Hisaki, Kise, Kenzo:
Dagda niezbyt chętnie opowiadał szczegóły o swoich pobratymcach, ale starał się stosować taktykę "mów dużo, żeby niewiele z tego wynikało". Opowiedział jakieś pierdoły o stylu życia na płaskowyżu, o Starożytnych którzy pobudowali kamienne miasta teraz zasiedlane przez plemiona takich jak on i to, że spotkał już takich jak on, ale to było dawno temu gdy był mały. O lewiatanie to przyznał, że niewiele wie oprócz tego, że to wielkie potwory pływające po jeziorze i trzeba mieć wielkiego pecha, żeby je spotkać, bo to żerują w nocy - a ten pożarł ich w dzień. Ostatecznie rozmowa zeszła na takie tory, że Hisaki był zmuszony zaatakować Dagdę... w momencie uderzenia Miękką Pięścią
coś przeszło na rękę Hisakiego i zaczęło go oplatać. Wyglądało to jak pieczęć Szukaku. Hisaki przykleił się do Dagdy, którego naprawdę zabolał ten cios.
-
To boli... - powiedział flegmatycznie, ale zanim ktokolwiek zareagował ocknęliście się wszyscy w zupełnie innym miejscu - w mrocznym bunkrze Katsu leżąc na śniegu. Hisaki i Kise byli szczelnie związani siecią tak, że tylko twarze i stopy (same stopy) mieli odkryte. Wszystko was bolało od porażenia prądem. (cd niżej)
Katsu, Lotos (i Hisaki, Kise, Kenzo): Lotos stworzył swoje klony i przystąpił do ataku, a Katsu spróbował zrobić tak, żeby atak Lotosa nie trafił w nikogo z drużyny. Oko dość szybko zlikwidowało klony, które pojawiły się od strony frontu, ale pozostałe przeprowadziły dość sprawny atak - w sumie tylko trzy powietrze strzały dotarły do przeciwnika, bo reszta uderzyła w barierę Katsu. Z Oka wyciekło trochę fioletowej posoki, ale po chwili nibynóżkami użyło
coś w stylu jednej z technik piorunu... Wszystkie klony Lotosa zniknęły, a Katsu i reszta ekipy (która obudziła się - Kise i Hisaki są związani super trwałą siecią i trzeba pomocy osób trzecich żeby ich uwolnić) została dotkliwie porażona prądem. Lotos miał całkiem niezły plan, ale zabrakło wykończeniówki. Oko już nie da się zaskoczyć.
Dym:
Po pewnym czasie zorientowałeś się, że idąc na północ gdy byłeś na północ od miejsca startowego to byś musiał poruszać się w jakiejś dziwnej geometrii. Ziemia podobno była kulą, więc może i byś kiedyś tam dotarł. Przechodząc przez zamarzniętą wodę po pewnym czasie dotarłeś do zamarżniętej wieży - to znaczy wydawało się, że wystawał jedynie podest wysoki na metr, ale to była po prostu dawno zalana budowla.
Zaśnieżone schody prowadziły w jej głąb i nie były zablokowane lodem. Środek był suchy i mroczny. Ślady na śniegu wskazywały, że niedawno jakichś trzech ludzi tam wchodziło. Drużyna szinobi? Weszli, ale nie wyszli...