Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-03-2015, 19:58   #2
Nami
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Więzienie. Czy to już kiedyś się nie działo? Normalnie pewnie rzuciła by się na kraty krzycząc, że to nie ona, że jest niewinna... ale próbowała tego chwytu poprzednim razem i nie zadziałał, więc niby czemu miałby działać teraz? Kiedy wepchnięto ją beznamiętnie do celi, a jej kraty się zasunęły, kobieta westchnęła głośno, jednak nie była zła. Może bardziej znudzona tą powtórką z rozrywki? Ciekawe jak często będzie jej się to przytrafiać, bo może nie warto planować wakacji.
Czarnowłosa odwróciła się na pięcie i niespiesznie podeszła do krat. Musnęła jeden z prętów palcem, po czym wsunęła lekko dłoń przez szparę i chwyciła mocno zimną, stalową rurę, przytulając się do krat z namiętnością.
- Jestem niewinna? - powiedziała głośno, lecz zupełnie bez przekonania, bo przecież kogo miała przekonywać, skoro strażnik, przypominający klona innego strażnika, odwrócił się już dawno tyłkiem do niej i po prostu sobie poszedł. Głowa Cassandry opadła w dół jak bezwładna, aż broda uderzyła o jej klatkę piersiową. Postanowiła nie popełniać błędów przeszłości i pierwsze co zaczęła robić, to myśleć nad pismem z prośbą o przepustkę. Przecież nie miała zamiaru tutaj siedzieć w nieskończoność. Sunąc ospale po swojej minimalistycznej celi, zastanawiała się nad powodem, który pozwoliłby jej na wyjście z tego obskurnego miejsca. Zdjęcia znajomych wiszące na ścianie w ogóle jej nie pocieszały, wolałaby gdzieś się z nimi szlajać, albo po prostu pójść do pracy (ciekawe czy będzie ją miała gdy stąd wyjdzie).
- Zwracam się z prośbą... - zaczęła chwytając kartkę z biurka oraz leżący obok ołówek. W sumie mogłaby poprosić o długopis, ale za długo by to trwało, bo Ci strażnicy są zbyt leniwi i tacy flegmatyczni - ...o przyznanie przepustki. Prośbę swą motywuję faktem, iż w domu zostawiłam warzącą się truciznę i byłoby mi niezmiernie przykro, gdyby ta nagle wybuchła i rozsadziła cały blok zabijając tą biedną starszą Panią spod czwórki i jej stado kotów. Będę wdzięczna za pozytywne rozpatrzenie mego podania w jak najkrótszym czasie. - pisząc swój tekst na jej twarzy malowała się niesłychana powaga. Nawet brew jej nie zadrżała, ani warga, kiedy pisząc jednocześnie czytała to na głos - Jak widać po powyższym powodzie, trochę mnie nagli - dopisała jeszcze, jako wisienkę na torcie. Miała nadzieję, że wyjdzie stąd dziś, no może jutro.

*** Dwa tygodnie później ***

Cassandra zaczęła gnić w więzieniu. Już czuła smród własnego ciała, albo to ta pościel tak śmierdziała, jeszcze po poprzednim lokatorze. Nie była pewna, ale i nie miała w zamiarze tego sprawdzać. Leżała plackiem na łóżku, totalnie zrezygnowana i pozbawiona nadziei. Przecież powód, jaki znalazł się w jej podaniu z prośbą, w tym momencie stracił już sens. Jak to się mówi "już po ptakach". Jakby miało wybuchnąć, to by pierdyknęło i nic by nie pomogło, a już tym bardziej wyjście kobiety na wolność. No chyba, że ją wypuszczą, wcisną miotłę w dłoń i "leć stara, sprzątać swój bajzel". Na samą myśl czarnowłosej aż zrzedła mina, zrobiło jej się tak niewyobrażalnie smutno, że aż pociągnęła nosem i przekręciła się na bok podkulając nogi, by zachować wokół siebie ciepłotę własnego ciała. Przymknęła oczy oddychając spokojnie i równomiernie. Niczym się nie stresowała, bo przecież nie miała już czym. Skoro siedzi tutaj dwa tygodnie, to kolejne dwa nie zrobią większej różnicy. W sumie to przyzwyczajała się już do tego miejsca, na pewno było tutaj lepiej niż na zewnątrz, na misji. Czemu znowu na nią musiało trafić? Czy będą ją łapać i puszczać na misję za każdym razem, gdy którąś z nich przeżyje? Więc może tym razem powinna dać się zabić? Była jeszcze jedna możliwość, w sumie mogła to pokochać. Choć trudno jest kochać coś, do czego miłością się nie pała, a wiadomo, że zmuszanie kogoś do czegokolwiek nigdy na dobre światu nie wyszło! No dobra, może poprzednim razem się udało, ale zazwyczaj nie ma tak dobrze. Tym razem wszyscy umrą, Cassi była tego niemalże pewna, to też coraz bardziej zaczęło zależeć jej na tej przepustce, która przepadła wraz z upływającym czasem.
- Wyłaź, masz dwadzieścia cztery godziny. - zadudnił basowy głos strażnika, który szybkim ruchem rozsunął kraty i stanął obok wyjścia, nie racząc dziewczyny nawet swym spojrzeniem. Był obojętny i bezpłciowy, zupełnie niegodzien zapamiętania, całkowicie nijaki. Jednak kobieta, zaskoczona, lecz równocześnie rozanielona, zerwała się z łóżka i mimo, że zdzieliła się łbem w szafkę, to radośnie z guzem na głowie wyskoczyła z celi tanecznym krokiem. Wolała nie zadawać pytań, bo jeszcze by ktoś zmienił zdanie!

*** Na przepustce ***


Cassandra gapiła się z otępieniem na ściany pokryte starymi gazetami z lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Nie myślała o niczym konkretnym, bo nie była już w stanie myśleć. Głowa od czasu do czasu samowolnie jej opadała, mimo iż powieki nie chciały się zamknąć. Gapiła się przed siebie, zapominając już nawet co tak naprawdę tutaj robi. W swej smukłej, albo wręcz chudej, dłoni trzymała ciężką szklaneczkę z whisky i colą, którą dla bezpieczeństwa oparła na blacie barku, przy którym to postanowiła spocząć. Obraz przed jej oczami był istnym pokazem klatek w postaci zdarzeń. Ktoś przechodził obok, a po chwili znikał, zupełnie jakby się teleportował. Barman sięgał po butelkę z alkoholem, a następnej sekundzie nie było go już przed jej oczami. Kobieta potrząsnęła głową i na barowym stołku obróciła się tyłem do baru, przy okazji opierając o niego plecy. Szklanka z trunkiem zdawała się wymykać z jej wąskich paluszków, zupełnie jakby miała zaraz niepostrzeżenie umknąć, albo wręcz uciec jak najdalej od nietrzeźwej już damy. Godzina co prawda była późna i nasza towarzyszka miała prawo być już w stanie nie do odratowania, jednak sama siebie nie miała zamiaru usprawiedliwiać, wręcz nie przyznawała się do tego, co się dzieje przed jej oczami!
- Cassandro? – męski głos spłynął do jej uszu jakby z zaświatów. Kobieta pomrugała oczami w dość szybkim i zabawnym tempie, po czym z głębokim wdechem i uprzednim odchrząknięciem obróciła głowę w bok i spojrzała w kierunku, z którego zdawało jej się dochodził głos
- Tak? – spytała siląc się na inteligenckie spojrzenie jak i niegłupią minę poważnej pani magister. W efekcie tego ogromnego wysiłku zachwiała się na stołku i czknęła głośno, automatycznie gwałtownym ruchem ręki przysłaniając usta. Oczywiście już po fakcie. Chłopak przed nią zamigał jej przed oczami w postaci klatek obrazu. Raz miał rękę przy głowie, chyba się po niej drapiąc, a w drugiej sekundzie ta ręka już trzymała szklankę z trunkiem czarnowłosej. Co jest do kurwy, matrix?! pomyślała, lecz zanim to uczyniła w pełni, jej alkohol stał już odłożony na blacie baru. Kobieta zwinęła usta w podkuwkę, zmarszczyła mocno brwi, a następnie wstała gwałtownie ze swojego siedzenia, przez co mocno się zachwiała i niemalże wpadła na chłopaka, który po nią przyszedł. Ten jednak niewzruszony zaśmiał się głośno, acz krótko.
- Urocza jesteś w takim stanie – wypalił uśmiechnięty od ucha do ucha, jakby ta sytuacja mocno go bawiła, a może i nawet nakręcała? Bywają i tacy dewianci, którym podoba się podpita kobietka, taka do zaopiekowania i odprowadzenia do domu. A może i pod pościel?
- Weź wyjdź. – burknęła mało bystrze odpychając się od niego silnie, by przyjąć wyprostowaną postawę. Nos zadarła wysoko i próbowała spojrzeć na niego z góry. W sumie w tych szpilkach, co to je dziś nałożyła, wyczyn ten był niemalże osiągalny, gdyż wzrost mieli zbliżony. Kącik ust Cassandry uniósł się zuchwale, toć to nie mogła pokazać, że jest gorsza od tego „f a c e t a!”.
- Jedyny stan, w jakim jestem, to w stanie by stąd wyjść! – o, teraz mu pocisnęła! Trzeba przyznać, że myślała nad tym trochę i nim to powiedziała, trochę pomlaskała, zwilżyła usta, swoim wcześniej odstawionym nie-przez-nią drinkiem i po raz kolejny westchnęła nabierając powietrza w swoje płuca, choć wyglądu jej piersi to nie zmieniło, jedynie klatka piersiowa nieco się nadęła. Kobieta założyła ręce na biodrach pokazując swoją otwartą jak i pewną siebie postawę po czym postanowiła, że sama opuści pub, bez znajomych, z którymi tutaj przyszła, bo na co jej oni! Zosia Samosia potrafi sobie radzić i nie potrzebuje ani niań, ani opiekunek, ani nikogo innego.

Światło niespodziewanie błysło jej przed oczami, oślepiło. Kobieta zachwiała się, nie pierwszy raz tej nocy, i upadła do tyłu, prawie obijając sobie pośladki o krawężnik. Zamiast jednak „bólu dupy”, poczuła jak ktoś ją łapie, pod jedną jak i drugą pachę. Najwyraźniej nie była sama, wręcz była z jakimiś dwoma osobami. Ale gdzie, jak, kiedy? Przecież przed sekundą wyszła z pubu, o co chodzi? Postacie na ulicy migały jej przed oczami prawie tak samo, jak przed barem, jednakże tym razem te klatki obrazów były bardziej intensywne. Docierała do niej połowa informacji, nie tylko wizualnej, ale także audialnej. Nie potrafiła zrozumieć słów, które docierały do jej przewodu słuchowego, jak i nie potrafiła rozróżnić całokształtu świata widzianego, ani ludzi, ani krajobrazu. Była nieco bezwładna i bezsilna, sama chyba niewiele potrafiłaby zrobić. Czy w tym momencie na pewno pomagają jej przyjaciele?
- Puszczaj mnie! – wydarła się w panice, kiedy serce zabiło jej o stokroć mocniej, a puls przyspieszył do granic możliwości zakrawając o arytmię. Szarpnęła się niedbale, mimo wszelkich starań, jednak uścisk mężczyzn był zbyt pewny, mocny i najwyraźniej trzeźwy. W porównaniu do jej siły, nie mieliby z kobietą żadnych problemów, mogli zrobić co tylko by chcieli, choć czy ciemnowłosa była aktualnie w stanie, by prawidłowo ocenić tę sytuację?
- Co za szajbuska, prawie pod busa wpadła, a teraz ma pretensje! Ona ma magistra?! – fuknął jeden z mężczyzn podnosząc Cassandra za jedno ramię, w tej samej chwili, kiedy jego kolega starał się uczynić to samo z drugiej strony, stojąc po przeciwnej części ciała dziewczyny. Szarpali ją nieco bez czułości, ale zamiary mieli szlachetne! Najpierw planowali postawić ją do pionu, bo w takiej zwisającej pozycji, wiercąca się jak pies z robalami w tyłku, była po prostu nieznośna.
- Daj jej spokój, przecież widzisz, że nie ogarnia! – skarcił swojego towarzysza stanowczo. Nie miał zamiaru pozwalać by ktoś kpił sobie z jego przyjaciółki, która i tak ma problem, aktualnie z samą sobą.

Kolejny blask światła walnął ją po oczach. Tym razem nie towarzyszyła mu też głośna trąbka i huk przejeżdżającego, ciężkiego pojazdu. Dopiero teraz sobie przypomniała, co mniej więcej się stało i co słyszała, przedtem rozmywało jej się to przed oczami, a teraz? Teraz jedynie mucha latająca po pokoju wydawała się być wrogiem numer jeden, na całym tym bożym świecie.
Kobieta leżała w łóżku, skronią, policzkiem i żuchwą przylegając do mięciutkiej poduszeczki, powleczonej w nieskazitelnie białą poszewkę. Usta Cassandra były lekko rozdziawione, a bokiem ulatywała jej strużka śliny, w ilości zdecydowanie skromnej, jednak wystarczająco długo się sączyła, by zamoczyć poduszkę. Dopiero po dobrym przebudzeniu się, kobieta zamknęła usteczka wciągając resztki śliny i zamlaskała soczyście. Przeciągnęła się wyciągając ręce wysoko nad głowę oraz przekręcając całe swoje ciało na plecy. Potem tylko leniwie przetarła kącik ust zewnętrzną stroną dłoni, ścierając z nich swoje własne płyny ustrojowe, które na pewno nie nadawały jej seksownego wyrazu twarzy, zaś oczy pandy jedynie nadawały jej całokształtowi dosyć żałosnego wydźwięku. Rozmazana, obśliniona i całkowicie nieżywa, opuchnięta z worami (jak i tuszem do rzęs oraz kredką, której czerń znajdowała się już nawet w okolicy kości policzkowej) pod oczami, zamaszyście machnęła ręką odkrywając się i odrzucając kołdrę na bok. Chyba czas wstawać.
- Ciekawe, czy dobrze się bawiłam... – wysepleniła z suchością w ustach, a jej powieki ponownie spowiły słodkie, szare, zmęczone oczka, pozwalając organizmowi na ponowną drzemkę.

*** Aktualne zdarzenia, ta sama doba ***


Piękny samolot, wygodne fotele, w końcu bez kajdan i tego mocno śmierdzącego uniformu, fujka! Naprawdę, mogliby częściej dawać ciuchy na zmianę, bo czy to facet czy babka, pot po prostu śmierdzi i żaden dżender tego nie zmieni. Kobieta siedząc mocno wyprostowana, zupełnie jakby chciała wypchnąć na przód cycki, których nie miała, jednocześnie wykonała pełen obrót karku, mocno napinając jego mięśnie, aż poczuła miłe rozluźnienie kręgów szyjnych.
Cassi mierzyła 174cm wzrostu, ważyła około 49-50kg. Te suche dane same w sobie jednoznacznie podkreślały, że sama dziewczyna była po prostu „sucha”. Cycków u tej kobiety nie stwierdzono – półżart. Piersi jej były po prostu malutkie, niewyróżniające się, mało dostrzegalne, choć czego innego się spodziewać, po osobie o tak wątłej posturze? Buzia kobiety była smukła, choć niewydłużona. Miała wysokie czoło, dlatego też zakrywała je wodospadem włosów przyciętych w niedbale wystrzyżoną grzywkę, kończące się na dużych, szarych oczach, bądź jeszcze przed nimi, na ciemnych, zadbanych brwiach. Szare tęczówki komponowały się hipnotyzująco wśród otaczających je długich, choć niekoniecznie gęstych, rzęs. Żuchwa wyrazista, a jej kąt mocno zarysowany patrząc z profilu. Nosek był mały, niezadarty ku górze, naprawdę zgrabny, zaś usta długie, z górną wargą bardziej wąską niż dolną. Można by powiedzieć, że buzia tej dziewczyny była jej jedynym atutem lub też wadą – w końcu była zapamiętywalna, charakterystyczna, bardzo łatwo było o to, by utkwiła komuś w pamięci. Ową buźkę otaczały długie włosy, niespięte sięgały do kąta dolnego łopatki, jednak Cassandra dziś spięła swoje włosy tak, że zdawały się być pięknym kokiem z opadającymi kaskadami kosmyków.
Kobieta lubiła stonowane kolory, toteż taki ubiór wybierała dla siebie – stonowany. Najczęściej miała na sobie garderobę w barwach czerni, szarości i bieli, bardzo rzadko, jak nie niemalże wcale, miała na sobie coś, co miało głęboki kolor. Uszedł jeszcze ciuch, o ile skórzany, koloru brązowego, ale to był już wyjątek. Aktualnym jej ubiorem były czarne, wąskie spodnie, materiałem przypominające lateks. Szary top na tors, zaś wierzchnie narzucona skórzana, czarna kurtka. Buty w stylu workerów, przypominające glany, na niskiej, acz grubej podeszwie z podwyższeniem w okolicy pięty, tzw obcas. Buty te jednak, mimo owego obcasa, były naprawdę ciche, wygodne i lekkie, idealne na długie podróże jak i krótkie wyjścia… Albo by otworzyć drzwi z kopa. Takie funkcjonalne! Kwestie bielizny pomińmy, to chyba już prywatna sprawa tej kobiety.
Nie mniej jednak, mimo tej pięknej otoczki, dzisiaj kobieta wyglądała, mówiąc delikatnie, jak niedzisiejsza. Oczy nieco podkrążone, choć próba zatuszowania tego makijażem wyraźnie widoczna. Nie to, że się nie udał, ale taką noc będzie jej trudno zamaskować. Można było dostrzec, że kobieta wzrokiem pożerała butelkę, która przed nią stała, gapiła się na nią jakby zafascynowana i choć próbowała to ukryć, nie udawało jej się. Wzrokiem błądziła między butelką, aktami, a dwójką nowych osób, wciąż jednak milczała, co mogło stać się wkurzające. Noże już podane, goryl stanął udając posąg Venus z Milo, a ta czarnowłosa baba z podkrążonymi oczami wciąż milczy. W końcu po długich próbach walki ze sobą spojrzała na dwójkę skazańców i odchrząknęła.
- Ciekawe jaki to ma skład. - jej głos wydawał się być zmęczony, susza jednak wygrała. W swe smukłe dłonie chwyciła szklaną butlę i zaczęła na waszych oczach ją oglądać. Chyba nawet na serio czytała etykietę, z trudem przełykając ślinę, która prawie utknęła jej w gardle.
- O, 0,75 litra! - dodała uradowana od ucha do ucha i odkręciła butelkę. Z początku siliła się na kulturkę, nalewając sobie tylko pół szklanki, jakby chciała zachować pozory. W rzeczywistości jednak miała ochotę zjeść butelkę wraz z zawartością, a w sumie szczególnie wraz z nią. Szkło by po prostu jakoś zdzierżyła, a co! Jednym ruchem wydoiła wszystko, co znajdowało się w szklance i dopiero teraz otworzyła akta. Chyba pierwszy raz miała takie coś w ręku i brała odpowiedzialność za coś takiego! Właściwie, na dzień dzisiejszy jej to aż tak nie fascynowało, bo przecież w nocy prawie ją bus walnął, także no. Te akta w porównaniu z tamtym to słaba forma zabawy.
- Ciekawe. - mruknęła, mimo iż nie przeczytała póki co ani linijki. Po prostu przerzucała kartki udając, że czyta, a druga ręka co chwile nalewała napój do szklanki, który znikał stamtąd szybciej niż się pojawiał. Chyba dopiero gdy komuś puszczą nerwy, przejdzie do rzeczy, jednak jeśli to się nie stanie, będzie musiała prędzej czy później. Już sobie wyobrażała jak dostaje od kogoś kopa za swoje lenistwo i brak zaangażowania. Postanowiła więc zacząć działać na poważnie!
- Przede wszystkim, fajnie, że jesteście! - zaczęła głupim tekstem ciesząc się przy tym. Właściwie, jeśli chciała ich do siebie zrazić, to chyba była na dobrej drodze ku temu. Prawda była taka, że nie miała tego w zamiarze, to kac morderca nie ma serca, a jej kazano myśleć akurat dzisiaj. Cassandra chwyciła dyskretnie butelkę i wstała z fotela.
- Więc pewnie zastanawiacie się, co się tutaj do cholery dzieje. - dodała do swojej wypowiedzi, bo chciała zacząć tak ładnie, jak prezydent przemowę. Jednak mimo tego, że naprawdę pragnęła zrobić to kulturalnie, odwróciła się do nich dupą i dossała się do butli dojąc z gwinta, zupełnie jakby myślała, że tyłem to nie widać i nie ma wstydu. Mogliście patrzeć lub nie patrzeć, ale każde sprawne, być może zażenowane, spojrzenie dopatrzyłoby się w jak zastraszającym tempie znikała pojemność butelki. Gdy tylko kobieta oderwała się od trunku, niczym glonojad od ściany akwarium (czyli z trudem i bólem serca), z powrotem zawitała do was przodem, jednak butelki to nie wypuszczała.
