Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-03-2015, 17:34   #30
Proxy
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Nagle w ziemię uderzyło martwe cielsko. Grzmot upadku świadczył o jego wielkości. Był to smok. Długi na jakieś dwadzieścia pięć - trzydzieści stóp. Nie minęło kilka sekund gdy wylądowała na nim Eydis, trzymając w ramionach Etsy na wzór rycerza niosącego księżniczkę. Ostatni raz machnęła skrzydłami istoty gdy dotknęła koniuszkiem palców grzbietu wyverny. W jej oczach grzmiał tryumf, ale nie było już (a przynajmniej chwilowo) pogardy. Nie powiedziała słowa. Wystarczył jej fakt, że wszyscy ją widzieli na zmasakrowanych zwłokach smoka. Postawiła Etsy na ziemi. Ta chwiejnym krokiem z gardłem przy suficie zeskoczyła na ziemię i zrobiła paręnaście małych kroków w tył, trzymając swój mały magiczny sztylet z oczyma wielkimi jak księżyce. Marcel z kolei odżył na widok cielska bestii, nabierając koloru na polikach. Zielone oczy zaświeciły się mu jak sroce na widok złota i żwawym krokiem ruszył w stronę Eydis i Etsy.

- Wywerna - stwierdził odkrywczo - ubiłaś wywernę. Na bogów, dlaczego nie wziąłem moich przyrządów!? Taka okazja!

- Z małą pomocą - księżniczka oddała honory Etsy -I tak bym dała radę, ale to nie zmienia faktu, że pomogła. Nie martw się. Zabieram ją ze sobą. Chcę mieć jej czaszkę i skórę jako trofeum.

- Wprawny rzemieślnik byłby wniebowzięty, mogąc pracować z częściami tej bestii - zaklinacz pokiwał głową, słuchając Eydis jednym uchem. - Kły, kości, pazury. Mogłaby być z tego całkiem cenna biżuteria, ludzie lubią takie ekstrawagancje. Mięso też, jakby znaleźć dobrego kucharza. No i jad, nie zapominajmy o jadzie. Ech, gdybym tylko miał narzędzia…

- No to co za problem, zaciągniemy trupa tam gdzie mamy dotrzeć, tam się pewnie coś znajdzie i będziesz mógł sobie podłubać w niej ile wlezie, jak tylko masz na to ochotę. Tylko tak raczej w kilku, albo jakąś dwukółkę się skonfiuskuje. - Rzucił Szept ignorując popisówkę Eydis i podszedł do Otyugha, żeby wyciąć mu największe oko. Wolał też wbić miecz głęboko w mózg kilka razy, z taką bestią wolał mieć absolutną pewność.

Eydis zeskoczyła z truchła. Położyła rękę na złamanym skrzydle smoczydła, a -istota- objęła cielsko i powoli, nieco drżąco, podniosła kilka cali nad ziemię.

- Jeszcze kilka chwil nie potrzeba pomocy. Mogę zabrać dla was to truchło, jeśli bardzo wam zależy - rzuciła z pewnym jadem do Marcela, dając jasno do zrozumienia, że wyczuła jego lekceważenie.

Cofająca się Etsy oddaliła się już na znaczną odległość. Wielka wywerna jak i podobne jej bestie, o których czytała, były zupełnie inne, niż okazało się to w rzeczywistości. Kopniak adrenaliny w przestworzach ocucił wystarczająco, choć nie przywrócił świadomości, jak się tam znalazła. Mina wyglądała jakby najadła się wystarczająco dużo strachu by mieć dość i po prostu obrócić się na pięcie, spokojnie ulotniając się z miejsca, w którym nigdy znaleźć się nie powinna.

- Hej, hej, piękna. Nie tak szybko - Brzoskwinia skończyła otrzepywać rękaw munduru z pyłu i brudu i pokiwała na Etsy palcem - Mamy sobie do pogadania, więc nie mykaj mi tutaj. Zresztą, ta dzielnica podobno jest fatalna dla zdrowia i cnoty młodych dam… - dodała, wskazując brodą tłum gapiów, niekoniecznie wyglądających po dżentelmeńsku. Taki słowny komentarz był niestety nie wystarczający dla zdeterminowanej półelfki. Zamiast się posłuchać delikatnie przyśpieszyła swoją ucieczkę.

- [i]Stój, niewdzięczna szczerzujo! - krzyknęła rozzłoszczona najemniczka i rzuciła się od razu biegiem, usiłując dopaść oddalającą się rudowłosą.

To już poskutkowało. Dziewczyna stanęła jeżąc się zauważalnie. Usilne prośby i myśli nie sprawiły, że rozpłynęła się w powietrzu. Na złość stała ściskając oburącz rękojeść. Nie ruszała się mając też nadzieję, że w ten sposób nie rozzłości kolejnych osób.

- Rzuć to gówno - kobieta zmrużyła nieprzyjemnie oczy. Jej dłonie pozostały puste, ale prawą przesunęła lekko nad wystającą zza pasa rękojeści rapiera pełnym sugestii gestem - Coś ci wytłumaczę, moja rudziutka koleżanko. Twoje chude półelfie dupsko należy teraz do Kompani. Kolektywnie, bo wszyscy cię wyciągaliśmy z tego burdla. I albo oddam Cię tylko i wyłącznie w łapy Thuberdorfa i Grimbaka, albo zapomnij o samotnych wycieczkach. Pojęłaś? - rzuciła krótko.

Dziewczyna bardzo niechętnie rozluźniła zacisk dłoni, jakby nie chcąc uszkodzić ostrza poprzez jego wypuszczenie na twardy grunt. Pod naporem nie miała wyboru i w końcu przedmiot zsunął się z jej fartucha i upadł pod nogami. Wolne dłonie zamknęły się obronnie i przywarły do tułowia.

- Komuś się tu należą klapsy. Albo wyjaśnienia - najemniczka podparła się pod boki i uśmiechnęła się szeroko - Nie dąsaj się, Etsy. Bo to ty, prawda? - przekrzywiła głowę, przyglądając się dziewczynie uważniej - Wyciągnęliśmy Cię z podpuszczenia takich dwóch idiotów, których pewnie znasz: małego z brodą i dużego zielonego. Przy okazji mhmm… ostatecznie rozwiązując problem twojego zamieszkania i pracy. Same plusy, nie musisz więcej martwić się o czynsz… niestety przy okazji zostałaś zbiegłą niewolnicą ze współudziałem w morderstwie, więc lepiej się nie ruszaj daleko bez dobrej obstawy. Czyli nas. A skoro o tym mowa… - podeszła do dziewczyny i delikatnie popchnęła ją w kierunku reszty - To mam nadzieję że błyśniesz i nauczysz mnie tych kilku sztuczek, którymi namotałaś w głowie i serduszku biednego Thubcia… nie mógł usiedzieć nawet na wspomnienie o Tobie! - uśmiechnęła się przyjaźnie i z łobuzerskim błyskiem woku.

W głowie Etsy odezwał się głos Eydis.

~Ty wiesz w ogóle o kim mowa? Znasz tych ludzi albo Thubedorfa czy Grimbaka? Nie odzywaj się na głos. Nie daj im poznać, że do ciebie mówię. Jeśli zostałam wmanipulowana w porwanie to zaraz naprawię błąd, a później rozszarpię ich na strzępy. Więc zastanów się dobrze nim odpowiesz.

Rudowłosa nie czułą się komfortowo albo w zastanym towarzystwie albo w zastałej sytuacji. Była widocznie zmęczona i nastraszona. Wolne dłonie zarysowywały ciemne obręcze wokół nadgarstków. Usta były lekko spierzchnięte a twarz niezbyt wyraźna. Natomiast na własne imię zareagowała prawie natychmiast. Wzrok utkwiła w łysej najemniczce. Wyglądała nawet jakby słuchała, choć pod wpływem mieszanki zdezorientowania i strachu nie było to do końca pewne. Po jakieś chwili jej skupienie gdzieś rozeszło się, by wrócić z powrotem.

- S~Słuch~am…? - odezwała się niepewnie cienkim głosikiem.

- No wiesz... Sposób, jak skutecznie podrywać krasnoludów - kobieta pochyliła się nad rudą, ściszając głos - Próbuję od lat znaleźć jakiś pewny sposób i dupa blada. Klops. Porażka. A Tobie się udało. To chyba się podzielisz, prawda? - spojrzała w oczy półelfki - Bo inaczej będziesz miała we mnie śmiertelną rywalkę! - zastrzegła od razu bardzo poważnym tonem, wciąż ciągnąc dziewczynę w kierunku zwłok dwóch monstrów i jak najbardziej żywej reszty grupy.

- Nikomu nic nie zrobiłam - zaczęła się tłumaczyć nie walcząc z podprowadzaniem. - I znikąd nie uciekłam. Mieliście się do mnie nie zbliżać… Coście narobili…?

- Ej. Skup się. Krasnoludy! - syknęła Brzoskiwnia, niezadowolona, bo już doszły do reszty - Jeszcze pogadamy, nie odpuszczę ci tak łatwo - dodala szeptem, a głośno powiedziała - Randala chyba znasz, prawda? On chyba najjaśniej Ci wszystko powykłada. Randal? - zawołała maga - Czyń honory, bo nasz łup wygląda na lekko otumaniony. Nie dostałaś czasem w głowę od tej zębatej poczwary?

- Och, Etsy zawsze była nieco oporna w zawieraniu znajomości - powiedział Randal - ale skleroza zazwyczaj jej nie dolegała. Może tym razem zaszkodziło jej towarzystwo, w jakim przebywała.

- Dzień dobry, moja droga. Czyżby przeszkadzało ci nasze towarzystwo?

- Coście znowu zrobili? - powtórzyła krótko widocznie potrzebując streszczenia zdarzeń w których brała dość bierny udział.

- Uratowali przed sprzedażą do burdelu - Odparł krótko Gary czyszcząc miecz po upewnieniu się, że Otyugh będzie grzecznym, martwym ścierwem.

- Szept trafił w punkt. Reszta to tylko szczegóły techniczne. W każdym razie jesteś wolna, ten obleśny staruch nie żyje, a nędzna buda w której Cię trzymali, spłonęła. Masz teraz czystą kartę! Czy to nie wspaniałe? - kobieta walnęła półelfkę przyjacielskim gestem otwartej dłoni w plecy - Uśmiechnij się i uszy do góry, teraz możesz zacząć z nami nowe, wspaniałe życie najemnika!

Dziewczyna stała z wielkimi oczyma z trudnością mogąc uwierzyć w to, co słyszy.
- Weszliście w moje życie, zamordowaliście nie wiadomo ilu ludzi, zamordowaliście Grega... Spaliliście mój dom i wszystko, co miałam... Tylko dla tego, ze jeden brodacz w swoich urojeniach nie mógł się pogodzić z tym, że byłam dla niego tylko służką...? - mówiła nerwowo, niezwykle emocjonalnie i z łamliwym głosem. Będąc świadoma gapiów nie podnosiła też głosu, lub też nie była w stanie tego zrobić. - Nazywacie to ratunkiem...? Jesteście dumni ze swoich osiągnięć...? Od czego chcieliście mnie uratować...? Uratować od kogo? Od człowieka, który za dach nad głową, własne ciepłe łóżko i wyżywienie oczekiwał pomocy w prowadzeniu karczmy? Który był zmuszony podnieść rękę, bo któraś z nas niewdzięcznie się obijała? Czy ktokolwiek zapytał mnie o zdanie? Czy ktokolwiek zapytał mnie, czy było mi z tym źle? Czy działa mi się jakaś krzywda? Czy chcę jakiegokolwiek *ratunku*? - przerwała na chwilę by nabrać tchu - To, co zrobiliście nie było żadnym wybawieniem. Uwierzyliście w majaki pijaka, któremu podobnych były setki, a sami jesteście mordercami, których jeszcze nie doścignęło prawo - zakończyła rozpaczliwie, wzrokiem sieroty, której znany świat w jednej chwili skurczył się do łach, jakie miała na sobie. Etsy stała w miejscu. Nie miała nawet gdzie pójść. Wcześniejsze próby ulotnienia się całkowicie straciły jakikolwiek sens.

- Tragiczna historia. I co z tego? - podsumowała te wilgotne od łez wynurzenia Brzoskiwnia - Taki jest świat, przypadkowa reja spada każdemu na głowę i trzeba sobie z tym jakoś radzić, a nie się mazać. Kobieto, spójrz na to z dobrej strony - czeka cię wieeeelka przygoda! - mrugnęła okiem - A tak w ogóle, to może ruszymy tyłki do harfiarzy? Fajnie się gada, ale wolę bardziej ustronne miejsca niż środek placu z dzikim tłumem i dwoma trupami… A ty - wycelowała palec w Etsy - Nie kombinuj. Albo przywykniesz, albo nie mrugnę okiem, kiedy trzeba będzie Cię spuścić za rufą…

- Ja cię, Etsy, nie rozumiem - zabrał głos Marcel, pochylony nad ciałem wywerny. - Płaczesz za kimś, kto chciał cię sprzedać do burdelu albo bogowie wiedzą gdzie. Byłaś dla niego towarem, był gotów oddać ciebie za wór złota. Po mojemu to dostał to, na co zasłużył. Uszy do góry, teraz może być tylko lepiej.

- Najwyraźniej to było jej marzenie i dziewczyna nawet nie rozumie, że w karczmie ktokolwiek zginął tylko dlatego, że darła mordę. Co, aż tak ci się spieszy do bycia żywym towarem znowu? Widziałem już ludzi z tak silną wolą jak twoja, doskonale sprawowali się jako bydło - Dhampir podrapał się po kle. - Koniec tego dobrego, niektórzy tu mają rację, trzeba się stąd zwijać. Ktoś zna drogę? - Gary złapał truchło za jedną z łap i wskazał reszcie, by też się złapali.

- Ja - zaklinacz wyprostował się i uniósł dłoń. - Mniej więcej wiem, gdzie mają swoją siedzibę.

- No to długa - najemnicza chwyciła lekko, ale pewnie ramię półelfki i kiwnęła na Marcela - Prowadź, kapitanie!

- Puszczaj mnie, nigdzie z wami nie idę! - odezwała się starając się wyplątać z uścisku.

- Etsy - zaczęła Eydis - Ja zabiłam tylko wyvernę, więc ewentualne pretensje to nie do mnie. To ja cię wyciągnęłam. Gdy przyszłam po ciebie byłaś związana, powieszona pod sufitem jak tusza bydlęcia i zostawiona tak długo aż zasłabłaś i zasnęłaś w tak parszywej pozycji. Pół klęcząc, pół leżąc. Jak to skomentujesz? Bo to się kłóci z wizją dobrodusznego karczmarza.

Zaczepiona rudowłosa przestała się wyrywać. Prowadzona za ramię tylko obróciła głowę z wyrzutem. Kompletne olanie jej osoby jak i tego, co powiedziała w połączeniu z odbieraniem całej sytuacji jako błachą zdrażniło ją.

- Nie zrobiłby tego! - odszczekała siląc się jeszcze na dodatkowy komentarz, przy którym albo się zawahała, albo powstrzymała, albo go po prostu nie było. Jej uwagę przykuło nazwanie monstra z którym walczyła - Wy~… Wywerna? To była wywerna? - wróciła do pierwszego tematu, gdy drugi uznała za zakończony - Czy ty masz pojęcie co narobiłaś?! - zarzuciła łącząc dopiero wiedzę o skrzydlatych smokach z faktycznym zobaczeniem ich na własne oczy - Czy nie zastanawiało cię, że takie coś lata nad Neverwinter? To nie jest dziczyzna a ty właśnie zabiłaś maskotkę Neverembera! Czy wy w ogóle kiedykolwiek używaliście myślenia?! - opieprzała grupę najemników, która prowadziła ją do jakiegoś nieznanego miejsca. - A to truchło? Co to jest? Otyugh?! Ile ich zabiliście?!

- A ile trucheł widzisz? - Marcel spojrzał na rudowłosą z ukosa. - Jedno truchło, czyli jeden otyugh mniej pod miastem.

- Banda kretynów! Po cholerę tam właziliście?! Nie zastanawiało was, czemu wejścia do kanałów pilnuje straż? Przecież każdy dzieciak wie, co może go spotkać jak się tam przekradnie! Masz pojęcie ile kosztuje taki Otyugh? Całe miasto było stać tylko na dwie sztuki by nie utonąć w chlewie a wy właśnie jednego z nich zabiliście! Banda skończonych bezmyślnych kretynów! Co jeszcze dziś zamordujecie, co?!

- Rudą półelfkę - zaklinacz uśmiechnął się słodko - ale tylko jeśli nie przestanie histeryzować.

- Po co od razu mordować… - powiedziała łagodnie najemniczka - Utniemy po prostu język - w jej dłoni niespodziewanie pojawił się sztylet, a oczy nabrały ostrego wyrazu - Jeszcze jedno słowo, panienko, a nie będziesz musiała więcej martwić się, że powiesz coś w nie w porę - wyciągnęła dłoń i powolnym, pieszczotliwym gestem przejechała po ustach i szyli półelfki, zbliżając nóż do jej twarzy - No, proszę. Zrób mi tą przyjemność, piękna…

Etsy zadrżała zamykając jadaczkę. Wzrok uciekł w bok, by przez przypadek nie ściągnąć na siebie gróźb. Cokolwiek nie układała sobie w głowie - poskutkowało a najemniczka miała cichego jak mysz pod miotłą zakładnika.

Przemierzających miasto poszukiwaczy przygód znienacka otoczyły tłumy biednych mieszczan. Zaintrygowani uzbrojoną grupą kobiet i mężczyzn, którzy jednego dnia pokonali dwie potężne bestie, wyciągali dłonie w ich stronę, skutecznie utrudniając podróż najemnikom.

“Musicie być bohaterami z opowieści wujka Tobiasza!”
“Przyszliście nas uratować przed strażą i orkami?”
“Jesteście prawdziwi? Czy mogę was dotknąć?”


Dało się usłyszeć wśród potoku słów.

- To ona - Randal, któremu sława i zainteresowanie potrzebne było jak dziura w moście, wskazał na Eydis. - To ona jest tą bohaterką.

Na słowa Randala tłum zareagował wyjątkowo żywiołowo i w przeciągu kilku sekund otoczyli poirytowaną tym faktem Eydis, skutecznie przeszkodzając jej w dalszej wędrówce. Reszcie drużyny udało się wydostać na zewnątrz i szybkim biegiem ruszyli w stronę “Upadłej Wieży”.

- Ofiary z krwi i dziewic w ramach podziękowań, przyjmuję co drugi dzień - Rzucił cicho na odchodne Szept, ale wątpił by go ktokolwiek usłyszał.


 
Proxy jest offline