Wątek: Brudy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-03-2015, 19:34   #22
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Tomek
Młody chłopak dokładnie rozejrzał się po okolicy. Podejrzewał, że śmierć Huka mogła mieć związek z przesyłką, którą miał dostarczyć. W końcu jednego dnia ktoś oferuje kilka tysięcy złotych za dostarczenie nielegalnego towaru, a następnego dnia ginie cała rodzina. I to nie w wypadku... Tomka oddech i puls przyspieszyły, a dłonie zaczęły się pocić. Chyba właśnie wdepnął w największe gówno w swoim życiu. Jednak nie zwykł pozostawiać niedomkniętych spraw.

Pod blokiem Starzyńskiego dokładnie się rozejrzał. Problemem była nie tylko policja, która poprzez meandry śledztwa mogła już dotrzeć do Starzyńskiego. Problemem był również potencjalny zabójca Huka.

Zanim Tomek skorzystał z domofonu obszedł dwa razy większą część osiedla. Szukał wszystkiego co podejrzane. Okolica jak okolica, wzbudzała tyle podejrzeń co w Nevadzie jeden biały wśród stu czarnoskórych podejrzanych. Wiązało się to z normalnymi mieszkańcami i normalnymi reakcjami. W końcu poszedł w stronę klatki, ale nie wcisnął domofonu Starzyńskich. Wybrał pierwsze nazwisko od góry i po naciśnięciu powiedział "to ja". Podobno 90% osób otwiera po takim stwierdzeniu nie będąc pewnym kogo wpuściło na klatkę. Był czas, żeby się przekonać. W końcu lista nazwisk dawała mu dużo prób. Po pierwszej nieudanej próbie darmowego wejścia, Tomek podał się za listonosza, który musi uzupełnić skrytki pocztowe i od razu wlazł.
Inteligencja mieszkańców Warszawy zawsze powalała chłopaka. W jego rodzinnej wiosce nikt nie wpuściłby listonosza w niedzielę. Jednak tutaj było wielkie miasto. Tęgie umysły.
Młody diler poszedł pod drzwi Starzyńskiego i zadzwonił dzwonkiem.

Wojciech
Siedział w swoim pokoju, raz po raz obracając się na krześle. Muzyka wydobywała się z głośników, jednak w stonowanym poziomie głośności. Nie chciał zakłócić myśli. O tym, że mógł jakoś uratować Adama. Przecież mógł! Przycisnąć go pytaniami, wypytać.. cokolwiek. Jeszcze rodzice, którzy nie dają znaku życia. Nawet martwił się o siostrę. Gdzie ten gówniarz jest?!
Wszystkie te myśli przerwał dźwięk dzwonka do drzwi. Obrócił się nagle, a jego zmysły były napięte niczym struny. Walcz albo uciekaj. Podszedł bezgłośnie do drzwi i spojrzał przez wizjer.

Na korytarzu stał chłopak w wieku może dwudziestu lat. Raczej nie z wyższych sfer. Włosy miał krótko przystrzyżone, prawdopodobnie obcinał się samemu maszynką, lub korzystał z pomocy kolegi. Nie wyglądał na wysportowanego, ale też brakowało mu brzuszka. Był ubrany w sportowe buty, spodenki, których nogawki kończyły się za kolanem w kolorze ciemnej wojskowej zieleni oraz czarną koszulkę z krótkim rękawkiem. Jego twarz była zupełnie nijaka. Pomijając drobne zadrapanie pod okiem, które raczej nie było blizną, chłopak nie miał żadnych znaków szczególnych. Czekając aż ktoś otworzy kręcił się w kółko po korytarzu przyglądając się napisowi “malowanie ścian 2014”. Po chwili wcisnął dzwonek ponownie.

Niepewnie zaczął otwierać zamki, pozostawiąc jednak zasuwkę na łańszku. Niesamowicie użyteczne narzędzie - nie otworzysz do końca drzwi, ale na tyle, aby wyjrzeć i zobaczyć kim jest walący w drzwi. Przez szparę drzwi, na młodego i najprawdopodobniej w jego wieku chłopaka spojrzał, człowiek o szczupłej twarzy z prostymi ale szlachetnymi rysami twarzy. Całość obrysowane wyraźną linią szczęki, jasnobrązowymi włosami, dłuższymi niż u zawitałego oraz jasno niebieskimi tęczówkami oczu. Oczu, które w tym momencie analizowały przybyłego. Rozkrajały go na części pierwsze, ćwiartowały. Gdyby mogły, zabiłby nieznajomego w pierwszej sekundzie.
- Tak? W czym rzecz? - rzucił swoim niskim, bas-barytonowym głosem.
- Czy pan Wojciech Starzyński? - chłopak na korytarzu maiał przyjemny głos. Wyjął dłonie z kieszeni i jakby nie wiedząc co z nimi zrobić zaplótł je za plecami. Postronnemu obserwatorowi mogło się wydawać, że coś wyjętego z kieszeni również powędrowało za plecy chłopaka w jednej z dłoni.
Wojtek wychylał się tylko drobną częścią ciała. Jego uwadze nie uszła nagła zmiana położenia dłoni, która była nie na miejscu. Tak od czapki. W takich momentach uwielbiał to, że wieszak był blisko drzwi, a mama zostawiła tam parasol z dosyć masywnym, drewnianym zakończeniem. Oczywiście sięgnął po niego i złapał mocniej.
- Wojtek wyszedł. W czym rzecz? - rzucił oschle.
- Ok. Kiedy będzie, albo gdzie go znajdę?
Udawał przez chwile zamyślenie, po czym wyciągnął z kieszeni telefon. Po raz kolejny udwał, że czegoś szuka i po chwili odrywając wzrok od ekranu rzucił.
- Taaak.. Wojtek napisał mi, że będzie dopiero jutro. Tak po południu. Nie ma go dzisiaj w Warszawie. Mam mu przekazać, że ktoś do niego się dobijał?
- Mam coś dla niego, ale jak tak to przyjdę jutro.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline