Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-03-2015, 22:09   #41
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
Kliknij w miniaturkę
Pierwsza do wioski przybyła Awiluma

Pytania, pytania… tak jakby cokolwiek ją w tej chwili obchodziło bardziej niż księgi które zdobyła. To z nimi wiązała nadzieje i pragnęła najszybciej jak to możliwe wziąć się za studia. Nie mniej nauczyła się, że unikanie pytań jedynie jeszcze bardziej ją spowolni, więc cierpliwie i spokojnie odpowiadała na każde kolejne. Również bez sprzeciwu przyjęła pomoc. Choć z ranami mogła dać sobie radę sama, to jednak marnowanie własnych środków kiedy dostępne są cudze uważała za głupotę.
I w końcu przyszli inni, i dobrze teraz mogła we względnym spokoju zaszyć się gdzieś z księgami. Wyjscie z paszczy smoka przekonało innych, że jest czarodziejką doświadczoną i potężną więc też nikt się nie naprzykrzał ze swym towarzystwem, co Awilumie bardzo odpowiadało.

Opiece medycznej daleko było do miana fachowej, ale kilka prowizorycznych bandaży sprawiło, że Awiluma czuła się prawie w pełni sił. Nie krwawiła i jej życiu chwilowo nie zagrażało niebezpieczeństwo. Co prawda ona w walce z nieumarłymi ucierpiała najmniej (a w zasadzie prawie nic), ale teraz miała przynajmniej pewność że w rany nie wda się zakażenie. Chwilę czasu zajęło jej pozbycie się natrętów pytających o szczegóły i liczebność nadciągającej hordy nieumarłych, ale w końcu zdołała usiąść na jednej z ławek, których pełno było na placu.

W czasie w którym wioskowi szykowali broń, defensywę i pancerze, psioniczka zagłębiła się w lekturę. Obie księgi które wyniosła miały drewniane okładki i związane były rzemieniem. Zamiast papieru, strony były wyciętymi kawałkami skóry zaś elanka wolała nie zachodzić w głowę, jakiego pochodzenia owa skóra była. Niestety jakiekolwiek próby wczytania się w tekst spełzły na niczym, a powodem tego była najzwyczajniejsza w świecie bariera językowa. Tekst spisany był w orczym, którego białowłosa za nic nie rozumiała. Pozostało jej więc przewertowanie ksiąg i przejrzenie obrazków…

Pierwszy wolumen niewątpliwie traktował o istotach niższych planów sądząc po rycinach powykrzywianych sylwetek i skrzydlatych abominacji. W dalszej części Awiluma napotkała kilka różnych wzorów kręgów przywołania, co też nasunęło jej myśl że księga może traktować o magii sprowadzania. Identyfikacja drugiej okazała się jednak dla psioniczki niemożliwa. Była ona dużo schludniej oprawiona, wszystko powycinane było jakby od linijki, a ilość ornamentów kojarzyła dzieło z obrządkami religijnymi. Co do samej symboliki, nic ona białowłosej nie mówiła, jedyne co rzuciło się jej w oczy to często powtarzający się rysunek rogatego, humanoidalnego węża trzymającego włócznię.

Kliknij w miniaturkę
A kiedy wszyscy wrócili...

Isherwood wysłuchał tego, co miał do powiedzenia Jagan jednocześnie wołając kilku lokalnych z bandażami i środkami pierwszej pomocy, na nieszczęście nie było wśród nich kapłanów dobrych bóstw załatwiających sprawy leczenia od ręki.
- Psia mać, najpierw orkowie wstali ze zmarłych i nas zaatakowali, teraz jeszcze zwierzęta. Ciekaw jestem co jeszcze wyspa na nas rzuci - burknął pod nosem mężczyzna. Co chwila ktoś do niego podbiegał po instrukcje więc ciężko mu było się skupić.
- Panie Jagan, pomysł palenia całego lasu wolałbym zostawić jako ostateczność. Jest na tyle sucho, że nie będziemy w stanie kontrolować ognia i zaraz skończy nam się tlen, jak pół wyspy stanie w płomieniach. Póki co, z tego co mówicie, mamy do czynienia z powolnymi zombie, palisada prowizoryczna, ale mimo wszystko zatrzyma ich na tyle długo, by dać nam szansę na obronę. Bardziej martwią mnie te owady, o których pan opowiada… - Isherwood zatrzymał się na chwilę w zamyśleniu. Po kilkunastu sekundach krzyknął na jednego z pospiesznie zakładających zbroję górników.
- Albrecht, ile oliwy trzymamy w szopie? - Zapytał szczupłego młodzieńca, na oko dwudziestoletniego. Chłopak zapinał skórzaną kurtę i skracał pas z mieczem, widać było, że znał się całkiem nieźle na tym, co robi. Tyle przynajmniej mógł powiedzieć Jagan oceniając dopasowanie i kąt nachylenia pokrowca na ostrze ustawionego tak, by móc dobyć broń szybkim ruchem.
- Około pięćdziesiąt flaszek Panie Isherwood - odpowiedział dwudziestolatek.
- To daje nam jakieś pole manewru, całej wioski nie otoczymy ale zawsze to lepiej niż nic. W składzie przy kopalni jest dużo więcej oliwy, ale zakładam, że podróż tam nie wchodzi w grę.

W międzyczasie do osady dobiegła reszta drużyny krwawiąc i ociekając potem.

-Żyjemy!- wykrzyknął Karnax uradowany, gdy wreszcie dotarli do wioski. Ranny, w zniszczonym i brudnym od krwi stroju nie wyglądał już na uczonego czarodzieja. Raczej na biednego łachmaniarza. Jego twarz zdradzała pewne oznaki zmęczenia. Nierówny oddech haustami wydzierał się z jego ust. Obrazowi temu przeczyły jednak oczy czarodzieja. Ciągle można było dostrzec w nich ducha walki. Geth, chociaż oczywistym wydawało się, że Awiluma poinformowała już górników o zagrożeniu, to jednak on sam postanowił wspomnieć o tym osobiście i także opisać pokrótce potyczkę z nieumarłymi zwierzętami i rojem. W czasie, gdy im wszystkim udzielano podstawowej pomocy, zaproponował wspólne omówienie kwestii obrony wioski mając do przedstawienia kilka własnych pomysłów. Wydawało mu się oczywistym że nieumarli pójdą ich śladem więc przygotowanie defensywy było koniecznością. Nim jednak dyskusja miała mieć miejsce, czarodziej przeszedł się pośpiesznie po wiosce. Chciał chociaż pobieżnie poznać rozmieszenie budynków a także ich przeznaczenie.

Większość budynków w wiosce okazała się nie posiadać większych wartości obronnych, co najwyżej ich gęste rozmieszczenie mogło utrudnić przeciwnikowi poruszanie się między nimi. Były to głównie parterowe, drewniane domki o skośnych dachach. Jedyne budowle o jakimkolwiek znaczeniu taktycznym stały w centrum. Piętrowa karczma mogła służyć do ostrzału, zaś kamienna strażnica-r w ostateczności mogła zostać zaadaptowana jako niewielka twierdza.

Vraar dotarł do wioski jako ostatni, chciałby dumnie powiedzieć, że postąpił tak, żeby chronić słabszych, ale prawda była znacznie bardziej prozaiczna - szał wyczerpał jego rezerwy energii. Tylko dzięki temu, że zombie były bardzo powolne, udało mu się wyrwać z zasadzki. Choć ta wiedza kosztowała go sporo krwi i sił, to dowiedział się też pewnych rzeczy o swoich “towarzyszach” - przede wszystkim tego komu nie ufać i wiedzieć że w razie czego zostawi cię w tarapatach.

Uszli z życiem i na chwilę obecną liczyło się tylko to. Chociaż nie po raz pierwszy Vade stawał do boju z martwym złem, emocje płynące z takiego spotkania pozostawały niezmiennie wstrząsające. Rozkładające się mięso, tumany żądnych krwi owadów i niskie zawodzenie charakterystyczne dla zombie na długo pozostawały w pamięci.
- Udało nam się! Wyszliśmy z tego cało, a truposze na długo popamiętają naszą stal i zaklęcia. Gdyby nie współpraca, dołączylibyśmy do koszmarów nękających tutejszych górników. - potem bard zaczął zwracać się do kompanów indywidualnie - Vraar, twoje ostrze utorowało nam drogę, a szał skupił na sobie uwagę przeciwnika. Meriel, gdyby nie twoje ogniste kule, nie wiadomo czy wyszlibyśmy z tego cało. Awilumo - swoją drogą dobrze cię widzieć! Twoje pociski - choć źródło ich mocy jest dla mnie zagadką - okazały się nie mniej niszczycielskie co stary, dobry splot. Jaganie - cieszę się, że mam tak biegłego wojownika po swojej stronie. Przypomnij mi, żeby nie następować ci na odcisk - uśmiechnął się. - Zaś ty Karnaxie doskonale uzupełniasz nasze braki. Przywoływane przez ciebie stwory to właśnie wartość, która stanowi o zwycięstwie i porażce. Świetna robota!

Barbarzyńca spoglądał ponuro na tryskającego entuzjazmem i chwalącego wszystkich szlachcica. Może chciał podnieść grupę na duchu? Rashemeńczyk nie wiedział jak jest u innych, ale on sam nie czuł się specjalnie lepiej. Podczas ucieczki do wioski miał czas przemyśleć całą walkę i wiedział że nie będzie dobrze.

Dotarli do wioski. Wcale nie cali i zdrowi, ale przynajmniej żywi. JESZCZE. Jak długo miało tak pozostać? Cóż, Meriel przeczuwała, że odpowiedzi na to pytanie Los może udzielić im szczybciej, niż by sobie tego życzyli.
 
Googolplex jest offline  
Stary 26-03-2015, 11:48   #42
 
Nemroth's Avatar
 
Reputacja: 1 Nemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetny
Gdy drużyna była razem a prócz tego wśród obecnych był tutejszy wioskowy lider Isherwood, Geth postanowił porozmawiać o strategii.
- Chyba pora byśmy porozmawiali o obronie wioski, towarzysze. Nie będę ukrywał, nie jestem specem od prowadzenia wojen czy bitew, ale podzielę się z wami kilkoma przemyśleniami. Przeszedłem się po wiosce, co doradzam też reszcie i moją uwagę przyciągnął budynek strażnicy. Biorąc pod uwagę informację od pana Isherwooda na temat wioskowych i ich wyposażenia proponuję tak – Karnax zrobił krótką pauzę, zastanawiając się od czego zacząć - W strażnicy umieśćmy starców i jeśli nikt nie ma lepszego pomysłu to też osoby nie potrafiące i niechcące walczyć. Niechaj się opiekują rannymi. Chyba że ktoś ma sposób czy siłę przebicia – czarodziej spojrzał na barda - by wzniecić w nich ducha walki. Wszędzie umieśćmy latarnie i pochodnie, jeśli nieumarli zaatakują w nocy musimy jakoś wyrównać sobie to, że żywe trupy widzą doskonale w ciemnościach. Od strony skąd zombie nadejdą zawczasu przygotujmy stosy drewna i szmat nasiąkniętych oliwą. Nie tylko może to spowolnić marsz przeciwnika ale co ważniejsze, jeśli podpalimy to wszystko w dobrym momencie zadamy mu dotkliwe straty. Przynajmniej tak to sobie wyobrażam. – Geth milczał przez chwilę, ciekaw czy taki pomysł spodoba się reszcie - No i jak pan Jagan wspomniał wcześniej, uzbrojeni w broń długą ludzie mogli by dźgać i utrzymać na dystans zombie. Do tego utworzyłbym małą grupę wyposażoną w broń krótką i trzymał w obwodzie, tak na wszelki wypadek, gdyby trupy w jakimś miejscu napierały wyjątkowo silnie lub znalazły gdzieś lukę w obronię. Reszta ludzi niechaj razi z dystansu. No i skoro o tym mowa, Panie Isherwood, jak by była możliwość mógłby pan wezwać wszystkich wioskowych czaromiotów, przydało by się określić jakim potencjałem dysponują.– Czarodziej zakończył swój wywód, czekając na zdanie i sugestię innych.

- Tak, ustanowienie punktu zbiorczego w zbrojowni nie jest złym pomysłem. Jest u nas kilka osób znających się na pierwszej pomocy, to może wypalić. Co do ognia już mówiłem panu Jaganowi, że nie mamy dość surowców na otoczenie wioski pierścieniem - odpowiedział Isherwood, starając się wydobyć z monologu czarodzieja najważniejsze punkty.
- Co do “wioskowych czaromiotów”, jak ich pan określił, mówimy raczej o nowicjuszach. Więcej w walce zrobią mieczem niż czarami, dwóch mieszkańców kiedyś terminowała u magików ale nie nauczyła się zbyt wiele oprócz prostych sztuczek, czasami któryś wyczyści ubranie albo wyczaruje wodę, nic wielkiego. Natomiast Hadrien kiedyś służył na dworze jako doradca i miał okazję liznąć prawdziwej magii. Zapewne nie może się on równać z wami, awanturnikami, ale kilku truposzy usmaży. Jeżeli chcecie z nim porozmawiać to jego dom znajduje się na południu wioski.

Pospieszny marsz do osady górników nadszarpnął rezerwy energii Vade’a. Spotkanie z diabłem, śmierć Blodwhuna, bój z hordą nieumarłych, a do tego wszystkiego pospieszny odwrót, stanowiło sporo atrakcji jak na jeden dzień. Gdy tylko znalazł się za względnie bezpiecznymi umocnieniami, cisnął podróżny plecak na ziemię i przez kilka długich minut nie odzywał się. W końcu, gdy Geth skończył swoją przemowę, bard zabrał głos:
- Skoncentrujmy się na bramach. Niech mniej doświadczeni i gorzej uzbrojeni obrońcy zajmą pozycje na wschodzie i zachodzie. Nasze główne siły ulokujmy przy bramach, gdyż one stanowią najsłabszy punkt umocnień. Proponuje utworzyć dziewięcioosobowy oddział szybkiego reagowania i wsparcia, złożony z najmniej doświadczonych ludzi. Mógłbym stanąć na jego czele i w razie potrzeby posiłkować najbardziej narażone punkty obrony. Jeżeli ktoś odniesie rany w czasie boju, przybywajcie do mnie - skorzystamy z różdżki, którą zakupiliśmy jeszcze w mieście.

- Dziewięć osób? W sensie pan, panie Credo i ośmiu moich ludzi? W takim razie ma pan ośmiu ludzi. Dostanie pan siedmiu młodych i Garreta, on po pierwsze potrafi wywijać mieczem, po drugie utrzyma młodych w ryzach. Podobno zanim trafił tutaj był wojskowym rangi kapitana, więc powinien poradzić sobie z kilkoma trupami - odrzekł Isherwood polecając przechodzącej kobiecie posłać po rzeczonego kapitana. On sam oczekiwał sugestii od doświadczonych awanturników, zanim wprowadzi swoje plany obrony w życie.
 
Nemroth jest offline  
Stary 30-03-2015, 12:35   #43
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Nie można było powiedzieć że Vraar nie brał udziału w naradzie - był, słuchał i kiwał głową jeżeli coś wydało mu się mądre, jednak sam będąc człowiekiem czynu planowanie pozostawiał innym. Od czasu do czasu rzucał tylko spojrzenia na białowłosą zastanawiając się, co ona tu jeszcze robi. Nie doszedł do żadnych wniosków, zatem zabrał się za przygotowania pomagając wzmacniać palisadę i kopiąc rów na oliwę.
Poczekał aż nikogo z “nowych” nie było w pobliżu i podszedł do Isherwooda.
- Isherwood, części z nich warto zaufać, ale niektórzy będą cenili swoją skórę bardziej niż życie ludzi. Sam widziałeś kto, kiedy i w jakim stanie wrócił. Nie będę mówił ci nic więcej boś nie głupi. Umiejętności im nie brak, ale nie licz że jak będzie na prawdę gorąco to tu zostaną. - barbarzyńca klepnął przywódcę osady w ramię i wrócił do pracy.

Awiluma słuchała jednym uchem, w wyobraźni starała się stworzyć sobie plan osady i rozmieścić wszystkie siły o których mówili… i nie podobało jej się to. Było za mało ludzi, za mało magów. Nie miała też wątpliwości, że to rój będzie największym problemem. To przez niego nie miała czasu na przygotowania a bez przygotowania była nieskuteczna.
”Gdzie na dziewięć piekieł jest ten przeklęty Algow kiedy go potrzeba?” Klęła w duchu na kapłana. Jego boska moc zapewne bez trudu unicestwiłaby mroczne energie animujące rój. No ale świat od kiedy pamiętała był głuchy na jej prośby więc niby dlaczego miałby spełnić akurat tą i przywieźć tego nieodpowiedzialnego kaznodzieję w chwili kiedy napradę był potrzebny?
- Isherwoodzie, mógłbyś wyznaczyć kilka osób do przekazywania wiadomości? Wątpię byśmy mogli działać skutecznie bez tego. - Co jeszcze mogła doradzić? Jeśli chcą bronić całej długości palisady nie było innego wyjścia. - Meriel jeśli nie masz nic przeciwko chciałabym abyś została ze mną w centrum wioski, stąd najszybciej dotrzemy do miejsca skąd nadleci rój. Wybaczcie panowie ale wasza broń nie na wiele się zda przeciwko temu przeciwnikowi. Dla was zostaną inne cele.
W odpowiedzi zaklinaczka jedynie skinęła głową zgadzając się.

Meriel nieszczególnie intensywnie pomagała w przygotowaniach do obrony. Zresztą, prawdę powiedziawszy nieszczególnie wiele było jej zdaniem do przygotowania. Zatem noszenie ciężarów zostawiła rosłym, ociekającym potem i testosteronem górnokom, sama zaś zajęła się przygotowaniem siebie i swojego ekwipunku.

- Widać mamy nawet nie zgorszy plan. Razem damy radę obronić wioskę! – Karnax uśmiechnął się - Możemy chyba brać się za przygotowania... – Czarodziej urwał, zamyślił się na krótką chwilę - Może by jeszcze wysłać jakiś zwiadowców, kogoś z naszej grupy kto chociaż w przybliżeniu określi skąd nieumarli nadejdą. Byśmy mogli w odpowiednim miejscu przygotować pole ogniowe. – Karnax wyciągnął i położył na stole trzy flakoniki z ogniem alchemicznym i plączonożny worek - myślę że można to rozdzielić między ludzi. Nie za wiele tego ale jest szansa że się przyda. To ja udam się teraz do Hadriena, podpytam co potrafi a ostatecznie proponowałbym umieścić go jako wsparcie dla czarodziejek. Oczywiście jak Panie nie macie nic przeciwko. Samemu zaś ulokuję się przy którejś z bram, nie pozostało mi wiele czarów ale myślę że na coś się jeszcze przydam– zakończył i jeśli nikt nie miał do niego żadnych pytań ruszył do domu wioskowego maga.

“Obronimy wioskę” Tak oczywiście na niczym innym Awilumie nie zależało… może prócz wiedzy, własnego bezpieczeństwa, odrobiny bogactwa i czasami jakiejś rozrywki. No ale takimi kartami przyszło grać i nie można się już wycofać. Choć może?
“Opuśćcie wyspę.” Mówił głos. Dlaczego nie chce konfrontacji? Dlaczego po prostu nie wybije wszystkich? Najprostszym zapewne jest niemoc, ale czy napewno? Może są jeszcze inne powody?
- Ktoś jeszcze z obecnych chciałby się poświęcić w obronie wioski czy zostali już Ci którym droga jest własna skóra? - Zapytała prosto z mostu. W tych okolicznościach wolała postawić na egoistów, którzy będą walczyć do końca w obronie własnego życia i nie zawahają się poświęcić słabszych. Tylko tacy zdaniem psioniczki mogli skutecznie obronić się przed władcą nieumarłych z wyspy.
- Mogę poświęcać przeciwników w dowolnej ilości - skrzywił się Jagan na bardzo otwarte pytanie. Ale w sumie czego innego mógł się spodziewać od tego indywiduum?
- To wspaniale… poświęcaj więc. - Odrzekła kwaśno kończąc temat.

- Może od razu weźmiesz dupę w troki i znikniesz, zanim mieszkańcy będą oczekiwali czegoś od ciebie? Bo jak to zrobisz ponownie w czasie bitwy to ktoś jeszcze może liczyć na twoją pomoc i się śmiertelnie zawiedzie. Myślałem że skoro tu przybyłaś z wyprawą ratunkową to jesteś podobna do Hathran, ale widzę że bliżej ci do Czerwonych Czarnoksiężników. - barbarzyńca niemal splunął Awilumie pod nogi.
- Komplementami wiele nie wskórasz jeśli to jedyne co masz do zaoferowania. - Zaśmiała się rozbawiona słowami mikrusa. - Przypomnij mi proszę dlaczego trafiłeś na wyspę. Jakoś mi to umknęło. - Słodki głos kontrastował z wrednym uśmieszkiem na jej wargach. ”Wyprawa ratunkowa. A to dobre, naprawdę wydaje im się, że kogokolwiek w mieście obchodził ich los?”
- Jak trafiłem na wyspę? Polowałem na czarownika i go upolowałem, tylko miejsce na świętowanie wybrałem parszywie. Jeśli zaś moje słowa są dla ciebie komplementem, to tylko potwierdziłaś mój osąd. - widać było że sarkazm psioniczki spłynął po barbarzyńcy niczym woda po kaczce. Była też oczywiście możliwość że po prostu go nie pojął…
- Szczęście w nieszczęściu jak mówi powiedzenie. - Skomentowała i nie drążyła tematu. Barbarzyńca mógł być jak się okazuje zaskakująco przydatny. Czy to przez swe umiejętności czy szczęście.

Obrona wioski

Zmrok nadszedł dość szybko, zdecydowanie za szybko jeżeli spytać kogokolwiek z mieszkańców kompanii wydobywczej. Niedługo zajęło rozświetlenie okolicy pochodniami i niewielkimi ogniskami rozmieszczonymi na obu placach. Nie dawało to co prawda komfortowych warunków wizualnych, ale lepsze to niż nic. Płomienna łuna sięgała niecałe dwadzieścia metrów co oznaczało, że rzucała blask na kilka najbliższych orkowych ciał, pozostawiając spory pas mroku do pierwszych drzew. Isherwood przez całe przygotowania okazywał ducha lidera lokalnych rozdzielając ich do różnych czynności. Słowa Awilumy były jednak bardzo trafione - było ich wszystkich zwyczajnie za mało do obrony całej, długiej palisady.

Ostatecznie Isherwood rozkazał rozlać oliwę przed wejściami do obu bram pokrywając przedpole łatwopalną cieczą. Karnax i Jagan rozdzielili się stając na bramach, Vade czekał niedaleko przywoływacza wraz ze swoim oddziałem szybkiego reagowania (na który składał się on sam, jeden sprawiający wrażenie znającego się na rzeczy mężczyzna oraz ośmiu innych mieszkańców, którzy już nie wyglądali tak pewnie). Czarodziejki w asyście Vraara zostały na centralnym placu szykując się do biegu w dowolne miejsce wioski.

Północny mur obsadził uczeń lokalnego magika, Hadriena, wraz z trzema kusznikami. Owi kusznicy składali się głównie z dwudziestolatków (w tym jednej kobiety), więc śmiało można było założyć praktykanta jako główną siłę ogniową. Południe trzymał lokalny zielarz, akolita leśnych bóstw wraz z kolejnymi trzema kusznikami. Na obu murach płonęły koksowniki do podpalania bełtów i strzał.

Wschodnia i zachodnia brama były obsadzone najmocniej. Na pierwszej stacjonował Isherwood, jeden z ludzi wcześniej go chroniących oraz dwóch łuczników. Druga chroniona była przez dwóch zahartowanych (sądząc po wyglądzie) wojaków z łukami, Hadriena oraz jeszcze dwóch mniej pewnych siebie łuczników. Dwójka ludzi oddelegowana została do przekazywania wieści, zaś trójka starców, kobiety i dzieci zostały w kamiennej strażnicy jako pomoc medyczna i wszystko, co nie dawało rady walczyć mieczem.

Szelest liści, odgłos łamanych gałęzi i ogólne poruszenie zaalarmowało wszystkich. Zielonkawa łuna płonąca między drzewami i bzyczenie owadów zasygnalizowało nadejście nieumarłych. Pierwsze ukazały się kroczące z północy i południa zwierzęta-zombie, głównie dziki i drapieżne koty. Nawet w półmroku dało się dostrzec, że część z nich ciągle nosi ślady ognistych kul ciskanych przez Meriel i Awilumę. Gdzieś dookoła dało się słyszeć nieumarłe insekty, jednak mrok i odległość sprawiały, że w chwili obecnej nie dało się stwierdzić gdzie jest ich największa koncentracja. Nadciągający z północy i południa nieumarli zbliżyli się do murów na około sześć metrów, stawiając stacjonujących tam ludzi w pełnej gotowości.

Prawdziwe zagrożenie nadciągało jednak ze wschodu i zachodu, gdyż to stamtąd wyłoniły się w obstawie złowieszczy niedźwiedź i tygrys. Widząc go Isherwood zaczął wydzierać się by najpierw celować w największe cele, to samo zrobił stacjonujący po drugiej stronie wioski Hadrien. Część nieumarłych zwróciła uwagę na biegnącego do bram Algowa wraz z trójką ludzi niebezpiecznie się do niego zbliżając. Reszta zombie kroczyła do bram, dalej mając jakieś dziewięć metrów do pokonania.

Spokój odnalazła Awiluma w pradawnych (przynajmniej jak dla jej obecnych towarzyszy) naukach swych mistrzów. Powtarzające się ćwiczenia wyrównały jej oddech i rytm serca. Skupiła swój umysł i przypomniała ze szczegółami plan wioski wraz z najbliższą okolicą.
”Rzeka!”
Tak rzeka będzie w razie potrzeby najlepszą metodą ucieczki, nawet nieumarłe owady nie są zbyt dobrymi pływakami. Słowa przyszły same, nie musiała się wysilać, jak zresztą było zawsze gdy osiągała ten stan umysłu. Moc napływała powoli, Awiluma nie śpieszyła się, splatała zaklęcie z pietyzmem na który zasługiwała jej Sztuka. Stało się częścią technik kojących nerwy.
Poczuła jak wraz z ostatnim słowem jej ciało przepełnia energia, zimna i orzeźwiająca. Poczuła zapach świeżej wody, coś czego zwykle człowiek nie potrafił rozpoznać. Świat na moment zakryła błękitna mgiełka. Objawy jednak szybko ustąpiły, pozostało tylko częściowe zjednoczenie z żywiołem.
Teraz kiedy zapewniła sobie drogę ucieczki zaczęła myśleć o tym jak poradzić sobie z przeciwnikiem. Bez wątpienia jedynie jej moc i magia Meriel mogły zadziałać na rój. Jednak co z potężniejszymi przeciwnikami? Czy warto było od razu użyć pełnej mocy? Będzie musiała zmierzyć się z tym problemem gdy przyjdzie czas. Teraz pozostawało tylko czekanie na sygnał.

Z każdą chwilą napięcie rosło. W duchu panna Loreweaver cieszyła się, że oprócz Awilumy towarzyszy jej jeszcze barbarzyńca. Nie można powiedzieć, że nie lubiła białogłowej. Może początkowo nieco denerwował ją jej egocentryzm, ale pałała do niej czymś na kształt sympatii. Nie zmieniało to jednak faktu, że po akcji w lesie, nie ufała jej ani odrobinę. Postawa Vraara natomiast dawał solidne podstawy, by sądzić, że nie ulotni się jak kamfora, gdy tylko zrobi się naprawdę gorąco. Tak więc jego obecność podnosiła zaklinaczkę na duchu i dawała nadzieję, że w kluczowym momencie będzie miała z kim walczyć ramię w ramię.

- Nim obnażycie swą broń towarzysze, wysłuchajcie mych słów. W ogniu słusznej walki wykuwają się prawdziwi bohaterowie. Dzisiejszego wieczora przyjdzie wam rzucić na szalę własne życie, a może i nawet dusze. Będziemy walczyć z wrogiem straszliwym, bo nie lękającym się własnej zagłady. Nie ma to jednak znaczenia, gdyż prawdziwa siła drzemie głęboko w sercach. Dziś pokaże wam, jak ją przebudzić. Zaufajcie mi i podążajcie za mym głosem, a zamiast ostrokołu, będzie chronić nas niezdobyta twierdza naszego ducha. - Bard obnażył klingę. - Wygramy! Klnę się na honor mego rodu i wszelkie dobro, o które należy walczyć! A teraz do broni - nasi przyjaciela nas potrzebują! - szlachcic wykonał zwinny młynek mieczem, który miał przekonać jego oddział o biegłości dowódcy. Więcej było w tym jarmarcznego kuglarstwa, niż rzeczywistych umiejętności, ale i tak w oczach żółtodziobów mógł wyglądać efektownie. Jednocześnie wypatrywał gońca, który mógł zjawić się w każdej chwili.

Karnax, po tym jak porozmawiał z wioskowym magikiem, symbolicznie pomagał górnikom w pracach fizycznych. Co prawda brakowało mu krzepy typowej dla wojowników więc niczym się nie wykazał ale miał nadzieję że taki gest pokaże wioskowym że obcym rzeczywiście zależy by osadę obronić. Nim zapadał mrok Blackwind zajął pozycję przy wschodniej bramie i tam oczekiwał przybycia wrogów. Szczęściem dla obrońców nadejście przeciwników łatwo było zauważyć. Nim jeszcze trupy przekroczyły linię drzew Karnax naciągnął swoją kuszę i trzymał w gotowości do strzału. Słuchał uważnie przemowy Vade’a. Czarodziej pokładał nadzieję że słowa barda a na najgorsze jego magia wpłyną pozytywnie na morale obrońców.
-Damy radę, damy radę… - cicho powtarzał pod nosem widząc wyłaniające się z mroku trupy i słysząc narastający odgłos bzyczenia owadów. Gdy dostrzegł złowieszczego niedźwiedzia zainkantował zaklęcie. W najbliżej okolicy, w punktach które już wcześniej uznał za odpowiednie pojawiły się czarcie pająki ludzkich rozmiarów. Każdy przyzwany otrzymał prosty rozkaz, pluć siecią w największe ze zbliżających się zombie.

Na drewnianych murach, niedaleko przywoływacza pojawiły się dwa monstrualne pająki rozmiarów rosłego człowieka. Stojący wraz z Gethem górnicy aż podskoczyli ze strachu i mało co nie zaczęli tłuc stworzeń w odruchu samoobrony. Dopiero czarodziej uspokoił lokalnych, wyjaśniając im naturę jego magii.
 
psionik jest offline  
Stary 30-03-2015, 16:50   #44
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
Wyglądało na to że od zachodniej strony coś się zaczęło. Vraar ruszył tam biegiem, w lewej ręce dzierżąc łuk, a prawą powstrzymując rękojeść miecza od rozbicia mu głowy, Gdy wspiął się na palisadę ujrzał jak zombie zaczynają atakować kapłana i jego towarzyszy, którzy nadal mieli spory kawał drogi do pokonania zanim znajdą we względnie, przynajmniej na razie, bezpiecznym miejscu za palisadą. Dzięki płonącym wszędzie pochodniom barbarzyńca ocenił odległość i napiął łuk. Zebrani na skrzyniach i podestach miejscowi szybko zrobili miejsce umięśnionemu barbarzyńcy, uznając że on dużo lepiej sobie poradzi ze strzelaniem.
- Vraar, koksownik! - Krzyknął jeden z nich wskazując na płonący pojemnik służący do podpalania strzał.

- Biegnijcie w stronę murów, osłonię was! - Krzyczał Algow do swoich trzech towarzyszy osłaniając ich odwrót. Zombie-zwierzęta nie zdążyły ich jeszcze dopaść, więc górnicy w kilka chwil dobiegli do drewnianych murów krzycząc, by stacjonujący tam kusznicy rzucili im linę. W międzyczasie kapłan zatrzymał się w połowie odległości między lasem i palisadą i zainkantował zaklęcie, kierując jedną ze swoich dłoni w stronę nieumarłego tygrysa podążającego za nim. Z dłoni trzymającej symbol Lathandera wystrzelił promień światła zamieniając drapieżnika w proch. Stacjonujący za murami górnicy (ci, którzy nie szukali lin) zatrzymali się na moment w westchnięciu pełnym podziwu.

Na południowym murze jeden z górników rzucił kuszę i zeskoczył z murów w poszukiwaniu jakiejkolwiek liny, żeby móc wciągnąć pozostałych. Pozostali dwaj wystrzelili z kusz w podążające za Algowem dwie pumy, jednak ciemność i brak doświadczenia sprawiły, że oboje chybili celu. Stojący razem z nimi wioskowy zielarz skupił się na modlitwie ku leśnym bogom, ściskając w dłoni gałązkę jemioły. Nagle, niespodziewanie trawa i rośliny rosnące na łące wystrzeliły w górę oplątując łapy nieumarłych kotów i zatrzymując je w miejscu. Zombie zaczęły siłować się z niespodziewaną przeszkodą, dając czas Algowowi i jego trzem towarzyszom na ucieczkę.

Na północnym murze trójka niedoświadczonych kuszników również robiła co mogła, by chociaż zastopować pochód licznych zombie-dzików. Same chęci jednak nie wystarczały, ciemność i stres sprawiły że bełty powbijały się w ziemię kilka metrów od nadciągających przeciwników. Jedyne, co udało się komukolwiek zdziałać to uczniowi lokalnego czarodzieja. Młodzieniec skoncentrował się na inkantacji i wystrzelił magiczny pocisk w jednego z nadszarpniętych wcześniej ogniem nieumarłego. Fioletowa kula bezbłędnie dosięgnęła celu powalając truposza na ziemię. Nie poprawiło to jednak nastrojów na północnej palisadzie, ponieważ kolejna piętnastka dalej kroczyła w równym, niepowstrzymanym marszu…

Na zachodzie za to robiło się gorąco, wszyscy szykowali się na natarcie sporych rozmiarów nieumarłego tygrysa i na polecenie maga Hadriena, skoncentrowali ogień na nim. Dwójka zahartowanych w boju górników podpaliła strzały i wycelowała. Płonące pociski rozświetliły na moment mrok nocy wbijając się w cielsko olbrzyma. Bestia zaryczała, jednak nie dawała po sobie poznać by atak zrobił jej krzywdę. Zawtórował im Hadrien wyczarowując ognisty pocisk i ciskając nim… Prosto w pysk drapieżnika! Skwiercząca sfera z hukiem eksplodowała na nosie truposza paląc futro i mięso. Atak mimo swojej precyzji nie zatrzymał tygrysa, ale spowolnił na moment jego marsz dając iskrę nadziei na przetrwanie tej nocy. Asystujący czarodziejowi młodzikowie z kuszami wystrzelili również płonące bełty, jednak w przeciwieństwie do swoich bardziej doświadczonych kolegów, spudłowali, może było to spowodowane nagłym wtargnięciem na stoiska strzeleckie, Vraara. Stojący obok Jagan przymocował fiolkę z oliwą do jednej ze strzał i wystrzelił. Pocisk co prawda nawet nie wbił się w cielsko tygrysa, jednak pęd wystarczył by rozbić szkło i pokryć jego sierść łatwopalną cieczą.

Wschodnia brama również nie mogła się nudzić, bo tam ulokował się pochód nieumarłych niedźwiedzi prowadzony przez widocznie większą, złowieszczą odmianę. Trójka lokalnych górników wyposażona w kusze oraz Isherwood wystrzelili płonące pociski, jednak tylko ten ostatni zdołał zanurzyć stal w cielsku nieumarłego. Sytuację uratowały pająki przyzwane przez Getha plując lepkimi sieciami w największego niedźwiedzia i przykuwając go chwilowo do ziemi, uniemożliwiając jakikolwiek ruch.

Gońców puszczono w obrót, dwaj szczupli chłopcy biegali w tę i we wtę raportując sytuację. Jeden z nich dobiegł do Meriel i Awilumy meldując, że mag Hadrien kazał poinformować o względnie stabilnej sytuacji, ale że również nie pogardzi wsparciem. Jeżeli jeden z tygrysów dorwie się do bram, nie jest w stanie obiecać że ta wytrzyma. Jednocześnie chłopiec przekazał informacje o na razie stabilnej sytuacji na murach północnych i południowych, przeciwnik raczej nie miał jak wejść po murach, ale siły obronne w tamtych miejscach były bardzo szczupłe. Podobnych informacji wysłuchał Vade z tą różnicą, że jemu przekazano prośbę od Isherwooda o stawienie się na wschodniej bramie. Chwilowo odpierane niedźwiedzie same w sobie będą dysponowały siłą zdolną powalić drewniane wrota i o ile oddział wsparcia nie udzieli mu pomocy, może nie być w stanie utrzymać pozycji.

W międzyczasie nieumarli napierali w kierunku murów. Na północnych obrzeżach wioski trójka górników robiła co mogła, jednak raz za razem chybiała. Grupa nieumarłych dzików dotarła pod mur jednak z racji swojej fizjologii, żaden z nich nie był w stanie się po nim wspiąć. Zombie kilkakrotnie uderzyły kłami o drewniane pale, bez widocznego skutku jednak. Przez moment stanęły otępiale dając wioskowym chwilę wytchnienia i czas na ułożenie jakiegokolwiek planu. Podobnie sytuacja miała się na południu gdzie załoga uszczuplona o jedną osobę (która szukała lin) była chwilowo bezpieczna z tym, że tutaj nieumarłe pumy oparły się przednimi łapami o mur próbując dosięgnąć żywych. Widząc że żadna z nich nie dosięgnie celu, część szykowała się do skoku, a część przeniosła uwagę na trójkę górników czekających na linę. W międzyczasie dwa drapieżne koty uwięzione przez oplatające je rośliny szarpały się, próbując rozerwać więzy. Część pnączy i korzeni popękało pod naporem zastygłych już mięśni, uwalniając jednego z nieumarłych. Puma zaryczała spoglądając martwym spojrzeniem na Algowa, jakby w obietnicy szybkiej śmierci.

Na zachodniej bramie trójka tygrysów prowadzona przez większego, złowieszczego tygrysa zaszarżowała rzucając się na drewniane wrota. Drewno zaskrzypiało, część desek popękała a stojący na prowizorycznych stanowiskach ludzie musieli się mocno trzymać, żeby nie pospadać na ziemię.
- Jeszcze jeden taki atak i brama padnie! Niech ktoś mi tutaj ściągnie czarodziejki! - Krzyknął Hadrien, w zasadzie do niewiadomo kogo. Jeden z tygrysów przebił się łapą przez deski próbując sięgnąć na drugą stronę przeszkody.

Podobnie wyglądało to na wschodniej bramie. O ile złowieszczy niedźwiedź siłował się z pajęczymi sieciami, co chwilowo wyłączało go z kalkulacji, tak pozostała szóstka doczłapała do wrót. Nie mając siły rozpędu i impetu z jakim atakowały tygrysy, niedźwiedzie zwyczajnie oparły się przednimi łapami o deski. Drewno zaskrzypiało, pękając w niektórych miejscach, zaś żelazne zawiasy niepokojąco stęknęły.
- Niech ktoś sprowadzi pomoc! Podpalcie dół z oliwą! - Pokrzykiwał Isherwood. W okolicy oprócz odgłosów walki dało się słyszeć coraz głośniejsze bzyczenie nadlatujących owadów.

Z północy, południa, wschodu i zachodu, w ślad za pochodem nieumarłych nadlatywały chmury trupich insektów. Każda o średnicy około sześciu metrów nadciągały po krew żywych.
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.
echidna jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:49.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172