Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-03-2015, 21:06   #6
Miszkus
 
Miszkus's Avatar
 
Reputacja: 1 Miszkus jest na bardzo dobrej drodzeMiszkus jest na bardzo dobrej drodzeMiszkus jest na bardzo dobrej drodzeMiszkus jest na bardzo dobrej drodzeMiszkus jest na bardzo dobrej drodzeMiszkus jest na bardzo dobrej drodzeMiszkus jest na bardzo dobrej drodzeMiszkus jest na bardzo dobrej drodzeMiszkus jest na bardzo dobrej drodzeMiszkus jest na bardzo dobrej drodzeMiszkus jest na bardzo dobrej drodze
Moss jak zwykle o tej porze dawał krótki koncert w jednym z rogów „Rozbrykanego Kucyka. Sama karczma wydawała się tego wieczoru pękać w szwach. Ludzie, krasnoludy, a nawet nieliczni w tych stronach elfowie byli tego wieczoru pod dachem.

Moss grał różne ballady o swoich stronach. To o Hobbitonie, to o Zielonych Polach. Historie swojej krainy miał w małym palcu, jak na porządnego historyka przystało. Jego spostrzegawcze oczy zauważyły zakapturzonego jegomościa przy kominku. Wyglądał zdecydowanie podejrzanie.


Wstrętny Gniocie, podła Klucho,
Coś z tą waszą siecią krucho!
Chociaż smaczny ze mnie kąsek -
Szukaj wiatru wśród gałązek

Tutaj jestem - tu się chowam,
Na nic wasza wstrętna zmowa!
Nie wystarczy bowiem chcieć,
Nie złapiecie mnie w swą sieć!



Hobbit przytoczył zabawną piosenkę „O pająkach”. Kilku roześmianych hobbitów w „koncertowym kącie” zaśmiało się i uderzyło w kufel. Ten miesiąc w Bree narobił mu wielu znajomych, a kto wie może i wrogów…
Teraz jednak czekał niecierpliwie na jakąś wieść o podróży. Nie zależy mu na walce, chwale, nagrodzie. Moss liczył na odkrywanie świata. To jest coś co go interesuje. Gdzieś przy stole ktoś powiedział o wyprawie dla krasnoludów, gdzie indziej o ludzkiej podróży na południe. Nikt jednak nie potrzebował barda Hobbita.


Kiedy szykował się do zagrania „Schodów”, drzwi „Rozbrykanego Kucyka” otworzyły się z hukiem, a do środka wparował Hal. Niski hobbit stał na stoliku i chyba tylko temu zauważył, że strażnik bramy kładzie na stole rannego.
Nieszczęśnik nie mógł jednak oczekiwać pomocy od Mossa. Goldworthy znał się na lecznictwie jak krasnolud na muzyce. To nie jego bajka. Kiedy zakapturzony jegomość wybiegł z szeregu gapiów, bard odetchnął z ulgą. Ucieszył się, że ktoś pomoże rozłożonemu na stole człowiekowi. Widział, że niektórzy opuścili zatłoczoną, ale jednak ciepłą i przytulną karczmę. Na samą myśl o mrozie i deszczowej burzy naszły go ciarki.

-Jeżeli mam zamiar podróżować, musze się do tego przyzwyczaić. – głośno pomyślał.
Wyszedł, aby nie przeszkadzać lekarzom w pracy. Przy drzwiach usłyszał coś o orkach i o nadchodzącym niebezpieczeństwie. Lekko go to przeraziło. Jedyną rzeczą do obrony byłaby jego ukochana lutnia, którą teraz trzymał na plecach w futerale. Zaciągnął się fajkowym zielem, a para dymu buchnęła z jego fajki.

-Jak się bawić, to się bawić...- powiedział pełnym ekscytacji głosem.
 

Ostatnio edytowane przez Miszkus : 15-03-2015 o 21:43.
Miszkus jest offline