Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-03-2015, 22:18   #68
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Morgan „Morlock” Lockerby


O ile Lockerby nie był rozmowny przy stole, o tyle Ferdynand B. Moenhausen był bardzo gadatliwy. Choć mogło to być spowodowane obecnością Lilly Bei-Fong. Tajemnicza piękność uczestniczyła w rozmowie przy stole, chętnie słuchając pogaduszek Ferdynanda czy krasnoluda. Ale niechętnie opowiadając na swój temat. Prowadzący zajazd Billy Bob Thorton był starym kowbojem i traperem, prowadził swój zajazd z dwoma pomocnikami i gotował sam. Toteż menu było sycące i proste. I odrażające w oczach Lilly która w zasadzie dziobała talerz. O dziwo Ferdynand nie miał gustów paniczyka i jadł aż mu się uszy trzęsły. Billy Bob miał zaś maniery pastucha, choć obecność kobiety hamowała jego zapędy do rzucania “mięsem” co drugie słowo. Nie żeby to przeszkadzało Lilly. Mimo wszystko nie wyglądała ona na delikatny kwiatuszek.
Niemniej było w niej coś co peszyło Boba i jego pomocników, toteż lepiej czuli się dyskutując z doktorkiem, który przy okazji próbował im wcisnąć swój “cudowny eliksir”. Morgan jednak nie miał sił by ich przestrzec… i nie bardzo miał na to ochotę.
Wolał sen.

Był zmęczony. Nie wiedział czy bardziej podróżą, czy może eksperymentowaniem na jego organizmie. Był zmęczony i liczył tylko na mile przespaną noc. Nie zwrócił uwagi na cień pod swoim łóżkiem.
Mogli nawet zabić… w tej chwili Morlockowi było wszystko jedno.
Nie dane mu było się przespać, nie dane mu była miłosierna i szybka śmierć we śnie. Za to ktoś zaczął szarpać nerwowo jego koszulą.
- Fendrick?- wydukał zdziwiony Morgan spoglądając w przerażoną Fendricka. Ale czy niziołek nie powinien teraz spać w swoim mieszkanku w New Haeven. Co on tu robił?
-Musisz mi pomóc! Chcą mnie zabić! Albo gorzej... porwać!- wyszeptał konspiracyjnym szeptem Fen.
- Kto?- wydukał półprzytomny Morgan.
- Mój kuzyn Vinnie, właściwie niezupełnie kuzyn. Brat szwagierki mojego wuja, tego ze strony babki… to skomplikowane.- zaczął wyjaśniać niziołek, po czym przerwał.- Ważne że ma nielegalne kasyno oraz kontakty w paru miejscach, a ja narobiłem sobie kłopotu. A on wysłał za mną gobliny z Old Hell. Zresztą zobacz sam!
Po czym desperacko zaciągnął Morgana do okna, a gdy Morlock przez nie wyjrzał, musiał przyznać Fenowi rację. W konarach pobliskiego drzewa krył się goblin.


Długonosa pokraka uzbrojona w lekką kuszę i kilka noży. Czujka.


Lockerby nie musiał widzieć więcej, by zrozumieć sytuację. Oprócz czujki musiało być jeszcze kilkanaście innych goblinów. Tak z ośmiu do dziesięciu plus wódz i ewentualnie szaman. Lockerby nie miał jeszcze okazji spotkać goblina. Szare futra przetrzebiły ich populację na swych ziemiach i zmuszały do krycia się po norach i lasach. Szare futra zwykle nie jadały inteligentnych humanoidów, ale dla centaurów i goblinów właśnie robiły wyjątki. Tyle że szare futra odeszły na zachód. Centaury zresztą też. A Gobliny się mnożyły jak króliki i mutowały w dziesiątki odmian. Część się ucywilizowała w New Heaven działając jak zbóje do wynajęcia w Old Hell. Ponoć rządził nimi “król goblinów”. Te tutaj pewnie przybyły po Fena i zamierzały go porwać pozorując najazd dzikich krewniaków. Sytuacja była więc poważna.

Maeglin




Maeglin miał złe przeczucia… pasujące do wystroju wnętrz.Schody do piwnicy oświetlane ogniem z wnęki przypominały bowiem zejście do zaświatów, niż zwykłe schodki do użytkowej części budynku.
Każdy, nawet najcichszy, krok roznosił się głuchym echem. Schodzili coraz niżej, niektórzy mocno poobijani. Schodzili z przetrzebioną liczbą czarów i pocisków. Jeśli ktoś tam na nich czekał, to miał przewagę.
Piwnica okazała się być jednak dużym słabo oświetlonym i słabo wentylowanym pomieszczeniem. Głównie było to laboratorium alchemiczne, całkiem nieźle wyposażone.


Choć dość prymitywne. Nie było to wielu nowoczesnych urządzeń, nawet prymitywnej centryfugi tu nie było. Niemniej były różnego rodzaju mikstury i eliksiry w szczelnie pozamykanych fiolkach. Był też na środku osmalony krąg przywołań, co pozwalało zgadywać skąd się wzięły ogniste węże. Było zakratowane i zamknięte przejście do kanałów. Były też… cztery trumny. Po jednej w każdym rogu.
- Wampiry?- spanikował niziołek idący na samym końcu. Ten widok odebrał mu bowiem resztki dobrego humoru i entuzjazmu.
- Niemożliwe…to na pewno nie są… wampiry.- odparł Tokado, choć bez przekonania w tonie głosu.
- Lepiej tych trumien nie sprawdzać.- mruknęła Huamvari podchodząc wraz półelfem do fiolek wystawionych na półkach.
-Cerastes cerastes,Bitis xeropaga, Daboia russelii….- czytała kobieta, a Maeglin jęknął w duchu. To były nazwy węży. Większość tych fiolek zawierała nieprzetworzone odpowiednio jady. Półprodukty do wszelakich toksyn.
- Mogliby tym wytruć całą dzielnicę.- westchnęła Huamvari.- W teorii przynajmniej. W praktyce większość tych toksyn musi dostać się do krwi. Wątpię jednak by taki był ich cel. Za dużo tego, by sprzedać. Zabójcy zresztą nie ograniczają się tylko do jadów węży.
- Religijne czubki, może się podtruwają by uzyskać narkotyczne wizje. Może mają lotos?-
zapytał Haroshiwa przeszukując stojące na półkach fiolki.
-Żadnego lotosu… za to znalazłam skrzynkę z sześcioma antytoksynami.- odparła kobieta dumnie.
Maeglin znalazł w tym czasie niedużą skrzyneczkę, a w niej magiczną różdżkę oraz dwa zwoje. Kolejną uwagę półelfa przyciągnęły dwie dość duże butle pełne zielonkawej cieczy. Były o tyle interesujące, że ich zawartości nie potrafił zidentyfikować.
- Ludziska… mamy kłopot. - jęknął cicho stojący na czatach Radovir. Dwie z trumien bowiem otwarły się cicho i bezszelestnie. A z nich wynurzyły się pokraczne humanoidalne istoty pokryte zieloną łuską.


Poruszały się powoli, jakby jeszcze nienawykłe do chodzenia, a ich łapy kończyły się pazurami ostrymi jak sztylety. I tak samo dużymi. Patrzyły na swych wrogów małymi ślepiami pełnymi nienawiści.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline