Trzeba było ruszyć. Załoga czekała na rozkazy, a każda sekunda zwłoki mogła ich kosztować życie. Clarke poczuł ciężar odpowiedzialności, która na nim spoczywała, niemalże jakby była to jakaś fizyczna siła, która wgniatała go w ziemię. Jego serce zaczęło bić jak oszalałe, a po plecach przeszedł dreszcz wywołany zastrzykiem adrenaliny. Gdyby nie jego hełm to cała załoga zobaczyłaby jak w książkowy sposób krew odpływa z twarzy, aż ta staje się blada niczym ściana.
Czas dla technika pełniącego teraz rolę dowódcy zatrzymał się na sekundę, przestały do niego docierać odgłosy z zewnątrz. Był sam, w swoim malutkim, bezpiecznym świecie. Jednak jego sumienie i poczucie odpowiedzialności szybko wyrwało go z ochronnej strefy, uderzając mnogością bodźców. Cała załoga nerwowo rzucała propozycje, co powinni zrobić. Teraz jest jego kolej, pora podjąć jakieś decyzje. -Tony, wsiadaj w Thundera. Obierz za cel windę, musimy tych skurwieli odciąć od posiłków, bo inaczej mamy przesrane. Ross, będziesz oczami moimi i Lucy. Spróbujemy ustalić jak najdokładniej pozycje ryboli poprzez moje i twoje skany z lądownika. My spróbujemy posłać im kilka rakiet, obierzemy za główny cel ich mechy. Dalej... dalej zobaczymy co będzie. Reszta niech będzie w gotowości bojowej. Pancerze i broń macie mieć na i przy sobie, jasne? - powiedział Clarke -Jones, słyszałeś? Będziemy prowadzić ostrzał na podstawie skanów, może być nie celny, więc zachowaj bezpieczną odległość, odbiór?- nadał przez komunikator do zwiadowcy.
Gdy usłyszał odpowiedz powiedział do wszystkich
-Powodzenia ludzie, pokażmy im na co stać załogę AJOLOSA-
Po czym czekał na koodrynaty od Ross'a, które połączył wraz ze swoimi skanami ze Scorpiona, a gdy miał już obraz pola bitwy wystrzelił pierwszą rakietę... |