Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-03-2015, 23:16   #57
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Shrie był zabawny. W całej swojej zarozumiałości, którą samce zwykły ujmować niewieście serca, on naprawdę zabrał ze sobą koszyk z łakociami! I to nie byle podsuszanymi grzybkami, czy marynowanymi robalami, ale z frykasami z powierzchni. Już widziała oczami wyobraźni jak rozkładają sobie kocyk w jakiejś grocie nieopodal Ice i odmarzając łapska i półdupki zajadają sery z winkiem i tymi soczyście czerwonymi kulkami o nazwie co jej z głowy wypadła.
Z drugiej strony tak się postarał z prezentem dla niej, że normalnie prawie się wzruszyła. Bicz musiał pochodzić z nielada kolekcji. A wyglądał na taki co to go nie na byle niewolnika wyciągano. Rączka z czarnego hebanu. Bolster spleciony z 16 skórzanych rzemieni, na jej oko ściągniętych z przynajmniej acylozaura, a kto wie czy nie jakiejś wytrzymalszej gadziny. Przeplatane żelaznymi kolcami i zakończone ostrzem przywodzącym na myśl skorpioni ogon. Chłosta czymś takim rzadko bywała narzędziem kary. Chyba, że dla tych, którzy mieliby sprzątać po tej karze. Nieee… Chłosta tym biczem była zarezerwowana do prawdziwej walki. Lub ewentualnie, co można było wyczytać z oczu młodego drowa, do niebezpiecznych zabaw w alkowie. Do tego beczułka miszkulancji leczniczych i gotowa noc pełna uniesień...
Zadawanie bólu… no co tu dużo mówić. Severine była jak każda inna. Miała z tego frajdę i takie zajebiście uzależniające poczucie wewnętrznego spełnienia. Wypite z mlekiem matki “Zadaj go jak najwięcej nim sama zaczniesz nim obrywać”. Ale zadawanie go dla przyjemności cierpiącego? To już perwersja. Pewnie musiałaby spóbować…
Łacno więc i chętnie oddała się w trakcie podróży wyobrażeniom z tym związanym, które były o niebo lepsze niż wizja targowania się z wujkiem Gregerem. Szary ponurak był fajny póki się czegoś od niego nie potrzebowało. Wtedy stawał się upierdliwy niczym krosta na czole i znienawidzony niczym wałek na boczku. Z ulgą więc odsunęła go od swoich myśli i całkowicie ignorując Shrie, wdała się w luźną i pozbawioną większego sensu rozmowę z tormtorskim sierżantem. I gdy właśnie miała się dowiedzieć w jakiż to interesujący sposób tak przystojne niziny armijne spędzają wolny czas… dostrzegli ciało. Potem drugie i trzecie… I wreszcie te przedziwne stworzenia o pięknych bursztynowych, psich oczach i zroszonych krwią gadzich paszczach.
Orki na niewidoczne dla niej polecenie sierżanta natychmiast ustawiły się frontem do potworków tworząc mur z czterech wysokich pawęży spomiędzy, których wyjrzały włócznie. Nim jednak sam sierżant i Shrie wymierzyli swoje kusze, podniosła rękę, żeby się wstrzymali z atakiem.
- Trzeba schwytać przynajmniej jednego - powiedziała cicho.
Stwory wyglądały potencjalnie groźnie, ale w głowie Severine w jednej chwili zaświtało kilka myśli na raz. Może nawet więcej niż kilka. Ale najbardziej decyzjotwórczą z nich wszystkich była ta podyktowana ciekawością. Co to u licha były za cudactwa? Jakieś nowe duergarskie psy gończe? Czymkolwiek były, żywe znacznie bardziej rozbudzały ciekawość niż martwe…

Podeszła do orków zrównując się z nimi. Standardowo uzbrojona w swój tradycyjny bicz poganiacza i w płomienny kańczug, który jak na ironię z Ice pochodził. Ten najnowszy celowo czekał schowany przy Lapisie. Celowo. Dla uroczego Shrie.
Wyjęła z torby podróżnej kawałek wędzonki z rotha i powolnym ruchem rzuciła w kierunku stworzeń. Nie była to co prawda ambrozja drapieżników... jak choćby świeża dymiąca jeszcze w chłodzie Podmroku krew. Ale zawsze coś innego niż skóra i kości tych zarobaczonych chudzielców. Plan był prosty. Nie spłoszyć potworków przedwcześnie. Pierwszego, który się zbliży obezwładnić batogiem poprzez spętanie przednich odnóży i metodyczne podcinanie ich. Resztę spłoszyć. Względnie wybić do nogi jak się te cuda będą stawiać…

Psy nawet nie obejrzały się na rzucony im ochłap. Przez krótką chwilę po tym jak zaprzestały mlaskania i łamania ogryzanych kości po prostu patrzyły swoimi dużymi ślepiami na intruzów. Chwilę później z jednej z gardzieli dał się słyszeć nie zwiastujący niczego dobrego pełen jakiegoś dysonansu warkot. Inne natychmiast poszły w ślad i jeśli na początku można było się łudzić, że to tylko padlinożerne wybryki jakiegoś duergarskiego zagonu, to teraz nie było już wątpliwości. Ktokolwiek je stworzył, miał na myśli zabijanie. Koło Severine, nie wiedzieć kiedy, pojawił się Shrie. Drowka pozwoliła dzierżonemu w prawicy biczowi poganiacza, rozwinąć się i opaść na skały. Psy ustawiły się jak przed atakiem. Na podkurczonych tylnich odnóżach i rozłożonych szeroko przednich. Gotowe wyskoczyć przed siebie. Nie dały długo na siebie czekać. Szczęknęły dwie cięciwy. Trzasnął w powietrzu bicz. Grzmotnęły chitynowe cielska o tormtorskie pawęże orków. Coś zaskamlało, któryś z orków warknął boleśnie.
Severine jednak całą potyczką się nie interesowała. Była teraz Szlachetną Severine Tormtor i zafajdanym obowiązkiem przydzielonego patrolu było planowanie ochrony jej arcycennego życia. I nader chętnie wypełnianie go im pozostawiła. Samemu zajmując się tylko tym co sobie umyśliła. Złapaniem tego ślicznego potworka.
Zobaczyła jak jej cel jeszcze przed skokiem zostaje pochwycony batem za jedno z odnóży. Pies wybił się w powietrze i niemal od razu gruchnął na skały ściągnięty mocnym szarpnięciem drowki. Lewą ręką rozwinęła ognisty bicz i uskoczyła na bok odsuwając się od środka pola walki. Jej oponent, najbardziej plamista z tych hybryd, by nie rzec wręcz, że łaciata, szybkim zrywem podniósł się na nogi i zębami spróbował chwycić za założoną uwięź. Co ponownie skończyło się upadkiem gdy Severine szarpnęła za bat. Druga lekcja przyniosła efekt. Tym razem pies nie próbował się wyrwać. Skoczył w stronę drowki i wyhamował dopiero gdy ognisty kańczug świsnął mu przed samym łbem. I ponownie rymsnął na kamienie. Tym razem z pewnością już znacznie boleśniej, bo zrzucony półtora metra niżej. Severine doskoczyła do gramolącego się na nogi stwora i skróciwszy chwyt ponownie szarpnęła.
Nie był zbyt zręczny. Ani specjalnie silny. A zwiększona szybkość nie rekompensowała mu tych strat w walce z doświadczoną treserką. Przygwożdżony wydał z siebie wściekły ryk i… padł nieruchomo na skalne podłoże.
Zaskoczona takim obrotem spraw Severine nieufnie podeszła do psa. Niektóre rasy jako taktykę stosują udawanie trupa, o co teraz podejrzewała stwora. Nieśpiesznie i bardzo ostrożnie nachyliła się nad stworzeniem gotowa odskoczyć. Niespecjalnie interesowały ją odgłosy nadal trwającej obok walki. Wiedziała już, że zagrożenie nie było specjalnie duże. A w każdym razie nie dla uzbrojonych żołnierzy Tormtor. Cóż to więc był za gatunek? A może efekt średnio udanych transmutacji? Albo sekretnych krzyżówek wsobnych? Duergarskich? Raczej nie. Estetyczność nigdy nie była mocną cechą szaraków, a w tych stworach mogłaby się zakochać. Ostrożnie okręciła w swoją stronę pysk stworzenia. Wykrzywiony w agonalnym bólu śmierci. Stworzenie więc nie udawało. Umarło. Niestabilna transmutacja? Czy może magiczne uwarunkowanie?.

- To nie było mądre - karcący ton w głosie Shrie był niemal wzruszający - Gdybyś ty była ich celem i nie zainteresowałyby się orkami, niewiele by z ciebie zostało.
- Mhmmm - kiwnęła głową - Iście marnie to świadczy o Twoich możliwościach chronienia mnie na najbezpieczniejszym i najnudniejszym szlaku handlowym wiodącym z Erelhei-Cinlu.
Trudno było nie dostrzec krwawej posoki na jego rapierze, oraz dwóch psich trucheł nieopodal. Orki właśnie kończyły z ostatnim.
- Ogłuszyć bydlę! - krzyknęła na orków, ale było już za późno i zieleni tormtorczycy mogli już tylko gapić się jak osaczone stworzenie, przez chwilę zwija się z bólu poczym pada bez życia na skały.
Już nawet nie musiała wskazywać młodemu drowowi tej sceny. Też zauważył w czym rzecz.
- Widziałaś kiedyś coś takiego?
Orki niepewnie trącały truchło.
- Nie - odparła po chwili po czym ruszyła w kierunku sierżanta - Zabieramy dwa ciała tych stworów ze sobą. Tamto i tamto. Resztę ukryć w załomach. Ruszamy!

W ambasadzie miała zamiar zakonserwować jedno z ciał tak by nie zaczęło gnić przez kilka dni przynajmniej. Drugie planowała pokazać Gregerowi.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline