Wątek: Brudy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-03-2015, 14:52   #20
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Pobudka przyszła szybko. Słońce świeciło prosto w twarz chłopaka. Nienawidził tego. Tej nocy był sam w pokoju. Wilczek miał jakieś "lan party" czy coś takiego na chacie u kumpla. W sumie, gdyby nie kartka, którą zostawił w pokoju, to Tomek nie miałby pojęcia co się stało. Wilk ze wszystkimi swoimi przywarami był idealnym współlokatorem. Nic go nie interesowało. Żył w swoim świecie.
Tomek wziął szybki prysznic i wskoczył w krótkie spodnie z kieszeniami na nogawkach. Plastry w kopercie wsunął w jedną kieszeń. W drugą wsunął dwa telefony i klucze. Pora wyruszyć w miasto.
Na przystanku w telefonie sprawdził jeszcze raz list, który dostał. To znaczy zdjęcie tego listu, bo sam list został w mieszkaniu Darka. Chłopak łapał się na tym, że chociaż Darek przepadł, to nadal w myślach nazywał to miejsce jego mieszkaniem.
Wyszperał listę nazwisk i adresów. Piotr Nowotczyński, Anna Piotrowska. Dwójka która miała w pierwszej kolejności dostać towar. Adres Piotra coś mówił Tomkowi. Adres Anny za to nie mówił nic. Wrzucił obydwa w mapy Googla w telefonie. Ocenił odległość, sprawdził rozkład jazdy autobusów.

Nie mieszkali blisko siebie, każde po innej stronie Wisły, a poranna komunikacja miejsca nie należała do najprzyjemniejszych środków transportu. Tak czy siak ocenił, że jeśli przy dostawie nie będzie miał kłopotów to całość nie powinna mu zająć więcej niż trzy godziny.
Najpierw pofatygował się do Piotra Nowotczyńskiego. Osiedle Radość prezentowało się być może najspokojniej ze wszystkich w Warszawie bo nie działo się tam absolutnie nic, a domki były w znacznej większości nowe, zadbane i w zasadzie dużej mierze zadbane. Wszystkie były jednorodzinne, a ten, w którym zamieszkiwał Piotr znajdował się w uliczce. Dom był nowy tak jak i droga wewnętrzna przez co nie było jeszcze okazji do wyłożenia jej asfaltem.


Godzina dziesiąta, nikogo nie powinno być w dwupiętrowym, żółtym domku. Ogrodzenie nie było zbyt wysokie, łatwo byłoby się wspiąć i przeskoczyć nad świeżozasadzonymi pod płotem krzaczorami.
Trawnik był niski i najwyraźniej niedawno ścinany. Po psie śladów brak. Z drugiego końca ogrodzenia widać było taras, ale samo wejście już nie. Jednak w taki upał może zostawiono otwarte, albo chociaż uchylone drzwi?
Tak czy siak, garaż był zamknięty, samochódu nie było w pobliżu.
To czy ktoś był w domu pozostawało tajemnicą. Domofon wyglądał na sprawny.
Była dopiero dziesiąta, a z nieba lał się żar. Na szczęście po wyjściu z autobusu Tomek znowu oddychał swieżym powietrzem. Niestety pusty dom nie wróżył nic dobrego. Miał nadzieję, że ktoś jednak jest na miejscu. Nie był w końcu włamywaczem. Już nie. Wcisnął przycisk domofonu i czekał.
Zamiast odpowiedzi, przez domofon ktoś po prostu wyszedł z domu, wyglądając przez ogrodzenie. Był to kilkunastoletni chłopak o łysej głowie i agresywnym, zbyt pewnym siebie wzroku.
- Ta?! - krzyknął z drzwi nie wiedząc, czy warto w ogóle podchodzić do furtki.
- Pan Piotr Nowotczyński? Mam przesyłkę. - Tomek wyszczerzył zęby w głupkowatym uśmiechu.
- Taa… to ja - odkrzyknął wkładając pośpiesznie jakieś kapcie i podchodząc do furtki. Przytrzymał przycisk tuż przy niej i otworzył. - Mam coś podpisywać?
- Nie trzeba. Proszę - Tomek podał jeden z pięciu woreczków strunowych z plastrami w środku na prawej dłoni swojemu rozmówcy.
Chłopak spojrzał się na towar dziwacznie. Bez słowa zamknął furtke i wrócił do domu wpatrując się w woreczek.
Najłatwiejsza dostawa kiedykolwiek.

Z nadzieją, że Anna Piotrowska przysporzy równie mało problemów, Tomasz ruszył w jej stronę, ponownie męcząc się w mokrych od potu i smrodu autobusach i tramwajach. W niedzielę wykluwała się cała masa słabych kierowców, którzy wozili tych lepszych - skacowanych, albo po prostu znowu musieli pojechać do kościoła, potem do galerii i do domciu. Podróż więc troszkę się przeciągnęła i to w nieprzyjemny sposób, bo śmierdziele i grubasy, jakoś tak sami ocierali się o Tomasza ot niby przypadkiem, bo mało miejsca było by pomieścić ich sapsione cielsko.

Wyjście z przepychu na znacznie cichszą, wewnętrzną ulicę blokową, przyniosła dla wszystkich jego zmysłów sporo ulgi. Pod wskazaną w liście klatką schodową, stała i jakby pilnowała wejścia, grupka roześmianych chłopaków, dwóch z nich miało na sobie tylko buty i dresowe spodnie, dumnie odsłaniali swoje spocone klaty, pozbawione jakichkolwiek włosów, ozdobione jednak w strasznie słabe tatuaże. Pozostała dwójka, nie tak dobrze zbudowana i mniej rozgadana, była odziana w bluzy z krótykimi rękawkami, odsłaniającymi nie tak znowu bardzo imponujące muskuły.
Tomek rozglądał się po numeracji na blokach szukając określonego adresu. Gdy już znalazł odpowiedni blok i klatkę pomaszerował do domofonu szukając nazwiska Anny. Miał nadzieję nie zwracać na siebie uwagi zebranych dookoła blokersów.
Ucichli gdy Tomek się zbliżył, a jeden oparł się ciężko o drzwi gołymi plecami. Drugi skinął głową na chłopaka.
- Co tam, do kogo przylazł? - zagaił kulturalnie, blokując dojście do domofonu.
- Anna Piotrowska - odpowiedział bez wahania Tomek. Z jakiegoś powodu wydawało mu się, że używanie poprawnie zbudowanych zdań przerośnie zdolności intelektualne rozmówców. Odruchowo zrobił coś, czego nie powinien robić. Ocenił ich po wyglądzie. Zaszufladkował. Łatwo wpaść w pułapkę oceniając ludzi po wyglądzie. Dlatego w pracy tego nie robił. A tym razem w tę upalną niedzielę ocenił dresiarzy jako typowych dresiarzy.
Dwóch największych obwiesi spojrzało po sobie chłodno, a potem znów na Tomka.
- A po kiego chuja? - spytał ten stojący nieco bardziej z tyłu, blokując drzwi.
- Mam coś dla niej - odpowiedział bez wahania układając w głowie plan improwizacji.
- To pokazuj, przekażę, to moja koleżanka - powiedział z uśmiechem jeden z nich wyciągając rękę.
- Nie da rady. Musi mi pokwitować. To wezwanie do jakiegoś urzędu, a ja kibluje roboty społeczne. Zrozumcie, że muszę to dostarczyć do jej rąk własnych. Chętnie bym wam to dał i miał robotę z głowy, ale jak się do mnie dopierdolą, to znowu będę miał sanki, albo wrócę na psiarnie. Później jeszcze trzy takie przesyłki muszę roznieść, a już się gotuje. - dla podkreślenia swoich słów Tomek złapał swojego t-shirta na klatce piersiowej i zaczął się nim wachlować. Improwizacja wyszła mu całkiem dobrze. Historia wymyślona na poczekaniu. Kilka kluczowych zależności, które Tomek znał i nie bał się wykorzystać. Wszyscy boją się urzędów. W końcu nawet Al Capone siedział za podatki. Tylko czemu taki obwieś miałby pracować dla urzędu? No tak, oszczędność kasy. Roboty społeczne. I w kilka sekund drobny przestępca reprezentuje powagę urzędu. W głowie Tomek był dumny, że udało mu się złożyć tę ściemę na poczekaniu.
Stojący przy drzwiach łysol pokiwał głową i łypnął na tego przy domofonie.
- Jak urzędowe to urzędowe, daj jej znać, niech zejdzie.
Drugi z nich nacisnął przycisk i po chwili rzucił do domofonu:
- E mała, jakiś kurier z urzędu do ciebie. Weź tu zejdź, co?
- I niech zabierze dowód osobisty - dodał nieśmiało Tomek zza pleców blokersów i sięgnął po swojego samsunga. - Albo ja mogę wejść do góry, żeby się nie fatygowała.
Spojrzał za siebie w stronę skąpanego w słońcu blokowiska
- Chętnie wejdę na chłodną klatkę, żeby uniknąć upału.
Na telefonie uruchamiał kalkulator.


Dziewczyna, która po dwóch minutach zeszła na dół, nie należała do najpięknejszych, a ogół wyglądu nie dawał żadnych podstaw by uważać ją za miłą czy grzeczną. Agresja w jej oczach była spotęgowaną wersją frustracji i gniewu, które kotłowały się w oczach jej… podopiecznych? Bo sposób w jaki się przed nią rozstąpili, wskazywał, że byli jej frajerami, a do osób, które uwielbiały autorytetu, raczej nie należali.
Opalona skóra, czarne włosy, obcisłe spodnie i bluza z kapturem. Dziewczyna żując gumę obleciała Tomka wzrokiem. Skinęła głową podchodząc bliżej, ręce wbiła w kieszeń bluzy na wysokości brzucha.
- Co jest? Jakie pismo? - warknęła wilcza kobieta.
Tomek podszedł od prawej strony do do dziewczyny. Wyciągnął telefon i pokazał jej ekran.
- Chodzi o potwierdzenie podpisu elektronicznego do ujednoliconego systemu rozliczania się z państwem. Tutaj proszę złożyć podpis i okazać czy jest taki jak na dowodzie osobistym. Jest to część projektu cyfryzacji kraju współfinansowane z funduszy unijnych, bla bla bla.
Tomek przewrócił oczami demonstrując niezadowolenie ze swojej pracy.
- Teraz po zalogowaniu się do systemu będzie pani mogła załatwiać wszystkie sprawy urzędowe z poziomu komputera. Pewnie pani nie pamięta, że składała wniosek. Ostatnie dwie osoby nie pamiętały. Ogólnie to ludzie wnioski składali dwa lata temu, a system i tak ruszy dopiero za rok. Kasę zgarnęli i leży na koncie. Przez trzy lata z dwóch miliardów mają niezłe odsetki. A mi zamiast płacić odliczają godziny z robót publicznych.
W lewej dłoni Tomka już spoczywał woreczek z plastrami. Chłopak tylko czekał na okazję jak podrzucić prezent Piotrowskiej. Zostawała jeszcze kwestia goryli.
- Wejdźmy może tutaj w cień, bo dali nam telefony sprzed pięciu lat i w słońcu nie widać nic na wyświetlaczu. - na podkreślenie tych słów Tomek delikatnie ruszył telefonem, tak że na chwilę blask słońca odbił się prosto w jego oczy, a później w oczy dziewczyny.
- Program cyfryzacji, niech ich chuj strzeli.
Dziewczyna uniosła brwi i westchnęła ciężko.
- Ależ gadasz koleś - mruknęła podpisując co trzeba, co wywołało ogólne zadowolenie u jej kolegów, którzy spojrzeli na Tomka z pobłażliwym uśmiechem, znajdując sobie milion powodów by poczuć się od niego lepszymi.
Gdy dziewczyna składała mierny podpis rysikiem, Tomek nie do końca sprawnie wsunął woreczek do bluzy dziewczyny, ale jej ochroniarze byli zbyt pochłonięci wyśmiewaniem urzędnika by zwrócić na to uwagę.
- Wszystko? - spytała patrząc na niego znudzona po oddaniu mu telefonu.
- Z mojej strony to wszystko. Potwierdzenie przyjdzie mailem. Jak znam tych z działu IT to pewnie za kolejny rok. Dziękuję i do widzenia. - skinął na pożegnanie wszystkim zebranym i możliwie najspokojniej jak mógł kierował się na przystanek.

Serce biło mu szybciej. Czuł dopływ adrenaliny. Możliwe, że mógł dać towar gorylom i nic by się nie stało. Ale z drugiej strony po co ktoś miał mu dawać siedem tysięcy złotych za wyręczanie się dresiarzami? Nie musiał jeszcze wracać do siebie. Dzień był w pełni. Tomek skierował się do McDonalda i tam przy kilku burgerach planował resztę dnia.

Zaśmiał się widząc nieudolny podpis wilczycy na telefonie. Teraz wyświetlało się tam 2-tan(9)=?
Młody diler ucieszył się, że tak wolny procesor nie przetworzył podpisu wcześniej.
Otworzył zdjęcie listu i przerzucił kolejne adresy do map googla.
Tym razem kolejni dwaj faceci. Huk i Starzyński. Miał dość spotkań z kobietami na ten dzień.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline