Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-03-2015, 20:52   #43
sickboi
 
sickboi's Avatar
 
Reputacja: 1 sickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwu
Tura 9

Nad Oikeme szalała burza. Ciskane przez Posedaiona błyskawice spadały na ziemię z łoskotem, a wysokie sine fale zalewały nędzną przystań za miastem. Większość mieszkańców miasta skryła się w swoich domostwach. Niektórzy otuleni wełnianymi kocami, przy rozpalonych paleniskach słuchali złowrogich odgłosów z zewnątrz i kulili się, przy co głośniejszych grzmotach. Inni snuli fantastyczne opowieści o tym jak u zarania dziejów Posedaion w straszliwej walce pokonał ogromnego kraba – Apolepo – i z pomocą jego skorupy wykopał Morze i odsłonił ląd, który potem podarował Nesjanom. Niewielu odważyło się jednak spędzić wieczór na dworze. Wśród tych był jednak Trygajos, Król Rybak, władca Oikeme. Upity winem stał na, skierowanym ku morzu, tarasie swojego dużego domostwa i oddawał mocz. Ryczał przy tym i wył, starając się przedrzeć przez szum fal, grzmoty i szum wiatru. Skrzela na jego karku były czerwone i rozwarte. Krótkimi i łapczywymi skurczami łapały słodką, deszczową wodę. Trwało to już chwilę i choć strażnicy wiedzieli, że Król wypił dzisiaj sporo ihtyhniańskiego eliksiru, zaczęli się niepokoić. Wtem monarcha zarechotał głośno, opuścił przepaskę biodrową i wrócił pod baldachim sapiąc ciężko i czkając.

Prócz sługi i dwóch strażników Trygajos nie miał innych towarzyszy. Zresztą nie chciał mieć. Początek jego rządów nie należał do najłatwiejszych. Wokół szerzyły się same problemy. Zaraza dziesiątkowała mieszkańców miasta. Kapłani nie byli w stanie rozpoznać choroby, a żadne z ich naparów i kuracji nie działały. Nawet odizolowanie zarażonych za miastem na niewiele się zdało. Dobrą stroną całej sytuacji był odpływ Wschodnich do Posedainike, czyli tam gdzie ich miejsce. Choroba jednak nie zniknęła wraz z nimi. Zdesperowany monarcha zwrócił się nawet wyroczni Allatu, ale ta nagadała bzdur o jakimś królu z dziczy. Przecież jedynym królem znanym Nesioi był władca Oikeme, zaś dokoła rozpościerała się pustynia i woda. Nie możliwe, więc żeby jakiś władca z odległej dziczy miał szkodzić Nesjanom. Zresztą, sam Posedaion by na to nie pozwolił. Z pewnością ochroniłby swoje dzieci. O właśnie, dzieci.

Trygajos uśmiechnął się. Udało mu się dość gładko przeforsować wśród nesjańskiej arystokracji wprowadzenie dziedziczności na tronie. Nie spodziewał się, że większość szlachetnych rodów sprzeda się za jedno, czy dwa stanowiska na dworze, garść ziemi i parę owiec. Oczywiście pojawili się obrońcy starego porządku, ale monarcha zaproponował im taki układ, którego nie mogli odrzucić. Głupcy, teraz wystarczy, że szybko zmajstruje swojej młodej żoneczce dzieciaka, albo nawet kilka, i tron będzie bezpieczny. Właściwie to, czemu by nie zacząć już teraz? W końcu dynastia powinna być najważniejsza! Trygajos dopił resztki wina z brązowego pucharu przedstawiającego jego ojca, jako zwycięzcę, podczas Święta Morza jakieś pięćdziesiąt lat temu. Gwałtownie wstał i dziarskim, choć nieco chwiejnym, krokiem ruszył ku domowi z zamiarem założenia dynastii. Nie zdążył dotrzeć jednak do drzwi.

Na taras wkroczyło trzech Nesjan o wyjątkowo ponurych obliczach. Każdy z nich zbrojny był w drewnianą pałkę obitą brązem, a w lewej ręce dzierżył drewnianą tarczę z wymalowanym symbolem ośmiornicy. Trygajos przystnął.

-A czego tu?- po czym czknął głośno. Dowódca oddziału Straży Ośmioramiennej, z kolorowym piórem wetkniętym w kask, wyprężył się.

-Panie, melduję w sprawie kultystów…- Trygajos smarknął przez palce i gestem ręki nakazał kontynuowanie.

-Eustennon, wódz związany ze Wschodnimi, przyjął twe przeprosiny oraz dary i nie uczuje urazy po twoich oskarżeniach. Kapłan długo mamrotał o przyjaźni z Orkoi i zgubie, jaka nas czeka, ale gdyśmy wsadzili mu szmatę w pysk i wrzucili do łodzi momentalni się uspokoił. Myślę, że na Wyspie sobie z nim poradzą. Co do kupca…poszło nieco gorzej- monarcha łypnął złowrogo na oficera.

-Udało mu się zbiec, a jego wspólnicy…cóż…nic nie wiedzą Panie- Trygajos czknął i zdzielił członka Straży w twarz.

-Znaleźć tego oślizgłego ślimaka. Osobiście upiekę go nad ogniem!-

-Panie, rozpoczęliśmy już odpowiednie działania. Chcemy nawiązać kontakt z Orkoi i kontynuować wymianę handlową. Tym razem oficjalnymi drogami…- Król Rybak pokiwał z uznaniem głową i klepnął oficera kilka razy w twarz, po przyjacielsku.

-Dobrze, dobrze…działać! Ja też idę działać- Trygajos roztrącił Strażników i powędrował w głąb swego domostwa.

Rankiem, gdy sztorm na Morzu już ustał, nesjańscy rybacy ujrzeli na horyzoncie statek. Początkowo wszyscy myśleli, że to „Dziecię Allatu” wiezie towary z Wyspy, ale koło południa okazało się, że była to inna jednostka. Mocno sfatygowana, ale dzielnie trzymająca się na wodzie, do przystani w Oikeme przybiła „Słoneczna Włócznia”. Niestety sam władca nie mógł okazać radości z tego faktu. Cały dzień spędził bowiem w łożu cierpiąc straszliwe bóle głowy.

 
sickboi jest offline