Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-03-2015, 19:34   #24
Tropby
 
Reputacja: 1 Tropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skał
I'm mad scientist!


- Tak w ogóle, to co cię wiąże z Luką? - zaciekawił się w końcu Henry, gdy odwrócił znudzone spojrzenie od mijanych bloków i wieżowców które z każdym portalem przez który przejeżdżali stawały się coraz bardziej obskurne i wymalowane graffiti. - Też dla niej pracowałeś, czy zgarnęła cię z ulicy albo z tablicy ogłoszeń dla najemników?
- Kiedyś nasze drogi się ze sobą zeszły… wiesz siedzę na tym pietrze już dość długo. - wyjaśnił Trevor, którego jeden łokieć wystawał po za obręb pojazdu. - Pomagałem jej rozwinąć firmę, ale potem mi się to znudziło. -dodał jak gdyby w kwestii wyjaśnień.
- Czyli pomagasz jej tylko z sentymentu? - zapytał naukowiec już nieco bardziej obojętnie. - Skoro nie masz wobec niej żadnych zobowiązań, to czemu nie wolałeś sam poszukać sobie członków drużyny do testu? Sądzisz że informatyk i bezużyteczna siostra Luki to dobry materiał na sojuszników?
- Nazwałbym to bardziej pieniędzmi niż sentymentem. Luka dużo mi zapłaci za ten test. -stwierdził uśmiechając się szelmowsko. - Równie dobrze sam bym wystarczył by jej siostrę przez niego przeprowadzić, ale potrzeba minimum czterech osób. -wyjaśnił.
- Skoro tak to nie będę narzekał - odparł Henry, wzruszając ramionami. - Przyznam że ze swoimi zdolnościami lepiej sprawdzam się jako wsparcie. Zresztą chyba mało jest latarników którzy dobrze radzą sobie w pojedynkach - zauważył, gładząc się po brodzie. - Więc mamy poinformować siostrę Luki że będziemy jej partnerami w teście i wykorzystać ten tydzień na przygotowania?
- Ano coś w tym guście. Wiesz zrobić zakupy, załatwić sprawę z oddaniem mieszkania i takie tam. -stwierdził, skręcając gładko w jakaś uliczkę. - A właśnie na czym się znasz? W sensie jakaś specjalność, czy bazujesz na swoich latarniach?
- Jak pewnie zdążyłeś zgadnąć, to poza tym że posługuję się latarniami jestem również informatykiem i hackerem - stwierdził geniusz bez owijania w bawełnę. Po chwili jednak uniósł do góry rękę z wyprostowanymi dwoma palcami na której zaczął wyliczać. - A także doktorem, szalonym naukowcem, wynalazcą, psionikiem, cyborgiem, bohaterem, podróżnikiem w czasie, kreacjonistą, cudotwórcą, no i oczywiście istotą tworzenia. A ty? - zapytał na koniec, uśmiechając się szeroko.
- Zwykłym shinsoistą który kopie w dupę na testach bohaterów, doktorów, herosów, legendarnych wojowników i takich tam. -odparł śmiejąc się szczerze. - A tak po za tym, to w swoim świecie miałem swój bar. -dodał, po chwili namysłu. - Lubiłem go.
Na to Henry uniósł do góry kciuki, wyraźnie zadowolony z odpowiedzi Trevora. Chyba był nawet pod lekkim wrażeniem, jak gdyby spotkał głównego bohatera amerykańskiego filmu akcji.



- It’s so cool! - stwierdził bez cienia sarkazmu. - Dokładnie kogoś takiego potrzebowałem jako swojego partnera. Jestem pewien że razem stworzymy niepokonaną drużynę.
- Zapewne tak. - przyznał mu mężczyzna bez cienia skromności. - A ty jesteś jej jakimś bliższym przyjacielem, czy po prostu dostrzegła w tobie potencjał do bycia niańką?
- Pewnie wy dwoje znacie się lepiej, więc możesz ją o to zapytać - odparł Henry, wzruszając ramionami. - Choć ciężko zaprzeczyć, że posiadam ukryty potencjał do wielu rzeczy - zgodził się, ignorując ostatnią część zdania.
- Przy okazji pewnie o tym wspomnę. - mężczyzna wzruszył lekko ramionami. - Jak nazywał się twój świat?
- Mój świat? - powtórzył Henry, a jego spojrzenie zmieniło się. Odwrócił wzrok od Trevora i przyłożył dłoń do brody, wyraźnie się nad czymś zastanawiając. Zupełnie jak gdyby mężczyzna zadał mu pytanie o sens życia, na co, ironicznie, Henriemu pewnie łatwiej byłoby odpowiedzieć. - To zależy co masz na myśli. Planeta na której się urodziłem nazywała się Ziemia. Ta którą próbowałem ocalić również tak się nazywała... jednak znajdowała się w innej linii czasowej. Można powiedzieć że w innym wymiarze. No i świat który stworzyłem po zagładzie jego mieszkańcy również nazywali Ziemią, ale tylko dlatego że takie wspomnienia im zaszczepiłem. Tanu i Deus nazwaliby go pewnie Światem Henriego. A dla mnie byli oni jedynymi istotami które rzeczywiście istniały poza mną. No i “nim”... istotą odpowiedzialną za zagładę i zniszczenie świata… światów w których żyłem jako człowiek - geniusz westchnął, po czym znów spojrzał na Trevora z mdłym uśmiechem. - A twój świat jak się nazywał? Spodziewam się że będziesz w stanie udzielić mi prostszej odpowiedzi.
- Nie wiem. -odparł wzruszając lekko ramionami, ale tez jak by się zamyślił. - Znaczy nigdy nad tym nie myślałem. Można by powiedzieć, że mój bar to było tak jak by jedyne miejsce w tym świecie. Co prawda budowałem go gdzie indziej ale tak wyszło… nazywał sie Różaniec, więc chyba tak tez można nazwać świat z którego trafiłem tutaj. - stwierdził zwalniając na czerwonym.
- Czyli brzmi podobnie jak mój świat - pokiwał głową Henry, odwracając twarz w stronę okna po stronie pasażera i opierając podbródek na dłoni. - Przynajmniej wiele nie straciliśmy. Tylko to co zbudowaliśmy własnymi rękami. Większość regularnych musiała poświęcić dużo więcej nim rozpoczęła wspinaczkę po Wieży - zakończył, po chwili przeskakując do innego tematu. - Powiedz, wiesz coś może o tym co się stało jakiś czas temu na trzecim piętrze? Czy raczej Z trzecim piętrem. Z tego co wiem takie rzeczy często się tutaj nie zdarzają. Zwłaszcza na tak niskich piętrach gdzie nie ma dostatecznie silnych regularnych by przyczynić się do takiej katastrofy. Jestem zaskoczony że kilku z nich udało się nawet ujść z życiem i trafić na to piętro.
- Słyszałem tylko co nie co. Wiesz...podobno piętra czasem same z siebie się rozpadają, tylko tam coś mogło pójść nie tak. -stwierdził obracając kierownicą. - W sumie niezbyt mnie to obchodzi, póki nie tyczy się mojego tyłka. Bo po co się tym przejmować? Dużo rzeczy wybucha, czy ginie w tym miejscu.
- Zaufaj mi, nic samo z siebie się nie rozpada - pokręcił głową Henry, dalej wpatrując się w szybę. - Nie w wymiarze stworzonym przez boski umysł. Coś o tym wiem. Dlatego mam złe przeczucia co do tamtej katastrofy. Jednak póki co to tylko przeczucia, więc wystarczy że jeden z nas się tym przejmuje.
- Lepiej się martw tym, czy siostra szefowej ma jakieś piwo...bo mnie suszy. - westchnął w końcu parkując na niedużym parkingu wśród bloków.


~*~

- Wiesz, od początku wydaje mi się że kogoś mi przypominasz - zastanowił się Henry, podwijając swój rękaw by wstukać na osobistym komputerku zwanym CMU kilka komend. - Choć mało prawdopodobne że wcześniej się spotkaliśmy. Niestety nawet różnorodność ludzkiego genotypu ma swoje ograniczenia. Oczywiście nie pamiętam twarzy wszystkich 200 miliardów ludzi których powołałem do życia, ale często zdarza mi się takie deja vu.
W dłoni naukowca zmaterializowała się niespodziewanie metalowa kulka wewnątrz której z pewnością znajdowało się jakieś zaawansowane technologicznie urządzenie.



Henry podrzucał ją do góry, rozglądając się dookoła, jak niczym urwis szukający kogoś w kogo mógłby nią dla zabawy cisnąć. W końcu jednak nie oberwał nią żaden bogu ducha winny przechodzień, gdyż mężczyzna z jakiegoś powodu cisnął nią w znajdujące się nieopodal przyczepy krzaki. Ktoś kto by się im bacznie przyglądał mógłby zauważyć jak liście zatrzepotały nieco mocniej jak gdyby coś się w nich poruszyło. Zaraz potem Henry skupił się z powrotem na komputerku, obserwując coś na jego wyświetlaczu z wyraźną ciekawością.
- Nie wiem czemu mam wrażenie że pasowałaby do ciebie profesja doktora… i że lepiej wyglądałbyś jako postać z mangi - stwierdził mimochodem, nie odrywając wzroku od wyświetlacza. - Pytałeś o jej imię, czy mogę ją nazywać Obiektem Eksperymentalnym #042?
- Tak,tak...mhym… - mężczyzna odpowiedział machinalnie, zbytnio zaczytany w swej gazecie by słuchać bredzenia jednego z pracowników jego szefowej. W tym czasie robocik wysłany przez samozwańczego geniusza obchodził przyczepę i zerkał przez liczne szpary i mniej liczebne okna. W środku wykrył jedną osobę, kobietę- zapewne tą którą mieli przetransportować wyżej. Ruch wywołany był tym, że poszła odgrzać sobie zapiekankę w mikrofali, po czym wróciła do kontrolera podpiętego pod komputer
- Świetnie. Wygląda na to że wszystko powinno pójść gładko - uśmiechnął się sam do siebie Henry, ruszając z wypiętą piersią ku drzwiom przyczepy do których głośno zapukał. Wygładził jeszcze raz swój kitel, przeczesał ręką włosy i starał się wyglądać na dużo bardziej profesjonalnego niż w rzeczywistości był. W tym czasie około 100 metrów za jego plecami ukryty pośród korony jednego z miejskich drzew zmaterializował się zdalnie sterowany karabin snajperski z lufą wycelowaną w drzwi przyczepy.
Przez chwilę trwała cisza, potem kotłowanie zarejestrowane tez przez drona, który widział jak kobieta wstaje. - Chwila, chwila. Ale jak to ty Strife to ci skopie dupę! - dobiegł naukowca głos, a po chwili drzwi otworzyły się z impetem.



Była to dziewczyna dość podobna do szefowej Henrego, tylko w bardziej domowej wersji - dres poplamiony sosem, wielkie okulary i potargane włosy. Spojrzała na wypinającego pierś Henrego ze zdziwioną miną.
- Nie dziękuje. -odparła by zatrzasnąć przed nim drzwi.
- Przybywam z polecenia twojej siostry, Luki - uprzedził ją naukowiec, wyciągając rękę by przytrzymać drzwi. - Henry Mason. Być może o mnie słyszałaś… - zaczął, gdy nagle przerwało mu dzwonienie telefonu który wyciągnął z kieszeni kitla, dając znać dziewczynie wyciągniętym palcem wskazującym że zajmie to tylko momencik.
- Co? Zaburzenie w kontinuum czasoprzestrzennym? - pytał swego rozmówcy wyraźnie wzburzony, choć starał się zachować zimną krew. - Gdzie? Od jak dawna? Rozumiem. Rozpocznijcie protokół teta. Czy otrzymałem autoryzację na przedsięwzięcie niezbędnych działań? Bardzo dobrze. El Psy Congroo.



Po tych tajemniczo brzmiących słowach rozłączył się i spojrzał prosto w oczy kobiety, po czym krzyknął “Padnij!” i rzucił się by wepchnąć ją do przyczepy, powalając jednocześnie na ziemię gdy nad głowami świsnął im pocisk wystrzelony z karabinu snajperskiego.
Dziewczyna krzyknęła zaskoczona skokiem naukowca i wystrzałem z broni. Kiedy upadli na ziemię obskórnej przyczepy, zaczęła okładać go pięściami po plecach, wijąc się by móc się spod niego wyślizgnąć. - Puść mnie popaprańcu! Po co moja siostra wysyła mi tu kolejnego psychola!? - darła się, wyraźnie zkonfundowana.
- Nie widzisz co sie dzieje? Uspokój się jeśli chcesz żyć - rzekł Henry, puszczając okularniczkę by zatrzasnąć drzwi przeczepy przez które w ostatniej chwili przeleciał następny pocisk, który przebił się na wylot przez ramię naukowca i poleciał dalej, by minąć o centymetry głowę dziewczyny. - To zabójca z przyszłości! - wydyszał, opierając się plecami o zamknięte już drzwi. O dziwo jednak z jego zranionej ręki nie ciekła krew, a jedynie wypływała z niej błękitna energia, zaś dziura po kuli powoli się zasklepiała. - ”Oni” dobrze wiedzą że nie pozbędą się mnie w ten sposób, co znaczy że to ty musisz być ich celem.
- Ale co, jak co, po co..eee? -dziewczyna zupełnie straciła rozeznanie w słowach naukowca. Siedziała tyłkiem na ziemi wpatrując się w niego spod okularów, jak na wariata, ale jednocześnie nie miała odwagi się podnieść. Zwłaszcza po tym jak prawie trafił ją pocisk.
- Nie bój się, wszystkim się zajmę. To nie pierwszy raz gdy mam z “nimi” do czynienia - uśmiechnął się Henry, po czym wstał na równe nogi i przybrał dość dziwaczną pozę przywodzącą na myśl superbohatera z komiksu.



- Jestem doktor Ignatius i przybyłem ze świata który sam stworzyłem, by powstrzymać czające się w mroku zło które chce sprawić by mój wszechświat i całe multiversum uległo zniszczeniu i stało się nicością - wyjaśnił, nadwyraz poważnym tonem. - Jeśli zgodzisz się zostać moją asystentką i przystąpisz wraz ze mną do testu na 5 piętro, to przysięgam na wszystko co stworzyłem że zapewnię ci bezpieczeństwo.
- Nie no kolejny popierdol… -jęknęła Lina, wpatrując się w naukowca. - Zabiję swoją siostrę przysięgam… - wyjęczała, jednak nim zdążyła odpowiedzieć na propozycję, drzwi przy otwarły się z impetem. Stanął w nich Trevor z obnażoną kataną, rozglądając się czujnie. - Słyszałem strzały… - mruknął, zerkając to na dziewczynę to na naukowca. - Wszystko w porządku?
Henry również wyglądał na zdziwionego, choć chyba bardziej reakcją dziewczyny niż resztą zajścia. Przez moment wyglądał jak gdyby się nad czymś zastanawiał, po czym przez okno przyczepy wleciał do środka niewielki metalowy krążek wyglądający na dość zaawansowane technologicznie urządzenie, który wylądował dokładnie pomiędzy trójką, a z jego czubka wyłonił się hologram przedstawiający osobę w czarnym garniturze i ciemnych okularach.



- To było pierwsze ostrzeżenie - przemówił tajemniczo wyglądający mężczyzna, głosem typowego złego agenta, nie wyrażającym najmniejszej nawet emocji. - Przestań wchodzić nam w drogę doktorze Ignatiusie, albo wyślemy więcej zabójców i rozpoczniemy eksterminację każdego kto mógłby się z tobą sprzymierzyć w twojej misji. Nic ani nikt nie powstrzyma agencji ZUS. Zapamiętajcie to sobie.
Po tym krótkim ostrzeżeniu hologram zniknął, a Henry opadł na najbliższą kanapę i udał że wyciera pot z czoła.
- To znaczy że przynajmniej na moment powinniśmy być bezpieczni… - westchnął z wyraźną ulgą. - Jednak obawiam się że Zeta Universe Society nie zostawią nas w spokoju, dopóki się z nimi nie uporam. Przepraszam że sprowadziłem na was zagrożenie.
Trevor spojrzał na niego zdziwiony, wyraźnie nie wiedząc co się dzieje. - Czy twoja szefowa cokolwiek o tym wie? -zapytał w końcu, pomagając kobiecie wstać z ziemi. Po czym dodał, już bezpośrednio do niej. - Nie wiem czy wyjaśnił Ci wszystko, ale twoja siostra wynajęła nas, byśmy pomogli zdać Ci test. -wyjaśnił, zdejmując na chwilę z głowy czapkę, by wyjąć ze środka potwierdzenie od Luki. - Wybacz to całe zamieszanie, nie wiem co się dzieje. -dodał.
- Ja też i chętnie się dowiem! -dodała dziewczyna, uznając Trevora za bardziej zrównoważonego psychicznie. - Czemu moja siostra przysyła mi kogoś, za kim podąża rzesza zabójców!?
- Nie myślałem że ujawnią się już na tym piętrze… - Henry mówił tymczasem sam do siebie, głosem pełnym niedowierzania i obawy. - Musiałem trafić do linii czasowej sigma zamiast delta. Niech to szlag! - uderzył pięścią w poręcz fotela. - Następnym razem będę musiał przekalibrować chronoblastery psioniczne i upewnić się że nikt nic nie spartaczy… - nagle zamilkł, a jego oczy rozszerzyły się i przeniósł wzrok wpierw na Linę, a potem na Trevora. - Chyba że to Oni od początku za wszystkim stali. W takim razie musieli wiedzieć że wejdę z wami w kontakt i od początku planowali się was pozbyć. Jednakże w linii sigma nie zdaliśmy testu na piąte piętro, co znaczy że aby zapobiec katastrofie musimy po prostu go zdać i wtedy powinniśmy zostać przeniesieni do właściwej linii.
- Eeee…? - obie postaci odpowiedziały mniej więcej tak samo elokwentnie. Trevor jako pierwszy odzyskał zdolności logiczniejszej mowy. - Czyli w sensie, że polują na nas? Bo ty coś tam, coś tam, kiedyś coś tam? - przetłumaczył na swoje.
- Słuchaliście co mówię? - skrzywił się Henry. - To było nie do uniknięcia w tej linii czasowej. Ale jeśli uda nam się z niej wyjść, to zmienimy przyszłość i wszyscy będziemy bezpieczni. Przynajmniej na razie…Jedyne co musimy zrobić, to zdać najbliższy test, więc lepiej skupmy się na tym. Teraz gdy wiemy że Oni zamierzają mi przeszkodzić, to dostanę szybciej ostrzeżenie jeśli pojawiłyby się kolejne anomalie w kontinuum czasoprzestrzennym, więc póki co nie musicie się o nic martwić.
- W sumie jak się nad tym zastanowić brzmi jak bonusowy quest. -stwierdziła dziewczyna. - Jeżeli będą poukrywane rare itemki to nie będę się kłócić. -dodała trochę uspokojona i opadła ciężko na kanapę obok Henriego. - To jak sie nazywacie chłopaki i ile moja siostra wam płaci? -zapytała już weselej.
- Trevor. -przedstawił się właściciel katany. - Odpowiednio dużo by nie gapić ci sie na cycki czy tyłek a robić swoje. -dodał.
- Lepiej mówcie mi Henry jeśli nie chcecie zwracać na siebie uwagi dalszych nieproszonych gości - stwierdził naukowiec, nie przejmując się tym że już się Linie przedstawił, a jego “sekretna tożsamość” została nawet potwierdzona przez agenta z przyszłości. - Mnie pieniądze szczególnie nie interesują, ale zawsze dobrze mieć drużynę której można ufać. Nawet jeśli łączą nas głównie wspólne interesy. Czyli potrzebujemy jeszcze łowcy, zgadza się? - zapytał, odpalając na swoim osobistym komputerku hologram przedstawiający coś w rodzaju listy profili regularnych. Wyglądało na to że Henry radził sobie całkiem nieźle w zbieraniu informacji, gdyż opisy oraz zdjęcia każdej przewijanej osoby były dość szczegółowe. - Niestety nie znam zbyt wielu osobiście, ale jeśli pieniądze nie grają roli to sądzę że udałoby się nam znaleźć kogoś dość silnego by przysłużył się naszej drużynie.
- Hymm ja znam jednego łowcę… - mruknęła Lina pocierając podbródek dłonią. - To debil, ale mieszkam tu z nim, i będzie mnie męczył smsami i mailami jeżeli go ze sobą nie zabierzemy. - dodała, zerkając z zaciekawieniem na listę wyświetloną przez Henrego. - Może go weźmiemy? -dodała proszącym tonem.
- Hym...sam nie wiem. -mruknął Trevor rozglądając się po przyczepie. - Jeżeli chcemy być najsilniejszą drużyną na teście, potrzebujemy porządnego łowcy, a nie jakiegoś przypadkowego przybłędy. Ja znam jednego dość wprawnego...może lepiej odezwać się do niego… - zamyślił się na głos.
- Skoro tak to problem z głowy - oświadczył Henry, wygaszając holograficzny wyświetlacz. - Jeśli obaj będą chcieli do nas dołączyć, to wystarczy że urządzimy im mały sparing i zobaczymy który z nich okaże się lepszy, czyż nie? W końcu potencjał łowcy mierzy się na polu walki, więc ich najłatwiej przetestować ze wszystkich klas.
- Masz prawko Henry? -zapytał Trevor, grzebiąc chwile w kieszeni.
- Będąc jeszcze zwykłym człowiekiem zbudowałem własnoręcznie w trzy miesiące bazę na księżycu. Myślisz że jest pojazd którego nie poprowadzę? - zaśmiał się geniusz, tym razem z jedynie lekką dozą maniakalnego chichotu. Po chwili jednak odchrząknął i przeszedł do poważnego tonu. - Ale jeśli chodzi o środki transportu, to mam przy sobie nawet własny. W czym rzecz?
- Skoro masz na karku grupę zabójców z jakiegoś tam miejsca, to lepiej byś nie siedział za długo z naszą klientką. -stwierdził Trevor. Wygrzebał z kiszeni jakaś karteczkę i długopis, po czym opierając ją o ścianę coś nabazgrał. - Tu masz adres tego mojego znajomego. Powiesz mu, że cie przysyłam i wyjaśnisz sprawę. -stwierdził, podając naukowcowi namiary.
- Brzmi sensownie - pokiwał głową Henry, biorąc od Trevora kartkę i podnoszą się z fotela. Wygładził swój lekarski kitel, po czym postąpił w kierunku drzwi przed którymi zatrzymał się na moment by znów przybrać dziwaczną pozę w stylu komiksowego bohatera. - El Psy Congroo - rzucił jeszcze, mierząc dwójkę swych nowych kompanów superpoważnym spojrzeniem. Plecami zaś otworzył drzwi i wyszedł tyłem z przyczepy, nie przerywając swej pozy dopóki te nie zatrzasnęły się z powrotem. Następnie włożył dłonie do kieszeni kitla i pogwizdując cicho zaczął oddalać się od przyczepy, a gdy zniknął za jednym z bloków do jego nogi podturlała się z powrotem niepozorna metalowa kulka, którą ten podniósł i sprawił że po chwili została zdematerializowana, zamieniając się w cyfrowe dane. Przed nim zaś z bitów i bajtów uformowała się futurystycznie deskorolka, czy też raczej latająca deska, która unosiła się kilkanaście centymetrów nad ziemią, nie wydając przy tym żadnego dźwięku.


Henry zręcznie wskoczył na nią, nawet na moment nie tracąc równowagi, a klamry na nogach automatycznie zapięły się. Chwilę później mężczyzna pochylił się do przodu, a deska wystrzeliła do przodu z prędkością dorównującą przeciętnemu samochodowi.
Podręczny komputer szybko obliczył najbardziej efektywną trasę i ustalił przewidziany czas podróży na 27 minut i 41 sekund. Jako że dzięki zdalnemu sterowaniu i komputerowi pokładowemu Henry nie musiał zwracać wielkiej uwagi na drogę, postanowił umilić sobie czas szukaniem w internecie informacji na temat Trevora oraz Liny. Nie zajęło mu długo nim udało mu się odkryć nawet tożsamość jej współlokatora i nie tylko ją. Wyglądało na to że przynajmniej raz Strifowi zdarzyło się zapomnieć o zasłonięciu kamerki gdy został przyłapany na rękoczynach. Henry chichotał złowieszczo, gdy w jego głowie formowały się już plany w jaki sposób będzie mógł wykorzystać ów "niewinny" filmik. Choć to zależało już od charakteru i przyszłych relacji z potencjalnym członkiem drużyny.
 
Tropby jest offline