Chyba los sprzysiągł się przeciwko nim.
Ledwo pochowali bosmana, nawet stypy nie mogli porządnej wyprawić, a ten przecież dzielnym bym człekiem i lepszym od połowy załogi, to teraz napatoczyli się na okręt, który miał w stosunku do nich nieprzyjazne zamiary, o czym dobitnie świadczyła oddana w stronę Nierządnicy salwa.
Najwyraźniej ich stara krypa stała się zbyt znana. Albo też jakiś suczy syn sprzedał ich za garść złota. No a oni nie pomyśleli o tym, by zmienić wygląd statku, przemalować i przerobić Nierządnicę na Cnotliwą Klotyldę.
Teraz jednak za późno było na żale i dobre pomysły, co podane nie w porę złamanego miedziaka nie są warte.
Walka nie miała sensu.
Tamci byli zbyt silni - i pod względem ilości dział, i pod względem liczby załogi. Pozostawało liczyć na to, że Rolf ma rację - wyrzucenie części ładunku za burtę odciąży Nierządnicę i stara łajba pokaże, że jest najszybszym statkiem na tych wodach.
Może i Gunter powinien zejść na dół i pomóc kamratom w usuwaniu skrzyń i beczek, ale chwilowo wolał siedzieć na maszcie i obserwować okolicę. A nuż by się okazało, że okręt imperialnej marynarki pędzi ich w zasadzkę. Wtedy lepiej by było zginąć z kordem w dłoni. Lub dobić do brzegu i salwować się ucieczką w las.
- Armaty na końcu! - rzucił dobrą radą.
Akurat mogło się okazać, że nie wszystko trzeba wyrzucić, a działa okrętowe, nie da się ukryć, byłyby i kosztowny, i trudne do nabycia. |