Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-03-2015, 22:10   #44
Rycerz Legionu
 
Reputacja: 1 Rycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodze
Tura 9

Grimmbald nie mógł uwierzyć w to co widzi, kiedy żołnierze nieśli ciało jego ojca. Jeszcze przed chwilą, z radością przyjął do wiadomość fakt, że do Sluepburga powracają wojownicy, którzy wcześniej wyruszyli na pomoc ich sąsiadom. Nie spodziewał się jednak, że przyniosą oni tak okropne wieści. Jego ukochany ojciec i władca, wspaniały wódz który dbał o bezpieczeństwo swoich poddanych nie żył. Grimmbald nie wyobrażał sobie tego wieczoru co będzie dalej. Co stanie się z miastem.
Dzień później, po odpowiednich modlitwach odprawionych przez rodzinę byłego archonta, oraz po złożeniu symbolicznego podarunku leśnym duchom, mieszkańcom Sluepburga przyszło zebrać się przy stosie pogrzebowym ich władcy. Archont leżał na wysokim, usypanym z drewna wzgórzu, przypominając kamienny pomnik. Spokojny, ściskając w ręku swoją broń, zimny jak kraina którą za życia władał. Chwilę później jego ciało pochłonęły jaskrawe płomienie, a wraz z nimi jego dusza uleciała na spotkanie z duchami lasu.
Tego samego dnia, spalono również ciała poległych w walce o Kenku-Aku wojowników. Był to smutny dzień dla ludu Ulliarich. Nad miastem wznosił się lament żon i mężów, a także pozbawionych ojców lub matek dzieci. Żadne skarby świata nie mogły zadośćuczynić za taką stratę.
Kilka dni później, jako najstarszy syn poprzedniego archonta, Grimmbald został ukoronowany zgodnie z wolą duchów i tradycją ludu. Jednakże ani przy ceremonialnym zanurzaniu się w rześkiej wodzie jednego z jezior znajdujących się w pobliżu Sluepburga, ani przy nakładaniu szyszkowej korony, nie był obecny żaden z kapłanów. Również kilkoro dworzan odmówiła zjawienia się na ceremonii. Nowo obrany władca czuł, że zwiastuje to kłopoty. Z godnością przyjął jednak na swe skronie ciężar korony. Była to jedna z niewielu rzeczy które ostatnio zdarzyło mu się zrobić perfekcyjnie.
Jakiś czas potem, doniesiono mu o obecnej w mieście nowo przywleczonej chorobie, oraz kiełkującej zdradzie, której ziarnami byli jego bracia. Podnosił również swój łeb starzec z wieży, który nie wiadomo w jakim celu szkodził jego ludowi. Trzeba było działać.
Nowy archont czym prędzej nakazał poinformować swego brata, Hordalanaa że chce go widzieć. Powodem tego, były nieprawdziwe plotki, rozsiewane po całym mieście za sprawą jego brata oraz niedawna klótnia, zdająca się być punktem zapalnym, różniącym jego i Hordalaana. Ten oczywiści zgodził się na spotkanie, lecz tylko w tedy, kiedy będzie ono miało miejsce w jego siedzibie. Tak też się stało. Władca wyprawił się z pałacu pod eskortą 5 wojowników, których zadaniem była ochrona swego pana.
Wraz ze zbliżaniem się do domu swojego brata, archont czuł obecne wkoło napięcie. Wyraźnie widział, że nie jest tutaj mile widziany. Stykał się z posępnym wzrokiem strażników chroniących posiadłość Hordalanaa, zaś jego samego zastał w otoczeniu swojej straży przybocznej.
Przełknął jednak ślinę i stanął z nim twarzą w twarz.
-Drogi bracie! - zawołał, rozkładając ręce i zbliżając się do swojego brata, po czym uścisnął go serdecznie. Na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu. - Jak miło cię widzieć. Nie spotkaliśmy się od czasu… naszej kłótni w pałacu i tego, kiedy zacząłeś o mnie rozsiewać te nieprawdziwe plotki, o których chcę z tobą poważnie porozmawiać. - rzekł, poprawiając szyszkową koronę, która lekko zsunęła mu się z głowy.
Hordalaan odepchnął archonta jakby ze wstrętem i wyrzekł:
-Zostaw mnie! Czego chcesz do jasnej cholery? Nie mam ci nic do powiedzenia.
- Chcę wiedzieć dlaczego rozpowiadasz o mnie te kłamstwa. Dobrze wiesz że nie stoję za śmiercią naszego wspaniałego ojca. - odrzekł spokojnie władca. - I nie odpychaj mnie jak gdybym był jakimś przybłędą.
- A skąd mam wiedzieć, że nie jesteś winny jego śmierci? Mogłeś zlecić komuś otrucie ojca, to niewykluczone! Udowodnij swoją niewinność, jeżeli możesz, a jeżeli nie - zejdź z tronu! Nie powinien on należeć do mordercy! - nagle zupełnie zmienił ton. - Nie oszukuj się, Grimmbaldzie, nie nadajesz się do sprawowania władzy. Ustąp, dla dobra nas wszystkich.
-Podobnie jak i Ty Hordalaanie, pomimo tego że jesteś moim bratem i kocham cię bratnią miłością której nauczył nas nasz ojciec. Szanuj jednak jego prochy. Na pewno by nie chciał aby na tronie zasiadał ktoś pokroju ośnieżonego korzenia. - odparł, uśmiechając się z przekąsem.
- Ty chamie… - Hordalaan poczerwieniał - jak śmiesz przychodzić do mojego domu i mnie obrażać? Zaraz nakażę moim ludziom podziurawić cię na strzępy, niezdaro! Jak możesz rządzić, skoro nawet korona ci z łba spada?! Będziesz największą katastrofą, jaką widziało to miasto! Won z mojego domu, zanim zrobię z ciebie sito! - sięgnął po łuk jednego ze swych przybocznych.
- Mam lepszy pomysł. Jesteś dzielnym wojownikiem, a duchy udzieliły ci daru niezwykle burzliwej osobowości. Od dzieciństwa podziwiam cię jeśli chodzi o władanie wszelaka bronią. Wykorzystaj to. Zrób sito z naszych wrogów. Pokaż że zasługujesz na szacunek i władzę, Hordalaanie. Dam ci armię. A ty poprowadzisz ją na północ, przeciwko temu staruchowi z wieży. Pomyśl. Jesteś dumny i z pewnością mi nie odpuścisz. To pewne. Zaś jeśli wrócisz jako zwycięzca, ja oddam ci szyszkową koronę, a wraz z nią władzę. Ciebie zaś poddani uważać będą za bohatera i opiewali w pieśniach. Wszystko będzie należało do ciebie. Łupy, ci których pojmiesz, a zwieńczeniem wszelakich trudów będzie władza. Przemyśl to bracie. Finnainem, możemy zająć się razem. To marionetka kapłanów. Bardziej nadaje się na duchownego niż na wodza. Wystarczy że przekonamy mędrców aby przestali go popierać, a jego wpływy się skończą. A ja mam doskonały plan. Wystarczy tylko że zgodzisz się przejąć władzę pokojowo, w sposób który ja oferuję. - archont skończył wywód rozkładając ręce i unosząc zachęcająco brwi ku górze.
Hordalaan zmarszczył brwi.
- Nie wierzę ci. Jeszcześ gotów zjednać się z tym staruchem i stanąć mi naprzeciw… - przerwał, przygryzł wargę nerwowo - chyba, że udzielisz mi absolutnie wszystkich twych wojsk. I wsparcia Kenku. Wtedy ruszę z armią na starca. Nie ma możliwości, by stawił nam opór w takiej liczbie. Co ty na to? Pozwolę ci zatrzymać piętnastu wojów do obrony, a gdy wrócę, złożysz mi hołd. W przeciwnym wypadku wezmę koronę siłą. Tak… to dobry pomysł. Co ty na to, bracie?
- Nie uważasz że pozostawienie w garnizonie tylko 15 wojowników na taką liczbę Ulliarich źle wróży? Szczególnie teraz, kiedy patrole koboldów wokół miasta zwiększyły się? Jestem skłonny dać Ci 300 wojów, a 100 zachować do obrony Sluepburga. Wsparcie Kenku chyba też możesz otrzymać… z tego co mówili dowódcy powracających wojsk, to mamy z nimi zawarte przymierze.
- Masz mnie za głupca? - wysyczał. - Ja pójdę w bój z trzystoma wojownikami, większość z nich zginie, a wtedy ty zaatakujesz mnie i mych ludzi! Nie jestem takim głupcem za jakiego mnie masz, niezdaro. Zostawię ci piętnastu wojów, a jeżeli ci to nie odpowiada, to sam sobie radź ze starcem. Twoi zwolennicy zobaczą wtedy, jaki mierny byłby z ciebie archont.
- Podobno tak dobrze radzisz sobie z wojownikami bracie, a mówisz że większość z nich zginie. A ja uważam że nie. Poza tym, znasz mnie. Mam bardziej wyrafinowany metody wyprowadzania kogoś w pole. 100 wojowników dla mnie, reszta dla ciebie. Poza tym, zamierzam wyszkolić większą liczbę wojowników i z tą 100 i tak nie dałbym ci rady.
- Nie - uciął zdecydowanie Hordalaan - albo przystajesz na moje warunki, albo sam sobie radź z tym starym zgredem. A wiem, że sobie nie poradzisz. Za słaby jesteś, w końcu lud sam cię wyniesie z pałacu, ja po prostu poczekam.
- W takim razie postaram się udowodnić ci, że poczekasz sobie jeszcze jakiś czas. Skoro nie przystajesz na moją propozycję, to mam chociaż nadzieję że zakończysz swoje gierki i pozwolisz mi sprawować władzę według tradycji naszego ludu. Jeśli nie będziesz łamał odwiecznych zasad którymi rządzi się nasza społeczność, to możesz robić co chcesz. Pamiętaj jednak że moja propozycja nadal pozostaje aktualna. - odrzekł archont, starając się odejść w majestacie władcy, lecz przeszkodził mu w tym wystający z ziemi korzeń, o który zawadziła jego noga i przez który prawie że wylądował nosem w śniegu. Ostatecznie jednak zdążył powstrzymać rękoma upadek i odszedł z nadszarpniętym autorytetem.
Od razu po powrocie do pałacu, archont nakazał stawić się przed swym obliczem kapłanom, w związku z popieraniem przez nich Finnaina.
Ci jednak, wysłali posła z informacją że nie przybędą do pałacu, gdyż prawowity władca przebywa właśnie w ich chramie. To poirytowało Grimmbalda, który odesłał ich wysłannika z delikatną groźbą, mówiącą, że jeżeli kapłani nie stawią się w pałacu, nici będą z kamiennej świątyni którą obiecał im ich ojciec, a dodatkowo wysłani zostaną wojownicy, aby nieco nakłonić mędrców do posłuszeństwa. Ostatecznie wysłali oni jedynie swojego przedstawiciela, będącego jednym z młodszych kapłanów. To była już dla archonta wyraźny brak szacunku. Nawet go nie wysłuchując, rozkazał strażnikom wyprowadzić go z pałacu z ostrzeżeniem o łamaniu prawa, którego dopuszczają się kapłani nie chcąc stawić się przed obliczem swego króla.
Zdając sobie sprawę z obecnego stanu rzeczy, archont postanowił przekonać do siebie zwykłych mieszkańców Sluepburga. W tym celu, nakazał rozdać odpowiednie porcje żywności w prezencie swoim poddanym.
Po tym wydarzeniu zanotowano zauważalny wzrost poparcia dla rządów Grimmbalda. Jednakże i oponenci nie pozostali dłużni. Hordalaan obiecał każdemu, kto go zacznie popierać regularne dostawy pożywienia, a kapłani orzekli w imieniu Finnaina, że przyjmowanie podarków od innych kandydatów jest sprzeciwieniem się woli duchów. Jednocześnie obiecali, że przychylność duchów będzie z tymi, którzy go popierają.
W odpowiedzi na to, władca rozkazał publicznie orzec, że każdy otwarcie sprzeciwiający się jego prawowitej władzy Ulliari łamie prawo i w najbliższym czasie zostanie aresztowany, zaś jeśli pragnie amnestii, musi natychmiast pokłonić się przed obliczem archonta i go przeprosić.
Wielu skorzystało z tej opcji, poparcie dla innych kandydatów mocno spadło, ale wielu wpływowym osobom nie spodobało się takie „bezwzględne” zadanie. Antagonizmy między zwolennikami poszczególnych braci zaostrzyły się. Doszło do kilku pobić a nawet morderstwa.
Takim oto sposobem, walka o władzę przybrała swą okrutną postać. Archont nie mógł jednak opuścić. To byłoby przeciwstawieniem się woli duchów. Nakazał tym samym rozesłać plotki mówiące, jakoby kapłani popierali Finnaina tylko dlatego, że mają w tym własny interes. A w rzeczywistości jego brat nie posiada żadnych umiejętności zarządzania.
Reakcją na to, były pomówienia wobec Grimmbalda.
Zmuszony do podjęcia zdecydowanych kroków archont, wysłał aż 100 wojowników, aby pojmali jego brata i przyprowadzili przed jego oblicze. Wojownicy wdarli się siłą do świętego miejsca, wyciągnęli Finnaina i zabili po drodze kilku co bardziej opornych kapłanów. Lud się wzburzył, zaś popularność samego władcy spadła.
Po powrocie wojowników, którzy zabili bezbronnych kapłanów a tym samym złamali prawo władca udzielił im reprymendy. Działali jednak z jego rozkazu, przez co wziął całą odpowiedzialność na siebie. Nie spodziewał się, że jego ludzie będą w stanie dokonać takiego świętokradztwa.
Zaraz po tym spotkał się ze swoim bratem w sali audiencyjnej.
Od razu zapytał się, dlaczego występuje przeciwko niemu. Finnain zaś, jąkając się odpowiadał tak, jak gdyby był zastraszany z dwóch stron. Zarówno przez archonta jak i kapłanów wśród których na co dzień przebywał. Widząc to, Grimmbald powiedział Finnainowi że jest jego bratem i ochroni go w każdej sytuacji. Tym samym proponuje bratu pozostanie w pałacu, gdzie będzie miał do dyspozycji kilka strażników i nie będzie musiał obawiać się reakcji kapłanów.
Ten zaś opierał się i jąkając prosił brata by nie zmuszał go do takiego wyboru bo nie chce nikomu podpaść.
W odpowiedzi na to, władca stwierdził, że jeśli uda się z powrotem do chramu podpadnie własnej rodzinie a jeśli pozostanie w pałacu nadepnie na odcisk mędrcom. Tak czy inaczej nie da rady być neutralny.
W ostateczności Finnain poprosił o czas do namysłu. Archont zgodził się na to, prosząc jednak by rozmyślania te nie trwały zbyt długo.
Ku strapieniu młodego króla, nadeszła kolejna zła wiadomość. W związku z agresywnymi działaniami wojowników, którzy wcześniej weszli do leśnego chramu mędrców i zabili kilku z nich, kapłani postanowili się w nim ufortyfikować i zaczęli zbierać pod broń zwolenników. Zwykły błąd jego ludzi przyniósł takie konsekwencje. Za prawdę nadchodziły mroczne czasy dla pradawnego Sluepburga.
Trzeba jednak przyznać, że nadal istniała nadzieja dla miasta. Że nie wszystkie rozkazy, tyczyły się walki o władzę i szyszkową koronę. Były bowiem i takie, których dojrzałe od czasu owoce, mogły przynieść Ulliarim dobrobyt.
Nowy archont nakazał między innymi wysłać zwiadowców na ciągnący się na wschodzie step, aby zgłębić to, co jeszcze nie zostało odkryte. W głębi serca liczył na to, że jego lud znajdzie nowych sojuszników, w tej porośniętej wysokimi, złocistymi trawami krainie.
Ponadto, z całego miasta zebrani zostali najmądrzejsi i obdarzeni największą inteligencją Ulliari, którzy otrzymali status uczonych, dbających o rozwój nauki i wprowadzanie nowych innowacji. Tym samym dostali odpowiednie kwatery w pałacu, by móc w każdej chwili służyć radą władcy. I chociaż wiele najwybitniejszych umysłów należało do kapłanów, oczywiście odmawiających udziału w przedsięwzięciu, to jednak udało się znaleźć wielu świeckich wielbicieli rozwoju. Na plus zasługiwało to, że byli oni lojalistami Grimmbalda, popierającymi jego światłe i innowacyjne podejście.
Oprócz tego, część najbardziej doświadczonych zwiadowców została przemianowana na szpiegów. Od razu po tym, zostali wysłani w okolice Sluepburga by wybadać i zliczyć koboldy wchodzące w skład krążących w okolicy patroli oraz zapuścić się możliwie jak najbliżej wieży starca. Koboldów doliczono się piętnastu, działających w pięciu grupach po trzech. Ci, który zbliżyli się do wieży, poinformowali, ze z jej dachu w niebo wzbija się jakiś niebieski promień. Mogło to oznaczać jeszcze większe kłopoty.
Wysłuchując tego raportu, archont utwierdził się w przekonaniu, jak ważna jest jedność jego poddanych, w obronie całego miasta. Toteż postanowił odebrać kapłanom ich przywilej bycia emisariuszami, a w ich miejsce powołał 10 innych dyplomatów, wywodzących się z ludu. Zdrajcy bowiem nie mogli piastować tak ważnych stanowisk. Tak mówiła pradawna tradycja.
Pięciu z nich wysłał do Kenku-Aku, zaś pięciu pozostawił przy sobie, w razie gdyby byli potrzebni. Po jakimś czasie, emisariusze powrócili, przynosząc niepokojące wieści z południa. Władca ze zmartwieniem słuchał o śmierci Keroka i niepokojach w osadzie swych sojuszników. Spodziewał się, że wydarzenia te odbija się również echem w samym Sluepburgu, dlatego też powiększył liczbę wojowników, by zapewnić swym poddanym bezpieczeństwo. Ponadto, rozkazał zastąpić starą drewnianą palisadę kamiennym murem. Grubym na wiele metrów, wzmocnionym u podstaw i naszpikowanym zwalistymi, górującymi nad okolicą basztami. Wzdłuż muru miały ciągnąć się otwory strzelnicze, zaś na każdym odcinku muru utrzymywane być stałe patrole. Ponadto na murach miały być wykute miejsca na podobizny archontów rządzących miastem. Pierwsze dwie twarze, miały rzecz jasna przedstawiać samego Grimmbalda oraz jego ojca.
Ostatnia rzeczą, jakiej dokonał, było znalezienie odpowiedniej kandydatki na żonę. Z trzech córek wystawionych przez jego doradców, wybrał tą jedyną. Była urodziwą niewiastą, nieco niższą od młodego archonta, o sprytnych oczach i dziarskim spojrzeniu. Według jej ojca, była nieśmiałą i troskliwa, jej wzrok mówił jednak inaczej.
Uroczystości ślubne odbyły się następnego dnia. Wzięli w niej udział wszyscy doradcy, oraz zwykły lud. Nie zostali zaproszeni zaś kapłani i brat Grimmbalda, Hordalaan. Dla Finnaina, znalazło się jednak miejsce.
Najpierw, para młoda przeszła ceremonialnie miasto, odziana w odświętne futra oraz biżuterię z kolorowych kamieni. Pochód zakończył się przy najbliższym jeziorze, gdzie zostali pobłogosławieni przez wszystkich obecnych. Po odejściu gości, młodzi zostali sam na sam. Zrzucili ubrania i tradycyjnie zanurzyli się wspólnie w chłodnej wodzie. Tam pomodlili się do duchów, czego zwieńczeniem był wspólny pocałunek. Kiedy wyszli, nałożyli z powrotem ubrania i udali się niespiesznym krokiem do pałacu.
Nastały rządy nowego archonta – Grimmbalda I .
 

Ostatnio edytowane przez Rycerz Legionu : 14-03-2015 o 08:51.
Rycerz Legionu jest offline