Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-03-2015, 15:04   #149
Zapatashura
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Klatka cieszyła się swą nazwą nie bez powodu, choć w gruncie rzeczy jedynie największe trepy nie potrafiły jej opuścić. No bo jak można nie potrafić wyjść z miejsca, które zwą Miastem Drzwi? Wystarczy po prostu przejść przez drzwi... w ciemno. Opuścić Sigil nie jest tak trudno, ale opuścić Sigil i znaleźć się w miejscu przyjemniejszym niż Sigil – już tak.
Towarzysze znali lokalizację i klucz portalu do Księżycowych Wrót oraz Arvandoru – bez wątpienia jednych z najpiękniejszych miejsc w Multiwersum, ale jak na złość przejście do Torilu pozostawało dla nich nieznane. Garion nie miał nawet ochoty tam wyruszać, wyniósł bowiem z Faerunu raczej złe wspomnienia. Dotian wprost przeciwnie, a zlecenie Annabell napełniło jego sakiewkę wystarczająco, by stać go było na wizytę w Hali Informacji i rzucenie okiem do Spisu Portali. Tyle tylko, że nie miał ochoty opuszczać miasta bez Estel. Tą zaś trzymało w miejscu poczucie obowiązku. Śpiewy w Sztylecie i Firkinie to jedno, nawet gdyby eladrinka się od nich wywinęła, to ucierpiałby na tym jedynie jej honor. Zaraza w Ulu to już jednak zupełnie co innego. Nie trzeba było wiele czasu, by kapłanka dowiedziała się, że wielu medyków i znachorów podwinęło ogon (czasami dosłownie) i zwiało z Lecznicy w obawie o własne zdrowie, w czasie gdy ona sama przebywała w Arvandorze. Kapłani nie garnęli się do pomocy, jeśli nie liczyć tych czczących bóstwa śmierci, ale elegancki pogrzeb nie był formą boskiej posługi, na jaką liczyła Aedd'aine.
Estel mogła się tylko zastanawiać, czemu boscy słudzy bez mrugnięcia okiem pozostawiali biedaków z Ula na pastwę losu. Wszak w Mieście Drzwi było wielu kapłanów dobrych bóstw. Zrażała ich niewdzięczność skurli? Możliwe, ją samą nieraz próbowano okraść albo napaść. A może to sama atmosfera tego najdziwniejszego z miast? Jego prawa, które zakazują wstępu wszystkim Mocom w Planach. Czy mogło być tak, że niczym parobek pod nieobecność pana, kapłani się rozleniwiali? Dywagować można było w nieskończoność, ale nijak nie pomagało to umierającym na krwotoczną gorączkę. Tysiące sztuk złota, które warta była otrzymana przez Aedd'aine nagroda, miało znacznie więcej do powiedzenia. Hojne datki złożone w świątyniach w Dzielnicy Pani sprawiły, że Lecznica Wyczerpanej Duszy zapełniła się leczniczą magią. Już po dwóch tygodniach zaraza przestała się rozprzestrzeniać, ale boskich łask nie starczało, by uzdrowić wszystkich. Niezbędne było opracowanie leku, a medycy i alchemicy wykazywali się bezinteresownością równie sprawnie, co taborety elokwencją.


Życie toczyło się swoim tempem, lecz w miesiąc po przygodach na Astralnym Morzu i jego planach, do Estel, Gariona i Dotiana przybyli posłańcy. Uśmiechnięte, pucułowate halflingi zdawały się stworzone do przekazywania dobrych wieści, bo ich przyjazna natura poprawiała niemal wszystkim nastrój. W tym konkretnym przypadku, wiadomość miała formę zaproszenia, wysłanego rzekomo przez Annabell. Jako, że gospodyni nie była w stanie pisać, trudno było zweryfikować autentyczność zaproszeń, lecz mało prawdopodobne było, by ktoś próbował podszywać się pod martwą centaurzycę. Miejsce wyznaczono na to samo stare domostwo, co wcześniej, a i termin pasował każdemu z zainteresowanych. Poprzednie zlecenie ducha było intratne, a skoro Klatka i tak robiła się dla śmiałków za ciasna, to cóż mieli do stracenia?

Duch powitał czarodzieja, kapłankę i wojownika w bardzo dobrym nastroju, o ile dało się to wyczytać z jej zachowania. Centaurzyca uśmiechała się bowiem szeroko, a jej niematerialne kopyta wystukiwały w podekscytowaniu nierówny rytm. Fakt, że unoszące się ponad ziemią, pozbawione ciała nogi potrafiły stukać wciąż był dezorientujący, nawet na trzecim spotkaniu z nietypową zleceniodawczynią.
-Miło, że zgodziliście się przyjść – powitała gości, kłaniając się na przednich nogach. -Rewelacyjnie spisaliście się przy zdobywaniu mchu, pomyślałam więc sobie, że bylibyście w stanie pomóc mi w odnalezieniu kolejnego egzotycznego... - zawiesiła głos i zaczęła mamrotać coś niezrozumiałego, jakby szukając właściwego słowa. -No, powiedzmy przedmiotu. Zupełnie martwego, nie jedzącego wspomnień i chyba nieszkodliwego dla żywych. – Trudno było nie zauważyć, że duch skorzystała ze słowa 'chyba'.
Annabell nagle pacnęła się bezdźwięcznie w czoło i zmieniła temat.
-Znowu ponosi mnie ekscytacja. Powinnam chyba coś zaproponować gościom. Dalej nie dysponuję tutaj żadnymi fotelami, na których moglibyście usiąść, ale kazałam przynieść do salonu ciasteczka i wino. Skosztujecie? Obawiam się, że nie wiem czy smaczne – centaurzyca niezmiennie beztrosko podchodziła do faktu swojej śmierci. Zaprowadziła też gości do salonu, ale chyba się zapomniała, bowiem wybrała najkrótszą drogę przez ścianę, na co ci nie mogli sobie pozwolić, zamiast tego zmuszeni byli poszukać drzwi.
W pełnym kurzu i pajęczyn, dużym i pustym pokoju faktycznie znajdowało się pudełko pełne ciasteczek, oraz butelka wina. Pojedynczy stolik, który jakoś przetrwał upływ czasu i wizyty szabrowników, pozbawiony był tylko jednej nogi i przy zachowaniu stosownej ostrożności pewnie utrzymałby wiktuały. Brakowało niestety talerzyków i kielichów. Poszukiwacze przygód nie zaprzątali sobie tym jednak głów w obliczu dziwacznego, kanciastego tworu, który leżał bezwładnie na podłodze.


1

Metalowa kostka wielkości krasnoluda posiadała zezujące na boki oczy, oraz szczelinę do złudzenia przypominającą usta. Ręce i nogi były cieniutkie i sprawiały karykaturalne wrażenie, ale do śmiechu doprowadzały dopiero uformowane z blachy i drucików skrzydełka wystające z górnej ścianki sześcianu. Konstrukt wydawał się być efektem pijanego eksperymentu początkującego czarodzieja. Żadne z trójki kompanów nie widziało w życiu czegoś podobnego. Dostrzegając zaciekawione spojrzenia, Annabell opisała kuriozum jednym słowem:
-To modron - a ponieważ jedno słowo zasadniczo niczego nie tłumaczyło, zdecydowała rozwinąć trochę swą myśl. -Jak bez wątpienia wiecie, ponad stulecie temu arcydiabeł Asmodeusz osiągnął boskość, co skończyło się katastrofalnie dla struktury Planów. Zepchnął Otchłań do Żywiołowego Chaosu i wszystko... no, wypadło z równowagi. Portale uległy zachwianiu, dominia zaginęły na Morzu Astralnym. Jacyś magowie pewno umieliby to składniej opisać - machnęła ręką. -No i jednym z tych zaginionych dominiów jest Mechanus: plan zamieszkały przez takie właśnie kostki jak ta tutaj. Tyle, że ta nie działa. I ja bym chciała, żebyście odszukali dla mnie coś, w tym zagubionym planie - podsumowała i wskazała na ciasteczka. -Czemu się nie częstujecie?

_______________________________
1 - grafika z okładki magazynu Dragon (354 - kwiecień 2007)
 

Ostatnio edytowane przez Zapatashura : 16-04-2016 o 17:03.
Zapatashura jest offline