Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-03-2015, 22:11   #297
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Dupa blada… i inne przekleństwa.
Mieli zbierać plotki, a nie mieszać w kotle tutejszej półświatka. Jak to będzie wyglądało w raporcie? Zatrudniliśmy złodziei i innych rzezimieszków, którym obiecaliśmy poparcie polityczne dla ich żądań. Albo pieniężne… Dobrze, że dziedzictwo budziło się coraz gwałtowniej, bo jak Ivette go znajdzie, to obedrze żywcem ze skóry. I jeszcze posoli.
Jean nie był pewien czy szpiegowanie obejmowało robienie rewolucji przy pomocy upadłej królowej i złodziejskiej menażerii stolicy. To nie była zbyt koronkowa robota z jego strony. Ale cóż mógł poradzić? Poza graniem kartami, które mu rozdano.
Te jednak wątpliwości nie odbijały się na tworzy gnoma, który był elfem obecnie. Jean uśmiechał się wesoło, jakby wszystko to było częścią jego genialnego planu, jakby przewidział posunięcia do tej chwili i następne też. Jakby wszyscy grali tak jak on zaplanował.
- Zanim zaczniemy… jak wam się widzą obecne rządy? - zapytał więc z uśmiechem Jean porzucając elfie maniery i powściągliwość. - Miasto które wydaje się umierać, zastraszeni kupcy, panoszący się po lasach ludzcy bandyci i poirytowane ich obecnością plemiona dzikich elfów.
-Właśnie podsumował pan wszelkie problemy jakie mamy z obecną władzą.-
odparł spokojnym, głębokim głosem elf wychodząc z cienia. Zmiana oświetlenia sprawiła jedynie że jego karnacja stała się ciut mniej szara, włosy zaś nie przypominały już płynnej smoły.- Pałacowe gierki nie obchodziły nas tak długo, jak nie uderzało to w ludzi, czyli pośrednio także w nas. Jaki jest sens obrabowywania bogatych dzielnic kiedy paser woli szykować się na głodowe lata i za rubin, oferuje ci ziemniaki.
Złodziej zaśmiał się cicho, zakładając ręce na piersi i obchodząc iluzoryczną postać Jeana.
-Szczęśliwie, nie jest jeszcze aż tak źle ale ja i mnie podobni dostrzegamy pewne... symptomy nadchodzącej choroby.
- Oferuję wam możliwość odwrócenia owego trendu w polityce.-
stwierdził Jean z uśmiechem.- Bądź co bądź, będzie tylko gorzej. Komuś przy tronie marzy się upadek mojego królestwa i jest gotów poświęcić wasze królestwo i dobrobyt w celu osiągnięcia swych zamiarów. Ściągnął w granice Sivellius renegatów gwardii pistoletowej, wymordował waszych magów gdy się mu sprzeciwili i jest pewnie gotów uczynić kolejne zbrodnie... A gdy zabraknie mu kupców go ogołacania ze złota, sięgnie po biedaków... i was przy okazji.
-Nas nie znajdzie.-
odparł krótko elf.- Ale żadnemu z moich kolegów nie uśmiecha się opcja opuszczenia ojczyzny niczym szczury uciekające z tonącego okrętu. Mało kto lubi patrzeć na własne miasto, a przynajmniej tą część nazywaną domem, obracaną w perzynę. Nawet złodziejom.
Uśmiechnął się cierpko.
-I wiemy o niektórych z niecnych uczynków Veneanarów.
Cóż, nie był głupi skoro używał liczby mnogiej. Albo przynajmniej dobrze poinformowany.
- Chcę im właśnie pomieszać szyki. Popsuć plany na tyle, by osoba siedząca za tronem się ujawniła. Zamierzam porwać generała. Bez niego król sobie nie poradzi. - odparł z szaleńczym uśmieszkiem Jean i sięgnął dłonią po wąs, który zamierzał podkręcić... a którego nie było. Więc z irytacją potarł policzek.
-Brzmi to dość... ambitnie. Ale z odpowiednio rozstawionymi czujkami, właściwą dezinformacją i godnym tego wszystkiego zapleczem wywiadowczym... Tak, mogłoby ci się to udać.- elf pokiwał w zamyśleniu głową.- Nie zmienia to jednak faktu że daleko nam do rebeliantów za ideę, i kiedy to wszystko się skończy, miło by było odkryć jakąś drobną... gratyfikację.
Parsknął cicho.
-O tym jednak potem. Czego dokładnie oczekujesz ode mnie i moich kolegów, panie Kot?
Spojrzał pytająco na gnoma, zakładając ręce na piersi.
- Nic groźnego i nic trudnego. Chcę chaosu...- uśmiechnął się Jean splatając ręce razem.- Otóż niedawno porwano ambasadora A'loues, co jest niewygodne dla króla i generała. I niewątpliwie chcą tą informację utajnić. A ponieważ ja chcę zrobić z ambasadora przynętę, to... potrzebuję nagłośnić tą sprawę. Potrzebuję by miasto żyło plotkami na temat tego porwania. By wieści dotarły do uszu zarówno przekupek jak i możnych. Chcę by sytuacja godziła w prestiż królewskiego majestatu i generał zmuszony był się zaangażować osobiście w sytuację. Bo tyran który nie jest skuteczny naraża się na śmieszność. A ciężko się bać kogoś, z kogo się kpi po cichu... prawda?
-Cóż... Jest w tym niemało racji, panie Kot.-
złodziej obrócił się na pięcie.- I tak, nawet do nas, głównie dzięki pewnym gadatliwym pokojówkom, udało się dotrzeć do tych informacji trudno nam było jednak znaleźć dlań praktycznie zastosowanie inne niż wysłanie dyskretnego listo do A'loues...
Skubnął brodę, zamyślony.
-Ale jednak, czy podobnego typu wybiegi nie zaszkodzą interesom naszego sąsiada na tych ziemiach. Wielu, może nie wszyscy, ale całkiem sporo moich kamratów uważało A'loues za potencjalnego sojusznika przy próbach przywrócenia w Sivellius dawnego porządku...
Czy on zarzucał jakiś haczyk?
- Niewątpliwie A'loues mogłoby tu wjechać na białych koniach, zrobić porządek i osadzić jakąś marionetkę na tronie, ale... nie wiem jak elfy, niemniej ludzie nie lubią jak im ktoś z zewnątrz narzuca władców. Zwłaszcza gdy czyni to rasa, którą w skrytości ducha pogardzają.- zaczął rozważać głośno gnom.- Taki czyn wywołałby niewątpliwie rewolucję, a tego typu chaos nie jest potrzebny ani temu królestwu ani jego sąsiadom. Nie. Mam na podorędziu władcę, który będzie odpowiednią osobą na tronie i zapewni spokój przy minimalnym rozlewie krwi, ale wpierw podstawy obecnej władzy muszą być podcięte.
-Czy wolno mi zapytać o jakim to znowu władcy jest mowa?- zapytał złodziej, zerkając pytająco na Jeana.- Wiesz, przykładowo, panie Kot, od kilku miesięcy moi znajomi specjalizujący się w przemycie i kontrabandzie dostarczają poza mury pewne określone ilości podstawowych medykamentów, alkoholu oraz oliwy, sugerujące w dość wyraźny sposób że klienci płacący im za te towary mają na utrzymaniu ciut większą grupę...
Stojący obok Gabriev zmarszczył brwi ale nic nie powiedział, pozwalając by to Jean rozegrał ta partię po swojemu.
- To nie-spo-dzian-ka.- rzekł Jean przykładając palec do ust. I wzruszył ramionami dodając. -Świat byłby nudny, gdyby wszystko było wiadomo od razu, prawda? Zresztą przypuszczam, że i tak się domyślasz, więc… tą informację zostawmy na wielki finał.
-Ta... Skoro jednak ustaliliśmy wstępnie co i jak, panie Kot, proponowałbym udać się w minimalnie bardziej ustronne miejsce i omówić bardziej szczegółowy plan, chyba że póki co ma pan w planach jedynie żebyśmy siali ploty i pokazywali jak beznadziejnymi władcami są zwolennicy Veneanara.-
ciemnoskóry elf uniósł lekko brew.- A, i jeszcze w ramach formalności, możesz mi mówić pan Smoke.
- Prowadź więc panie Smoke.
- rzekł uprzejmie gnom kłaniając się elfowi.
Elf uśmiechnął się, skinął głową i... odstawił beczkę na której wcześniej siedział, kopniakiem podniósł dość szeroką kratę do kanału i skłonił się dworsko, wywołując leciutki uśmieszek u Serafine.
-Serio...?
-Sama panienka mówiła że mamy ucho pod ziemia. Dosłownie.- odparł złodziej, ale ostatecznie przewrócił oczami, podchodząc do szerokiego na metr otworu.- Ale cóż, skoro macie zastrzeżenia, idę pierwszy.
Odbił się lekko na czubkach palców, obrócił wokół własnej osi a sekundę później z wnętrza kanału rozległ się plus. Gabriev zas odruchowo sięgnął po przytroczony do paska sztylet gdy z pobliskiego okna znajdującego się trzy metry nad ziemią wyskoczył kolejny ulicznik, z białą szarfą na głowie.
-Zamknę za wami "drzwi" drodzy goście.- wyjaśnił, zerkając w górę uliczki.- Radzę się pośpieszyć. Może i jest tu spokojniej niż na wyższym mieście, ale straż też czasami się zdarza...

Jean spojrzał po swych towarzyszach i jako pierwszy ruszył za panem Smoke. Nie mieli co tracić czasu na dalsze stanie jak kołki na ulicy.
Elfickie miasto czy też nie, kanały zawsze były kanałami. Ciemnymi, wilgotnymi ale szczęśliwie nie cuchnącymi aż tak jak można było się spodziewać, a i ściany oraz wyloty studzienek były lepiej zadbane niż w A'loues.
Gabriev uniósł brwi.
-Miasto utrzymuje jeszcze oddziały kanalarzy... ?
-Nie.-
Smoke wzruszył ramionami.- Ale jednocześnie wysyła tu specjalistów ze zbrojną obstawą kiedy coś się zapcha, więc w naszym interesie leży, by wszystko przelewało się bez zarzutów...
Krata nad ich głowami zasunęła się ze zgrzytem. Sam Jean wyczuwał wręcz liczne wpatrzone weń oczy. Tylko Serafine wydawała się w pełni zrelaksowana i obojętna względem takiego obrotu spraw.
Smoke ruszył w górę kanału.
-Macie poniekąd szczęście, panie Kot, że większość gangów i wolnych strzelców uznało ostatnimi czasy za ważniejsze obserwacje ulic oraz pałacu a niżeli kradzieże w opuszczonych rezydencjach... Mamy spory wywiad.
- To pewnie wiecie, że członek świty ambasadora został zamknięty w więzieniu.. czy też areszcie, prawda?
- odparł Le Corbeu nie przejmując się złodziejaszkami poukrywanymi w ciemnych zaułkach kanałów.
-Tak... Ale ty powinieneś wiedzieć chyba o tym najlepiej, prawda?- złodziej uśmiechnął się pod nosem, nie zwalniając kroku i nie obracając się nawet w stronę Gabrieva który sięgnął po nóż i Serafine, która uniosła po prostu brew.
W ciemności dało wyczuć się wyraźne poruszenie.
-Niech twoi przyboczny dadzą sobie lepiej spokój z bronią, bo z waszej trójki tylko on jest faktycznie elfem. Dobra iluzja, muszę przyznać, dość żebym nie przebił jej wzrokiem a jednocześnie nie dość dobra by nie dało się dostrzec pewnej... sztuczności.
Savoy uśmiechnęła się pod nosem.
-No niezły jest...
-Radziłbym jednak odpuścić sobie te zabawy. Szef, tudzież jego przedstawiciele, nie lubią rozmawiać z kimś kto zmienia swoją postać w ten sposób... Macie szczęście że na samym targu nie spotkaliście nikogo o wzorku równie bystrym co mój.
Cóż, elfki obłapiały co prawda Jeana wzrokiem, ale właśnie na obłapianiu były najbardziej skupione.
- Nie mogę... Jeszcze musimy wrócić do swoich, a ja nie rzucać przeobrażeń w nieskończoność. I jeszcze jedna sprawa. To nie jest iluzja.- uśmiechnął się bezczelnie gnom.- Nie jestem na tyle głupi, by stosować tak łatwe do przejrzenia zaklęcie.
-Nie zmienia to jednocześnie faktu że nie jesteś też elfem... Ale cóż, rozmówisz się z kimś to ma lepsze kompetencje przy podejmowaniu istotnych dla nas sojuszy. Ja... Ja jestem ładną buzią witającą gości.

Zaśmiał się z własnego żartu, zakręcił w boczny kanał i przystanął, stanąwszy nos nos ze ścianą. Po chwili konsternacji westchnął, i dłonią zaczął błądzić po kamieniach.
-Ech, paranoiczna banda, ci przemytnicy. Zawsze zamykają za sobą drzwi i... zmieniają lokację zamka, jakby licząc że w czymś im to pomoże.- mówiąc to, Smoke wciskał z cichym kliknięciem kolejne cegły, które niemal bez dźwięku wsuwały się w głąb ściany jak po naoliwionych szynach.

Wnętrze zaś okazało się nie kanałem, a prostym korytarzem, bardziej podobnym do jakiegoś starego przedpokoju niż lochu.
Gabriev zmarszczył brwi.
-Czy to... ?
-Stare, dawno zapieczętowane korytarze ewakuacyjne przeznaczone dla rodziny królewskiej.-
złodziej wzruszył ramionami.

-Ale... mówiono że to tylko legendy...

-Cóż, gdyby nie zadźgano królewskiej rodziny która miała z nich skorzystać, może komuś przekazano by tajemnice ich położenia. My sami odkryliśmy je niespełna dekadę temu...


Towarzyszący Jeanowi gwardzista królowej Undonium wydawał się szczerz poruszony.
Le Corbeu znacznie mniej... wszak wiadomo, że byle kamienny zamek mający więcej niż czterdzieści lat miał tajne komnaty, korytarze, tajne lochy. Wzruszył więc ramionami podążając dalej, by jak najszybciej załatwić sprawę.
Idąc, Jean wyczuł że korytarz podnosi się lekko przez blisko sto metrów, by finalnie wyrównać swój poziom, zakręcić ostro i znów biec przed siebie kolejne sto... dwieście... trzysta kroków...
Niestety, orientacja przestrzenna pod ziemią bywała czasami przydatna, przez co gnom i jego towarzysze nie wiedzieli za bardzo gdzie się znajdują, biorąc jednak pod uwagę długość tunelu oraz fakt że weszli doń gdzieś pod peryferiami miasta...

Tak, bardzo możliwe że gdziekolwiek by nie szli, znajdowali się już po za miejskimi murami. Finalnie, Smoke znów przystanął, wyjął z kieszeni klucz i spokojnie wsunął go do zamka... jednego z około setki, rozsianej po całej powierzchni sporych drzwi.
Kliknęło, idealnie naoliwione zawiasy nie wydały z siebie nawet dźwięku a oczy Jeana zapiekły od nagłego uderzenia światła wypełniającego... cóż, klatkę schodową która widziała już zdecydowanie lepsze dni.
Zdewastowany budynek toczył nierówną walkę z przyrodą i sądząc po stanie schodów… przegrywał.
Serafine zamrugała, zaskoczona.
-Em…
- Jakiś porzucony... dworek?
- zapytał Jean rozglądając się po nowym miejscu, które robiło wrażenie. Ale nie zaskakiwało... taki porzucony dworek, gdzieś w lesie miał sens. Przy tylu zawirowaniach politycznych istnienie takich miejsc było sensowne. Ów dworek pewnie należał do rodu, któremu się nie udało i został usunięty, a posiadłość obrabowana ze skarbów popadła w zapomnienie.
-Jak widać.- Smoke skinął głową.- Znaleźliśmy go razem z tunelami... A dokładniej szef znalazł. A raczej ten który z czasem stał się naszym szefem. To skomplikowane, nie zmieniając jednocześnie faktu że miejsce to posiada swoistą... aurę, która pozwala nam z niego bezpiecznie korzystać.
Wspinając się po schodach, Jean odruchowo rzucił okiem przez okno, prawie w całości porośnięte bluszczem. Po jego drugiej stronie widać było ścianę drzew, małą polankę, odległe wieże Sivellius... oraz delikatną, magiczną mgiełkę.
Kiedyś, musiała być to iluzja, obecnie, czar musiał w jakiś sposób rozmazywać obraz starej ruiny, tak by nie dało się jej dostrzec z pewnej odległości.
Idąc, Jean usłyszał pod podeszwą grzechot. Gdy spojrzał w dół, dostrzegł... złoty, mocno zaśniedziały, łańcuszek z doczepionym doń, startym przez czas medalikiem.
Serafine uniosła brwi.
-Em... Zguba?

-Znajda.
- złodziej wzruszył ramionami, zaszczycając zniszczony kawałek biżuterii przelotnym spojrzeniem.- Wasza, jeśli chcecie. Kiedy przybyliśmy było tu tego pełno, i nawet po latach nadal można znaleźć tego typu niewiele warte błyskotki...
Stary dwór, otoczony ongiś silnym zaklęciem maskującym, połączony z nigdy nie użytym tunelem ewakuacyjnym, który w momencie odnalezienia wciąż pełen był skarbów…
- A gdzie jest wasz nieustraszony przywódca?- zapytał żartobliwie Jean.
Smoke parsknął.
-Najpewniej? Na swoim starym, wytartym fotelu na poddaszu, kontemplując nad złożonością życia i innymi filozoficznymi bzdetami...

-Albo za waszymi plecami, sprawdzając kogo przyprowadził mu pod dach wyszczekany ulicznik lubiący komentować przyzwyczajenia swojego szefa...

Głos przywódcy lokalnych złodziei był głęboki i lekko zachrypnięty.
Elf podskoczył. Gabriev, Serafine i sam Jean natomiast obrócili się na pięcie by zobaczyć szczupłą, niewysoką postać której jeszcze ułamek sekundy wcześniej nie było za ich plecami.

-Szefie...

-Sam zajmę się swoimi gośćmi... Smoke.

-Tak, szefie...

Herszt, o dziwo, nie był elfem. Jednocześnie, pomimo pewnych ludzkich cech, nie był też człowiekiem. Chmura dziwnej magii otaczająca mężczyznę dosłownie przenikała jego ciało, sprawiając że po krótkiej chwili, Jean odpuścił sobie używanie swojego Wiedźmiego Wzroku.
Jednocześnie karnacja, ruchy czy sam głos złodziejskiego mistrza... wydawały się niematerialne. Dziwne.
Serafine nerwowo przełknęła ślinę.
-A pan to... ?

-Shadow.-
odparł krótko blady mężczyzna, przechodząc pomiędzy swoimi gośćmi i ruszając w górę, po schodach, nie wywołując przy tym nawet najlżejszego poruszenia w powietrzu.- I dziękuję za "nieustraszonego przywódcę". Mało kto ma czelność nazywać mnie w ten sposób. Sądzą że by mnie to obraziło.
Cóż... przynajmniej miał jakieś poczucie humoru, pomijając wywołującą ciarki na plecach aparycję.
Wampir?... Takie przypuszczenia pojawiły się w głowie gnoma, na widok tego osobnika. Jean mógł się co prawda mylić. Jednak sama świadomość, że znajdował się w jednym pokoju z wampirem rodziła chęć poszukania jakiegoś kołka. Na szczęście Shadow nie unikał światła wpadającego przez okna, co wykluczało przynależność do rodziny krwiopijców.
- Miło poznać panie... Shadow.- mruknął Jean.- Ja jestem ... z tego co słyszałem, ponoć wiadomo kim.
-Widzę że... Smoke znów próbował na kimś tych swoich umysłowych sztuczek. Psychologia... Ech, nawet jak na standardy elfów, jest strasznie zarozumiały.-
dziwny mężczyzna uśmiechnął się lekko, szybko wspinając się po schodach.- On ma instynkt, i to niezły, w szczególności jak na elfa. Zakładam że informacje które otrzymał od pana naprowadziły go na trop, przez co próbował się upewnić... Ech, zaczynam pleść. Elfia maniera mi się udziela. Niedobrze...
Zaśmiał się cicho.
-Ja zaś najzwyczajniej w świecie mam... oko. Chociaż ta iluzja jest niczego sobie, pogratulować... panie ambasadorze? Nie ma w okolicy zbyt licznych gnomów o tak monumentalnych wąsach.
- To nie jest iluzja... -
westchnął Jean pocierając podstawę nosa. Owszem wiedział, że potężni czarodzieje potrafią postrzegać prawdziwą naturę rzeczy. Ale zwykle tak zaawansowani magowie potrafili też rozumieć różnicę pomiędzy iluzją, a prawdziwą transmutacją. Le Corbeu więc nie wiedział czemu ów osobnik popełnia tak oczywistą pomyłkę. Machnął jednak na to ręką. Nie przybył tu w roli guwernera.- Nieważne. Sprawa jest prosta. Wasze elfy zaczęły mieszać w moim królestwie i rekrutować renegatów z wojska jego wysokości Roberta Maximieliena de Chanteur. - imię króla gnom wypowiedział z nabożną czcią, bo przy swoich wadach Le Corbeu był zaprzysięgłym rojalistą i gorącym patriotą.- Nie mogliśmy takiej zniewagi puścić płazem, prawda? Coś więc trzeba zrobić z obecną władzą, tyle że... moje królestwo nie może się w to oficjalnie mieszać. To mogłoby mieć komplikacje na scenie międzynarodowej, no i wywołać chaos tutaj. Elfy muszą te sprawy rozstrzygnąć między sobą.
-Ale tego nie zrobią.-
odparł krótko Shadow.- Są rozbici, nawet pośród własnych sojuszu. Rojaliści chowający się po lasach nie potrafią porozumieć się ze swoimi pobratymcami z klanów, król z bratem nie do końca rozumieją że kiedy wszystko strzeli, to oni będą pierwszymi do obwinienia przez cały, cholerny świat a ci którzy pchają ich do rzucenia własnego państwa na kolana są dość dobrzy bym nawet ja nie mógł ich odszukać... Chociaż nie powiem, renegaci z A'loues nawet nie próbują się kryć. Panoszą się. To... rozczarowujące.
- Dlatego ja... mam moją tajną broń. Osobę która może chwycić to całe towarzystwo z pyski. Pod warunkiem jednakże, że nie będzie miała przeciw sobie zorganizowanego oporu. I dlatego potrzebny jest mi mały chaos. Niech generał poczuje, że sytuacja wymyka się spod kontroli, niech... -
zamyślił się Jean szukając dobrego określenia.- Niech nie wiedzą za co się złapać. Najważniejsze co chcę osiągnąć teraz to nagłośnienie porwania ambasadora A'loues przez leśne elfy. Niech każda przekupka o tym plotkuje, niech nie da się tego zatuszować, ani zamieść pod dywan.
-To brzmi jak plan, panie... Kot?- Shadow uśmiechnął się lekko, docierając w końcu do drzwi na szczycie klatki schodowej.
Po przekręceniu klucza w zamku i uchyleniu drzwi, z półmroku spojrzało w stronę Jeana, Serafine i Gabrieva kilka tuzinów małych, paciorkowatych oczu z wnętrz licznych klatek.


Shadow wyminął je, nie generując nawet odrobiny hałasu. To samo Serafine, chociaż kilka łebków zwróciło się w jej stronę gdy przechodziła pomiędzy klatkami, a jeden czy dwa słowiki zaśpiewały cicho.
W przypadku Gabrieva zaś... Elf postawił jedną stopę na skrzypiącej podłodze a poddasze wypełniły ptasie trele. Ciekawy system wczesnego ostrzegania, nie ma co.
Shadow usiadł na stojącym pod ścianą fotelu.
-Sianie plotek to jednak dość mało, biorąc pod uwagę że pana towarzyszka była gotowa zawezwać nas na pomoc. Zakładam że kilkanaście kradzieży, rozboje i generalne podburzanie nastrojów w mieście byłoby o wiele lepsze niż same plotki... ?
Zmarszczył brwi gdy na klatce dało się słyszeć szybkie kroki.
- Tylko jeśli ten niepokój byłby "przypadkowy". Nie chcemy, żeby coś zaczęli podejrzewać. Niemniej jeśli spokój stolicy zostanie naruszony, autorytet władcy ucierpi i tym bardziej król będzie chciał wykazać się skutecznością. Myślałem też o... odbiciu więźniów z aresztu, by ośmieszyć siły porządkowe. - zamyślił się Jean.
- O moim podwładnym... ale żeby to ukryć, należy uwolnić wszystkich i może zostawić jakieś ulotki wzywające do buntu przeciwko...hmmm... opresji szlachty.... ooo to dobre. Należy podkopać zaufanie wśród kupców i szlachty do władcy, który nie dość że uciska to jeszcze nie potrafi zaprowadzić porządku.- Jean popadł w kolejny trans planowania zapominając o całym świecie.
-A już myślałem że mówisz, panie, o dość nietypowej dwójce napadniętej w drodze z królewskiej biblioteki przez nieznanych sprawców uzbrojonych w broń palną, uratowanej i obecnie przebywającej pod opieką pewnych rzezimieszków o lepkich palcach i złotych sercach...
Gabriev zmarszczył brwi, Serafine zaś miała na twarzy mieszaninę ulgi oraz obaw, biorąc pod uwagę że wcześniej sama nigdzie nie mogła znaleźć żadnych informacji czy plotek o starym, zasuszonym człowieku w niemodnej peruce i towarzyszącym mu osiłku mieszanej krwi.
- Eeee... tych też.- co prawda gnom z początku nie bardzo wiedział o co chodzi, ale będąc zawodowym łgarzem, nie dał po sobie poznać zaskoczenia.
-Pytaniem jest, gdzie ich panu odesłać?- Shadow rozłożył ręce.- Proszę wybaczyć, ale na twoim miejscu, ciut bardziej zacząłbym martwić się o los moich podwładnych, skoro wykorzystując zamieszanie, ktoś próbował pozbyć się po cichu dwóch z nich...
Złodziej westchnął, gdy coraz głośniejsze kroki zatrzymały się raptownie tuż przed drzwiami jego kwatery.
-Ani chwili spokoju…
- Tym gdzie ich odesłać akurat się zajmie mój człowiek.- g
nom wskazał na Gabrieva i poprawił się dodając.-...elf. No. Hmm... Poza tym chciałbym nagłośnienia tych spraw. W końcu władza, która nie potrafi zapewnić bezpieczeństwa dyplomatom obcych państw, jest z pewnością niezbyt kompetentna i w innych dziedzinach.
Shadow skinął głową.
-To da się zrobić... Ech, wejść!

Młody rzezimieszek musiał być młody za równo jak na standardy elfów, co i ludzi. Niewyrośnięty, z deczka pryszczaty i co najważniejsze zdyszany po wbiegnięciu na poddasze.

-Szefie...

-Mam nadzieję że to coś poważnego.

-Tak, szefie... ja... chłopaki...


-Poważnego na tyle, żebyś przestał dyszeć, złapał oddech i na spokojnie wyjaśnił mi co się dzieje, zanim stracę cierpliwość.
Chłopak głośno nabrał powietrza.
-ZAPAKOWALI TAMTEGO CZŁOWIEKA Z ARESZTU NA POWÓZ I WIOZĄ GO W STRONĘ LASU!- wyskrzeczał na resztce pojemności płuc, sprawiając że siedzące w klatkach ptaki poderwały się znowu ze swoich żerni, podnosząc świdrującą w uszy wrzawę.
Serafine spojrzała szybko na Shadowa.
-Czy ten człowiek to aby nie nasz... ?

-Żadnego innego nie nakazałem obserwować.-
rzucił krótko przywódca łotrzyków, wstając ze swojego miejsca.- Panie Kot...
Posłał Jeanowi dość ponure spojrzenie.
-Sprawy chyba właśnie się skomplikowały...
- Może nie aż tak bardzo… Chcą go zlikwidować bez świadków, więc obstawa jest pewnie niezbyt liczna.-
zamyślił się gnom pocierając podbródek zwracając się do Shadowa.- Więc paradoksalnie jest nam ta sytuacja na rękę. Trzeba tylko działać szybko i energicznie. To na jakie wsparcie mogę przy tej okazji liczyć z waszej strony?
Po czym dodał po chwili.- No i chciałbym spotkać się z tą dwójką, którą żeście uratowali, a którzy są pod waszą opieką.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline