Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-03-2015, 23:17   #41
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Norylsk, miasto zamknięte. Zdawałby się więc, że i bezpieczne. W miarę bezpieczne, jeżeli unikało się pewnych miejsc. Władze wszak kontrolowały kto i kiedy przybywa do miasta. Niestety, okazało się, że miasto wcale takie zamknięte nie było.

W domu zrobiło się nerwowo. Bardzo nerwowo. Nauczona doświadczenie Zoe wiedziała, że wybuch musi nastąpić, prędzej czy później. Może powinna była prędzej sprowokować Konstantego do wyładowania się? Oczywiście na niej. Wtedy skutki byłyby o wiele mniej poważne. A może, na fali świątecznej euforii, uwierzyła, że kłopoty zostały zażegnane.
O jak bardzo się myliła. Zdała sobie dopiero z tego sprawę gdy obudziła się zmarznięta na podłodze salonu ich mieszkania. Leżała w białej, lnianej koszuli nocnej. Na dywanie zdążyła już zakrzepnąć krew. Będzie musiała ją usunąć. Nie pierwszy z resztą raz.
Rozejrzała się jednym, tym mniej napuchniętym okiem po pokoju. Nikogo nie było. Chwilę nasłuchiwała czy jej ukochanego męża nie ma w innym pokoju. Cisza. Była sama. Dowlokła się do łazienki i spojrzała w swoje zdeformowane oblicze. Cała twarz mienią się równymi kolorami tęczy.
Najbardziej wyraziste było prawe oko. O bardzo intensywnym biskupim kolorze. Powieki równie nabrzmiałe co soczysty, dojrzały owoc. Nic dziwnego, że nie widziała na nie. Drugie oko miało mniej intensywny kolor i rozcięty łuk brwiowy. Jej długie, blond włosy przykleiły się w tym miejscu do ciała zmieniając swoją barwę na rdzawo-czerwony.
Napuchnięty policzek nie zmienił jeszcze swoje naturalnego koloru. Rozcięta warga już tak. Teraz Zoe miała usta pełne niczym sławna Angelina Jolie u szczytu swojej kariery i równie karmazynowe. Prawą ręką dotknęła swoich warg, to był błąd. Natychmiast pojawił się pulsujący ból. Nie tylko na twarzy, ale i w ręce. Szczególnie na serdecznym palcu. Gdzie obrączka dotkliwie wrzynała się w napuchnięte ciało. Palec był już lekko siny, ale ten symbol wzajemnej miłości i poszanowania małżonków zejść nie chciał.
Dłoń była też spuchnięta. Ręka cała pokryta czerwonymi krwiakami aż po samo ramie. Musiała się to ręką zasłaniać.
Delikatnie, lewą ręką, uniosła do góry półprzeźroczysty, biały materiał. Nogi i brzuch również były w krwiakach. Prawą dotknęła ciała w okolicach żeber. Bolało i to bardzo. Delikatny skręt ciała i znowu przeszywający ból. Już kiedyś miała pęknięte żebra. Wiedziała jaki to ból. Bez wizyty u lekarza nie dało się jednak stwierdzić czy kości są całe czy nie. A i tak, koniec końców, doktor zaleciłby łykanie środków przeciwbólowych. To mogła zrobić sama.
Opuściła koszulę upapraną na górze krwią. Nawet nie umyła się. Było to zbyt bolesne. Pokuśtykała do kuchni, żeby łyknąć kilka kilka tabletek i położyła się spać. Bardzo uważała przy tym, żeby nie naruszyć bolesnych miejsc. Na niewiele się to jednak zdało.

Konstanty pojawił się w domu następnego dnia wieczorem. Nawet pomógł jej się umyć i przebrać, starając się być nawet delikatnym.
Wygłosił przy tym długi monolog usprawiedliwiający swoje działanie. Zoe przytaknęła mu tylko, jak zawsze po czymś takim.

***

Strzały w tej dzielnicy były czymś niepokojącym. Zoe sięgnęła po słuchawkę zwykłego, kablowego telefony i na klawiaturze wybrała numer policji.
Nie było łatwo się dodzwonić, ale upór się opłacił. Zgłoszenie zostało przyjęte, jednak nie miała pewności, że ktoś w ogóle się zjawi.

Tym czasem na dole odgłosy trochę przycichły. Trzasnęły jakieś drzwi, nie słychać było już nawet poszczególnych głosów.
Pani Gnedenko wyjrzała najpierw przez judasza. Na korytarzu było pusto, Następnie przez okno. Na dworze ciemno i mroźno, widać niewiele. Bardzo mały ruch panował, o tej porze nie było to dziwne.
Kobieta spróbowała dodzwonić się do męża, bezskutecznie i ponownie padły strzały, a właściwie jeden.
Zoe nasłuchiwała w bezruchu co się będzie działo. Siedziała w szlafroku z odbezpieczonym pistoletem w jednej ręce, a drugą trzymała ma telefonie. I czekała z minutę czy dwie na to co się wydarzy.

Wystarczyło kilkanaście następnych sekund. Korytarz niósł echem ciężkie kroki wbiegających po schodach ludzi, co najmniej kilku. Wbiegli na trzecie piętro i chwilę później pięści załomotały o drzwi. Do sąsiadów po prawej jak również do tych prowadzących do mieszkania Zoe.
- Otwierać! - krzyknął męski głos po rosyjsku, z bardzo wyraźnym obcym akcentem.
W tym samym momencie w słuchawce odezwał się dyżurny armii.
- Sztab dywizji, słucham?
- Zoe Siemionowna Gnedenko. - Przedstawiła się spoglądając nerwowo na drzwi. - Nie mogę połączyć się z biurem męża, a u nas w bloku była strzelanina.
- Pułkownika nie ma, tylko to wolno mi przekazać - odpowiedział głos w słuchawce. Była to standardowa procedura, nie podawało się informacji o stacjonowaniu dowództwa lub oddziałów, szczególnie podczas alarmu, ćwiczeń lub poważnej sytuacji takiej jak teraz. - Proszę mi przekazać adres, zobaczę co...
- OTWIERAĆ BO ROZWALIMY DRZWI! - zagłuszył go krzyk z korytarza i jeszcze mocniejsze łupanie, tym razem czymś znacznie twardszym od ręki.
- To lepiej przyślij kogoś do mieszkania pułkownika, natychmiast! - Rzuciła do słuchawki. Miała zabrzmieć władczo, ale wypadła bardziej desperacko. Nie rozłączyła się. Odłożywszy słuchawkę ruszyła w stronę drzwi po drodze odbezpieczając broń.
- Kto?? - Spytała zaglądając przez judasza.
- Otwieraj! - na korytarzu zobaczyła mężczyznę w grubej kominiarce i zimowej masce, celującego z karabinu automatycznego w wizjer. Podobne walenie i krzyki rozlegało się z boków, gdy próbowali dostać się także do sąsiadów Zoe.
- Pokażcie odznakę. - Powiedziała przesuwając się na prawo, tak by nie dostać drzwiami w razie próby ich wyważenia. Odbezpieczyła broń.
- Otwierać, albo rozwalimy te drzwi! - ponownie powtórzył tę śpiewkę, nie wiadomo czy rozumiejąc słowa Zoe mając tak paskudny akcent. Coś z boku głośno łupnęło, a potem rozległ się kobiecy krzyk. Facet za drzwiami wyraźnym ruchem na pokaz odbezpieczył karabin. - Ostatni raz, otwierać!
- Ożeż ty… - Wymruczała pod nosem wściekła na cały świat. Teraz dopiero niepohamowana złość w niej od tych kilku dni znalazła wreszcie ujście. Wmówiła sobie, że tam za drzwiami czai się mężczyzna, to kluczowe słowo, który chce ją skrzywdzić. Katalizatorem okazały się kobiece krzyki, jej własne krzyki sprzed kilku dni. Wychyliła się nieco by wycelować w judasza, tam powinna być głowa mężczyzny z bronią. I nacisnęła na spust najnowszej wersji SPS Giurza. Strzał był celny. Ale na korytarzu pozostało jeszcze co najmniej trzech uzbrojonych mężczyzn. I z pewnością nie byli zachwyceni faktem zastrzelenia ich kompana. Betonowe ściany powinny oprzeć się serii z karabinu, drzwi już nie. Cofnęła się zatem aby zejść z linii strzału. Za plecami miała już tylko ścianę, która oddzielała przedpokój od pokoju. Nie było gdzie się ukryć. W najlepszym przypadku mogła przykucnąć za kanapą, która stała przy ścianie działowej miedzy przedpokojem a pokojem i poczekać na odpowiedni moment do strzału. Miała jena przewagę. Jej oczy przyzwyczajone już były półmroku panującego w mieszkaniu. Tak też zrobiły w duchu modląc się o jakiś cud.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny

Ostatnio edytowane przez Efcia : 16-03-2015 o 21:08. Powód: drobne błędy
Efcia jest offline  
Stary 16-03-2015, 01:34   #42
 
Betterman's Avatar
 
Reputacja: 1 Betterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnie
Skoro z Mohammedem nie dało się dogadać po rosyjsku, Roy szybko zostawił go tym, którzy z przesłuchiwania jeńców albo czerpali więcej przyjemności, albo przynajmniej lepiej się na nim znali, a czas, który został mu po przeszukanie posterunku, wykorzystał głównie na zabawę znalezioną lornetką. Oprócz niej przygarnął też parę ręcznych granatów, ale akurat ich działania - w żadnym trybie - nie zamierzał sprawdzać dopóty, dopóki nie będą naprawdę potrzebne.

- Ja bym został - oznajmił po pesymistycznym stwierdzeniu Shade. Do tej pory swoim zwyczajem siedział cicho i słuchał. - Po jednym podejrzanym czy tam przegapionym raporcie raczej nie rzucą tu nie wiadomo jakiej potęgi, a takie miejsce łatwo obronić. Wystarczy się pilnować.
Zapiął niespiesznie kombinezon, założył czapkę i gogle ochronne, po czym z saperką pod pachą ruszył do wyjścia.
- Idę schować tego, którego wyrzuciliśmy na zewnątrz. Potem mogę pomóc przy skuterach.
- Przysyp go tylko trochę śniegiem. - Bojko skinął mu głową.

Sugestia dowódcy była kusząca, ale ostatecznie Roy uznał, że lepiej jednak usunąć trupa sprzed drzwi. Zatargał tężejące zwłoki za narożnik budynku, w miejsce, gdzie nawiewało miękkiego śniegu, z serdecznym stęknięciem wepchnął w wysoką, kopną zaspę i dopiero wtedy przysypał kilkoma ruchami łopaty.
Cała akcja nie trwała dłużej niż parę minut, ale przeszywający mróz i wysiłek i tak zadziałały pobudzająco. W związku z tym, zamiast od razu poszukać sobie przytulnego kąta do drzemki, wybrał się najpierw na samotne oględziny zdobycznych skuterów. Zoltan miał w końcu jeszcze inne technologiczne plany, w dodatku takie, przy których realizacji chyba nikt z zespołu nie mógłby go zastąpić, a nie był przecież swoim wspomaganym pancerzem i potrzebował odpoczynku jak każdy.
Royowi z kolei nie powinno ubyć, jeśli po swoją skromną porcyjkę ciepła, spokoju i ruskich konserw zgłosi się w drugiej kolejności, kiedy w miarę możliwości już się upewni, czy znalezione maszyny nie odmówią nagle posłuszeństwa z powodu jakiejś durnej usterki bądź braku paliwa albo energii. I czy w ogóle dadzą się uruchomić.
 
Betterman jest offline  
Stary 16-03-2015, 10:44   #43
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację
- Komunikat jest bardzo prosty - zastanawiał się na głos Witalij, czytając tekst przesłany przez Kane’a. - Dobra, jak nadejdzie pora ich meldunku na wszelki wypadek wszyscy mają być gotowi do szybkiej ewakuacji. Jeśli przejdzie bez komplikacji to zostaniemy tu półtorej godziny dłużej, ale to maksimum. Kane, każ mu jeszcze nagrać “Mohammed ma sraczkę” na wypadek, gdyby ktoś po drugiej stronie pytał. A tymczasem niech każdy się choć trochę zdrzemnie i zje coś kalorycznego. Zoltan dobrze prawi, zajumamy stąd ile się da towaru. Żarcie, wódka i szlugi mogą być w oblężonym mieście cenną walutą.
Witalij wyciągnął się koło piecyka na kocach, oparł o plecak i otworzył wieprzową konserwę.

Shade wzięła jeden ze skondensowanych, wysokoenergetycznych posiłków w tubce, które zabrała na drogę, podeszła do niego i usiadła obok:
- Za trzy godziny będzie dużo jaśniej - powiedziała niezbyt głośno. - Ciężko będzie niezauważenie dotrzeć gdziekolwiek. Zwłaszcza jeśli tamci się zorientują że poszliśmy w kierunku miasta.
Wcisnęła sobie część zawartości do ust i zaczęła wolno przeżuwać jakby posiłek był stuprocentową wołowiną, a nie przemieloną papką.
- Tuszonka lepsza - podał jej konserwę, mówiąc z pełnymi ustami. - Tubki lepiej zachować na później.
Przełknął i popił łykiem wódki z gwinta.
- Wschód słońca, jakkolwiek absurdalnie to brzmi, jest tu dopiero w południe a nie ma jeszcze siódmej, za trzy godziny będzie wciąż wystarczająco ciemno. Siedzieć tu cały dzień to z kolei zbyt duże ryzyko.
Odstawił butelkę i spojrzał na najemniczkę.
- Nieźle wystraszyłaś tego muslima - zaśmiał się. - Nie znałem cię od tej strony.
- Niewiele o mnie wiesz Witalij - odpowiedziała podejrzliwie przyglądając się podsuniętej jej puszcze. Jedno od razu rzuciło jej się w oczy: Nie zawierała daty ważności. - Chyba jednak pozostanę przy swoim jedzeniu. - Oddała mu konserwę i wciągnęła kolejną rację z tubki. - Skoro zostajemy wyciągnę z naszego więźnia ile się da, a potem odpocznę nieco. Obudź mnie pół godziny przed planowanym wyruszeniem. Pojadę przodem i sprawdzę teren. Do tej kopalni jest jakieś dwa kilometry płaskiego terenu. Rozeznam się w sytuacji zanim opuścicie strażnicę i poszukam miejsca na czasowy obóz. Nie powinniśmy podejmować próby wejścia do miasta przed nocą.

- I jak wyruszymy, ogołacamy to miejsce. Niech myślą, że to robota miejscowych. Mogą być podejrzliwi jak zostanie broń, amunicja i zapasy - Zoltan już zaczął mościć sobie posłanie obok wyłączonego mecha. - Obudźcie za godzinkę, sprawdzę skutery. A jak wymusicie z naszego gościa hasła do jego elektroniki pomyślę o jakimś samoodpowiadaczu. Potem ogołocimy miejsce do zera, Witalij machnie śliczny napis cyrylicą na ścianie w stylu "Niech żyje wielka Rosja" i będzie robota miejscowych jak malowanie. Nikt nie wpadnie, że zaczęła działać nowa grupa.

- Miejmy nadzieję - odparł Witalij, po czym skupił się na jedzeniu tuszonki. - Ile tu zostaniemy zależy od tego jak pójdzie z komunikatem. Jednym słowem zdajemy się na los.

Bojko odsalutował Felixowi, gdy ten wzniósł żartobliwy toast "ku chwale wielkiej Rosji".
- Na zdarowie! - Uniósł swoją flaszkę do ust i pociągnął symbolicznie. - Swoją drogą, wiecie, że czysty przypadek sprawił, że jestem Ukraińcem a nie Rosjaninem? Rodzice mieli gospodarstwo na południe od Charkowa. Jak w 2016-tym wyznaczali nową granicę nasz dom znalazł się dwadzieścia metrów po ukraińskiej stronie. Separatystom z Donbasu chyba się to nie spodobało bo dzień przed końcem wojny walnęli w nas rakietą. Na szczęście byliśmy w polu. Odbudowaliśmy się a teraz jesteśmy obywatelami Unii. Na dłuższą metę to jednak było szczęśliwe dwadzieścia metrów... - dodał, przysypiając.

Gdy zbliżała się godzina meldunku, Witalij dopilnował by wszyscy byli na nogach. Z nagranymi wypowiedziami jeńca (którego na tą okazję zakneblowali) zgromadzili się wokół leżącej na stoliku krótkofalówki.
 

Ostatnio edytowane przez Bounty : 16-03-2015 o 12:35.
Bounty jest offline  
Stary 18-03-2015, 15:28   #44
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację

NAJEMNICY

Szczęście to, czy głupota czarnego muzułmanina, to odpoczynek w wysuniętym posterunku mijał spokojnie i bez przygód. Standardowy raport został nadany z odtworzenia. Krótkofalówka zadziałała, nastawiona na fale odbierane przez wszystkim fanatyków, przekazując nagrany głos jeńca. Zaświergotała odpowiedź, na którą odegrali kolejną wypowiedź i komunikacja umilkła, kończąc się śmiechem po drugiej stronie. Wartujący jako pierwszy Kane dostrzegł kilka błysków na wschodzie, daleko na tyle, że nie wzbudziły większego zainteresowania. Marznący Mohammed wiercił się chwilę, aż ostatecznie poddał, przyciskając ciało do ciepłej rury rozgrzewanej przez piec na dole.
Czas mijał, pozwalając nabrać odrobinę sił w ogrzewanym i oświetlanym naftowymi lampami pomieszczeniu. Emiter fal zjarał światło i większość elektroniki, ale Rosjanie byli przyzwyczajeni do braków w dostawach prądu. Prawie wszystko miało tu swoje nie potrzebujące go odpowiedniki.

Roy i Zoltan na spółkę poradzili sobie z uruchomieniem skuterów. Proste silniki diesla używały ropy, której zapas znajdował się w beczce w garażu. Leżało tam luzem też trochę części do tych maszyn i należało zaledwie podładować akumulatory, aby cała ta maszyneria ruszyła. Ruska produkcja nie przewidywała najwyraźniej całkowitego przejścia na energię elektryczną, ale miejsce to zaopatrzone było w solidny prostownik. Robiło to trochę hałasu, ale dwie dwuosobowe maszyny mogły znacząco zwiększyć mobilność najemników.
Nie udało się natomiast w tym krótkim czasie stworzyć mechanizmu samoodpowiadającego. O ile Hradetzky potrafił wysłać komunikat z użyciem głośnika holofonu jeńca, to ze standardowymi aplikacjami i bez połączenia z siecią, nie dało się zainstalować AI na tyle sprawnej, aby mogło samo prowadzić prymitywną rozmowę za pomocą nagranych wcześniej próbek głosu. Pierwsze nadawanie już pokazało, ze zwykle nie kończy się na jednozdaniowym raporcie. Należało założyć, że po raporcie o godzinie dziesiątej coś już może wzbudzić podejrzenia islamistów. O ile nie postanowią zabrać krótkofalówki i nadać komunikatu o dziesiątej samodzielnie. Wtedy ten o dwunastej nie pojawi się, ale łatwo zyskają kolejne dwie godziny bez większego ryzyka.


NAJEMNICY

Godzina 10:24 czasu lokalnego
Poniedziałek, 18 styczeń 2049
Około 2 kilometrów na południe od Norylska


Shade wyruszyła jako pierwsza. Lodowate zimno uderzało dwa razy mocniej, gdy opuszczało się ocieplane pomieszczenie. Dla zachowania ciszy i pozostania niewidoczną nadal używała nart, zjeżdżając w dół niewielkiego zbocza. Trzymając się odpowiedniej trasy w celu uniknięcia wartowników w pozostałych strażnicach, wjechała w szeroki wąwóz z łagodnymi zboczami. Teren po niecałym kilometrze ponownie stawał się pagórkowaty, górzysty wręcz. Musiała sporo się namęczyć, aby pokonać podjazdy, ale nie było to niewykonalne. Mimo, ze jechała po śniegu, miała wrażenie, że ktoś kiedyś próbował wybudować drogę - i chociaż po tej nie było śladu, to zachowało się dostosowanie terenu pod nią wykonane. Biorąc pod uwagę zwyczajowy rozmach Rosjan, ten cały pochyły wąwóz mógł być tego efektem. Ostatni podjazd byłby męczący nawet dla zawziętych wyczynowców. Kiedy go pokonała, zdała sobie sprawę, ze znajduje się tuż przy kopalni odkrywkowej.

Słońce nie wyjrzało ciągle zza horyzontu, ale ciemności nie były już tak nieprzeniknione jak jeszcze kilka godzin wcześniej. Do wschodu pozostało dwie godziny, lecz specyficzne ułożenie miasta sprawiało, ze pojawiała się już szarawa łuna i widoczność minimalnie się poprawiała. Mimo to Valerie nie mogła jeszcze podziwiać tego miejsca na własne oczy. Pamiętała jednak jak na zdjęciu prezentowało się w bezchmurny, zimowy dzień.


Ciężkie chmury i wirujący w powietrzu śnieg, wzbudzany silnymi podmuchami, nie sugerowały, ze nawet podczas tych dwóch godzin światła dziennego, będzie im dane podziwiać taki widok. Valerie ruszyła dalej, co zbiegło się z wyruszeniem pozostałych najemników spod strażnicy. Niestety ich komunikatory przy dobrych wiatrach miały zasięg kilometra, dlatego nie mogła się z nimi w ten sposób porozumieć bez skrócenia tego dystansu.

Objechała kopalnię od wschodniej strony, nie napotykając żadnego ruchu w okolicy. Wiatr zawodził głośniej niż gdzie indziej, wyżłobiwszy sobie w tym nienaturalnie ukształtowanym terenie ulubione trasy. Zjeżdżała niżej, zrównując się z najwyższym poziomem olbrzymiego leja w ziemi. Zgodnie z przewidywaniami natrafiła też wreszcie na pozostałości zabudowań i infrastruktury. Wszystko co się nadawało i przedstawiało jakąkolwiek wartość rozebrano i wywieziono i na miejscu pozostało zaledwie kilka dużych budynków. Dwa zawaliły się, dwa inne ciągle trzymały w miarę dobrze dzięki solidnej, betonowej konstrukcji. Pozbawione jednakże drzwi i okien nie wydawały się wymarzoną kryjówką. Dalej na północ prowadziła wychodząca od kopalni, na pewno oczywiście całkowicie zasypana śniegiem, droga wprost do Norylska. Ukryta w coraz niższym wąwozie zapewniała w miarę bezpieczne podejście - aż do pewnego momentu, gdzie łatwo było umieścić posterunek.

Niestety po zachodniej stronie kopalni, gdzie znajdował się główny kompleks budynków, sytuacja wyglądała trochę inaczej. Miejsce to zamknięte było od dawna, lecz w szkłach lornetki ujrzała słabe światło w przynajmniej jednym ze stojących tam budynków. Co więcej, obok niego stały dwie niesymetryczne górki śniegu, które klasyfikowała jako skryte pod maskowaniem pojazdy. Dokładnie przepatrując ujrzała jednego człowieka stojącego na niewysokiej, zabudowanej wieżyczce. Wartownik strzegł północnej części tamtego kompleksu, ale zwiadowczyni miała pewność, że da się tam wejść wieloma drogami, jako, ze ogrodzenie było w bardzo marnym stanie.

Aż tyle lub tylko tyle mogła zameldować pozostałym, gdy zbliżyli się na swoich skuterach wystarczająco blisko.


ZOE

Godzina 6:41 czasu lokalnego
Poniedziałek, 18 styczeń 2049
Norylsk, Rosja


Huk wystrzału ogłuszył na moment, wywołując nieprzyjemny pisk w uszach. Adrenalina wpychała się do żył i pędziła nimi jak najszybszy z pociągów, zmuszając serce do mocnego bicia. Zoe znała podstawy walki. Uczono ją strzelać. Uczono podstaw zachowania i wbijano do głowy, aby nie stać w jednym miejscu. Ruszyła więc, zaraz jak ujrzała jak pocisk przebija się przez wizjer i trafia w twarz stojącego za drzwiami mężczyzny. Ten zaczął wrzeszczeć, niewątpliwy znak, że nie trafiła w mózg.
Znała siłę bólu. Znacznie skuteczniejszy niż ot tak po prostu umrzeć.
Wibrujący dźwięk zgrał się z kilkoma innymi, przytłumionymi prostestującymi bębenkami.

Trzask. Kobiecy krzyk. Jej własny? Nie, to niemożliwe. Gdzieś zza drzwi. Głośny terkot z dwóch luf. Kule dziurawiące drzwi, wbijające się w ścianę i niszczące wszystko na swojej drodze. Ściany bloku były solidne, ale tylko te zewnętrzne. Duży kaliber tu i ówdzie przechodził na wylot, zmuszając próbującą schować się Zoe do rzucenia się na ziemię. Gdzieś przez to przebił się męski, rozkazujący ton. Nie zrozumiała słów. Nie był po rosyjsku.

Nagle strzelanina ucichła. Dźwięk zmiany magazynków nie dawał i tak szansy do ataku. Nie widziała ich, z trudem przeczołgując się za ciężką kanapę, tak na prawdę nie wierząc, że wytrzymałaby taki ostrzał, skoro ściany nie dawały rady. Pył opadał, odsłaniając pobojowisko jakim stał się fragment jej mieszkania. Ktoś kopnął drzwi, które wpadły do środka, trzymając się już na jednym zaledwie zawiasie. Strzeliła, dostrzegając szansę w postaci zaglądającego do środka, zamaskowanego mężczyzny i cofnęła się raz jeszcze. Dalej już nie mogła.

Jaką mogła mieć nadzieję?
Jeszcze jedna seria odłupała tynk i tapetę ze ściany obok, pozostawiając po sobie szereg blisko umieszczonych dziur. Facet trafiony jako pierwszy nadal krzyczał. Pisk w uszach nie zmniejszał się. Celowała w jedyne drzwi do pokoju, w swoim ostatnim bastionie. Ale oni nie chcieli nadejść.
Jeszcze jeden, krótki rozkaz. Do mieszkania wpadły prawie równocześnie trzy metalowe pojemniki, z charakterystycznym dźwiękiem odbijając się od ścian i podłogi. Chwilę później zaczęły syczeć, wyrzucając z siebie gaz. Granaty.
Prawie natychmiast oczy zoe zaczęły łzawić.

Czy się jej wydawało, czy gdzieś w oddali usłyszała syrenę? Nadciągała pomoc. Być może.
Musiała jednak wymyślić jak wytrzymać aż do jej dotarcia. Znała działanie gazu łzawiącego. Za kilka następnych sekund zacznie się dusić i łzawić tak mocno, że przestanie widzieć. Zamiast nich mogli rzucić jeden odłamkowy, lecz coś jednak sprawiło, że próbowali w ten sposób. Mogła jednakże tylko zgadywać po co tu przyszli.


 
Sekal jest offline  
Stary 21-03-2015, 14:59   #45
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Najemniczka wstała gdy tylko została obudzona i szybko przygotowała się do wyruszenia. Mężczyźni i tak mieli sporo rzeczy do transportowania, więc jak zwykle zabrała ze sobą swój plecak, załadowany niezbędnymi do przetrwania rzeczami i wyjechała w dalszą drogę. Na szczęście ciągle było ciemno, więc nie musiała się obawiać, że światło zdradzi na idealnie białej, nieskazitelnej płaszczyźnie, jej obcą obecność.
To nie była łatwa droga. Zmęczenia nie dało się łatwo przepędzić krótkim snem na twardym podłożu. Mimo wszystko parła jednak naprzód z każdym pokonanym metrem zbliżając się do wyznaczonego celu.
Gdy w końcu dojechała do krawędzi stworzonego przez ludzi w ziemi potężnego leja pozwoliła sobie na chwile odpoczynku i kontemplacji nad umiejętnością człowieka do maksymalnego wykorzystywania otaczającego go świata do własnych potrzeb, bez oglądania się na skutki jakie w nim wywołuje. Rosjanie należeli do tych narodów, których bezkompromisowość w tej dziedzinie była zdecydowanie przodująca. Pomysły z zawracaniem syberyjskich rzek i innymi tego typu szalonymi pomysłami utkwiły jej w pamięci z niezwykłych lekcji historii, jakie odbierała podczas wędrówek po świecie, w towarzystwie jednego z najlepszych etnologów, jaki żył w ostatnich dziesięcioleciach, przynajmniej w opinii samej Valerie.
Po chwili ruszyła dalej i dość szybko natrafiła na pozostałości dawnego kompleksu kopalnianego. Fatalny stan budynków miał jedną idealną zaletę. Nikt się nimi przez to nie zainteresował. W przeciwieństwie do prawdopodobnie nowszych, znajdujących się po przeciwnej stronie kopalni, w których bez trudu dostrzegła ślady ludzkiej bytności.

Objechała budynki przyglądając im się dokładnie pod kątem najlepszej, tymczasowej siedziby i kiedy tylko mężczyźni zbliżyli się na taką odległość, że mogli ją usłyszeć przez komunikator Shade przekazała zwięzły meldunek o tym co zastała na terenie kopalni.
- Proponuję zająć jedną z lepiej zachowanych ruin. Nieco zabezpieczyć i przeczekać w niej godziny słońca. Będziemy mogli jeszcze odpocząć i przedyskutować co dalej.

- Zgadzam się - Kane poparł Valerie. - Nie ma co ryzykować, nie mamy pewności czy przed wstaniem słońca udałoby się dostać do miasta. Obłożyć budynek śniegiem. Będzie zimno, ale nie tak jak na zewnątrz. Z tego co widziałem to panowie zabrali zapas rozgrzewaczy, aye?
- Zazwyczaj nie rozgrzewam się w pracy... ale w obecnych warunkach trochę nie zaszkodzi – Zoltan, czego oczywiście Shade nie mogła widzieć, ale mogła się domyślić po następnych słowach jakie wypowiedział Ukrainiec, miał oszronione brwi i wąsy, przez co wyglądał jak kiepski święty mikołaj z biednych galerii handlowych - Nie ma co marnować czasu, wybierzmy które i w drogę.
- Zoltan! - Witalij podjechał do Węgra. - Zakryj sobie lepiej twarz, bo jutro nie będziesz miał nosa. Trust me, jestem alpinistą.
- Ok, Shade - odezwał się przez komunikator bezpośrednio do kobiety. - Czekaj tam, jedziemy do ciebie. Tylko czy tamten wartownik na wieżyczce nie zauważy naszego cygańskiego taboru, skoro ty widzisz jego?
- Jeśli będzie patrzył dokładnie w tę stronę może coś zauważyć. - Odpowiedziała szybko, bo już wcześniej zastanawiała się nad tym problemem. - Zadokuję się w jednym z budynków z oknami na tamtą stronę kopalni, będę obserwowała przez lornetkę jego pozycję i meldowała przy każdej zmianie. Proponuję rozciągnąć się i przechodzić co jakiś czas pojedynczo. Na sanie dajcie materiał maskujący i nie poruszajcie się z nimi zbyt szybko.
 

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 22-03-2015 o 21:32.
Eleanor jest offline  
Stary 22-03-2015, 06:09   #46
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Zoltan przy skuterach śnieżnych nigdy nie pracował, ale maszyna to maszyna - po prostu niektóre rzeczy miał w innych miejscach niż zwykle i tyle. W dodatku te były dość prostymi konstrukcjami, pamiętającymi początek wieku, widać że wielokrotnie naprawiananymi - niejednokrotnie przy użyciu części dalekich od oryginału. Zatarty napis mówił że ich marka to Tajga IV, ale z oryginalnej pozostało tylko nieco więcej niż połowa.
Razem z Royem rozgryźli maszyny raz dwa, a Zoltan w międzyczasie podładował zużytą nieco baterię Mecha do maksimum. Potem podłączyli jeszcze akumulatory.
Mniej szczęścia Hradetzky miał z samoodpowiadaczem
- Nic z tego - rzucił bezużyteczną stertę złomu na drewniany stół, poznaczony plamami po smarze i jedzeniu - musiałbym nad tym poślęczeć dłużej, a czasu nie mamy.
Odjechali wkrótce, zostawiając po sobię maskiriowkę z napisów, trupa, szabru i wybuchowej niespodzianki.


* * *

Zgodnie z radą dowódcy zakrył twarz i od razu przypomniała mu się skwarna pustynia, gdzie najchętniej rozebrałby się ro rosołu, dopóki miejscowi oświecili go, że poparzenia słoneczne to nie najlepszy pomysł, a gdzieniegdzie piach bywa nieco radioaktywny, więc lepiej nim nie oddychać. Koloryt lokalny, cholera by to wzięła. Do zimna do tej pory nie przywyknął i cieszył się jak dziecko, że to nie on jest zwiadowcą, bo czujność miał stępioną. Liczyło się tylko zimno i wiatr, które kazało Hradetzkiemu zapomnieć, że na tym białym pustkowiu czai się wróg - i to wróg znajomy, bo fanatyczni muzułmanie często stawali po przeciwnej stronie lufy jego mecha. Raz nawet po tej samej, ale to był pierwszy i ostatni raz, życie nie było warte pieniędzy które mu wtedy zapłacili; a widać było że ich dowódcy układając plany nie liczą się z życiem podwładnych - nie mówiąc już o najemnikach.
Tak więc siedział na skuterze, ciągnąc skrzynię z Gatorem i zastanawiając się czy pierwsze odmrożą mu się palce u rąk, stóp czy może nos, gdy doszedł meldunek Shade o tym, że zbliżają się do odkrywki, po krótkiej zaś dyskusji zdecydowali przekraść się do jednego z budynków.
Zamaskował sanie i skrzynię najlepiej jak umiał, i wolno zaczął prowadzić pojazd przez śniegi zgodnie z wytycznymi obserwującej wartownika zwiadowczyni. Po ostrzegawczym meldunku zatrzymał się, przywarł do ziemi i udawał kupę brudnego śniegu.
 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline  
Stary 23-03-2015, 20:50   #47
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Zoe wymacała jedne z ciężkich, ozdobnych kryształów stojących na komodzie. Bez namysłu cisnęła nim z całej siły w okno. Szyby były tu podwójne, ale całkiem zwyczajnej grubości. Ciężki przedmiot stłukł je z łatwością, z głośnym charakterystycznym dźwiękiem. Do środka pomieszczenia wpadł lodowaty wiatr, obniżając temperaturę natychmiast. Nawet mimo tego gaz łzawiący dostał się już do organizmu kobiety, której oczy i gardło paliły i szczypały. Mimowolnie zakasłała, nie umiejąc powstrzymać tego odruchu. Oczy chciały za wszelką cenę się zamknąć, łzawiąc strasznie.
To było… to było jak na ćwiczeniach na pierwszym roku. Chociaż nie. Teraz było gorzej. Teraz nie miała na sobie żadnej maski ochronnej, a ktoś kto wrzucił lakrymator do pokoju nie był tylko z nazwy przeciwnikiem.
Zoe odkasłała. Przetarła grzbietem dłoni oczy, ale się nie ruszyła. Nasłuchiwała, modląc się w myślach aby pomoc naprawdę nadchodziła i aby ona sama zdołała jej doczekać. Jedno wiedziała na pewno, dobrowolnie nie odda się w ręce tych tam bandytów. Gdzieś tam ciągle rozbrzmiewała syrena, bliżej, ale ciągle daleko. Przez dym wciskający się w oczy nic nie widziała. Potarcie oczu jedynie pogorszyło sprawę.
Wtedy wbiegli do mieszkania, pokrzykując na siebie. Dwóch od razu do salonu, trzeciego nie widziała. Trzymali w rękach broń krótką, na twarzach mieli maski. Grube ubrania osłaniały ich przed zimnem, dzięki czemu nie dygotali jak Zoe. Ale to ona dostrzegła ich najpierw.
Wykorzystała tę małą przewagę i strzeliła do pierwszego z nich, najlepiej jak tylko mogła, w tych niezbyt sprzyjających warunkach, złożyć się do strzału. Posłała mu kilka kulek jedna po drugiej. Rozmyta sylwetka przeciwnika na szczęścia była blisko, inaczej bowiem trafienie graniczyłoby w cudem. Kula wyleciała z pistoletu, zaraz za nią druga i trzecia. Nie potrafiła dokładnie stwierdzić w co trafiła, lecz biegnący zachwiał się i zaraz potem padł na ziemię. Z jej gardła wyrwała się kolejna seria kaszlnięć, a drugi z nich już celował. Nacisnął spust swojej broni i nie spudłował. W Zoe trafiła naelektryzowana wiązka, natychmiast powalając ją na podłogę i ogłuszając bolesnymi drgawkami.
Do mieszkania weszło dwóch uzbrojonych i w pełni sprawnych mężczyzn. Związali ją i zakneblowali, a ona nie mogła się temu przeciwstawić w żaden sposób.
Jeden z nich otworzył szafę i zaczął w niej czegoś szukał. Nie trwał to długo i znalazł to czego tam szukał. Ku ogromnemu zaskoczeniu pani Gnedenko, była to kurtka. W zasadzie nie powinno ją to tak dziwić. Nie było tam nic po za ubraniami.
Jeszcze bardziej poczuła się zaskoczona gdy ową kurtką przykryto jej dygoczące z zimna ciało. Chwilę później odpłynęła w nicość.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 23-03-2015, 20:56   #48
 
Cybvep's Avatar
 
Reputacja: 1 Cybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwu
Jeszcze przed wyruszeniem w drogę Fox dorwał się do żarcia i pochłonął je w imponującym tempie. Jak na człowieka spalającego codziennie tyle kalorii Raver zazwyczaj nie jadł zbyt wiele, ale chwila odpoczynku czasami potrafiła nieźle zwiększyć u niego apetyt. Poza tym, nigdy nie było wiadomo, kiedy będzie kolejna okazja do nadrobienia zaległości, a żołądek nie sługa.

Anglik pokiwał głową z uznaniem, widząc parę dodatkowych skuterów w użyciu. Jeśli historie o ruskim podejściu do sprzętu były choć w połowie prawdziwe, ich uruchomienie zdecydowanie było sukcesem. Punkt dla spółki Hradetzky & Buckman. Choć sam Zoltan pewnie był do takich staroci przyzwyczajony - w końcu kupę czasu spędził w Afryce, gdzie jak wiadomo, najlepsze, co można było powiedzieć o jakimkolwiek sprzęcie, to to, że działa.

***

Shade podjechała do największego z budynków, wyglądającego przy tym najlepiej z nich wszystkich przede wszystkim ze względu na żelbetonowy dach, ciągle w pełni funkcjonalny i wewnętrzne pomieszczenia, do których nie dało się łatwo zajrzeć z zewnątrz. Śnieg zasypywał go głównie z zachodu i południa, gdzie wiatr nasypał największe zaspy, wymuszając niemal przeczołgania się przez otwór drzwiowy. W środku już było lepiej, zmrożony biały puch leżał jedynie tam, gdzie zsunął się z zasp przez okna. Kobieta dostała się do środka, znajdując dobrą pozycję i przykładając lornetkę do wizjera zimowej maski.

Pozostali zdołali w tym czasie skrócić dystans i opuścić bezpieczny wąwóz, wjeżdżając na wyższe partie terenu. Ruszyli rozciągniętym wężykiem, mając przed sobą sporą połać odsłoniętego terenu. Początkowo szło nieźle, ale nagle zwiadowczyni zauważyła, że wartownik przeszedł na wschodnią część swojej stróżówki i uniósł coś do oczu. Dokładnie w momencie, w którym jeden z ciężkich skuterów rosyjskich prowadzony przez Roya wyjeżdżał na otwartą przestrzeń, a drugi z egzoszkieletem Zoltana zbliżał się już do kryjówki.
- Cholera! Padnij! - Wykrzyknęła szybko do komunikatora. - Zmienił pozycję i patrzy dokładnie w naszym kierunku.
Felix wyruszył jako jeden z pierwszych i był już po drugiej stronie, gdy nadszedł komunikat Shade. Niestety w magiczny sposób oślepić wartownika nie był w stanie, ale mógł zachować gotowość, by w razie czego go wyeliminować. Podejrzewał, że wartownik do nadawania używał krótkofalówki lub podobnego sprzętu, a więc będzie jasne, kiedy zacznie gadać. Po krótkiej chwili najemnik miał już karabin w dłoniach i wyglądał zza jednego z rozwalających się z budynków.
- Fox. Widzę cel.
Hradetzky przywarł do ziemi, wiedząc doskonale, że to nie jego jako pierwszego zobaczy wartownik. Prawie czuł to spojrzenie, pośród lodowego pustkowia i świstu wichru. Odległość była spora, ale skutery robiły różnicę. To nie były małe zabawki, które w szkłach lornetki można było wziąć za kamień. I tak chyba się stało. Fox i Shade zauważyli jak strażnik zamiera z lornetką skierowaną na jeden punkt, a potem odrywa od niej jedną rękę i po coś sięga.
Dla Ravera reakcja wartownika była ewidentnym sygnałem świadczącym o tym, że skutery i sanie nie pozostały niezauważone. Liczyła się każda sekunda, Anglik nie czekał więc na jakikolwiek sygnał lub rozkaz, tylko wystrzelił z własnej inicjatywy, celując w łeb strażnika.
Luneta sama skalibrowała odległość, siłę wiatru i parabolę lotu pocisku, lecz to i tak był trudny strzał. Zmienność powietrza i odległość robiły swoje. Mimo to, sprzęt i doświadczenie też zrobiły swoje. Pocisk przebił szybę i trafił wartownika mniej więcej tam gdzie chciał Fox. Człowiek ten padł i zniknął im z oczu. Odgłos wystrzału został stłumiony przez tłumik i wiatr, nie było większej szansy, aby dotarł tak daleko. Co innego brzdęk tłuczonej szyby i ewentualny okrzyk trafionego.
- Wartownik wyeliminowany - Głosem całkowicie wypranym z emocji zameldowała Shade. - Teraz biegiem za budynek. Nie wiadomo co słyszeli tamci.

Val miała rację, nikt więc się nie ociągał i wkrótce cała grupa spotkała się w budynku. Ta opuszczona, podniszczona dziura nie była może dobrą kryjówką, ale chwilowo było to najlepsze, a może raczej "jedyne", pewne schronienie w najbliższej okolicy. W tych warunkach dla słabo uzbrojonej hałastry stanowiłoby pewnie twierdzę nie do zdobycia, ale kto tam wie, co ci z kopalni mają na stanie. Niestety bez rozpoznania można było tylko zgadywać, a Shade była jedna. Raverowi tym bardziej nie spieszno było więc do szturmu na kopalnię.

Fox położył swój plecak przy ścianie i zajął miejsce Shade przy oknie. Następnie sprawdził karabin i zaczął powolnie przeczesywać okolicę z pomocą lunety...
 

Ostatnio edytowane przez Cybvep : 23-03-2015 o 22:41.
Cybvep jest offline  
Stary 23-03-2015, 21:22   #49
 
Widz's Avatar
 
Reputacja: 1 Widz ma wyłączoną reputację
O'Hara na zamykającym całą kawalkadę skuterze przyspieszył do maksymalnej w tym terenie prędkości i skierował się za zajęty przez Valerie budynek, tam mając zamiar ukryć sprzęt.
- Dobry strzał, Fox - mruknął, oceniając odległość od niewidocznych w normalnym noktowizorze zabudowań. - Dziura po kuli wskazuje na kierunek strzału, a my jesteśmy w jedynym miejscu gdzie można się ukryć. Ryzykujemy przeczekanie tutaj?
"Tá sé n-os fearr a bheith ina Coward ná fear marbh" jak mawiają rodowici Irlandczycy, wynosząc na piedestał piękną cechę narodową. Tchórzostwo, nie nazywane po imieniu, wyhodowali przez lata braku zaangażowania w konflikty na świecie i okolicy. Kane miał z tego mało, coś zwyczajnie przywołało mu to powiedzonko.

- Ja bym został - odpowiedział Roy. - A jak pofatygują się do nas, godnie ich przywitał.
- Poczekajmy chociaż do momentu aż się ruszą, ale chyba warto być przygotowanym na szybką ewakuację. Nie wiadomo co maja pochowane pod tymi plandekami. - Powiedziała zwiadowczyni nie odrywając oczu od lornetki, cały czas skierowanej na zabudowania po przeciwnej stronie kopalnianego leja.
Witalij wkroczył do budynku jako ostatni, wcześniej zamaskowując ukryte za nim sanie i skutery.
- Mamy dwie godziny do świtu - powiedział. - Potem dwie godziny szarówki, którą nazywają tu dniem a potem jeszcze z godzinę, nim zrobi się znów całkiem ciemno. Łącznie pięć godzin, które musimy gdzieś przeczekać. Wartownika na wieżyczce zmieniają na pewno nie rzadziej niż co dwie godziny a może mają też godziny meldunków. Poczekajmy chwilę, zobaczmy czy ci w środku nie usłyszeli strzału. Jeśli nie, to korzystając z faktu, że nie mają już nikogo na warcie moglibyśmy ich załatwić…

- Nie wiemy nawet ilu ich jest - stwierdził Fox. - Ten kompleks nie jest taki mały. Może najpierw Shade podejdzie bliżej i wybada sytuację? Ostatecznie nie mamy za bardzo interesu, by iść do nich, a jeśli to oni wyjdą do nas, w tym terenie powinniśmy ich dość łatwo wystrzelać. Jeśli mamy jednak atakować, to lepiej wcześniej niż później, dopóki jeszcze jest jakaś szansa, by ich zaskoczyć.
- Zamiast ataku prędzej próbowałbym dostać się do miasta korzystając z braku wartownika. Jakaś szansa na zaskoczenie niby jest. Mogą nie chcieć wyłazić, tylko się okopią, aye? - Irlandczyk rozcierał skostniałe od trzymania kierownicy skutera dłonie, wystawione na największy mróz. - Do przebycia kilometr nieprzyjemnego, odsłoniętego terenu. Trzeba nieźle nadłożyć drogi omijając kopalnię. Zamelinujmy się tu, w tym miejscu możemy się bronić przed dużym plutonem jak nie będą mieli ciężkiego sprzętu.

O'Hara rozłożył się ze swoim plecakiem w rogu pomieszczenia, niewidocznym z zewnątrz. Wyciągnął z zapasów proteinowego batonika i spróbował ugryźć, unosząc chroniącą twarz maskę.
- Fuck! - o tym nie pomyślał. Wyjął bagnet i odkroił kawałek, wrzucając do ust i tam próbując rozpuścić tę bryłkę lodu. Przez następne kilka chwil tylko słuchał reszty.
 
Widz jest offline  
Stary 24-03-2015, 01:37   #50
 
Betterman's Avatar
 
Reputacja: 1 Betterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnie
i (głównie) reszta zespołu

Siłą powstrzymał się przed odruchową reakcją na ostrzeżenie wykrzyczane przez Shade. Jeśli już coś miało ściągnąć na niego uwagę wartownika na środku tego zimowego pustkowia, to właśnie gwałtowny ruch. Zatrzymał co prawda ledwie pełznący dotąd skuter, ale zamiast rzucać się plackiem w śnieg, znieruchomiał tylko za kierownicą, nadzieje pokładając w maskujących kolorach i wzorach. A gdyby zawiodły - w umiejętnościach Ravera.

Ledwie przebrzmiał strzał, a Shade potwierdziła trafienie, podchody zupełnie straciły sens. Trzeba było jak najszybciej pokonać otwartą przestrzeń.
Roy hojnie odkręcił gaz i pognał najkrótszą drogą do wybranej przez zwiadowczynię rudery, skupiając się na tym, żeby dojechać w jednym kawałku i zawczasu próbując wypatrzeć, czy da się wjechać do środka.
Ruska maszyna nie prowadziła się tak potulnie jak zabawki od firmy, miała swoje humory i dość wyrazisty charakter, ale to na dobrą sprawę tylko pogłębiało satysfakcję z agresywnej jazdy.

*

- Nie wiem, czy dotrzemy do miasta, ale czekając na was sprawdziłam, że według satelitarnych map jakieś pięćset metrów dalej w kierunku miasta jest niewielki budynek. - Wtrąciła się Shade, nadal wypatrując potencjalnego wroga. - Nawet jeśli ktoś się tam ukrywa, to nie cały kompleks z ewentualnymi przeciwnikami.
- I tak uważam, że warto się tu rozejrzeć - powiedział Zoltan - Jeżeli są tu wrogowie, warto wiedzieć w jakiej sile, jeżeli nie - po trupie mogło coś zostać. Mapy, może nawet dziennik? Różne rzeczy znajdowało się przy trupach. Poza tym takie miejsca są wymarzone, by coś tu ukryć, więc może i oni wpadli na taki pomysł?
- Może… - zastanawiał się na głos Bojko. - Ale jeśli mamy alternatywę, to warto z niej skorzystać. Shade, sprawdzisz ten budynek, o którym mówisz? Jeśli jest pusty, to byśmy się tam zaraz przenieśli. Pięćset metrów dalej, to zawsze lepiej niż siedzieć tuż pod nosem wroga. Przypominam, że nasza misja jest głównie szpiegowska, warto unikać otwartej walki tak długo, jak to możliwe.
Kobieta skinęła głową:
- Fox, zastąp mnie na pozycji. Pojadę na rozpoznanie - powiedziała do komunikatora. Chwilę później usłyszała potwierdzenie Ravera:
- Już idę.
- Uważaj na siebie, Val - wtrącił Witalij.
Przysiadł na przyprószonej śniegiem stercie gruzu wewnątrz tymczasowo zajmowanej przez nich ruiny.
- Wiecie co mi przypomina to miejsce? - powiedział. - Hoth. Lodową planetę z Imperium Kontratakuje. Najlepsza część Gwiezdnych Wojen.
- Uważaj, bo jeszcze zaraz ruszą na nas maszyny kroczące. - Odpowiedź najemniczki wypowiedziana była zupełnie poważnym tonem.
- Bzdura - skwitował krótko Fox. - Vader jest przecież po naszej stronie - wyszczerzył się do kompana.
- Pieprzycie, najlepsza była dwunasta część. Ta parodia, ze świetlnymi dildo - wtrącił do tej wymiany zdań Kane.
- Star Whores - sprecyzował Vader. - Fakt, dobre było, widziałem. A maszynę kroczącą przecież jedną mamy, znaczy się Zoltana. Niestety, że tylko tą jedyną. Obawiam się, moi padawani, że to nie moje Imperium.
- Prowadź nas Ciemny Ojcze - wyskandował O'Hara. - Batonika? - zaprezentował odkrojony kawałek czekolady o konsystencji litego lodu.
- A chętnie - poczęstował się Bojko, podnosząc szybę hełmu tylko na tyle, by wepchnąć czekoladę do ust. - Że zamarznięte to lepiej, dłużej się będzie jadło - dodał z pełnymi ustami. - Kurwa, jakie zimne. I jak nic dostaniemy po tym sraczki. Ale chuj z tym, niezłe. Jak czekoladowe lody.
- Po czekoladzie to raczej grozi ci coś innego, akurat w życiu najemnika stan jak najbardziej przydatny. - Tym razem w głosie Valerie słychać było wyraźną kpinę. Gdy Fox stanął obok niej, zabrała swoje, leżące obok rzeczy i ruszyła w dalszą drogę.
- Do cholery, jak cukrzyca pomaga w życiu najemnika? - głos Irlandczyka wyrażał zdumienie. - Żarłbym tego więcej.

Aktualną ruderę wybierali - tak przynajmniej zdawało się Royowi - z myślą o leniwym czekaniu do zmroku, urozmaiconym może snuciem dalszych planów, ale po wpadce ze strażnikiem, rzecz jasna wypadało przede wszystkim przygotować się na ewentualne konsekwencje. Jeszcze zanim wyłączył skuter, wypatrywał odpowiedniego dla siebie miejsca, a potem zajął się prowizorycznym przysposobieniem go do w miarę wygodnej obserwacji.
Nie był pierwszy w kolejce, ale okna i tak nigdy nie należały do jego ulubionych stanowisk. W ich regularnych obrysach sylwetka człowieka wydawała mu się zawsze aż nazbyt widoczna, wręcz wyeksponowana. Jak obrazek w ramce. Albo - no tak - tarcza na strzelnicy.
Jeśli już mógł wybierać, wolał otwory w murach mniej oczywiste, a najlepiej w ogóle nieprzewidziane przez konstruktorów. Pod tym względem ruiny miały niezaprzeczalną przewagę nad budynkami w przyzwoitym stanie.
Nawet jeśli batony trzeba było w nich przed przeżuciem długo i namiętnie rozmrażać.
 
Betterman jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:19.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172