Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-03-2015, 15:48   #28
Warlock
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Rzeczny Kwartał, Neverwinter
6 Tarsakh, 1479 DR
Popołudnie


Najemnicy rzucili się do ucieczki, zasypując zaklęciami ścigającego ich Otyugha, choć ten wydawał się nie zwracać uwagi na świetliste pociski rozbijające się o jego masywne cielsko. Tunel, którym biegli powoli zwężał się i w pewnym momencie stał się zbyt mały by zwalisty potwór mógł się przez niego swobodnie przecisnąć, ale nawet to go nie powstrzymało - długie i potężne macki dosłownie rozrywały kanał z taką samą łatwością z jaką dziecko rozdziera kartki papieru.


Stal gięła się i pękała, gdy wielotonowy kolos przedzierał się w stronę uciekających najemników, którzy robili się coraz bardziej niespokojni widząc jak wystrzelone przez nich zaklęcia nie są w stanie wyrządzić realnej krzywdy żywiącej się padliną i odpadkami bestii. Nic co stało na drodze Otyugha nie było w stanie powstrzymać go przed dostaniem się do swych ofiar, nawet stalowe wsporniki podtrzymujące kanały przed zapadnięciem się pękały jak zapałki pod nieokiełznanym gniewem potwora.
Widok najeżonej zębami kuli stalowych mięśni był iście przerażający, ale nawet strach nie był w stanie złamać woli najemników, których doświadczenie w walce z rozmaitym plugastwem tego świata było niezrównane. Cięciwa raz jeszcze zabrzmiała w kanałach i kilka zakończonych zadziorami bełtów dosięgło swego celu. Otyugh zakrztusił się, gdy jeden z wystrzelonych pocisków wpadł do jego rozdziawionej paszczy, zawył jeszcze wścieklej i podwoił swe wysiłki w rozrywaniu kanału, chociaż najemnicy bez większych trudności trzymali go na dystans; wycofując się i po drodze zasypując go tuzinem zaklęć oraz bełtów.

- Czas się odrobinę rozerwać - powiedziała Brzoskwinia z lekkim uśmiechem na twarzy w chwili, gdy sięgała po wiszący u jej boku granat. Podrzuciła w dłoni wypełnioną prochem ceramiczną kulę, aby odpowiednio ocenić jej ciężar. Odpaliła lont, wymierzyła w potwora i cisnęła granatem z całej siły. Ładunek wybuchowy odbił się po drodze kilka raz od ścian tunelu, lecz zamiast wlecieć wprost do paszczy Otyugha, przemknął tuż pod nogami monstrum i wylądował za jego plecami.
- Trzy… dwa… jeden… Kryć się! - krzyknęła kobieta obserwując jak bestia po raz kolejny próbowała nieudolnie wdrapać się do kanału. Potężna eksplozja wstrząsnęła ścianami tunelu i sprawiła, że ogłuszający ryk Otyugha zaczął bardziej przypominać kwiczenie zarzynanej świni. Doświadczona w obsłudze ładunków wybuchowych Brzoskiwnia jeszcze przed rzuceniem wiedziała, że granat przyprawi jej przeciwnikowi sporo bólu, lecz nie wzięła pod uwagę tego, że okrągły korytarz tylko spotęguje siłę eksplozji i wystrzeli przypominającego uzębioną kulę Otyugha w stronę uciekających. Efekt był podobny do wystrzału z broni palnej - ulatniające się gazy wepchnęły potwora to rozrywanego przez niego tunelu i wysłały go wzdłuż kanału po drodze zabierając ze sobą zaskoczonych nagłym obrotem spraw awanturników.




Chwila oszołomienia, nagły ból w głowie i w stawach, a następnie rażący oczy widok rozżarzonej kuli ognia wiszącej wysoko na niebie - tymi słowami można było opisać pierwsze odczucia wystrzelonych w powietrze poszukiwaczy przygód. Najemnicy zaczęli powoli podnosić się z brukowanej ziemi, i gdy otaczający ich pył opadł, ze zdumieniem stwierdzili, że z powrotem znajdują się na powierzchni, ale tym razem w Rzecznym Kwartale, który wyglądał dokładnie tak jak zapamiętali go z opisów - brudny, pełen śmieci i nieczystości, które mieszkańcy wylewali z okien na ulice, no i przede wszystkim kompletnie zrujnowany. Przytłoczeni nędzą tubylcy żyli w walących się ruderach i kamienicach będących spuścizną po niegdyś zamieszkujących te rejony kupcach i rzemieślnikach.
Za plecami oszołomionych poszukiwaczy przygód w ziemi wywalona została dziura o średnicy dobrych kilku metrów. Wokół niej zaczęli się zbierać cywile zwabieni w to miejsce nagłą eksplozją, która zawaliła też kilka okolicznych chat. Część z nich chciała wskoczyć do szczeliny, spróbować swego szczęścia i pobiec kanałami ku dzielnicy Czarnystaw i lepszemu życiu, ale prędko zmienili zdanie, kiedy tylko spostrzegli ogromny mackowaty kształt wylewający się z kanału, wprost na brukowaną ulicę.
Otyugh wściekle zawył, a jego gromki ryk potoczył się echem wąskimi uliczkami Rzecznego Kwartału. Zebrani wokół krateru mieszczanie rzucili się do panicznej ucieczki, gdziekolwiek, byle jak najdalej od krwiożerczej bestii i jej ostrych jak brzytwa zębów. Większości udało się oddalić na bezpieczną odległość, ale nie wszyscy mieli tyle szczęścia - kilku z nich pochwyciły masywne, ale też zdumiewająco zręczne macki i kilka uderzeń serca później znaleźli się w najeżonej zębami paszczy monstrum.




- Podano do stołu - skomentował z niesmakiem Verin, po czym wyciągnął swą wierną katanę i jako pierwszy natarł na potwora. Ostrze zatoczyło szeroki łuk w powietrzu i wbiło się w odsłonięty bok Otyugha zajętego pożeraniem jakiegoś nieszczęśnika. Bestia zawyła z bólu, ale długo nie pozostawała dłużna najemnikowi - jedna z macek zwinęła się i wystrzeliła jak sprężyna w stronę zaskoczonego błyskawicznym kontratakiem Verina. Siła uderzenia odrzuciła go na kilka metrów do tyłu, wbijając w ścianę jednego z otaczających wyrwę budynków. Pozbawiony tchu i z piekącym bólem mięśni całego ciała fechmistrz opadł na ulicę, w duchu ciesząc się, że tego dnia miał na sobie swą magicznie wzmocnioną zbroję, bo przeciwnym razie potwór bez większego trudu rozmazałby go na murze.
Reszta najemników zatrzymała się w połowie drogi widząc z jaką łatwością monstrum ściągnęło z siebie doświadczonego wojownika. Otyugh wypluł na ziemię przeżute zwłoki, które z racji swego rozmiaru musiały należeć do jakiegoś pechowego człowieka, po czym rzucił się na otaczających go poszukiwaczy przygód starając się pochwycić ich swymi długimi na kilka metrów mackami.

W Rzecznym Kwartale rozpętało się istne piekło. Huk zaklęć i eksplozji, okrzyki walczących, szczęk oręża, brzęczenie cięciw oraz ponad wszystko oszałamiający skowyt potwora, który za wszelką cenę pragnął pozbawić życia swych przeciwników przyciągnęły w miejsce pola bitwy tłumy gapiów zbyt ciekawskich by ulec lękom i uciec. Najemnicy zręcznie unikali ataków Otyugha i na każdy cios odpowiadali swoim - niejednokrotnie znacznie bardziej skutecznym. Dla kierującej się czystym instynktem bestii nie liczyło się już jak pokona swych wrogów - zmiażdży, rozerwie, pożre… wszystkie chwyty były dozwolone, tym bardziej, że uzbrojeni po zęby awanturnicy stanowili nie lada wyzwanie.

Jedna z macek pomknęła w stronę Gary’ego, ale ten zdążył w ostatniej chwili odskoczyć w bok i przenosząc ciężar ciała z lewej stopy na prawą wyprowadził kontrcięcie swym ciężkim mieczem oburęcznym, który do połowy zagłębił się w kończynie potwora niemalże odrąbując ją. Bestia natychmiast cofnęła ranną mackę, zaś drugą w odpowiedzi wystrzeliła w stronę skupionego na tkaniu kolejnego zaklęcia Randala, lecz atak ów odparł Verin, który po chwili słabości włączył się do walki i rzucił się na najeżoną zębami kończynę - swą wierną kataną dzielnie bronił maga odparowując liczne ataki. Stojąca niecałe kilka metrów dalej Brzoskwinia zasypywała Otyugha ołowiem i grantami, a w sianiu zniszczenia asekurował ją drużynowy zaklinacz - Marcel, którego potężne czary pokryły pole bitwy deszczem siarki i ognia.
Cios padał za ciosem, potężna bestia powoli zaczęła się chwiać na swych masywnych jak pnie dębu nogach. Krew lała się strumieniami z jej zwalistego cielska, a z każdą sekundą spędzoną na powierzchni na jej skórze pojawiało się coraz więcej paskudnych nacięć. Cuchnący rynsztokiem Otyugh zrozumiał w końcu, że na ulicach Neverwinter sam nie wygra tej walki i zaczął powoli wycofywać się w stronę kanałów. Potężne rozmiary potwora przestały być dla niego atutem, a stały się wręcz słabością, gdyż znacząco ograniczały mu ruchy. Przekonał się o tym po raz ostatni, gdy ogarnięty szałem bitewnym dhampir został uniesiony wysoko w powietrze za pomocą potężnych czarów zaklinacza, by następnie zostać zrzuconym na barki potwora z łaknącym krwi oburęcznym mieczem w dłoni.

Ostrze Gary’ego wypruło flaki Otyugha prosto na bruk. Bestia starała się ściągnąć z siebie przerażającego barbarzyńcę, ale z każdą sekundą słabła coraz bardziej. Zasypywana deszczem magicznych i ognistych pocisków przewróciła się na ziemię, targana przez chwilę kompulsywnymi wstrząsami, by w końcu przestać się ruszać i zamilknąć na zawsze.

Przestworza nad Rzecznym Kwartałem, Neverwinter
6 Tarsakh, 1479 DR
Popołudnie


Trzepot skrzydeł towarzyszący pikującej w dół wyvernie sam w sobie był przerażający, ale największe wrażenie wzbudzał jej mrożący krew w żyłach skowyt, tak głośny i nieludzki, że przeciętny człowiek bez chwili wahania rzuciłby się do ucieczki. Lecz Eydis nie była przeciętną osobą, a niejeden świadek jej niezwykłych mocy powątpiewałby też w jej człowieczeństwo. Zaiste, była potężna i pewna siebie. Obdarzona widmowymi skrzydłami zawisła nieruchomo w powietrzu czekając na spotkanie z bestią. Nie myślała nawet o zejściu jej z drogi, ani tym bardziej o ucieczce - nie, jej konfrontacja ze skrzydlatym gadem miała być godną ballad śpiewanych na królewskich dworach.

Trzymana w objęciach widmowego eidolona Etsy mogła tylko się cieszyć, że w tak decydującym momencie była nieprzytomna.




Wyverna runęła na Eydis, lecz ta w ostatniej chwili odbiła się skrzydłami w bok i wyprowadziła zamaszysty cios pięścią w pokryte łuskami podbrzusze gada. Niewielka dłoń kobiety wydawała się być marną bronią naprzeciw uzbrojonej w twarde jak stal szpony i jadowite zęby wyvernie, lecz w tak drobnej istocie krył się potężny duch, którego mistyczna moc była w stanie skruszyć skały. Niespodziewany kontratak pozbawił potężnego gada tchu i zepchnął go z toru lotu - w stronę otaczających Rzeczny Kwartał murów.
Eydis zanurkowała śladem skrzydlatego potwora. Przebiła się przez nisko wiszącą warstwę chmur burzowych i wylądowała na starej, zrujnowanej wieży rozglądając się dookoła za swym przeciwnikiem, lecz jego nigdzie w pobliżu nie było. Zatrzymała się na szczycie strzelistej strażnicy, w towarzystwie rudowłosa półelfki, która dotychczas przeszkadzała jej w walce. W chwili, gdy położyła na ziemi nieprzytomną Etsy usłyszała trzepot skrzydeł zbliżającej się za plecami wyverny. Błyskawicznie odwróciła się w jej stronę, lecz nie zdążyła uniknąć ataku bestii, która z precyzją sowy pochwyciła ją swymi szponami i uniosła wysoko w powietrze z zamiarem rozszarpania na strzępy.
Długie na kilkadziesiąt centymetrów pazury zacisnęły się na drobnym ciele barbarzyńskiej księżniczki, lecz dzięki potędze widmowego strażnika nie były w stanie wyrządzić jej większej krzywdy. Eydis i eidolon byli jednością, nie mogli egzystować bez siebie, gdyż ich dusze były połączone ze sobą nierozerwalną nicią, lecz pomimo swej znacznej mocy jej protektor nie był w stanie wytrzymać zbyt długo pod wściekłym naporem bestii. Eydis dobrze o tym wiedziała i po raz pierwszy w życiu zaczęła panikować.

Wyverna zaczęła się wzbijać coraz wyżej i z każdą sekundą wieża, wewnątrz której leżała Etsy robiła się coraz mniejsza. Gdy znalazła się na tyle wysoko, że można było stąd ujrzeć skąpaną w blasku zachodzącego słońca panoramę miasta niespodziewanie bestia zmieniła tor lotu - na chwilę zawisła w powietrzu, zgięła się w brzuchu, po czym odbiła się skrzydłami i ogonem w locie nurkującym ku ziemi, z zamiarem roztrzaskania Eydis o lśniące mury Neverwinter.

Krzyki walczącej o życie dziewczyny oraz ogłuszający skowyt wyverny w końcu wybudziły Etsy z letargu. Przez dłuższą chwilę osłupienia rozglądała się po okolicy zastanawiając się jak tu trafiła i co się z nią działo, a widok był jak ze snu - nisko wiszące chmury niczym dywan otaczały białe mury Neverwinter, które w tym miejscu były całkowicie opustoszałe, ale w oddali wciąż widać było otoczoną portem zatokę, gdzie niegdyś codziennie obserwowała statki powoli odpływające ku horyzontowi i nieznanym krainom.
Dopiero wściekły ryk skrzydlatego gada uświadomił jej, że nie jest to sen, a raczej jakiś podły koszmar. Spojrzała w górę i zobaczyła trzymaną w objęciach wyverny Eydis, która leciała na spotkanie z ziemią. Etsy powędrowała wyobraźnią do przodu i szybko uświadomiła sobie co się zaraz stanie ze skrzydlatą kobietą, a później także i z nią jeśli nic nie zrobi.
- Weź się w garść, dziewczyno, weź się w garść… - powiedziała drżącymi dłońmi sięgając po magiczny sztylet, który kiedyś otrzymała od zadurzonego w niej Jasona. Broń charakteryzowała się niezwykłą lekkością i dopasowującą się do dłoni właściciela rękojeścią, która w drobnych rączkach Etsy leżała lepiej niż noże kuchenne Grega. Podobno też miała jeszcze jedną magiczną właściwość - niezwykłą celność, ale tej rudowłosa półelfka nigdy wcześniej nie miała okazji przetestować.
- Skup się na swym celu, tak jak cię... Jason uczył… - niemalże zaszlochała na samą myśl o utraconym dawnym życiu, ale zamiast tego tylko cichutko pisnęła. Przyjrzała się dokładnie przelatującej obok wieży wyvernie oceniając swoje szanse, zrobiła zamach i z całej siły cisnęła magicznym sztyletem, zamykając przy tym oczy jakby bała się efektów swego rzutu.

Eydis szamotała się i krzyczała na całe gardło, przekonana, że zaraz zostanie rozsmarowana na murze obronnym, gdy niespodziewanie trzymającą ją bestia zawyła z bólu i wypuściła ze swych żelaznych objęć. Obdarzona widmowymi skrzydłami dziewczyna czym prędzej oddaliła się od swego przeciwnika dzięki czemu spostrzegła rękojeść sztyletu wystającą z gadziego oka. Szybko zrozumiała, że nadarzyła się odpowiednia okazja, by raz na zawsze skrócić cierpienia skrzydlatemu monstrum.
W chwili, gdy Eydis rzuciła się w pogoń za wyverną w jej dłoniach zmaterializował się miecz oburęczny. Dopadła gadzinę w momencie, gdy ta próbowała się raz jeszcze wzbić w powietrze i kilka razy dźgnęła skrzydła zmuszając ją do zmiany toru lotu. Spadając w dół bestia obróciła się podbrzuszem do Eydis, która tylko na to czekała - wylądowała na wyvernie obejmując ją nogami jak swego kochanka, zrobiła pełen zamach i zatopiła magiczne ostrze w sercu skrzydlatego potwora.

Razem zaczęli opadać w stronę niesławnych ulic Rzecznego Kwartału...


 
Warlock jest offline