Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-03-2015, 00:31   #36
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Islamabad; ambasada USA; wt; 2017.06.04 godz 10:15; 21*C




Jeremy Newport



Zawód dyplomaty nie kojarzył się powszechnie z jakimś szaleńczym tempem czy Boże broń z czymś niebezpiecznym. Zazwyczaj kojarzył się z jakimiś bankietami z udziałem różnojęzycznych, elegancko ubranych i dostojnych ludzi wymieniających ze sobą profesjonalne usmiechy z nienagannymi manierami. Ale to było jak marzenie czy sen. Przynajmniej tu i teraz w Islamabadzie. Obecnie wygladało na sytuację podobną do tej z tonącego okrętu, gdzie każdej godziny demonstracje i rozruchy mogły się przerodzić w wojnę domową podsycane zainteresowaniem światowych supermocarstw. To zaś uświadamiało wszystkim, że ogień rewolucji czy wojny, zasilany zagranicznymi pieniędzmi i sprzętą może się palić naprawdę wysokim i jasnym płomieniem wzajemnych niesnasek i nienawiści i spalić na popiół naprawdę wiele i wielu. Nie było więc dziwne, że ludzie szukali ratunku lub zachowawczo próbowali opuścić ten niebezpieczny teren.

Nawet miejscowe media donosiły, że część mieszkańców stolicy próbowały choć częsciowo się wyratować. Wysyłano głównie dzieci i do rodzin poza miastem. Z powodu rozruchów część szkół i tak była zamknięta, gdzieniegdzie ciężko było się do nich dostać tak nauczycielom jak i dzieciom lub po prostu rodzice bali się posyłać swoje dzieci do szkoły. Wyjscie jednak na ulice faktycznie obecnie mogło zakońćzyć się czymś nieprzyjemnym nie tylko dla dzieci. Jeden z taki reportarzy z parą rodziców było zamieszczonych w dzisiejszym "Głosie Islamabadu" przeprowadzony przez niejakiego Ramiz'a Mirza z państwem Azzi opowiadający o ich obawie o los dzieci i własny. Strach było wychodzić im na ulicę nie mówiąc o posyłaniu dzieci. Jeszcze w tamtym tygodniu odwozili je do szkoły ale obecnie nawe tak nie chcieli ryzykować więc obecnie dzieci zostały w domu. A jeśli sytuacja się nie poprawi zamierzali wysłać je do rodziny na prowincji tak jak już wczoraj uczynili to ich sąsiedzi. Artykuł zwracał uwagę na los przeciętnych mieszkańćów stolicy i przedstawiał ich punkt widzenia na obecne wydarzenia. Zdecydowanie przeważała w nich obawa i niepewność jutra oraz troska o los swoich bliskich.

To było jednak dla Jeremy'ego tylko tło dzisiejszej styuacji w mieście. Obecnie sytuacja nie wyglądała zbyt różowo tak samo jak wczoraj i generalnie pogarszała się wręcz z każdą godziną odkąd zaatakowano lądujący transportowiec Amerykanów. Ale po interesującym wieczorze i upojnej nocy spędzonej z dziennikarką która okazała się jednak nie tak wredną wiedźmą na prywatnej stopie a także skorej do kosmatych przygód niezależną kobietą o ciekawym tatuażu, niewidocznych na co dzień bliznach i zdrowo rozsądkowym podejściu do spraw lojalności w zwiazakch, przynajmniej cudzych miał obecnie werwę by stawić czoło nowym przeciwnościom.


---



Dziś czekała go cała masa zadań. Dalszy ciąg negocjacji z Pakistańćzykami wzgledem uzbrojenia. Postawili w końcu wczoraj swoje konkrety i teraz piłka była po ich stronie. Musieli zrewanżować się włąsnymi konkretami by była dalsza podstawa do dyskusji. Można było pobawić się w jakieś półsłowka i mdłe obietnice ale to groziło powstaniem wrażenia, że Ameryka nie traktuje poważnie swojego Pakistańskiego pratnera i popchnęło by ich w stronę którejś z pozostąłych dwóch stolic. Chcieli ten nowoczeny sprzęt saperski i przeciwlotniczy i tego typu technologie. Chcieli też mieć możliwość produkcji ich we własnych fabrykach co uczyniłoby ich niezależnymi od amerykańśkich dostaw. Choć wdrożenie takich projetków potrwałoby z rok, czy dwa a może i parę lat. Strategicznie jednak założenie było całkiem logiczne. W końću ich fabryki były w stanie wyprodukować nowoczesne czołgi, samoloty czy rakiety balistyczne z głowicami nuklearnymi więc po otrzymaniu "przepisu" mogłyby wypordukować sprzęt o jakim była mowa. Pozostawało pytanie czy Amerykanie zgodzą się na ten krok. Manning zdążył zasiegnąć języka w Waszyngtonie i generalnie nie było sprzeciwu przed samym pomysłem. Waszyngtonowi zależało na utrzymaniu przy sobie jednego z silniejszych i dotąd stabilniejszych sojuszników w regionie. Jednak diabeł tkwił w szczegułach. Detale co i jak i na jakich warunkach mieli wynegocjować ludzie na miejscu czyli w praktyce Manning, Adams i Newport.


---



- Przypominam wam panu, że nasz park maszynowy składa się obecnie z czterech maszyn: jednego Cuguar'a i trzech humvee. Resztę pojazdów użycza nam pakistańska armia i nie ma wśród nich śmigłowców. - rozmowa z maj. Colemannem zaczęła się dość cierpko gdy Jeremy przedstawił swój pomysł użycia Kontyngenciarzy do misji w górach poza miastem. - Swoją drogą panie Newport wy, dypolmaci macie jakieś dziwne zachcianki. Najpierw musze oddelegować jedną drużynę do chronienia wam tyłków a teraz chcecie jakieś śmigłowce na zamówienie i pewnie kolejną drużynę. Może tak zamiast brać i brac coś byście dali od siebie co? Ten śmigłowiec to faktycznie dobry pomysł i by nam się przydał. Ale na tą chwilę nie mamy żadnego bo to miała być misja pokojowa we współpracy z siłami miejscowymi. Ale sytuacja się zmieniła i obecnie wykonanie pierwotnych zadań uszczuplonymi siłami jest naprawdę trudne. - podsumował swoim niechętnym ale stanowczym głosem oficer wydzielonego oddziału USRRF zwanych na co dzień Kontyngenciarzami. Ostatecznie Jeremy z trudem namówił go na użyczenie swoich ludzi ale pod warunkiem załatwienia śmigłowca bo on sam siebie faktycznie żadnym nie dysponował.

- No ja wiem, że na filmach to można na taki numer rakietkę komuś posłać ale tu i teraz to nie ma tak pięknie Jeremy. - Mike Brandon zaś znacznie rozwiał nadzieje Jeremy'ego na szybkie i sprawne przechwycenie i namierzenie tubylca. Owszem skoro telefon był włączony i w zasięgu mógł go namierzyć. Ale bardziej kierunek i namiar. Przybliżając problem techniczny mógł podać najbliższy nadajnik który przesyłał sygnał z telefonu. Nawet w mieście to dawało dość ścisły ale jednak obszar a nie punkt. Na takim pustkowiu jak dzwonił ten cały kozi poganiacz to juz dawało całkiem spory obszar. Obecnie miał namiar w pobliżu miasta Chitral. Było to niedaleko afgańskiej granicy i w linii prostej około 250 km a po drogach, pakistańśkich, górskich drogach, to jakieś 400 - 500 km.


---



W nocy jednak ta cała Conie, która okazała się całkiem mało niedostępna i ognista co kompletnie nie pasowało do pierwszego raczej odpychającego wrażenia jakie na nim wywarła udowodniła jednak, że potrafi być jak najbardziej zaskakująca. Gdy już wychodzili z hotelu pod dziennikarką nagle osunęły się nogi i gdyby nie dwójka pobliskich mężczyzn wyłożyłaby się pewnie jak długa na podłodze. Sytuacja wyglądąła poważnie. Bo choć nie dokońca "odpłynęła" nie była w stanie ani samodzielnie wstać ani choćby wybełkotać cokolwiek sensownego. Przewalała tylko słabo oczami i trochę ruszała głową. Styx który przy niej przykleknał, zobaczył małe plamki popękanych żyłek w jej gałkach ocznych widząc wcześniej jej fotki z wczorajszego nocnego wysadzenia Globemastera dodał w swoich rachunkach dwa do dwóch. Najwyraźnien podczas wybuchi tego jełopa z jego napakowaną materiałamu wybuchowymi firgonetką była w specyficznej odległości. Może była wystarczająco daleko by nie doznać poważnych obrażeń, może poza dwoma czy trzema odłamkami ktore przecięły jej twarz i ramiona nie poszatkowało jej wnętrzności ale fala uderzeniowa musiała być na tyle silna, że przeszła przez wodniste ciało nicując ne na wylot. Mogło się to objawiać krwawieniami wewnątrznarządowymi i to neikoniecznie mikro nawet jeśli na zewnątrz wyglądało, że wyszło się z opersji cało. No albeo wstrząśnieniem mózgu które chyba właśnie przechodziła. Wkrótce dobiegł do nich też recepcjonista przestraszony tym widokiem. Uspokoił wszystkich mówiąc, że już wezwał ambulans i wystarczy na niego poczekać. Jednak wizyta w szpitali wydawała się świetnym pomysłem dla powoli wracajacej do przytomności Conie. Jednak w szpitalu trzeba by podać jakieś dane, rejestrowano czas przybycia, trzeba było powiedzieć co się mniej więcej poszkodowanemu przytrafiło i generalnie przebyć całą procedurę przyjecia na nocny dyżur. Nieprzytomna kobieta była zdana w tym momencie na łaskę otaczających ją mężczyzn.


---



Ale to było wczoraj. Dziś rano Nicole była trochę zdziwiona czemu wrócił tak późno. Pogłaskała go po policzku, przejeżdżajac swoja elegancką dłonią z jego policzka na włosy i potem na kark pytając czy znów sie coś przydarzyło i czy znów ktoś próbował go zabić. Wyczuwał, że jest zaniepokojona jego losem i niezadowolona, ze jej nie uprzedził. Wiedział, że musi wymyślić coś dobrego bo jak coś chlapnie i jej się przełączy z trybu "cudownej kochanki" na "profesjonalną reporterkę" to będzie mu się cieżko wywinąć sianem.


---



Danny o skandynawskim nazwisku i przystojnym obliczu okazał się całkiem porządnym wykonawcą polecenia Jeremy'ego. Pojechał na lotnisko, spotkał się s turystami, uspokoił ich, rozdał wizytówki i numery hoteli, firm taksókarskich i tak dalej ale ja wrócił z lotniska powiedział, że to jak próbować zatrzymać kijem powódź. Przydałaby się jakaś miejscówa gdzie ich można zabrać, może jakiś autobus albo coś takiego. Bo on sam z siebie może tylko pogadać i pouśmiechać się, pokierować gdzieś na miasto ale sam z siebie nie może więcej zrobić. No a poza tym na mieście wcale nie jest wesoło i opuszczanie sektora rządowego to prawdziwy hazard dla jakiegokolwiek białasa, zwłaszcza dla Jankesa.


---



A dziś z rana znów dzwonił ten cały Ahmed i swym kalekim angielskim pytał sie kiedy ktoś przyjedzie z ambasady. Nie chciał żadnych żołnierzy na widoku. Chciał się spotkać z Newportem. Widział go w gazecie więc wie jak wygląda. Może jeszcze z "tą ładną panią obok" rzekł mając pewnie na myśli Monicę. I albo wczoraj nie do końca skumał co mu mówił Jeremy albo chyba naprawdę sądził, że spotkanie z kimś z ambasady kto odbierze ciało i da mu kasę będzie w ciągu godziny czy dwie. I dobrze, bo w tym upale ten sztywniak zaczynał już śmierdzieć a on nie ma tak dużej lodówki by go wsadzić.




Islamabad; ambasada USA; wt; 2017.06.04 godz 10:15; 21*C




Lance "Styx" Vernon



Sprawa z dwoma bombowymi zamachowcami poszła kontraktorom dość sprawnie. Dwaj zamachowcy okazali się mało rozważni i zapłacili za to najwyższą. W tym całym zamachu jedynie cel, miejsce i bomba robiły odpowiednie wrażenie. Gdyby wybuchła gdy oba łaziki z logo Blackwater przejeżdżały obok pewnie wyglądaliby jak ci gliniarze w środku.

Po dotarciu do autobusu Lance'owi jeszcze trochę przeszkadzała noga ale czas i leki robiły swoje więc odczuwał dolegliwości zdecydowanie słabiej. Choć nadal nadwyrężanie jej było kuszeniem losu o pogłębienie się kontuzji. Odjeżdżajacy pojazd był najwyraźniej za jednym z budynków w uliczce do której usilował zbiec ten z pistoletem więc będąc na miejscu i z buta "Styx" nie miał jak zapobiec jego odjazdowi. Miał za to chwilę dla siebie by obejrzeć pobojowisko.

Ten brodaty terrorysta z kałachem wyglądał dość młodo. Miał dość krótką, gęstą czarną brodę i pewnie dokonywał żywota na tym zakurzonym, rozgrzanym Słońcem asfalcie wśród bajzlu odłamków metalu, okruchów szkła i walajacych się łusek do któego powstania sie sam przyczynił. Tożsamość tego "spryciarza" z pistoletem była wręcz enigmatyczna bowiem trzy karabinowe pociski zmiotły mu wręcz głowę i teraz końćzyła się ona bezkształtna wypustką z kawałkami dolnej szczęki na której też był zarost choć bardziej właśnie zarost niż broda. Obecnie zaś zapiaszczone pbocze zalewane było czerwonymi strugami pompowanymi przez wciąż bijące jeszcze serce.

Obok niego leżala na wyglądająca na wiekową TT-etka. Ten radziecki odpowiednik Colta nadal był podobnie jak on uznawany za "kultowy" a i ceniony za swoją solidność, niezawodność i żołnierzoodporność. Nawet dzisiaj można ją było spotkać u boku pakistańskich żołnierzy czy policjantów.


Rzut oka i drugi powiedział zaś mu, że wybuch zapewne wyłączył z akcji jeśli nie wszytkich to pewnie wiekszość policjantów w autobusie a tych przy radiowozach po prostu zmiótł. Ci w autobusie byli wyekwipowaniu jak prewencja, w pochłaniające uderzenia hełmy i pancerze oraz pałki. Do tego broń boczna oraz kilka strzelb. Wybuch nie zabił wszystkich ale co najmniej kilkunastu miało rany postrzałowe głowy. Czasem wprot na czole i wówczas gliniarz siedzący za nim był zabryzgany mózgiem, krwią i kawałkami czaski swojego kolegi a czasem w skroń i wówczas przytrawiało sie to współpasażerowi obok. Mimo to posiadacze radzieckiej technologii zbrojeniowej kalibru 7.62 nie zdołali dokońćzyć tej zbiorowej egzekucji gdy para kontraktorów otworzyła do nich ogień i kilku gliniarzy wciąż dawało oznaki zycia.

Załogi dwóch hummerów nie wyszły też tak całkiem bez szwanku. Czołowe wszyby maszyn zostały robite. Do tego pierwsza maszyna zaliczyła kilka trafień w machę i mimo, że jeszcze później ruszyła zagłębiajac się w uliczny, zbliżający się wieczorny ruch to jednak nie dała rady dojechać do bazy samodzielnie i w końću cos tam jej sie zatarło, zadymiła, zaksztusiła i w końću drugi humvee musiał ja doholować do bazy. Prowadzący też ją Holender okazało się, że oberwał ale dzięki temu, że mieli twarde, bojowe pancerze widać było tylko dwie dziurki i rozplaszczone na pancernych płytach pociski. Ale gdyby ich nie miał...

Czekali na miescu z kwadrans nim przyjechały pierwsze wozy policyjne i ambulanse. Przebic się obecnie przez ulice miasta nawet pojazdom uprzywilejowanym nie było łatwo. Korek, demonstracje, wypadki, blokady czyniły jakąkolwiek trasę mało przewidywalną w tak dynamicznie zmieniajacej sie sytuacji.


---



Po dotarciu do bazy okazało się, że dzwonił ten Newport z rządaniem dodatkowego ochroniarza. Prawie, na wczoraj. Tak niepoważne traktowanie Firmy bardzo wkurzyło Hastings'a. - On myśli, że dzwoni po pizze? Widzi co się dzieje na mieście? - spytał meldującego sie u niego kontraktora gdy go wezwał by przekazać mu te bonusowe zlecenie dla Firmy.

Samo spotkanie w restauracji przebiegło jednak bez problemów. Okazało się, że amerykański dyplomata spotyka się z amerykaśką dziennikarką. Sam się bujał z jedną dziennikarką w domu więc może gustował w nich na dobre. Oboje mieli przynajmnie na tyle taktu i rozsądku by słuchac się jego zaleceń. Sama obserwacja parki nie odbiegała zbytnio od tego co można się spodziewać po spotkaniu mężczyzny i kobiety wieczorową porą w eleganckiej restauracji. Ta zaś była jedna z lepszych jakie można było znaleźć w tym mieście. Lepszych znaczy sie droższych. Normalnie byłaby pewnie pełna zagranicznych turystów, dyplomatów albo miejscowych VIPów i bogaczy. Ale obecnie, w tych nerwowych czasach jak na swoją klase to lokal świecił pustkami. Gości było niewiele a przeważali oficerowie w wyższej półki i z policji i z wojska. Czasem podobna parka do tej której pilnował. Jedynie w rogu, dość daleko, widział jedyną większą i hałaśliwą grupę rozbawionych i chyba już trochę pijanych białasów w gajerach, poluzowanych krawatach i rozpiętych koszulach. Czasem od tego rozbawionego towarzystwa dobiegał go jakieś głośniejsze rosyjskie słowo czy zdanie. On sam, budził dość czujne spojrzenia obsługi majacej na uwadze spełnić jego zamówienie. Na "dzień dobry" kelner przysunął mu krzesło i podał mu menu mówiąc, że wystarczy wezwać kogokolwiek by spełnić jego zamówienie.


---



W hotelu do jakiego zażyczyli sobie się udać "państwo" czy jak to się u nich mówiło prywatnie "paczka" dotarli po zwyczajowych obecnie kontrolach dokumentów choć tym razem tylko raz. Gdy oboje poszli na górę a Lance został sam zaczął już silnie odczuwać ostatnie kiladziesiąt godzin. Spał w ciągu dwóch dób zaledwie kilka godzin bo cały czas coś się działo. Obecnie jeszcze nie działo się mu nic nad czym nie miałby kontroli ale dalsze takie tempo wydarzeń mogło juz zauważalnie wpłynąć na jego zdolność bojową i ocenę sytuacji.

Na razie jednak przyszedł mu na telefon raport o tej dziennikarce o który prosił. Constance Ivy Morneau, lat 31, ok 170 cm wzrostu... Taa... Opis wyglądu pasował mniej więcej co widział właśnie na wlasne oczy. Urodzona w NY i tam mająca obecnie zatrudnienie w NYT. Specjalizuje się w tematach o ludzkich kryminalno - patologicznych tematach. Zaczynała od rodzimych tematów o jakiś wypadkach, pożarach, strzelaninach i tego typu sprawach. W końću chyba jednak wypłynęła na szersze wody serią artykułów z objętych wojną Somalii gdzie odważyło się pojechać dosłownie garść reporterów. Od tamtego czasu można było ją spotkać wszędzie tam gdzie świszczały kule i wybuchały granaty. Ostatnie znane miejsce pobytu to Islamabad. Było też trochę linków i do jej bloga na oficjalnej stronie NYT i do niektórych jej artykułów czy zdjęć, łącznie z tymi ostatnimi zprzed paru dni. Widział nawet te z lądowania Kontyngenciarzy gdzie razem z Markiem strzela się zza ich pikupa z bandytami.


---



Czekajac aż parka w pokojowym hotelu skończy swoje nocne pogłębianie dyplomatyczno - dziennikarskich stosunków był raczej osoamtonionym gościem hotelowym. Część gości wychodziło lub wracało do hotelu, część wyskakiwała albo pakowała sie do taksówek zdajac się na miejscowych, obytych z ruchem kieorców ale mial bardzo dobra okazję do obserwacji przelewajacych się w tę i we w tę ludzi. Jednym słowem hotel prosperował jak hotel i wszystko było jak powinno. Nawet młoda, ładna recepcjonistka o tubylczej urodzie spytała się go raz czy moze życzy sobie zamówić taksówkę albo potrzebuje jakiejś pomocy.

Starego prawie znajomego rozpoznał od razu. Szedł roześmiany i zadowolony w towarzystwie dwóch kuso obranych Azjatek. Towarzyszyło mu kilku już bardziej dystyngownie ubranych mężczyzn o równie klasycznie azjatyckich rysach choć podobnie jak trójka w centrum również byli zadowoleni i roześmiani. Szli raźno do wyjścia nie zważając specjalnie na otoczenie. Generał Saeed Zamanii, dowódca XII Korpusu z Quetty którego Lance widział wcześniej podczas swojej wcześniejszej złużby w Beludżystanie raz czy dwa, spojrzał nawet na niego przelotnie ale zajęty wsadzaniem dłoni między jedną a drugą sukienkę i rozbawiony rozmową nie zwrócił na siedzacego w rogu białasa w garniturze wiekszej uwagi.


Potem w nocy jeszcze wręcz na pozegnanie ta Morneau, odstawiła im jeszcze cyrk z omdlewaniem i zasłabnięciem. On zaś był niejako skazany na towarzyszenie Newport'owi. Więc następny ranek w domu Newportów było już trzech kontraktorów z Blackwater. Biorąc pod uwagę, że mieli do obstawienie dwie dorosłe osoby które przez większą cześć dnia poruszały się po mieście niezależnie od siebie i jeszcze dom było to całkiem spore wyzwanie nawet na ich trzech profesjonalistów.




Islamabad; dom Ramiz'a; wt; 2017.06.04 godz 10:15; 21*C




Constance Morneau



Wczorajszy dzień okazał się bardzo emocjonujący. Po wyjeździe z lotniska udała się wraz z chłopakami do szpitala. A dokladniej to Harrington ich zawiózł. Na miejscu i ona i Ramiz odczekali swoje w przybytku publicznej służby zdrowia. W poczekalni prócz zwyczajowych chorych i obolałcyh było sporo z różnymi obrażeniami. Większość wyglądała na pobicia bo dominowały siniaki i niezbyt poważne choć efektownie wyglądające krwawienia. Jednak raz nawet drzwi wejściowe wręcz "wybuchły" uderzajac o ściany gdy do środka wpadła ubrana na biało ekpia z jęczocym facetem na pędzącym łóżku na kułkach. Urdu Conie był na tyle dobre, że z miejsca zrozumiała jak któryś z paramedyków drze się z progu - Mamy postrzał w brzuch! Sala juz wolna?! - to czy sala jest wolna czy nie, było całkiem poważnym obecnie zgadaniniem. Szpital kumulował w sobie wszelkie nieszcżęscia, pechy, szkody jakie obecna sytuacja wyrządzała każdej swojej nerwowej godziny mieszkańcom tej wielomiloionowej, spalonej słońcem metropolii.

Trójka dziennikarzy czekajac na przyjęcie miała okazję przysłuchać i naoglądać się mniejszych i większych ludzkich tragedii. Ktoś uciekał samochodem prze demonstrantami i władował się w jakiś słupek. Zaliczył całkiem niezłe, krwawe zbliżenie z kierownicą. Kogoś innego spałowali gliniarze a drugi obok oberwał od nich z bliska gazem w twarz. Teraz wyglądała jak poarzona jakimś kwasem od mieszaniny wydzielin spływających z wszelakich otworów na niej. Jakaś laska dosłownie zaliczyła strzała kwasem w twarz od przejeżdżajacego motocykla. Pewnie za to, że "bezwstydnie" łaziła po europejsku czyli z odkrytą twarzą, głową i ramionami. Część społeczeńśtwa bowiem u turystek z Zachodu czy Japonii była skora do akceptacji takich kobiecych fanaberii ale nie we własnym pdowórku.

- Scheiße! - te obce słowo mimo nieustępującej od rana migreny wyłowiła z tłumu pojekiwań, kłótni, płaczu i rozmów. Mówiącego zlokalizowała bez trudu bowiem na tym odcinku korytarza gdzie czekali był jedynym białasem prócz niej i Harringtona. Własnie przeklął i kopnął w zdenerwowaniu ścianę po tym jak pielęgniarka odeszłą najwyraźniej informując go o czymś. Widocznie w stolicy Pakistanu utknęli nie tylko Anglicy, Francuzi i Amerykanie.

Rozmowa ze starszawym, zmeczonym choć wciąż w typoowo azjatycki sposób uprzejmym lekarzem odbyła się w dość przyjemny sposób. Zapewne miało na to wpływ, że byli białasami z zagranicy. Dr. Khan nawet rozpoznał swoją pacjentkę po nazwisku. Okazało się, że "Gruby" z lotniska to syn jego przyjaciela i nie imieszkał się pochwalić znajomym o swoim krótkim epizodzie w czasie walk na lotnisku. Lekarz nawet wygrzebał z prywatnej torby gazetę. Była to co prawda lokalna gazeta ale był w niej przedruk właśnie jej zdjęć i skromny podpis pod fotką z jej nazwiskiem o tym mówił.

Wieści medycznych tak całkiem dobrych jednak nie miał. Dość jednoznacznie stwierdził, że odłamki jakimi oberwała nie są groźnie dla zdrowia i raczej nie zostawią blizn. Pod tym wzgledem miała szczęście. Ale poza tym ma klasyczne wstrząśnienie mózgu które może sie objawić nudnosciami, zawrotami głowy, wymiotami, kłopotami z równowagą, sennością, uczuciem zmęczenia z zasłabnieciami i chwilowa utratą przytomności włącznie. Lekarstwa właściwie na to nie było. Przepisał jej co prawda jakieś witaminy, środki na migrenę i lekkie przeciwbólowe, dał skierowanie na badania krwi i zdjecie roengrenowskie co pozwoliłoby stwierdzić czy nic poważniejszego nie ma złamane czy coś w ten deseń. Jednak jedynym skutecznym lekarstwem był czas i odpoczynek. Jeśli będzie latać po mieście w upale, ganiać się z terrorystami i innymi takimi mało rozsądnymi zdarzeniami to stan raczej bedzie się utrzymywał. Może się nawet pogorszyć. Zalecał wiec odpoczynek przynajmniej przez dobę czy dwie. Jeśli mimo to jej stan nie poprawił się wówczas oznaczało, że trafiło jej sie jednak coś poważnego. Ale do tego czasu powinny też przyjść jej badania to też powinno naświetlić sprawę. Po wyjściu od dr. Khan'a okazało się, że Ramiz dostał prawie, że bliźniaczą poradę lekarską.

---


Po wieczorno - nocnej eskapadzie z Jeremy'm leżała teraz w swoim łóżku w domu Ramiz'a. On też leżał czasem snując się po coś tam po domu. Jego ścięło jeszcze w dzień i taksówką wrócił do domu więc za dużo nie podziałał. Dowiedział się tylko tyle, ż ezidentyfokowano nabój jakim zabito Whit'a. Nie podano tego jeszcze do publicznej widomości ale przekazano wiadomość Jankesom. Było to rosyjski nabój 7.62 x 54 czyli jak od standardowego kabeka Mosina. Choć biorąc pod uwagę to jak zabito ambasadora raczej kojarzył się wszystkim ze snajperką Dragunova. Jeden z bardziej populaniejszych karabinów wyborowych używanych w krajach dawnego Bloku Wschodniego i nie tylko a nawet przez miejscową armię i policję czy terrorystów. No ale na razie mieli tylko nabój. Obecnie trwały badania czy da się z niego wyciągnąć cos jeszcze. Choć skoro był pocisk była nadzieja, że da się dopasować broń z którego go wystrzelono o ile wpadłaby w łapki służb porządkowych.


---


W tej chwili była jednak tak samo jak Ramiz dośc obolała i przejawienie jakiekolwiek aktywności zdawało się strasznie trudne. Wyglądąło na to, ze wczorajsza diagnoza dr. Khana była raczej trafna jak to miała okazję sprawdzić po wczorajszym wieczorze i figlach z Jeremy'm. Czuła, że wciąż z lekka kręci jej się w głowie i na granicy słysalności szumi jej w uszach. Zupełnie jakby miała jakiegoś nieprzechodzącego kaca. Teraz jednak była w soim łóżku i czekała aż Daniel odbierze skype'owa rozmowę. Odebrał od siebie z domu, widocznie siedział przy swoim domowym biurku ale w końćy w Wielkim Jabłku było trochę po północy. Rozmowa zaczęła się jak zwykle pytał się co u niej, skąd ma te skalecznie, jak się czuje, i że Zimmermann się zmartwił jej wiadomością ale wolał nie tracić tak cennego dziennikarza w tak zapalnym miejscu. Ale oczywiscie... Jakby była tak miła i wrzuciła nawet jakiś kometarz czy wiecej zdjeć z ostatnich dni albo jakąś prognozę... W końću to dałoby się zrobić nawet z łóżka. Taak, stary piernik nic się nie zmieniał. Było zastanawiajace czy "przypadkiem" powiedział to przy Danielu wiedząc o jego komitywie z Conie czy też po prostu głośno myślał.




Islamabad; siedziba IBM; wt; 2017.06.04 godz 10:15; 21*C




Marek Kwiatkowski



Polski kontraktor uczestniczył w "przywróceniu pokoju" przy wyjeździe z wiaduktu. Razem z Lance'm i resztą kontraktorów zabezpieczał teren do przyjazdu służb ratunkowych. Razem też potem po drodze męczyli się z uszkodzonym humvee. Dalej jednak ich losy rozdzieliły się odkąd ich niedawny pryncypał zadzwonił po dodatkową obstawę na 24 h. Marek więc miał wieczór wolny ale od rana zaczął mu sę młyn.

Zebranie o 7:00 rano i trwało z godzinę. Mieli za zadanie dojechać do siedziby IBM i zabezpieczyć ewakuacę. Większość pracowników to tubylcy zatrudnieni przez amerykański oddział firmy. Jednak w tak dużej firmie zebrało się całkiem sporo Amerykanów a także obywateli innych zachodnich państw. Bogata i sławna na cały świat korporacja miała swoje możliwości i dojścia. Obecnie udało im się wyczarterować samolot który miał specjalne pozwolenie na skorzystanie z lotniska. Trzeba było "jedynie" dowieźć żywy ładunek na miejsce. Okazało się na miejscu, że jeszcze na podjeździe biurowca stoi już częściowo zapakowane dwa autokary. A sądząc po nerwowym ruchu jaki się odbywał pomiędzy nimi a biurowcem miały być wkrótce pełne. Ludzie z walizami, tobołami, plecakami, laptopami łazili w tę i we w tę.

Kontaktorzy mieli za zadanie zabezpieczyć teren przy posesji IBM by zapewnić spokony załadunek oraz przejazd na lotnisko i załadunek na samolot. Na tym ich rola się kończyła. Zadanie w normalnych czasach dość proste, bynajmniej nie wymagajace jakiejkolwiek pomocy zbrojnej ochrony ale obecnie samo przebicie się przez całe miasto można było liczyć na godzinę, dwie, albo i trzy. I to dzięki samemu ruchowi ulicznemu i blokadom.

No i korporacja dość dużą wagę przywiązywała by nikogo nie zostawiać. Mieli zgarnać wszystkich i wszystkich dowieźć na miejsce. Jakby się udało zrobić to bez strat uczestnicy mieli obiecane premie. Otoczenie kordonem posesji przez kontraktorów i ich pojazdy poszło dość sprawnie. Wokół tego uzbrojonego kordonu wytworzył się dość szybko drugi, bardziej pstrokaty i nieuzbrojony złozony z miejscowych cywili zaciekawionych tym nagłym widowiskiem.

- Hej Mark! Pozwól no tu na chwilę! - zawołał go czarnoskóry Harper, szef operacji z ramienia Blakwater. Dość szybko przedstawił problem. Jeden z pracowników nie dojechał na miejsce zbiórki przed siedzibą. Wielu się spóźniało z powodu korków i część nadal była w dordze ale wszyscy wysłali jakieś zawiadomenie albo dzwonili a pan Elligson, Christian Elligson nie. Młody informatyk miał dość chaotyczną osobowosć a do tego był zwiazany z miejscową dziewczyną i dość długo zarzekał sie, że nigdzie nie pojedzie. Jednak wczoraj zmienił zdanie no ale dzisiaj go nie ma i nie odpowiada na wezwania. A facet jest dość istotny no i nie dostaną premii jak go nie dostarczą na lotnisko. Trzeba więc wziać brykę i pojechać sprawdzić co sie dzieje i przywieźć go tutaj albo od razu na lotnisko.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline