Krew. Ward widział ją tyle razy w telewizji, ale nigdy nie sądził, że będzie uczestnikiem na żywo czegoś takiego. To co miało być głupim wygłupem nastolatków zamieniło się w prawdziwy koszmar. Pole kukurydzy, niewidzialna siła i coś co zabija, wypruwając flaki. Thomas szepnął tak cicho, że może tylko Victor go usłyszał:
-Smakosz..już nie żyjemy - sam nie wiedział nawet skąd takie porównanie
Nauczyciel nie żył, wciągnięty brutalnie przez niewidzialną siłę w zarośla. Collins, który ruszył mu z odsieczą, rzygał jak kot. Rzygał bo spojrzał na Sally. Ona też musiała nie żyć. Brook zaczął krzyczeć, jakby ktoś go obdzierał żywcem ze skóry, ukazując krwawiące kikuty rąk. Ale to był dopiero początek, bowiem coś rozpruło dosłownie Ryana i wciągnęło go w mroczne pole kukurydzy. Jego krzyk było słychać, gdy znikał w nim. Brooks krzyczał błagając o pomoc, ale Thomas myślał tylko o jednym. Chciał przeżyć ten koszmar. Nie był jakimś cholernym Brucem Willisem, co samotnie rozwala bandę terrorystów. Miał tylko 17-lat. Mógł więc zrobić tylko jedno. Zaczął spierdalać w kierunku domu, gdzie była reszta drużyny. To nie był nawet bieg, bowiem jakby mu chcieli zmierzyć czas to by okazało się, że pobija wszystkie rekordy najszybszych sportowców. Tak przynajmniej mu się wydawało.
Zasada numer 10 “Nie krzycz uciekając i tak nikt cie nie usłyszy a do tego szybciej się zmęczysz no i morderca łatwiej cie zlokalizuje”. Nie zamierzał zbaczać ze ścieżki. Nie zamierzał odwracać się. Po prostu biegł. Powstrzymywał łzy całą swoją siłą woli. Miał nadzieję, że Victor zrobi to samo co on.
Reszta drużyny w życiu mu nie uwierzy. A pewnie teraz siedzieli w ciepłym domu, pijąc herbatę i śmiejąc się z nich. No to teraz na pewno zaimponuje Suki. Beka co nie miara.
__________________ Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-) |