kanonier, słysząc o komitecie powitalnym. Rzucił się do skrzyni z ładunkami i zaczął szukać zdalnych detonatorów, skoro wiedzieli że nadchodzą, wiedzieli gdzie są, to była też duża szansa na to, że zaraz tu będą. Wypadało przynajmniej trochę zaminować podejście. Trzeba było tylko dobrać odpowiednie zapalniki do ładunków i szybko wszystko przygotować. Kto by pomyślał że na prostej misji zwiadowczej więcej narozrabiać będzie miał szansę na powierzchni niż w kosmosie z dość zabójczym arsenałem AJOLOSA. - Spróbuję ustawić ładunku ze zdalnym detonatorem, dam znać jak się uda, będziecie musieli ich pokierować na odpowiednią ścieżkę najlepiej. - Byłoby miło gdyby wodoluby się w to wpakowały, oszczędziłyby mu roboty.

Jones nie czekając na dodatkową zachętę po prostu zamierzał spierdalać. Nie uśmiechało mu się to, warunki jednak były tak chujowe, że nie umiał by zapewne odstrzelić sobie fiuta.
-Zmywamy się stąd. Walka w takich warunkach...to samobójstwo..

Wycofywali się w pośpiechu. Jones i West trzymali się kurczowo śliskiego kadłuba SCORPIONA, a Clark'e starał się utrzymać maszynę na nogach unikając jednocześnie ognia Polarian. Może i pancerz mecha wytrzymałby trafienie z laserów wroga, ale ludzie na jego powłoce to już raczej nie.
Oddalili się dość szybko, mając najwyraźniej przewagę w prędkości. Tylko kilka wiązek laserowych przecięło przestrzeń za nimi, ledwie widoczne w szalejącej burzy śnieżnej.

Chan wyskoczył na zewnątrz od razu obrywając solnym błotem niesionym przez szalejącą wichurę. Przedarł się do miejsca, gdzie najpewniej zaatakują Polarianie i zaczął rozstawiać ładunki. Pilotujący SCORPIONA Clark'e zauważył kanoniera w ostatniej chwili i tylko dlatego, że ten miał zapalony reflektor na swoim kombinezonie. Mech o mało nie stratował Chana, który przy takim szaleństwie żywiołów nie był wstanie ani go usłyszeć, ani poczuć drżenia ziemi jakie wzbudzała biegnąca maszyna. Zauważyć nie mógł tym bardziej. Na szczęście systemy nawigacyjne mecha działały bez zarzutu i Isaac wyhamował, jak należy. Mr. Jones zsunął się z pancerza na rozmokłą, zmarzniętą ziemię.Tony zeskoczył zaraz za nim

-Chyba zyskaliśmy trochę przewagi - powiedział Isaac - Rybole nie są takie zwinne na lądzie. Mamy chwilę. Tony, - zwrócił się do pilota - Jones przyda nam się tu, na lądzie, niech Chan z tobą idzie do THUNDERa. To znaczy, ja was podrzucę. Ross, widzisz coś? Polarianie się do nas zbliżają? Wiedzą gdzie jesteśmy? Pełny raport sytuacjyjny. - wydał rozkaz - Jeśli nie wiedzą, to musimy się jakoś ukryć i ruszyć na zwiad, nie możemy się z nimi równać w otwartej walce, no chyba, że THUNDER da radę zdjąć ich mecha, a Lucy poradzi sobie z piechotą. - powiedział p.o. kapitana. Van Belzen, Chan - udało wam się coś przygotować? Jakimi zasobami dysponujemy? -*

Jones czekał na dalsze rozkazy. Karabin znalazł się w jego dłoniach. Skaner namierzał odległość jaką miał do nic wróg. Czas nie sprzyjał im zbytnio.
-Issac, nic nie widać w taką pogodę. Chuj w dupę tym rybom. Spierdalajmy stąd. Niech Tony spróbuje ogarnąć Thundera. My musimy się stąd zwijać. Jakbyś nie zauważył, Ty może jesteś w grubym mechu, ale wiatr pizga niemiłosiernie. W taką pogodę to nie da się walczyć - fuknął zły zwiadowca.

-Dlatego też nie każe wam ich atakować. - powiedział zirytowany technik -Ale też nie mamy dokąd “się zwijać”. AJOLOSa już nie ma, pamiętasz? A lądownikiem daleko nie polecimy, a w ogóle to mamy ograniczone zasoby energetyczne. Myślę, że musimy się skonfrontować z Polarianami, ale na naszych zasadach i nie w otwartej walce. To coś dla ciebie. Musimy odbić tą stację, żebyśmy mieli cień szansy na wysłanie sygnału. - przerwał na chwilę - No więc jaka sytuacja? -

- Nie trzeba ich atakować - powiedział Tony. - Nie tych, przynajmniej. Spróbujmy ich ominąć. W końcu interesuje nas kopalnia, a je walka z Polarianami. Pewnie natknęliśmy się na nich, gdy szli sprawdzić, kto wylądował na planecie. Trzeba zabrać z lądownika co się da i uciekać. A ja spróbuję, Thunderem, ostudzić ich zapały.
- Nie wiemy - mówił dalej - ilu ich tam siedzi, w SALT 01. Po co komu nie wiadomo jak liczne oddziały podczas terraformingu? Najlepiej by było odesłać lądownik daleko stąd. Może by pomyśleli, że uciekliśmy.

- Wstrzymać wodze, zaminowałem ścieżkę, jak mi dacie sygnał że są na tym terenie, albo prześlecie odczyty ich sygnatur z lądownika, to się ich wysadzi. Potem dobije rakietami i laserami mecha. Piechotę powinno przynajmniej oszołomić. Ładunki są zdalnie sterowane, więc możecie od biedy i wy to zrobić jeśli chcesz żebym koniecznie właśnie teraz zapieprzał też do THUNDERA. Przebić się przez nich i tak trzeba jeśli mamy się dostać do nadajnika. Lądownik się może jeszcze przydać, więc dobrze by było, jakby przetrwał w całości, ale fakt, trzeba go wypakować. - Wyrzucił z siebie kanonier. - Ryby na lądzie moga być mniej zwrotne, ale pewnie równie opancerzone co w kosmosie. Jeśli dasz radę celować w tym gównie, to szarpnij się na stawy. Bez nich mech będzie łatwym celem. Powinien. - Poprawił się po sekundzie. Ładunki były rozstawione w newralgicznych punktach, zostało czekać i odpalać, lub spieprzać do myśliwca. To ostatnie nie było aż takie głupie, West był niezły w swoje klocki, więc oceniał że ma przynajmniej 25% szans na przeżycie, jeśli wsiądzie z nim do maszyny i zacznie z niej młócić sprzętem przeznaczonym do walki kosmicznej, po pancerzach naziemnych. Przy lądowniku z ładunkami wcale dużo lepiej nie było. Może wiatr próbował rozerwać mu skafander a packi soli doprowadzić do epilepsji, ale zaczynało mu się robić ciepło.*


- Mam namiar na cel. Mogę wam przesłać obraz radarowy. Myślę, że możnaby spróbować walnąć rakietką wedle wskazań radaru. Tego ich mecha widzę całkiem dobrze. Trzeba ich zatrzymać zanim dojdą do promu. Prom to nasze ostatnie, bezpieczne schronienie. Alternatywą jest przeparkowanie go choć trochę. Ale to nam nie zlikwiduje problemu ich oddziału szturmowego. Więc proponuję tak zrobić jeśli nie uda się ich zatrzymać. - włączył się do dyskusji Ross. Patrząc na obraz za główną pancerną szybą lądownika wcale nie zadrościł chłopakom na zewnątrz. Nawet Izaac’owi w jego pancerzu wspomaganym gdzie miał chyba najznośćniejsze warunki bytowe z całek trójki. Aura i pogoda nie sprzyjała spacerom. Szyby lądownika były już pokryte jakąś na wpółzmrożoną, sciekajacą po nich breją. Zdaniem Morgana wyglądało to już optycznie wystarczająco odpychająco i zniechęcało do zapoznawania się z resztą planety. A do tego wskaźniki promu pokazywały jeszcze wiatr i generalnie śnieżno - solną burzę. Cieszył się więc, że jego fucha nie zmusza go do opuszczenia wnętrza pojazdu.

Zastanawiał się jak te warunki wpływają na ich sytuację i jak wykorzystać je na swoja korzyść. Szaruga szarpała i motała w optoeletronice bazującej na świetle widzialnym. A więc na tym samym widmie co oczy człowieka. W efekcie nie widac było nic poza najbliższą okolicą. Nawet przy filtrach optoelektronicznych oferowanych przez skafandry czy urządzenia pokładowe. Ale to oznaczało, że na sprzet Polarsów działa to podobnie. Na radiotechnikę wpływało to jednak znacznie słabiej. przynajmniej na odległości na jakich mieli do przejętej fabryki czy oddziału wroga. Wszelakie skupiska twardych odbijających fale radiowe obiektów skalnych czy metalowych dawały ładne echo na radarze. Jeśli obiekt się poruszyał było to widoczne na nim a do tego można było niejako przy okazji zmierzyć jego predkość i kierunek. Do pewnego stopnia także wielkość. Na tym opierał się plan Ross’a. Zamierzał użyć systemów promu jak radaru artyleryjskiego i podac namiar chłopakom na zewnątrz. Wówczas jego zdaniem przynajmniej Izaak ze swojej “Lucy” mógłby posłać Płetwiakom rakietkę czy dwie, zwłaszcza w tego ich mecha. Nawet jeśli nie miał ich we własnych skanach. Zaś Ross na ekranie mógłby widziec efekt ostrzału i ewentualnie skorygować ogień.

Do tego żywił nadzieję, że jeśli naziemna technika Polarsów jest podobna technologicznie do tej kosmicznej to mieli ciut przewagi w czułości własnych skanów nad Polarowymi. Więc miał nadzieję, że przy kombo jego umiejętności i zabawek w połączeniu z Izaaciem i Lucy pozwolą na otwarcie celnego ognia spoza zasięgu widoczności wrogiego oddziału. Zaś burza ze swoimi blokujacymi skany własciwościami pozwoliłaby skryć pole walki przed wścibskim okiem z orbity. Ale ta naprawdę przy info jakie mieli o przeciwniku większość jego założeń była teoretyczna i poparta jedynie własnymi obserwacjmi i praktyką z walką z Polarianami.

Ross spojrzał na odczyty z lądownika i szybko zorientował się, że wróg nie kontynuował pościgu. Jednostki przeciwnika zawróciły pod SALT-01 tworząc najwyraźniej kordon ochronny wokół czegoś.

Informacja, którą przekazał Ross była częściowo pozytywna. Polarianie nie mieli ochoty ich ścigać, więc mieli chwilę spokoju, ale też czegoś pilnowali, czegoś co było na SALT 01.
-Dobra, dzięki Ross. Słuchajcie, mamy chwilę spokoju, rybole nie chcą nas dziś gonić, ale też mają coś ciekawego na SALT 01 i nie chcą tego oddać. Jones, weź Chana i spróbujcie zrobić zwiad. Wybadajcie co i jak, spróbujcie wykorzystać solną śnieżycę na waszą korzyść. Sprawdźcie jak wygląda teren w okół stacji, układ sił ryboludzi, gdzie są zgrupowani. Czy można jakoś wziąć ich z zaskoczenia, albo jakimś cudem ominąć. Jesteś specjalistą od zwiadu, więc wiesz co masz zrobić. Pamiętaj, że to tylko zwiad, nie atakuj. Ja z Lucy zabiorę Westa do THUNDERa, niech przeparkuje swój statek tutaj, żebyśmy mieli go pod ręką. Frida i Ross zostaną na statku i monitorują ruch Polarian. Wszystko jasne?

-I znowu z Rossem, eh. Przyjęłam. -przez komunikator głos van Belzen brzmiał jeszcze bardziej burkliwie, niż zazwyczaj - Kabaryna zostaje na miejscu, czy ją też przeparkować? Na razie solna kasza działa na naszą korzyść, ale chuj raczy wiedzieć ile to potrwa. Ten gówniany lądownik to nie AJOLOS, o porządnych systemach maskujących możemy sobie co najwyżej pomarzyć. Szkoda by było, gdyby i jego rybole rozpieprzyli.

- Masz romans przymusowy, ciesz się. - Rzucił do nawigatorki i zapakował do torby kilka ładunków i granatów. Na zwiadzie teoretycznie były mało przydatne, ale zdawało mu się że mogą się przydać. - Macie tu rozłożenie ładunków, gdybyście musieli je odpalić jak mnie nie będzie. - Dodał zostawiając aktywatory detonatorów już zamontowanych i rozłożonych. - Może potrzebują czegokolwiek, co było w Salt-01 albo używają tamtejszych systemów do napędzania teraformera? Cholera ich wie, cokolwiek tam mają, wydaje im się na tym zależeć. Byle nie zaczęli rozpieprzać naszego nadajnika. Bo będziemy w większej dupie niż jesteśmy. - Chociaż musiał sam przyznać, że ciężko mu było sobie takową wyobrazić.

- Spoko. Postaram się was nie zgubić. Tych Płetwiaków też. Jakby co będe się darł więc się postarajcie nie wyłazić poza zasięg. A przez tą burzę daleki on nie jest. - usmiechnął się skaner ale po chwili dodał już poważniej. Ostatnio tyle się działo i w takim tempie, że nie miał keidy odsapnąć. Najpierw ta chryja z wizją Rowens, potem te jej rzucanie nimi o ściany i jej ucieczka. Gorączkowy pościg przez śnieżno - solną zamieć siarkowodoru prawie po ciemku a teraz jeszcze kontrakcja Polarsów no. No jakby im nudno było…

- Ale nie sądze by grzebali przy samym nadajniku. Im est nie potrzebny. Mają swoje na własnych okrętach. Tak jak my… Mieliśmy… - zaciął się trochę gdy znów mu się przypomniało o utracie ich korwetki. Potrząsnął głową zakrytą hełmem skafandra i ciągnął swoje wnioski dalej. - W każdym razie myślę, że coś tam knują ale nie z naszym nadajnikiem. Byli tu przed nami bo lądowane tak blisko raczej nawet tym badziewiem bym wykrył. Są więc już tu od niewiadomo kiedy. Mogli się więc przygotować na jakieś kontrakcje z naszej strony. - zamilkła na chwilę znowu i usiłował się podrapać po policzku co mu pomagało się skupić ale palce w rękawicy natknęły na plastik hełmu. Trochę zirytowany machnąl więc ręką jakby odganiał muchę.

- Raczej nie ma ich tam zbyt dużo tak myślę… Nie żołnierzy… Bo jakby mieli rezerwę to by kontynuowali pościg i szukali nas dalej… A woleli nie oddalać się od kompleksu czyli jest to dla nich ważne… - mówił w skupieniu ale w końcu wzruszył ramionami i rozłożył ręce. - No ale w sumie to zgaduję. Równie dobrze ich procedury mogą kazać im wracać po urwaniu kontaktu z wrogiem. - przyznał się z rozbrajającą szczerością. Już próbował zgadywać i przewidywać te polarsowe zabawy i taktyki tyle razy w tym systemie… i tyle razy się pomylił… że zaczynał podchodzić do własnych teorii z wielką swobodą. No ale sumienie nie pozwalało mu trzymać ich dla siebie przed resztą załogi.

- Ale wiecie co? - spytał jakby w ostatniej chwili na coś wpadł. - Oni musieli się tu jakoś znaleźć. Więc co prawda mogą trzymać swoją windę na pięterku na orbicie… Ale może mają ja gdzieś przyziemnioną w okolicy kompleksu. Wiem, że mamy głównie rozpoznać co tam wyrabiają… Ale może jakby była okazja i tak odciąć ich chwilowo od zaopatrzenia czy ewakuacji? - miał na myśli głównie pokładowy sprzęt Scorpiona. Jeśli Polarsi używali czegoś na podobę ich windy, zwanej dla sztuki i tradycji wojskowego kamuflażu “promem orbitalnym” to chyba taka jedna celna rakietka w kadłub mogłaby sporo im nabruździć. Majac na wsparciu jednostkę w stylu “Zółwia” nad sobą pewnie nie była to niepowetowana strata no ale skoro byli na wojnie i mieli kąsać to dlaczego mieli im choć taki mały kawałek odpuścić? Poza tym był nadal wściekły, że Rowens nie dała im okazji choć spróbować się odgryźć na orbicie a chętnie skorzystałby z okazji by zniszczyć jakąkolwiek, choćby mała jednostkę Polarsów. Szkoda, że odpowiednio silnych min nie mieli. Wówczas można by im zostawić smroda i odpalić zdalnie albo czasowo a tak to trzeba było Scorpionem w razie czego zadzialać.

- Aha, Izaac, i tym razem włącz maskowanie. Bo na skanach świecisz jak choinka. No to powodzenia chłopaki! - zwrócił się na koniec do tej części załogi która miała oddalić się od promu.
 
Lomir jest offline  
Stary 09-03-2015, 09:47   #119
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Wszyscy

Sytuacja zmieniała się jak kalejdoskopie. Wróg wycofał się? A może przegrupował siły? Zaalarmował główną grupę? Może stracili w ten sposób jedyną szansę na zdobycie SALT-01 – ich drogi ku wybawieniu? Może powinni odpowiedzieć ogniem, rozwalić przeciwnika, nim ten by wiedział, co go spotkało? Może?

A może właśnie postąpili słusznie, przegrupowując się i dając czas do namysłu?

Na polu walki nigdy nie można było mieć pewności. A decyzji raz podjętych cofnąć się zwyczajnie nie dawało.

Clarke wydał kolejne rozkazy i załoga rozpoczęła ich wykonywanie.

CLARKE, WEST

Padająca z nieba, śnieżno-solna zawierucha wyraźnie zmieniała się w bardziej wodnistą breję. Oznaczało to, że temperatura na Perle podnosiła się do wartości dodatnich. Czy powodem tego były działania Polarian czy też naturalne warunki panujące na planecie to teraz nie było istotne.

West trzymał się kurczowo pancerza Scorpiona skupiając cały swój wysiłek na tym, by nie spaść, co nie było wcale zadaniem łatwym.

Do Thundera dotarli szybko. Myśliwiec łatwo było namierzyć systemom mecha, więc szli do niego jak po sznurku.

West zeskoczył z Scorpiona, zasalutował dowódcy i ruszył do kabiny pilota. Clarke nie czekał, aż West wystartuje, lecz szybko zawrócił w kierunku pozostawionej przy lądowniku załogi.

WEST

Rutynowe sprawdzenie silników, płatów i pozostałych elementów myśliwca, upewniło pilota, że wszystko jest w porządku. Warstwa zamarzniętej soli nie powinna utrudnić startu. Jedynym zmartwieniem Westa była szalejąca wokół zawierucha. Start w tych warunkach był bardzo ryzykownym manewrem, a przepakowanie kosmicznego myśliwca na odległość dwóch kilometrów było zbędnym ryzykiem, zważywszy na to, do czego została stworzona ta maszyna.

West włączył silniki pulsacyjne, które pozwalały mu na manewrowanie w warunkach atmosferycznych, ustawił odpowiedni dla panującej na planecie grawitacji i powoli, niemal pieszczotliwie włączył silniki.

Maszyna poderwała się w powietrze, pozostawiając na ziemi dymiącą, gotującą się powierzchnię, gdzie solną breję omiotły dysze silników. West poczuł, jak wiatr szarpie Thunderem, jak próbuje rzucić nim w bok, lecz z zaciśniętymi zębami i spocony jak grubas w saunie, pilot nadał maszynie odpowiednie odchylenie. W kilka sekund znalazł się w najniższych warstwach atmosfery, pośród gęstych, obladzających korpus THUNDERA chmur, przeciął je z prędkością atmosferyczną, przeleciał blisko dwadzieścia mil nim udało mu się wykonać zwrot i skierować maszynę na koordynaty lądownika.

Nic nie widział i zmuszony był pilotować myśliwca na podstawie odczytów ze skanerów, systemów smart i uaktualnianej z prędkością 0,25 sekundy mapą geodezyjną powierzchni.

Z hukiem silników rozdzierających atmosferę Perły ułożył Thundera w pozycji umożliwiającej zejście do lądowania i powoli, bez ryzyka, posadził ją na powierzchni Perły, rozwalając silnikami i korpusem kilka miękkich formacji solnych na miejscu lądowania, zaciskając żeby, kiedy słyszał towarzyszące temu hałasy.

W tym samym momencie, kiedy on posadził maszynę na wysuniętych nogach w głośnikach hełmu dało się słyszeć przekleństwo.

MR. JONES

To Mr. Jones lubił najbardziej. Samotne działanie. Zwiad bez oglądania się na nikogo. Nim jeszcze West i Clarke wyruszyli w drogę po THUNDERA on najszybciej, jak tylko to było możliwe w takich warunkach, ruszył na zwiad – z powrotem w stronę SALT-01.

Systemy hełmu ustawił na low-light vision, przerywane co kilkadziesiąt sekund skanowaniem na dwóch pasmach podczerwieni i x-ray. Dzięki temu widoczność poprawiła się tylko nieznacznie.

Ale to wystarczyło zwiadowcy. Uruchomił systemy maskowania zintegrowane z jego kombinezonem zwiadu i popędził przed siebie przez cholerny Armagedon soli i błota pośniegowego, klnąc przy tym, jak diabli.

Pod SALT-01 dotarł w rekordowym tempie dwudziestu dwóch minut. I tak nieźle, zważywszy na to, co działo się wokół. Znalazł szybko pozycję, z której mógłby mieć lepszy widok, co oczywiście skutecznie uniemożliwiała cholerna burza i odpalił programy skanowania bezpośredniego dostępne w jego WKP.

Pozwalało mu to na namierzenie takich obiektów jak, niewielkie ukryte źródła energii – zasilanie skafandrów na przykład, pola siłowe, miny, kable przesyłowe, ogniwa i tym podobne cele. Taki skan był niemożliwy z pokładu lądownika i dawał im pewną przewagę taktyczną.

- Mam cię pierdolony robaczku.

Mr. Jones z satysfakcją odczytywał wyświetlane bezpośrednio w hełmie w postaci małej mapy taktycznej dane.

Udało mu się namierzyć mecha, który pogonił ich spod SALT-01 gdy ścigali Rowens. Poza nim wykrył jeszcze niewielkie pole siłowe przy samym wejściu do kompleksu kopalni, spore źródło mocy w okolicach wystającej nad okolicą anteny łączności międzyplanetarnej strzeżone przez kolejne większe ognisko – zapewne drugi mech. Do tego wykrył dziwaczne impulsy energii na podejściu do bazy i kilka pomniejszych punkcików, które mogły być tymi Polarnianami w pajęczych skafandrach.

- Kurwa – rzucił cicho Mr. Jones, gdy nagły, jaskrawy rozbłysk poraził mu przesłony.

To był impuls grawitacyjny, lub podobna do niego technologia.

- Jebane rybki mają zamontowaną kotwicę grawitronową lub coś w ten deseń na SALT-01! -zakomunikował zwiadowca zakodowanym, bezpiecznym pasmem do lądownika.

To było coś rodzaju windy. Stabilnego promienia ściągającego, który w błyskawicznym czasie pozwalał przenosić ładunki z orbity na powierzchnię planety i w przeciwną stronę.

- Zapewne mają bezpośrednie połączenie z ŻÓŁWIEM.


CHAN, ROSS, VAN BELZEN

Chan i Van Belzen rozpakowywali ciężki sprzęt i ich zapasy, tak jak to było ustalone, a Ross obserwował okolicę na prymitywnych detektorach lądownika, po raz tysięczny wracając myślami do zniszczonego AJOLOSA i cuda technologii detekcyjnej, jakie miał tam zamontowane.

Zarejestrował szaleńczy przelot Thundera trzymając kciuki za to, by myśliwiec nie rozpierdzielił się gdzieś o powierzchnię Perły podczas tego manewru nie przerywając jednak obserwacji i nasłuchu okolic SALT-01.

Niepokoiły go siły wroga w pobliżu. Byli jak na widelcu. Wystarczyło namierzyć ich koordynaty i przeprowadzić jedno szybkie, precyzyjne i niszczycielskie uderzenie z orbity. Bez tarcz energetycznych i zagłuszania obronnego byli bezbronni, jak dzieci. Wystawieni na technologiczną przewagę krążącego gdzieś nad ich głowami ŻÓŁWIA. Paradoksalnie pogoda, na którą narzekali, dawała im największą przewagę w osłonie. W wyższych warstwach atmosfery sól wchodziła w reakcje chemiczne stanowiące prymitywne, lecz dość skuteczne parasole ochronne, nad ich głowami.

Po tym, jak West posadził Thundera w pobliżu lądownika Ross jeszcze bardziej skoncentrował swoją uwagę, na nasłuchu i skanach przebiegając pasmo po paśmie na szerokim polu detekcyjnym. Tak jak się obawiał, przelot myśliwca zwrócił uwagę wroga. Trudno było przeoczyć taki nagły wzrost emisji energii w tak bliskim radiancie.

Potem urządzenia lądownika wykryły potężną, wybiegającą poza skalę emisję.

- Kurwa – w komunikatorze dało się słyszeć głos Mr.Jonesa.

Zwiadowca brzmiał tak, jakby znajdował się w sercu jakiegoś kosmicznego ula – wokół słychać było mnóstwo szumów i trzasków i nawet wprowadzenie filtrów czyszczenia dźwięku pomogło tylko w nieznacznym stopniu.

- Jebane rybki mają zamontowaną kotwicę grawitronową lub coś w ten deseń na SALT-01! – trzeszczał zwiadowca.

To nie poprawiało ich sytuacji. Taka winda pozwalała przerzucać im siły z i na ŻÓŁWIA.

- Chan, Belzen – Ross rzucił w słuchawki. – Lepiej wracajcie do środka.

Skaner lepiej pojął znaczenia impulsu namierzonego przez systemy i meldunek złożony przez Mr. Jonesa.

- Polarsy coś kombinują.

MR. JONES

Obraz na mapie taktycznej w hełmie zmienił się diametralnie.
Punkciki, mrowie punkcików, pojawiły się na odczytach i ustawiły w luźny szyk, kierując poza SALT-01. Nie trzeba było być geniuszem zwiadu, aby domyślić się, co jest ich celem.

- Ross – Mr. Jones rzucił w komunikator. – Macie kłopoty. Rybki zapragnęły małego gang-bang z nami.

Znaczne siły wroga kierują się w waszą stronę.
Przez chwilę przyglądał się odczytom ze swojej mapki.

- Macie przynajmniej dwa takie wężowo-mechowe chujki i co najmniej piętnaście mniejszych jednostek.

Wyglądało na to, że na SALT-01 jest coś, czego Polarianie mieli zamiar bronić w typowo agresywny dla siebie sposób. Spore siły wyruszyły zapewne po to, by zniszczyć zagrożenie ze strony ludzi.

Do obrony pozycji nadal jednak pozostał co najmniej jeden wrogi mech i kilkunastu „piechurów”. Do tego lekkie pole siłowe przy wejściu i te dziwaczne kropeczki energii na podejściu do kopalni. Możliwe, że miny? Ale to raczej nie pasowało do koncepcji technologicznej rasy żyjącej w morzach? Więc, co do jasnej cholery, mogło to być?

- Przy tym tempie poruszania będą przy was najdalej za piętnaście minut.
 
Armiel jest offline  
Stary 09-03-2015, 12:56   #120
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Zabawa trwała. Bal na sto par. Albo i na więcej, jeśli Polarianie mogli ściągnąć posiłki windą grawitacyjną, o której właśnie doniósł Jones.
Szkoda, że nie wcześniej, zanim Thunder wylądował.
A na dodatek zanosiło się na to, że niedługo zamiast solnych pagórków będą mieli wokół siebie solankę. Klimat zmieniał się na nieco przyjemniejszy, ale wakacje nad powiększoną wielokrotnie wersją Morza Martwego nie leżała w jego planach. On co prawda umiał pływać, ale Thunder nie nadawał się ani na motorówkę, ani też na łódź podwodną.
A pozbyć się tego kawałka windy kosmicznej mógł tylko Thunder.

Do trzech razy sztuka... Dwa razy udało mu się wylądować. Był cień szansy, ze i trzeci raz się uda. Co prawda powiadano, że piloci myśliwców byli produktami jednorazowego użytku, a on już chyba wyczerpał całkowicie przysługujący mu limit szczęścia, ale czy mieli inne wyjście?
Wilk umiera z wyszczerzonymi kłami, a chociaż Thunder nie dorównywał Ajolosowi pod względem uzbrojenia, to parę ząbków jeszcze miał. Co prawda lepszy byłby zwykły prom bojowy, ale na bezrybiu...
Tfu! Tony wypluł rybie skojarzenie, po czym zwrócił się do Issaca.

- Wezmę Thundera i zniszczę połączenie Żółwia z Perłą - zaproponował. - A potem spróbuję zniechęcić Polarian do zajmowania się wami.

Miał nadzieję, że decyzja zostanie podjęta w ciągu paru sekund. Zanim będzie za późno.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:21.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172