- Otóż, pewna tajemnicza organizacja postanowiła dać wam szansę. Popełniliście straaaszne przestępstwo - zaakcentowała wyraźnie, mimo iż naprawdę nie miała pojęcia, czego się dopuścili. Ale starała się dobrze grać. Po chwili stania postanowiła powrócić na swoje miejsce siedzące, jakby z ulgą na nim posadziła swoje pośladki oraz w końcu odstawiła szklaną butelkę, która była już niemalże pusta.
- Przedstawię wam teraz, nazwijmy to, misję, którą musicie wykonać by doznać łaski zwolnienia z pierdla. Jeśli jej nie wykonanie - zginiecie. Jeśli nie zgodzicie się podjąć wyzwania - zginiecie. Jeśli spróbujecie być sprytniejsi od organizacji - zginiecie. "Oni" wiedzą co robicie i gdzie jesteście, każdy wasz zły ruch może przyczynić się do waszej śmierci. Pamiętajcie, bo moim zdaniem to dosyć istotny fakt. Jedynym sposobem na przeżycie jest wykonanie zadania, a przedstawia się ono następująco - przerwała na chwilę bo od tej długiej przemowy zaschło jej w ustach. Ostatki z butelki przelała do szklanki, w końcu kultura, po czym wypiła je bez zawahania. Czuła się o niebo lepiej, choć sama nie zdawała sobie sprawy, że wychleje wszystko! Myślała, że może jeszcze podzieli się z "kolegami" z więzienia, ale jednak nie udało się.
- Aktualnie lecimy do Grecji, nieważne gdzie dokładnie. - skwitowała stanowczo, co mogło sugerować, że jest oschłą suczą. Prawda jednak była taka, że zapomniała już nazwy tego miejsca w Grecji, a nie chciało jej się czytać, więc udawała, że po prostu takie informacje miała im przekazać.
- Aleksis Tsipras jest premierem Grecji - kontynuowała swoją przemowę i rzuciła zdjęcie typa na biurko, tak by było przodem do więźniów, jednak nie przewidziała tego, że foty się ześlizgną i spadną z blatu. - Ja chrzanie, ale szorują te stoły, wszystko lata. No nic. - chwilka przerwy, a sytuacją wcale się nie przejęła - Chodzi o to, że facet nie chce spłacać pożyczki. Gorzej - swoim zachowaniem podburza i tak zdenerwowanych już Greków. Unia Europejska obawia się wyjścia Grecji z Unii. I teraz mamy dwa wyjścia. W sumie uważam, że powinniśmy docenić to, że dano nam wybór, a prezentuje się on następująco. Po pierwsze, możemy przekonać Yannisa Dragasakisa, by po cichu zerwał z polityką Aleksisa Tsiprasa i przyjął jako swojego najbliższego współpracownika Nikosa Rousakisa - agenta Unii. Moim zdaniem to za trudne, nie chce mi się - jej ton był poważny, spokojny i nad wyraz opanowany. Kobieta zdawała się nie być przejęta zaistniałą sytuacją. Założyła nogę na nogę i wertowała kartki z teczki - Po drugie, możemy sprawić, by Aleksis Tsipras zniknął na zawsze. Haczyk tkwi w tym, że nie może to wyglądać na zabójstwo. - skończyła. Zapadła chwila ciszy, którą przerwał jedynie plask zamykanej teczki. Zdjęcia premiera leżały sobie na podłodze i były dla was widoczne, jednak nikt nie kwapił się, by je podnieść. Skacowana kobieta czuła się ciężka i zmęczona, choć była zadowolona, bo "zeżarła butelkę" i pragnienie na pewien czas ustąpiło. Cassandra założyła ręce krzyżem na piersi i obserwowała dwójkę nowych osób. Zastanawiała się nad ich ekspresją twarzy i analizowała ich cierpliwość. Z doświadczenia wiedziała, że nerwusy długo nie żyły, chociaż taki nerwus znający swoją siłę mógłby się okazać na wagę złota.
- Jakieś pytania? - spytała po chwili namysłu, jednak szybko dodała by nikt nie zdążył wejść jej w słowo - Tylko bez zbędnych komentarzy, kaca mam! - przyznała się w końcu stanowczo zabraniając jakichkolwiek tekstów na ten temat. Zrozumiała, że takich rzeczy nie da się ukryć, to chociaż próbowała być uczciwa i szczera, nie tylko wobec siebie, ale także wobec innych.
 
__________________
Discord podany w profilu

Ostatnio edytowane przez Nami : 24-03-2015 o 20:22.
Nami jest offline