Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-03-2015, 09:44   #107
Tom Atos
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Pierwszy odezwał się Hummel.
- Idziemy na wschód. Tam musi być jakaś cywilizacja. - stwierdził Torsten.
- Brodacze przodem. - klepnął poufale Degnira w ramię. - Nic się nie bój. Będę tuż za tobą przyjacielu.
Dodał sprawdzając, czy proch na panewce nie zawilgotniał.
Weszli do z grubsza kwadratowego pomieszczenia. Od progu ciągnęła się smuga krwi prowadząca do leżących na podłodze ciał. Jedno należało do człowieka a drugie do leżącego przy nim ghula. Gdy tylko weszli i światło lampy padło na człowieka zaczął on krzyczeć unosząc rękę uzbrojoną w nóż.
- No dalej, chodźcie, wypatroszę was jak tego tu. Gormou potrafi się bronić.
Mimo buńczucznej postawy człowiek nie sprawiał wrażenia, że zdołałby odeprzeć jakikolwiek atak. W jego boku ziała, wyszarpana pazurami ogromna rana, zaś on zdawał się z każdą sekundą tracić siły.
- Spokojnie… Niy rób żodnych głupst mój drogi - Degnir uśmiechnął się do siebie w duchu. Kimkolwiek ten człowiek był na jego spotkaniu nie mogli stracić - a wręcz pojawiła się okazja wyciągnąć trochę informacji.
- Posłuchej mie tak uważnie jak yno potrafisz - z kożdym uderzeniem Twojego serca jucha płynie z Ciebie jako woda we rzece Reik. Tak się składo, że bogowie Ci sprzyjają - jest żech licencjonowanym medykiem ze Averlandu we Imperium. Jeśliś honorny to mosz szansa odłożyć ta kosa na bok, jo Cię opatrza, a Ty we zamian opowiedzieć nom wszystko co o tych korytorzach wiysz. Wtedy mosz szansa wyjść z tej kabały ze życiem. Mogesz też dalej ze nami wojować albo bronić swojej wiedzy, ale wtedy je wincyj niż pewne, że szczeźniesz we tych podziemiach… Już szykuja maści i nić do zszycio tej wyrwy w boku. A Ty decyduj.

Garmou słysząc uspokajające słowa Degnira opuścił sztylet i odetchnął. Na jego twarzy znów pojawił się grymas bólu.

- Czyń medyku swoją powinność i niech bogowie ci wynagrodzą. Stwory nocy napadły nas gdy żeśmy się zeszli z Guido le Beau celem dopięcia interesu. Niech będą przeklęte. Moich towarzyszy rozszarpały a Guido gdzieś uprowadziły.

Na sam dźwięk imienia Guido krasnolud momentalnie zwiększył czujność. Tak długo już go szukali w tym okropnym kraju... Teraz musiał podwójnie przyśpieszyć ruchy - tak by jak najprędzej zatamować krwotok, a do tego być ostrożnym. Nie chciał zrobić dodatkowej krzywdy pacjentowi. Wiedział, że teraz od niego wiele zależy tak więc wszystkim kompanom rozdzielił najodpowiedniejsze jego zdaniem zadania. Najpierw poprosił Berwika o dokładne przyświecanie latarnią. Elfonowi kazał z racji jego legendarnych zmysłów stanąć na warcie - zawsze dobrze wiedzieć prędzej o zbliżającym się niebezpieczeństwie. Torstenowi dostało się jeszcze ważniejsze zajęcie - musiał włożyć rannemu słynną już dębową lagę do ust i mocno go trzymać. Gdyby pacjent mocno się miotał z pewnością jego operacja zakończyła by się całkowitym uszkodzeniem pozostałych narządów, a w konsekwencji śmiercią z szoku i wykrwawienia. Gdy medyk uznał, że jest już gotowy rozpoczął pracę. Wszystko trwało dobrze ponad godzinę. W tym czasie czoło khazada pokryło się perlistym potem. Torsten nie miał lepiej - pacjent czasem odzyskiwał przytomność i miotał się w konwulsjach jak oszalały. Każdy kto tylko spojrzał na zaciśniętą szczękę Degnira i jego grube, utytłane krwią paluchy w ciele Garmou był pewien, że Bretończyk wyzionie w tej krypcie ducha. Tak się jednak nie stało. Po tym ciągnącym się w nieskończoność czasie khazad klapnął na tyłek i oznajmił wyczerpany:
- Skończyłech. Wydaje się, że bydzie z nim dobrze. Jednak to była fest duża ingerencja w jego trzewia i teroz potrzebuje czasu. Za nie wiym za jak długo okaże się czy trawi go ciepłota czy przejdzie wszystko lepij i już za pora godzin bydzie umioł nom coś składnie poopowiadać. Tymczasem proponuja coś se łyknąć i porządnie dechnąć.

Tymczasem pacjent zapadł w drzemkę. Co jakiś czas wstrząsały nim dreszcze i mimowolnie skurcze w rękach i nogach, pojawiła się też gorączka jednak zdecydowanie nic nie wskazywało na to by miał wyzionąć ducha. Wręcz przeciwnie, jego lico zabarwił rumieniec i trupia bladość ustępowała miejsca zdrowemu różowi zdrowej skóry. Po mniej więcej godzinie zbudził się. Z trudem bo z trudem stanął na nogach.

- Dziękuję wam. Wygląda na to, że uratowaliście mi życie. Garmou jest wam dozgonnie wdzięczny. Teraz wracam na “Zieloną Pannę”. Wam zaś radzę opuszczenie tych podziemi. Nie znajdziecie tu nic prócz śmierci.
Osobiście Torsten uważał, że najpierw powinni gościa wypytać, a potem pomóc, ale krasnolud miał inne plany. Teraz jednak gdy mężczyzna chciał ich opuścić Torsten nie zamierzał go wypuścić.
- Nie tak szybko przyjacielu. Powiedź którędy ghule uprowadziły Guido i ile ich było?
Istniało duże prawdopodobieństwo, że przez tę godzinę, którą zmarnowali na tego obwiesia ghule wyręczyły ich i zeżarły le Beau. Co nie byłoby takie złe, ale wypadało odzyskać przynajmniej łeb. Czachy były twarde, więc może zdążą przejąć łepetynę bandyty.
- Powlokły go gdzieś na południe. Było ich pięciu, ale jednego udało mi się zabić. Ja na waszym miejscu dałbym sobie spokój, ale zrobicie jak sobie chcecie. Mogę już iść?*
Torsten tylko pokiwał głową, na znak zgody. Zatem wyglądało na to, że muszą się cofnąć do poprzedniej komnaty i ruszyć południowym przejściem.
- No komu w d temu c. Z czterema ghulami sobie poradzimy.
Nie spieszył się. Wszak obżarte bestie będą miej ruchawe. Twarde najemnicze życie wyprało go z ckliwych uczuć. W jego sercu nie było litości dla leBeau.

Upewniwszy się, że śmiałkowie nie mają do niego żadnych więcej spraw, Garmou skierował się ku wyjściu z grobowca. Śmiałkowie zaś stanęli w korytarzu na skrzyżowaniu przed drzwiami prowadzącymi na południe. Teraz kiedy już wiedzieli o niebezpieczeństwie i ich zmysły były wyczulone na wszelkie nietypowe dźwięki zdawało im się, że słyszą odgłosy jedzenia, mlaskanie.
W końcu Torsten zebrał się na odwagę i dzierżąc pistolety w dłoniach kopniakiem otworzył drzwi. Ich oczom ukazała się czwórka ghuli, w tym jeden z zardzewiałą halabardą. Stwory były zajęte konsumpcją i nielicho zaskoczone. Szybko się jednak zebrały do kupy i rzuciły na intruzów z dziką furią.
Stwory nie wyglądały nadobnie. Jak to ghule. Torsten już zdążył się przyzwyczaić do ich krzywych mord. Wycelował pistolet biorąc na cel tego z halabardą i nacisnął spust. Potem przyszedł czas na rapier i sztych w najbliższego potwora.

Trafił w pierś raniąc bestię, niestety atak rapierem w drugiego się nie powiódł. Maas za to posłał
mu coś co wyglądało na żądło, no i on trafił. Nic dziwnego co magia, to magia.
Dalej walka toczyła się ze zmiennym szczęściem, ale zaczęli zyskiwać przewagę, gdy nagle fortuna się od nich odwróciła.
Jeden z ghuli niemal odciął rękę Maas Mourii. Towarzysze z przerażeniem widzieli, jak elf pada na ziemię wykrwawiając się na śmierć.
Pozostali jednak nie stracili ducha, co było nieomylnym znakiem, że są twardymi najemnikami, a nie jakimiś popierdółkami.
Ich wysiłki zostały wkrótce wynagrodzone. Padł jeden z ghuli, potem następny i ten z halabardą. Z zimną zaciętością kompanii wykańczali kolejne stwory. Wkrótce wszystkie ghule leżały martwe, ale Berwika przy okazji mocno oberwał. Trzeba się było nim zająć. Na szczęście Degnir wiedział co robić.

Torsten podszedł do martwego Mourii i ściągnął kapelusz.
- Niech Cię Morr, czy jakiś wasz elfi bóg przyjmie towarzyszu. Byłeś dobrym kompanem.
Pochylił się by przeszukać zwłoki i zabrać wszystkie potrzebne i cenne rzeczy.
- Wybacz, że Cię nie pochowamy, ale nie mamy jak.
Torsten ułożył ciało Maasa w godnej postawie składając mu ręce na piersi. Wziął halabardę i odrąbał wszystkie głowy ghuli kładąc je u nóg martwego towarzysza, jako niemy hołd jego waleczności. Choć tyle mógł zrobić.


Teraz mieli trochę czasu by obejrzeć pomieszczenie. Walało się tu sporo szczątków ludzkich jednak na próżno szukaliście całej głowy która mogłaby należeć do Le Beau. Większość z tych których zabiły ghule powleczono ku wygrzebanemu w rogu pomieszczenia tunelowi. Wyraźnie wskazywały na to ślady krwi. Po wejściu do tunelu okazało się, że prowadzi do położonego niżej korytarza, którego koniec był zatopiony. Aby podróżować dalej należało zanurkować licząc na to, że starczy powietrza by wypłynąć po drugiej stronie.

Ale żadnemu z nich się nie uśmiechało nurkować. Po za tym ghule nie słynęły z czystości i jakoś nie potrafili sobie wyobrazić, by chciało im się pływać.
Pozostawało poszukać innej drogi, wrócić się do rozwidlenia i spróbować południowego przejścia.
 
Tom Atos jest offline