Wątek: Strefa Zimy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-03-2015, 23:17   #41
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Norylsk, miasto zamknięte. Zdawałby się więc, że i bezpieczne. W miarę bezpieczne, jeżeli unikało się pewnych miejsc. Władze wszak kontrolowały kto i kiedy przybywa do miasta. Niestety, okazało się, że miasto wcale takie zamknięte nie było.

W domu zrobiło się nerwowo. Bardzo nerwowo. Nauczona doświadczenie Zoe wiedziała, że wybuch musi nastąpić, prędzej czy później. Może powinna była prędzej sprowokować Konstantego do wyładowania się? Oczywiście na niej. Wtedy skutki byłyby o wiele mniej poważne. A może, na fali świątecznej euforii, uwierzyła, że kłopoty zostały zażegnane.
O jak bardzo się myliła. Zdała sobie dopiero z tego sprawę gdy obudziła się zmarznięta na podłodze salonu ich mieszkania. Leżała w białej, lnianej koszuli nocnej. Na dywanie zdążyła już zakrzepnąć krew. Będzie musiała ją usunąć. Nie pierwszy z resztą raz.
Rozejrzała się jednym, tym mniej napuchniętym okiem po pokoju. Nikogo nie było. Chwilę nasłuchiwała czy jej ukochanego męża nie ma w innym pokoju. Cisza. Była sama. Dowlokła się do łazienki i spojrzała w swoje zdeformowane oblicze. Cała twarz mienią się równymi kolorami tęczy.
Najbardziej wyraziste było prawe oko. O bardzo intensywnym biskupim kolorze. Powieki równie nabrzmiałe co soczysty, dojrzały owoc. Nic dziwnego, że nie widziała na nie. Drugie oko miało mniej intensywny kolor i rozcięty łuk brwiowy. Jej długie, blond włosy przykleiły się w tym miejscu do ciała zmieniając swoją barwę na rdzawo-czerwony.
Napuchnięty policzek nie zmienił jeszcze swoje naturalnego koloru. Rozcięta warga już tak. Teraz Zoe miała usta pełne niczym sławna Angelina Jolie u szczytu swojej kariery i równie karmazynowe. Prawą ręką dotknęła swoich warg, to był błąd. Natychmiast pojawił się pulsujący ból. Nie tylko na twarzy, ale i w ręce. Szczególnie na serdecznym palcu. Gdzie obrączka dotkliwie wrzynała się w napuchnięte ciało. Palec był już lekko siny, ale ten symbol wzajemnej miłości i poszanowania małżonków zejść nie chciał.
Dłoń była też spuchnięta. Ręka cała pokryta czerwonymi krwiakami aż po samo ramie. Musiała się to ręką zasłaniać.
Delikatnie, lewą ręką, uniosła do góry półprzeźroczysty, biały materiał. Nogi i brzuch również były w krwiakach. Prawą dotknęła ciała w okolicach żeber. Bolało i to bardzo. Delikatny skręt ciała i znowu przeszywający ból. Już kiedyś miała pęknięte żebra. Wiedziała jaki to ból. Bez wizyty u lekarza nie dało się jednak stwierdzić czy kości są całe czy nie. A i tak, koniec końców, doktor zaleciłby łykanie środków przeciwbólowych. To mogła zrobić sama.
Opuściła koszulę upapraną na górze krwią. Nawet nie umyła się. Było to zbyt bolesne. Pokuśtykała do kuchni, żeby łyknąć kilka kilka tabletek i położyła się spać. Bardzo uważała przy tym, żeby nie naruszyć bolesnych miejsc. Na niewiele się to jednak zdało.

Konstanty pojawił się w domu następnego dnia wieczorem. Nawet pomógł jej się umyć i przebrać, starając się być nawet delikatnym.
Wygłosił przy tym długi monolog usprawiedliwiający swoje działanie. Zoe przytaknęła mu tylko, jak zawsze po czymś takim.

***

Strzały w tej dzielnicy były czymś niepokojącym. Zoe sięgnęła po słuchawkę zwykłego, kablowego telefony i na klawiaturze wybrała numer policji.
Nie było łatwo się dodzwonić, ale upór się opłacił. Zgłoszenie zostało przyjęte, jednak nie miała pewności, że ktoś w ogóle się zjawi.

Tym czasem na dole odgłosy trochę przycichły. Trzasnęły jakieś drzwi, nie słychać było już nawet poszczególnych głosów.
Pani Gnedenko wyjrzała najpierw przez judasza. Na korytarzu było pusto, Następnie przez okno. Na dworze ciemno i mroźno, widać niewiele. Bardzo mały ruch panował, o tej porze nie było to dziwne.
Kobieta spróbowała dodzwonić się do męża, bezskutecznie i ponownie padły strzały, a właściwie jeden.
Zoe nasłuchiwała w bezruchu co się będzie działo. Siedziała w szlafroku z odbezpieczonym pistoletem w jednej ręce, a drugą trzymała ma telefonie. I czekała z minutę czy dwie na to co się wydarzy.

Wystarczyło kilkanaście następnych sekund. Korytarz niósł echem ciężkie kroki wbiegających po schodach ludzi, co najmniej kilku. Wbiegli na trzecie piętro i chwilę później pięści załomotały o drzwi. Do sąsiadów po prawej jak również do tych prowadzących do mieszkania Zoe.
- Otwierać! - krzyknął męski głos po rosyjsku, z bardzo wyraźnym obcym akcentem.
W tym samym momencie w słuchawce odezwał się dyżurny armii.
- Sztab dywizji, słucham?
- Zoe Siemionowna Gnedenko. - Przedstawiła się spoglądając nerwowo na drzwi. - Nie mogę połączyć się z biurem męża, a u nas w bloku była strzelanina.
- Pułkownika nie ma, tylko to wolno mi przekazać - odpowiedział głos w słuchawce. Była to standardowa procedura, nie podawało się informacji o stacjonowaniu dowództwa lub oddziałów, szczególnie podczas alarmu, ćwiczeń lub poważnej sytuacji takiej jak teraz. - Proszę mi przekazać adres, zobaczę co...
- OTWIERAĆ BO ROZWALIMY DRZWI! - zagłuszył go krzyk z korytarza i jeszcze mocniejsze łupanie, tym razem czymś znacznie twardszym od ręki.
- To lepiej przyślij kogoś do mieszkania pułkownika, natychmiast! - Rzuciła do słuchawki. Miała zabrzmieć władczo, ale wypadła bardziej desperacko. Nie rozłączyła się. Odłożywszy słuchawkę ruszyła w stronę drzwi po drodze odbezpieczając broń.
- Kto?? - Spytała zaglądając przez judasza.
- Otwieraj! - na korytarzu zobaczyła mężczyznę w grubej kominiarce i zimowej masce, celującego z karabinu automatycznego w wizjer. Podobne walenie i krzyki rozlegało się z boków, gdy próbowali dostać się także do sąsiadów Zoe.
- Pokażcie odznakę. - Powiedziała przesuwając się na prawo, tak by nie dostać drzwiami w razie próby ich wyważenia. Odbezpieczyła broń.
- Otwierać, albo rozwalimy te drzwi! - ponownie powtórzył tę śpiewkę, nie wiadomo czy rozumiejąc słowa Zoe mając tak paskudny akcent. Coś z boku głośno łupnęło, a potem rozległ się kobiecy krzyk. Facet za drzwiami wyraźnym ruchem na pokaz odbezpieczył karabin. - Ostatni raz, otwierać!
- Ożeż ty… - Wymruczała pod nosem wściekła na cały świat. Teraz dopiero niepohamowana złość w niej od tych kilku dni znalazła wreszcie ujście. Wmówiła sobie, że tam za drzwiami czai się mężczyzna, to kluczowe słowo, który chce ją skrzywdzić. Katalizatorem okazały się kobiece krzyki, jej własne krzyki sprzed kilku dni. Wychyliła się nieco by wycelować w judasza, tam powinna być głowa mężczyzny z bronią. I nacisnęła na spust najnowszej wersji SPS Giurza. Strzał był celny. Ale na korytarzu pozostało jeszcze co najmniej trzech uzbrojonych mężczyzn. I z pewnością nie byli zachwyceni faktem zastrzelenia ich kompana. Betonowe ściany powinny oprzeć się serii z karabinu, drzwi już nie. Cofnęła się zatem aby zejść z linii strzału. Za plecami miała już tylko ścianę, która oddzielała przedpokój od pokoju. Nie było gdzie się ukryć. W najlepszym przypadku mogła przykucnąć za kanapą, która stała przy ścianie działowej miedzy przedpokojem a pokojem i poczekać na odpowiedni moment do strzału. Miała jena przewagę. Jej oczy przyzwyczajone już były półmroku panującego w mieszkaniu. Tak też zrobiły w duchu modląc się o jakiś cud.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny

Ostatnio edytowane przez Efcia : 16-03-2015 o 21:08. Powód: drobne błędy
Efcia jest offline