Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-03-2015, 21:08   #298
vanadu
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
cz 1

To było ciekawe. Nawet bardzo. Zostawało pluć sobie w brodę że nie odwiedziło się brata w ciągu ostatnich trzech lat. Ale zawsze coś było na głowie. No ale cóż..

-Tak, mamy. Jestem Resnik. A gdzie mistrz Flick jeśli mogę spytać? zapytał uprzejmie Buttal -Obawiam się że mogą szybko znów czegoś spróbować przy użyciu cieni

- Skąd takie wnioski?- zapytał czerwonowłosy mag, oglądając się na portal z którego wyszedł - W sensie o ile rozumiem ewentualne próby zabójstwa pana osoby są swego rodzaju nieuniknione, magowie cienia zwykle nie odpuszczają swoim ofiarom, o tyle skąd pewność że coś będzie miało miejsce w najbliższym czasie...

Maudrel również rzucił okiem na portal -Em... Oczekuje pan kogoś... ?

-Tak, mojego kolegę... poniekąd po fachu.

Portal znów zafalował a obraz z drugiej strony stał się wyraźnie ciemniejszy. Po chwili wytoczył się ze środka brodaty, ubrany na ciemno starszy mężczyzna o ciut zdezorientowanej minie.



Chyba źle znosząc podróż, prawie poleciał do przodu, co skończyło się że czaszka zaskoczonego Dłofa posłużyła mu za podłokietnik -Na wszystko co dobre, za stary na to jestem...

Brwi Dłofa zaś utworzyły idealną, poziomą linię.

-Po pierwsze mieli agenta wśród moich ludzi. Kupili go, a następnie nawiedzały go cienie. Mam wrażenie, że pilnowali go w jakiś sposób i jeśli nie mnie, spróbują wykończyć jego, czyli świadka. Po drugie, acz to zupełny strzał jeśli komunikują się przez cienie, a kilku ich ludzi w tym jeden z przesłuchiwanych zamieniają się w cienie to może mogą dowiedzieć się czegoś od nich...na przykład że wiemy o nich coraz więcej...a wtedy przyspieszą działania. Nie znam się na tym ale zgaduje, że choćby takiego demona można przyzwać gdziekolwiek... wyjaśnił swe podejrzenia krasnolud.


-Cóż, skoro nalegacie...- Flambee wzruszył ramionami, jego starszy towarzysz zaś poprawił na głowie kapelusz, prychnął oczyszczając zatoki i ruszył za Buttalem oraz Maudrelem, idącymi na przedzie. Hrabia odchrząknął

-Cóż, szczerze powiedziawszy nie spodziewałem się że...
-Wybicie magów cienia ma u nas wyższy priorytet niż eksponowanie naszej niechęci do waszego idiotycznego, ksenofobicznego kraju.- przerwał mu mag płomieni - Chociaż nie powiem, ta wioska jest ciut inna.

-Em... Dziękuję, staram się...

-Aż żal w sumie kiedy człowiek zda sobie sprawę że pewnie zamordują pana prędzej czy później zaściankowi sąsiedzi albo nawet pańscy właśni poddani...

Cisza jaka zapadła była... niezręczna.

Cóż można było rzec. Brzmiało to zadziwiająco prawdziwie. Albo to, albo inna inkwizycja czy tłum strażników moralności wszelakiej. Szanse hrabiego zwiększyć mogła obecność krasnoludzkich rzemieślników i kupców, lecz jednocześnie i napięcie-niezwykle groźne w tej sytuacji - miała moc wywoływania burzy. Resnik zapamiętał by kwestie tej ochrony omówić z Dimzadem...Po prawdzie, w długiej perspektywie pytaniem było czy zmiana planowana przez hrabiego miała zmienić i cały kraj...czy może tą prowincję zniszczyć? A może oderwać ją, czyniąc na pół lennem Morr, sojusznikiem jakim była Kamienna Baszta? Czy było by to najgorsze z wyjść? Dzięki bogom, była to sprawa czynników dużo nad nim. W końcu dotarli na miejsce, Buttal zapukał zaś uprzejmie, dając znać że wrócili po czym wszedł do środka. To mogło być ciekawe. Wampir, nekromanta i mag ognia. Jak w kiepskim dowcipie.

Stary krasnolud siedział akurat w fotelu, w zamyśleniu czytając trzymaną w ręku książkę o straszliwie wytartej okładce i kartkach żółtych tak bardzo, że wyglądały bardziej jak zasuszone płaty skóry niż pergamin.Flambee, który wszedł tuż za Buttalem, uniósł brwi

-A więc to ten wampir... Czuć od niego ciut więcej magii od standardowego trupa..

-Wypraszam sobie.- rzucił krótko Ungror, zamykając książkę - Do trupa mi zaskakująco daleko. Już krwiopijca byłby bardziej poprawny politycznie i... Em. Przepraszam?

Wampir odchylił się lekko do tyłu gdy w niemal ekspresowym tempie przed jego osobą znalazł się siwobrody staruszek, który na widok antycznego nieumarłego zupełnie zapomniał o swoich poteleportacyjnych dolegliwościach. -Niesamowite! Niewiarygodne!

-A pan to... ?

-Mistrz Horacy Flick. Katedra Komunikacji Post Mortem na Uniwersytecie w Ironbridge!

Kątem oka, Ungror spojrzał na Buttala
-Cóż... Oczekiwałem kogoś mniej... Entuzjastycznego.

Flambee zaś ukrył twarz w dłoniach, ustawiając sie tak by mało kto zobaczył jego małe, prywatne załamanie postawą towarzysza i kolegi z uczelni.

- Eeeeem...tego...ekhm...zabójcy? spróbował wrócić na konkretniejsze tematu Buttal, nie bardzo wiedzac co choćby rzecz w tak niedorzecznie...niespodziewanej sytuacji

-Powinienem się niedługo skontaktować z mistrzem Dimzadem i tak jakby...bardzo by mnie ucieszyło gdybym miał mu coś do powiedzenia ... Tak więc może...spróbujmy się nimi zając? zasugerował nieśmiało. - Ekhm, jestem dość pewien że pan Ungror będzie tu później nadal...przez kilka tysiącleci... Tak więc może....

-Mavolio jest pilnowany przeze mnie.- odparł krótko wampir
- I przez pana Wilczasza, przy czym pragnąłbym zaznaczyć że umożliwienie mu przeżycia wobec groźby śmierci z każdego cienia wymagało ode mnie sporo... koncentracji.

Flambee skinął głową, niechętnie obracając się plecami w stronę Ungrora
-Teoretycznie prosty czar może zapewnić mu permanentną ochronę na stosunkowo niewielkim, zamkniętym obszarze. Podzielił się chociaż częścią informacji, czy będę musiał wyciągnąć mu je z gardła?

- Powiedział co wiedział jak sądzę. Wziął dziesięć tysięcy sztuk złota za mojego trupa, po czym okrył że umawianie się z tajemniczymi ludźmi w kapturach w zatęchłej karczmie jest po prostu głupie, a cena za moją głowę ciapkę zaniżona. Nie zadawał pytań, wystawił nas a gdy chciał się wycofać, już nie mógł. Trupy wiele nie powiedziały. Ich szefowa umknęła w las. Ot, ślepa uliczka wydaje się. Mamy figurki jakie zostały użyte do przyzwania demonów. rzekły wskazując na dowody leżące na biurku -Obawiam się że nie wiemy wiele więcej.

-Oj mamy, mamy.- Flambee uśmiechnął się szeroko, ruszając w stronę drzwi. Prowadzący ich Maudrel wydawał się zaskakująco milczący, a biorąc pod uwagę jego styl bycia, aż dziw że tak łatwo pozwolił zrobić z siebie postać tła - Was.

-Czyyyli?- idący obok Torrga zmarszczył brwi - Chcecie zrobić z nas żywe przynęty co cuś?

Płomienny mag zaśmiał się głośno, sprawiając że Kargunson zmarszczył brwi -Oj nie podoba mi się to...

-Wy już jesteście przynętami!- odparł, nad podziw pogodnie - Chcecie tego, czy nie. Raz opłaceni, magowie cienia nie odpuszczą, chociażbyście umknęli do Amirath albo na płomienny dysk ognia krążący dookoła Wordis. Oni was znajdą, bo to jedna z części paktu cienia. Giną wszyscy magowie, albo ich cel. Dlatego zwykle nie porywali się na osoby zbyt dobrze chronione, bo to mogłoby doprowadzić do ich samozagłady. Wyniszczenia.

-Nie rozumiem...- Maudrel obrócił się przez ramię - Ale dlaczego musieli to robić... ?

-Bo magia cienia w swej najłatwiejszej do opanowania wersji, okupowana jest morzem krwi.- odparł krótko Ungror - Tak w skrócie.

Flambee uniósł brwi, zaskoczony widzą antycznego wampira.

-Znaczy się macie zamiar przesłuchać schwytanych albo zabijać coraz to kolejnych jakich za nami wyślą? Nie będzie to trochę ...cóż..kłopotliwe? Pomijając już reakcje mojego szefa na wiadomość że udaje się negocjować z gnomami z Groningem w eskorcie magów z Ironbridge? W końcu no...może im się w końcu powieść, nie? Wystarczy im jedna fartowna próba. Już byśmy byli martwi gdyby nie interwencja Ungrora..cóż, jesteśmy dość łatwymi celami, bądźmy szczerzy. wysypał z siebie serię pytań Resnik. w końcu zamrugał myśląc intensywnie, by w końcu dorzucić jedno jeszcze - Jeśli najłatwiejsza wymaga morza krwi to...czego wymaga ta trudniejsza?


-Nieprawdopodobnej wręcz samodyscypliny, skupienia i silnej woli, połączonych z umiejętnościami.
- znów wyjaśnił Ungror, wychodząc na dziedziniec. Chmura nietoperzy jak na zawołanie wzniosła się w powietrze, tworząc całkiem przyjemny cień ponad głową nieumarłego krasnoluda.


-O jakim demonie dokładnie mowa...- zainteresował się ten starszy z dwójki magów, zdejmując z głowy kapelusz i ścierając pot z lśniącego czoła

- Standardowe demony mogą być przyzywane za pomocą zaklęć, potężniejsze demony, wewnątrz odpowiednich kręgów, diabły, nawet złą ludzką wolą w odpowiedniej ilości a cienie za pomocą poprawnych zaklęć...

-To marnie, nie?- burknął Dłof, nieprzyzwyczajony do robienia za podłokietnik bez możliwości walnięcia osoby która go tak potraktowała w ten sposób

-Nie szczególnie.- mruknął Flambee - Bo wymaga to dość bliskiej obecności osoby przyzywającej.

-Sądzę, że najlepiej będzie przejść do sąsiedniej sali, byśmy mogli okazać zdobyte przedmioty. Tam przebywa też najlepiej z nas poinformowany. Zmora, zmara...jakoś tak się nazywał zdaje się ten demon, ale to Kurgan chyba najlepiej wyjaśni z kolei wskazał na kompana -Gdyż to on je rozpoznał. a tymczasem chodźmy proszę do gabinetu


Marius odchrząknął -Nie wspominałeś aby że słońce to problem dla niższej kategorii wampirów...

-Taaak...- starzec parsknął.- Ja od niego po prostu dostaje migreny.

Flambee zaś zamachał poirytowany dłonią -Mniejsza o szczegóły! Nasz plan zaś, jest prosty. Poczekać na atak, złapać jednego a następnie przeteleportować drania do Ironbridge, gdzie dowiemy się od niego wszystkiego. Istnieją potężne czary, wyciągające informacje nawet z czyjejś podświadomości...

Cóż, aż strach się bać.

- Ekhm..tak przez ciekawość...a czy aby waszych teleportacji tutejsi nie wykryją? I nie będzie z tego jakiegoś kryzysu czy coś? Słyszałem że mają z tym ciagły ból dupy...ekh spytał Buttal, spoglądając przepraszajco na hrabiego. -A właśnie, Ungrorze, mój szef chcial z tobą porozmawiać...z toba i hrabią. Powiedział, że zbierze potencjalnych inwestorów. Chyba zapomniałem o tym wcześniejw spomnieć w tym całym zamieszaniu

-Pytaniem jest, co wolisz załatwić pierwsze, panie Resnik?- Flambee oparł swój kostur na ramieniu
- Ciągnięcie swojego wiarołomnego podwładnego za język czy też rozmowę z szefuńciem, który z tego co zrozumiałem jest dla ciebie dość straszliwym osobnikiem.

Torrga odchrząknął, maskującym tym samym śmiech. Hrabia zaś spojrzał na gołębnik dookoła którego krążyły...
- Em, czy to były zjawy... ?

Kruganowi na widok niematerialnych widziadeł opadła szczęka.

-- Szef poczeka... krzyknął Resnik rzucając się do bieguw kierunku gołebnika. Miał bardzo bardzo złe przeczucia co do losów swego, jak to było? Wiarołomnego podwładnego. Czyzby się spóxnili?

-Spokojnie!- Ungror przewrócił oczami, po raz pierwszy od kiedy Buttal go spotkał, podnosząc głos - To jest właśnie mój sposób ochrony Mavolio!

Maudrel spojrzał z niedowierzaniem na brodacza -Najpierw gadające trupy, teraz zjawy nad wieżą... Cholera, czemu od razu nie wyciągniesz mi z fosy hordy szkieletowych wojowników?!

-A chcesz?

-Argh!


-Przepraszam. rzekł Buttal, zatrzymując się natychmiast i spoglądając na starego krasnoluda -[/i]Moje nerwy ostatnia mają się kiepsko. Duzo gorzej niż mogłem przypuszczać. Porozmawiajmy najpierw z Mavolion...później skorzystam z kryształy. A, panie Flambee. Owszem, boje sie swego szefa...ale większość północy też[/i]

-Kolejny krasnolud z przerostem ambicji nad wzrostem...

-Gdyby krasnolud miał mieć ambicje proporcjonalne do wzrostu, daleko by nie zaszły.- burknął Krugan.- Po za tym mówimy tutaj o osobistym doradcy finansowym króla Oldinsona więc polemizowałbym jednak z tym całym przerostem...

-Och.- nekromant... to znaczy profesor z katedry Komunikacyjni Post Mortem Flick uniósł lekko brwi, zerkając na towarzysza - Nadrektor nie wspomniał że pracujemy z takimi szychami?

-Coś wspomniał.- burknął Flambee.

Flick uśmiechnął się zaś pogodnie i spojrzał na idącego obok Ungrora
-A te zjawy... Skąd je pan wytrzasnął? Bo czegoś takiego nie da się naturalnie stworzyć, nawet wampirowi. Potrzebne są do tego odpowiednia aura, sporo skupienia, i cóż... denaci.

-Powiedzmy że nie wyrwałem zza światów nikogo kto by tego nie chciał.- odparł ozięble krasnolud
- Z resztą, ten zamek jest starszy nawet ode mnie, nietrudno więc o lokalnych zmarłych z niedokończonymi sprawami...

Idąc do wieży, Buttal dostrzegł kilka wyraźniejszych sylwetek. Cóż, wychudła pokojówka o surowym wyrazie twarzy gryzła się przykładowo z jakimś wielkim, brodatym barbarzyńcą krążącym kilka stóp od niej i co jakiś czas przecinającym jej drogę.Po za tym żołnierze, strażnicy, kilku ludzi w zapomnianych mundurach dawnych armii.

-A co one właściwie robią? postanowil doedukować się Resnik. -W każdym razie Dimzad przerostów ambicji nie miewa, conajwyżej nagłe wybuchy gniewu. A ja jestem bardzo zdecydowany by uniknąć wydelegowania do handlu piachem w Amirath, tak więc.. Wolę nie podpadać. Zwłasszcza że król sam mnie upominał że mu na sukcesie tego wyjazdu zależy...co może wyjaśniać czemu ktoś tyle zapłącił za mój łeb..

-Cienie są materialne. Do walki z nimi trzeba magicznej, poświęczonej broni, najczęściej ze srebra, a i tak są cholernie szybkie i nie muszą się martwić materialnymi przeszkodami. Podobnie jak zjawy, które jako inna niematerialna istota, mogą je zranić. A że zjawy są na moich rozkazach...- Ungror wzruszył ramionami.

Siedzący na parterze wieży Wilczasz wstał, unosząc lekko brwi.-Widzę że magiczna kawaleria przybyła...- rzucił, uśmiechając się dość okrutnie
- Gagatek na górze już chyba kilkukrotnie zmoczył majty od tych widmowych koleżków przenikających ściany. Może będzie bardziej chętny do rozmów...

- Pewnie dociera do niego w co sie władował... Acz już wcześniej był diablo wystraszony. Nie dziwię mu się...ale czego on do cholery oczekiwał po takim interesie to nie wiem... Tak czy inaczej, chodźmy rzucił, sam pierwszy ruszając do środka, a dalej po schodach: -Mavolio, to my...
-Aha...

Tak, Comanche zdecydowanie brzmiał jak ktoś na skraju załamania nerwowego. Ivo prychnął tylko, wychodząc na zewnątrz, uznawszy najwyraźniej że przy dwóch magach i bandzie krasnoludów on nie jest tam potrzeby.Na parterze zrobiło się ciut ciasno.
-Tak więc ten... Powiedz mi że te duchy to wasze i że nie mam omamów...

-Nie masz omamów.- rzucił coraz bardziej poirytowany Ungror - Złaź! Mamy magów i wiemy jak ci pomóc!

-Co?! Nie!- Mavolio chyba podskoczył - Wolałbym... Wolałbym żeby jak już, to ktoś wszedł tutaj...

-Kiedy ma ze sobą naładowany pistolet?- mruknął Marius - Marny plan...

-Eh, nie jęcz. Skąd pomysł że lepiej i bezpieczniej ci tam, na strychu. Złaś i bierzmy się za zabezpieczenie cię nim tamci sie pokapują i spróbuję coś ci zrobić. No.,.,złaź. Nic ci nie będzie odkrzyknął Resnik. Faktycznie, nie czuł potrzeby pójścia pod lufę histeryka.

-A skąd mam mieć pewność że... ARGH!
- krasnolud wrzasnął, strzelił a następnie prawie stoczył się drabinie na dół, wyraźnie się przy tym obijając. Finalnie stęknął a przez klapę w podłodze wyleciała jedna ze zjaw, najwyraźniej pomagając Comanche pokonać swój strach.

Krugan pokiwał głową z pewnym uznaniem -Okrutne, nekromantyckie praktyki ale muszę przyznać że skuteczne...

-Dziękuję.- odparł Ungror, obserwując jak Dłof i Torrga podnoszą zdrajcę pod ręce i przytrzymują go w tej dość niewygodnej pozycji

- Zabierzcie go na plac, im więcej słońca tym lepiej...

Sam Mavolio spojrzał żałośnie na Buttala

-Zabiją mnie, jak nic mnie zabiją..

.-Nikt cię tu nie zabije, idioto!- Maudrel nie wytrzymał i uniósł z irytacją ręce nad głowę
- Bogowie, co za kretyn.

-Ja nie o was mówię...Flambee spojrzał brodacza sceptycznie i westchnał.-I to na ratowanie tak żałosnej istoty będę marnował moje zaklęcia... ?


-Ekh. spójrzmy na to szerzej....na marnowanie zaklęć w celu dopadnięcia tamtych... zasugerował Resnik, jakoś nie mając zbyt wielkich pokladów dobrej woli czy pomysłów (ba, chęci nawet) na tłumaczenie Mavolio. -Załatwmy to zabezpieczenie, później pogadajmy i lecimy...chyba wszystkim nam zalezy by wrócic do codziennej normy, prawda?

-Codzienna norma nie będzie u nas możliwa przez przynajmniej dekadę
- odparł pogodnie Flick - Tyle lat zajęło nam upewnianie się że wybiliśmy wszystkich magów cienia ostatnim razem. Tutaj może zająć to nawet więcej czasu..

.-Co oni chcą mi zrobić?- zapytał niepewnie Comanche, ciągnięty po schodach do gołębnika przez niedawnych towarzyszy broni - Buttal, co tu się dzieje... ?

-Wiesz...- zaczął tracący cierpliwość nekromanta - Jakby co to mogę mu po prostu wyssać dusze i ją przesłuchać...

Zagraniczny krasnolud pobladł, kiedy został usadzony na środku placu. Flambee z chrzęstem poruszył karkiem i rozruszał barki, szykując się chyba do dość skomplikowanego zaklęcia.

-Nie kuś.... Krugan gotów nas wtedy zastrzelić....Chyba że jest gotów dać nam wstępne odpuszczenie...To jak? Floin by się chyba zdecydował... spróbował rozładować atmosfere Buttal. Sprawa była dośc skomplikowana i krasnolud mial dziwne wrażenie że wyjaśnienie jej Belegardowi Dimzadowi nie będzie łatwiejsze...to znaczy, już wcześniej tak sądził ale to pzekonanie wzrastało coraz bardziej. Dziesięc lat polowania na magów cienia...Oł...tak właściwie...to więc i dziesięć lat magowie cienia będą polować na niego....Oł.

-No dobrze.- odetchnął Flambee, unosząc dłonie nad głowę Mavolio - Nie ruszaj się. I mówię to dla twojego własnego bezpieczeństwa.

-Dobrze ale co... AAAAA!!

Światło, które rozbłysnęło z dłoni płomiennego maga sprawiło że nawet Buttal musiał odwrócić wzrok, to samo z resztą Dłof, Bolci i Torrga. Tylko Maudrel był przyzwyczajony do jasności na tyle żeby zmrużyć oczy, Ungror zaś przezornie całkowicie odwrócił się od miejsca odprawianego rytuału.Po dłuższej chwili krzyków przerażonego Comanche, było już po wszystkim. Na czole bladego krasnoluda zaś, dogasała powoli świetlista runa, wyryta lub też wypalona na jego skórze siłą zaklęcia.

Flambee odetchnął
-Od teraz kiedy w pobliżu twojej bezwartościowej osoby pojawi sie stwór z cienia, zaklęcie od razu zmieni cię w chodzącą latarnię o sporej mocy, która uniemożliwi zbliżenie się do ciebie, jeśli nie rozwali od razu przyzwanego stwora... Nie dziękuj.

-Czyli... Czyli jestem bezpieczny?

-Taaak...- Marius uśmiechnął się ozięble.- O ile będziesz współpracować. Obecni tutaj uczeni panowie wspominali coś o bardzo skutecznych zaklęciach pozwalających zajrzeć ci do głowy, odrobinkę w niej mieszając...

Przerażony krasnolud spojrzał błagalnie na kuriera-Buttal, powiedz że to żart tylko... Ja naprawdę nie wiem za dużo...

-W takim razie mów to nie dużo... zaproponował zirytowany lekko krasnolud, zachowujac jednak spokojny głos - Czeka mnie rozmowa z Dimzadem i naprawde wolałbym coś wiedzieć. no..śmiało...skoro jesteś bezpieczny to opowiadaj

- Przyszli do mnie już po tym jak dostałem wiadomość od Belegarda...- powiedział ze zbolałą miną brodacz, siedząc na środku placu - Tak po prostu. Powiedzieli mi najpierw że będą sabotować wasz przejazd, żeby nie wyszło i żeby generalnie nie doszło do żadnych porozumień...

-A potem zaatakowali powóz.- mruknął Dłof - Do tego zmierzasz?

-Tak.- Mavolio skinął głową - Nie tak wyobrażałem sobie sabotaż, a kiedy skontaktowali się ze mną w karczmie, kiedy wszyscy byli nieprzytomni, powiedziałem im że nie tak to miało wyglądać i... i...

-Zagrozili ci śmiercią.- Maudrel westchnął - Typowe. Wybacz że nie doceniam twojego męczeństwa ale...

-Ale ciebie chmura cienia nie podniosła z podłogi i nie złapała za gardło, tak?- warknął ze złością Comanche
- Wtedy zacząłem zastanawiać się że skoro mogą mnie zabić, to czemu nie ciebie tymi przeklętymi czarami... I wtedy zrozumiałem. Mają dość mocy by dopaść kogoś komu nikt nie rzuci się na pomoc, ale na kogoś z taką obstawą jak ty, potrzebowali dodatkowo kreta. Mnie... A ja głupi się zgodziłem za nawet nieszczególnie okazały kopczyk złota...

Chrzęst zaciskanych w pięści dłoni Torrgiego zasygnalizował że zaraz dojdzie do mordobicia.


-Przypomnij mi....czy ten nieszczególnie wielki kopczyk złota to nie było przypadkiem jak sam mówiłeś...dziesięć tysięcy sztuk złota? Ja rozumiem, każdy ma własne standardy...i własne potrzeby...ale...CZY CIEBIE POJEBAŁO wydarł się krasnolud, który chyba miał już jakby dość - Co ty sobie wyobrażałeś. Że za dziesięć tysięcy sztuk złota to będzie jakaś niewinna zabawa? Do kurwy nędzy...a pomyslałeś sobie chociaż co mogłeś wywołać? I co by zrobiło Hejm Mynt...nawet nie im a tobie? zapiąc głośno Resnik starał sie uspokoić co szło mu w widoczny sposób z wielki trudem. W końcu zapytał.-Powiedzieli wprost że masz niedopuścic do porozumień? To by zmniejszało liste podejrzanych dodał spoglądając po zebranych -Midenlandczy powstańcy, Wolna Kompania Handlowa albo ktoraś z innych konkurencji.. Wiesz coś jeszcze Mavolio?

-Bardzo nie podobają im się wszelkie porozumienia i traktaty, tyle zrozumiałem. Narzekali na pokój pomiędzy Conlimote a A'loues, że Middenland i Wislew nie walczą jak kiedyś i tak dalej...- odparł nerwowo krasnolud - Rozmawiały przy mnie, znaczy te cienie, i nie mówili o tym jakby to była konspiracja czy coś... Bardziej jak ja bym rzekł "dzisiejsza zima to nie to samo co przed laty"...

Flambee westchnął, nie przejmując się szczególnie gniewem Buttala przed którym odsunęli się wszyscy, nawet Ungror i Maudrel -Norma.- mruknął.
- Za czasów swojej świetności, magowie cienia potrafili garściami korzystać na konfliktach zbrojnych i niesnaskach między państwami..

-Ale co przeszkadza im sojusz pomiędzy kompanią handlową a inną kompanią handlową?- Flick zmarszczył brwi - Prawda, gnomy to raczej cech, i to zagraniczny, ale nie rozumiem co może im w tym przeszkadzać... ?

-Może nie mają sił na porywanie się na coś wiekszego?- Wilczasz, stojacy z tyłu, wzruszył ramionami - No co? Tak mówię...
-To brzmi sensownie...Mówicie wszyscy o czasach gdy byli silni....a od czegoś zacząć muszą. Poza tym nie okłamujmy się....kompanie handlowe są silniejsze niż bywały dawniej. Hejm Mynt moimi rekoma wydało pół miliona złotych koron nie zauważając tego nadmiernie.,... To wielkie sumy ale nie gigantyczne...tak samo jak mniemam - dla gnomów, sądząc po tym co wiem o układach na jakie iść mam.... Hejm Mynt nie jest państwem ale jest silniejsze niż byłby dowolny niemal arystokrata czy książe gdyby to jego sprowokowano do wojny zdecydowanie, cos w tym było i wyjaśniało to sporo.
-Słowem, magowie cienia równie dobrze mogą dopiero odzyskiwać siły...

-Co być marionetką w czyiś rękach.- dokończył Ungror, wyraźnie zamyślony - Pamiętacie co mówił tamten przesłuchiwany przez nas trup. Zapłacono im. Bardzo dużo, a przynajmniej dość dużo by zdecydowali się wyjść z ukrycia. I teraz równie dobrze mogą żałować tego układu, co jeszcze bardziej chcieć go wypełnić...

-Mamy więc generalny zarys sytuacji.- Maudrel założył ręce na piersi - Pytaniem jest... Co z nim?

-My zdrajców zwykle wieszamy.- mruknął Flambee, trącając Mavolio końcem kostura - Tak tylko, sugeruję...

-Pomijając fakt że przed chwilą zmarnowałeś potężne zaklęcie by zapewnić mu bezpieczeństwo.- Mistrz Flick uśmiechnął się cierpko - Ech, magowie ognia, najpierw robią, potem myślą...
 
vanadu jest offline