Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-03-2015, 23:55   #59
Dziadek Zielarz
 
Dziadek Zielarz's Avatar
 
Reputacja: 1 Dziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemu
Dialog wspólnie z liliel

Światełko stand by jarzyło się czerwonym punkcikiem w półmroku pokoju, odbite w dziesiątkach obiektywów leżących rzędem na półce. Plątanina kabli i przewodów wiła się w ciemnych przerwach między meblami niestrudzenie wysyłając strumienie danych. Gdzieś nad labiryntem urządzeń miarowo buczących w rytm pracy wentylatorów jarzyła się plama bladego, elektrycznego światła odmalowująca na oparciu fotela plamę cienia rzucaną przez kanciastą bryłę porzuconego aparatu fotograficznego. Pomieszczenie przywodziło na myśl ogromne, miarowo oddychające stworzenie pokryte kurzem, śniące swoje cyfrowe sny.

Studio. Pracownia. Azyl. Jedyne w swoim rodzaju miejsce, w którym Nathan czuł się napawdę u siebie. Kiedy się wprowadził dom przeszedł renowację, jednak nowe meble zdążyły się zakurzyć zanim na dobre ktoś z nich skorzystał, miejsca było zbyt wiele by jedna osoba mogła naprawdę tchnąć w nie życie. Miejscami można było natknąć się na ślady użytkowania znaczone ścieżkami porzuconych przedmiotów, odsuniętym pojedynczym krzesłem, albo niesprzątniętymi naczyniami w kuchni, ale były to tylko smętne namiastki prawdziwego przebywania.

Pokój rodziców został nieruszony, w zasadzie od pamiętnego pierwszego dnia nawet tam nie zaglądał. Wszystko stało w idealnym nieładzie, tak jak zostawili to państwo Weston. Przykryte kurzem, porzucone i zapomniane. Tak było lepiej, a w każdym razie wygodniej dla Nathana, który nie miał ochoty ponownie przywoływać wspomnień związanych z przeszukiwaniem ich rzeczy osobistych dostarczonych przez policję w wielkim pudle. Dlatego w dni wolne od pracy wolał siedzieć całymi godzinami w swoim elektronicznym królestwie otoczony maszynami, które znał i rozumiał.

Ostatni telefon był miłą odmianą po ostatnich dniach nudy przy zamówieniu od Virginia Records. Czyszczenie ścieżek audio na nagraniach sprzed kilku lat nie zasługiwało nawet na złośliwy komentarz. Irene zawsze potrafiła go zaskoczyć, ale kiedy ni z tego ni z owego padła informacja o legendarnym nawiedzonym domu i możliwości jego zwiedzenia serce Nathana zabiło szybciej.


~***~


Maddison wykręciła numer i czekała kilka sygnałów niecierpliwie stukając czubkiem buta o podłogę. Odczuwała pewien stres na myśl o rozmowie, w której miała poniekąd przedstawić się w mało racjonalnym świetle. A co jeśli ten człowiek weźmie ją za wariatkę? Jeśli to wypłynie i doda się do tego niedawne otwarcie sobie żył zabierze ją opieka społeczna albo co gorsza ubiorą ją w kaftan z przydługimi rękawkami.

- Nathan Weston. - Popłynął spokojny głos ze słuchawki.

Kiedy ktoś odebrał naraz ciąg myśli się urwał a jej odjęło mowę i zaczęła się jąkać jak mała dziewczynka.

- Eeeeee. Ja… mam ten numer od Irene… - Maddison miała głęboki i gardłowy głos, który bardziej pasował do rockmanki z wieloletnim stażem w piciu i paleniu niż do nastolatki. - Pan się zna na… Jest ekspertem… ponoć… w sprawach… niekonwencjonalnych...

- Hm, niekonwencjonalnych. - W tonie głosu zabrzmiała nutka rozbawienia. - Można tak powiedzieć. Z kim mam przyjemność?

- Maddison Craven - przedstawiła się. - Wraz z rodziną zamieszkaliśmy w domu na wzgórzu. W... domu Hortona.

- W domu Hortona? - Powtózył Nathan niezbyt udolnie próbując ukryć podekscytowanie w głosie. Miał cichą nadzieję, że połączenie telefoniczne dostatecznie zniekształci jego ton, by rozmówczyni tego nie wyczuła - A to ciekawe. Widzi pani, uprzedzono mnie o tym telefonie, proszę się zatem nie przejmować zbędnymi wstępami. Nie uznam pani za wariatkę. - Dodał na zachętę, by rozluźnić nieco napięcie, które zapanowało po drugiej stronie. - Zatem… W jakiej sprawie pani dzwoni?

- Żadna “pani”. Maddison. Mam piętnaśnie lat. Irene powiedziała, że pan jest w stanie nam pomóc. Nasz dom jest nawiedzony. A my nie możemy się przeprowadzić. Tata wpompował tam wszystkie oszczędności. Trzeba go oczyścić. Dom. Z… tego bytu, który niepokoi nas co noc. Widzi pan, my już nawet wszyscy śpimy w salonie zamiast w osobnych prywatnych pokojach. To znaczy… Od dwóch nocy tata wyeksmitował nas do motelu. Chyba boi się o nasze życie więc sprawa jest dość… nagląca.

- Rozumiem. - Stwierdził męzczyzna, choć odpowiedź ta nie dawała wcale wrażenia zrozumienia. Była zbyt szybka, zbyt pewna siebie, zupełnie jakby rozmówca nie przyłożyl należytej wagi do rodzinnego dramatu ciągle będąc myślami przy domu. Domu Hortona.

- Jeżeli miejsce rzeczwiście jest nawiedzone, myślę że potrafiłbym zlokalizować waszego intruza. Mam w tym trochę doświadczenia i potrzebny sprzęt. Znam też pewną osobę, która mogłaby pomóc nawiązać kontakt... z tym czymś... ale Irene pewnie już o niej wspominała. Tak czy inaczej, Maddison, skoro masz tylko piętnaście lat dobrze by było gdyby o naszej rozmowie dowiedział się Twój tata, nie sądzisz?

- Tata nie będzie miał nic przeciwko. Jego też sytuacja już dawno przerosła. - Oświadczyła dziewczyna. - Może weźmie pan sprzęt, tą drugą osobę o której pan wspomniał i po prostu do nas przyjedziecie? Im szybciej tym lepiej.

- Tak odrazu? Muszę najpierw się skontaktować z April i przygotować aparaturę, ale jeśli wszystko pójdzie jak należy może wyrobię się na późny wieczór. Dziewiąta?

- Doskonale. Rozumiem, że trafi pan na miejsce?

- Myślę, że sobie poradzę. - Odparł z lekkim śmiechem Nathan. - Zatem do dziewiątej.


~***~


Mężczyzna powoli odetchnął i bardzo ostrożnie odłożył słuchawkę jakby nie chciał zmącić nagle zapadłej ciszy. Powtarzał w myślach całą rozmowę od początku, zastanawiając się jak wpadł i czy to co właśnie udało mu się osiągnąć zaraz nie okaże się wyłącznie złudzeniem. Nieosiągalny dom Hortona nagle miał stanąć dla niego otworem, szansa na znalezienie niepodważalnego dowodu... Cóż, należało rozegrać to jak należy.

Weston z nieobecną miną zaczął krzątać się po pracowni zgarniając do futerałów sprzęt do nagrywania, mikrofony, statywy, kable, dużo kabli... Przerabiał w głowie ten scenariusz tyle razy, że ruchy wykonywał niemal na pamięć. Przystanął na moment, pogrzebał w kieszeni, po czym wyjął telefon i położył go na stole.

- Siri. - Rzucił w przestrzeń. - Wiadomość do April Perrineau.

- Notuję. - Odpowiedział mu mechaniczny kobiecy głos.

- Co powiesz na wycieczkę do Domu Hortona? Nowi lokatorzy mają niechcianych gości, umówiłem nas na dziewiątą. Bądź gotowa, wpadnę koło ósmej. Nathan. PS: W niedzielę obiad u Irene. Wyślij.

- Wysłano do April Perrineau. - Poinformował telefon, po czym nie otrzymawszy kolejnych instrukcji przygasił ekran.
 

Ostatnio edytowane przez Dziadek Zielarz : 28-03-2015 o 10:42.
Dziadek Zielarz jest offline