Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-03-2015, 02:59   #55
Aisu
 
Aisu's Avatar
 
Reputacja: 1 Aisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skał
– Chomik nie przetrwał? – zagadnął wesoło Elizabeth, spoglądając na nowego strażnika. – I dobrze, przerażał mnie. – dodał z rozbrajającym uśmiechem, siadając naprzeciwko drowki i kładąc na stole stoik złota, zgodnie z umową.
Położył tez na nim niewielkie pudełko, które wygrzebał tydzień temu ze swoich prywatnych kwater. – Wiem że to większości wieszczeń niezbędny jest odpowiedni... Rekwizyt. – Wydobył zawartość. Skórzaną obrożę na smyczy z łańcucha. - Właściwie... - – odpiął obrożę, i zakręcił nią na palcu. – Technicznie rzecz biorąc można powiedzieć że ta część była moja . Ale smycz była jej.
-Powinnam cię uprzedzić, że tego typu modlitwy przekraczają moje możliwości.- westchnęła smętnie kapłanka.
Powieka samca drgnęła lekko.
– To... Coś co powinno było wypłynąć w naszych rozmowach już wcześniej. – zakręcił obrożą raz jeszcze i wrzucił ją bezceremonialnie do pudełka.
-Niemniej już kapłani ognistego boga są… i cóż… jestem pewna, że jesteś w stanie zapłacić odpowiednią sumkę za zwój od nich. - uśmiechnęła się ciepło.- Możesz jutro dostarczyć pieniędze… ja ci ufam… a oni ufają mi.
– Zapisanie na zwojach to zawsze dodatkowy koszt. – mruknął niezadowolony samiec. – Ale... Trudno. Rozumiem że dyskrecja ma swoją cenę. – splótł palce w piramidkę. – Nie masz go pod ręką w takim razie?
- Hmmm… jestem przewidująca.- odparła kapłanka wyciągając z rękawa zwój.-Akurat mam go przy sobie.
Postukał palcami o siebie.
– Jakiego efektu możemy oczekiwać? Z powodu faerzress .
- Nie tylko samo faerzress będzie nam wrogiem. Jeśli jest sprytna… ukryła się w obszarze w jakiś sposób chroniony przed wieszczeniami. I pewnie jest sprytna?- zapytała retorycznie Elizabeth.
– Była Opiekunką świątyni. – skomentował oschle - … Ale nie jest czarodziejką. Dlatego poprosiłem o Wykrycie Lokacji. Standardowe osłony powinny być przeciwko niemu równie skuteczne co tekturowa tarcza.
Elizabeth pokiwała głową w geście dezaprobaty.- Aleś ty głupiutki. Nie mówię o tym co umiała rzucać, tylko jak sprytna była. W tym mieście da się ukryć bez rzucania czarów, wystarczy wiedzieć gdzie. To miasto zbudowane jest w centrum lokalnego faerzress .
Westchnęła głośno.-No cóż… Od razu muszę stwierdzić, nie jestem zbyt mocna w wieszczeniach.
– Lanni przecież nie poproszę. – mruknął zamyślony. Słowa Elizabeth podsuneły mu pewien pomysł. – A nie wiem do kogo jeszcze się zwrócić. - ciągnął rozmowę.
-Postaram się zrobić co będę w stanie. To potężny zwój.- mruknęła, i chwytając łańcuch od obroży zaczęła pod nosem mamrotać kolejne linijki modlitwy wzywając Loviatar na pomoc. Słowa znikały z pergaminu, a oczy Elizabeth zmieniał się w głęboką czerń pełną błyszczących białych punkcików… kojarzących się z niebem pełnym gwiazd. Kapłanka drżała coraz bardziej, z jej nosa popłynęła strużka krwi...

***

– Dziękuje Elizabeth, twoja pomoc była nieoceniona. Czy jest jakiś sposób w jaki mógłbym się odwdzięczyć? -
- Coś wymyślę… w przyszłości. Na razie wystarczy mi zapłata za mój czas.- rzekła żartobliwie kapłanka przypominając Lesenowi, że nie wieszczyła mu charytatywnie.
Otworzył mieszek który przyniósł wcześniej, i dorzucić do niego koszt jaki Elizabeth poniosła zdobywając zwój. Gdyby była w stanie rzucić zaklęcie samemu nie byłoby to takie drogie, ale... Trudno.
– Na przyszłość uprzedź mnie o dodatkowych kosztach. - skomentował sucho, dając wyraz swojemu niezadowoleniu. – Ale rozumiem że miałaś na głowie ważniejsze sprawy. Powiedz, jak ci się żyje w nowej Enklawie? Przesyt nowych kultów sprawia ci problemy?
- Hmmm… tak… świątynia Shar się robi silna. Świątynia Bane’a i Kossutha za bardzo są… skupieni na własnej rywalizacji, by to zauważyć. To może być z czasem kłopotliwe… także dla ciebie.- odparła enigmatycznie Elizabeth. -Być może… nowa kapłanka uzna, że powinna wypełnić obietnicę śmierci, względem ciebie?
– Niech się wpisze na listę. – powiedział sucho, ale nie potrafił powstrzymać lekkiego uśmiechu, który jednak szybko ustąpił niezadowolonemu grymasowi. – Chciałbym zaczął wyplewiać tą zarazę, ale... Brak mi kontaktów w enklawie. Z nowej gwardii praktycznie nikogo nie znam. -
- A kogo chciałbyś poznać? I nie myśl, że nie zauważyłam iż zakręciłeś się koło córki khazarka.- uśmiechnęła się ironicznie kapłanka.
– Oh, nie miej mi za złe tych drobnych podchodów, nadal jesteś moją ulubioną ludzką kobietą. – posłał jej szelmowski uśmiech. – Ale zauważyłem okazję by zapoznać się z ważną personą wśród Czerwonych Czarodziei, i nie wybaczyłbym bym sobie gdybym jej nie wykorzystał. – postukał palcami o oparcie krzesła, milcząc dłuższą chwilę – Wiem że jest różnica między waszymi kultami a naszym kościołem Lolth. Jesteśmy tylko jednym z wielu frontów w walce o duchowe przywództwo nad Thay. Więc pytanie brzmi... Komu na powierzchni zależy na tym by Sharyci ponieśli w Erelhei-Cinlu porazkę?
- Odpowiedź jest dość deprymująca. Nikomu. Nikogo na powierzchni nie obchodzi czy kler Shar wygra czy przegra w Erelhei-Cinlu.- wzruszyła ramionami Elizabeth.-Nikogo nie obchodzą te przepychanki, jak i samo miasto. Z punktu widzenia wielkiego Thay, problemy lokalne tego miasta są miejscowym “folklorem”. A świątynne intrygi... bez znaczenia. Bywałeś w wielkim świecie to powinieneś wiedzieć, że Erelhei-Cinlu jest…cóż, zadupiem.
– Bez przesady. Jesteśmy jedynym miastem którego nie próbowaliście podbić, już samo to powinno nas czynić waszym ulubionym sąsiadem. – dodał z pewnym rozbawieniem, po czym uniósł ręce w geście kapitulacji. – Wiem, wiem. Jednak... Tym bardziej mnie zastanawia, co w takim razie robi tutaj ta urokliwa panienka Cressida.
-Mnie też… jednakże Shar nie jest jej celem. Dużo bardziej nie lubi świątyni Kossutha.- odparła z przekąsem Elizabeth.
Powieka samca drgnęła lekko.
– Na dziewięć piekieł, czy jest w tym mieście ktokolwiek poza nami kto pojmuje jak groźny jest kult Shar? – odetchnął głęboko. – To bez znaczenia, nie mam pomysłu jak ograniczyć ich wpływy, przynajmniej nie na chwilę obecną. Jestem otwarty na sugestie, ale póki co skupię się na bardziej naglących problemach. - zakończył temat. Już teraz rozmieniał się na drobne, Shar... Musiała poczekać.
-To samo można powiedzieć o kulcie Bane’a czy Lolth, czy…- machnęła ręką.- Czy Domie Aleval. Jeśli chcesz wiedzieć… to krążą plotki, że Creesida i Siraja mają się ku sobie. Ale nie w ten sposób. Obie kapłanki ponoć się bardzo szanują i współpracują ze sobą, by osiągnąć własne cele.
Samiec skrzywił się nieznacznie. To tyle jeżeli chodzi o uzyskanie poparcia Bane'a w tej krucjacie.
– To zła wiadomość, ale dziękuje że mi powiedziałaś.
- To nie wiadomość… to plotka. - poprawiła go kapłanka.-Nie wiem ile w niej prawdy, a ile pozorów.
– Gdzie dym, tam ogień... Eh, zbyt wiele przy tym niewiadomych. – machnął zrezygnowany ręką. – Hej, tak właściwie... To mam jeszcze taką drobną przysługę. – humor szermierza natychmiast się poprawił. Wyciągnął z kieszeni dwa zwoje. – Próbuje swoich sił w tworzeniu kreacji, chce komuś sprawić wyjątkowy prezent. Który strój twoim zdaniem podbije salony? – zapytał z szerokim uśmiechem, rozwijając przed kapłanką szkice. Te same podesłał wcześniej Malady, ale chciał jeszcze poznać opinie Sinal.

- Ten tutaj wygląda tak… hmmm… jakby to określić… bezpłciowo.- wskazała jeden z krojów , po czym stuknęła palcem w drugi.- Ten mi się bardziej podoba.
Wybrała podobnie jak Malady.
– Miło to usłyszeć. Zastanawiałem się czy przypadkiem nie porywam się się z motyką na słońce... Nigdy czegoś takiego nie próbowałem. Chociaż w retrospekcji nie różni się znacznie od malarstwa. – mruknął pod nosem, oceniając krytycznie własną pracę.
- Dobry gust to podstawa każdego dzieła sztuki.- odparła z uśmiechem Elizabeth.
Samiec przytaknął w zgodzie. Teraz nie miał już wątpliwości, kreacja była dobra, ale...
Stanowiła tylko część końcowego efektu. A efektem końcowym miała być oszałamiająco wyglądająca Inynda. Czy taka suknia będzie należycie podkreślała jej walory? Czy skutecznie ukryje wszelkie wady?
– Powiedz... – uciekł wzrokiem. Czy policzki zrobiły mu się ciepłe? Hm, niemożliwe, musiało mu się wydawać. – Myślisz że będzie dobrze wyglądała na Inyndzie?
- Inynda… Inynda… imię wydaje mi się znajome, ale twarzy, a tym bardziej ciała, nie kojarzę.- zamyśliła kapłanka zamykając oczy.- Nie widziałam jej chyba… a już na pewno nie widziałam bez ubrania.
Potem otworzyła oczy i spojrzała zaskoczona na Lesena.- Moment… czy ty przypadkiem nie jesteś obecnie oficjalnie samcem Han’kah? Ona ma ponoć jest bardzo zaborcza jeśli chodzi o partnerów.
– Mieliśmy niewielką... Sprzeczkę. – odpowiedział delikatnie samiec, co jasno dało znać że kłótnia musiała być ogromna. – Ale to bez związku, suknia będzie podziękowaniem za długotrwałą pomoc. A nową naczelną czarodziejkę Vae, powinnaś kojarzyć. Rozpuszczone długie włosy w kolorze srebrzystej bieli, szczupła, wąskie biodra. Dorodny biust, ale nie za duży... Wciąż jędrny, mimo upływu lat. Pełne usta... – Mówił bardziej do siebie niż do kapłanki, stukając w zamyśleniu rysikiem o szkice. Ufał opinii Malady i Elizabeth, ale może powinien zapytać o zdanie profesjonalistkę?
-Brzmi interesująco… szkoda, że nigdy nie odwiedziła mojej świątyni, ale nie można oczekiwać, że każda drowka umie zrobić dobry użytek z pejcza, prawda?- spytała z delikatnym uśmieszkiem kapłanka. Po czym dodała.- Mała sprzeczka, powiadasz? Mała sprzeczka, a ty już gonisz kupować ciuszek innej… jak więc zamierzasz udobruchać Han’kah. Inkrustowanym diamentami magicznym orężem? Kobiety cię zrujnują mój drogi.
– Jak każdego drowiego samca. – zauważył kreśląc coś na zwoju. – Ale nie jestem pewien czy istnieje cokolwiek czym mógłbym udobruchać Han'kah.
Zamilkł, pozwalając by Elizabeth pojęła ciężar tych słów.

„Nawaliłem.”

– I mówiłem już, to prezent dziękczynny. Nie ma w tym żadnego romantycznego podtekstu.
- Więc… radziłabym nie wręczać go osobiście. Może… poprzez jakieś ładnego sługę, albo oficera, albo niewolnika?- zamyśliła się kapłanka.
– Taki miałem zamysł. – skinął głową, po czym pokazał jej nad czym pracował - szkicu mocno opinającej lateksowej sukni, o dużym dekolcie i rozcięciu u dołu. – Alternatywnie, może coś takiego? Do twarzy jej w obcisłych rzeczach. – Przygryzł ołówek w zamyśleniu.
- Powiedziałabym, że to nie jest… już przyjacielski prezent. Raczej sugestia, by założyła coś takiego na randkę… po to byś ty mógł z niej to zedrzeć.- odparła z ironicznym uśmiechem Elizabeth i pokręciła głową.-To już nie prezent, a prośba o realizację twoich fantazji. Takie coś możesz podesłać swojej kochance… Nigdy wysoko postawionej przyjaciółce.
Zerknął raz jeszcze na szkic.
– Odnotowano. – przyznał, uważnie chowając zwój. – Projekt numer jeden wygrywa poprzez... Bycie najmniej sugestywnym – uśmiechnął się lekko. – Dziękuje ci za porady. Były niezwykle użyteczne.
-Nie ma za co.-odparła Elizabeth uśmiechając się promiennie.
' O ty zdziro, przyjemność sprawia ci dręczenie mnie. ' przeszło mu przez głowę, ale odwzajemnił uśmiech. Nie miał jej tego za złe. Przecież sam też się przy tym świetnie bawił.

***

Pomimo oczywistych, i absolutnie bezpodstawnych, insynuacji Elizabeth, prezent dla Inyndy nie był w żadnym razie próbą wkradnięcia się w jej łaski. Był po prostu wyrazem podziękowania za pomoc dla kobiety, z którą wielokrotnie, i z niemałym entuzjazmem, zdarzyło mu się dzielić łoże od kiedy tylko ją poznał.
Absolutnie bezpodstawne insynuacje.
A nawet gdyby, z jakiegoś niezrozumiałego dla niego powodu, Inynda odebrała ten prezent w niewłaściwy sposób, i chciała mu... „podziękować”, Lesen i tak musiałby odmówić. Byłoby afrontem dla Han'kah tak szybko wracać do Mistrzyni Inyndy. Źle by to rzutowało na jej wizerunek. Nie żeby ona się tym specjalnie przejmował, oczywiście, ale obowiązkiem samca było kryć słabe strony samicy.
Dobrze że nie obnosili się za bardzo z tym krótkim, acz burzliwym, romansem.
' Na czym to ja skończyłem? ' przeszło mu przez myśl, gdy raz jeszcze opuścił zmęczone oko na kroniki w publicznym księgozbiorze Vae.

Kroniki zbrodni, i kar.

Han'kah uważała pewnie że wspaniałomyślnością było odpuszczenie mu kary. Dla innych, być może tak by było. Ale nie dla niego. Wiedział że zgrzeszył w oczach Lolth. Jego czyny nie mogły tak po prostu ujść mu płazem, musiały być jakieś ich konsekwencje. Tyle że nigdzie nie znalazł precedensu.
Karą powinna być zemsta drowki. Drowki która nie miała, najwyraźniej, ochoty jej wymierzać.

Był to pewien problem.

Mógł się wykastrować, ale nie bardzo miał na to ochotę. Zwłaszcza że czuł iż poważnie by to utrudniło jego relacje z Inyndą.
' Moja Królowo, dlaczego uznałaś za stosowne tak mnie torturować? Dlaczego poddajesz mnie takim próbom? Próbom... '
Kurwa! Dlaczego nie dostrzegł tego wcześniej. To była próba, próba Lolth! Każdy drow je przechodził. Zazwyczaj były dość proste, przetrwać atak pająków, odeprzeć atak wroga, przeżyć bez mocy kapłańskich, i tak dalej. Ale z czasem stawały się... Subtelniejsze.
Jeszcze parę miesięcy temu tak bardzo chciał jednej, by dowieść swojego oddania. A teraz przez Han'kah ją zawalił. Oboje zawalili. On, przez to co zrobił, ona, że w ogóle na to pozwoliła. A potem jeszcze wyrzekła się zemsty.

' Ty jebana dziwko. ' zazgrzytał zębami. ' Powinienem cię zabić zanim zatrujesz jeszcze więcej drowów swoimi chorymi ideami. '
 
__________________
"I may not have gone where I intended to go, but I think I have ended up where I needed to be."
Aisu jest offline