Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-03-2015, 12:24   #46
Rycerz Legionu
 
Reputacja: 1 Rycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodze
Tura 10

Grimmblad przechadzał się nerwowo po sali audiencyjnej, zamiatając podłogę ciepłym, futrzanym płaszczem. Chodził od jednego kąta do drugiego z nietęgą miną. Ostatnie wydarzenia nie pozwoliły mu bowiem spać spokojnie a i natłok zajęć nie wpływał na niego pozytywnie.
Problemy, które targały ostatnio Sluepburgiem, poważnie szargały zarówno jego nerwy jak i autorytet. Jako władca, chciał być traktowany poważnie. Chociaż raz. Sam sobie zadawał pytanie, czy w końcu nie zasłużył na poprawę swojego losu. Zarówno dzieciństwo, jak i teraźniejszość nie były dla niego pobłażliwe. Chociażby przez swoją niezdarność. I chociaż bardzo się starał, duchy nie pozwalały mu się pozbyć tak kłopotliwej przywary. Cechy, która nie powinna znakować dobrego archonta.
„Koniec tego.” – pomyślał. „Nie mogę cały czas użalać się nad sobą. Trzeba w końcu pomyśleć o królestwie”. A było o czym myśleć. Obecnym największym kłopotem Grimmbalda byli jego bracia. Łaknący władzy Hordalaan oraz uległy Finnain, którego decyzja uzależniona była zapewne od strachu. „Nie, nie zapewne. Tak było. Finnain bał się, a potwierdził to tylko ukryciem się w świątyni. Trzeba coś z tym zrobić.”
Pierwszą decyzją jaką podjął owego dnia Grimmbald było odebranie kapłanom ich dotychczasowych przywilejów. Poprzedzone to było przemówieniem z pałacowego balkonu, które trafiło do uszu zwykłego ludu. Zabroniono również wszelkich kontaktów z buntownikami, pod karą publicznej chłosty i okrzyknięciem zdrajcą. Każde bowiem słowo, przekazywane przez rebelianta, było słowem pochodzącym z Wieży.
W odpowiedzi na to, zdrajcy ogłosili prawowitego dziedzica szyszkowej korony synem z nieprawego łoża. Było to jawne kalanie imienia byłego, nieżyjącego archonta. Jego ojca. A najgorsze w tym wszystkim było to, że stał za tym Hordalaan. Trzeba było działać zanim zhańbi on z pomocą swoich zdradzieckich pobratymców cały ród.
Wysłano tym samym szpiegów, mających zbadać ufortyfikowanie buntowników oraz zająć się sabotażem. Przybyli oni jednak bardzo szybko, informując o śmierci siedmiu z nich, zaś zaledwie tylko trzem udało się uciec. Obdarto ich ponoć ze skóry a przed śmiercią przesłuchiwano i torturowano. Grimmbald nie wiedział czy jest bardziej wściekły na byłych kapłanów, czy na swojego brata, który dopuszczał się takich okropieństw.
Złych wiadomości było owego czasu aż nadto. Wiedząc, że czekają na niego sprawy lżejsze, postanowił się nimi zająć. Nie miał już cieprliwości do ciągłych sprzeczek ze zdrajcami.

Z w miarę pozytywnych obowiązków, czekała na niego m.in. prośba uczonych. Oczywiście rozpatrzył ją pozytywnie i już po jakimś czasie doniesiono mu o znalezieniu wielu bogactw mineralnych w okolicy. Zezwolił więc na ich eksploatowanie i podjął decyzję o budowie kopalni.
Kolejną sprawą którą trzeba było się zająć, byli przybywający do miasta Kenku. Decyzją archonta było nadanie im takich samych praw jak Ulliarim oraz wcielenie do specjalnego oddziału, by zapewnić im jakieś zajęcie. Zdawali się reagować na to pozytywnie. Archonta ucieszyła ich lojalność i oddana służba. Kolejny kłopot z głowy.
Czekało na niego jeszcze bezrobocie. Aby je zażegnać, Grimmbald nakazał przyporządkować konkretne miejsce w społeczeństwie tym, którzy mają odpowiednie umiejętności do podjęcia się danego zajęcia.
Początkowo pomysł przyjęto dosyć ciepło, z czasem jednak rybacy zaczęli się kłócić o łowiska, a rzemieślnicy o surowce do pracy. Pojawił się problem zbyt małej ilości zasobów na obecną liczbę mieszkańców miasta. I chociaż teoretycznie się pracowało, to niejednokrotnie owej pracy brakowało.
Przydzielono więc zaszczytne stanowiska służby pałacowej, dla tych, dla których pracy w ich zawodzie brakowało. Przyjęcie jednak tak dużej ilości osób sprawiło, że również w pałacu z czasem zabrakło zajęcia. Podłogi były wyszorowane, skóry wyczyszczone a służba całymi dniami przesiadywała na skwerze gawędząc o głupotach. A koszty utrzymania ich wszystkich gwałtownie rosły i rosły.
Ostatecznym rozwiązaniem zostało rozesłanie bezrobotnych tam gdzie się tylko da. Do sprzątania ulic, pracy w kopalni. Rozwiązanie to nie było doskonałe i archont wiedział że kulało, lecz na razie nie dało się nic więcej z tym zrobić.
Jakiś czas później, władca powołał „Świętą Radę”, w której skład wchodziło 10 najbardziej pobożnych Ulliarich z całego Sluepburga. Zostali nowymi kapłanami, wcielonymi w społeczeństwo i mającymi się zajmować potrzebami duchowymi ludu jak i dobrowolnym nawracaniem zamieszkujących miasto Kenku na pierwotne wierzenia w dobrotliwe duchy natury. Sam proces nawracania, choć długotrwały przynosił korzyści, gdyż obecni w Sluepburgu Kenku nie zdawali się zanadto interesować wolą swojego boga. Zwykły lud jednak nadal uważał, że obecni kapłani nie posiadają przywileju przekazywania woli duchów.
Aby to zmienić, członkowie Rady zajęli się działalnością dobroczynną, wspomagając najbardziej potrzebujących modlitwą i dobrym słowem. Prosty lud jednak, w dość niewybrednych słowach orzekł że wolałby kawał mięsa od pociechy. Archont, postanowił więc spełnić prośbę swojego ludu. Nakazał rozdać część jedzenia z pałacowej spiżarni nowym mędrcom. I chociaż lud był zadowolony, to jednak chciał więcej i więcej. Grimmbald nie mógł oczywiście pozwolić na to żeby pałacowe zapasy całkowicie zniknęły, dlatego też zwrócił swym poddanym uwagę na umiarkowanie i wyjaśnił że obecnie sam powstrzymuje się od obfitych posiłków. Prości Ulliari nie wydawali się jednak tego rozumieć... sprawę pozostawiono więc bez rozstrzygnięcia.
W celu zażegnania głodu, Grimmbald posłał po zwiadowców, którzy mieli się udać na północ, unikając strony pólnocno-zachodniej, gdzie zamieszkiwał starzec. Liczył na to, że uda się znaleźć nowe ziemie, gdzie warunki będą na tyle dobre, aby rozpocząć uprawę roślin.
Kolejnymi decyzjami podjętymi by poprawić sytuację ludu, było posłanie 10 emisariuszy z podarkami do Kenku, aby nawiązać pozytywne stosunki z ich nowym władcą oraz zaangażować uczonych i rzemieślników w nowy projekt naukowy, którym było zapisywanie swoich myśli oraz przeróżnych informacji. Bowiem w trakcie jednej z nocy, Grimmbaldowi przyśnił się sposób, jak trwale zapisywać swoje myśli.

Przyszedł jednak czas, kiedy na nowo trzeba było przejść do tej części obowiązków, której raczej nie należały do przyjemnych. Grimmbald nieco jednak ochłonął i myślał że był gotowy do tego rodzaju pracy.
Nakazał więc przeszukanie domu Hordalaana i „eksmitowanie” wszystkich przebywających tam Ulliarich. Gdyby zaś natrafiono na jego brata, miał on zostać aresztowany i przyprowadzony przed oblicze archonta. W domu znaleziono jednak tylko jego żonę i pięcioro dzieci, którzy zostali zamknięci w pałacowym lochu. W trakcie pozostałych przeszukiwań, natrafiono jednak na coś makabrycznego. W piwnicy bowiem, zamknięty był oślepiony Finnain, który bał się wyjść na zewnątrz i nie dało się z nim nawet normalnie porozmawiać. Pozostawiono go więc póki co w spokoju.
Ostatnim znaleziskiem, była kamienna tabliczka pokryta dziwnymi znakami. Natychmiast przekazano ją pracującym uczonym i rzemieślnikom, aby zgłębili jej tajemnice.
Następnego dnia, Grimmbald chciał porozmawiać ze swoim okaleczonym bratem. Ten nadal jednak nie mógł się uspokoić i wydając z siebie kolejną serię wrzasków, rzekł tylko że buntownicy sprzymierzyli się ze starcem z gór. Po tym zemdlał i od razu, został pokazany opinii publicznej, która zareagowała na te straszne wieści przerażeniem. To było zdecydowanie zbyt męczące dla Finnaina. Zaprowadzono go więc do jednej z pałacowych komnat, gdzie miał odtąd mieszkać i mieć dostęp do kilkunastu służacych którzy spełnią każdą jego prośbę.
Jeszcze tego samego dnia, wściekły Grimmbald nakazał łucznikom Kenku ostrzelać kryjówkę butnowników, która już po pierwszej salwie stanęła w płomieniach. Zaczęto bić na alarm. Kilkunastu Ulliarich zaczęło biec w stronę świątyni. Byli to kolejni zdrajcy, których również ostrzelano. Część jednak zdołała przedostać się do środka. Buntownicy zaczęli gasić pożar i barykadować się w świątyni.
W tym samym czasie, archont wydał rozkaz wymarszu 1000 wojowników w stronę wieży oraz wysłanie emisariusza wraz z żoną Hordalaana pod eskortą kilkudziesięciu wojowników do kryjówki buntowników, aby przemówić im do rozsądku. Sam zaś spotkał się z żoną, by pomówić o tym co ostatnio wyprawia. Ta wytłumaczyła się, że robi to tylko że względów bezpieczeństwa, lecz władca zbytnio jej w to nie uwierzył. Jego argumenty, spotykały się z jej argumentami i tak dobre kilka godzin.

Kiedy jednak w Sluepburgu działy się te wszystkie rzeczy, przez śniegi szedł na północ jeden z najlojalniejszych i najodważniejszych generałów, mający pod dowództwem wielką armię wojowników.
Gdy wojsko stanęło jakiś czas później pod wieżą, z góry patrzyły na armię swoimi ohydnymi ślepiami koboldy, słudzy starca. Żadnego z nich, nie było widać na zewnątrz. Sam zaś starzec, stał na szczycie wieży, tuż przy dziwnym, niebieskim płomieniu wzbijającym się w górę.
-Patrzcie, moi słudzy, co kto w pysku przyniósł. Witajcie, wojowie ludu Ulliari. Poddajcie się, a będzie wam okazana łaska… być może.- rzekł kpiącym tonem.
Generał nie dał się jednak sprowokować i zaczął przemawiać spokojnym tonem.
- Nie, to ty się poddaj. Odejdź stąd i daj naszym ludziom spokojnie zamieszkiwać te tereny. W przeciwnym wypadku twoi słudzy zostaną zabici, a twoja wieża obrócona w proch. Mój władca jest litościwy. Z pewnością nawet może wskazać ci tereny na które będziesz mógł wyruszyć.
Głupie jesteście, karzełki. A ja działam tylko na waszą korzyść. Daję wam jedną tylko szansę. Jeśli ktokolwiek naruszy drzwi mojej wieży, zostanie natychmiast zarżnięty bez litości. Wasz wybór, mi jest wszystko jedno, czy zginiecie, czy nie
I kiedy zakończono rozmowy a dzielni wojownicy Ulliari zaczęli szturmować wieżę, z jej szczytu wzbił się w niego niebieski promień, ogłuszając wszystkich swym blaskiem i nagłym piskiem. Gdy zaś żołnierze doszli do siebie spostrzegli że... wieża całkowicie zniknęła a jedynym śladem po niej został płat ziemi nie pokryty śniegiem. Generał, przewidując co mogło się stać, czym prędzej ruszył w kierunku Sluepburga.

W tym samym czasie, łucznicy Kenku spostrzegli, że w świątynię uderzył niebieski promień. Nie minęła minuta, kiedy ze świątyni wyskoczyły na wojowników koboldy wspierane przez buntowników.
Niespodziewający się ataku łucznicy, zostali wręcz zmasakrowani, zaś do rebeliantów ze świątyni dołączyli zewnętrzni.
Wszyscy wierni archontowi Ulliari, zaczęli się wycofywać w głębsze części miasta, łącznie z żoną Hordalaana i jej eskortą.
Władca zaś, kiedy przez płacowe okno dostrzegł że dzieje się coś nie tak, czym prędzej wybiegł z komnaty, nakazując swojej żonie by szykowała zwolenników.
Sam natomiast udał się w lekkiej zbroi i z rogiem w ręku na dach pałacu by wydawać rozkazy wojownikom. Towarzyszyła mu zaledwie garstka służących, którzy mieli głównie zadbać o to aby król nie spadł.
Na dole, już rozdawano oręż zwykłym obywatelom wiernym królowi, a pierwsze budynki w mieście zaczęły płonąc, gdy rozszalałe koboldy miotały pochodniami we wszystkie strony.

 
Rycerz Legionu jest offline