Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-03-2015, 15:55   #55
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
- Musimy zgłosić zaginięcie - stwierdził oczywistość Steven. - Dziadek ma alzheimera, to się zdarza. Mógł wyjść i się zgubił.

Chciałby w to wierzyć. Na prawdę chciałby w to wierzyć. Przeczucie podpowiadało mu jednak coś zupełnie innego. Może w innych okolicznościach… ale nie tutaj, nie po tym co przeszli przez ostatnie dni.

- Mógł - przyznał po chwili tata, który po bezowocnych poszukiwaniach opadł w fotelu. W tonie jego głosu była ta sama co w głowie syna obawa. A może nawet pewność. Niefortunność przytrafia się w życiu. Ale w nowym domu Cravenów jakoś przestawała być ona efektem zrządzenia losu. Stała się domeną jakiejś innej siły. Siły, która korzystała z niej bez skrupułów i przy wykorzystaniu wszystkich słabości jakie Craveni posiadali…
Czoło ojca zmarszczyło się nagle gniewnie gdy złym spojrzeniem zaczął mierzyć ściany starego domu.

Steve poklepał Chiena po boku i pogładził zwichrzoną sierść. Nalał mu świeżej wody do miski i patrzył jak ją chłepce. Coś nie dawało mu ciągle spokoju.

- Ktoś powinien zostać w domu, gdyby dziadek jednak się odnalazł. Gdyby wrócił. Powinienem pójść jeszcze raz nad pomost nad jeziorem i spróbować - spojrzał na ojca, zdając sobie jednak sprawę jaka będzie jego odpowiedź.

- To zardzewiałe rusztowanie - ojciec kiwnął głową odgadując wątpliwości syna - Powinniśmy byli bliżej mu się przyjrzeć. Sam nie wiem czemu tego nie zrobiliśmy… Nie wyglądało jakby ktoś tam mógł być. Ale to było ostatnie miejsce do którego doprowadził nas Chien.
Podniósł się z fotela.
- Ja tam pójdę, a Ty… - zawahał się jednak na wspomnienie migających na górze świateł i tego czasu oczekiwania w salonu. I na myśl o tym, że tym razem byłby tu sam Steve. Westchnął. Spojrzał na syna.
- Jeśli napewno chcesz iść, to weź też Chiena i wykręć do mnie numer i się nie rozłączaj. Jeśli wolisz zostać, to ja pójdę. Potem zadzwonimy na policję.

- Pójdę - powiedział zdecydowanie. - Chien lepiej się ze mną dogaduje. Nie bój się, nic mi nie będzie.

Odruchowo uścisnął ojcu ramię w uspokajającym geście i cofnął nagle dłoń, jak oparzony. Zmieszany, zaskoczony swoją reakcją odwrócił twarz, maskując zażenowanie przyzwał psa krótkim gwizdnięciem. Ruszył w kierunku drzwi rzucając za sobą na odchodne

- I zadzwoń do Megan, pewnie się martwi - otworzył drzwi. - Zadzwonię jak będę na miejscu!

***

Po chwili znowu w Domu był już tylko on. Stał przy oknie salonu i patrzył na światło latarki Steve’a. Jak oddala się w stronę linii lasu, by kilku minutach zniknąć gdzieś tam w ciemnościach.

Ponownie obrzucił ściany domu nieprzyjaznym spojrzeniem. Jakby wiedział, że jest obserwowany. I jakby chciał pokazać, że nic sobie z tego nie robi.
Zgasiwszy na dole światło, ruszył na piętro do pokoju córki. W kompletnej ciemności usiadł za biurkiem, po którym walały się płyty i książki dziewczyny. Szybko dostrzegł gapiącego się na niego głupkowato Charles’a Mansona przebranego za Jokera.
Jakieś dwa lata temu Maddy zapytała się o niego. Zamiast Kate Perry, czy innej Palomy Faith, ona jedna wśród równieśniczek w wieku 13 lat słuchała z rozbrajjaćym uśmiechem Nine Inch Nails, Rob Zombie i Marylin Mansona. I nie wiedziała skąd ich pomysł na muzykę. A głośno się o nim zrobiło te dwa lata temu. Nie było pewne, czy sukinsyn tak po prostu nie wyjdzie na wolność...

Uśmiechnął się do wspomnienia. Po czym wziął telefon i wykręcił numer do Megan by zrobić to co zrobić było trzeba. Przekazać niewesołe wieści. Bezowocnie. Kolejny wykręcił do córki. Odebrała po dwóch sygnałach.

- Cześć Maddy. - głos taty był jak zawsze mimo okoliczności opanowany. - Steve niedługo do was wróci. Sprawdzają jeszcze z Chienem jedno miejsce. Nie znaleźliśmy jednak niestety dziadka. I dziś nic więcej nie poradzimy. Trzeba poczekać na rano i na pomoc policji. - Chwila milczenia, przerwanego jednak nim się odezwała - A jak Wy się trzymacie?
W tym ostatnim pytaniu Daniel już nie zdołał ukryć napięcia.
- Dobrze. Nami się nie martw - pośpiesznie uspokoiła dziewczyna. - Martwię się o dziadka…
A po chwili milczenia dodała.
- Tato… Do nas przyjdą wieczorem ludzie… od spraw paranormalnych. Wiem jak to brzmi ale potrzebujemy pomocy.
- Zaraz, czekaj. Jacy ludzie? O czym ty mówisz?
- Byliśmy ze Stevem u jednej kobiety, która się zna na sprawach Indian. Ona polecił tamtą dwójkę. To już umówiona sprawa. Byliby szybciej ale muszą przewieść sprzęt czy coś.
- Mads, nikt obcy tu nie będzie przychodził, ani przynosił żadnego sprzętu. A już na pewno nie jacyś pogromcy duchów. Co wyście nawyprawiali? Steven o niczym mi nie mówił.
- Tato błagaaaam! - naraz wybuchnęła kończąc warknięciem bezsilności. - To poważni ludzie, nie jacyś maniacy. Choć raz zaufaj mojej intuicji!
Przedłużające się w słuchawce milczenie w końcu przerwał jego głos.
- Porozmawiam z nimi jak przyjadą. Ale nie obiecuję, że zostaną.
- Dobra - odparła na odczepnego, chyba nie miała siły by się kłócić. - Jak chcesz.
Ponownie chwila milczenia.
- Powiedz proszę Megan i Jake’owi o tym wszystkim. I… trzymajcie się tam. Dobranoc Maddy.
Odpowiedział mu trzask odkładanej słuchawki. Rónież się rozłączył. I zamknął oczy.

Po chwili zadzwonił telefon. Steven. Zapalił nocną lampkę.

- Jestem prawie na miejscu. Pogoda nie zachęca. Jeśli dziadek jest gdzieś tutaj, to pewnie schował się gdzieś przed wiatrem i deszczem. Nie będę się rozłączał. Idziemy.

Usłyszał szelest, jakby syn schował aparat w kieszeń. Następnie przywołanie Chiena, dochodzące z oddali i nieustający szum deszczu.
Siedząc przy biurku w pokoju Maddy, Daniel nasłuchiwał w skupieniu. Paliła się tylko nocna lampka córki, którą dziewczyna przywiozła jeszcze z Chicago.

Dłuższy czas nie działo się nic a z telefonu dobiegał tylko usypiający szum i ciche trzaski. Danielowi zdawało się nawet, że przez krótki czas zdrzemnął się, gdy usłyszał oddalone szczekanie i warknięcia dochodzące z aparatu. Chwilę później uspokajający głos Stevena a jeszcze później już wyraźne, wypowiedziane prosto do telefonu:

- Tato? Jesteś tam?
- Jestem, Steve.

- Jestem nad jeziorem. Chien zgubił trop tam gdzie ostatnio. Nie wiem… - wyczuł wahanie w głosie syna. - Wydaje mi się, że zbagatelizowaliśmy to ostatnio. A jeśli dziadek wszedł do jeziora i się utopił? Albo ktoś wciągnął go tam? Powinniśmy zadzwonić na policję. Wyślę im położenie z GPS’a. Tato?
- Wracaj szybko do domu, Steve. Nic już tam nie zrobisz.
Rozłączyli się.

Teraz pozostawało zadzwonić na posterunek i zgłosić zaginięcie Arnolda, odesłać Steve’a do motelu i poczekać do rana.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin

Ostatnio edytowane przez Marrrt : 25-03-2015 o 15:57.
Marrrt jest offline