Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-03-2007, 22:29   #27
Bortasz
 
Reputacja: 1 Bortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputację
Nataniel cierpliwie wysłuchał uwag całej trójki nim zaczął odpowiadać.

- Niestety nie mogę nic powiedzieć o Pannie La Brasco. Zapewne, jeżeli będzie to możliwe spotka się z wami jeszcze dziś. Jednak gwarancji dąć nie mogę. Co do wyposażenia panowie bądźcie spokojni. Jutro z rana zatankujemy wasze samochody i upewnimy się czy macie sprzęt wystarczający do wykonania tej misji. Proponowałbym byście sami się zastanowili, czego wam najbardziej brakuje i zgłosicie to do mnie. Czy coś jeszcze...

- Myślę, że jeszcze my powinniśmy się poznać panowie.


Do rozmawiających podeszła para. Mężczyzna, który przemówił ma na około dwadzieścia parę lat. Czarne krótko ostrzyżone włosy utrzymane w względnym porządku. Na twarzy nie można było dostrzec ani śladu zarostu za to szczery i przyjazny uśmiech był zdaje się naturalnym jej stanem. Z kolei, gdy spojrzała się w niebieskie oczy przybysza miało się dziwne wrażenie. One nie rzucały wyzwania. One pytały. Jak by wskazywały najwyższy szczyt i twierdziły. Razem możemy ja zdobyć. Razem. Wyciągnął rękę do mężczyzny stojącego najbliżej.

- Panowie miło mi Nazywam się Autobot i pozwolę sobie przedstawić wam pannę Baronównę Dominiq La Brasco która jutro przejmie nad wami dowództwo.

Dominique zasalutowała mężczyzną zamiast wymieniać z nimi uprzejmości, była zmęczona i było to po niej widać... Jednak obowiązek wobec swoich ludzi nie pozwolił jej jeszcze udać się na odpoczynek. Auto zerknął na nią przelotem. Tylko uważny obserwator mógł dostrzec troskę, jaka przez krótką chwilę malowała się na jego obliczu.
”Przecież ona nie spała od dobrych kilku dni. A kiedy ostatnio jadła... „

______________________________________

Na ekranie Blondyn w randze kapitana z skrzydełkami pilota opierniczał właśnie młodego i głupiego żołnierza za niesubordynację, głupotę i dziwił się, jakim sposobem trafił on do G.I. Joe. Żeby przez panienkę dopuścić do uwolnienia Wielkiego Węża... Tylko skończony kretyn by do czegoś takiego dopuścił.
A wśród Transformersów poczta pantoflowa już skończyła działalności. Wszyscy wiedzieli, o co chodzi. I Wszyscy wiedzieli, co po Filmie mają robić. Niektórzy zrezygnowali nawet z dalszej części filmu. Rosi i Fred powolnym krokiem oddalali się właśnie od skupiska ludzi. Widać woleli ostatnia spokojną noc spędzić we dwoje. Niektórzy poszli w ich ślady. Jedynie compadres Fabia dzielni trwali na posterunku. No i rzecz jasna Suzi, której nawet Jugernauth by nie odciągnął od Filmu, na który tak długo czekała.

______________________________________

Wiele Zielinskiemu można by zarzucić, jednak wiedział, kiedy należy się wycofać. Wyszedł z autobusu nim Rosi i Fred do niego podeszli. Skinął im tylko głową i udał się do domku, który stanowił jednocześnie kasę biletową. Wchodząc do środka jeno skinął głową mężczyźnie, który robił za biletera. I spojrzał na kilka śpiworów, które tu się znajdowały.

- I z chlania nici. Co my zrobimy w takim razie?

- To co było w planie.

- Plan był prosty, na rocznicę Rosi i Fred mają cały autobus dla siebie a my gramy w pokera pijemy i padamy pokotem z przechlania a teraz...

- A teraz zagramy partyjkę się kulturalnie napijemy i się położymy. Jedynie odpadły nam słowa Pokotem padamy ale za to doszło kółtóralnie!


Głupawy uśmieszek i ton sugerujący że naprawdę Greenowi podoba się ta zamiana naprawdę potrafił rozbawić. Bileter zaczął powoli sprzątać ze stołu.

- Co myślisz o tych nowych?

- Widziałem ich tylko przez chwilkę, więc niewiele mogę powiedzieć.


Zdawało się że mulat niewiele chce mówić, co zdecydowanie zaintrygowało jego rozmówcę.

- Wiesz o co pytam Green. Co ci bębny powiedziały o nich.

Zielinski skrzywił się.

- Stary bębny nie mówią. One śpiewają. A śpiewają o tym, o czym chcą. Dziś śpiewały o starcu i jego córce.

- Starcu i córce?

- Tak.


Bileter skrzywił się lekko.
”Z nim tak zawsze jak se zapali to bębny mu śpiewają a potem się kurna okazuje, że ma racje, choć pieprzy od rzeczy. „

- Dobra green dawaj trza tu trochę poukładać jak się Fabio z resztą zwali to jedna partyjkę chodzi chciałbym zagrać.

______________________________________

Cichy głos kroków oraz równie cichy odgłos, jaki wydawał z siebie wózek inwalidzki, gdy suną przez miasto. Dziwnym zdawało się, że chociaż Vegas również tutaj było zatłoczone i jaskrawe to wokół grupy tworzyła się pusta przestrzeń. Przechodnie omijali tą grupkę, chyba instynktownie, bo nikt nie potrafił w nich rozpoznać znanych bandytów... zresztą może w Vegas znani bandyci dostawali darmowe drinki za autograf.

Kiedyś mówiono, że Ameryka to kraj wielkich możliwości. Chyba coś z tych możliwości jednak zostało.

Tylko dureń by powiedział, że mieszkańcy świata, który przetrwał swój koniec będą omijać kalekę albo chorego. Nie. Ludzie przyzwyczaili się do takich widoków. Nikogo by nie zaszokował trup na ulicy a co dopiero jeden inwalida.

Nikt nie przestraszyłby się też niskiej brunetki, która każdym swoim ruchem zdradzała znudzenie przemieszane z pobudzeniem. W efekcie teatralnie ziewała i niby dla zabicia czasu zagadywała mężczyznę idącego obok. Zagadywała go głośno by go dosłyszał a ponieważ miała nerwowe i gwałtowny sposób poruszania się wydawało się z daleka, że tryska z niej entuzjazm.

Pierwsze wrażenie bywa niekiedy nieco mylne.

- Tak, więc knajpa jest do bani, drinki rozcieńczone, a muzyka denna. A właśnie, muzyka! Niech cholera porwie w końcu tego Elwisa!

Mężczyzna prowadzący wózek zachowywał kamienną twarz. Ale jeśli jego twarz naprawdę miałaby być naprawdę rzeźbą to artysta, który by nad nią pracował nie zasługiwałby na pochwałę. Z całą pewnością rysy wciąż były zbyt kanciaste a bruzdy zmarszczek mogłyby być efektem ewidentnej fuszerki rzeźbiarza. Czas bywa takim niewprawnym rzeźbiarzem.

- Cholera porwała już Elwisa jakiś czas temu Kate. A co do drinków... chyba zbyt przywykłaś do samogonu produkcji sierżanta.

To tak jakby podpalić lont. Eksplozja jest nieunikniona. Kate zaś potrafi zaś mówić bardzo głośno i na dodatek bardzo wysoko. Niektórzy nazwaliby to krzykiem. Ale krzyk Kate był czymś jeszcze gorszym...

-Chcesz powiedzieć że za dużo piję?!

Kobieta pochyliła się nad wózkiem prowadzonym przez mężczyznę. Uśmiechnęła się w powolny, przymilny sposób do pasażera i odezwała ciepłym, przyjemnym głosem.

-Hej, Johny! Powiedz coś na moją obronę!

Chłopak nazwany Johnym wahał się przez jakieś dwie sekundy. W tym czasie zdążył rzucić okiem na mężczyznę oraz przyjrzeć się dla nagle wyjątkowo łagodnej twarzy Kate. To co powiedział nie mogło brzmieć naturalnie po takiej chwili namysłu. Mimo wszystko wolał jednak ułożyć całe zdanie w pamięci i je wyrecytować.

-Arnold, miał najpewniej coś zupełnie innego na myśli... zresztą nie pijesz wiele bo zdrowie ci na to nie pozwala.

Kate westchnęła prostując się na nowo. Cała grupa ruszyła na nowo przed siebie. Nikt chyba nie dosłyszał w hałasie ulicy Vegas cichego mruknięcia Kate.

-Dlaczego on tak zawsze...
 
__________________
Właściwością człowieka jest błądzić, głupiego - w błędzie trwać.— Cyceron
Mędrzec jest mędrcem tylko dlatego, że kocha. Zaś głupiec jest głupcem, bo wydaje mu się, że miłość zrozumiał.— Paulo Coelho
Bortasz jest offline