Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-03-2015, 22:09   #41
Googolplex
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
Kliknij w miniaturkę
Pierwsza do wioski przybyła Awiluma

Pytania, pytania… tak jakby cokolwiek ją w tej chwili obchodziło bardziej niż księgi które zdobyła. To z nimi wiązała nadzieje i pragnęła najszybciej jak to możliwe wziąć się za studia. Nie mniej nauczyła się, że unikanie pytań jedynie jeszcze bardziej ją spowolni, więc cierpliwie i spokojnie odpowiadała na każde kolejne. Również bez sprzeciwu przyjęła pomoc. Choć z ranami mogła dać sobie radę sama, to jednak marnowanie własnych środków kiedy dostępne są cudze uważała za głupotę.
I w końcu przyszli inni, i dobrze teraz mogła we względnym spokoju zaszyć się gdzieś z księgami. Wyjscie z paszczy smoka przekonało innych, że jest czarodziejką doświadczoną i potężną więc też nikt się nie naprzykrzał ze swym towarzystwem, co Awilumie bardzo odpowiadało.

Opiece medycznej daleko było do miana fachowej, ale kilka prowizorycznych bandaży sprawiło, że Awiluma czuła się prawie w pełni sił. Nie krwawiła i jej życiu chwilowo nie zagrażało niebezpieczeństwo. Co prawda ona w walce z nieumarłymi ucierpiała najmniej (a w zasadzie prawie nic), ale teraz miała przynajmniej pewność że w rany nie wda się zakażenie. Chwilę czasu zajęło jej pozbycie się natrętów pytających o szczegóły i liczebność nadciągającej hordy nieumarłych, ale w końcu zdołała usiąść na jednej z ławek, których pełno było na placu.

W czasie w którym wioskowi szykowali broń, defensywę i pancerze, psioniczka zagłębiła się w lekturę. Obie księgi które wyniosła miały drewniane okładki i związane były rzemieniem. Zamiast papieru, strony były wyciętymi kawałkami skóry zaś elanka wolała nie zachodzić w głowę, jakiego pochodzenia owa skóra była. Niestety jakiekolwiek próby wczytania się w tekst spełzły na niczym, a powodem tego była najzwyczajniejsza w świecie bariera językowa. Tekst spisany był w orczym, którego białowłosa za nic nie rozumiała. Pozostało jej więc przewertowanie ksiąg i przejrzenie obrazków…

Pierwszy wolumen niewątpliwie traktował o istotach niższych planów sądząc po rycinach powykrzywianych sylwetek i skrzydlatych abominacji. W dalszej części Awiluma napotkała kilka różnych wzorów kręgów przywołania, co też nasunęło jej myśl że księga może traktować o magii sprowadzania. Identyfikacja drugiej okazała się jednak dla psioniczki niemożliwa. Była ona dużo schludniej oprawiona, wszystko powycinane było jakby od linijki, a ilość ornamentów kojarzyła dzieło z obrządkami religijnymi. Co do samej symboliki, nic ona białowłosej nie mówiła, jedyne co rzuciło się jej w oczy to często powtarzający się rysunek rogatego, humanoidalnego węża trzymającego włócznię.

Kliknij w miniaturkę
A kiedy wszyscy wrócili...

Isherwood wysłuchał tego, co miał do powiedzenia Jagan jednocześnie wołając kilku lokalnych z bandażami i środkami pierwszej pomocy, na nieszczęście nie było wśród nich kapłanów dobrych bóstw załatwiających sprawy leczenia od ręki.
- Psia mać, najpierw orkowie wstali ze zmarłych i nas zaatakowali, teraz jeszcze zwierzęta. Ciekaw jestem co jeszcze wyspa na nas rzuci - burknął pod nosem mężczyzna. Co chwila ktoś do niego podbiegał po instrukcje więc ciężko mu było się skupić.
- Panie Jagan, pomysł palenia całego lasu wolałbym zostawić jako ostateczność. Jest na tyle sucho, że nie będziemy w stanie kontrolować ognia i zaraz skończy nam się tlen, jak pół wyspy stanie w płomieniach. Póki co, z tego co mówicie, mamy do czynienia z powolnymi zombie, palisada prowizoryczna, ale mimo wszystko zatrzyma ich na tyle długo, by dać nam szansę na obronę. Bardziej martwią mnie te owady, o których pan opowiada… - Isherwood zatrzymał się na chwilę w zamyśleniu. Po kilkunastu sekundach krzyknął na jednego z pospiesznie zakładających zbroję górników.
- Albrecht, ile oliwy trzymamy w szopie? - Zapytał szczupłego młodzieńca, na oko dwudziestoletniego. Chłopak zapinał skórzaną kurtę i skracał pas z mieczem, widać było, że znał się całkiem nieźle na tym, co robi. Tyle przynajmniej mógł powiedzieć Jagan oceniając dopasowanie i kąt nachylenia pokrowca na ostrze ustawionego tak, by móc dobyć broń szybkim ruchem.
- Około pięćdziesiąt flaszek Panie Isherwood - odpowiedział dwudziestolatek.
- To daje nam jakieś pole manewru, całej wioski nie otoczymy ale zawsze to lepiej niż nic. W składzie przy kopalni jest dużo więcej oliwy, ale zakładam, że podróż tam nie wchodzi w grę.

W międzyczasie do osady dobiegła reszta drużyny krwawiąc i ociekając potem.

-Żyjemy!- wykrzyknął Karnax uradowany, gdy wreszcie dotarli do wioski. Ranny, w zniszczonym i brudnym od krwi stroju nie wyglądał już na uczonego czarodzieja. Raczej na biednego łachmaniarza. Jego twarz zdradzała pewne oznaki zmęczenia. Nierówny oddech haustami wydzierał się z jego ust. Obrazowi temu przeczyły jednak oczy czarodzieja. Ciągle można było dostrzec w nich ducha walki. Geth, chociaż oczywistym wydawało się, że Awiluma poinformowała już górników o zagrożeniu, to jednak on sam postanowił wspomnieć o tym osobiście i także opisać pokrótce potyczkę z nieumarłymi zwierzętami i rojem. W czasie, gdy im wszystkim udzielano podstawowej pomocy, zaproponował wspólne omówienie kwestii obrony wioski mając do przedstawienia kilka własnych pomysłów. Wydawało mu się oczywistym że nieumarli pójdą ich śladem więc przygotowanie defensywy było koniecznością. Nim jednak dyskusja miała mieć miejsce, czarodziej przeszedł się pośpiesznie po wiosce. Chciał chociaż pobieżnie poznać rozmieszenie budynków a także ich przeznaczenie.

Większość budynków w wiosce okazała się nie posiadać większych wartości obronnych, co najwyżej ich gęste rozmieszczenie mogło utrudnić przeciwnikowi poruszanie się między nimi. Były to głównie parterowe, drewniane domki o skośnych dachach. Jedyne budowle o jakimkolwiek znaczeniu taktycznym stały w centrum. Piętrowa karczma mogła służyć do ostrzału, zaś kamienna strażnica-r w ostateczności mogła zostać zaadaptowana jako niewielka twierdza.

Vraar dotarł do wioski jako ostatni, chciałby dumnie powiedzieć, że postąpił tak, żeby chronić słabszych, ale prawda była znacznie bardziej prozaiczna - szał wyczerpał jego rezerwy energii. Tylko dzięki temu, że zombie były bardzo powolne, udało mu się wyrwać z zasadzki. Choć ta wiedza kosztowała go sporo krwi i sił, to dowiedział się też pewnych rzeczy o swoich “towarzyszach” - przede wszystkim tego komu nie ufać i wiedzieć że w razie czego zostawi cię w tarapatach.

Uszli z życiem i na chwilę obecną liczyło się tylko to. Chociaż nie po raz pierwszy Vade stawał do boju z martwym złem, emocje płynące z takiego spotkania pozostawały niezmiennie wstrząsające. Rozkładające się mięso, tumany żądnych krwi owadów i niskie zawodzenie charakterystyczne dla zombie na długo pozostawały w pamięci.
- Udało nam się! Wyszliśmy z tego cało, a truposze na długo popamiętają naszą stal i zaklęcia. Gdyby nie współpraca, dołączylibyśmy do koszmarów nękających tutejszych górników. - potem bard zaczął zwracać się do kompanów indywidualnie - Vraar, twoje ostrze utorowało nam drogę, a szał skupił na sobie uwagę przeciwnika. Meriel, gdyby nie twoje ogniste kule, nie wiadomo czy wyszlibyśmy z tego cało. Awilumo - swoją drogą dobrze cię widzieć! Twoje pociski - choć źródło ich mocy jest dla mnie zagadką - okazały się nie mniej niszczycielskie co stary, dobry splot. Jaganie - cieszę się, że mam tak biegłego wojownika po swojej stronie. Przypomnij mi, żeby nie następować ci na odcisk - uśmiechnął się. - Zaś ty Karnaxie doskonale uzupełniasz nasze braki. Przywoływane przez ciebie stwory to właśnie wartość, która stanowi o zwycięstwie i porażce. Świetna robota!

Barbarzyńca spoglądał ponuro na tryskającego entuzjazmem i chwalącego wszystkich szlachcica. Może chciał podnieść grupę na duchu? Rashemeńczyk nie wiedział jak jest u innych, ale on sam nie czuł się specjalnie lepiej. Podczas ucieczki do wioski miał czas przemyśleć całą walkę i wiedział że nie będzie dobrze.

Dotarli do wioski. Wcale nie cali i zdrowi, ale przynajmniej żywi. JESZCZE. Jak długo miało tak pozostać? Cóż, Meriel przeczuwała, że odpowiedzi na to pytanie Los może udzielić im szczybciej, niż by sobie tego życzyli.
 
Googolplex jest offline