Wątek: Brudy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-03-2015, 20:59   #18
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
- Halo! - zawołała jeszcze, ale w komórce opowiedziała jej martwa cisza. Spokojnie, spokojnie.. ile trwa znalezienie ładowarki? Coś dziwnego było w głosie policjanta, jakieś napięcie, którego nie rozumiała, ale wyraźnie wyczuwała. Ścisnęło ja gdzieś w żołądku. Ulica wydała się pusta, dziwne, było wcześnie, to pewnie przez ten deszcz.. Zatęskniła do Tymona. Nie zastanawiając się dłużej stuknęła w ikonkę z jego zdjęciem na telefonie.
- Co jest mała, coś ważnego? Trochę zajęty jestem? - spytał pośpiesznie. Wnioskując po odgłosach w tle, był gdzieś w mieście na zewnątrz, blisko baru czy pubu z dość głośną muzyką.
- Mógłbyś po mnie.. po nas przyjechać? Trochę się sprawy skomplikowały, Hania by u nas dziś spała, nie masz nic przeciwko temu?
- Znowu się skomplikowały? - westchnął ciężko. - No dobra, ale daj mi chwilę, co? Gdzie jesteście?
- Niedaleko domu mamy, na Koralowej. Możemy wrócić i poczekać. Ile Ci zejdzie? Nie mam siły jej wszystkiego tłumaczyć, wiesz jaka ona jest.
- O kur… no godzinę maksymalnie, jak będę miał farta do świateł i bez korków. Muszę mostem jechać. Będę przy domu twoich starych. Pasuje?
Godzinę... Potem druga jazdy do nich.. Była padnięta.
- Tymek, dzięki, ale to nie ma sensu. Pojedź do domu, po prostu, tam się spotykamy. Będę na ciebie czekała, porąbało się... Wezmę taksówkę.
- Jak wolisz, mała. Widzimy się w domu.

Popatrzyła na przyjaciółkę. Złość jej przeszła, został niepokój. " Znaleźli Adama" zginął? Za wcześnie na zgłaszanie zaginięcia, miał pewnie na myśli "zgarnęli". Za prochy. Wierzyła Hani, że ta nic nie bierze, ale też widziała te plastry w jej torbie - wyjaśnienie mogło być tylko jedno: Adam tam je trzymał. Pewnie działały też wziewnie, policjant mówił, że są nowe, Hanka się nawdychała, nieświadomie i stąd te jazdy. Kilka dni bez styczności z tym świństwem a się odtruje. Jutro pojedzie i zabierze jej rzeczy, babcia sypiała w innym pokoju i na nią narkotyk wydawał się nie działać.
- Podejdziemy do tego baru całodobowego i poczekamy na taksówkę - powiedziała. - To będzie niedługo. Nie martw się. Przenocujemy u Tymona.

Zamówiła taksówkę i usiadły - tym razem nad sokiem i colą - w kolejnej knajpie.
Całodobowy bar mleczny przyjmujący łaskawie bony żywnościowe. Wraz z nimi klientelę tej nocy stanowiła część miastowej, ulicznej śmietanki wykolejonych, brudnych ludzi.
Nikt na nikogo nie zwracał uwagi, łącznie z obsługą, która po obsłużeniu nowej dwójki klientek schowała się na zapleczu pogrążając się w rozmowie i dymie papierosowym.
Ogółem nic nie zapowiadało się źle, ani nawet niepokojąco, dopóki do knajpki nie wszedł odziany w marynarkę mężczyzna w starszym wieku. Miał długi, zadbany wąs i idealnie przystrzoną bródkę. Nie nosił całego garnituru, pod dobrze skrojoną marynarkę miał pasiastą, flanelową koszulę, jego towarzysz, ochroniarz na pierwszy rzut oka, miał za to na sobie pełne odzienie ochroniarza łącznie z ciemnymi okularami. Jedank ten drugi został na zewnątrz.


Od razu skierował się do stolika Hani i Asi, a jeden z bezdomnych podniósł przestraszony wzrok i szturchnął pochylonego nad już pustym talerzem kolegę. Obydwaj szybko, ale po cichu opuścili przybytek zabierając swoje torby.

- Witam - powiedział z uśmiechem, mocno podkreślając swój rosyjski akcent. - Obawiam się, że jedną z pań będę musiał prosić o wyjście - dodał grzecznie kierując poważny wzrok na Joannę. Powitalny uśmiech był bardzo przelotny.
Choć pierwszym nasuwającym się pytaniem było "a dlaczego?" to Joanna - z oczywistych względów - go nie zadała.
- Jasne, obie wyjdziemy - powiedziała wstając.- Chodź - nie zdążyła złapać ramienia Hanki, bo facet
chwycił ją za wyciągniętą rękę. Nie użył siły by ją odciągnąć, ale wyraźnie dał do zrozumienia, że może to zrobić.
- Proszę nie stwarzać więcej problemów niż już jest - powiedział patrząc na nią smutno. Hania podniosła wzrok patrząc przerażona to na Asię to na mężczyznę.
- Kto to jest? - stęknęła czując potęgujący strach.

Na zewnątrz podjechała taksówka, a odziany w garnitur ochroniarz podszedł do kierowcy i wyciągnął portfel. Padło parę słów, poleciało kilka banknotów i kierowca odjechał zadowolony szybciej niż podjechał.
Joanna znieruchomiała.
- O co panu chodzi? Proszę mnie puścić.
Zrobił to powoli, z wyrazem żalu na twarzy.
- Tak… przepraszam, ale - westchnął ciężko, jakby zbierał się do przeprosin. - Wiem, że nie ma pani z tym nic wspólnego, a pani przyjaciółka miała po prostu pecha, ale naprawdę musi już pani wyjść. Bardzo proszę – dodał wskazując ruchem podbródka drzwi.
- Nie... Nie rozumiem. Skoro mamy wyjść, to dlaczego odesłał pan naszą taksówkę?
- Tylko pani - powiedział dobitnie patrząc jej głęboko w oczy, wzrokiem drapieżcy.
- Ale... - zaczęło do niej do docierać, że kroi się coś bardzo niedobrego. I że "znaleźli" z ust policjanta nie musiało oznaczać "zgarnęli " tylko coś znacznie gorszego. Znacznie. Zbladła.
- Chodzi o te plastry tak? Hania je odda, nie wiedziała po prostu... Odda. Proszę jej nie robić krzywdy. Proszę.
- Co? - mruknęła Hania powoli wstając. Była o głowę niższa od mężczyzny, na którego spojrzała błagalnie. - Ja naprawdę nie wiem co się dzieje.
Rosjanin westchnął ciężko i podrapał się po tatuażu czarnej, malutkiej łzy pod lewym okiem. Pokiwał lekko głową i spojrzał na Hanię.
- Wiem dziecko, wiem… - powiedział usuwając się jej z drogi i jednym ruchem rozkładając nóż motylkowy, który szybko przejechał łukiem po gardle dziewczyny. Tym samym ruchem, którym uciekł przed nagłą fontanną krwi, znalazł się zaraz przy drzwiach, za którymi drugi mężczyzna czekał w samochodzie.
Hania upadła bezwładnie, jej ręce nie dały rady nawet powędrować ku górze by próbować tamować krwawienie. Syk uciekającej krwi szybko przemienił się w bulgot, gdy dziewczyna próbowała coś powiedzieć.

Joanna zastygła, rozszerzonymi oczami rejestrując wydarzenia. Dopiero kiedy mężczyzna wybiegł, mózg rozszyfrował wyryty w nim obraz. Dziewczyna krzyknęła przeraźliwie i opadła na kolana obok leżącej Hanki . Chwyciła swój płaszcz i by przycisnęła go do szyi przyjaciółki, próbując zatamować krew.
- Wezwijcie pogotowie ! - krzyczała. - Wezwijcie pogotowie!!
Stara pryszczata wiedźma z czepkiem na głowie wybiegła z kuchni i spojrzała zza lady co się dzieje. Wrzasnęła przeraźliwie uciekając spowrotem na zaplecze. Jej młodsza współpracownika zastygła w miejscu widząc co się dzieje, ale stosunkowo szybko sięgnęła po telefon.
Płaszcz w zadziwiającym tempie zamieniał się w krwawą szmatę, na której popołudniowy deszcz mieszał się z ciepłą krwią Hani, która nierozumiejąc co się dzieje, rozglądała się na wszystkie strony, próbując ogarnąć gdzie w ogóle się znajduje, dlaczego tak bardzo nagle wszystko ją boli i dlaczego choć to co spływa jej po szyji jest takie gorąco, to robi się jej tak boleśnie zimno.
Ręce Joanny ślizgały się po lepkim goretaxie, który ciemniał z każdą sekundą, gubiąc swój fioletowy kolor. Nie powinien przeciekać. 3000 mm słupa wody. To dużo. Ale przeciekał. Sięgnęła po kurtkę Hani, docisnęła na wierzch swojej. Znała się na udzielaniu pierwszej pomocy. 3000 mm.
- Wszystko będzie dobrze - powiedziała.
Rana była zbyt duża by można było w to uwierzyć. Mózg zaraz zacznie umierać, a serca zaczynało zastanawiać się czemu zaczyna mieć tak mało do roboty.
- Karetka już jedzie! - zawołała w końcu jedna z kucharek. Podbiegła do dziewczyn stając przerażona. - Chryste…
Reszta pracownic, a konkretniej dwie stare kobieciny trzymały swój dystans przypatrując się jak coraz mniej krwi wycieka na podłogę i to niekoniecznie z powodu dociskania.
Wzrok Hani w końcu zaczynał się uspokajać, przestała nim błądzić po otoczeniu i wbiła go tępo w sufit, czekając na to co do niej szło. Zniknął gdzieś i niepokój, została absolutna pustka.

Gdyby Joanna dostała opis takiego przypadku na jednym ze swoich egzaminów na WUM-lu nie miałaby żadnych problemów z oszacowaniem szans przeżycia osoby zranionej w taki sposób. Ale to była Hania! Hania, z którą tyle rzeczy robiły po raz pierwszy w życiu: pierwsze wagary, makijaż wykonany podkradzionymi matce kosmetykami, pierwsze dyskoteki, pocałunek, wspólne poznawanie swoich ciał pod namiotem... I choć umysł studentki medycyny Joanny rozpoznawał zbliżającą się śmierć pacjentki, to umysł przyjaciółki umierającej Hanki tego nie widział.
- Karetka już jedzie. Wszystko będzie dobrze, Haniu.
Czy jej się wydawało, czy tampon rzeczywiście zaczął skutkować i krwi było mniej?
Dociskając ciągle kurtki przesunęła drugą dłonią po twarzy przyjaciółki.
- Nie śpij.
Karetka owszem jechała, ale nikt z postronnych obserwatorów się nie oszukiwał, że będzie to miało jakieś większe znaczenie dla dziewczyny z poderżniętym gardłem.
Asi dzwonił telefon, zapewne Kamiński był blisko początkowej kafejki i zastanawiał się, gdzie Joanna zabrała przyjaciółkę.
Nie odebrała telefonu, nie zorientowała się nawet, że dzwonił. Stawało się dla niej jasne, że to nie kurtki hamują krwotok - serce nie miało już po prostu czego wypompowywać przez rozpłatane gardło.
Asia puściła przemoczone ubrania i złapała dłoń przyjaciółki.
Teraz jednak, gdy ostatnie kropelki życia pouciekały już z Hani, przyjazd karetki nie miało żadnego znaczenia. Mięśnie dziewczyny skurczyły się stawy zastygły w miejscu razem z oczami wbitymi w sufit, na którym już nic nie widziały.
Joanna też znieruchomiała, nie płakała, nie krzyczała po prostu patrzyła na przyjaciółkę . Ale jej spojrzenie było chyba nawet bardziej puste, niż spojrzenie martwych oczu Hani.
Choć sam proces odejścia wydawał się okrutnie powolny, to wszystko dalej działo się strasznie szybko. Pogotowie przyjechało zaraz przed policją. Po kolejnych dziesięciu minutach do baru mlecznego Okrąglak zjechało się od groma ludzi.
Hanię czy też jej ciało zabrano stosunkowo prędko. Asię posadzono na tyle drugiej karetki, a policjanci nie wiedzieć kiedy zaczęli przesłuchiwać wszystkich tylko nie ją, choć jeden z nich cały czas się kręcił w pobliżu. Ktoś chyba nawet próbował zadawać jakieś pytania, ale i tak nie zareagowała, podobnie jak nie reagowała w żaden sposób na całe zamieszanie wokół.
W końcu podjechał samochód Marka Kamińskiego, który wysiadł wyglądając jeszcze gorzej niż gdy Asia widziała go ostatnio. Teraz jednak na jego twarzy rysowała się potężna złość. Był wyraźnie zdenerwowany na samego siebie, gdzieś w środku czuł się za to odpowiedzialny. Na chwilę wszedł do knajpki, na podłodze wyrysowano obrys ciała, bo trzeba było je szybko zabrać, by chociaż spróbować jeszcze coś zrobić. Kręciło się tam już cała masa osób w kombinezonach, uniformach, duża część była z aparatami.

Kamiński zatrzymał wzrok na Asi, stojąc względnie daleko. Podszedł do jakiegoś oficera bez munduru, ale z wywieszoną odznaką i pogadał z nim chwilą, po czym skierował się do Joanny.
Westchnął ciężko i zwiesił głowę, ale nie uciekał wzrokiem od Joanny. Spróbował zacząć coś mówić, otworzył nawet usta, ale rozłożył tylko ręce i pozwolił sobie na chwile przerwy po czym w końcu przemówił.
- Załatwiłem żeby dziś cię już nie przesłuchiwali, ale nie możesz pozostać bez protekcji więc ktoś z policji musi z tobą zostać do czasu przesłuchania. Zaproponowałem siebie, mogę cię gdzieś odwieźć czy coś żebyś się przespała i rano spróbujemy… coś zdziałać - dodał po kolejnej chwili ciszy.
W pierwszej chwili nie zareagowała, wydawało się, że nie słyszy policjanta. Dopiero po chwili się odezwała, tak cicho, że prawie jej nie usłyszał:
- 3000 mm słupa wody to dużo, prawda?
Ponownie westchnął ciężko, podciągnął płaszcz i usiadł obok Joanny na tyle karetki.
- Tak, to raczej sporo - pokiwał głową. - Nie mogłaś już nic więcej dla niej zrobić. Rana była zbyt głęboka i szeroka. Przykro mi, naprawdę - dodał, a jego czerwone z przemęczenia oczy drgnęły niespokojnie
Pokiwała głową, ogniskując wzrok gdzieś nad jego ramieniem.
- Tak... Tak mi się właśnie wydawało, że sporo. Nie powinien przeciekać.
- Nie mi to oceniać - wzruszył ramionami. - Posłuchaj mnie, jutro będziesz musiała zeznać parę rzeczy. Sporządzimy opis, bo kamery oczywiście były wyłączone i go złapiemy. Obiecuję, że załatwię ci spotkanie ze specjalistą jeśli będziesz chciała, żeby ci pomógł i w ogóle - mruknął przebierając palcami, w które wlepił wzrok, podniósł go dopiero, gdy miał do powiedzenia już coś bardziej konkretnego.
- Musisz się skupić na teraz? Masz gdzie się zatrzymać? Będę musiał cię przypilnować przez noc, rano zajmiemy się tym wszystkim i przydzielimy ci ochronę.
Znów pokiwała głową.
- Tak, dziękuję. Już nie pada, prawda? Bo nie mam płaszcza.
- Nie już nie, zaraz znów wrócą upały, z rana - pokiwał głową. - Odwiozę cię do domu rodziców, dobrze? - spytał wstając.
- Tak, dziękuje. - podniosła się na nogi. Chciała zrobić krok, ale zachwiała się, przytrzymała metalowego łącznika i zatrzymała. Przypomniała sobie coś. - Gdzie Hania? Mamy przecież spać u Tymona... Nie posłałam panu smsa?
Zebrał się w sobie i poklepał ją po ramieniu.
- Rano… rano sobie niestety przypomnisz - mruknął prowadząc ją do samochodu.
Adres już znał, podjechał powoli pod dom rodziców Asi, światła oczywiście się nie paliły, ale miała swoje klucze i oddzielne wejście.
- Zbudzę cię rano telefonem, będę spał tutaj w samochodzie - mruknął przewieszając odznakę tak by była cały czas widoczna. - O dziesiątej musimy być na komisariacie - wyszedł z samochodu i otworzył Asi drzwi, Pomógł jej wstać i odprowadził do drzwi.
- W razie czego, będę w samochodzie - powiedział kiwając głową w stronę podjazdu.
- Tak, dziękuję - odpowiedziała mechanicznie .
Przez chwilę mocowała się z drzwiami , ale chyba coś się popsuło, klucze nie pasowały do zamka. Nie mogła ich włożyć, ciągle trafiały obok. W dodatku ślizgały się jej w dłoniach, całe unurzane w czymś lepkim. Wydało się to jej nawet dość zabawne, na początku w każdym razie, potem się zmęczyła. Wytarła ręce o przód bluzki.
Usiadła na schodach, w sumie może i tu poczekać na Tymona, miał być za godzinę, to pewnie już niedługo.

Usytuowana nad wejściem lampa z czujnikiem ruchu włączała się co chwila, za każdym razem, jak Joanna się poruszała. W końcu zwróciło to uwagę pani Barbary, która wstała i podeszła do okna. Zobaczyła swoja córkę, skuloną w dziwnej, półleżącej pozycji pod drzwiami do jej części domu.

Pani Barbara - obecnie realizująca się jako drugoplanowa aktorka i pani profesorowa - była przede wszystkim twardą kobietą wychowaną na warszawskiej Pradze. Niejedno widziała i z niejednego pieca jadła chleb. W ciągu minuty znalazła sie obok Joanny - w następnej zorientowała się, że choć córka jest w głębokim szoku, to krew pokrywająca ręce i ubranie nie należy do niej. Odetchnęła z ulgą. Jeszcze na schodach wyciągnęła komórkę i wybrała numer męża. Nie we wszystkim się zgadzali – właściwie, to w mało której kwestii - ale jeden temat łączył ich mocno i na zawsze.
- Nie obchodzi mnie gdzie i z kim jesteś, i co robisz. Masz przyjechać do domu, natychmiast. Asia. Natychmiast.
Pomogła wstać dziewczynie i zaprowadziła ją do swojej części domu.

Audi pana Tomasza podjechało równo po 25 minutach.
Chwilkę mu zajęło wejście, bo policjant śpiący w samochodzie na zewnątrz obudził się i wyjaśnił sytuację po wylegitymowaniu siebie i ojca Joanny.
- Czy dobrze zrozumiałem - profesor Drawski, wysoki, szczupły mężczyzna ubrany w elegancki, świetnie skrojony garnitur i ręcznie szyte buty patrzył z góry na wymiętego policjanta. Należał do tego typu mężczyzn, którzy - jak Sean Connery - przystojnieją z wiekiem
.- Poderżnięto gardło tej małej od Huków, na oczach mojej córki? I planuje pan przesłuchanie jutro rano? Nie ma takiej możliwości.- potrząsnął zdecydowanie głową. - Poza tym - dlaczego Joanna jest w domu, nie w szpitalu? Szkoda mojego czasu, muszę iść do córki, przepraszam Pana.
Kamiński wysiadł z auta i przepraszającym, ale profesjonalnym tonem dodał coś od siebie.
- Przykro mi, ale w przypadku naocznego świadka stosuje się procedurę dwóch przesłuchań. Jedno jak najszybciej po zdarzeniu, od czego i tak odciągnąłem resztę śledczych by mogła dojść do siebie i jedno parę dni później. Niestety tak trzeba robić by znaleźć nieścisłości, by wyłapać wszystko co świadek mógł zapamiętać i parę innych rzeczy… - urwał by ziewnąć. - Przepraszam. Pana córka otrzymała pierwszą pomoc medyczną na miejscu zdarzenia i nie było potrzeby by zabierać ją do szpitala. Tyko by to przysporzyło państwu u i jej dodatkowych nerwów. Nie doznała żadnych obrażeń - wyjaśnił idąc chwilkę za ojcem Joanny chcąc oczyścić swoje imię, bądź przedstawić się w dobrym świetle.
- Będę tu czuwał, ale rano muszę ją zabrać na komisariat.
- Nie ma mowy. Po takim doświadczeniu nie pozwolę ponownie jej traumatyzować. - odpowiedział zdecydowanie. Zatrzymał się na sekundę z dłonią na klamce - Jeśli będzie pan dalej wywierał na mnie presję, nie przesłucha jej Pan przez najbliższy miesiąc. Mogę donieść dowolną ilość zaświadczeń. Do widzenia.
- Doceniłbym gdyby jednak nie stwarzał pan problemów przy śledztwie - rzucił za nim i po chwili wsiadł do samochodu wzdychając ciężko. Zamknął oczy i oparł głowę o stary zagłówek. - To nielegalne - dodał cichutko przed zaśnięciem.

Pół godziny potem obudzono go ponownie - tym razem miał szansę poznać osobiście krajowego konsultanta ds interwencji kryzysowej, oraz mocno promowaną w mediach terapeutkę od traumy (która, notabene okazała się przemiłą kobietą, a po obrzuceniu Kamińskiego szybkim, badawczym spojrzeniem zostawiła mu swoją wizytówkę i obiecała znaczy rabat "Bo rozumie, że praca policjanta musi być bardzo stresująca a ona uwielbia zawodowe wyzwania".)
Specjaliści opuścili dom Drawskich po dwóch godzinach, a po kolejnych 30 minutach zaciągnięto antywłamaniowe rolety i pogasły świata.
Szczerze nie miał sił by sprawdzać czym ojciec Joanny skłonił takich ludzi do stawienia się tutaj o takiej godzinie, miał szczerą nadzieję, że wszystko załatwi na gruncie racjonalnym i bez nakazu. Tak bardzo już chciał jechać do domu i położyć się w normalnym łóżku, ale gdyby ktoś się dowiedział, że spuścił świadka z oczu, to wszystkie osiągnięcia i cała kariera, poszłaby w pizdu gdyby coś się stało Joannie.
Przez resztę nocy i kawałek poranka nie mógł już zasnąć. Dwa dni bez wypoczynku zrobiły swoje. Po tym wszystkim czekała go ciężka przeprawa z powrotem do normalnego trybu życia, ale miewał już z tym do czynienia.
Wyszedł z samochodu i poprawił koszulę. Płaszcz zostawił w samochodzie, było zdecydowanie zbyt gorąco nawet dla niego. Nie miał już marynarki, której wcześniej w pośpiechu zapomniał wziąć, jednocześnie pozbawiając się portfela. Krawat też został, a zaniedbany zarost stał się jeszcze bardziej zarostem i jeszcze bardziej zaniedbanym. Opróżnił resztki, ciepłej butelki z wodą i przeczesał ręką przetłuszczone włosy, by wyglądać w miare ludzko. Przynajmniej nie miał już oczu narkomana.
Zapukał grzecznie do drzwi, wywieszając na wierzch odznakę, a w myślach powtarzał sobie, jak bardzo chciałby, żeby od tej pory wszystko było z górki.

Drzwi otworzyły się po niedługiej chwili. Pani Barbara - elegancka, z lekkim, ale nie przesadnym makijażem i kubkiem kawy w ręce, cofnęła się nieco, żeby go przepuścić.
- Proszę wejść - powiedziała. Na jej twarzy niechęć walczyła z uprzejmością. - Jemy właśnie śniadanie. Napije się pan kawy?
Marek odetchnął w duchu z ulgą. Widać bojowe nastroje nieco opadły. Tym lepiej i chociaż brak papierosów powodował jeszcze większą chęć na kawę, to wolał nie przeciągać swojej wizyty.
- Dziękuję - mruknął wycierając buty przed wejściem. - Myślę, że po prostu poczekam na panią Joannę, nie chciałbym tego wszystkiego przeciągać im szybciej się z tym uwiniemy tym lepiej dla wszystkich - powiedział grzecznie.
Wprowadziła go do dużej, widnej kuchni wypełnionej zapachem świeżo zmielonej kawy.
- Proszę usiąść - stół wyglądał jak te sprzedane w IKEA, tylko drożej. Dużo drożej.
- Asia śpi - oznajmiła kobieta.

- Zalecenie lekarza - dodał profesor Drawski stając w drzwiach. - Na razie nie będziemy jej budzić.
Marek usiadł krzywiąc się skrycie. Najchętniej zapuściłby teraz korzenie i już nigdy nie wstawał. Wiedział jednak, że nie było mu to dano.
Choć nie chciał męczyć biednej dziewczyny to miał za dużo na głowie, by tak po prostu czekać. Jeszcze nie tknął morderstwa Adama Huka, którego zabili wcześniej niż Hanię. Miał nadzieję, że reszta ekipy sobie radzi, ale jak mógł to wiedzieć, skoro rozładowała mu się komórka, a ładowarka nie działała w jego starym samochodzie.
Westchnął ciężko, bo nienawidził być niemiłym wobec zwykłych cywili.
- Obawiam się, że musimy, muszę ją osobiście odeskortować na komisariat, a mam też jeszcze sporo innych obowiązków. Brata pani Hanny też zamordowano, jak być może państwo słyszeli i jest to również śledztwo w którym jestem głównym śledczym więc naprawdę muszę przyspieszyć niektóre procedury by uniknąć dalszych tragedii. Krótko mówiąc, albo wezmę ją teraz i załatwimy to w godzinę, ale skombinuję nakaz i przeciągniemy to do paru nieprzyjemnych godzin - spróbował najuprzejmiej jak tylko mógł. - Po przesłuchaniu każę ją odwieźć.
- Powtarzam - profesor Drawski również był lodowato uprzejmy. - Na ten moment jest to niemożliwe, a formalnie zaświadczenie lekarskie ma nadrzędne..

- Daj spokój, tato – dobiegł ich cichy, zdecydowany głos.
Joanna stała w drzwiach prowadzących do dalszej części domu. Bosa, w szortach i jasnej koszulce. Była zapuchnięta na buzi od płaczu, ale w podkrążonych oczach nie było już tej martwej pustki tylko zwyczajny, dojmujący ból.
- Napijesz się czegoś, Asiu? – pani Barbara szybko podeszła do córki, objęła ją.
- Nie ma mowy, wracaj do łóżka.. – zaczął pan Tomasz.
Asia potrząsnęła głową. Włosy rozsypały się wokół jej bladej twarzy, dziwnie kontrastującej z opalonym ciałem.
- Tato.. ta kobieta miała rację, jak się mówi, to jest łatwiej znieść.. to wszystko. Poza tym – tylko tak mogę pomóc Hani.
Przytuliła się do matki, założyła sandały na bose stopy i dodała: – Potem pojadę do Tymona.

Wyszli, Joanna wsiadła do samochodu policjanta, zapięła dokładnie pas. Ruszyli. Nie odzywała się, długo, aż w końcu spytała: . - Jak pan myśli, dlaczego mnie nie zabił w tym barze? Przecież go widziałam… Zrobi to potem?
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.

Ostatnio edytowane przez kanna : 10-03-2015 o 21:09.
kanna jest offline