Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-03-2015, 21:19   #21
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Tomek

Czasowo wyrobił się nieźle, naprawdę całkiem nieźle. Jeśli miało pójść tak dalej, to cały wieczór miałby dla siebie. Była na to tym większa szansa, że Huk i Starzyński mieszkali stosunkowo blisko. Piechotą był to dystans do pokonania w trzydzieści minut. Zbyt łatwe jak na takie pieniądze, ale nie żeby miał narzekać. Łatwa dostawa dla pierwszego delikwenta, odrobina szczęścia, ale i stresu przy drugiej klientce i tyle. Prawie połowę roboty miał za sobą, a dzień nie był zaledwie w połowie.
Po tym jak wysiadł z autobusy, blisko adresu Huka, musiał się przejść kawałek, ale w końcu znalazł ulicę, wskazany dom był pośrodku i coś było z nim nie tak. Policyjna taśma otaczająca dom, radiowóz na podjeździe i policjant stojący na warcie przed drzwiami na schodach, były dość mocnymi wskazówkami. Miejsce zbrodni nie było nowe, bo było już dość słabo strzeżone, ale najwyraźniej śledztwo jeszcze wymagało jego nienaruszalności, skoro było strzeżone i nie oddano domu dla rodziny.
Przez ogrodzeniem stały dwie staruszki, jedna podpierała się o laskę, udając znacznie bardziej schorowaną niż rzeczywiście była, ale to akurat było normalne. Druga, niewiele młodsza, stała dość wyprostowana, z rękoma splecionymi za plecami.
Tomek zatrzymał się troszkę za nimi, tak by policjant ze schodów go nie wiedział. Udał, że pisze coś w komórce nasłuchując co mają do powiedzenia.
- Najpierw ojciec, teraz jego dzieci, o Jezu, Jezu, co tu się wyprawia... ludzie już żadnego szacunku do życia nie mają? Adaś był takim dzieckiem grzecznym, a w wiadomościach powiadają, że... że na placu go zostawili - machnęła ręką starsza, odwracając głowę, udając wzruszenie nieco przesadnie, bo prawie wycisnęła sobie łzy.
- Czymś sobie na to zapracować musieli. Nie wybija się całej rodziny ot tak o... - mruknęła druga, spoglądając na dom po drugiej stronie, który choć znacznie starszy i w gorszym stanie, był dla niej wyraźnie droższy. Zapewnie należał do niej i pragnęła do niego uciec od swojej rozmówczyni. - Ktoś na nich zapolował.
By nie wzbudzić dalszych podejrzeń i nie zanudzić się słuchaniem rozmowy schodzącej na tematy pogody i dzisiejszej mszy, Tomek ruszył dalej. Z Adamem Hukiem najwyraźniej nie dało się już skontaktować. Nigdy, ale to przenigdy.
Skierował się do mieszkania Starzyńskiego, dwa przystanki i pięć minut piechotą.
Tym razem blok nie był chroniony.

Wojciech

Same myśli potrafiły stanowić okrutną torturę. Kto zabił najlepszego przyjaciela, jak mocno go zmasakrowano, skoro jego ojca poddano takiej... dehumanizacji, uprzedmiotowieniu, gdzie są rodzice, co takiego stanowi niebezpieczeństwo, przed którym go ostrzegają i gdzie niby podziewała się jego siostra? Może i była durna, ale była rodziną. Jak można nie dbać o rodzinę? Jak można nie interesować się ich losem? Czy to nie skazało Adama na śmierć? Może gdyby Wojtek jednak naciskał na przyjaciela, by ten mu wyjaśnił co się działo w jego życiu, gdy był poza Warszawą, gdyby spróbował zbliżyć się do niego w takim stopniu w jakim zbliżył się kiedyś gdy tu mieszkał i byli dla siebie jak bracia. Być może przegapił szansę na uratowanie życia dla przyjaciela, pozostał pasywnym na otoczenie, pozwalając zapakować się w sprawę, której nie rozumiał i która upomniała się o niego i bez jego udziału. Olał Adama, olał jego problemy mimo iż uważał się za jego przyjaciela.
Jeśli umierając Adam myślał o najbliższych, to zapewne nie było wśród nich Wojtka, kolegi z dzieciństwa, z dawnych, głupich i nic już nieznaczących dla niego lat. Zawiódł jedną z tych niewielu osób, które się o niego troszczyły, które chciały mu pomóc.
Takie myśli mogły go nawiedzać. Takie brudne myśli, w dużej mierze stanowiły prawdę, choć mogły być niewygodne dla chłopaka. Teraz jednak nie chciał się na nich skupiać. Teraz chciał zapomnieć, ostatnio dużo tego zapominania próbował robić, mimo młodego wieku jakoś często, a właściwie codziennie sięgał po alkohol. Przynajmniej w ciągu tych minionych, tragicznych dni. Dziś jednak miał zamiar odciągnąć swe myśli na przyjemniejsze tory dzięki swojej miłości, skrzętnie ukrytej, do Moniki. To oczywiście też przy jakimś drinku czy piwie. Jego przodek, z linii piątej wody po kisielu, Stefan Starzyński z pewnością byłby dumny... bezczynny, młody chłopak z zapędem do alkoholizmu.
Jednak do spotkania było daleko. Zegar niedawno uporał się z południem...
Siostry dalej nie było, może ją okradli, potrącili po drodze... w sumie nawet jej dokładnie nie wypytał gdzie jest ani kiedy wróci. Tu też zawalił?


Joanna

Marek spojrzał na nią niespokojnym, zmartwionym wzrokiem. Większość swojego życia spędził już z nawykiem do śmierci, byciem przyzwyczajonym do otoczenia przez ludzi, dla których "ciężkie przeżycia" to codzienność, to sposób na życie, praca. Joanna stanowiła zwierciadło do normalnego świata, gdzie ludzie mieli normalne problemy, a ich trudności życiowe, nie sięgały skali morderstw, ciężkich narkotyków, wynajętych zabójców i wielu, wielu innych brudów.
To właśnie ta druga rzeczywistość gdzie przerażała. Nie rozumiał jak można było być tak nieprzygotowanym na takie rzeczy, jakich doznała Joanna. Było tyle przesłanek... Bał się takiej sytuacji, bał się wciągnięcia kogoś postronnego w zupełnie inny, ciemny świat. Był też jednak przekonany, że ostatecznie, mogło to jej pomóc, bo skoro już w niego weszła, to nie wyjdzie.
Poza tym, był nieco nerwowy bo potrzebował zapalić.
- Nie wiem - powiedział patrząc znów na drogę. Prowadził szybko i pewnie, ale i kulturalnie, przepuszczając pieszych, ustępując pierwszeństwa i trzymając się wszystkich przepisów (nawet zatrzymania przy warunkowym skręcie) oprócz tych ograniczających prędkość. - Może. Chociaż wątpię. Możliwe, że miał taki plan, żeby cię zabić razem z nią, ale spostrzegł się, że nie masz z tym nic wspólnego, z tym w co wpakowana jest... była Hania. Może też wiedział, że nic nie wiesz, pewnie ją obserwowali i widzieli, że wraz z nią błądzisz po omacku po jej sprawach - wzruszył ramionami. - Problem w tym, że nie wiemy kim był ten człowiek, chociaż jak podasz nam rysopis, może się to zmienić. Ciężko jednak stwierdzić, czy był to ten sam człowiek co zabił ojca Hani, albo czy działał z tego samego polecenia.
Westchnął ciężko, wrzucił na luz i zatrzymał się na światłach. Odwrócił się w jej stronę i przez chwilę zawahał się czy nie dotknąć jej w ramach pocieszenia. Widok kogoś słabego, postawionego w takiej sytuacji, wciąż budził w nim lekki żal. Powstrzymał jednak rękę i dodał tylko:
- Dowiemy się. Nic ci się nie stanie.

Dojechali na komisariat, gdzie Marek przekazał Joannę w ręce kobiety o przemiłym uśmiechu, ale niewiarygodnie smutnych, małych oczach.
- Młodsza aspirant Dorota Zawadzka, trzecia śledcza w tej sprawie - powiedział zapoznając obie kobiety w korytarzu uporządkowanego, nowoczesnego, ale głośnego i pełnego zabieganych ludzi komisariatu.
Kobieta delikatnie uścisnęła dłoń Asi i obdarzyła ją serdecznym uśmiechem, jakby witała ją w nowej klasie, a nie na przesłuchaniu w sprawie morderstwa.
- Muszę lecieć - powiedział Marek spoglądając na zegarek. Potem zwrócił się tylko do Doroty. - Powiedz dla Mateusza, że jadę spotkać się z tym kumplem Adama Huka, niech czeka na mnie przy jego miejscu... - przerwał przypominając sobie o Hani. Upomniał się, że powinien się pośpieszyć. Było gorąco. Ciało pozostawione na dworze się piekło. Chociaż nie był na tych miejscach zbrodni aż tak potrzebny. Miał w tę sprawę zaangażowane już trzech innych śledczych, a nad sobą tylko jednego dowodzącego. Wszystkie dowody były zebrane, ale spojrzenie na miejsce zbrodni zawsze było przydatne.
- Będę w kontakcie. Później odwiozą cie gdzie zechcesz - powiedział jeszcze na pożegnanie.

Sala przesłuchań nie była tak chłodna i ciemna, jak to zawsze wyglądało na filmach. Może dla tych, którzy nie byli podejrzani była inna, ale tak czy siak nic nie odwracało jej uwagi, ani nie powinno wprawiać jej w zły nastrój. Dostała kawę, herbatę, gdy przesłuchanie się skończyło, dali jej dobrą kanapkę i sporządzono rysopis sprawcy, jak oceniła Joanny, niezwykle dokładny. Miał ukazać się w telewizji w ciągu paru godzin.
Pytania były z początku ogólne, najpierw spytano ją o imię, datę urodzenia, obecny rok czy prezydenta, a potem powoli zaczęto brnąć, przez bardziej nieprzyjemne wydarzenia, kończąc na ocenie czasu, wrażeniach, choć niezbyt rozbudowanych, by jej nie denerwować i nie zaburzać jej percepcji.
Po wszystkim Dorota serdecznie jej podziękowała i życzyła "by się trzymała" i zleciła dwóm cieleśnie rozbudowanym funkcjonariuszom odwieźć Joannę tam gdzie chce. W absolutnej ciszy odstawili ją pod dom Tymona.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^

Ostatnio edytowane przez Fearqin : 15-03-2015 o 11:20.
Fearqin jest offline  
Stary 25-03-2015, 19:34   #22
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Tomek
Młody chłopak dokładnie rozejrzał się po okolicy. Podejrzewał, że śmierć Huka mogła mieć związek z przesyłką, którą miał dostarczyć. W końcu jednego dnia ktoś oferuje kilka tysięcy złotych za dostarczenie nielegalnego towaru, a następnego dnia ginie cała rodzina. I to nie w wypadku... Tomka oddech i puls przyspieszyły, a dłonie zaczęły się pocić. Chyba właśnie wdepnął w największe gówno w swoim życiu. Jednak nie zwykł pozostawiać niedomkniętych spraw.

Pod blokiem Starzyńskiego dokładnie się rozejrzał. Problemem była nie tylko policja, która poprzez meandry śledztwa mogła już dotrzeć do Starzyńskiego. Problemem był również potencjalny zabójca Huka.

Zanim Tomek skorzystał z domofonu obszedł dwa razy większą część osiedla. Szukał wszystkiego co podejrzane. Okolica jak okolica, wzbudzała tyle podejrzeń co w Nevadzie jeden biały wśród stu czarnoskórych podejrzanych. Wiązało się to z normalnymi mieszkańcami i normalnymi reakcjami. W końcu poszedł w stronę klatki, ale nie wcisnął domofonu Starzyńskich. Wybrał pierwsze nazwisko od góry i po naciśnięciu powiedział "to ja". Podobno 90% osób otwiera po takim stwierdzeniu nie będąc pewnym kogo wpuściło na klatkę. Był czas, żeby się przekonać. W końcu lista nazwisk dawała mu dużo prób. Po pierwszej nieudanej próbie darmowego wejścia, Tomek podał się za listonosza, który musi uzupełnić skrytki pocztowe i od razu wlazł.
Inteligencja mieszkańców Warszawy zawsze powalała chłopaka. W jego rodzinnej wiosce nikt nie wpuściłby listonosza w niedzielę. Jednak tutaj było wielkie miasto. Tęgie umysły.
Młody diler poszedł pod drzwi Starzyńskiego i zadzwonił dzwonkiem.

Wojciech
Siedział w swoim pokoju, raz po raz obracając się na krześle. Muzyka wydobywała się z głośników, jednak w stonowanym poziomie głośności. Nie chciał zakłócić myśli. O tym, że mógł jakoś uratować Adama. Przecież mógł! Przycisnąć go pytaniami, wypytać.. cokolwiek. Jeszcze rodzice, którzy nie dają znaku życia. Nawet martwił się o siostrę. Gdzie ten gówniarz jest?!
Wszystkie te myśli przerwał dźwięk dzwonka do drzwi. Obrócił się nagle, a jego zmysły były napięte niczym struny. Walcz albo uciekaj. Podszedł bezgłośnie do drzwi i spojrzał przez wizjer.

Na korytarzu stał chłopak w wieku może dwudziestu lat. Raczej nie z wyższych sfer. Włosy miał krótko przystrzyżone, prawdopodobnie obcinał się samemu maszynką, lub korzystał z pomocy kolegi. Nie wyglądał na wysportowanego, ale też brakowało mu brzuszka. Był ubrany w sportowe buty, spodenki, których nogawki kończyły się za kolanem w kolorze ciemnej wojskowej zieleni oraz czarną koszulkę z krótkim rękawkiem. Jego twarz była zupełnie nijaka. Pomijając drobne zadrapanie pod okiem, które raczej nie było blizną, chłopak nie miał żadnych znaków szczególnych. Czekając aż ktoś otworzy kręcił się w kółko po korytarzu przyglądając się napisowi “malowanie ścian 2014”. Po chwili wcisnął dzwonek ponownie.

Niepewnie zaczął otwierać zamki, pozostawiąc jednak zasuwkę na łańszku. Niesamowicie użyteczne narzędzie - nie otworzysz do końca drzwi, ale na tyle, aby wyjrzeć i zobaczyć kim jest walący w drzwi. Przez szparę drzwi, na młodego i najprawdopodobniej w jego wieku chłopaka spojrzał, człowiek o szczupłej twarzy z prostymi ale szlachetnymi rysami twarzy. Całość obrysowane wyraźną linią szczęki, jasnobrązowymi włosami, dłuższymi niż u zawitałego oraz jasno niebieskimi tęczówkami oczu. Oczu, które w tym momencie analizowały przybyłego. Rozkrajały go na części pierwsze, ćwiartowały. Gdyby mogły, zabiłby nieznajomego w pierwszej sekundzie.
- Tak? W czym rzecz? - rzucił swoim niskim, bas-barytonowym głosem.
- Czy pan Wojciech Starzyński? - chłopak na korytarzu maiał przyjemny głos. Wyjął dłonie z kieszeni i jakby nie wiedząc co z nimi zrobić zaplótł je za plecami. Postronnemu obserwatorowi mogło się wydawać, że coś wyjętego z kieszeni również powędrowało za plecy chłopaka w jednej z dłoni.
Wojtek wychylał się tylko drobną częścią ciała. Jego uwadze nie uszła nagła zmiana położenia dłoni, która była nie na miejscu. Tak od czapki. W takich momentach uwielbiał to, że wieszak był blisko drzwi, a mama zostawiła tam parasol z dosyć masywnym, drewnianym zakończeniem. Oczywiście sięgnął po niego i złapał mocniej.
- Wojtek wyszedł. W czym rzecz? - rzucił oschle.
- Ok. Kiedy będzie, albo gdzie go znajdę?
Udawał przez chwile zamyślenie, po czym wyciągnął z kieszeni telefon. Po raz kolejny udwał, że czegoś szuka i po chwili odrywając wzrok od ekranu rzucił.
- Taaak.. Wojtek napisał mi, że będzie dopiero jutro. Tak po południu. Nie ma go dzisiaj w Warszawie. Mam mu przekazać, że ktoś do niego się dobijał?
- Mam coś dla niego, ale jak tak to przyjdę jutro.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 26-03-2015, 19:25   #23
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Upał uderzył w Joannę ze zdwojoną siłą kiedy wysiadła z klimatyzowanego samochodu policyjnego pod domem Tymona w Konstancinie. Wizyta na policji przebiegła sprawnie, widać było, ze się starali, a przesłuchująca ją kobieta była całkiem miła. Przynieśli jej nawet kanapkę, choć niepotrzebnie, jedzenie źle się kojarzyło jej organizmowi. Bardzo źle.

Wyjęła klucze i otworzyła drzwi. Była pewna, że będzie, wczoraj dzwonił, po tym jak nie przyjechała wieczorem, więc wiedział, co się wydarzyło.
Weszła do salonu połączonego z kuchnią zajmującego cały dół domu.
- Tymek?
Wyraźnie był zaskoczony, ale z pewnością zadowolony. Na jego twarzy wymalowała się ulga, gdy podszedł i zamknął ją w objęciach.
- Chryste… próbowałem wczoraj dzwonić, ale nie odbierałaś… twoja matka wszystko mi powiedziała - mruknął odrywając się od niej. - Mówiła, że przyjedziesz tu po komisariacie. Wszystko w porządku? - spytał wiedząc, że to głupie pytanie, ale co niby miał powiedzieć, że było mu przykro? Jasne, że było. Może był jaki był, ale kochał ją, tak przynajmniej myślał.
Joanna wtuliła się w niego. Chciała powiedzieć, że wszystko chyba jest dobrze, bo przecież nic jej nie jest, że byli ci znajomi ojca, że na policji było normalnie, że złożyła zeznania, że tęskniła, że dobrze, że jest, bo się boi. Ale nie potrafiła. Nie miała już dłużej siły być dzielną.
- Hania nie żyje - powiedziała więc tylko i rozpłakała się.
Nie bardzo wiedząc co z tym wszystkim ma zrobić, po prostu objął ją mocniej, głaszcząc po głowie.
W dotychczasowe życie oparte na paśmie sukcesów i fali przyjemności, wkradło się coś czego do tej pory nie znał i napawało go to pewnym niepokojem i pozbawiało cząstki tej ogromnej pewności siebie.
- Wiem, wiem… - mruknął cicho całując ją delikatnie w czubek głowy. Naprawdę nie wiedział co miał jej powiedzieć i wstydził się tego. Bardziej jednak jego emocje podburzał fakt, że nie mógł czy też nie wiedział co ma zrobić, niż sam fakt, że jego ukochana jest tak zrujnowana.
Asia płakała jeszcze jakiś czas, wtulona w Tymona. Żadne słowa nie były potrzebne, bo też żadne nie mogły jej teraz pomóc. Wystarczało, że obok był ktoś komu ufała i przy kim czuła się bezpiecznie. Jego uścisk i cierpliwa obecność pomogły się uspokoić. Płacz przeszedł w cichy szloch, aby w końcu umilknąć
Otarła twarz dłońmi.
- Prześpię się, jestem padnięta. Poleżysz ze mną trochę?
- Jasne - pokiwał głową. - Później muszę wyjść, ale wrócę szybko. Mamy kręcić jakieś promo, parę zdjęć i rzucić dwa słowa do kamery - powiedział chcąc jakoś uniknąć tematu, który sam się nasuwał na język.
- A ty… coś później robisz? Jedziesz do rodziców? Pewnie się będą martwić jak za długo nie będziesz się odzywać.
- Zadzwonię do nich - wspięła się na palce i pocałowała go. - Jesteś taki kochany, że myślisz o wszystkim. O 17 mam spotkanie z terapeutką, poza tym nic. Najpóźniej o 20 będę z powrotem.
Tak to mu się bardziej podobało. Rzeczywiście myślał o wszystkim! Tak… tak. Pewnie jakby tam był razem z nią to nic by się nie stało. Nie żeby była to jego wina, to ona powinna nalegać, on ostatecznie o niczym nie wiedział, nic mu nie powiedziała… nieważne. Nie byli w sytuacji, w której należało winić kogoś innego niż mordercę, a tym zajmie się policja. Ostatecznie miał inne sprawy do załatwienia.
Spojrzał na zegarek nie na żarty zaskoczony godziną.
- Cholera… tak mi się czas ciągnął jak na ciebie czekałem a już czternasta… szlag. Sory kochanie, ale chyba serio muszę się zbierać - ścisnął ją raz jeszcze i pocałował, w pośpiechu zbierając się ku wyjściu. - W sumie mogę cię odebrać, tylko powiedz skąd dokładniej. O dziewiętnastej będę wolny.
- Dzięki... - odpowiedziała, rozczarowana, że już musi iść. Rozumiała, że to jego praca i w ogóle, ale teraz bardzo go potrzebowała. - Wyślę ci adres SMS em. To niedaleko, z naszej strony. - pocałowała go jeszcze raz, coraz mocniej żałując, że wychodzi. Jej ciało - niezależnie od ostatnich wydarzeń, a może właśnie w związku z nimi - zaczęło bardzo szybko reagować na jego bliskość.

Kiedy Tymon wyszedł, wyciągnęła komórkę. Oczywiście padła, nie ładowała jej chyba że dwa dni. W szufladzie w sypialni znalazła kabelek, połączyła. Wysłała SMS z adresem, zadzwoniła do mamy, długo zapewniała ją, że wszystko ok, pamięta o terapeucie i nie, nie będzie nocować w domu. Tak, Tymon ją odbierze. Nie, podjedzie taksówką. Nie, nie jest głodna, na komisariacie dali jej kanapkę. Nie, nie przejdzie na obiad. Na kolację też nie, nocuje u Tymona. Rozmowa jeszcze bardziej ją wykończyła, nagle ujawniona nadopiekuńczość matki była przytłaczająca.
Zamówiła taksówkę na 16.30, ustawiła budzik w komórce i zasnęła niemal natychmiast.

Tomek po dwóch udanych dostawach, trafił na dwie porażki , z czego jedna krytyczna, choć niewynikająca z jego winy czy nieudolności. Z drugą miał po prostu pecha. Co prawda miał dostarczyć wszystko jak najszybciej i gdyby zrobił to jednego dnia, to może i by premie dostał, ale we dwa dni też nieźle. Zresztą może Starzyński będzie w domu wieczorem…
Pod adres dotarł około piętnastej trzydzieści,
Stanął pod furtka licząc na lepsze szczęście, gdy Joannę obudził budzik. Miała niecałą godzinę do wyjścia.
Młody diler rozejrzał się po okolicy. Nie mógł ryzykować, że zgarnie go policja. Dopiero gdy upewnił się, że nie ma w okolicy niczego bardziej podejrzanego niż on sam zadzwonił dzwonkiem do furtki.

Joanna w sumie nie wiedziała, czy obudziła ją komórka, czy dzwonek do drzwi, czy jeszcze coś innego. Serce waliło jej jak oszalałe. Wiedziała, ze stało się coś strasznego, ale nie pamiętała co. Po sekundzie pamięć wróciła. Przez chwilę starała się ogarnąć w sytuacji, wyłączyła alarm, a potem poszła i wyjrzała przez okno kuchenne, skąd był znakomity widok na furtkę. Ukryta za firanka nie była specjalnie widoczna z zewnątrz. Poczuła, że robi się jej słabo z przerażenia.

Pod brama stał jakiś młody facet. Nie Tymon, nie listonosz, nie kurier, nikt z sąsiedztwa, żaden znajomy Tymka. Ręce się jej spociły, obtarła dłoń o koszulkę i odpaliła aparat. Zoom i stabilizacja obrazu w jej Htc działały doskonale. Pstryknęła facetowi kilka fotek.
Potem wybrała numer policjanta. Ręce się jej trzęsły.
- Tak? - tym razem przywitał się wyjątkowo trzeźwym, pobudzonym głosem. Zupełnie jakby jednak normalnie się przespał.
- Jakiś bandyta dobija mi się do furtki! Pan kogoś przysłał? - wyrzuciła z siebie bez słowa przywitania
- Co? Bandyta? - zdziwił się. - Rozmawiałaś z tym kimś?
- Nie Pan go przysłał? - panika zaczęła przebijać w jej głosie. - To skąd miał adres Tymona?!
- Asiu… spokojnie - powiedział wzdychając. - Nie wiesz nawet kto to był, prawda? To pewnie kurier, albo świadek Jehowy. Jest tam jeszcze?
- Jest... - Joanna znów wyjrzała. - Zrobiłam mu fotkę, poślę panu... Kurierzy jeżdżą samochodem, ten facet jest pieszo. Nawet torby nie ma! Do stacji kolejki jest 15 minut.. Przyszedł specjalnie! - wyjrzała znów. - Już sobie idzie... - dodała spokojniej . - Przepraszam, pewnie panikuję, facet się zgubił a ja robię dym. Przepraszam.
- Nie szkodzi. Prowadzę i są korki więc w niczym mi nie przeszkodziłaś. Ta cała… - poszukał odpowiedniego zamiennika na “paranoje” - nieufność ci przejdzie, choć nie do końca. Po prostu staraj się… no nic. Może nie będę udzielał rad, co do których nie jestem pewien. W razie czego dzwoń proszę. Przyjrzę się zdjęciu.

Chłopak pokręcił się jeszcze kilka minut pod domem. Wydawało mu się, że firanki się poruszyły, więc zadzwonił jeszcze raz.
Po chwili jednak doszedł do wniosku, że pewnie nikogo nie ma w domu i ruszył do swojego mieszkania. Miał tylko nadzieję, że ta kobieta nie podzieliła losu Huka.

- Do widzenia - powiedziała Joanna cicho, siadając na podłodze pod oknem.
Było jej głupio - to niefajnie robić z siebie panikującą kretynkę. Będzie ją miał za rozhisteryzowaną gówniarę i jak coś się na prawdę zdarzy, to nie uwierzy. A przecież zdarzyło się. Hania nie żyje. Poczuła dla odmiany złość, że policjant ją zlekceważył. Przygryzła wargę. Nie wiedziała już, czy przesadza, czy nie.
Wyjęła telefon i przyjrzała się fotografii. Oczywiście, nie należy sądzić po pozorach.. krótko ostrzyżony, świeża szrama.. no bandyta, no. Znów wkurzyła się na policjanta, złość dodała jej determinacji, posłała mu fotografię, a potem podniosła się i poszła pod prysznic

Kiedy taksówka przyjechała, była już ubrana i zastanawiała się, czy bardziej niedobrze robi się jej na widok płatków, czy jabłka. Dylematu nie udało się rozstrzygnąć, zrezygnowała więc ze śniadanio- obiado-podwieczorka, zamknęła dokładnie drzwi i wsiadła do samochodu.

Dojechali szybko, korki o tej porze były w druga stronę. Promowana w mediach terapeutka przyjęła Asie punktualnie, odpytała z ostatniego dnia, próbowała zachęcić do zjedzenia krakersów i sera, pozwoliła znów popłakać, zapewniła, że Asia nie jest winna i nic nie mogła zrobić. Niby nic, a dziewczyna poczuła się spokojniej. Umówiły się na telefon w razie potrzeby i spotkanie za kolejne trzy dni.

- Wszystko będzie dobrze, Joasiu – zapewniła kobieta przy wyjściu, z granitową pewnością w głosie i na twarzy. – Wszystko będzie dobrze.

Chciała jej wierzyć. I uwierzyła, przynajmniej na ten moment. Usiadła w klimatyzowanym holu czekając na Tymona.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 26-03-2015, 21:59   #24
Banned
 
Reputacja: 1 Gveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumny
Przybyły chłopak był dziwny. A raczej dziwna była sama sytuacja w której przychodzi nieznajoma osoba i tak od czapki szuka go, aby mu coś wręczyć. Na nieszczęście "doręczyciela" Wojtek nie był kretynem i odesłał gościa z kwitem. Niech wypierdala.. śmierć Adama ogromnie go uczuliła na wszelkie dziwne akcje z strony innych.

Wrócił do dużego pokoju i ponownie wykręcił numer taty.
Oczywiście, telefon wciąż był wyłączony. Ciężko było zliczyć ile razy usłyszał już mechaniczną wiadomość automatycznej sekretarki, ale pozostawała ona nieugięta.
Wrócił do pokoju i wyszukał stronę gminy Nadarzyn, do której należała wieś Strzeniówka - miejsce w którym rodzice mieli działkę. Miał nadzieje, że wyświetlą się tam aktualne informacje. Zalogował się na portalu społecznościowym i wybrał na czacie swojego kolegę z roku, Jarka. Jarek - postać nieco enigmatyczna, ale był niesamowitym specem od komputerów. Twierdził, że można namierzyć komórkę, nawet gdy jest wyłączona, bowiem telefon ma w sobie trzy baterie - główną, do zegarka i tą, która zasila chip namierzający.
- Jarek, poważna sprawa. Mówiłeś, że możesz namierzyć komórkę. Pomożesz mi? Moi rodzice nie odpowiadają, pojechali na działkę i martwię się o nich. Dawno powinni wrócić. Możesz jakoś namierzyć ich za pomocą numeru telefonu? - wysłał wiadomość.
Kolega był nieco zaskoczony, bo podobnie jak Wojtek, nie należał do bardzo społecznych osób, a tu ktoś z roku, z kim gadał ze trzy razy, dzwonił i prosił o przysługę. No, ale takie życie, szczególnie studentów i polityków, przysługa za przysługę, ręka myje rękę.
- Ty no sam to możesz zrobić, są stronki, wpisujesz i masz. To żaden sekret nie, są chyba nawet takie darmowe - powiedział wzruszając ramionami po drugiej stronie telefonu.- No, ale jeśli wyłączone, to trochę przypał, bo nie wysyła sygnału normalnego, ale niektóre da się mimo to namierzyć, albo po ostatniej lokalizacji połączenia znaleźć. Z tym, że to średnio legalne i sprzęt, a ja się średnio w takie rzeczy bawię..
- Szkoda. Nie znasz nikogo, kto mógłby odprawić takie czary ? - nie odpuszczał, jednocześnie wszedł na aktualności gminy Nadarzyn.
Gminne centrum kultury zaprasza, gminne centrum sportowe zaprasza, wybór sołtysów, Nadarzyn oczami dzieci z… no nie, nic nie było.
Jarek ucichł na chwilę. O co mu chodziło? Prosi pierwszego lepszego kolegę z roku o nielegalne namierzanie numerów? Zastanowił się nad grzeczną odpowiedzią i poszedł na kompromis, decydując się na półprawdę.
- Nie wydaje mi się… nie wiem. Wiesz, raczej nie mówi się zbyt otwarcie o śledzeniu ludzi przez ich numery.
- Taa. Możliwe, że masz racje. Na razie. - rozłączył się i położył telefon na biurku. Wrócił do pokoju, przełączył na kanał TVP i oczekwiał ma Kurier Mazowiecki. Jeśli tam czegoś nie było, to nie wiedział co dalej robić. Wysłał smsa do siostry “Kiedy wrócisz do domu?”
“Nie wiem, a co? Tęsknisz?” nadeszła szybka i dziwna odpowiedź. Niedawno mówiła, że już się zbiera do powrotu.
Tylko jedna z brwi uniosła się w geście zdziwienia. Siostra była głupsza niż sądził
“Jesteś rodziną. Fakt, najgłupszym ogniwem, ale nadal rodziną i możesz nie wierzyć ale się o Ciebie martwię. To, że masz wyjebane na rodziców i traktujesz ich jak dojne krowy wiem nie od dziś. Czekam na dzień kiedy pierdolniesz taką gafę, iż jedynym wyjściem będzie wyjebanie Ciebie z domu. Póki co, mieszkasz tutaj. Chyba, że robisz sobie tydzień z melanżem”
“Jezuuu 0_0. Spoko. Będę do 17. Też nie możesz się do starych dodzwonić? Nie wiesz gdzie są?”
“Byłaś chyba zbyt zaspana gdy do Ciebie pierwszy raz dzwoniłem, bo pytałem o nich. Nie, nie mogę. Ani do mamy, ani do taty. To bardzo dziwne. Przecież mogli podładować komórkę w samochodzie. Aż kurwa oglądam jakieś lokalne wiadomości. Szkoda, że nie znam tam nikogo..”
“Hmmm no dziwne” odpisała krótko zastanawiając się najwyraźniej. Po chwili wysłała drugą wiadomość. “Było tam z nimi jeździć czasem nic to pewnie wrócą. Może im komórki do wody wpadły czy coś” napisała z niecodzienną dla siebie powagą i dozą rozsądku.
- Wpadły do wody. Dwie, tak od czapki - rzucił pod nosem. To było chyba najmądrzejsze zdanie jakie stworzyła od dłuższego czasu, jednak i tak na tyle głupie by wzbudzić w bracie politowanie.
“Mam nadzieje. Nic nie mówili kiedy wracają.”
“To wrócą później. Daj im trochę prywatności, nie są tak starzy lol.”
Może i miała racje, może choć raz jej nastoletnia intuicja podyktowała prawdę. Nie wiedział tego, bo skąd mógł? Rodzice nie wyłączyliby komórki. Na pewno nie mama, przecież jest lekarzem. Tacie też to się nie zdarza. Zawsze mogli je naładować w samochodzie, jutro przecież zaczyna się nowy tydzień, a oni przecież pracują. Dawno powinni być w domu.
Cholerne myśli układały się w kolejne warstwy, które napierały na umysł Wojtka. Wypuścił z siebie powietrze w głośnym syku i opadł na kanapę. Wpatrywał się w sufit. Dochodziła godzina 15, a żołądek dał o sobie znać. W końcu musiał coś zjeść.

Z talerzem parującego makaronu w sosie carbonara usiadł ponownie przed komputerem. Wpatrywał się w ekran, a kolejne porcje dania znikały w szybkim tempie. W końcu wystukał w wyszukiwarce hasło “wyśledzenie wyłączonej komórki po numerze telefonu” i wcisnął enter.
Wyszło na to, że telefon po numerze dało się wyśledzić spokojnie, o ile miał zasięg, wysyłał sygnał do sieci. W przypadku wyłączonego, zasięgu raczej nie było. Drugą prostą metodą był GPS, ale przy wyłączonej komórce… technologia też bywała zawodna, czy też raczej niewystarczająca.

Siostrzyczka w końcu wróciła. Po powrocie niemal od razu poszła do łazienki, gdzie przy akompaniamencie szumiącej wody spędziła dobre pół godziny, drugie tyle czasu poświęciła na dobranie garderoby na resztę dnia po czym w końcu skierowała się do kuchni, uzupełnić swoje cielsko o zapas kalorii.
- Wychodzisz? - spytała gdy Wojtek najwyraźniej zbierał się do wyjścia. Zbliżała się osiemnasta, więc jeśli miał być punktualny, to musiał się zbierać. - Dam ci znać jak rodzice wrócą. O ile wrócą… - dodała uśmiechając się by zaraz pokazać mu język. Wyraźnie miała sporo wiary w swoich rodzicieli.
Szczerze cieszył się, że siostra wróciła do domu. Jego budząca się paranoja? a raczej lęk przed złym wobec jego bliskich trochę zmalał. Zdecydowanie. Nawet nie złościł się, gdy pokazywała mu język i lekko cynicznym tonem pytała o to czy gdzieś wychodzi.
W czasie gdy krzątała się w kuchni, zostawił w jej pokoju krótką notkę.
“Natalia, dzisiaj był jakiś podejrzany typek w moim wieku i szukał mnie, aby dostarczyć jakąś przesyłkę. Niczego się nie spodziewałem, ale w świetle śmierci Adama.. Adama Huka, wszystko jest podejrzane. Możliwe, że przyjdzie dzisiaj znowu, ale mnie nie ma. Widział mnie, ale się wykręciłem. Jeśli zapyta, powiedz, że masz dwóch braci. Pod żadnym pozorem nie odbieraj niczego od niego i nie wpuszczaj. To będzie młody, nie wyróżniający się gość o niebieskich oczach i krótkich włosach. Proszę, uważaj na siebie.”
Jeszcze raz okręcił się w okół własnej osi, sprawdził kieszenie i wyszedł.
W trakcie podróży udało mu się za dużo nie napocić, co w takich warunkach było sporym osiągnięciem. Zresztą jeśli już czuł, że nieprzyjemna, słona kropla spływa mu gdzieś po plecach, bardziej powinien winić nerwy niż przytłaczający upał. W końcu udało mu się umówić z Moniką, ale w jaki dzień, w tle jakich wydarzeń…
Jazda tramwajem byłą męczarnią. A przynajmniej tak sobie ją wyobrażał. Miał jednak szczęście, bowiem wsiadł do nowoczesnego, klimatyzowanego składu.
Wysiadł w ścisłym centrum i czekał na Monikę. Czy był zdenerwowany? Kurwa mać, owszem. Spotykał się z nią wielokrotnie, ale nigdy.. nigdy nie w takich okolicznościach, z takimi zamiarami. Postanowił wykonać ostatnie porady zmarłego przyjaciela. Wspomnienie Adama wycisnęło z niego kroplę czystej złości, którą musiał zdławić zaciśnięciem pięści i spojrzeniem w letnie niebo.
Wszystko ustabilizowało się gdy pojawiła się Ona.
Jak przystało na dżentelmena, był pierwszy, ale jako, że spotykał się z młodą damą, nie czekał za długo. Była punktualna i bez wątpienia śliczna. Sprawiała wrażenia jakby urodziła się o dwadzieścia lat za późno, ubierała się dość staromodnie, niewyzywająco i niekrzykliwie, zdecydowanie jednak odbiegała stylem od wszechobecnych w stolicy hipsterów. Zwyczajnie miała swój, urokliwy, urzekający styl. Lekka, zwiewna sukienka w kwiatki sięgająca pod kolana, mały dekolt nadrabiała odsłaniając smukłe ramiona i wyrzeźbione delikatną ręką geniusza nogi. Zamiast głupiej małej torebki, nosiła normalną, dość długą torbę, tę samą, którą brała do szkoły, gdy jeszcze chodzili do niej razem.
- Hej… - powiedziała z uśmiechem. - W środku mają klimatyzacje? Bo zdycham od tego, tego - wydyszała wystawiając język niczym pies i wskazując palcem na górujące nad śmiesznymi ludźmi słońce, które próbowało ich upiec tak jak oni mrówki przy pomocy szkła powiększającego.
- Oczywiście, że mają. Skoro sprowadzają zagraniczne piwa, a interes się kręci, to stać ich na klimatyzację.
Położył jej dłoń na plecach, lekko obrócił w przeciwnym kierunku i ruszył z nią do lokalu rozmawiając po drodze o niezobowiązujących pierdołach. Czuł się świetnie. Tak, jakby ostatnie wydarzenia były niczym. Tylko złym snem.

Gdy już zasiedli w lokalu, dziś prawie pustym przy niedzielnym wieczorze, z szklankami pełnymi zagranicznych piw, rozmowa przeszła dalej.
- Przepraszam, że wtedy nie wpadłem ale byłem zmęczony pracą. Opowiedz mi lepiej co u Ciebie słychać, bo stosunkowo dawno Ciebie nie widziałem. - zdanie zakończył szybkim i małym łykiem zimnego stouta. Jego oczy przyglądały się pięknej twarzy jego towarzyszki, a usta drgały w lekkim uśmiechu.
Wzruszyła ramionami, udzielając częstej dla niej ostatnio odpowiedzi, na te uniwersalne pytanie.
- Zaliczyłam całą sesję w czerwcu więc trzy miesiące wolnego. W sierpniu podłapał pracę, ale to jeszcze za dwa tygodnie, w cukierni za ladą. A tak o to impreza tu, tam, ale staram się nie szaleć - dodała uśmiechając się. - Ale rzeczywiście dawno się nie widzieliśmy. Co żeś porabiał, że taki zajęty? Z Adamem się pałętasz po jego powrocie i tym co się stało u niego w rodzinie pewnie - zagadnęła najwyraźniej nieświadoma.
Wspomnienie zmarłego przyjaciela uruchomiło jakiś nerw na twarzy Wojtka. Któryś z mięśni drgnął w dziwnym ruchu, tworząc nie opisany grymas. Spuścił lekko wzrok i nieco cichszym, ale śmiertelnie poważnym głosem odpowiedział.
- Adam nie żyje. Został zabity, tak jak jego siostra.
- Co? Co ty wygadujesz? - wystękała po chwili, patrząc na niego bez cienia zrozumienia. - Kiedy niby? To bez sensu - pokręciłą głową ciężko opadając na oparcie krzesła.
- Z tego co dowiedziałem się z wiadomości było to w sobotę. Najpierw zamordowano jego, potem siostrę. - wrzucił z siebie i upił kolejny łyk. Nie chciał wtajemniczać Moniki w całą intrygę, której się domyślił, a część której naświetlił mu aspirant. Miał dziwne wrażenie, że wciągnąłby ukochaną osobę w kłopoty.
- To wszystko jest bardzo skomplikowane. Brudne, ponure. Cały jego przyjazd był wielkim zaskoczeniem. Najpierw śmierć jego taty, zniknięcie matki. Byliśmy w piątek na piwie i… cholera, zawsze uważałem go za podrywacza, a on na odchodne wyznał mi, że wrócił dla mnie bo mnie kocha. - zamyślił się, odchylając do tyłu.
Monika siedziała dłuższą chwilę w ciszy, wpatrując się w blat stołu i trawiąc informacje. W sobotę? Toż to wczoraj było… Może Adama znała z ledwie paru imprez, to mniej więcej obracali się w tym samym towarzystwie, ale więcej mieli wspólnych znajomych niż ze sobą wspólnego. Mimo to był osobą, która budziła sympatię, życzliwy, miły chłopak, były chłopak jej przyjaciółki… no właśnie.
- Co? Przecież to bez sensu… - pokręciła głową podnosząc wzrok znad blatu. W jej oczach mieszało się niedowierzanie z brakiem zrozumienia i ogromnym smutkiem. Monika od dziecka była mocno apatyczna i momentami było to wyraźnie widać. Nie raz płakała oglądając wiadomości, w których składano raport z jakiejś tragedii, katastrofy czy zamachu. - Adam… Adam chodził z Aśką przez jakiś czas i… mówiła mi, że z nim miała pierwszy raz, no wiesz - mruknęła odwracając wzrok na chwilę. - Nie mógł być gejem. Policja wie kto go zabił? Albo dlaczego? Czy… czy tobie nic nie grozi? Byliście blisko
Dopił piwo jednym haustem. Zorientował się, że ostatnie dni wpychały w jego dłoń i przełyk spore dawki alkoholu. Był młody, a już mocno zaznajomiony z tą używką.
Spojrzał jej prosto w oczy. Oczy o których nie raz marzył, aby ujrzeć w nich coś więcej niż zwykłą sympatię. Iskrę na jego widok, zadowolenie. Uczucie, szczęście. Tę tłumioną w sobie miłość.
- Wiem, że to wszystko jest pogmatwane. Nagle pojawił się śledczy, dosyć specyficzny i zadał mi kilka pytań. O rodzinę, o niego, o siostrę, o ich tatę. Odpowiedziałem to co wiedziałem. Adam.. wtedy, gdy wracaliśmy z piwa pocałował mnie. To było bardzo dziwne, obrzydziło mnie i zmieszało. Znałem go - umiał czarować kobiety, miał ich na pęczki podczas studiów. Wiem o tym. - zamilkł na chwilę. Próbował ułożyć fakty w logiczną całość. Tak, aby Monika się nie pogubiła.
- Ten policjant powiedział mi, że podobno w ciele ich taty znaleziono narkotyki. Dziwne, dotąd nie spotykane. Ba, był u mnie dzisiaj i rozmawialiśmy. Potwierdził, że kontaktował się z znajomymi Adama z roku. W tym z dziewczynami i zaprzeczały jego nowej orientacji. Wcześnie rano Adam był u mnie, opowiedział o spadku. Był podniecony i nieco zbity z tropu tą nowiną. Ich tata zostawił im kupę pieniędzy. - nachylił się ku Monice, aby móc ściszyć głos. - On i siostra odziedziczyli dwa i pół miliona złotych na głowę, plus pięćdziesiąt tysięcy otrzymane z marszu. Adam mówił mi, że to źle, bo taka suma zacznie interesować policje. Że będą kłopoty.. Na odchodne, gdy wychodził odwrócił się do mnie i powiedział, abym uważał. Widziałem w jego oczach troskę o przyjaciela, druha, brata. Jakby coś przeczuwał.
Znowu zamilkł. Położył dłonie na blacie stołu, jakby podświadomie licząc, że Monika chwyci jego dłoń. Jakaś część jego pragnęła tego, chociaż w tym momencie cały czar spotkania poszedł się jebać. Może zdoła to odbudować..
- To było niemożliwe. Pamiętam jego tatę. Pracował jak wół, nawet gdy dostał lepszą pracę. Pracował, aby utrzymać swoje dzieci. Tę kurwę..ah, nie ważne co z nią. Adam nie sądził, aby tata dorobił się takiego majątku normalną drogą. To nielogiczne. Słuchaj dalej..
Westchnął długo.
- Ten śledczy opowiedział mi, że Hanka została zamordowana wieczorem, w barze mlecznym, przy ludziach i co najważniejsze przy jej przyjaciółce. Dosyć o tym. Wypijemy ich zdrowie w krótkim toaście i przejdźmy do lżejszych tematów.
Jej pytanie o potencjalne zagrożenie dla niego zignorował. Nie potrafił powiedzieć wprost, że prawdopodobnie jest zagrożony i martwi się o bliskich. Takie sprawy działały niczym granat obronny - wybuchały nagle, rozrywajac się na odłamki i raniąc pobliskie osoby. Nie wybaczyłby sobie, gdyby stało się coś rodzinie.. gdyby stało się coś Jej. Właściwie to miał w poważaniu swoje życie. Liczył tylko, że ta sprawa się zakończy.
Zawahała się chwilkę z położeniem swojej dłoni na jego, ale ostatecznie to zrobiła, choć nie powstrzymywała jej niechęć, a zwykły szok natłokiem porażających informacji. Wpatrywała się w ich połączone ręce słuchając relacji Wojtka uważnie. Odezwała się z trudem podnosząc wzrok na niego.
- Tak mi przykro… przynajmniej zdaje się, że znosisz to dość stoicko. Na pewno wszystko w porządku? - spytała gdy dotarło do niej, że mimo otaczającej go tragedii, do której doszło praktycznie pod jego nosem, Wojtek zdaje się być dziwnie nieporuszony sprawą, która powinna zwykłemu nastolatkowi poprzewracać solidnie w głowie.
Patrzył jej prosto w oczy - w te przerażone i nic nie rozumiejące oczy, które zadawały więcej pytań, niż mogłaby wypowiedzieć kiedykolwiek. Rozumiał ją doskonale. Rozumiał też jaki odbiór ma jego osoba - flegmatyczny, apatyczny stoik. Chłodno odbiera i kalkuluje informacje.
Taki był, taka była jego natura. Chował w sobie wiele rzeczy. Po części z ochrony swojej prywatności, dlatego, że nie lubił zalewać ludzi falą swoich problemów. Nigdy nie użalał się nad sobą. Zawsze próbował. Zawsze. Ale to była Monika - osoba bardzo mu bliska, szczególnie jego uczuciom czy fantazjom erotycznym. Spojrzenie złagodniało, a on sam ciężko westchnął.
- Przepraszam. Znasz mnie, trochę tłumię w sobie to wszystko.. ale taki jestem. I czy jest w porządku? Nie wiem, raczej nie. Ktoś zabił mojego przyjaciela. Bez powodu, bez przyczyn. Nie wiem w jakich okolicznościach i kto. Dobija mnie ta bezsilność - jego usta zacisnęły się w pojedynczą kreskę. Ważył słowa i swoje emocje. Bał się odsłonić.
- Jest mi ciężko. Uwierz.. chciałbym o tym wszystkim porozmawiać ale nie mam z kim. Może i tata rozumie mnie, ale to przerasa jego męskie pojmowanie, aby rozmawiać z synem na takie tematy. Mama? Zaraz przejmie się podwójnie i będzie hryja. Natalia, chyba wiesz co po kątach o niej mówią? - spuścił wzrok.
- To moja siostra, nie chcę, aby mówiono o niej takie rzeczy. Ja nie byłem taki głupi w jej wieku. No i jest jeszcze inna kwestia, bardziej osobista ale to mało ważne w tym momencie. Chyba.
Przy ostatnim zdaniu wysilił się na uśmiech.
- Skoro mało ważne, to chyba możesz powiedzieć, nie? - spytała rozluźniając się w końcu nieco, Cofnęła rękę opierając się mocniej plecami o krzesło.
- Dociekliwa, hm? Jest pewna dziewczyna na której mi zależy, a ta cała sytuacja nie napawa mnie optymizmem. Boje się, że może to w jakiś sposób odbić się na niej.
Pokiwała głową uśmiechając się.
- Jestem pewna, że potrafi o siebie zadbać… w pewnym stopniu znaczy się - spojrzała na zegarek. Siedzieli tu już dłużej niż myślała. Czas mijał szybko, na dworze zapadł lekki zmrok, zrobiło się nieco chłodnej, chociaż i bez przesady, zwyczajnie opadł upał. - Ojej… już dwudziesta. Chyba będę musiała się zbierać. Obiecałam bratu… no nieważne - mruknęła wstając.

Pokiwał głową i zebrali się z lokalu. Pożegnali się w podziemnym przejściu, ruszając w swoje strony.
Spotkanie nie przebiegło tak jak tego chciał. Winił za to niedawne wydarzenia, jego nastrój oraz to czym mógł emanować. Nie był pewien czy chciał wierzyć w jej wytłumaczenie propos powodu zakończenia spotkania. Mogła kłamać, mogła mówić prawdę - ostatnie dni były mocno zakręcone.

I tylko ciągłe myśli żyły swoim życiem, gdy siedząc w klimatyzowanym składzie tramwaju podziwiał krajobraz za szybą. Mijające budynki i ulice Ochoty skąpane w wieczornej porze. Wysiadł na swoim przystanku i ruszył do domu.
 

Ostatnio edytowane przez Gveir : 26-03-2015 o 22:04.
Gveir jest offline  
Stary 29-03-2015, 12:22   #25
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Warszawa

Ależ się Lepa bał, o Jezusiczku! Ledwie co parę dni temu Rafał do niego przyszedł, chcąc ubić interes, odesłał go z kwitkiem, a teraz co? Teraz Rafał leżał w kostnicy w kilku komorach naraz. Kyrie eleison co się tutaj wyprawiało. Na dodatek jego koledzy, Piotrek i Filip przyszli i go wypytywali jakby byli z policji. Coś się złego działo, coś wisiało w powietrzu. Jeszcze parę tygodni temu myślał, że wszystko będzie się sypać w dobrym kierunku, rynek się pozmienia i w ogóle, ale wszystko się tak skomplikowało, że sam już nie wiedział co się dzieje. Wiedział jednak, że jeśli Dawid wrócił i tak jak twierdzili Piotrek z Filipem, był ostro wkurwiony, to sprawy w stolicy przybiorą nieciekawy obrót. Dlatego też trzeba było opowiedzieć się po jednej ze stron, a wybrać było ciężko, bo z tego co obliczył Lepa, było ich trzy. No w sumie może i cztery jeśli doliczyć psy. Mimo wszystko zdecydował się na Dawidka, czy też Davida.
Stał pod drzwiami czekając aż gospodarz mu otworzy i pocierał niepewnie ręce, nerwowo rozglądając się dookoła.
David otworzył spoglądając na niego ponuro, z przytłaczającą, ciężka dozą smutku w oczach.
- Lepa... co jest? - mruknął przestępując z nogi na nogę u progu drzwi.
- Eee, bo ten - powiedział cicho spuszczając wzrok. - Gadałem z ludźmi co nie?
- No... - podpowiedział mu anglik, gdy chłopak umilkł na dłuższą chwilę.
- Znalazłem gości, którzy byli w tym barze, wyszli zanim doszło do tego, tego, ale widzieli kto to był.
- Viktor?
Lepa pokiwał głową.
- Spodziewałem się, ale dzięki za potwierdzenie. Coś jeszcze?
- Ta druga dziewczyna co tam była...

***

Tomek

Średnio poszło, średnio. Jasne, że jeden był całkowicie poza zasięgiem klient, ale reszta… pech czy brak odpowiednich starań? Motywacja z pewnością była. Może i powinien jeszcze popróbować, ale były i inne rzeczy do roboty, też nieźle opłacalne.
Po wizycie pod adresem Joanny Tomek wracał autobusem. W drodze do domu zadzwonił do Gabriela.
- Huk nie żyje. Starzyński wyjechał z Warszawy. Drawskiej nie ma pod wskazanym adresem. Pozostałe dwie paczki dostarczone do celu. Przekaż pracodawcom i daj znać co dalej.
Rozłączył się nie czekając na reakcję Gabriela.
Gdy już dojechał do nowego mieszkania, Gabriel oddzwonił. Westchnął ciężko na powitanie i wyraźnie brakowało mu wcześniejszej wesołości i energii. Brzmiał na mocno zmęczonego i zmarnowanego dniem.
- Huk rzeczywiście nie żyje - powiedział w końcu. - Zwróć nam jego dostawę, co do reszty… zdaje się, że pracodawcy liczyli na większe starania? Skąd masz informacje, że Starzyński wyjechał z Warszawy? Namierzyłem z ciekawości jego telefon, był dziś znaczną część dnia pod wskazanym adresem, przez resztę trochę w mieście. Co do Drawskiej podobnie. Byłeś w domu, upewniłeś się, że jej nie ma, czy nie wiem, zadzwoniłeś do furtki i się ścipkałeś? - wciąż mówił szybko, ale bez dawnego zapału. - Twoje zadanie polegało na jak najszybszym dostarczeniu towaru, a wygląda na to, że zmarnowałeś pół dnia. Może druga posada za bardzo cię spowalnia? - rzucił na koniec. - Im szybciej tym lepiej Tomku - nie raczył się pożegnać, kończąc rozmowę w takim stylu jak Tomek wcześniej.

Druga posada… póki co wydawała się być sielankowa. Widocznie sporo osób nie miało problemu ze zmianą dostawcy, deklarowali się, że są gotowi wpadać po towar gdy tylko trzeba będzie. Śliwa pisał, że jutro Tomek dostanie świeżą partię do rozdysponowania, nie powiedział jeszcze dokładnie czego, ale pewnie sam nie wiedział.

Wojtek

Rodzice nie wrócili i najwyraźniej nie mieli zamiaru wracać. Zaczynało wyglądać na to, że jedynym sposobem by zobaczyć co się dzieje, to do nich pojechać, a przynajmniej póki co żaden inny pomysł nie przyszedł Wojtkowi do głowy.
Natalia przynajmniej została w domu, siedziała w pokoju, z nogami na krześle, podłączona do laptopa wielkimi słuchawkami, z których uciekały ostre basy. Dostrzegła go kątem oka, obróciła się na chwilę i skinęła głową by od razu wrócić wzrokiem do ekranu komputera.
Chyba nawet nie zauważyła kartki, którą jej zostawił, ale teraz było to bez różnicy.

Ktoś zapukał do drzwi. Dosyć mocno, raczej nie był to już tenc chłopak co wtedy, chyba, że używał młota by dać znać o swojej obecności.
Ręka człowieka, który stał po drugiej stronie wizjera mogła być spokojnie używana jako młot, o ile ktoś byłby w stanie ją podnieść. Zdobił czy też szpecił ją specyficzny, być może nieco przerażający tatuaż, który sprawiał wrażenie, że odlepiono znaczną część skóry, jakby była z miękkiej gliny, by odkryć kryjące się pod nią napisy. Zupełnie jakby zaatakował go wściekły pies, który zrezygnował, gdy zobaczył, że ofiara ma zmumifikowaną rękę.


- Starzyński! Oj! - krzyknął łysy dwudziestoparoletni chłopak. Sięganie po parasol byłoby w tej sytuacji śmieszne.

Joanna

Hol był bardzo nijaki, natłok delikatnej zieleni miał pewnie działać uspokajająco i całkiem możliwe, że tak było, ale sam korytarz nie miał żadnego charakteru. Nie powieszono żadnych plakatów, żadnych obrazków. Długi korytarz prowadzący do wielu gabinetów, szanowanych, prywatnych specjalistów od wielu, wielu przypadłości. Większości już nie było w pracy i na jedynym z plastikowych, ale wygodnych, błękitnych krzeseł siedziała właśnie Asia, cierpliwie czekając na Tymona.
Trzeba przyznać, że temperaturka była bardzo przyjemna. Aż szkoda było, że zaraz trzeba wyjść na ten upał na dworze. Nawet wieczorem nie odpuszczali.
Smutny, głęboki głos wyrwał ją z myślenia o niczym, które tak bardzo było jej teraz potrzebne. Całkiem możliwe, że zwariowała i miała właśnie zwidy.
- Nie wróci. Odjechał - mruknął David, siadając obok Asi. - Przykro mi - powiedział patrząc na nią, zupełnie jakby naprawdę było mu przykro.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 08-04-2015, 14:04   #26
Banned
 
Reputacja: 1 Gveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumny
Wojtek odchodzi od drzwi do pokoju i wybiera numer gliniarza.
- No i czego tam kurwa czekasz? Widziałem jak kurwa wchodzisz! - warknął zza drzwi dres, przykładając twarz do wizjera, by nie zobaczyć oczywiście nic z tamtej strony.
- Tak? - po chwili odezwał się policjant, wzdychając ciężko na powitanie.
- Jakiś schab stoi pod moimi drzwiami i czegoś chcę. Niestety nie mam klamki aby go odjebać.. I nie, nie znam go. - rzucił szybko. Zastanawiał się czym można by unieszkodliwić dresa.
Ruszył do kuchni i wyciągnął ze stojaka najostrzejszy nóż jakim dysponowała mama. Uwielbiała go za niezwykłą lekkość, wytrzymałość klingi i ostrość. Nie raz popisywała się jak szybko potrafiła pokroić mięso na potrawkę. Eh, kochana mama. Gdyby wiedziała, że za kilka chwil jej ukochany syn niemal odrąbie łapę jakiemuś skurwielowi, przeżegnałaby się nogami. Nie mówiąc o rękach.
- Nawet nie próbuj go… odjebać - warknął policjant, Wojtek w tle rozmowy usłyszał odgłos ostrego hamowania. - Będę za pięć minut. Nie rób niczego głupiego, dowiedz się czego chce, przetrzymaj go przed drzwiami, jeśli wejdzie na siłe, nie prowokuj go do czegoś gorszego niż ma zamiar zrobić, dobra?! - krzyknął przebijając się przez odgłos klaksonów.
- Jasne. Postaram się jak najlepiej. - rzucił krótko i rozłączył się. Zamiast dużego noża, wziął mniejszy, chowając go do kieszeni. Podszedł do drzwi i spoglądając przez wizjer wypalił odpowiedź swoim głębokim głosem
- Czego chcesz, schabie? Kto nie ma jaj, że nasyła karka dwa metry na dwa na zwykłego studenta?
Drab ucichł na chwilę i mruknął cicho, ale jeszcze słyszalnie dla Wojtka, ostatecznie jego głos był potężnie tubalny.
- Studenta? - po chwili dodał głośniej. - Kurwa mać! Jest twój stary w domu młody?! - warknął trochę spuszczając z tonu.
Co kurwa?! Szuka ojca? Ale po co.. nie, to nie może być prawda..
- Kim jesteś? Nie wyglądasz na studenta polibudy czy kolegę z pracy?
- To nie jest odpowiedź na moje pytanie tępa cipo! Gdzie twój stary? - warknął waląc pięścią w drzwi, które zatrzęsły się niepokojąco. Gdzie byli sąsiedzi gdy byli potrzebni? Natalia wyszła z pokoju patrząc dziwnie w stronę Wojtka.
- Co się dzieje? - spytała najwyraźniej dopiero zdejmując słuchawki.
- Jakiś schab szuka ojca. Nie wiem o co chodzi.. - rzucił do siostry nie odrywając się od drzwi. - Ależ to jest odpowiedź na Twoje pytania. Ktoś kto Cię przysłał nie ma chuja, tylko pizdę, skoro nasyła drugą osobą na niewinnych ludzi. Pomyślałeś o tym, łbie?
Golem za drzwiami westchnął ciężko zawiedziony. Spojrzał na drzwi, zastanawiając się ile razy będzie musiał w nie pierdolnąć by wyrwać zamek z framugi, nie mówiąc już o tym śmiesznym łańcuszku, który był zamontowany i choć o nim nie wiedział, to niewiele to dla niego zmieniało.
- Młody… a zresztą, nagadałem się dość - mruknął podwijając rękaw i dokładniej odsłaniając ogromne muskuły, z nabrzmiałymi żyłami. Gdyby nie tatuaże, mógłby spokojnie brać udział i wygrywać w konkursach dla kulturystów. - Jak chcesz mogę wyjebać te drzwi, a później tobie, albo oszczędze drzwi i zjadę cię trochę lżej gówniarzu, masz pięć sekund żeby się zdecydować.
- Kurwa, człowieku.. czego Ty chcesz ode mnie i ojca? Skrzywdził Cię na studiach i dał dwóję na mechanice? - odpowiedział coraz bardziej poirytowany. Zastanawiał się czy będzie musiał odjebać gościa zanim przyjedzie rozczochrany gliniarz. Najwyraźniej. Z resztą, klocek mięśni spał chyba na lekcjach. Musiałby rozpędzić się do niezłej prędkości, aby wyważyć te drzwi. Nie wspominając o tym, że przydałbym się pancerz, bo wywalenie tych drzwi kosztowałoby go niesamowite pokłady siły. Możliwe, że wraz z drzwiami na pysk padłby i kafar. To byłoby niezłe, bo Wojtek mógłby go wtedy chlasnąć nożem.. tak od niechcenia, w obronie własnej.
Z resztą, przyjrzał się drzwiom i życzył mu powodzenia - były zamknięte na trzy zamki, co stanowiło dodatkową ochronę. Same były zrobione z cienkiej blachy, od strony mieszkania obite miękkim materiałem, a od strony klatki schodowej imitującą drewno sklejką lub laminatem.

Pokazał siostrze, aby schowała się w pokoju i zamknęła drzwi. Miał szczęście, że w korytarzu, obok drzwi stała spora szafa. Rodzice trzymali w niej kurtki, buty - prawie wszystko. Wojtek odsunął skrzydło drzwi i wystawił przez chwilę głowę.
- Ojca nie ma, gadaj z nim, a na razie wypierdalaj pierdolcu. Idź kuć w dupę metanabol czy co tam ciekawego robisz.
Schował się w szafie. Przez małą szparę widać było przedpokój. Wyjął z kieszeni nóż. Jeśli kafar rzeczywiście sforsuje drzwi, Wojtek rzuci się na niego z nożem i wbije mu go w szyję.
Chuj, może iść do pudła. Złamanie zasad dla obrony rodziny i siebie samego są zawsze uzasadnione.
Natalia przyczaiła się z boku i sięgnęła po telefon, ale domyśliła się, że Wojtek już zadzwonił gdzie trzeba. Wzdrygnęła się i jęknęła, gdy usłyszała jeszcze dwa ostre kopniaki w drzwi.
- Aaa jebać! - Warknął kafar piętnując swoje słowa ostatnim kopniakiem. - Skoro tak chcesz, to po prostu zajebie ci starego jak go znajdę. Potem przyjdę po dziewczynę, która jest w środku! Nara! - krzyknął na odchodne.
Wojtek wyszedł z szafy. Zamknął za sobą jej skrzydło i udał się do kuchni. Stojąc przy blacie, na którego powierzchni znajdował się stojak z nożami, już miał odłożyć narzędzie obrony, ale wbił nóż w deskę z niemałym impetem.
- Czy mam rozumieć, że te jebany schab był tutaj PO CIEBIE?! - wykrzyknął zły. Słowa kierował do swojej siostry.
- Co ty pierdolisz? - odwarknęła, zastępując strach złością. - Usłyszał jak krzyknęłam, zresztą skąd ma kurwa wiedzieć kto to był? Z tego co słyszałam to z tobą gadał! - wyminęła go i wbiegła do pokoju sięgając po komórkę.
- Ja nie mogę, gdzie są rodzice?!
- Nic nie wiesz? Szlajasz się chuj wie gdzie, plotki są o Tobie wręcz niesamowite. Za kolegów masz życiowych zjebów, którzy pokończą w MONARze. Plus to, że nie było Cię w domu tyle czasu. Skąd mam wiedzieć co robisz. Z resztą wyraźnie warknął, że zabije tatę, a potem przyjdzie po Ciebie. Miał jakiś rankor do taty.. nie do mnie. - odpowiedział wściekły. Sytuacja przestała go bawić. Nie wiedział kim byli i są Ci ludzi, kto zabił Adama, czego chcę od taty i jego puszczalskiej siostry. Był pewien, że jeśli to wszystko przeżyje nigdy nie będzie tym samym Wojtkiem.
- Brawo! - krzyknęła chwytając drzwi. - Jeśli wierzysz w plotki, to musisz być durniejszy ode mnie! - warknęła zatrzaskując mu drzwi przed nosem.
- Plotki obchodzą mnie tyle, co styczniowy śnieg! - krzyknął głośno, tak aby usłyszała z kuchni. Doprowadzała go do szału. Od kilkunastu godzin żył pod dużą presją. Śmierć Adama, brak rodziców w domu i ich zniknięcie, potem ten drab. Czego mógł chcieć od taty i siostry? O ile doktor inżynier Starzyński nikomu nie wadził.. no może obijającym się studentom, to jego siostra. No właśnie. Słyszał różne plotki - że lubi się upijać na imprezach i robić gałę przypadkowym typom. Albo, że przyłapano ją na obmacywaniu się z koleżanką. To było z tych lżejszych. Cięższy kaliber również słuchał. Zaciskał tylko pięść, aby nie dać ponieść się emocjom. Nie chciał wierzyć, ale z drugiej strony jej tryb życia i spierdoleni znajomi.. Komu wierzyć?
Wrócił do pokoju. Dzień zmierzał do końca. Powoli i nie ubłagalnie. Po raz kolejny wybrał numer mamy, a potem taty.
O ile dzwoniąc do mamy spotkałem się z absolutnym brakiem zaskoczenia, bo wyłączona komórki wyrzuciła tylko wiadomość automatu, to u ojca spotkał się z sygnałem. Jeden, drugi dźwięk i w końcu.
- Tak? - odezwał się delikatny, kobiecy głos. - Kto tam?
- Gdzie jest Janusz Starzyński?! - warknął do słuchawki zły na cały świat.
- Co? Kto? - mruknęła dziewczyna. - Czy ty właśnie odpowiedziałeś mi pytaniem na pytanie? - dodała nieco zdziwionym i chyba oburzonym głosem.
- A co ? Rozmawiam z arystokracją, że mam płaszczyć się pierwszy? Pierwsze, to odebrałaś telefon, którego numer ma w abonamencie MÓJ ojciec, Janusz Starzyński. Gdzie on jest?
Wojtek szybko zaczął wstukiwać numer taty w lokalizator znaleziony w Internecie. Skoro odebrała, to szansa wykrycia jest duża.
- Eh… westchnęła ciężko. Nic to, widać muszę zmienić kartę. Sorry gościu, ale znalazłam telefon w metrze, wyładowany i w ogóle. Zatrzymam se już, skoroś taki nerwowy. SIM wywalam. Nara! - rzuciła dziewczyna przed rozłączeniem się.
Sprawdził efekty namierzania.
Sygnał wkrótce się urwał, gdy dziewczyna najwyraźniej rzeczywiście rozmontowała nieco telefon, ale Wojtek zdążył spokojnie zlokalizować telefon ojca w okolicach ścisłego centrum miasta.
Zadzwonił telefon Wojtka. Policjant, którego ostatecznie wezwał.
Odebrał telefon.
- Witam ponownie, jak pan słyszy przeżyłem. Właściwie to dziwne, bo ten kafar szukał mojego taty, nie mnie. I wyraźnie powiedział, że wywali drzwi, potem mnie i pójdzie po małą czyli moją siostrę. Dodatkowo muszę z panem porozmawiać o moich rodzicach..
- No, to otwórz drzwi na klatkę. Ktoś rozpierdolił wam przyciski na domofonie… - mruknął zawiedziony, że się spóźnił. - Albo zejdź na dół, będzie szybciej. Mam jeszcze parę innych spraw.
Westchnął ciężko. Rozłączył się. Wsadził telefon do kieszeni, założył buty i wziął z sobą klucze do mieszkania. Wychodząc rozejrzał się dokładnie po klatce schodowej, po czym zamknął drzwi na wszystkie zamki. Wsiadł do windy i zjechał na parter do policjanta.
Kamiński przestępował z nogi na nogę, będąc już w połowie papierosa. Tuż za nim stał zaparkowany nieprzepisowo samochód, do którego nawet nie zamknął drzwi, dając mu się przewietrzyć. Skinął głową na Wojtka.
- Wojtek… dobrze, dobrze… - podszedł do niego zwieszając na chwilę głowę. Gdy ją podniósł patrzył na niego takim wzrokiem, jakby miał oskarżyć go o morderstwo. - Jak dobrze twój ojciec i tatko Adama się znali? Często się widywali?
Był zaskoczony tym pytaniem. Czy jego tata i tata Adama się znali? Cóż, jeden słyszał o drugim - to pewne. Możliwe, że się spotkali na jakimś zebraniu w gimnazjum. Nic poza tym.
- Nie wiem. Nie jest wykluczone, że spotkali się na jakimś zebraniu w szkole, gdy razem z Adamem chodziliśmy do jednej klasy. Chociaż… pan Huk był bardzo zajętym człowiekiem, więc na zebrania chodziła jego żona. Nie sądzę, aby się znali.
Odwrócił głowę na bok. Cała ta sytuacja przestała mu się podobać. Nawet bardzo.
- Jest kwestia tego, że moi rodzice nie wrócili do domu. Nie odbierają telefonu. Najciekawsze jest to, że udało mi się dodzwonić na telefon ojca. Odebrała go jakaś siksa twierdząc, że znalazła go w metrze.. udało mi się namierzyć numer. Komórka logowała się w ścisłym centrum, więc prawdopodobnie dziewczyna nie kłamała. Ten schab szukał ojca i chciał dostać moją siostrę. O co tutaj chodzi? - zapytał wprost patrząc w oczy policjanta. Smutek i żal po stracie przyjaciela, a także zdziwienie całą sytuacją z rodzicami czy determinacja w starciu z kafarem, zostały zastąpione przez zmęczenie i jakąś apatię. Podejrzewał, że dziś pociągnie z gwinta na wymazanie dnia.
- Twój ojciec wraz z Jackiem Hukiem robili trochę nielegalne rzeczy. Chociaż bardziej pasowałoby powiedzieć, że pomagali innym je robić. Duże pieniądze. Teraz nieco zmienił się skład w biznesie, który Huk prowadził i widać ktoś się dowiedział, że twój ojciec miał z nim coś wspólnego, bo wiem, że miał - pokiwał głową, myśląc o czymś. - Będziemy szukać twoich rodziców, oficjalnie już. Możliwe, że któryś z innych śledczych postara się o nakaz przeszukania domu. Jeśli mogę coś doradzić to spróbuj z siostrą zmienić adres na parę dni, skoro was nachodzą. Albo wręcz przeciwnie, zamknijcie się na cztery spusty. Sam nie wiem.
Ukrył twarz w dłoniach i głośno wypuścił powietrze z nozdrzy. Zniekształcony odgłos przypominał sapnięcie stare lokomotywy na stacji. Potem chwycił się za włosy i potrząsł głową.
- Ale jak.. ojciec? Przecież to inżynier, doktor nauk. Zajmuje się budownictwem, architekturą. Zrozumiałbym mamę, jest anestezjologiem, więc musi znać się na chemii. Chyba, że ojciec chroni mamę. Porozmawiam o tym z siostrą. Jest jeszcze coś, panie aspirancie. Był u mnie jakiś typ, mniej więcej mojego wzrostu, w moim wieku, twarz niewyróżniająca się z tłumu. Miał dla mnie przesyłkę.. tylko, że ja niczego nie zamawiałem. Nie był ani listonoszem, ani kurierem z firmy. Nie jestem kretynem. Obawiam się, że ten gość zechce wrócić. Co mam zrobić? Przechwycić go, związać i czekać na pana przybycie, czy odebrać przesyłkę, ale nie otwierać jej i wezwać pana? - ostatnie zdanie skończył przestępując z nogi na nogę. Było już ciemno, zapowiadała się piękna letnia noc. Na pewno nie dla niego. Na pewno nie dla jego rodziny.. teraz liczyło się to, aby ochronić siostrę i siebie.
- Dobrze, trzeba będzie podjąć jakieś kroki. Tak dla informacji, rodzice mają działkę we wsi Strzeniówka, gmina Nadarzyn. Mówili mi, że to tam mieli jechać.
Pokiwał głową szybko trawiąc informacje, wyrzucił niedopałek i wydmuchnął resztki ciężkiego dymu, powoli rozpływającego się w powietrzu.
- Jeśli uważasz, że to nikt naprawdę groźny, zobacz co dla ciebie ma i tak nie ma pewności, że to w ogóle ma związek. Nie popadaj w paranoje, bo tylko pogorszysz sytuację, psując sobie zdrowie psychiczne. Sprawdzimy działkę. Poproszę przez radio okolicznych krawężników by kręcili się bliżej tych bloków przez nockę, jeśli nie będą mieli nic lepszego do roboty może się dostosują. Na razie lecę - skinął głową w stronę samochodu. - Dam znać jeśli dowiem się czegoś o twoich rodzicach.
 
Gveir jest offline  
Stary 08-04-2015, 20:04   #27
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Joanna drgnęła, przestraszona bardziej nagłym pojawieniem się mężczyzny niż jego słowami, które przepłynęły gładko obok niej, nie zahaczając o mózg.
- Znikaj facet - mruknęła. - Dziecka nigdy nie było, Hani... Już nie ma. Nic tu po tobie.
- Wiem - pokiwał głową. - Ale to jeszcze nie koniec. Możemy przejść w jakieś inne miejsce, gdzie można normalnie pogadać? - zaproponował rozglądając się. - Swobodnie.
Wzruszyła ramionami.
- Dla mnie koniec. - spojrzała na niego uważnie studiując przystojną twarz. Uśmiechnęła się, jakby nagle wpadła na jakiś pomysł: - Ale mogę Ci podać numer do znajomego policjanta, on chętnie pogada, Teraz przepraszam, czekam na kogoś. - wstała i przesiadała się kilka krzesełek dalej.
- Marek Kamiński, tak wiem, nieźle sobie radzi, choć jest jeszcze daleko - pokiwał głową przypatrując się jej. - Ale on ci nie pomoże przeżyć. Dla niego to śledztwo, kolejne i to tak męczące jak jeszcze żadne inne. Dla mnie i dla ciebie chodzi tu o życie.
Zawahała się. Nie spodziewała się, że będzie znał nazwisko policjanta.
- Nie.. nie sądzę żebyś mógł cokolwiek zrobić. Hani i tak nikt życia nie wróci. A skoro mogłeś - dlaczego pozwoliłeś żeby się to stało? - spojrzała na niego wrogo.
- Nie wiedziałem, że… eh - przejechał ręką po włosach rozglądając się nerwowo. - Dopiero wróciłem i zacząłem wszystko układać do kupy. Nie myślałem, że aż tak im zależy na Hani. Tym… ludziom jej ojca. Nie postrzegałem ich jako zagrożenie dla niej. Gdybym wiedział, trzymałbym się bliżej niej, nawet wbrew jej woli.
- Chrzanienie. Próbowałeś nas zastraszyć w knajpie, teraz udajesz przyjaciela. Po co?
- Nie udaje przyjaciela, przynajmniej nie jej. Musiałem trzymać się blisko niej, ale i na dystans. Jej ojciec… dał mi dość sprzeczne przesłanki zanim odszedł. Ludzie po tych plastrach… - pokręcił głową. - Nie wiem kiedy mówił za siebie, a kiedy byle co. Wiem, że zawaliłem z Hanią, ale to kolejny powód żeby się odgryźć.
Plastry, szajki, ojciec Hani , który nagle jest w komitywie z kochankiem córki.. wszystko brzmiało jak scenariusz marnego filmu. Ale Joanna widziała plastry i zmianę , która zaszła w przyjaciółce. Wiedziała, że ojca tamtej zamordowano. To wszystko wydawało się nie mieć sensu, ale gdzieś on jednak musiał być. „Dał mi dość sprzeczne przesłanki zanim odszedł“. Czy właśnie przyznał się do zabójstwa? Zbladła, ale nie znalazła odwagi, żeby zapytać.
Dzisiejszy dzień był jednak długi, a wczorajszy jeszcze dłuższy. Nie miała już siły na gierki i zagadki. Czy nie mógł mówić normalne, wprost jak Tymon?
Podniosła się, aby spojrzeć na mężczyznę z góry.
- Czego chcesz? - zapytała.
Uśmiechnął się życzliwie spoglądając z dołu.
- Troszkę pomocy. Wydaje się, że jedyne osoby, które pozostały wierne dla ojca Hani to dwa tępe dresy i jedna ciota. Nie bardzo mam z czym pracować. Oczywiście wiem, że prosiłbym o wiele, ale jeśli sama… - w końcu jednak zebrał się by wstać i zmienić perspektywę - zemsta nie okaże się dla ciebie wystarczająco, to jestem pewien, że znajdzie się w tym sporo pieniędzy. No i na dłuższą metę wyjdzie bardziej bezpiecznie, jeśli pomożesz mi, po części pomóc sobie.
- Ojcu Hani. Wierne komu? czemu? ojcu - poprawiła go odruchowo. - Nie wierzę, że zemsta może przynieść coś dobrego. I nie potrzebuję pieniędzy. A Kamiński zapewniał, że nic mi nie grozi. - zamilkła na moment, myśląc intensywnie. W końcu dodała;: - Ale lubię wiedzieć. Rozumieć. Powiedz mi, co wiesz, a ja zdecyduję czy chcę ci pomagać.
Mrugnął poprawiony na polu językowym w podzięce i wysłuchał dziewczyny uważnie, zaciskając wargi gdy skończyła.
- Hani też mówił, że jest bezpieczna… ja wolę stawiać sprawę jasno - obejrzał się raz jeszcze, przejeżdżając wzrokiem po jasnym i bez oświetlenia korytarzu. - Może nie tutaj. Chociaż z kliniki czy co to tam jest wyjdźmy. Dziwacznie tutaj.
Pokręciła głową. Kłamał, na pewno kłamał, co do Wymiętego i Hani...
- Nigdzie nie idę, czekam na kogoś.
- Na Tymona? – przerwał jej, przymykając jedno oko. - Uhm… naczekasz się na marne. Byłem najpierw w waszym mieszkaniu, to znaczy zadzwoniłem nie włamywałem się, żeby nie było - poprawił się szybko. - Raczej nie jest teraz w stanie przyjechać. W ogóle wątpię by pamiętał, że coś ci obiecał. Co powiesz na taksówkę, ty podasz adres, ja zapłacę?
Rysy jej stężały.
- Kłamiesz, nie było go w domu. - rzuciła, a potem wyciągnęła komórkę i stuknęła w zdjęcie Tymka.
- Zakładam, że go podrzucili zaraz po tym jak wyszłaś - mruknął wsłuchując się w miarowy sygnał dzwoniącej komórki. - Ledwo doczłapał do drzwi. Te plastry… nie wiem czy to różne rodzaje, czy po prostu inaczej na ludzi działają, ale nikt nie przeżywa więcej niż kilkunastu dawek. Póki co - wzruszył ramionami, gdy włączyła się automatyczna sekretarka. - Nie poznał mnie oczywiście.
Na jej twarzy pojawił się strach. Rozłączyła się, chciała wsunąć telefon do kieszeni, ręką się jej trzęsła, nie trafiła, komórka spadła na podłogę. Podniosła ją i zacisnęła w dłoni.
- Jeśli mu coś zrobiłeś... - spojrzała na niego z wściekłością, starając się opanować . - Spokojnie, Tymek nic nie bierze, facet cie wkręca - próbowała przekonać samą siebie, ale pamiętała, co było z Hanią.. zanim. Znów wybrała numer, tym razem korporacji.
- Taksówkę na Wiolinową 20 poproszę. Jak najszybciej. Dziękuję.
Nie oglądając się na Dawida zbiegła schodami na dół, przed wejście do budynku.

Dołączył do niej powoli, stając obok i wbijając ręce w kieszenie luźnej, czarnej harringtonki z czerwoną podszewką. Taksówka miała być za pięć minut. Ulicą przejeżdżała sporo samochodów, piesi też uczęszczali w pobliskim ruchu drogowym, ogółem była teoretycznie bezpieczna.
- Oczywiście, że nic mu nie zrobiłem. Problem w tym, że większość osób poddana działaniu tego gówna, nie jest świadoma swego stanu. Zresztą efektów ubocznych jest znacznie więcej - westchnął ciężko spoglądając w głąb ulicy. - A ci którzy pamiętają, że biorą i tak mówią, że warto. Przede wszystkim, to oni wybierają sobie klientów, a nie na odwrót. Jestem całkiem pewien, że twój narzeczony nawet nie wie, że to brał, podobnie jak było z Hanią i Adamem. To co, będę mógł się zabrać? - spytał patrząc na nią uważnie. - Taksówki są tu strasznie drogie, a akurat mam gotówkę.
Upał nieco zelżał, zapadał powoli letni wieczór. Joanna rozglądała się nerwowo, wypatrując taksówki. Spojrzała, ze złością, na mężczyznę. Jeśli to, co mówił, było prawdą..
- Po co? Po co wybierają klientów? to bez sensu..- potrzasnęła głową. - Zresztą to nieważne. Wiadomo, jak odtruć człowieka?.
- Nie jestem chemikiem - wzruszył ramionami. - Samym specyfikiem bardzo się nie zajmuję, bardziej nimi, ludźmi, którzy tym handlują. No i tymi co przejęli interes po ojcu Hani. To oni ją… no - pokiwał głową widząc podjeżdżającą taksówkę i pomachał jej ręką by się zatrzymała. - Ci ludzie od plastrów… nie sądzę by chodziło im o pieniądze. Ostatecznie klienci im nie płacą, chyba, że ich potajemnie okradają. Naprawdę wielu rzeczy jeszcze nie wiem - powiedział otwierając jej drzwi i czekając na pozwolenie by też wsiąść.
Pokręciła głową.
- Musze sprawdzić, co z Tymonem. Na pewno masz mój telefon - powiedziała, wsiadając do taksówki.
Uśmiechnął się w ten sam diaboliczny sposób co przy pierwszym spotkaniu i mrugnął konspiracyjnie.
- Na pewno. Jutro w takim razie - powiedział zamykając za nią drzwi.


Taksówkarz był na tyle miły by nie zagadywać ładnej klientki, ale też nie odmówił sobie wzięcia paru niepotrzebnych skrętów by nabić dodatkowe złotówki na liczniku, na wypadek gdyby nie dostał napiwku. Najważniejsze, że wykonał swoją robotę i zawiózł Asię pod dom, gdzie policzył sobie niezłą kwotę.
Furtka była lekko uchylona, drzwi niezamknięte na klucz. W praktycznie samym progu, leżały pogniecione ubrania Tymona, te które miał na sobie gdy wychodził i parę kurtek wyrzuconych z bocznej szafy przy wejściu. Telewizor w salonie był włączony i dość głośno transmitował mecz angielskiej piłki nożnej. W kuchni garnek z czterema jajkami był bliski eksplozji, po tym jak cała woda wyparowała. Generalnie coś było nie tak.
Rozejrzała się niepewnie, targana niepokojem. Normalnie nie weszła by sama w takiej sytuacji, ale teraz obawa o Tymona była silniejsza. Wyłączyła palnik i odsunęła garnek. Mieli rację w sklepie, uchwyty nie nagrzewały się.
- Tymek? - zawołała, ale głos z trudem przebijał się przez ściśnięte gardło. Odchrząknęła. - Tymek!
Jedyne co jej odpowiedziało, to euforyczny okrzyk angielskiego komentatora z telewizora. Na piętrze wydawało się być spokojnie i niepokojąco ciemno.
Po pobieżnym obejrzeniu parteru weszła na schody prowadzące do części prywatnej domu, znajdującej się na piętrze. Zapaliła wszystkie światła i skierowała się do sypialni.
Widok Tymona mógł być jeszcze cięższy do zniesienia niż trzymanie umierającej Hani w rękach. Żył co prawda, ale wyglądał jak żywy trup mimo, że ledwie parę godzin, jeszcze trzymał ją w ramionach i był pełen życia. Teraz zdawało się, że miał w sobie tyle energii, że eksplodowała w nim pozostawiając marny wrak.
Z jakiegoś powodu ubrany w obrzygany garnitur Tymon siedział rozwalony na fotelu przed biurkiem, obrócony w stronę drzwi. Jego źrenice, czerwone i rozszerzone do granic możliwości, skierowane były tępo przed siebie, puste i nie reagujące na nagłe, ostre światło. Włosy miał tłuste od potu, czoło błyszczało się, całe mokre, oddychał nierówno, raz robiąc parę wdechów na sekundę, by potem nie pobierać powietrza przez kilkanaście sekund. Co parę chwil całe jego cało drgało ostro, prawie podrzucając go do góry i zrzucając z krzesła. Chyba nie był świadom obecności Joanny.



Na biurku za nim, leżała tacka z górką białego proszku, który walał się też na podłodze i jakimś cudem znalazł się pod nosem i wokół ust Tymona.
- Boże, Tymek, co ty narobiłeś… - Joanna podbiegła do chłopaka i złapała jego twarz w dłonie. - Patrz na mnie! Tymon! - nie reagował, wydawał się nie mieć świadomości, co się wokół niego dzieje.
Nie miała wiele czasu, jej chłopak był w głębokim wstrząsie.
Joanna należała do osób, które w sytuacjach kryzysowych nie wpadają w panikę. Przeciwnie - jej ruchy zwalniały, nabierając precyzji. Myślała jasno, decyzje podejmowała błyskawicznie. Dopóki widziała sens swoich działań, wykonywała je, sprawnie i efektywnie. Szok przychodził potem, kiedy spadała adrenalina.
Wyjęła komórkę i wybrała numer ojca. Odebrał. Zwykle odbierał, kiedy dzwoniła.
- Tato… Tato, słuchaj. Potrzebuje twojej pomocy. Tymon jest zatruty, dopalacze, narkotyki nie wiem, wymiotuje, bez kontaktu, drgawki, zaburzenia oddechu, gorączka.
Słuchała kilkanaście sekund, ojciec mówił coś o przedawkowaniu amfetaminy, albo heroiny, albo, że przynajmniej symptomy pasują. Kazał jej pilnować bicia serca, w razie czego podtrzymywać jego pracę. Powiedział, że już jedzie i dzwoni po karetkę.
- Tak, Konstancin, Akacjowa 17. Czekam, dobrze. Dziękuję, tato.

Schowała telefon, zbadała puls chłopaka - oczywiście szalał. Zarzuciła sobie jedno jego ramię na szyję, przytrzymała, a potem zsunęła jego ciało na podłogę. Ułożyła w pozycji bocznej ustalonej, oczyściła wnętrze jamy ustnej z wymiocin. To powinno usprawnić oddychanie. Przyniosła mokry ręcznik i położyła mu na głowie i karku, żeby obniżyć temperaturę.
A potem pomyślała o czymś jeszcze.
Ktoś zadbał o scenografię. Przygotował tackę (nie mieli takiej w domu, była tego pewna), biały proszek. Ale Tymon nic nie brał. I jeżeli narkotyk dostały się do jego organizmu, to na pewno nie przez nos.
Wyjęła z biurka nożyczki i zaczęła przecinać ubranie na ciele chłopaka. Ciągle wstrząsały nim drgawki, musiała pilnować, żeby go nie zranić przypadkiem. Rozcięła marynarkę, potem koszule, spodnie, zdjęła mu buty, skarpetki. Jeśli miał gdzieś przyklejony ten cholerny plaster to musi go znaleźć i usunąć!
Co prawda nie miał go, ale przyglądając się bliżej, dostrzegła na jego ręce jasny, okrągły, mały punkcik, gdzie skóra była bledsza. Na jego opalonej, hebanowej cerze było to widać szczególnie mocno, choć takie same odbarwienie na ciele kogoś innego, mogło ujść niezauważone. Rozmiarem pasował do plastrów, które Joanna widziała w torbie Hani.
W końcu usłyszała sygnał karetki, już prawie tu byli.

Oczywiście właśnie wtedy spostrzegła, że Tymon przestał oddychać. Zaczęła go reanimować, poczuła na ustach słono-gorzki smak po wymiocinach i drobinkach tego czegoś czym go nafaszerowano, które mocniej przylepiły się do niego. Wpychała w niego powietrze i uciskała klatkę czekając na pomoc. Wydawało się, że syrena wcale się nie przybliża, albo że robi to w śmiesznie ślimaczym tempie, ale w końcu się udało, dotarli. Weszli do domu przez otwartą furtkę i drzwi, z torbami, noszami i sprzętem medycznym, odsuwając Joannę, klękając przy Tymonie i zadając jej pytania, na które odpowiadała mechanicznie.
Wynieśli go na zewnątrz, ojciec właśnie podjechał i wysiadł nie gasząc silnika. Razem z Asią odprowadził ratowników i Tymona wzrokiem do karetki, jeden z nich powiedział do jakiego szpitala go zabierają i ruszyli pędem by wskrzesić zmarłego.

Ojciec skinął na Joannę, dając jej znak by wsiadała i powstrzymał się od razu.
- Szlag, czekaj, zamknij drzwi i wsiadaj. Masz wszystko przy sobie? Dokumenty, komórkę? - spytał by wymusić nieco trzeźwego myślenia w takiej sytuacji. Gdy już jechali, nie omieszkał spytać.
- Co tam się, kurwa, stało?
Siedziała obok ojca, ale nie patrzyła na niego. Powoli zaciskała i otwierała dłonie, żeby opanować ich drżenie. Kiedy się w końcu odezwała, głos miała zadziwiająco spokojny.
- Ktoś to wszystko zaaranżował, tato. Nafaszerował go tym świństwem. Tymek nic nie bierze, a jeśli nawet bym przegapiła - byliśmy umówieni, miał mnie zabrać od terapeutki , nie napruł by się przed spotkaniem… Nawet jeśli jest uzależniony, to nie jest ten etap, że nie można poczekać dwie godziny! - głos zaczął jej drżeć. - Poszła bym przecież spać i by mógł.. A to wszystko sypialni było takie .. teatralne. - opanowała się. - To ma związek z Hanią, jej ojcem.. Hanka przespała się z chłopakiem i była pewna, że jest w ciąży, podobno robiła milion testów.. ale na usg nic nie było. Nic nie było. Ona.. była inna, rozmijała się z rzeczywistością. przysięgała, że nic nie bierze. Widziałam u niej plastry, policjant o nich wie, takie plastry jak opatrunkowe, malutkie.. wystarczy nakleić i człowiek wariuje. Zrobiłam zdjęcie. Pokażę ci - zaczęła wyciągać komórkę, ale dłonie za bardzo się jej trzęsły. W końcu się poddała. - Tymek miał po tym ślad na ręce. Prawej. Dawid mówił, że oni przyklejają je komu chcą. Sami decydują. To nie ma sensu, ale tak mówił.
Oparła głowę o szybę w drzwiach i zamknęła oczy.
- Jedziemy do szpitala, prawda? Do Tymka? Chcę go zobaczyć.
Tato słuchał uważnie, mrużąc oczy przy paru okazjach. Może i Tymka nafaszerowali, ale ojcowska opiekuńczość i tak mówiła mu, że musi chronić córcię przed głupim bachorem. Jednak miał też w sobie sporo zimnej krwi i spróbował najpierw przyjąć wersję Joanny. Szczególnie, że miała dla niego jakiś tam niepokojący sens. Chociaż wolał nie wierzyć w swoje własne przypuszczenia.
- Kim jest Dawid? - spytał wiedząc, że o coś musi spytać, bo jeśli tak po prostu przyjmie jej wersję… jeśli się wygada będzie jej lepiej.
- Chłopak Hanki. Dawid Bluecamp, chyba. Od tego dziecka, co go nie było. Podobno wciągnął ja w jakieś szemrane towarzystwo.. - oderwała głowę od szyby i spojrzała na ojca. - Czekał na mnie. Powiedział, że Tymon nie przyjedzie, że jest nieprzytomny... - oczy się jej rozszerzyła, w końcu zrozumiała - Myślę, że on mu to zrobił. I on podrzucił plastry Hance. Znał nazwisko policjanta... Kiedy będziemy w szpitalu?
Ojciec zatrzymał samochód na światłach i zwiesił głowę smutno.
- Blondyn, młody, przystojny, zbudowany jak żołnierz? Wygląda trochę jak diabeł? - spytał cicho.
- Jak diabeł bym nie powiedziała, ale reszta.. Znasz go?
Przyłożył lewą dłoń do ust.
- On tego nie zrobił… chyba, chyba będziemy musieli potem porozmawiać. Muszę pomyśleć.
- Tato.. - Joanna poczuła, że brakuje jej tchu, jak kiedyś w liceum, gdy kopnięta nieszczęśliwie przez kolegę piłka uderzyła ją w brzuch. - Tato... Te plastry.. Znasz.. Brałeś to?
- Co? Nie, nie wiem o jakie plastry ci chodzi - pokręcił głową mrużąc oczy. Widać, że ciężko było mu o tym mówić. - Chodzi o ojca Hani… kiedyś tam się poznaliśmy, jak byłyście dosyć małe. Zaczął prowadzić pewien biznes i… zaproponował mi tam mój udział. No i… no i - westchnął ciężko kręcąc głową. - Chyba bo jakimś czasie zamienił tę swoją, powiedzmy, że firmę, w mafię. David był tam kimś na kształt jego ochroniarza. Były wojskowy czy coś, nie mam pojęcia skąd go wytrzasnął. Wiem tylko, że był dla niego wierny jak pies, a Jacek jeśli miał coś na uwadze, to było to dobro jego rodziny. Wiele dla niej przeszedł, naprawdę - wcale mu nie ulżyło, gdy wyrzucił z siebie to wszystko, chociaż pewnie dlatego, że wyraźnie nie była to całość.
Pokręciła tylko głową. Mafia? Takie rzeczy się nie dzieją, nie w domach jej koleżanek ze szkoły, w każdym razie.
- Masz złe wiadomości, tato. Ten Dawid to bandyta, próbował zastraszać Tymka, spotkaliśmy się wcześniej, a teraz on ledwie żyje… Ojciec Hani nie żyje, ona też, a z tego co słyszałam.. nie wiem.. ale policjant dziwnie mówił.. nie wiem co z jej bratem. Bandyta, udawał tylko lojalność. jak ty byś się czuł, gdybyś ty miał ochroniarza, a on by ze mną sypiał, no jak?! - zaczęła sie nakręcać, nie potrafiła juz dłużej tłumić emocji. - Wykorzystał Hankę, przeleciał ją, pewnie po to, żeby móc kontrolować jej ojca, wciągnął ją w swoje brudne sprawki, a teraz ona nie żyje! Nawet mu brew nie drgnęła, jak mu powiedziałam! I pozwolił, żeby to zrobili Tymkowi! - krzyczała coraz głośniej. - Pewnie sam kazał, zabił wszystkich z rodziny pana Jacka i przejął interes. Tam jakieś straszne pieniądze były w spadku. Jedźmy w końcu, ile można stać! Chcę już być w tym cholernym szpitalu i czegoś się dowiedzieć!
Prowadził w ciszy przez moment zbierając myśli.
- Może coś w tym jest, ale z tego co mi wiadomo to nie on przejął schedę po Jacku, tylko taki… rusek jakiś. Głęboko w tym nie siedziałem, ale Jacek często mówił, że ten… Vladimir bodajże, czy Victor, różnie go nazywał, ma zbyt duże ambicje. Słyszałem że… że polują teraz na Davida bo obarczają go zabiciem Jacka, chyba nawet używają podobnych argumentów co ty, chodzi mi o Hanię, ale on po prostu nie miałby w tym interesu. Tak mi się wydaje - westchnął ciężko. - Tak czy siak zerwałem z nimi kontakty, powiedziałem im, że się wycofuję, zaraz po tym jak przyjechałem do ciebie gdy Hania… - zbliżali się do szpitala.
Piłka ponownie uderzyła ją w brzuch, tyle, ze że zdwojoną siłą. Przykuliła się na fotelu, krew odeszła jej z twarzy.
- Wycofujesz się? - wyszeptała. W głowie jej huczało. To już koniec, zabiją jego, matkę, ja też.. Cały jej świat runął, przyszłość nagle przestała istnieć. Jak mógł im to zrobić?! - Nie można wycofać się z mafii.. Tato, musimy uciekać.
- Eh, nie rozumiesz - próbował sie wytłumaczyć. - To jest taka organizacja. Ci wszyscy mięśniacy i żołnierzy przyszli później, gdy normalna mafia warszawska zaczęła się interesować interesem Jacka. Zajmują się głównie… rozrywką. Różnego rodzaju. Nie byłem zresztą połączony z nikim więcej niż Jackiem i jeszcze jedną dziewczyną, naszą łączniczką. Po jego śmierci tylko ona o mnie wie.
- A wy co robiliście? Też odziedziczę miliony? - próbowała zastąpić przerażenie sarkazmem.
Tatuś zaśmiał się cicho, krótko i wcale niewesoło.
- Różni ludzie, mieli różny wkład w to wszystko. Ja nie musiałem w zasadzie robić nic złego. Przysięga. Później jeśli będziesz bardzo chciała to ci powiem - zatrzymali się na szpitalnym parkingu. - Na razie mamy chyba co innego na głowie.
Tu się z nim zgadzała, w pełni. Tymek był teraz najważniejszy. Wysiadła z samochodu i poszła w stronę budynku szpitala.



Stosunkowo szybko skierowano ich do prawie pustej poczekalni, która niestety była poczekalnią na OIOM-ie. Czekali w zniecierpliwieniu z dobre dziesięć minut, ale pierwszy nie przyszedł żaden lekarz czy nawet pielęgniarka, ale dwójka policjantów w mundurze i jeden po cywilu, w garniturze, ale z wywieszoną odznaką.
- Pani Joanna Drawska? Damian Nawrocki - powiedział odpowiadając sam sobie. - Wydział do walki z Przestępczością Narkotykową. Mogę zadać parę pytań? - spytał znowu znając odpowiedź, ale z grzeczności dał jej chwilę by coś powiedzieć.
Pokiwała głową. Co za różnica, czy siedzi tu milcząc, czy rozmawiając z policjantem.
- Czekam na informacje o moim narzeczonym - wyjaśniła.
- Hmh.. - pokiwał głową poruszając brwiami. - Parę mam takich. Muszę panią poinformować, że mamy gotowy nakaz przeszukania, wolelibyśmy jednak zrobić to rano, więc bylibyśmy wdzięczni, za nieprzeszkadzanie w tej procedurze. Tak czy siak - przestąpił z nogi na nogę, wypuszczając ciężko powietrze. Trzeba przyznać, że w porównaniu z Kamińskich wyglądał znacznie bardziej… profesjonalnie. Z wyglądu normalny gość, ot po prostu dobrze ubrany. Nie jakiś przystojny, ale i nie brzydki, nieźle zbudowany, krótko ostrzyżony. Miał jednak w oczach przeświadczenie o swojej wysokiej pozycji i dużej dozie pewności siebie.
- Z tego co póki co się dowiedziałem, jakieś dwie minuty temu, nastąpiło przedawkowanie amfetaminy, dość mocne, mimo, że pani narzeczony wyraźnie miał wcześniej do czynienia z tym narkotykiem. Jednak nie wyrobił sobie aż takiej odporności. Czy myśli pani, że zbadanie pani będzie koniecznie? - spytał przyglądając się jej uważnie.
-Nie, to nie tak.. - Nie wiedziała, od czego ma zacząć, za dużo się wydarzyło ostatnio, zbieranie myśli przychodziło jej z trudem. Odsunęła na bok obawę o Tymka, wykrwawiającą się Hanię i spróbowała się skoncentrować. - Nic nie brałam... Pewnie te wszystkie narzeczone, co Pan poznał, zaprzeczają, prawda? I nic nie wiem, żeby Tymek brał. - potarła skroń, zmęczonym, zrezygnowałem ruchem. - Ale.. potrafię myśleć. I znam fakty. Wie pan, w jakiej grupie jest najwyższe spożycie amfetaminy? Wcale nie studenci, nie pracownicy korporacji. Młodzież z subkultury jeżdżącej na snowboardach. I deskorolkowcy. Wszystkie sporty ekstremalne. Tymon jeździ agresywnie na rolkach, zawodowo.
Milczała przez chwilę.
- Ja nic nie zauważyłam, ale fakty i toksykologia dowodzą czegoś innego. Ważne jest to, że przedawkował. - zogniskowała spojrzenie na mężczyźnie i powiedziała z naciskiem: - Nie zrobił tego sam, ktoś go zatruł. Wczoraj... byłam świadkiem tragicznej śmierci mojej przyjaciółki. Dlatego... W każdym razie... Miał po mnie przyjechać. Może i brał, ale to nie był ten etap, że człowiek nie może odroczyć kolejnej działki o dwie godziny.
Wyjęła komórkę i otworzyła galerię. Pokazała policjantowi.
- Znalazłam to u mojej przyjaciółki. Nie wiedziała, że je ma. Tymek ma po tym ślad na prawej dłoni. Proszę porozmawiać z Panem Markiem Kamińskim, nie pamiętam stopnia.. Ja jestem zmęczona.
- Z Mareczkiem? - uniósł brew uśmiechając się wesoło. Oddał dziewczynie telefon bez większego przejęcia. - Nie ma pani zielonego pojęcia, skąd pani narzeczony mógł wejść w posiadanie tych substancji? - kontynuował swoje przesłuchanie, ku rosnącej, ale wciąż jeszcze skrywanej frustracji ojca. Wolał nie pogarszać sytuacji z psami.
- Myslę, że David Bluecamp mógł mieć z tym coś wspólnego.- odpowiedziała.- On widział się ze mną dziś, zanim pojechałam do domu i wiedział, że Tymek nie przyjedzie. Wiedział, że będzie naćpany. To były chłopak mojej przyjaciółki, Hani. A kiedy dziś po południu czekałam na taksówkę, Tymka wtedy nie było, ktoś się kręcił pod furtką. Zrobiłam mu zdjęcie.
- Okej, okej… bardzo ładne śledztwo jakieś pani prowadzi, ale mnie interesują tylko konkrety - wyciągnął za pazuchy notatnik i długopis, mimo iż pewnie miał smartfona, jak większość normalnych ludzi. - Jakieś dokładne dane tego Davida i dlaczego niby on?
- Chyba wy prowadzicie śledztwo, prawda? Nie wiem.. Hania ma go wbitego w komórkę. Dziś przyjechał do mnie i powiedział, że nie mam co czekać na Tymka, bo nie przyjedzie. Taksówkarz go widział. I Hania, i Tymon.. ale.. - poczuła, ze nie nadąża za własnymi myślami. - Próbował nas straszyć..ale to było wcześniej. Wczoraj. Lub przedwczoraj. - Spojrzała na ojca. - Przedwczoraj? Tato, przyniesiesz mi jakąś kawę? I dlaczego nic nie mówią co z Tymkiem?
Ojciec pokiwał głową i skierował się do ustawionego w głębi poczekalni automatu.
- Zaraz ktoś się zjawi, jestem pewien - pokiwał głową. - Chciałbym po prostu doprecyzować, że prowadzę śledztwo związane z nową, bardzo czystą amfetaminą, którą ktoś skutecznie rozprowadza po mieście, skoro pani uważa, że to co pani powiedziała ma z tym jakiś związek - schował notatnik zawiedziony. - Skontaktuję się z Mareczkiem. Ci dwaj panowie zostaną tutaj by nadzorować pani narzeczonego, jeśli… - pokręcił głową opanowując się. - Gdy już będzie… no. Na razie to wszystko, o nic nie będę panią oskarżać, czy już przesłuchiwać. W razie czegoś, mój numer - dodał podając wizytówkę, dwójka mundurowych usiadła gdzieś dalej w poczekalni i wyciągnęła komórki.
- Oskarżać? - spojrzała na policjanta, zdezorientowana. - Chyba trzeba szukać tych, co mu to zrobili, prawda?
- Możliwe, że inaczej rozumiemy pojęcie winy w tej sprawie, ale ogółem tak, będziemy “ich” szukać - pokiwał głową.
- To dobrze - upiła łyk kawy, była paskudna, żołądek zaprotestował gwałtownie. Odstawiła kubeczek na podłogę. - Dziękuję tato. Mówili coś? Może pójdziemy zapytać?
- Mówili, że jest w ciężkim stanie - policjant wzruszył ramionami i skinął głową. - Zostawię państwa samych. W razie czego pozostaniemy w kontakcie - powiedział kierując się do wyjścia z poczekalni.

Siedzieli w milczeniu. Dziesięć minut później wszedł lekarz, rozpinając pognieciony fartuch. Odszukał wzrokiem Joannę i podszedł wycierając rękawem pot z czoła.
- Pani jest od tego co przedawkował? - spytał dość chłodno.
- Tymon Potocki - potwierdziła, wstając.
- Nom chyba tak. Już dziesiąty w tym tygodniu po amfetaminie - pokręcił głową wzdychając zdenerwowany. - Serce mu praktycznie wybuchło. Duża dawka doustna i dożylnia, nie wiem jak po jednej dał radę sobie strzelić drugą, ale i tak długo wytrzymał. W recepcji będzie pani musiała podpisać parę dokumentów - podrapał się po głowie, myśląc, czy o czymś nie zapomniał. - Jeśli policja już z panią rozmawiała to wszystko będzie.
Skierował się w stronę dwójki policjantów chcąc im powiedzieć, że jednak mają wolny wieczór.
- A i ten… przykro mi - rzucił jeszcze doktor przypominając sobie.
- Asiu… - mruknął cicho ojciec, kładąc jej delikatnie rękę na ramieniu.
- Tak… - potwierdziła mechanicznie. - Tak. Panie doktorze! - podeszła do lekarza, chwyciła go za rękaw. - Czy mogę go już zobaczyć?
- Co? Hm? - mruknął odwracając się. - Nie, nie - pokręcił głową przepraszająco. - W przypadku przedawkowania najpierw trafia do kostnicy by policja miała dostęp na parę dni. Od nich, albo od tego jak natarczywy jest pani prawnik zależy, kiedy ciało trafi do zakładu pogrzebowego jaki tam pani se wybierze. A teraz przepraszam, ale mam nocny dyżur, muszę wracać do pracy - wskazał delikatnie ręką na drzwi z napisem “tylko dla personelu”.
- Jakie ciało? - zadała głośno pytanie, które tłukło się jej w głowie. Dopiero kiedy sama siebie usłyszała, zrozumiała, co się stało. Świadomość broniła się jeszcze chwilę przed przyjęciem prawdy, ale w końcu przegrała. Świat zawirował, ciało dziewczyny najpierw gwałtownie zesztywniało, aby po chwili opaść bezwładnie, kiedy w końcu mózg litościwie się wyłączył.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.

Ostatnio edytowane przez kanna : 08-04-2015 o 21:31. Powód: fotki
kanna jest offline  
Stary 09-04-2015, 21:29   #28
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Powiedzieć, że Tomek był wkurwiony to mało. Po telefonie Gabriela wpadł w szał. Wszystko zrobił jak należało, a tutaj mu zarzucali niekompetencje. Rzucił telefonem w szafkę pod telewizorem. Szafka zadudniła, a telefon spadł nieuszkodzony na włochaty dywan.
Dziś już takich nie robią - pomyślał. Podniósł telefon. Włożył do portfela pięćset złotych ze swoich "oszczędności". Poszedł się przebrać. Zapowiadała mu się długa, pracowita noc. Założył dżinsy, kremową bluzę z kapturem przewiązał sobie wokół pasa. Trzy woreczki strunowe z plastrami włożyl w kieszeń. Zdecydowanie za gorąco na taki ubiór, ale nad ranem może się przydać. Zamknął drzwi mieszkania i zadzwonił po taksówkę. Pora zainwestować. W końcu to już się zwróciło, a korzyści mogą być jeszcze większe.

Taksówka była dość szybko. Na początek kurs do dyżurującej w niedzielę apteki. W aptece bez problemów kupił to co zazwyczaj kupował w weekendy w trakcie semestru. 2KC i pięć par rękawiczek lateksowych w rozmiarze XL. Oczywiście za rękawiczki zdarli prawie jak za reklamówki jednorazowe. Polimery to taki dobry interes. Marża prawie jak na narkotykach. Tona polietylenu kosztuje 700zł. Tona polietylenowych jednorazówek około 15 000zł. Koszt produkcji to prawie 1000zł. A ludzie myślą, że 7 groszy za foliówkę w Chacie Polskiej to tanio.

Czasem sam się dziwił w jakim świecie żyje. Taksówka zawiozła go do mieszkania bliźniaków. Dzień był długi, więc miał nadzieję, że zastanie ich na miejscu zanim zaczną "nocną zmianę" przed komputerami. Już po chwili dzwonił do drzwi Gabriela.
Pierwszy dzwonek nie przyniósł wiele sukcesu. Oczywiście mógł próbować być nachalny.
Tomek wyjął telefon i sprawdził godzinę. Po czym zadzwonił na numer pośrednika.
Po dwudziestej. W sumie było już ciemno, ale to bardziej wczesny wieczór niż noc.
Męczył się z miarowym sygnałem komórki przez chwilę i gdy już myślał, że włączy się automatyczny głos sekretarki, podniósł się zdenerwowany głos Gabriela, tak odległy od tego tonu, którym go witał za pierwszym razem, jak to tylko możliwe.
- Czego?! - warknął do telefonu.
- Mam ze sobą to co miałem wam oddać, stoję pod drzwiami waszego mieszkania - odpowiedział Tomek równie ozięble.
Ciężkie westchnięcie.
- Nie mogłeś najpierw zająć się resztą dostaw i później przyjść po kasę by od razu oddać zbytek? Tylko dupę nam zawracasz niepotrzebnie i swój czas marnujesz… - Gabriel urwał na chwilę, elektroniczna muzyka w tle ścichła znacznie i Tomek usłyszał stłumiony głos jego siostry. Po chwili westchnął raz jeszcze i odezwał się ponownie.
- Dobra otworzę ci, właź na górę, tylko szybko - zabrzęczał dzwonek i drzwi do klatki stanęły otworem. Wspiął się znów na samą górę, a Gabryś czekał już przed zamkniętymi drzwiami, zza których wydzierały się na zewnątrz mocne, elektroniczne brzmienia. - Jeśli dostarczysz resztę towarów nie przecigając dostawy, zapłata nie ulega zmianie. Ten zbytek nie ma wpływu na hajs - mruknął wyciągając rękę.
Młody diler rzucił woreczek strunowy z plastrami Gabrielowi.
- Mówiłeś, że możecie zlokalizować ludzi po telefonie. Możecie sprawdzić czy ta dwójka która mi została jest teraz w swoich chatach?
Przymknał oczy na chwilę. Był dziwnie nerwowy, ostatecznie Tomek nie prosił o zbyt wiele. Widocznie miał się za wielkiego ważniaka. Westchnął dwukrotnie, w krótkich odstępach czasu i prychnął ciężko w końcu patrząc na Tomka.
- Tylko dlatego, że tak ładnie prosisz. Jeśli mają włączone komórki to tak. Dwie minuty - powiedział otwierając drzwi i zamykając je za sobą, na chwilę wypuszczając na zewnątrz za głośna muzykę. Sąsiedzi o ile w ogóle byli, musieli być mocno tolerancyjni, skoro takie coś miało się ciągnąć od wieczora przez noc aż do rana. Albo po prostu byli to dobrze opłacani sąsiedzi.
Zamiast Gabriela wyszła jego siostra, równie nie wesoła, choć nie miała wrogości w swoich hipnotyzujących oczach.
- Sorry za brata, naprawdę nie lubi jak mu się przerywa i miesza, w rzeczy inne niż te, które sam chce robić - machnęła reką zamykając za sobą drzwi, muzyka nieco ścichła. - Starzyński jest w domu, dopiero co wrócił, wcześniej jego sygnał był w centrum, ale stosunkowo krótko i od niedawna, więc zakładam, że był w domu, gdy tam zajechałeś. Jest jednym z tych, którzy nie wiedzą co mają dostać, ale widać coś go uczuliło… nic to - pokręciła głową, skracając swoje głośne rozmyślania. - Dziewczyna też właśnie wróciła do domu i po śladzie wygląda na to, że też była w domu, gdy ją odwiedzałeś.
Obejrzała się za siebie i podeszła nieco bliżej, zniżając głos, tak że Tomek ledwo ją słyszał.
- Jeśli chcesz na tym wszystkim dobrze zarobić, możliwe, że będziesz musiał zrobić troszkę złych rzeczy, ale… ale jeśli sprawisz jakiś zawód, coś ci się nie uda to… - chwilę myślała jakiego słowa użyć, ale stwierdziła, że nie ma co owijać w bawełnę. - Zabiją cię i jeśli masz rodzinę to ją też. Ci ludzie potrafią nagrodzić solidną robotę, ale nie wybaczają pomyłek. To taka… taka rada - mruknęła pocierając knykcie jednej dłoni, kciukiem drugiej. - Sam zdecyduj co z tym zrobić. Póki co żaden kurier nie chciał pracować dłużej niż przez cztery dostawy, a za każde kolejne jest coraz więcej.
- Dziękuję za informację. Zobaczymy jak pójdzie. Możliwe, że to moje pierwsze i ostatnie zlecenie dla waszych mocodawców. Trzymajcie się, odezwę sie jutro.



Tomek wyszedł z mieszkania. Przespacerował się wzdłuż ulicy. Gdy był już koło kolejnego przystanku autobusowego zadzwonił po kolejną taksówkę. Tym razem z innej firmy taksówkarskiej. Podał adres na osiedlu sąsiednim do osiedla Drawskiej. Później zrobił sobie kilkunastominutowy spacer po okolicy. Założył bluzę, bo pod osłoną nocy było już chłodniej. Zaciągnął kaptur na głowę. Dochodziła 22:00. Chociaż bliżej było mu do Starzyńskiego, to dom Drawskiej był dużym atutem dla planowanych nielegalnych działań. W blokach zawsze są wścipscy sąsiedzi. Zawsze ktoś coś widzi. Dom jest na uboczu. Pod osłoną nocy można wskoczyć na ogródek. Poszukać uchylonego okna w noc po upalnym dniu. Tym razem nie paradował po ulicy tak jak za dnia. Od razu zaczął rozglądać się za potencjalnymi drogami wejścia. Miał nadzieję, że od tyłu działki, pod osłoną nocy, będzie możliwe ciche wejście. W głowie dopuszczał nawet myśl przekradnięciu się przez posesję sąsiadów, byle tylko znaleźć się pod domem Drawskiej i uniknąć wykrycia. Zmrok miał jeszcze jedną ważną cechę. Siedzący w domu zapalali światło wyraźnie wskazując swoje położenie. Myśl o tym, że robi coś zakazanego, przy czym łatwiej wpaść niż przy handlu narkotykami spowodowała wydzielanie się adrenaliny. Serce chłopaka waliło jak młot. Zimny pot spływał po plecach. Oddech przyspieszył. Każdy szmer zaczął wydawać się podejrzany, a cisza panująca w okolicy dodatkowo potęgowała niepewność. Na spocone ręce trudno było założyć rękawiczki jednorazowe, ale Tomek dał radę po kilku sekundach starań. W jego głowie czas rozciągął się do absurdalnych wielkosci. Miał wrażenie, że z rękawiczkami mocował się kilka minut.
Generalnie nie wyglądało to ciekawie. Jego dotychczasowe doświadczenie z włamaniami nie zwiastowały zbyt dobrze i z pewnością wpływały na jego pewność siebie w tej sytuacji. Drzwi na zadaszonym tarasie były zamknięte, główne objęte ochroną, wywalanie ich byłoby raczej złym pomysłem.
Jednak Tomek dostrzegł swoją szansę. W sypialni nad tarasem zostawiono otwarte okno.

Wystarczyło podstawić stół, na nim krzesło wspiąć się i skoczyć tak by złapać się daszku tarasu. Potem musiałby tylko nie złamać sobie niczego i byłby w środku.
Wspomnienia wróciły. Wtedy też była upalna noc. Z tym, że wtedy do środka wchodzili Darek z Damianem. Tomek był czujką, a gdy oni wypełnili plecaki sprzętem to odbierał je przez okno.
Tym razem nikt za niego nie wejdzie do środka. Meble ogrodowe stanowiły szansę. I tak miał dużo szczęścia, że Drawska prawdopodobnie lubiła śniadania w ogrodzie. Na pewno nie należała do biednych. Meble ogrodowe wyglądały solidniej niż meble w pokoju matki Tomka. Miało to istotną wadę. Gdy przestawiał stół to zgrzyt wydawał mu się bardzo głośny. W głowie Tomka pojawiło się przeświadczenie, że właśnie obudził wszystkich sąsiadów. Później posiłował się z krzesłem, które też nie należało do tych tanich plastikowych. Miało to jednak niewątpliwą zaletę: konstrukcja po której miał się wspinać była wyjątkowo stabilna. Chłopak nigdy nie myślał o sobie w kategoriach sportowca, dlatego nie ryzykował podciągania się. Wybił się jak najmocniej z krzesła, tak, żeby wdrapać się na piętro z pomocą rąk i nóg. Przy podskoku krzesło przewróciło się na blat z hukiem. Kilka niepewnych kroków i już był przy oknie. Zajrzał niepewnie do środka. Zdał sobie sprawę, że nasłuchując nie oddycha.

Od razu można było stwierdzić, że dobrze trafił. Popchnął uchylone okno do przodu, otwierając je ostrożnie na ościerz i na biurku obok dostrzegł nie tylko laptopa, ale małą, srebrną tackę z góreczką białego prochu, który rzucał się w oczy, nawet przy braku światła w pokoju.

Amfetamina, heroina nie było to ważne. Teraz musiał tylko wymyślić jak to podłożyć tak by “klientka” znalazła towar.

Nie musiał szukać. A może nie chciał. Może się bał. Podszedł do tacki z białym proszkiem. Oblizał mały palec. Rękawiczki lateksowe były ohydne w smaku. Chłopak zanurzył palec w znalezionej pozostałości narkotyków. Ponownie wziął do ust palec, tym razem już obklejony białym pyłem. W ustach rozlał się przyjemne gorzki, zasadowo-aminowy posmak. Amfetamina. Bardzo czysta. Takiego towaru nie kupuje się na uczelni. Drawska była damą z wyższych sfer. Od mebli, po amfetaminę wszystko miała najlepsze. Zapewne wcześniej mu nie otwierała bo miała odjazd. Teraz pewnie jest w salonie albo w sypialni. Z tym, że po amfetaminie będzie pobudzona. Mocno pobudzona. A biorąc pod uwagę wielkość tacki zapewne jej źrenice są rozszerzone do granic możliwości. To wyjaśnia pogaszone światła. Naturalny noktowizor. No prawie naturalny. Chłopak wsłuchał się w dom. Po czym rzucił woreczek z plastrami na tackę. Pora wracać. Postanowił wyjść tą samą drogą, którą przyszedł.
Poustawiał wszystko tak jak zastał, albo tak jak mu się wydawało, że było. Skoro mieszkali tu ludzie pokroju jego klientów, to nie powinni zauważyć różnicy. Szybko było już po krzyku.
Chłopak szybko oddalił się z okolicy. Dwie ulice dalej wyrzucił do kosza zużyte rękawiczki lateksowe. Podszedł do stojącej na poboczu taksówki. Przed nim kurs na osiedle sąsiadujące z osiedlem Starzyńskiego.


Poczekał aż taksówka odjedzie i pomaszerował na osiedle Wojtka. Było już po 23:00. Stanął tak, żeby widzieć okna w bloku Starzyńskiego. Sam jednak trzymał się w cieniu.
Światła paliły się przynajmniej w dwóch pokojach na piętrze na którym mieszkał. Ktoś tam musiał być.
Tomka czekał kolejny spacer. Kilka przystanków stąd jest całodobowe TESCO. Jeśli się postara, to do północy wróci na osiedle Starzyńskiego z kilkoma przydatnymi drobiazgami.
Owocna i krótka wizyta w niemal opustoszałym jak na postapokaliptycznym filmie sklepie i wciąż pełen sił i chęci Tomek wrócił pod blok Starzyńskiego. Pod jego klatką schodową walało się rozbite szkło z drzwi, a domofon był zmiażdżony. Ktoś wychodząc musiał być mocno zdenerwowany i naprawde silny. Tomek delikatnie się rozejrzał. Wszystko wskazywało, że ma więcej szczęśćia niż rozumu. Założył kolejną parę rękawiczek jednorazowych i uważa, żeby nie pociąć się o kawałki szkła. Po otwarciu drzwi nie zapalał światła na klatce. Śladowe ilości amfetaminy z domu Drawskiej już przestawały działać, ale źrenice chłopaka nadal były rozszerzone. Dotarł pod drzwi Starzyńskich, powoli przykleił do drzwi kopertę z wypisanymi czarnymi literami WS. W kopercie były nieszczęsne plastry w worku strunowym. To miał być koniec na ten wieczór.
Równie cicho i powoli wyszedł z budynku. Zadzwonił domofonem do sąsiadów Starzyńskich.
- Dobry wieczór, Wojtek Starzyński. Nasz domofon się zepsuł. Mogą państwo zapukać do naszego mieszkania i poprosić kogoś, żeby tutaj zszedł?
Nie czekał na odpowiedź. Oddalił się pośpiesznym krokiem zaciągając kaptur na głowę. Po dziesięciu minutach bardzo szybkiego marszu wyrzucił rękawiczki jednorazowe do kosza. Po dwudziestu zdjął bluzę i upchał w pobliskim koszu na używane ubrania. Po kolejnych dziesięciu minutach zadzwonił ze swojego samsunga po taksówkę i jechał do akademika. Jeszcze z taksówki dzwonił do Gabriela, żeby mu przekazać dobre nowiny. Po drugiej w nocy Gabriel nie odbierał. Pewnie był w cybertransie. Tomek napisał SMSa.
ZROBIONE

 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 12-04-2015, 14:36   #29
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Warszawa
Noc z niedzieli na poniedziałek i poranek


Wojtuś odłożył znalezioną kopertę na biurko w swoim pokoju, czując wewnętrzną blokadę przed otwieraniem jej i zobaczeniem co jest w środku. Niespokojny położył się spać by rano odebrać telefon od Kamińskiego, który poinformował go, że musi się dziś zjawić na komisariacie by zidentyfikować ciało matki.
Ojca wciąż szukali.
Tomek odpowiedź na smsa dostał dopiero rano. Gabryś zapraszał go po kasę i jeśli chce następną dostawę. Śliwa poinformował go, że w jego mieszkaniu w wersalce włożył wszystko co ma do rozdania. Rano przez jego nową kanciapę przewinęła się spora grupka takich dilerów, do jakich do niedawna sam się zaliczał. Zostawili u niego mnóstwo pieniędzy i niewiele towaru, z częścią tego pierwszego pożegnał się gdy Śliwa wpadł w południu po działkę, ale i tak został z jak do tej pory największą sumą pieniędzy jaką w życiu widział, a towaru do opchnięcia jeszcze zostało.
Joanna zaś obudziła się w domu Tymona, ojca znalazła na parterze, śpiącego na kanapie naprzeciwko telewizora, na stoliku rozrzucił swoje rzeczy, kluczyki, portfel, telefony i przykrył się lekkim kocykiem.
Dziewiąta rano, policja obiecała wpaść rano na pokojowe przeszukanie. Liczyli na współpracę, która mogła zostać wystawiona na ciężką próbę, gdy w pokoju, w którym znalazła Tymona, Joanna dostrzegła nagle małą torebeczkę z żółtymi, okrągłymi plastrami, której wcześniej z pewnością tam nie było.


Słońce z rana wydawało się być łagodne i ku uciesze zmarnowanej w poniedziałkowy poranek ludności, nadawało nieco pogodnego nastroju, który skutecznie psuło patrzenie przez okno w trakcie pracy. Jednak trzeba było się dobrze, optymistycznie nastawiać na trudy dnia. Inaczej nie dało się przeżyć w takim brudnym, śmierdzącym miasto, ostatnio tak ciężko przypalanym przez bezlitosne siły natury.
Siedzący w biurowcach rycerze w garniturach i damy w spódniczkach wzdychali ciężko od samego rana, czując gorąc nie tylko zza okien, ale i z pobliskich rozgrzanych komputerów, który nieskutecznie był chłodzony przez klimatyzację, na której ktoś ewidentnie dużo oszczędzał, przykręcając kurek.
Policjanci postawieni w wielu komisariatach w stan podwyższonej gotowości, pocili się ciężko pod umundurowaniem, czekając na koniec swojej nocnej zmiany i zjazd do upragnionej bazy. Nikomu nie chciało się robić, wspomnienia grillowego weekendu, zimnego piwa i przyjemnej wody w jeziorku nad domkiem letniskowym, było jeszcze zbyt świeże, a piątkowe popołudnie zdecydowanie zbyt odległe. Tortury psychiczne skutecznie oddziaływały na efektowność pracy, która szła równie prędko jak pierwszy lepszy menel po nieprzespanej nocy.

- Dawaj podnosimy - mruknął Tomek do partnera, wskazując na leżącego na nadwiślańskiej ławce żula. Drugi policjant westchnął ciężko patrząc na grubego, brodatego i niewiarygodnie brudnego bydlaka. Podnoszenie ponad stukilowych żuli ubranych w kurtki i szaliki w najbardziej upalne lato od lat, daleko odbiegało od jego marzeń wyniesionych ze szkoły policyjnej. Już lepiej było użerać się z nimi w zimę, gdy trzeba było ich wozić do szpitala czy na komisariat, pamiętając oczywiście o tym, by zabrać ze sobą ich drogocenne torby z puszeczkami, ubrankami i butami na zmianę.
- No kolego... do góry - Krzysiek zachęcał menela, chwytając go pod pachę, która przemokła nawet przez koszulkę, sweter i kurtkę, którą "kolega" miał na sobie. - Raz... dwa... trzy - stęknął synchronizując ruch z Tomkiem. Udało się im podnieść klienta do góry, chociaż ten stęknął przy tym ciężko, ale doceniając pomoc odszukał nogami grunt, dalej jednak musieli go podtrzymywać, bo górna część ciała leciała do przodu. Poczuł też jak coś innego leci w nim do góry.
- Oż kur... - Tomek odsunął szybko nogę, uciekając od jasnoróżowej fali wyrzuconej z siebie przez bezdomnego, który splunął parę razy i charczał, narażając cierpliwość służbistów na poważną próbę.
W końcu z uśmiechem podniósł lekko głowę, ale nie resztę korpusu i spojrzał na wodę, błyszczącą się ładnie w wschodzącym słońcu mimo swego nie za czystego składu.


- Co... co tam tam to jest? - wycharczał swoim ciężkim, skacowanym głosem.
- Co ty gadasz szefie? - spytał Tomek wytężając wzrok i kierując go tam gdzie menel.
- Oż ty w pizde... - mruknął Krzysiek wypuszczając żula z rąk, co potężnie nim zachwiało. Rzucił się w stronę wody by wyciągnąć z niej trupa.
Żeby to był pierwszy raz...

***

Polska

Stara wiejska, polska chata umiejscowiona gdzieś głęboko w lesie, na jasnej polanie, w każde południe rozgrzanej od słońca niczym pustynia, grzmiała od hałasów, których nikt oprócz tych w środku nie mógł usłyszeć. Dopiero właśnie gwiazda Układu Słonecznego powstrzymała na chwilę odgłos piły mechanicznej i miarowny, agresywny stukot i pobrzękiwanie łańcuchów.
Z dwupiętrowej, rozpadającej się chaty z drewna obłożonego papą przykręconej ciężkimi, wielkimi, zardzewiałymi śrubami wyszedł łysy, niski i wesoły staruszek, w ciemnym, gumowym fartuchu mokrym od krwi. Podniósł do góry plastikową osłonę ze swojej papirusowej twarzy i spojrzał na przepiękną panoramę zarośniętej polany otoczonej nieskażonym lasem, w blasku młodego słońca. Przypatrywał się cicho i napawał świeżym powietrzem. W końcu odłożył piłę mechaniczną i zawołał w stronę blaszanej dobudówki z boku chaty, z której wciąż dobywały się okropne odgłosy, przywodzące na myśl masarnię, czy jak najbardziej niehumanitarną rzeźnię.
- Słońce! - zawołał zadziwiająco głośno i wyraźnie, swoim starczym, ale wciąż silnym głosem. - Chodź tu!

Odgłosy ucichły, a staruszek z uśmiechem patrzył w stronę blaszanych drzwi, wyczekując cierpliwie. W końcu z ciężkim zgrzytem wrota otwarł się i wyszedł z nich przystojny, młody blondyn, idealny przykład aryjczyka według Hitlera i mężczyzna zbudowany na wzór greckich półbogów.
Ubrany w porwane, brudne od ziemi i krwi jeansy i zniszczoną do niedawna elegancką, czarną koszulę podszedł do staruszka nie przemywając krwi z twarzy.

- Tak tato? - spytał unosząc pytająco brwi. Staruszek odwrócił się do niego i podniósł wskazujący palec do jego ust. Trzymał go tak chwilę aż w końcu przesunął nim po wargach młodzieńca, zmywając z nich krew. Powoli zabrał palec i wskazał nim miejsce zza którego wychodziło słońce, tworząc z krajobrazu istne arcydzieło na miarę największych artystów. Gdy młodzieniec zwrócił uwagę na zadziwiająco prostą, ale przy tym oszołamiająco piękną panoramę, staruszek powoli włożył palec do ust i oblizał go ze smakiem z krwi, wysuwając swój wężowy, lekki i suchy język.
- To będzie piękny dzień... - mruknął cicho mlaskając z nieposkromionym głodem.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 27-04-2015, 11:06   #30
Banned
 
Reputacja: 1 Gveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumny
Obawiał się, że noc przyniesie kolejny atak schaba. Brzmiało to jak tytuł groteskowego slashera klasy Z pretendującego do miana horroru. Rzeczywistość okazała się bardziej przytłaczająca niż myślał. Był samotny nosicielem bólu i wielu informacji, które dusiły go od dłuższego czasu.
Noc minęła mu na dyskretnym doglądaniu siostry i myśleniu. Gdy wrócił do mieszkania po rozmowie z Kamińskim, Natalia zastała go w ciemnym pokoju głównym. Stał oparty o framugę drzwi balkonowych, a w jego dłoni majaczyło szkło szklanki wypełnionej tajemniczym płynem.
Nie odzywała się do niego, toteż zignorowała jego zachowanie zupełnie. Sam Wojtek łapał się na tym, że alkohol stawał się jego sposobem na ucieczkę, wypalenie pewnych rzeczy. Nie, nie przyśpieszał procesu myśli, nie spowalniał go. Zastanawiał go tylko fakt, że w ciagu kilku dni chwytał za butelkę częściej niż mógłby to przyznać.
On, 19 letni student Politechniki.. młody, na progu dorosłego życia. Na drugim już roku.
Zegarek oznajmiający dwadzieścia minut po północy był znakiem, że trzeba pójść spać. Nie spał do drugiej w nocy. Wsłuchując się w każdy dźwięk dobiegający z mieszkania i klatki schodowej. Miał to szczęście, że ściana jego pokoju była ścianą mieszkania oddzielającego je od klatki schodowej. Wsłuchiwał się w miarową pracę windy. Czasami słyszał jakieś kroki na niższych piętrach.. to właśnie wtedy wstawał i łapał za nóż pozostawiony na biurku. Tak samo jak tajemnicza koperta przyklejona do drzwi. Kawałek papieru, którego nie zamierzał otwierać.
Tej nocy nikt nie przyszedł. A szczególnie rodzice.

Obudził go dzwonek telefonu. Napięte nerwy i wydarzenia dni sprawiły, że zerwał się na równe nogi. Był gotowy do działania w ciagu sekund. Na wyświetlaczu pojawił się dobrze znany numer Kamińskiego. Wojtek odebrał połączenie i przyłożył aparat do ucha.
- Tak? W czym mogę pomóc panie Kamiński?
- Wysyłam po ciebie radiowóz. Musisz podjechać na komisariat by zidentyfikować ciało, które znaleźliśmy na działce - powiedział chłodno. - Za pół godziny może być?
- Jakie ciało? - wyrzucił z siebie pytanie pełne obaw i pretensji.
- No… póki co identyfikacja nie jest potwierdzona, ale wszystko wskazuje na - westchnął ciężko. Za dużo razy przez to przechodził żeby owijać w bawełnę. - Twoją matkę.
- CO?! - wykrzyknął do słuchawki. Nagła wiadomość poderwała go na nogi, gotowego do działania, zadania ciosu, ucieczki.. najgorsze było to, że wróg był niewidoczny i uderzał celnie. Nie chciał w to wierzyć. Nie potrafił. Kto mógłby skrzywdzić jego mamę? Przecież pomagała ludziom, leczyła ich, ratowała życie? Przestąpił z nogi na nogę. Lewą dłonią przejechał po swoich włosach, zatrzymując się na czubku i chwytając pokaźny pukiel w palce. Chwile pokręcił głową w niedowierzaniu. Jakaś część jego umysłu wypierała taką ewentualność. To, że zniknęła razem z tatą można wytłumaczyć.. znajomość z ojcem Adama też. Z drugiej strony, Kamiński nigdy nie owijał w bawełnę i mówił mu prawdę. Zmęczony policjant był chodzącym uosobieniem bezpośredniości. Racjonalna część jego mózgu zaczęła dopuszczać taką ewentualność. Układanka powoli wskakiwała na swoje miejsce, tworząc spójny obraz całości. Ojciec Adama nie żyje, Adama wraca i zachowuje się sprzecznie z swoją naturą. Potem ginie on i jego siostra. Do jego mieszkania przychodzi kafar szukający ojca, z wyraźnym zamiarem skrzywdzenia jego i siostry. Rodzice znikają, komórka odnajduje się jako porzucony przedmiot w centrum miasta. Potem dowiaduje sie, że ojciec pomagał Hukowi w interesach.. a sam Huk nie był tak dobrym człowiekiem za jakiego uważał go Wojtek. A teraz śmierć mamy..
Pojedyncza łza spłynęła po policzku chłopaka. Lewym, zawsze od lewej. Uśmiechał się lewą stroną ust, lewe oko było dominujące. Dobrze, że był praworęczny. Wiedział co nastąpi za chwilę - czysta rozpacz.
- Dobrze, będę czekał w domu. Jak się nazywa policjant i jaki ma stopień.. muszę uważać.
- Dwóch mundurowych, posterunkowi którzy będą blisko. Jak zobaczysz radiowóz pod blokiem, to będą oni. Najwyżej pięć minut. Nie bierz siostry - dodał zanim się rozłączył.
Wojtek bardzo szybko zaczął się ubierać. Czarna koszulka, ciemne jeansy. Nawet wygrzebał gdzieś czarne skarpety. Przeczesały tylko swoją czuprynę, otarł łzy i westchnął.
- Natka, możesz do mnie przyjść? - krzyknął tak, aby usłyszała.
Jak na nią było jeszcze strasznie wcześnie, ale z niewiarygodnie głośnym westchnięciem zerwała się ze swojego łóżka i odkrzyknęła do brata.
- No! Moment! - znowu z niespotykaną u siebie sprawnością ubrała się w coś i otworzyła drzwi. - Co jest? O której ty wstajesz w wakacje, na litość… - wystękała przecierając oczy.
Wskazał jej krzesło. Spojrzał na nią poważnym wzrokiem, w którym czaił się smutek. Miał nadzieje, że go zrozumie..
- Chcę Ci coś opowiedzieć. I mam jedną złą wiadomość. Wiesz, że Adam wrócił? Pewnie słyszałaś. Znalazł swojego tatę, martwego. Zabiła go jego żona. Wróciła też i Hania. Adam zachowywał się dziwnie - zamyślił się na chwilę. Musiał się streszczać. - Bardzo dziwnie. Uwierzysz, że pocałował mnie i wyznał miłość? A przecież był heteroseksualny. Policjant, który prowadził sprawę powiedział mi o tym. W sobotę był u mnie. Odziedziczył z Hanką ogromny spadek po tacie. Ale jego tata pracował ciężko, w biurze. Nie mógł się doczłapać do takich pieniędzy.. Dwa miliony na głowę dla dzieci. Wychodząc ostrzegł mnie, abym na siebie uważał, bo z tego będą kłopoty. Kilka godzin później nie żył… - zawiesił głos.
Spojrzał siostrze w oczy. Pojawiły się w nich pierwsze łzy. Od tak dawna nie miał nikogo, komu mógłby opowiedzieć o tym co tłamsi w sobie. Jaki ogień trawi go od wewnątrz.
- Mówili o tym w telewizji. Jego siostrę też zabito. Potem przyjechał ten policjant, Kamiński. Opowiedział mi wszystko. Potwierdził jego śmierć, opowiedział o tajemniczym nowym narkotyku w formie plastra z wizerunkiem uśmiechu. Byłaś wtedy.. no gdzieś byłaś. A potem ten kafar.. wiesz kiedy zrozumiałem o co tutaj chodzi?
Zatrzymał się na chwilę. Łzy spływały po policzkach.
- Gdy wczoraj w nocy znowu przyjechał Kamiński. Spytał o tatę, czy przyjaźnił się z Jackiem Hukiem. Zaprzeczyłem bo jak? Okazuje się, że znali się i to dobrze. Tata pomagał mu w robieniu interesów. Poszukują naszych rodziców.. komórkę taty namierzyłem w centrum, gdy jakaś siksa odebrała w końcu. A dziś rano..
Zwiesił głowę. Nie wiedział jak to powiedzieć. W jakie słowa ubrać i jak zareaguje. Był wściekły, że w takiej chwili zostawi ją w domu. Samą. Załamaną. Zdruzgotaną.
- Kamiński znowu zadzwonił, niedawno. Znaleźli ciało na działce rodziców…
Ponownie podniósł głowę i z oczami pełnymi łez, lekko przyspieszonym i zmienionym w stronę niższych rejestrów głosem powiedział:
- Znaleźli mamę, a raczej jej ciało. Natka.. mama nie żyje, a ja muszę jechać na komendę, aby zidentyfikować ciało.
Natalia dość szybko przeniosła spojrzenie z brata gdzieś w bok na podłogę, gdy tak mówił i mówił. Stopniowo gdy zbliżał się do końca wykładu, wzrok zaczął jej drgać, a drobne dłonie, zaciskały się i rozluźniało nerwowo gdy skończył mówić. Targana tikami powstrzymującymi ją od wybuchu stanęła na chwiejnych nogach i wygładziła szorty od pidżamy kiwając głową pełną rozczochranych włosów.
- Ja… - szukała brata obłąkanym wzrokiem po pokoju, patrząc wszędzie tylko nie na niego. - Poczekam aż wrócą, ty idź… mhm - mruknęła cicho.
Nie minęło pół minuty i rzuciła się w stronę łazienki, nie zamykając za sobą drzwi zwymiotowała do umywalki zaczynając ciężko szlochać.
Rozległo się pukanie do drzwi, stopniowo przyciszane narastającym wyciem Natali, która w końcu zamknęła drzwi, tłumiąc hałasy.
Wojtek siedział na łóżku i wsłuchiwał się w hałasy, gdy pukanie wyrwało go z marazmu myślenia. Podszedł do drzwi i spojrzał przez wizjer.
Dwójka policjantów w pełnym umundurowaniu służbowym, jeden w okularach, drugi prawie dwumetrowy, ale dosyć chudy. Obydwaj wyglądali dość poważnie.
Wrócił się do kuchni, by wziąć woreczek strunowy i rękawice. Zapakował do worka kopertę i zamknął wszystko szczelnie. Dopiero potem zdjął rękawice.
Wyjrzał jeszcze przez okno czy pod blokiem stał radiowóz i rzeczywiście tam był.
Ponowne pukanie do drzwi, nieco bardziej nachalne i głośniejsze.
- Panie Starzyński? - zakrzyknął jeden z policjantów. - Policja… - dodał ciszej by nie dać sąsiadom złych pomysłów.
Wojtek chwycił portfel, komórkę i kluczę. Wszystkie przedmioty przyjęły kieszenie spodni, nie zapominając o woreczku.
Otworzył drzwi i wyszedł na spotkanie policjantów. Ich wzrost i powaga trochę przytłoczyły Starzyńskiego, ale po chwili odzyskał rezon.
- Jestem gotowy. Miejmy to za sobą..
Nie jechali na sygnale, wręcz przeciwnie, policjanci nie uraczyli go ani chwilę, rozkoszą rozmowy. Między sobą wymienili ze dwa słowa, narzekając na długą zmianę świateł i jednego kierowcę, którego normalnie by zatrzymali, gdyby nie pasażer. Poza tym jechali w całkowitej ciszy, silnik samochodu pracował cicho, wszystkie dźwięki jakie wydawał, były czyste i przyjemne dla ucha każdego mechanika, na dodatek pojazd był wyciszony. Nieco przytłaczająca cisza, wymuszała myśli, a te nie mogły obecnie być zbyt przyjemne.
Zajechali na komisariat, funkcjonariusze wprowadzili Wojtka do środka, jeden z nich przy recepcji podpisał jeden papier podany mu przez dyżurnego i obydwaj wyszli.
- Zaraz ktoś po ciebie przyjdzie - oznajmił dla Wojtka dyżurny, wracając do komputera, przy którym intensywnie pracował.
Czekał dobre pięć minut, zanim nie podeszła do niego kobieta w średnim wieku, o serdecznym uśmiechu, który walczył ze smutnymi, wąskimi oczami. Była ładna, ale w elegancki sposób.
- Wojtek, tak? - spytała podnosząc formularz i studiując dokument uważnie. - Jesteś tu ponieważ na wskazanej przez ciebie działce znaleziono ciało kobiety, którą początkowo zidentyfikowaliśmy jako twoją matkę, jednak z racji na brak dokumentów przy ciele i ogólne obrażenia, wymagana jest ostateczna identyfikacja przez pełnoletnią osobę z rodziny. Ponadto dziś o świcie w Wiśle znaleziono części ciała, którym będziesz musiał się przejrzeć by zidentyfikować denata po głowie, podejrzewamy, że jest to twój ojciec. Rozumiesz? - spytała w końcu kierując na niego wzrok, Podała mu długopis i położyła na pobliskim biurku dokument. - Jeśli tak podpisz tutaj i przejdziemy do rzeczy.
“W Wiśle znaleziono części ciała[...] podejrzewamy, że to Twój ojciec” - słowa te odbiły się echem w jego głowie z zdwojoną siłą. Jeśli miał gdzieś nadzieje, poplątaną z złością, iż ojciec jako bezpośrednio zamieszany zdołał uciec, to wszystkie założenia wyparowały wraz z jego.. niewinnością. Młodzieńczy duch poddał się bez walki i złożył w trumnie życia. Nie chciał płakać, krzyczeć czy wyładować gniewu na czymś - nie miał już siły. Był fizycznie i psychicznie zmęczony, chociaż jego psychika była nieporównywalnie silna do siostry. W kolejnej sekundzie zrobiło mu się okropnie żal siostry, bo wróci z jeszcze gorszą nowiną. Zostali sierotami.
Zastygł w miejscu, z długopisem w ręku, głęboko oddychając i nie patrząc na Świat.
Kiwnął tylko głową. Ponownie wrócił do żywych, złożył niezbędne podpisy i rzucił grobowym tonem, którego nie powstydziłby się Eastwood
- Miejmy to za sobą.
Policjantka pokiwała głową biorąc ze sobą plik dokumentów. Poprowadziła go w głąb komisariatu, potem w dół chłodnymi, starymi schodami. Uwierzytelniła przejście przez nowoczesne drzwi, przykładając legitymację do czytnika obok. Strażnik na drugiej stronie sprawdził jej odznakę i spojrzał na Wojtka. Schylił się za swoim biurkiem i wyciągnął zawieszoną na sznureczku przepustkę, którą zarzucił Wojtkowi na szyję.
Kostnica pachniała wybielaczem, była niezwykle sterylna i przesadnie chłodna. Ściany były koloru jasnej, lekkiej zieleni przepasanej delikatnym błękitem. Policjantka z koszyka zawieszonego na ścianie wyjęła dwie pary rękawiczek jedne założyła, a drugą parę wręczyła chłopakowi, dopiero gdy je założył poprowadziła go do jednego z zamkniętych pomieszczeń.
Na środku pokoju wypełnionego przeróżną aparaturą potrzebną każdemu doktorowi nauk medycyny sądowej, stał dziwny metalowy stół, do którego podłączone było parę urządzeń i z którego do ziemi wychodziło wiele rurek, mających odprowadzać niepotrzebne i nieprzyjemne substancje. Ciało na stole przykryte było błękitną folię, której górną część policjantka powoli i delikatnie odsłoniła.
Twarz kobiety była poważnie uszkodzona, na prawym policzku, nieco już zrekonstruowanym przez koronera w celach łatwiejszej identyfikacji, wciąż widniały wyraźne ślady po uderzeniu młotka z wypustkami, wszędzie pojawiały się też małe zadrapania, jakby kobieta wpadła w kłąb cierni. Resztki włosów zdradzały ślady podpalenia, którego zapach na szczęście zdezynfekowano.
Jednak pomimo uszkodzeń nie mogło być wątpliwości - to była jego matka.
Policjantka spojrzała na Wojtka, smutnym, pytającym wzrokiem.
Serce waliło mu niczym młot z każdym pokonywanym metrem korytarzy. Gdy wszedł do pomieszczenia, miał przedziwne wrażenie, jakby organ pompujący krew zatrzymał się, a on sam na chwilę umarł. A może umarł z chwilą, w której dowiedział się, iż jest sierotą?
Kulminacja ostatnich dni, a szczególnie tego co przeżył nastąpił z chwilą gdy policjantka odsłoniła ciało.
Wszystkie te rany.. zadane z niezwykłą brutalnością. Bez powodu. Bezbronnej i niewinnej kobiecie. Twarzy wyglądała na taką, nad którą ktoś pastwił się chcąc dać upust swoim sadystycznym zachciankom. Wojtek nie potrafił już płakać. Nie potrafił wydać z siebie pełnego rozpaczy jęku. Coś zdławiło w nim zdolność do tego typu odczuć.
Wyciągnął tylko drążącą dłoń w kierunku twarzy mamy. W sekundę pojawiły się obrazy - on, zaledwie dwu albo trzy letni z mamą i tatą na Starówce. Mama już chyba wtedy nosiła pod sercem Natalię. Ale promieniała, była szczęśliwa i taka piękna.. nieskalana istota. A tata? Ogromnie dumny, uśmiechający się do niego i wykrzywiający twarz w dziwnych minach. Oczywiście mały Wojtek odpłacał mu tym samym. Zapach jej skóry, delikatnych perfum. Długie, kasztanowe włosy, które odziedziczyła Natalia były szarpane przez wiatr i dodatkowo palce małego Wojtka gdy matczyne ręcę trzymały go wysoko. “Jesteś moja mamo! Tylko moja!” wyszczebiotał dziecięcym głosem, a ukochana kobieta zaśmiała się głośno, głosem pełnym szczęścia i pocałowała go w policzek… Nieco starszy on, już starszy dumny brat, z małą Natalią na podwórku dziadkowej posesji. Mała latorośl biegała w towarzystwie rodzeństwa ciotecznego i stryjecznego. Wielki zlot rodziny Starzyńskich - brat i siostra taty z swoimi dziećmi. To co wyryło się w pamięci Wojtka to obraz jego mamy i taty: wtulonych w siebie i patrzących na swoje pociechy z taką czułością... Wojtek, którego pasowano na pierwszoklasistę i mama dumnie bijąca brawo nieco przestraszonym maluchom… Obrazy zmęczonej po dyżurach mamy, ale nadal uśmiechniętej… Jej pełne troski oczy, nienaganna sylwetka i włosy, które zaczęła upinać w kok lub warkocz… Tata też nie żyje?! Kochał mamę, bardzo kochał. Kochał za każdy gest troski, uśmiech czy nawet krzyk pełen zmartwienia o pierworodnego syna. Jej duma z dobrze zdanej matury, jakże ona była dumna! A tata? Jego tata, przyjaciel, druh.. nauczyciel. Dawca życia.
Godziny spędzone przy wspólnym majsterkowaniu. Wojtek mający 10 lat, siedzący nad rozwalonym zegarkiem Natalii. Nie był pewien, ale chyba go złożył i działał jeszcze przez kilka lat. Jego pierwszy układ elektryczny - zbudował wtedy podświetlany tekst życzeń dla taty z okazji urodzin. Godziny ślęczenia jako 14 latek nad książkami, amatorskiego lutowania i rozpisywania układu. Tak, pomógł mu nauczyciel fizyki, ale opłaciło się. W końcu dzień, w którym tata zdradził mu tajniki produkcji nalewek czy bimbru. Miał chyba 16 lat, gdy spróbował palącego napoju… Duma taty, gdy Wojtek dostał się na Politechnikę. Aż świecił dumą! Dawno nie widział go tak szcześliwego… I duma samego Wojtka, gdy tata otrzymał tytuł naukowy doktora oraz stanowisk adiunkta w Politechnice Warszawskiej.


Ocknął się. Zdał sobie sprawę, że te przebłyski wspomnień trwały kilka sekund. Zaskakujące jak szybko pamięć ludzka potrafi odtworzyć sceny z filmu jakim jest życie.
Cofnął drżącą dłoń i nie spuszczając wzroku z ciała matki odpowiedział cichym głosem
- To ona.. niestety to ona. Gdzie ciało taty?
Policjantka chrząknęła kiwając głową. Przykryła ciało i bez słowa wyprowadziła Wojtka z pokoju.
- W zasadzie… pokażę ci tylko głowę - powiedziała cicho prowadząc go do pokoju obok, prawie identycznego.
Na stole leżały przykryte pojedyncze części ciała, których kontury było widać spod przykrycia. Wyglądała to jak niepełna zabawa w puzzle w wykonaniu zepsutego swoją pracą koronera, który stał gdzieś z pokoju badając coś pod mikroskopem. Nie zwrócił uwagi ani na Wojtka, ani na policjantkę, która odsłoniła kawałek błękitnej narzuty.
Początkowy szok, miał prawo ustąpić dziwnej uldze, bo choć na ciele dopuszczono się wielu okropieństw to Wojtek nie miał wątpliwości, że ten człowiek nie był jego ojcem. Podobny wiek i rzeczywiście zbliżone rysy twarzy, nawet ten sam kolor włosów, ale przecież znał swojego tatę.
Twarz nosiła na sobie ślady zębów, kawałek policzka i mięso z podróbka było oberwane, okolice już zostały oczyszczone i uporządkowane przez doktora, ale i tak Wojtek nie mógł pomylić tego nieszczęśnika ze swoim ojcem.
Wypuścił z siebie powietrze z wyraźnym i głośnym “kurwa”. Opuścił połowę ciała tak, iż oparł dłonie na udach po czym klepnął w nie z całej siły. Zapewne policjanci uznali go za dzieciaka, który postradał zmysły.. chuj z nimi. Jego początkowa myśl, iż tata zdołał ujść z życiem, potwierdziła się. Wyprostował się nagle i podszedł do szczątków jeszcze bliżej. Spojrzał na twarz głowy tego, co zostało z nieszczęśnika, a potem się zaśmiał. Szczerze.
- Jesteś zbyt sprytny, aby byle frajer Cię dopadł, co tato? - mruknął pod nosem. Odwrócił się do policjantki z wyraźną ulgą na twarzy. Mógł się założyć, że kilka włosów posiwiało mu w ciągu tych kilku dni.
- Bardzo mi przykro, ale definitywnie to nie jest mój tata. Trochę podobny jeśli chodzi o rysy, włosy mają identyczny kolor, a nawet wiek się by zgadzał.. ale to nie on. Jestem praktycznie genetyczną kopią taty jeśli chodzi o wygląd twarzy. Jeśli chcą państwo szukać Janusza Starzyńskiego, musicie wziąć moje zdjęcie i postarzeć je o kilkanaście lat. I nie, nie wiem gdzie może być, ale mam nadzieje, że nic mu nie jest, a po wszystkim wróci do nas. Albo wróci niedługo, abyśmy mogli odpłacić się za śmierć mamy. - ostatnie słowa wypowiedział poważnym tonem, artykułując każdą sylabę. Był wściekły, zdeterminowany, pełen nienawiści i chęci zemsty.
Policjantka pokiwała głową, przykrywając resztki ciała.
- Dobrze, znajdziemy jakieś zdjęcie i zaczniemy szukać konkretnie twojego ojca. Pozwól, że cię odprowadzę - powiedziała wyprowadzając go z pokoju i dalej z katakumb zabierając mu zawieszkę.
- Będziemy cię na bieżąco informować, jeśli się czegoś dowiemy. Ciało matki oddamy do wskazanego domu pogrzebowego, gdy poczynicie przygotowania. Gdy skończymy wszelkie badania oczywiście - mruknęła przy samym wyjściu z komisariatu. - Pytania? Jeśli nie to wszystko.
- Raczej prośba. Zastałem aspiranta Kamińskiego? Mam coś dla niego.
- Mareczek? - uniosła brew. - Rzadko bywa na komisariacie, zabiegany troszkę, główny śledczy w tej sprawie - odpowiedziała przepraszająco wzruszając ramionami. - Aż się zaczął zapalać na nowo, jak za dawnych dni… mogę przekazać jak spotkam - zaproponowała.
Zamyślił się. Widać aspirant Kamiński był znany w komendzie dosyć dobrze. Ciekawe czy ze względu na swój sposób bycia czy skuteczność.. co prawda co do drugiego miał wątpliwości.
Pokręcił głową na słowa policjantki.
- Nie, dziękuje. Sam się z nim skontaktuje. Do widzenia
Wyszedł z budynku komendy i szybkim krokiem udał się na przystanek tramwajowy. Przy rotundzie zmienił kierunek tramwaju na ten ku pętli Okęcie. Wysiadł na swoim przystanku i wpadł na dziwny pomysł. Zamiast iść prosto do bloku, poszedł okrężną drogą, klucząc między budynkami. Spoglądał za siebie dzięki szybom samochodów i sprawdzał. Po 10 minutach takiego spaceru udał się prosto do bloku.
Wjechał na piętro niżej i zaczął ostrożnie wchodzić na górę nasłuchując uważnie. Otworzył drzwi kluczami, wszedł do środka i zamknął je za sobą na zamki.
- Natka, już jestem!
Siostra siedział w kuchni, przy oknie i kubku z wystygłą już herbatą, normalnie ubrana i w miarę doprowadzona do porządku.
- Hej… - mruknęła cicho i przeciągle. - I co…
Usiadł obok niej i spojrzał jej głęboko w oczy.
- Niestety.. mama nie żyje. To było jej ciało, ona. Nie wiem kto, dlaczego i jak. Oni sami tego nie wiedzą. Poprowadzono mnie do kolejnego ciała, bowiem podejrzewali, że ciało wyłowione dzisiaj z Wisły należy do taty.. - zatrzymał się na chwilę i odwrócił wzrok.
- O tyle dobrze, że to przypuszczenie się nie potwierdziło. Najprawdopodobniej tata żyje. A przynajmniej ja mam taką nadzieję. Nadal go szukają i w ogóle.
Wstał z krzesła i przytulił siostrę. Miał dość, serdecznie dość..
- Na pewno żyje… - wyszlochała zamykając oczy. - Musimy go znaleźć, masz jakiś pomysł, prawda? - spytała spoglądając na niego czerwonymi, pełnymi nadziei oczami. Dobra nowina na chwilę wyparła tą złą, na którą przetrawienie miała czas wcześniej.
- Musimy. Musimy też uważać, Natka. Ten schab szukał taty.. tata nie jest głupi, myślę, że zdaje sobie z tego sprawę i gdzieś się ukrywa. Porzucił komórkę, więc ciężko będzie go namierzyć. Myślę, że dziadków też by nie narażał.. - odpowiedział niezwykle szybko, wyrzucając z siebie dawno ukształtowane myśli. - Tata najpewniej skontaktuje się z nami sam. A przynajmniej mam taką nadzieje. Na razie musimy zająć się innymi sprawami. Pogrzebem mamy. Wychodzi na to, że na tą chwilę to ja będę musiał dbać o dom. O nas.
Nie chciał mówić jej o innych obawach, które nie dawały mu spokoju od chwili feralnego telefonu z wiadomością o śmierci mamy. Przede wszystkim: jak powiedzieć dalszej rodzinie, że mama nie żyje.. gdy będą pytać co się stało, co im odpowiedzieć? Kto pierwszy będzie się dowiadywał o dr Starzyńską - szpital w którym pracowała czy rodzina?
- Muszę gdzieś zadzwonić - pogładził siostrę po włosach i przytulił mocniej. Oderwał się od niej powoli i wyszedł do przedpokoju. Wyciągnął komórkę i wybrał numer Kamińskiego.
Detektyw odebrał po dłuższej chwili.
- Mów szybko - powiedział prędko. - Jestem w trakcie czegoś.
- Wczoraj w nocy znalazłem kopertę przyklejoną do moich drzwi. Podejrzewam, że mogą być tam plastry, które pan mi pokazywał. Schowałem wszystko w szczelny, strunowy woreczek i mam zamiar to panu oddać. Mam nawet podejrzenia kto mógł to dostarczyć, niestety nie znam jego tożsamości, widziałem go tylko przez kilka minut.
- Czemu niby podejrzewasz, że to tam jest? W sensie nie sprawdzałeś? - spytał po dłuższej chwili ciszy. - Podejrzewasz? - powtórzył nie rozumiejąc.
- Podejrzewam. Umiem łączyć fakty. Najpierw przychodzi typ, w moim wieku, który ma dla mnie przesyłkę, której nigdy nie zamawiałem i nie chciałem. Jest jakimś kołkiem z ulicy, nie kurierem. Potem kark, który napierdala w moje drzwi i grozi przetoczeniem się przez mieszkanie. Pan, pokazuje mi wcześniej zdjęcie plastra, który okazuje się narkotykiem. Moi rodzice są w to zaplątani, a moja mama przypłaciła to życiem, z czego tata pomagał Hukowi. W czym.. nie wiem. Nie otwierałem tego i raczej nie zamierzam. Wolę nie ryzykować. Gdyby to była bakteria to dawno bym nie żył, podobnie jak połowa osiedla, prawda? - skończy swój wyrzut na jednym tchu. Kurwa, dlaczego nikt nie chciał wierzyć?
- Eeee dobra - rzucił szybko. - Wyślę po to jakiegoś szczura… gościa z laboratorium znaczy się. Jarosław Nowicki się nazywa, wysoki, wielkie pingle, przetłuszczone ciemne włosy, poznasz jak zobaczysz. Coś jeszcze? Jak nie to nara.
Rozłączył się. Westchnął tylko i zostawił komórkę na biurku. Wrócił do Natalii.
 
Gveir jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:32.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172