Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-03-2015, 21:42   #56
GreK
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Wyszedł przed dom roztrzęsiony i zatrzasnął za sobą drzwi. Zaskoczył go ten zwykły, ludzki odruch a jeszcze bardziej nienaturalna reakcja na niego. Stanął na schodkach, pod okapem, wciągając głęboko nocne, wilgotne powietrze i od razu sięgnął po nową paczkę Lucky Strike. Chwilę później zaciągnął się mocno dymem. W trzech długich pociągnięciach spalił pół papierosa. Gorzki dym drażnił płuca. Wyrzucił niedopałek i przydeptał czubkiem buta. Dłonie przestały mu drżeć. Zapalił latarkę. Zabłysła bladym światłem i zgasła. Potrząsnął nią. Nie pomogło. Uderzył w ścianę. Zapaliła się ponownie oświetlając snopem światła ścieżkę przed nimi. Krople deszczu zdawały się zawieszać w tej smudze i wisieć przez kilka chwil, zanim znikały a za nimi pojawiały się kolejne. Cmoknął na psa. Ruszyli.

Przez całą drogę ciągle wiało a gdy doszedł na skraj lasu zaczęło siąpić. Wykręcił numer do ojca. Po kilku sygnałach usłyszał jego głos.

- Jestem prawie na miejscu - sapnął. - Pogoda nie zachęca. Jeśli dziadek jest gdzieś tutaj, to pewnie schował się gdzieś przed wiatrem i deszczem. Nie będę się rozłączał. Idziemy.

Schował telefon do kieszeni kurtki, naciągnął kaptur na głowę, gwizdnął na psa i z ociąganiem poszedł w kierunku linii drzew.

Zanurzyli się w las. Szumiał tajemniczo, spotęgowany wiatrem i deszczem smagającym gałęzie. Jakby oddychał. Szszsz… cisza. A potem znowu. Szszsz…. Rytmicznie, spokojnie. Jak gdyby żył własnym, tajemniczym życiem, obserwując wędrowca. Szszsz… cisza… szszsz… Nie mógł oprzeć się wrażeniu, że jest obserwowany. Po plecach przeszły mu ciarki.

Przy wygasłym ognisku nie było już nikogo. Deszcz zgasił już ogień, tylko w wilgotnym powietrzu ciągle unosił się gorzki swąd mokrego, przygaszanego popiołu. Chien, zupełnie jak poprzednio, zaczął warczeć. Podeszli do brzegu jeziora, do starego pomostu. Pies skomlał i warczał na przemian. Steven poświecił latarką. Zamrugała, jakby miała zamiar przestać świecić, lecz snop światła się ustabilizował. Omiótł powoli pozostałości drewnianej konstrukcji. Woda chlupotała obijając się o przegniłe belki. Wzdrygnął się na myśl, że mógłby do niej wejść.

Przykucnął. Przyciągnął do siebie psa. Poklepał uspokajająco.

- Co jest piesku? Co się stało? Arni tutaj był? Co chcesz mi powiedzieć.

Chien szczeknął. Drżał cały i szczerzył zęby w stronę jeziora.

Steven przeczesał światłem latarki raz jeszcze brzeg i pomost. Nie znalazł jednak nic. Rzucił kamieniem w ciemną toń. Sięgnął po telefon i zadzwonił po ojca. Coś było nie tak z tym miejscem. Złe uczucia spotęgowały się. Przedstawił ojcu swoje obawy.

- Wracaj szybko do domu, Steve. Nic już tam nie zrobisz.

Wstrzymał powietrze. Odliczył w myślach do trzech.

- Tak tato - odrzekł przez zaciśnięte zęby i wcisnął czerwony przycisk. - Fuck! Fuck! Fuck! - wykrzyczał w przestrzeń wystawiając twarz na deszcz.

Gotowało się w nim. Chciał krzyczeć, chciał wyć. Nie chciał jednak psuć tego, co tak powoli się między nimi zaczęło budować. Nie teraz gdy to coś...

- Aaaaarniii! - wrzasnął jeszcze raz na całe gardło, lecz odpowiedziało mu tylko słabe echo. Był bezsilny.

Już miał wrócić drogą, którą przyszedł, gdy jego wzrok padł na budę stojącą kilka metrów dalej. Z wahaniem ruszył w tamtą stronę. Metalowa konstrukcja była w opłakanym stanie. Rdza przeżarła ją do tego stopnia, że kruszyła się w rękach. Zdawało mu się też, że nosi ślady dawnego pożaru ale w słabym świetle latarki ciężko było mu to stwierdzić na pewno. Pokręcił się jeszcze chwilę by w końcu przemoczony, zmęczony i zły udać się w drogę powrotną.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline