Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-03-2007, 23:14   #21
 
Krakov's Avatar
 
Reputacja: 1 Krakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputację
Kevin z nieskrywaną radością odebrał swoją broń i umieścił ją w należnym jej miejscu, po czym z delikatnym uśmiechem uścisnął dłoń Meksykanina mówiąc jedynie: - Kevin. Kevin Scott. Wypowiedzi Herakliusza wysłuchał ze spokojem, odczuwając lekkie zdenerwowanie tylko w momencie, gdy zwracał się bezpośrednio do niego.

Uczucie to opuściło go dopiero wówczas, gdy padły słowa: "witamy wśród nas". Mogłoby się wydawać, że znaczyły tak niewiele. Nikt w końcu nie składał mu żadnych obietnic i być może tak naprawdę ten jeden uścisk dłoni wcale nie przybliżył go do realizacji ostatniego z marzeń. Dał mu jednak coś bardzo ważnego. Coś co było bardzo potrzebne, zwłaszcza jemu. Dał mu nadzieję, a w tej chwili w zupełności mu to wystarczało. Chyba nawet niczego więcej nie oczekiwał...

Dopiero po wyjściu na zewnątrz poczuł, że spociły mu się dłonie. Przyglądał im się przez chwilę po czym wytarł je o spodnie i ruszył przed siebie szukając miejsca, w którym w miarę dobrze widziałby ekran. Po drodze rzucił okiem w kierunku swego samochodu upewniając się, czy wszystko z nim w porządku.
 
__________________
Gdzieś tam, za rzeką, jest łatwiej niż tu. Lecz wolę ten kamień, bo mój.
Ćwierćkrwi Szatan na forumowej emeryturze.
Krakov jest offline  
Stary 25-03-2007, 21:56   #22
 
Bortasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Bortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputację
Autobus był mocno pod niszczony. Widać było na nim sporą ilości wgnieceń, jakie w do spawanym pancerzu porobiły kule wszelkiego kalibru. Kiedyś mógł należeć do jakiegoś zespołu podróżującego nim podczas swych tras koncertowych. Teraz jednak służył za dom dla grupy ludzi. Że to ich dom było widać na pierwszy rzut oka. Zdjęcia, które się na siebie nakładają. Różnorakie kotary odsłaniające wnętrze małych „mieszkań” od reszty świata. Kwiatek w doniczce obok prowizorycznej półki z książkami nad jednym łóżkiem. Nad drugim półka na komiksy z Spidermenem a obok niej małe terrarium z maleńkim pajączkiem. Pośrodku tego wszystkiego siedział mężczyzna. Gdy wchodziło się do Autobusu pierwszym widokiem były jego plecy. Dredy całkiem sporej długości okalały jego ciemnawą karnację. Wpatrzony w zdjęcie idola, grał na bębnie jeden nieustający rytm. Chwilami tylko przerywał na zaciągnięcie się skrętem własnej produkcji. Siedział obok radiostacji, z której nieustannie dobywał się szum i trzaski. Skręt się skończył... Zgasił niedopałek w stojącej nieopodal popielniczce. Sięgnął do środka swej koszuli wyjął złotą papierośnice. Wygrawerowany na nim napis w dziwnym języku i datę 15.01.1863 Wewnątrz było przyklejone zdjęcie trójki osób... Rodziny. Ojca Matki i syna. Byli uśmiechnięci szczęśliwi. Mulat spojrzał zdawało się zamkniętymi oczami na zdjęcie delikatnie gładząc je opuszkami palców. Cieniutkie szparki, jakimi były jego oczy patrzyły uważnie a twarz się uśmiechała. Po chwili spojrzał na drugą stronę papierośnicy.
”Zostały jeszcze tylko trzy... „
Zamknął papierośnice i schował ją do kieszeń. Gdy to zrobił zamarł nagle. Czerwona lampka zaczęła mrugać do niego. Stanowczo zbyt spokojnym ruchem nałożył słuchawki i zaczął operować przy pokrętłach.
Gdy ustawił już pokrętła wziął kartkę i zaczął spisywać wiadomości...

__________________________________________________ ____________________________

- Panie Mitsu nie trzeba. Nikt go nie ukradnie. Kapitanie Montabast a wy gdzie siadacie? Zabawa jest tam.

Nataniel nie pozwolił swoim podopiecznym odstawać od grupy. Ruchem ręki wskazałby szli za Scottem w kierunku ekranu.

- Na zachętę dodam, że powinna na nas czekać jeszcze spora ilości Jabłecznika. Mojej własnej produkcji.

Mina znawcy, handlarza wychwalającego swój produkt i szczery uśmiech były dodatkową zachętą by dołączyć do zabawy.
A zabawa się rozkręcała. Na ekranie trwał atak Cobry chcącej odbić swego przywódcę, Wielkiego Węża z bazy G.I Joe. Suzi wciąż siedząca na dachu ledwo mogła usiedzieć, co chwilę piszcząc z przerażenia gdyż zwycięstwo wyraźnie przypadało Cobrze. A Kanister przechodził z rąk do rąk. Nikt nie miał szklanek, ale to też nikomu nie przeszkadzało. Przyjaciołom Się Ufo. Widzowie siedzieli w skupieniu oglądając film.
Samochody były tam gdzie je zostawiono. A Fabio właśnie odrywał usta od Kanistra. Wieści o nowych ochotnikach już się rozeszła wśród całej bandy. Ciekawskie spojrzenia śledziły prawie każdy ich ruch. Lecz oczy wyrażały ciekawości i zaintrygowanie, a nie wrogości i podejrzliwości. Gdy się przysiedli kanister akurat do nich właśnie doszedł.

__________________________________________________ ____________________________

”No znowu ten kod. Auto będzie miał kolejną próbkę do zdekodowania. A my pewnikiem niedługo ruszymy się bliżej frontu. A to co?”

Do wszystkich <szum> Dże zgrupowanie maszyn molo<trzask,szum> w kierunku <szum> Ogłasza się mobilizację. <szum>

- O kurwa...


Mężczyzna wybiegł z Autobusu prawie się wywracając na schodach i zderzając się z drugim Autobusem stojącym naprzeciw drzwi. Z całą prędkością pod biegł do lśniącej ciężarówki jednocześnie otwierając drzwi do niej jak i wskakując do środka.

- Wezwanie z Posterunku!

Dopiero po chwili uświadomił sobie że lepiej by było zapukać.

- To ja powiadomię jeszcze Sierżanta i Hrabiego...

Wyszedł równie szybko jak wpadł do środka. Dominiq wciąż siedziała na kolanach Autobota. Auto był najwyraźniej mocno rozbawiony całym zajściem.

- Zielinski znowu palił. Echhh... Kiedyś go to zabije. A teraz myślę, że powinniśmy uruchomić moją radiostację. Ma większą moc. I zapewne usłyszymy cały przekaz.

Wstał gdy Dominiq zeszła z jego kolan i jednym przełączeniem uruchomił radio. Przez chwilą radio cichutko szumiałoby po paru sekundach odezwał się z niego głos.

Szacowana ilości maszyn to: Dwa i pół tysiąca łowców, przeszło pięćset Obrońców i podejrzewa się obecności kilku Jugernautów. Kierunek natarcia Las Vegas z Klamath Fails....

Auto szybkim krokiem dopadł się komputera i zastukał w klawiaturę. Ukazała się tam mapa Stanów z dokładnie oznaczonym frontem.

– Obym się mylił... A jednak...

Auto spojrzał na Dominiq która przez cały czas stała i pilnie go obserwowała.

- Myślę że mamy problem...

Zamilkł gdy akurat do środka wszedł Herakliusz. Radio po raz kolejny zaczęło podawać tą samą informację. A Dominique widząc hrabiego uśmiechnęła się do niego i lekko skłoniła. Herakliusz oddał ukłon z uśmiechem. Gdy usłyszał kierunek spojrzał na Auto.

- I nici z naszych poszukiwań.

- Prawda teraz to będzie zwiad.

- Zwiad? Masz koordynaty? –
Herakliusz był najwyraxniej zaskoczony

- Przybliżone, ale myślę, że znaleźliśmy to... Więc chyba wiem, co zrobić. Zwiad, jaki wyślemy zabezpieczy od razu ośrodek a my wycofamy Fabrykę z Reno do owego bunkra. Tylko, kogo zostawimy?

- Myślę, że Baronówna La Brasco podejmie się tego zadania.


Herakliusz uśmiechał się trochę nazbyt szeroko gdy to mówił.

- Fakt chętnie podejmę się tego zadania. Lecz zdaje się, że Moloch ruszył się na nas.

- Dominiq Moloch myśli, że w chwili obecnej jesteśmy w okolicach Chicago. Chce uderzyć na Reno. I wiem, dlaczego. Mamy tam pewien ośrodek, którego główną linią obrony była tajności... Teraz będziemy potrzebować nowej lokalizacji dla niego. I myślę, że owe laboratorium będzie się do tego nadawać. Zatem teraz oprócz odkrycia owego laboratorium będziesz musiała je zbadać i zabezpieczyć. A to sprawia, że będziemy musieli zostawić paru naszych z tobą...


- Myślę że nie...

__________________________________________________ ____________________________

Zielinski biegł w stronę samochodu Sierżanta, katem oka dostrzegł hrabiego który szedł z z swego Autobusu.
”Pewnikiem jak nie wyhamowałem zauważył.”
Nie zwrócił jednak większej uwagi gdyż bardziej go trapiło gdzie może znaleźć sierżanta.

Podbiegł do znajomej sylwetki sierżanta i nachylił mu się nad uchem Chwile mu zdawał relację. Nataniel spojrzał uważnie po pozostałych i dość niewesoło się uśmiechnął.

- Siedzicie i oglądajcie. Zbiórka przy Optimusie, ale to po Filmie.

Jedynie człowiek w zielono żółto czerwonej koszulce podążył za nim w stronę cięższych maszyn.

- Pewnikiem jutro wymarsz. Ehhh a zaczynało mi się tu podobać.

- Jordan czy ty umiesz jeno narzekać?
- Widać było że Rosi ma dziś dzień tępienia wysokich.

- No nie, umiem jeszcze...

- Grać w kosza i jednocześnie narzekać.
- parsknięcia śmiechem tylko się wzmocniły gdy Rosi pokazała język.

- A teraz cisza no nas Suzi znowu objedzie. Śmiech był tłumiony przez wszystkich którzy znali Suzi.

__________________________________________________ ____________________________

- Myślę, że nie...

- Co planujesz Nat?

- Przyjęliśmy trzech nowych. Zabójcę Maszyn z Posterunku, Kapitana Piechoty z Nowego Yorku i pewnego kierowcę wyścigów z Detroit.

- Aż z Detroit tu przyjechał?
- Dominiq aż zaskoczyło że ktoś mógł przyjechać z tego miejsca. Nataniel i Herakliusz wymienili lekko rozbawione spojżenia.

- Tak. Przyjechał tutaj, bo chce się wzbić w niebo. I wierzy, że to mu umożliwisz Auto.

- Kolejny nie poprawny marzyciel.

- Masz talent do ściągania takich. Ale wracając do sprawy. Jeżeli zostawiamy grupę do zabezpieczenia tego Bunkra to w jej skład rozumiem wchodzić ma nowa trójka jako to ma być ich misja chrzestna. Niewiem jak kierowca ale Zabójca ma na pewno obeznanie z techniką Myślisz że ciężko będzie się włamać do tego ośrodka?


Autobot milczał przez pewną chwilę skupiony na swych myślach. Spojrzał da Dominiq i uśmiechnął się.

- Myślę ze ta trójka i dwójka od ans bez problemu powinni zlokalizować i zabezpieczyć ten ośrodek. Wątpie by miał na wstępie cięższe zabezpieczenia.

- Dwójkę?
– Wszyscy spojrzeli na Dominiq, a potem na Autobota.

- Tak dwójkę. Będziecie potrzebować Felczera. Herakliuszu?

- Myślę, że Green sobie poradzi. Pomagał mi w paru zabiegach i przy kilku operacjach. Ma potrzebną wiedze i doświadczenie.

- Zatem postanowione?

- Tak.
- Postanowione. Tylko pozostej jeszcze kwestia Adama. Co z nim?

- Zostanie z zwiadem. Do Reno pewnikiem się mu nie śpieszy, więc zostaje ze zwiadem. Pewnikiem niewiele pomoże ale wolałby ktoś miał go na oku.

- W takim razie to wszystko. Dobrej nocy.

Dobranoc.
Dominiq i Auto odpowiedzieli razem.

Herakliusz i Nataniel wyszli z Ciężarówki. A Auto zwrócił się do Dominiq.

- A zatem masz swoją misję.

Uśmiechał się lekko z przymusu jednak widać było że niema najmniejszego zamiaru próbować ją zatrzymać.

__________________________________________________ ____________________________

Film trwał w najlepsze gdy cicha plotka obiegła obóz. Jutro wymarsz do Reno. Trójka nowych zbita w gromadkę. Siedziała i zastanawiała się co też to dla nich oznacza. Gdy Nataniel do nich dokuśtykał i poprosił na słówko zdawali się wiedzieć.

- Panowie w skrócie. Jutro wyjeżdżamy do Reno by walczyć z Molochem. Was z dwójką naszych i jeszcze jednym z tutejszych pozostawiamy tutaj byście wykonali dla nas pewną misję o szczególnym znaczeniu. Szczegóły poznacie u waszego dowódcy. Panny Baronowej Dominiq La Brasco. Z informacji dla was ważnych macie odnaleźć, zdobyć, jeżeli będzie to konieczne, zabezpieczyć i utrzymać za wszelką cenę tajny ośrodek badawczy z dawnych dni. W ośrodku tym nie tylko spodziewamy się odnaleźć ważne informacje być może nawet prototypy broni, ale też, co do niego samego mamy plany. Czy macie jakieś pytania?

__________________________________________________ ____________________________

- Green można?

- Jasne Hrabio.


Herakliusz wszedł do Autobusu w którym Zielinski znowu wystukiwał rytm przed zdjęciem Idola.

- Znowu paliłeś?

- Przecież mnie to nie zabije.

- Wiesz mam do tego inne zdanie. Ogranicz to lepiej.

- No niech będzie moja strata. Postaram się ograniczyć.
”I tak tylko trzy mi zostały.”

- Dobrze jutro wraz z Panną la Brasco zostaniesz z nowymi odnaleźć bazę. Uprzedzając pytanie.

Herakliusz uniósł dłoni widzą c otwierające się usta Greena.

- Będą potrzebowali Felczera a ty masz pod tym względem największe doświadczenia. I to jest jedyny powód.

Zielinski westchnął jeno kiwnął głowa na znak zgody i zaczął wybijać swój rytm. Herakliusz wiedział że już nic z niego nie wyciągnie i wyszedł na zewnątrz.
 
__________________
Właściwością człowieka jest błądzić, głupiego - w błędzie trwać.— Cyceron
Mędrzec jest mędrcem tylko dlatego, że kocha. Zaś głupiec jest głupcem, bo wydaje mu się, że miłość zrozumiał.— Paulo Coelho

Ostatnio edytowane przez Bortasz : 28-03-2007 o 12:10.
Bortasz jest offline  
Stary 25-03-2007, 23:12   #23
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
Nie chcąc zrażać do siebie Sierżanta Mitsu ruszył spokojnie za cała ekipą.
Z beznamiętnym wyrazem twarzy lustrował zebranych, a kiedy podano mu kanister lekko się ukłonił i rzekł
-Ariaga... znaczy dziękuje- pociągnął niewielki łyk. Krztusząc się nieznacznie przekazał napój Kevinowi i rzekł do żołnierza, który go tym uraczył:
- całkiem niezłe. Tak w ogóle to jestem Mitsu Bushi; miło mi- ponownie się ukłonił
-eee Mitsubiszi ? no mnie też miło- stwierdził mężczyzna
- tak Mitsubishi. Z posterunku- przyzwyczajony do przekręcania imienia prze obcych; Azjata wyciągnął zza pasa katanę i siadając na piętach, spojrzał w ekran kładąc miecz na kolanach. Niezbyt ciekawił go film, nie chcąc jednak odstawać siedział spokojnie wyprostowany spoglądając na zebranych.

Widząc kuśtykającego sierżanta z niewyraźną mina wiedział już że coś się stało. Wstał szybko prostując plecy i wkładając miecz za pas. Po chwili udali się na stronę gdzie Nathaniel wyjaśnił mu sytuację. Mitsu starając się powstrzymać zdziwienie siłą pchające mu się na oblicze rzekł:
- Czy możemy od razu porozmawiać z Panią La Brasco czy odprawa dopiero jutro ? -

Ośrodek z dawnych dni, zapomniana technologia ? - zdziwienie pokonała ciekawość .i podniecienie. Nic jednak nie wypływało na oblicze Japończyka..
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.
Nightcrawler jest offline  
Stary 28-03-2007, 15:27   #24
 
Harv's Avatar
 
Reputacja: 1 Harv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie coś
Henry Montabast

Henry Montabast

Zdrowie wszystkich Transformersów. Za wolność! Krzyknął podnosząc kanister do góry. Jabłecznik nie był zły, sądząc po zapachu. Henry pociągnął dwa solidne łyki. ~Tyle wystarczy, pamiętajmy, że Moloch nigdy nie śpi.~ - odezwał się napominający głos w jego głowie.

Trochę chłód Japończyka go dziwił, rzadko widywał jakichkolwiek przedstawicieli żółtej rasy, a jeśłi widział, to próbowali się ukrywać. Tu jednak każdego akceptowali. Po podaniu kanistra do którejś z rąk proszących o niego usiadł koło innych "nowych" Trochę niepokoił go miecz spoczywający na kolanach Mitsu, ale uczucie luzu, które mu się udzieliło pod wpływem ludzi i alkoholu pozwoliło mu powstrzymać swoje podejrzenia.

Wiesz, Kevin, że ja kiedyś latałem? - uśmiechnął się, zmarszczki koło oczu stały się widoczniejsze.
- Jeszcze przed wojną, była misja w Ameryce południowej.. Ciekawe uczucie, ale cóż.. wyobraź sobie, że kiedyś zwykły człowiek mógł za tygodniówkę przelecieć się na drugą stronę Stanów! Cholera, teraz samemu ciężko w to uwierzyć.. - kilka młodszych osób przysunęło się, aby posłuchać. Henry miał ochotę na papierosa, ale nagle wezwali go. Wstał od razu i zdecydowanym krokiem zbliżył się do Nathaniela podzwaniając rynsztunkiem.

Po wysłuchaniu wstępu Sierżanta Henry spytał: Sierżancie, a czy spodziewany ośrodek badawczy jest daleko od naszego obozu? W jaki sposób mamy się tam dostać? Czy możemy liczyć na zaopatrzenie w postaci prowiantu i paliwa, jeśli mamy tego dokonać za pomocą naszych pojazdów?

Nie zadawał pytań dotyczących spodziewanego przebiegu misji i konkretnych okoliczności, ponieważ to da Brassco ma znać te szczegóły. Trochę zdziwiło go to, że ich dowódcą ma być kobieta, ale sam wcześniej w myślach wskazał, że karność jest ważna w takiej zbieraninie. Teraz sam musiał się poddać dyscyplinie, którą wcześniej musiał egzekwować.
 
__________________
Nie chcę ukojenia, które mogłoby mi odebrać skruchę, nie pragnę uniesień, które wbiłyby mnie w pychę. Nie wszystko, co wzniosłe, jest święte, nie wszystko co słodkie - dobre, nie wszystko co upragnione - czyste, nie wszystko co drogie - miłe Bogu.
Harv jest offline  
Stary 28-03-2007, 20:58   #25
 
Krakov's Avatar
 
Reputacja: 1 Krakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputację
Kevin przyjął kanister od Mitsu uśmiechając się i rzucając krótkie: Dzięki . Następnie potrząsnął nim, przekonując się, że jest jeszcze wypełniony przynajmniej w jednej trzeciej. Zanim jednak przechylił go by się napić przyglądał mu się przez dłuższą chwilę. Przypomniał mu się dzień, w którym przekonał się po raz pierwszy, że zbiornik nie musi wcale służyć wyłącznie do przenoszenia paliwa.

Miał wtedy niewiele ponad 16 lat. Pewnego dnia Jason wrócił do Detroit po kilkudniowej nieobecności. Zamienił z Kevinem tylko kilka słów, po czym powiedział, że musi jeszcze coś załatwić na mieście i wyszedł. Chłopak pod nieobecność opiekuna kręcił się obok jego samochodu. Zakurzony pickup wyładowany był po brzegi przeróżnymi przedmiotami. Scotta jednak zainteresował jedynie odrapany, szary kanister upchnięty między nimi. Od razu przyszło mu do głowy, że po ostatniej nocnej przejażdżce bak jego Challengera niemal świeci pustkami. Niewiele myśląc postanowił pożyczyć parę litrów aby móc przynajmniej dojechać do warsztatu Johna i wyprosić u niego kolejną porcję paliwa. Oczywiście nie przyszło mu do głowy, że zawartością wcale nie musi być benzyna. Już przechylał kanister by przelać nieco cieczy do zbiornika w Dodge'u gdy nagle pojawił się Jason wydzierając mu go z rąk. Dopiero podczas wieczornej imprezy zrozumiał dlaczego...

Od tamtej pory Scott miał zwyczaj zawsze wąchać zawartość kanistra aby omyłkowo nie wlać do baku bimbru lub nie napić się wysokooktanowej. Tak też zrobił tym razem. Zapach był słodki i bardzo zachęcający. Kevin uniósł zbiornik i pociągnął dwa duże łyki. Trunek był lepszy w smaku i o wiele mocniejszy niż się spodziewał. Na wszelki wypadek postanowił nie sprawdzać jakie skutki mógłby wywołać trzeci łyk. Nie uważał się za osobę o słabej głowie, jednak doświadczenie uczyło, że każda wypita kropla osłabia refleks i koncentrację. A za kierownicą nie można sobie na to pozwalać...

Oddał kanister stojącemu z przodu postawnemu mężczyźnie z wytatuowanym na karku skorpionem. Później spojrzał w kierunku ekranu i usiłował śledzić akcję. Przychodziło mu to jednak z trudem, gdyż co jakiś czas jego wzrok kierował się na otaczających ludzi. Ich różnorodność i oryginalność były tak wielkie, że trudno było się powstrzymać od przyglądania się. W pewnym momencie, zupełnie nieoczekiwanie zagadnął go Henry. Już w pierwszych słowach wspomniał o lataniu, sprawiając, że oczy Kevina zalśniły jakimś dziwnym blaskiem. Opowieść bardzo szybko zaciekawiła go i był bardzo zawiedziony, gdy została tak szybko przerwana. Mimo wszystko nie skarżył się, tylko posłusznie podszedł do sierżanta by wysłuchać wiadomości.

Dowiedziawszy się jaka jest sytuacja pomyślał, że bardzo szybko nadszedł czas "chrztu bojowego". Przyjął to jednak ze spokojem. W końcu przyjeżdżając tutaj wiedział na co się decyduje, a przynajmniej... tak mu się wydawało. Niemniej jednak misja zapowiadała się interesująco. W tej chwili martwił go jedynie brak cięższej broni. Zapewne przydałoby mu się teraz jego M16S z granatnikiem. Jaka szkoda, że wymienił je jakiś czas temu na nową turbinę do Corvetty... Z coraz większą złością wymieniał w myślach kolejne nazwy broni. "Jasna cholera... mogłem chociaż wziąć od chłopaków Kałasza..." - pomyślał. Jednak teraz było za późno na gdybanie.

- Jeśli o mnie chodzi to także interesuje mnie kwestia zaopatrzenia i odprawy. Poza tym nie mam pytań.

Oczekując na odpowiedź Nathaniela rozmyślał jeszcze przez chwilę na temat dowódcy. W zasadzie nikt nigdy nie wydawał mu rozkazów. Co dopiero kobieta. "No cóż, w końcu nie jedziemy na piknik. Sprawa jest poważna, więc nie ma podstaw wątpić, że dowództwo zostało powierzone nieodpowiedniej osobie."
 
__________________
Gdzieś tam, za rzeką, jest łatwiej niż tu. Lecz wolę ten kamień, bo mój.
Ćwierćkrwi Szatan na forumowej emeryturze.
Krakov jest offline  
Stary 29-03-2007, 20:20   #26
 
rudaad's Avatar
 
Reputacja: 1 rudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputację
Dominique La Brassco

Dominique odwzajemniła uśmiech Autobota, choć ta wymuszona oznaka radości równie nieporadnie jej wychodziła jak i jemu. Stała przez chwilkę patrząc na mężczyznę i nie uśmiechając się już.. Widać było po niej, że była zmęczona i ledwo już utrzymywała się na nogach.. Jednak jeśli jutro rano miał być wymarsz, szkoda jej było czasu na sen.. W końcu jeszcze nie miała, prawie żadnych konkretnych wyznaczników dotyczących misji.. A i były by to też ostatnie chwile jakie z Autobotem mogła spędzić, przed kolejnym rozstaniem.. Nie miała wcześniej pojęcia, że tak szybko będzie musiała znów się z nim żegnać...

- Tak, mam.. Jeremmy.. Słuchaj.. Jutro z samego rana będzie ten planowany wymarsz?

-Nie, najpierw będzie pakowanie i zabezpieczenie sprzętu. Dziś damy ludziom spokój, niech wypoczną porządnie. A jutro pakowanie i tak koło południa dopiero wyjazd.

-Ja wiem, że już pytałam o mapy i nie mamy ich, ale może coś by się znalazło, żebyśmy nie musieli z ludźmi tak na wyczucie się poruszać..

Autobot uśmiechnął się szeroko.

- Zaraz Ci wydrukuję mapę. Z przybliżoną okolicą.

Drukowanie trwało dłuższą chwilę.. Którą La Brassco poświęciła na przemyślenia, jakie informacje mogły być jej jeszcze potrzebne do wykonania zadania.. Gdy mapa była już gotowa Autobot podała ją kobiecie. Dominiq uważnie przyjrzała się świeżo wydrukowanej, szarawej kartce papieru z zaznaczoną wyraźnie górzystą okolicą, w której to właśnie miało znajdować się wspomniane laboratorium. Jednak jej uwagi nie przyciągneła owa okolica, a biegnąca wzdłuż południowej granicy Kaliforniskiej Doliny Śmierci jasna linia, która była autostradą.. Dziewczyna podeszła do Auto, położyła kartkę na biurku obok klawiatury, pochyliła się nad nią i wskazując element który ją zainteresował zapytała:

- Ta linia, tutaj to atostrada, jesteś w stanie powiedzieć mi w jakim jest stanie używalności ?

- Tak. Nadaje się do użytku, ale trzeba uważać, bo dziura się od czasu do czasu także trafi.

- A właśnie zwiad ma być zmechanizowany, czy pieszy ?

-Zmechanizowany. Zielński będzie miał jednego z hamerów pozatym obstawiam, że i nowi mają przynajmniej jeden pojazd. Ci z Detroit to się bez swoich zabawek nigdzie nie wybierają.

Chłopak starał sie nadać lekko rozbawiony ton toczącej się rozmowie, ale widać było, że marnie mu to wychodzi. A Dominique tylko lekko się skrzywiła, na podaną informację.. Ponieważ takie rozwiazanie, podsuwało jej kolejne wątpliwości:

- Jeremmy, moim zdaniem troszkę chybiony plan, jednak z względu na odległość sama nie znalazłabym lepszego rozwiązania.. Jednak, pojawia się kolejny problem, polegający na utrzymaniu stałej łączności wśród oddziału..

- Z tym niebędzie problemu. W każdym hamerze jest radiostacja o mocy odpowiedniej by się komunikować na większe odległości. Jednak z tego wolałbym byście korzystali jak najrzadziej, gdyż taką transmisję można namierzyć, a nam zależy na utrzymaniu tego miejsca w tajemnicy.

- Rozumiem, jednak w sytuacji zagrożenia, muszę mieć jakąś możliwość wydania odpowiednich rozkazów. Chyba, rozumiesz? Pozatym, o takie radiostacje powinniśmy również zadbać u naszych nowych towarzyszy..

- Ty będziesz tam dowodzić więc ty podejmiesz decyzje kiedy użyć radiostacji. W Hamerze są też krótkofalówki o małym zasięgu, je cięzko jest namierzyć jednak na wieksze odległość zawodzą. Zdaje się, że powinny być tam na pewno dwie.

- To zostaje liczyć tylko na to, iż nowi panowie, nie uprą się by rozproszyć się zupełnie. Z resztą nie można też na to pozwolić.. Dawno już nie miałam pod sobą regularnego oddziału..

- No dwójka z nich jest z posterunku więc z nimi problemu niebędziesz mieć. Zieliński z kolei... No cóż, on ma swoje humory czasami, ale rozkazy potrafi wykonać.

-To zostaje mi bać się tylko o tego dzieciaka z Ditroid?

Ton pytania był wyraźnie zabarwiony sarkazmem, a mina która pojawiła się na jej twarzy rozwiewała już resztki, mogacych się pojawić wątpliwości..

- Niewiem dokładnie. Ludzie z Detroit bywają różni. Jednak pamiętaj, że zaakceptowali go i Herakliusz i Nathaniel.

-Tak, masz rację. Ja dziś jestem już lekko zmęczona, jednak trzeba było by zrobić przegląd techniczny, znaczy dowiedzieć się choć jakim uzbrojeniem dysponują i tym podobne sprawy.

Autobot spojrzał z troską na chwiejącą się prawie ze zmęczenia na nogach Dominique.

- Wolałbym byś dzisiaj odpoczeła. Jutro podczas pakowania, najwyżej was odpowiednio dozbroimy.

Uśmiechnął się łobuzersko i puścił oko do niej.

- Nie wyślemy was przecież z procą na Goliata.

Kobieta odwróciła się tylko nieznacznie wskazując wzrokiem na swoją doskonale utrzymaną broń i lśniący na odległość paru metrów rapier. Po czym odwzajemniła łobuzerskie spojrzenie chłopaka, jego uśmiech i odpuściwszy mu oko, pocałowała go delikatnie w sam czubek nosa. Po czym nie chcąc stwarzać niejasnych sytuacji odezwała się :

-Dobrze. Masz zupełną rację. Nie jestem w stanie dzisiaj juz za dużo zrobić. Ale musimy jeszcze przynajmniej sobie ich obejrzeć dzisiaj, nie sądzisz ?

-Jeżeli chcesz... Z całą pewnością przydałoby się ich przywitać.

Widać było, że miał mieszane uczucia odnośnie tego pomysłu, ale trudno mu było nie zgodzić się na cokolwiek o co prosiła go Dominique. Ona zaś dostrzegając jego wyraz twarzy, poczuła się zobowiązana by wyjaśnić mu dlaczego, akurat zależy jej na spotakniu z „nowymi”:

-Jeremmy, ja też wolałabym zostać tylko z tobą i najwyżej zająć się ułożeniem planu działania odnośnie misji, ale wierz mi: doprawdy ciężko jest dobrze wykonywać rozkazy wydawane przez zupełnie nieznanego sobie dowódcę. Po za tym chyba będą musieli się jeszcze oswoić z myślą, iż kobieta będzie nimi dowodzić.
Auto wziął głeboki wdech.

- Racja. Po za tym wypadałoby, by główny rozrabiaka bandy przywitał ich osobiści w obozie.

Tym razem już szczerze się uśmiechnął. Następnie wstał i wykwintnym, choć trochę żartobliwym gestem dłoni zaprosił ją do drzwi...Dominique ruszyła we wskazanym kierunku swoim zwykłym, wyprostowanym, dumnym krokiem. Jednak gdy doszła do drzwi obróciła się jeszcze w progu, by upewnić się, że niczego nie zaniedba :

-Jeremmy, pozwolisz, że jeszcze wieczorem wrócimy do tematu mojego zadania?

-Jeżeli będziesz miała jeszcze siły, to oczywiście, że tak.

Chłopak uśmiechnął się miło do niej po czym otworzy jej drzwi, by wypuścić ja pierwszą na zewnątrz. Dominique odwzajemniła uśmiech, choć ze zmęczenia trudno jej było się zdobyć nawet na tyle..

Gdy wyszli z Optimusa, baronówna delikatnie wzięła Autobota pod ramie, ten zaś spojrzawszy na nią czule pochylił się i pocałował ja w policzek. Po czym poprowadził ją spokojnym, ostrożnym, wręcz asekuracyjnym krokiem w stronę hummera Sierżanta. Przy którym prócz samego Nathaniela znajdowało się jeszcze trzech nieznanych im mężczyzn. Dominique przywitawszy się z Nathem skinieniem głowy i ciepłym usmiechem, spojrzała na „obcych” z zaciekawieniem, ale też lekką, choć prawie niezauważalną wyższością.
Była najmłodsza wśród nich i było to widać na pierwszy rzut oka. Delikatne, arystokratyczne rysy twarzy, mieniące się różnymi kolorami tęczówki oczu, przysłonięte prawie całkowicie znacznie rozszerzonymi źrenicami, uprzejmy uśmiech odsłaniający równe, białe zęby, wydatne usta, gładka cera-nadawały jej jeszcze lekko dziewczęcego wyglądu. Jednak gęste, ciemno-rude włosy zwiazane w ciasny kok , szerokie barki, ręce które widać-”już nie raz nosiły broń, bynajmniej nie podając jej pierwszemu szeregowi”, sylwetka, broń oraz strój zupełnie przeczyły braku doświadczenia, o który można ją było posądzić biorąc pod uwagę tylko jej młody wiek. A ubrana była w jasne bojówki, buty typu panama, jedwabną, białą, delikatnie haftowaną koszulę schowaną do spodni ciężki skórzany pas z przytroczoną przy nim kaburą pistoletu, oporządzenie-Alice. Obraz zaś dopełniała pochwa przymocowany do uda dziewczyny, z której wystawała pięknie grawerowana rękojeść rapiera. Mimo, respektu który wzbudzał swoim widokiem kobieta, bez problemu przez głowy każdemu z mężczyzn mogła przelecieć także myśl: „Nic dziwnego, iż Autobot był zajęty, ja na jego miejscu z pewnością również bym był!”.
 
__________________
"Najbardziej przecież ze wszystkich odznaczyła się ta, co zapragnęła zajrzeć do wnętrza mózgu, do siedliska wolnej myśli i zupełnie je zeżreć. Ta wstąpiła majestatycznie na nogę Winrycha, przemaszerowała po nim, dotarła szczęśliwie aż do głowy i poczęła dobijać się zapamiętale do wnętrza tej czaszki, do tej ostatniej fortecy polskiego powstania."
rudaad jest offline  
Stary 30-03-2007, 22:29   #27
 
Bortasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Bortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputację
Nataniel cierpliwie wysłuchał uwag całej trójki nim zaczął odpowiadać.

- Niestety nie mogę nic powiedzieć o Pannie La Brasco. Zapewne, jeżeli będzie to możliwe spotka się z wami jeszcze dziś. Jednak gwarancji dąć nie mogę. Co do wyposażenia panowie bądźcie spokojni. Jutro z rana zatankujemy wasze samochody i upewnimy się czy macie sprzęt wystarczający do wykonania tej misji. Proponowałbym byście sami się zastanowili, czego wam najbardziej brakuje i zgłosicie to do mnie. Czy coś jeszcze...

- Myślę, że jeszcze my powinniśmy się poznać panowie.


Do rozmawiających podeszła para. Mężczyzna, który przemówił ma na około dwadzieścia parę lat. Czarne krótko ostrzyżone włosy utrzymane w względnym porządku. Na twarzy nie można było dostrzec ani śladu zarostu za to szczery i przyjazny uśmiech był zdaje się naturalnym jej stanem. Z kolei, gdy spojrzała się w niebieskie oczy przybysza miało się dziwne wrażenie. One nie rzucały wyzwania. One pytały. Jak by wskazywały najwyższy szczyt i twierdziły. Razem możemy ja zdobyć. Razem. Wyciągnął rękę do mężczyzny stojącego najbliżej.

- Panowie miło mi Nazywam się Autobot i pozwolę sobie przedstawić wam pannę Baronównę Dominiq La Brasco która jutro przejmie nad wami dowództwo.

Dominique zasalutowała mężczyzną zamiast wymieniać z nimi uprzejmości, była zmęczona i było to po niej widać... Jednak obowiązek wobec swoich ludzi nie pozwolił jej jeszcze udać się na odpoczynek. Auto zerknął na nią przelotem. Tylko uważny obserwator mógł dostrzec troskę, jaka przez krótką chwilę malowała się na jego obliczu.
”Przecież ona nie spała od dobrych kilku dni. A kiedy ostatnio jadła... „

______________________________________

Na ekranie Blondyn w randze kapitana z skrzydełkami pilota opierniczał właśnie młodego i głupiego żołnierza za niesubordynację, głupotę i dziwił się, jakim sposobem trafił on do G.I. Joe. Żeby przez panienkę dopuścić do uwolnienia Wielkiego Węża... Tylko skończony kretyn by do czegoś takiego dopuścił.
A wśród Transformersów poczta pantoflowa już skończyła działalności. Wszyscy wiedzieli, o co chodzi. I Wszyscy wiedzieli, co po Filmie mają robić. Niektórzy zrezygnowali nawet z dalszej części filmu. Rosi i Fred powolnym krokiem oddalali się właśnie od skupiska ludzi. Widać woleli ostatnia spokojną noc spędzić we dwoje. Niektórzy poszli w ich ślady. Jedynie compadres Fabia dzielni trwali na posterunku. No i rzecz jasna Suzi, której nawet Jugernauth by nie odciągnął od Filmu, na który tak długo czekała.

______________________________________

Wiele Zielinskiemu można by zarzucić, jednak wiedział, kiedy należy się wycofać. Wyszedł z autobusu nim Rosi i Fred do niego podeszli. Skinął im tylko głową i udał się do domku, który stanowił jednocześnie kasę biletową. Wchodząc do środka jeno skinął głową mężczyźnie, który robił za biletera. I spojrzał na kilka śpiworów, które tu się znajdowały.

- I z chlania nici. Co my zrobimy w takim razie?

- To co było w planie.

- Plan był prosty, na rocznicę Rosi i Fred mają cały autobus dla siebie a my gramy w pokera pijemy i padamy pokotem z przechlania a teraz...

- A teraz zagramy partyjkę się kulturalnie napijemy i się położymy. Jedynie odpadły nam słowa Pokotem padamy ale za to doszło kółtóralnie!


Głupawy uśmieszek i ton sugerujący że naprawdę Greenowi podoba się ta zamiana naprawdę potrafił rozbawić. Bileter zaczął powoli sprzątać ze stołu.

- Co myślisz o tych nowych?

- Widziałem ich tylko przez chwilkę, więc niewiele mogę powiedzieć.


Zdawało się że mulat niewiele chce mówić, co zdecydowanie zaintrygowało jego rozmówcę.

- Wiesz o co pytam Green. Co ci bębny powiedziały o nich.

Zielinski skrzywił się.

- Stary bębny nie mówią. One śpiewają. A śpiewają o tym, o czym chcą. Dziś śpiewały o starcu i jego córce.

- Starcu i córce?

- Tak.


Bileter skrzywił się lekko.
”Z nim tak zawsze jak se zapali to bębny mu śpiewają a potem się kurna okazuje, że ma racje, choć pieprzy od rzeczy. „

- Dobra green dawaj trza tu trochę poukładać jak się Fabio z resztą zwali to jedna partyjkę chodzi chciałbym zagrać.

______________________________________

Cichy głos kroków oraz równie cichy odgłos, jaki wydawał z siebie wózek inwalidzki, gdy suną przez miasto. Dziwnym zdawało się, że chociaż Vegas również tutaj było zatłoczone i jaskrawe to wokół grupy tworzyła się pusta przestrzeń. Przechodnie omijali tą grupkę, chyba instynktownie, bo nikt nie potrafił w nich rozpoznać znanych bandytów... zresztą może w Vegas znani bandyci dostawali darmowe drinki za autograf.

Kiedyś mówiono, że Ameryka to kraj wielkich możliwości. Chyba coś z tych możliwości jednak zostało.

Tylko dureń by powiedział, że mieszkańcy świata, który przetrwał swój koniec będą omijać kalekę albo chorego. Nie. Ludzie przyzwyczaili się do takich widoków. Nikogo by nie zaszokował trup na ulicy a co dopiero jeden inwalida.

Nikt nie przestraszyłby się też niskiej brunetki, która każdym swoim ruchem zdradzała znudzenie przemieszane z pobudzeniem. W efekcie teatralnie ziewała i niby dla zabicia czasu zagadywała mężczyznę idącego obok. Zagadywała go głośno by go dosłyszał a ponieważ miała nerwowe i gwałtowny sposób poruszania się wydawało się z daleka, że tryska z niej entuzjazm.

Pierwsze wrażenie bywa niekiedy nieco mylne.

- Tak, więc knajpa jest do bani, drinki rozcieńczone, a muzyka denna. A właśnie, muzyka! Niech cholera porwie w końcu tego Elwisa!

Mężczyzna prowadzący wózek zachowywał kamienną twarz. Ale jeśli jego twarz naprawdę miałaby być naprawdę rzeźbą to artysta, który by nad nią pracował nie zasługiwałby na pochwałę. Z całą pewnością rysy wciąż były zbyt kanciaste a bruzdy zmarszczek mogłyby być efektem ewidentnej fuszerki rzeźbiarza. Czas bywa takim niewprawnym rzeźbiarzem.

- Cholera porwała już Elwisa jakiś czas temu Kate. A co do drinków... chyba zbyt przywykłaś do samogonu produkcji sierżanta.

To tak jakby podpalić lont. Eksplozja jest nieunikniona. Kate zaś potrafi zaś mówić bardzo głośno i na dodatek bardzo wysoko. Niektórzy nazwaliby to krzykiem. Ale krzyk Kate był czymś jeszcze gorszym...

-Chcesz powiedzieć że za dużo piję?!

Kobieta pochyliła się nad wózkiem prowadzonym przez mężczyznę. Uśmiechnęła się w powolny, przymilny sposób do pasażera i odezwała ciepłym, przyjemnym głosem.

-Hej, Johny! Powiedz coś na moją obronę!

Chłopak nazwany Johnym wahał się przez jakieś dwie sekundy. W tym czasie zdążył rzucić okiem na mężczyznę oraz przyjrzeć się dla nagle wyjątkowo łagodnej twarzy Kate. To co powiedział nie mogło brzmieć naturalnie po takiej chwili namysłu. Mimo wszystko wolał jednak ułożyć całe zdanie w pamięci i je wyrecytować.

-Arnold, miał najpewniej coś zupełnie innego na myśli... zresztą nie pijesz wiele bo zdrowie ci na to nie pozwala.

Kate westchnęła prostując się na nowo. Cała grupa ruszyła na nowo przed siebie. Nikt chyba nie dosłyszał w hałasie ulicy Vegas cichego mruknięcia Kate.

-Dlaczego on tak zawsze...
 
__________________
Właściwością człowieka jest błądzić, głupiego - w błędzie trwać.— Cyceron
Mędrzec jest mędrcem tylko dlatego, że kocha. Zaś głupiec jest głupcem, bo wydaje mu się, że miłość zrozumiał.— Paulo Coelho
Bortasz jest offline  
Stary 02-04-2007, 18:12   #28
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
Mitsusaburo Bushi

Przez chwilę milczenia Japończyk spoglądał w niezmąconą toń oczu Autobota, jakby chcąc wniknąć w duszę mężczyzny. Następnie ukłonił sie nisko, prostując ręce wzdłuż ciała. Wyprostowawszy sie zasalutował
- Bushi Mitsusaburo - kapral z Posterunku. Bardzo miło mi Pana poznać, Sir -
Szybko obrzuciwszy sie w stronę Baronówny nieznacznie ukłonił i przywitał się: proszę Pani...

Stając na baczność położył rękę na mieczu i rzekł patrząc w przestrzeń między mężczyzna a kobietą:
- czy odprawa odbędzie się jeszcze dziś, czy mamy udać sie na spoczynek ...?- spojrzał na zmęczone oblicze kobiety, niedając jednak po sobie poznać czy w pytaniu zawarta byłą aluzja do jej stanu, po czym wrócił spojrzeniem na mężczyznę.

Najwyraźniej obecność wodza i przyszłego dowódcy wzbudziły w nim odruch musztrowanego respektu...
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.
Nightcrawler jest offline  
Stary 03-04-2007, 23:33   #29
 
rudaad's Avatar
 
Reputacja: 1 rudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputację
Dominique La Brassco

Kobieta spojrzała na niewysokiego człowieka o dziwnym kolorze skóry, który raczył powitać ją i Autobota niskim pokłonem... Przez myśl przebiegło jej iż i ona powinna się ukłonić. Jednak myśl tę zaraz odrzuciła, była przecież szłachcianką.. Więc tylko z niezmienionym obliczem, lekko skinęła mu głową. Na pytanie zaś odpowiedziała w typowo formalny sposób:

-Dziś jesteście jeszcze wolni, gdyż dopiero z dniem jutrzejszym przejmę nad wami dowódctwo. Tak więc wszystkie sprawy związane z naszą współpracą omówimy jutro. Sama odprawa, również odbędzie się jutro.

Zmieniła odrobinę ton lustrując oblicza zebranych wokół niej mężczyzn. Po czym dodała:

-Raczcie wybaczyć mi mój dzisiejszy stan... Wraz z następstwem kolejnego dnia z pewnością się on poprawi... Zaś teraz możecie zadać mi jeszcze jakie kolwiek nurtujące was pytania, ale nie dotyczące zadnia jakie mamy wspólnie wykonać. O wszystkim zostaniecie poinformowani na odprawie i wszystko co moim zdaniem konieczne zostanie wam wystraczająco dobitnie wytłumaczone.

Nastąpiła krótka chwila przerwy, po której Dominique zdała sobie sprawę z tego, iż tylko Auto ją przedstwił, zaś sama nie wypowiedziała na swój temat ani jednego słowa. A przecież, po to właśnie chciała się spotkać ze swoim oddziałem.

- Tak jak już Jer... przepraszam, Autobot was poinformował moje nazwisko brzmi La Barassco. I w czasie pobytu w moich rodzinnych Apallachach sprawowałam stanowisko - starszego wykładowcy wojskowej szkoły dla szlachciców w Apallachach, oraz przez pewien czas dowódcy Drugiej Samodzielnej Brygady Desantowej Armii Apallachów.

Lekko zawiesiła głos, obserwując oblicza zebranych i troszkę mocniej opierając się na ramieniu Auto, który stał obok niej.. Stan zupełnego oslabienia jej organizmu nie zostawiał wszystkim wątpliwości iż im dłużej ta rozmowa potrwa, tym szybciej kobieta albo straci przytomność, albo zupełnie równowagę..
 
__________________
"Najbardziej przecież ze wszystkich odznaczyła się ta, co zapragnęła zajrzeć do wnętrza mózgu, do siedliska wolnej myśli i zupełnie je zeżreć. Ta wstąpiła majestatycznie na nogę Winrycha, przemaszerowała po nim, dotarła szczęśliwie aż do głowy i poczęła dobijać się zapamiętale do wnętrza tej czaszki, do tej ostatniej fortecy polskiego powstania."

Ostatnio edytowane przez rudaad : 03-04-2007 o 23:37.
rudaad jest offline  
Stary 05-04-2007, 17:46   #30
 
Harv's Avatar
 
Reputacja: 1 Harv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie coś
Henry Montabast

~Mało mi się to podoba.. Szlachcianka, wykładowca, szkoła dla szlachciców..~ Henry przetaksował dziewczynę wzrokiem, zatrzymał wzrok dłużej na rapierze. Przypomniał sobie walki z ludźmi z Apallachów o wybrzeże i opinie, które słyszał wcześniej. Widział też paru ludzi, handlarzy podczas konwojowania karawany, ale już zbyt dobrze ich nie pamiętał,

Mimo to Henry starał się nie kierować przedwczesnymi osądami. Jednak trzeba będzie porozmawiać z kimś na temat tego dowództwa - lekko zasugerować, czy ta kobieta, znająca się na walce głównie w teorii na pewno nadaje się do takiej misji. Nie znał w końcu zbyt dobrze tych ludzi, więc nie wiedział, czy są na pewno kompetentni do końca. Jednak skoro już się zdecydował, to musi pozostać karnym.. sam to w końcu wcześniej stwierdził, że w takiej mieszaninie dyscyplina jest konieczna.

Zasalutował - Cpt Henry Montabast, były dowódca 2. kompanii Armii Nowego Jorku. - powiedział w sposób, w jaki mówił to od dawna. - Nie mam do baronówny pytań, lepiej będzie porozmawiać jutro, gdy wszyscy będziemy wypoczęci. Jestem bardzo rad z naszego spotkania. - Uśmiechnął się, co podkreśliło jego zmarszczki przy oczach. Kusiło go, aby zapytać o jej realne doświadczenie na polu bitwy, gdy przeciwnikami nie byli ludzie, ale powstrzymał się. Nie poprawiłoby to na pewno sytuacji w ich przyszłym oddziale. Zawsze to nowe doświadczenie.. Nie miał w zwyczaju kwestionowania rozkazów i nie miał zamiaru teraz tego zmieniać. W końcu tu każdy jakoś okazuje się być potrzebny, więc ona nie jest tu też przez przypadek.
 
__________________
Nie chcę ukojenia, które mogłoby mi odebrać skruchę, nie pragnę uniesień, które wbiłyby mnie w pychę. Nie wszystko, co wzniosłe, jest święte, nie wszystko co słodkie - dobre, nie wszystko co upragnione - czyste, nie wszystko co drogie - miłe Bogu.
Harv jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:58.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172