Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-03-2015, 11:25   #316
Gob1in
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Mortensen starał się zachować spokój, więc zamiast gorączkowego rozmyślania o tym, co powiedzą hrabiemu po prostu przyglądał się kasztelowi. Nie dostrzegał tutaj przepychu, ale bieda także nie piszczała po kątach. Ot, prowincjonalny dworek prowincjonalnego władyki nie zajmującego się wielką polityką i stąd nie mającego zbyt wielu wrogów, nie licząc wiecznie zazdrosnych sąsiadów.

Gdy już zbliżyli się do hrabiego nie mógł nie docenić widoku, jaki rozpościerał się przed nimi. Taak - tacy jak hrabia mogli sobie pozwolić na coś równie wspaniałego, co nie umniejszało gustu tego, kto wybudował kasztel. Góry były piękne bez względu na porę roku.

Przeniósł wzrok na włodarza. Przez krótką chwilę próbował znaleźć w nim potwora, który krzywdzi miejscową ludność, sprzyja odmieńcom i para się plugawą mocą. Nie uszło jego uwadze świeże skaleczenie na dłoni hrabiego, jak również to, że zmęczony był okrutnie, co pasowałoby do nocnego powrotu dwójki mężczyzn, których śladem podążali. Czy były to przekonujące dowody na to, że to właśnie hrabia był na miejscu potyczki z mutantami? Nie mieli pewności, że strzały wyrządziły widzianej dwójce jakąkolwiek krzywdę. Hrabia mógł po prostu skaleczyć się podczas hulanki, czy też udowadniając swą wyższość bogom ducha winnej służebnej dziewce. Z drugiej strony woźnica rozmawiał o tym, że podwoził kogoś stąd.

Søren postanowił grać rolę, o jakiej wspominał wcześniej. Nim przemówił, skłonił się nieco, nie okazując przy tym bojaźni i nadmiernej gorliwości. Nie był w końcu poddanym hrabiego.
- Przychodzimy z Behemsdorfu. - Zaczął. - Nie dalej jak trzy dni temu sołtys Jost poprosił nas o pomoc w wytropieniu zwierza, który na podróżnych na trakcie dybie, pozostawiając tylko porozrywane zwłoki i mnóstwo krwi dookoła. Wilczur, ich myśliwy, mówił, że ślady łap ogromnych widział, jakby wielkiego niedźwiedzia albo i przemieńca jakiegoś, zwierzołaka znaczy się. - Popatrzył na rozmówcę. - My od razu zgłosili się, bo przecież żadnych przemieńców nie ma, tylko baby bojaźliwe dzieciom bajdy do poduszki opowiadają, coby grzeczne były i same w las nie lazły. A niedźwiedź to niedźwiedź i choćby nie wiem jak duży, to ubić go można. Do tego sołtys wespół z kapłanami nagrodę sowitą pięciu złotych koron z samiuśkim Karlem Franzem obiecał, to my w try miga wzięli co trzeba i w las poszli, zapytawszy tylko Wilczarza, gdzie ostatnio owe ślady widział. - Zaczerpnął tchu.

- Bestyja jednak sprytna jest i dzionek cały z hakiem zeszło, nim na trop niedźwiedzia trafiliśmy. - Kontynuował. - Za to trupa sarny rozwleczonego dookoła, jakby kto się nim bawił, a nawet jakiegoś nieszczęśnika znaleźlim. Ledwo było poznać człowieka, bo głowę mu... o tak... - tu pokazał sugestywnie - oderwało i obie ręce ode ciała odjęło. Musiał go gonić czas jakiś, bo niczego przy nieboszczyku nie było, ani broni, ani prowiantu, ani niczego, co na szlaku potrzebne. Widać zdybał go podczas popasu i nieszczęśnik uciec próbował.

- Koniec końców udało się go wypatrzyć na północ od Białej Skały. No i tutaj muszę przyznać Wilczarzowi rację - bydlę wielkie, kudłate i tylko przekrwionymi ślepiami na boki łypało. Aż ciarki człowieka przechodzą, daję słowo! Ale, jak już mówiłem panu hrabiemu, niedźwiedź to niedźwiedź, a każdego niedźwiedzia ubić można, choćby w ludzkim mięsie gustował. - Zapewnił solennie. - Więc my go podeszli i sidła zastawili, ale nim udało się go w odpowiednią stronę zagnać bestyja spłoszyła się, bowiem traktem w kierunku wsi, Behemsdorfu znaczy się, kompanija jakowaś podążała. Najmici, dezerterzy, albo nie daj Sigmarze zwierzoludzie myślę sobie, bo ryczeli głośno i jakoś tak... dziwnie. Nie zdążyli my wywiedzieć się co i jak, tylko ruszyli my za niedźwiedziem, zanim w wysokich górach nam umknie. .

- Niestety niedźwiedź musi dobrze te tereny znać, zupełnie inaczej od nas, przebywających tutaj krótko przecież, bo zdradzić mogę panu hrabiemu, że my do stolicy, do Altdorfu idziem, albo i dalej na południe, do Nuln. Zawsze my chcieli wielki świat zobaczyć, a powiadają, że w Altdorfie człowiek za potrzebą do komórki nie chodzi, tylko w domu każdy latrynę ma i to taką, że dołka pod nią wykopanego nie ma, jeno... aaa... jaśnie pan pewnie nie o tym chce słyszeć. - Zreflektował się, uśmiechając przepraszająco. - No i bestyja jednak w góry poszła, to i my poszli za nią. Zupełnie jakby wiedziała, że jej tropem idziemy. Wczoraj przed zmierzchem wiedzieli my ją jeszcze, jak w tę stronę szła, wstalimy ranuśko, jeszcze nim słonko wzeszło, ale po niedźwiedziu ani śladu. No to przyszlim do wsi zapytać, czy kto nie widział bydlaka i ostrzec, żeby kobiety i dzieci na siebie uważały. - Zakończył wreszcie, ponownie skłonił głowę i czekał na reakcję hrabiego.

Paplanina Sørena miała na celu przekonanie rozmówcy o czystych intencjach dwójki myśliwych, a wplatanie w opowieść znanych z Behemsdorfu osób, a nawet wzmianka o dostrzeżeniu zwierzoludzi (którzy tak naprawdę byli odmieńcami, ale nieprecyzyjny opis uprawdopodobniał informację, że tylko ich widzieli lub słyszeli, a nie brali udziału w żadnej potyczce zbyt zajęci tropieniem spłoszonego niedźwiedzia) miały na celu uprawdopodobnić wersję przedstawioną przez Mortensena. A im więcej prawdziwych informacji w zmyślonej opowieści, tym łatwiej było historię obronić, jeśli ktoś próbował znaleźć niepasujące elementy.

Za chwilę okaże się, czy hrabia dał się nabrać.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline