Wątek: Brudy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-03-2015, 21:22   #19
Gveir
Banned
 
Reputacja: 1 Gveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumny
Deszcze ustąpił, nadeszła niedziela. Najdziwniejsze było to, że nie było znaków życia od rodziców czy jego skretyniałej siostry. Dwie doby to wystarczająco dużo, nawet jak na pójście w tango. Pościelił łóżko i zrobił sobie szybkie śniadanie. Ten stan odosobnienia go dziwił.
Podskoczył po komórkę i wybrał z kontaktów numer do taty. Czekał na połączenie.
Czasowo niedostępny abonent poprosił by spróbować później. Matka najwyraźniej też rozładowała, albo wyłączyła sobie telefon.
- Ja pierdolę. Aż nie wierzę.. - warknął. Dziwne myśli zaczęły krążyć po jego głowie z prędkością światła. Wybrał numer siostry i czekał na połączenie.
Ta przynajmniej nie wyłączyła komórki. Za to jak to często bywało ignorowało przychodzące połączenie od brata. W jej przypadku nie byłoby to niczym dziwnym, gdyby nie przedłużająca się nieobecność. Pieniądze już powinny jej się skończyć, a dom był jej bankiem.
Westchnął głośno i wystukał szybkiego smsa do siostry “Gdzie się włóczysz? Rodzice nie odbierają, mówili Ci o której wracają?”. Cóż innego mógł zrobić? Zabrał się do szybkiego ogarnięcia domu. Kurze, odkurzanie podłogi, wyniósł śmieci. Po godzinie wszystko było gotowe, a on siedział w swoim pokoju przy kubku zielonej herbaty i rozebranym radiu. W końcu wykonał trzeci telefon, co było szczytem jego możliwości społecznych. Wybrał numer Moniki i zadzwonił.
- No hej - powitał go wesoły głos Moniki. - Co tam?
Przełknął wszystko to co myślał, a wcielił w życie to co usłyszał od Adama.
- Cześć. Przepraszam, że nie wpadłem do Ciebie, ale byłem zmęczony po pracy. Pomyślałem, że może dziś byśmy gdzieś wyszli jeśli masz czas.
- O… - mruknęła najwyraźniej lekko zdziwiona. - Eeeem, jasne czemu nie? W końcu jest niedziela. Gdzie chcesz iść?
Zamyślił się chwilę. Znał kilka miejsc.
- Co powiesz na bulwary wiślane? Teraz stoi tam masę stoisk z piwami regionalnymi. A wieczorem Wisła jest bardziej przystępna niż za dnia.
- Dobra, to wieczorem? O której?
- O 18 na patelni.
- Super… to tam się widzimy, na razie muszę lecieć, pa!
Rozłączył się i odłożył komórkę na blat biurka. Z jednej rzeczy się cieszył - spędzi trochę czasu z Moniką, ale druga nie dawała mu spokoju. Rodzice. Niby dochodziła 13, ale już dawno powinni wrócić. Na działkę jedzie się godzinę, góra półtorej. Rodzice nie wstawali w weekend później niż o 9 rano. Już dawno powinni być w domu.. zdecydowanie.
Poszedł do pokoju i włączył telewizję. Ustawił program na bardzo znaną stację, tylko w wariancie informacyjnym 24 na dobę. Patrzył na przesuwające się paski.
Lokalne wiadomości zazwyczaj obracały się wokół różnych doniesień policyjnych, przynajmniej
na tej stacji, która celowała w lokalne tragedie jako główne źródło zarobku. Strach będący blisko domu wzbudzał zainteresowanie, które przyciągało pod telewizor.
Wojtek cierpliwie czytał informacje i szczątkowo słuchał politycznych głupot wygadywanych przez ruchome twarze na ekranie. Gdy paski powtórzyły się po raz trzeci i przeleciała seria reklam, wstawiono nowe informacje.
Rodzeństwo zamordowane w odstępie paru godzin w dwóch różnych miejscach w Warszawie. Adam H. i Hanna H. niedawno stracili ojca, o którego zabójstwo podejrzewana jest jego małżonka. Więcej informacji o dwudziestej.
Upuścił pilot. Nie wierzył w zbiegi okoliczności, zbieżności nazwisk. Wszystko miało swoje konsekwencje, powody, reakcje. Wszystko. Tak jest skonstruowany Świat. I jedyną reakcją Wojtka był długi, donośny wrzask z głębi duszy. Nie piskliwy krzyk, a ryk rozpaczy. A potem potok bluzgów.
Usiadł na kanapie i wpatrywał się w pasek “Adam H. i Hanna H., którzy niedawno stracili ojca”. Nie chciał wierzyć w to wszystko, nie chciał… ale kto ostatnio stracił ojca, nosił imię jego przyjaciela, miał siostrę o imieniu Hanna, a ich strata była tak medialna? Tylko Hukowie.
W jednym momencie przypomniał sobie słowa Adama “Uważaj na siebie”. Próbował przypomnieć sobie wszystko - wyraz twarzy, co miał w oczach Adam, jak wyglądał. Zapamiętać go takim, jakim widział go po raz ostatni.
Ponownie wyciągnął komórkę i zadzwonił najpierw do matki, potem do ojca. Śledził paski wiadomości.. bardziej pobieżnie ale zawsze.
Kolejne informacje były niezwiązane, chociaż po jakimś czasie znów się powtórzyła. Reszta to sklepowe rabunki, wypadek i ucieczka z miejsca gdzie do niego doszło. Nic znaczącego. Nie w tej chwili przynajmniej. Wciąż brak odpowiedzi od rodziców.
Zadzwonił do siostry, chodź pierwsze łzy pojawiły się w jego oczach.
Odebrała. W końcu, łaskawie. Jej głos brzmiał okrutnie słabo, była mocno zachrypnięta i najwyraźniej strasznie zmęczona.
- O Jezu… co jest? - wystękała wzdychając przy tym ciężko po pięć razy.
- Ja pierdole, dzieciaku… gdzie się szlajasz? Myślałem, że coś Ci się stało. Mniejsza, rodziców jeszcze nie ma w domu. Niedługo będzie 14, a ich nie ma. Mówili Ci kiedy będą? - rzucił do słuchawki, hamując wybuch gniewu i wyładowanie go na siostrze. To nie worek treningowy, a żywa istota. Nie ważne ile kretynizmów na minutę płodziła.
- A ja wiem? - spytała bardziej samej siebie, próbując sobie przypomnieć czy ktoś coś jej wspominał. - Chyba powinni być już, a co, nie ma ich? Może ten… nie wiem - skończyła wykazując się swoją słynną elokwencją. - Zaraz będę wracać pewnie.
- Dawno powinni być. Z działki do domu jedzie się godzinę, lekko ponad. A wiesz, że rodzice nie śpią w wolne dni dłużej, niż do 9. Poza tym, ani mama, ani tata nie odbierają telefonów. Co mnie martwi. Nawet naładowaliby w samochodzie jeden telefon, a tak.. nie mam informacji. No nic, może zaraz będą. Uważaj na siebie - odpowiedział i rozłączył się.
Nie czekał długo w samotności i bezczynnym zamartwianiu się. Telefon zadzwonił i chwilowa iskierka nadziei szybko zgasła. Nie rodzice, acz Marek Kamiński, detektyw który wcześniej zadał Wojtkowi parę dziwnych pytań, które teraz mogły nabrać znacznie większego sensu.
- Witam panie Wojtku - powiedział znacznie bardziej ożywionym niż ostatnim razem głosem. - Czy… czy słyszał pan może o panu Adamie Huku? O wczorajszych wydarzeniach?
- Właśnie oglądam wiadomości. Z reguły nie oglądam telewizji, ale teraz ją włączyłem. Z innych powodów. - zatrzymał się na chwilę i wziął głęboki oddech. Nie mógł uwierzyć w stratę przyjaciela. Nie jego, nie Adama. Brata. - Nie wierzę w przypadki panie komisarzu, umiem dodawać dwa do dwóch i skojarzyłem, że to o nim mowa.
- Dobrze, dobrze… wszystko wskazuje na to, że był pan ostatnią osobą która go widziała żywą. Musimy się znów spotkać, zadam ci parę pytań, w razie potrzeby pojedziemy na komisariat, dobrze? Jesteś w domu? Aha i nie jestem komisarzem, a młodszym aspirantem - dodał szybko.
- Tak, jestem w domu. Mogę śmiało porozmawiać z panem o tej sytuacji.
- Wkrótce będę - powiedział przez telefon i szybko się rozłączył. Jednak jako rzekł tako zrobił. Minęło może dwadzieścia-trzydzieści minut i pod domem Wojtka zaparkował stary peugot.
Detektyw pojawił się pod jego drzwiami po krótkiej chwili, wpuszczony kulturalnie wytarł buty i dał się poprowadzić do gościnnego, gdzie podszedł do okna, otworzył je i wyjął paczkę papierosów.
- Mogę? Jestem na głodzie, ostatni dzień, w zasadzie dwa...
- Śmiało.
- Dzięki - odparł szybko odpalając. Usiadł na parapecie chuchając na zewnątrz. - Potrzebuję byś mi opowiedział jak wyglądało wasze ostatnie spotkanie. Czy od kiedy ostatni raz rozmawialiśmy, Adam coś ci wspomniał o… o czymkolwiek? Przyznam szczerze, że jeśli idzie o niego, to błądzimy po omacku, sprawa jego siostry stwarza nieco większe nadzieje…- mruknął pod koniec mówiąc bardziej do siebie niż do Wojtka.
Wciągnął powietrze. Zarówno pierwsze obłoki dymu papierosowego, jak i świerze wprost z okna. Złapał się na tym, że nie wietrzył pokoju rodziców, przez co panował lekki zaduch.
- Wyglądało bardzo normalnie. Poprosiłem go o spotkanie, bo chciałem zasięgnąć rady. Sprawy osobiste, nie związane z sprawą. Raczej z moim prywatnym życiem. Siedzieliśmy w kuchni, tutaj w domu, obgadaliśmy ten temat, poradził mi i już. Był bardzo zadowolony, a może raczej zaskoczony i podniecony gdy do mnie przyszedł. Od progu rzucił, że ma mi coś do powiedzenia - zamilkł na chwilę, jakby łapiąc oddech myśli. Trudno mu było pojąć, że Adama już nie ma..
- W końcu powiedział mi, że jego tata zostawił mu i siostrze spadek. Bardzo duży spadek
- Tak słyszeliśmy o tym - pokiwał głową zastanawiając się nad czymś. - Jeszcze jedna rzecz… czy pan Adam stwarzał jakieś… czy był pedałem?
Uśmiechnął się. Więc dzielny detektyw miał podejrzenia.
- Zaraz odpowiem i na to. Dalej mówił, że to przejebana sprawa, bo się zainteresujecie. I to nie możliwe, aby jego tata pracujący na trzy zmiany dorobił się takich pieniędzy. Martwił się, że wyjdą z tego kłopoty, a ja mu trułem dupę, że może wyjechać. Na koniec powiedział mi, abym uważał. Powiedział to z autentyczną troską i zmartwieniem. Jak mój brat.. A co do pedalstwa.
Westchnął głęboko i potargał włosy.
- Zawsze uważałem go za kobieciarza. Wie pan - ładna gęba, gładka gadka. Widziałem jego zdjęcia z czasów studenckich, czy historie z liceum. Umiał zakręcić i trochę mu tego zazdrościłem. Wrócił nie dawno, kilka dni temu zobaczyłem się z nim po raz pierwszy od kilku lat. Poszliśmy na piwo, nawet kurwa hurtem te piwo wlewaliśmy. Gdy go odprowadzałem, przyznał się, że wrócił.. dla mnie. Że mnie kocha, ale nie jak brata. I kurwa mnie pocałował.. - na ostatnie słowa Wojtek się wzdrygnął bardzo wyraźnie, niemal odruchowo. Adam był jego przyjacielem, bratem, ale ta akcja budziła w nim niesmak. Był heteroseksualny, nie bawiły go takie odchyły. Nigdy.
Marek pokiwał głową i wyrzucił niedopałek za okno. Przetrawił spokojnie informacje i zapalił drugiego.
- Tak, tak… wiedzieliśmy, że przed zdobyciem tej posady, którą sprawował przed śmiercią pan Jacek prowadził dość aktywne życie zawodowe, mhm, mhm… - mruknął i w końcu podniósł głowę na Wojtka, odrywając wzrok od ziemi. - Homoseksualny prawdopodobnie stał się niedawno. Skontaktowaliśmy się, z paroma jego koleżankami ze studiów, które zapewniały nas o jego odpowiedniej orientacji. Ostatni taki stosunek przypuszczalnie miał w styczniu - sięgnął po komórkę i wyciągnął ją w stronę Wojtka. Zdjęcie przedstawiało plastikową folijkę z paroma, okrągłymi plastrami wielkości paznokcia u kciuka dorosłego mężczyzny. Wszystkie były żółte i wyglądały bardzo podobnie do tych, które nakleja się na małe skaleczenie, po nieudanym krojeniu chleba. - Ma pan pojęcie co to jest?
Wojtek przyjrzał się zdjęciu na komórce policjanta. Małe plastry przypominały mu opatrunki. Parsknął śmiechem i przeprosił gestem za swoje rozbawienie.
- Powiedziałbym, że są to zwykłe plastry opatrunkowe, ale policja nie interesowałaby się nimi. Niestety nie mam.
Schował telefon.
- Tym lepiej. Jeśli będzie miał pan z nimi styczność koniecznie proszę dać mi znać. Dobrze, może… może nie do końca przybyłem tu po pytania, spodziewałem się takich odpowiedzi po części przynajmniej. Głównie muszę pana ostrzec - podrapał się po głowie. Wyraźnie nie chciał tego robić, czy też żałował, że musi to robić. - Nie mogę panu powiedzieć zbyt dużo, ale mam podejrzenia, nie są to konkretne podstawy by tak myśleć, ale jednak możliwe, że no… jest pan w niebezpieczeństwie przez tę sprawę - wykrztusił w końcu z siebie. - Hanna Huk została zamordowana przy świadkach, na oczach jej najlepszej przyjaciółki i obawiam się, że tak jak ona, będzie pan teraz jakoś w to wszystko wciągnięty bo to wszystko to coś znacznie więcej niż zamordowanie rodziny.
Kolejny raz pokiwał głową. Przyjął dosyć chłodno słowa śledczego. Cóż.. Adam go ostrzegał, teraz ostrzega go policjant. Adam nie żyje, zabili go. Rodziców jeszcze nie ma, siostra jest cholera wie gdzie, a po środku tego jest on - młody student Politechniki Warszawskiej.
- Zdaje sobię z tego sprawę. Z pana słów wynika, że przyjaciółce Hanny nic się nie stało, a mimo tego.. Adam mnie ostrzegał, to już panu mówiłem. Wie pan co? Nie martwię się o siebie. Bardziej o rodziców, nawet o moją.. rozwiązłą, szaloną i młodą siostrę. Szczególnie o pewną dziewczynę. Nie wiem co miałbym wspólnego z tym wszystkim, ale będę uważał. Zwłaszcza dzisiaj. Nie wiem też co miałbym zrobić w ewentualności. - wyrzucił z siebie słowa, nie zmieniając tonu nawet odrobinę. Chłonął wszystko. Spokojnie, zimno. Tylko on znał swoje sposoby na odreagowanie tego wszystkiego. Na razie kumulował. Aż ktoś lub coś dostanie dawką energii.
- Cóż, przyjaciółce pani Hani na razie nic się stało i mamy nadzieję, że tak pozostanie… fizycznie nic jej się nie stało - dodał kiwając głową i kierując wzrok tam gdzie wydychany dym, za okno. - Mam nadzieję, że nie ma pan z tym nic wspólnego, ale nawet jeśli tak jest, to pan Adam i Hanna najwyraźniej mieli. Jedno z nich się z panem kontaktowało. Ten, czy też ci którzy chcieli ich śmierci, nie muszą wiedzieć o tym, że w nic pana nie wmieszano, ale mogą wiedzieć, że z panem rozmawiali. Tego co sobie w takiej sytuacji pomyśleli, można się domyślać - wyrzucił szluga i zamknął okno schodząc z parapetu.
- Nie będę owijał w bawełną, mówiąc, że w razie czego zawsze może pan skontaktować się z policją, nie zawsze możemy pomóc, tak już jest, mam nadzieję, że pan rozumie, ale w razie czego, nie zaszkodzi spróbować. Ponadto ma pan mój numer - powiedział kierując się do wyjścia. - Proszę więc trzymać oko na siostrę i się pilnować. Chciałbym, żeby to wszystko skończyło się jak najszybciej, ale nic na to nie wskazuje. Aha - przypomniał sobie otwierając drzwi. - Proszę dalej oglądać wiadomości lokalne. Otrzymaliśmy opis wyglądu mordercy pani Hanny, podobizna zostanie dziś pokazana w telewizji. Na wszelki wypadek. Do widzenia

Zamknął za policjantem i przekręcił zamki. Było grubo po 13, zaraz będzie 14 ale on nie miał ochoty na obiad. Najpierw tajemnicza nieobecność rodziców, teraz śmierć Adama. Musiał to odreagować i znał tylko jeden, jedyny sposób.
Poszedł do swojego pokoju i otworzył szafę. Z dan wygrzebał mały gąsiorek z miodem pitnym. Był już dobry, ale Wojtek trzymał go dla polepszenia mocy. Szacował, że trunek ma odpowiednie walory prądotwórcze. Nalał sobie trochę w kubek, po wszystkim korkując i chowając specjał.
Wzniósł naczynie i wyszeptał w pustkę pokoju.
- Spoczywaj w pokoju bracie. - po czym wypił długim łykiem zawartość. Alkohol wypalił gardło, wycisnął łzy i poruszył ciało. Wystukał kilka liter na klawiaturze, a odtwarzacz ożył pierwszymi dźwiękami. Pomimo spotkania z Moniką, czuł ogromną pustkę. Po stracie, z samotności. Z bezsilności.
Zapłakał. Tym razem dłużej. Łzy wypaliły bruzdy w stalowej masce Starzyńskiego. Nie był pewien, czy jego słynny przodek pochwaliłby jego zachowanie, ale miał to w poważaniu. Liczyło się tu i teraz, a Stefan Starzyński również rozpaczałby po stracie bliskiego przyjaciela.
 
Gveir jest offline