Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-03-2015, 00:49   #48
sickboi
 
sickboi's Avatar
 
Reputacja: 1 sickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwu
Tura 10. Czas łowów Trygajosa

Wartownik przetarł przekrwione oczy i zamrugał intensywnie. Musiał się być pewien, zanim obudzi cały obóz. Ponownie spojrzał, więc na horyzont. Daleko na wschodzie niebo zdawało się nabierać jaśniejszych kolorów. Słońce nieśmiało wspinało się ku górze przeganiając noc. Wartownik przez dłuższą chwilę obserwował jak promienie wędrują w jego kierunku. Gdy na jego stopie pojawiło się światło, a on sam poczuł ciepło, zrzucił z siebie gruby, wełniany koc i sięgnął po blaszany róg. Następnie przytknął do warg ustnik, wciągnął w głąb pół brzucha i zagrał. Raz, drugi, trzeci. Spod niskich namiotów niemal natychmiast zaczęli wychodzić zaspani nesjańscy żołnierze. Obozowisko szybko zapełniło się setkami różnych odgłosów. Dziesiętnicy ponaglali swoich ludzi, wojownicy pospiesznie myjący się w lodowatej wodzie głośno prychali, a ciągnące wojskowe tabory woły ryczały głośno. Starczyła jednak tylko chwila by wszystko umilkło. Żołnierze stali w karnych szeregach, podzieleni na dwie grupy bojowe. Brązowe hełmy na głowach Nesjan, dokładnie wypolerowane i pokryte cienką warstwą oliwy, lśniły w porannym słońcu. Na drewnianych tarczach znajdowały się malunki przedstawiające morskie stworzenia, w zależności od tego skąd pochodził dany żołnierz. Oikemczycy zdobili swoje puklerze rysunkiem olbrzymiego kraba ze wzniesionymi ku górze szczypcami, mieszkańcy Poseidanike szczycili się dwiema splątanymi murenami, a wojowników przybyłych z Ihtyhnis i północnej wyspy rozpoznawano po błękitnych delfinach. Gdy ze swojego namiotu wyszedł wódz wszyscy pozdrowili go głośnym okrzykiem. Nadszedł czas, żeby ruszać na bitwę!


Wschód Słońca nad Szorstkim Morzem

***

Stłoczeni na piaszczystym wybrzeżu Nesjanie głośno wiwatowali i machali w kierunku odpływających okrętów. Po raz pierwszy w ich osadzie pojawił się znanych dotychczas tylko z opowieści Król Rybak, ich władca i opiekun. W dodatku wywarł na prostych osadnikach tak duże wrażenie, że jeszcze przez wiele lat wspominano wizytę Trygajosa. „Dzielny delfin” na którym monarcha przypłynął nie należał może do najszybszych statków, ale był okazały i majestatyczny. Znacznie większy od wojennych galer, które były znane wyspiarzom. Po przybiciu do brzegu Król obdarował Wyspiarzy kilkoma amforami wina, świeżo wykutymi włóczniami oraz oliwą. Następnie we wspaniałej uroczystości odebrał od przywódców osady przysięgę lojalności i powierzył osiedle opiece bogini lasów i łowów, nadając mu nazwę Arttemos. Wreszcie, co najbardziej przypadło do gustu twardym Wyspiarzom, sam wybrał się na polowanie i osobiście pozbawił życia wielkiego Megorkoi. Czaszka stwora spoczywała teraz pod pokładem „Dzielnego delfina”, a Król Rybak cieszył się z dobrego przebiegu wizyty.

***

Kolumna wojska szybko wspinała się po kamienistym wzgórzu. Wszyscy szli w milczeniu i słuchać było jedynie szczęk żołnierskiego ekwipunku. Wojownicy wiedzieli, że za szczytem rozpościera się już obóz wroga. Wielu z nich w głowach składało krótkie modlitwy do różnych bóstw. Starzy weterani Świętej Wojny zwracali się do Enjalusa – boga wojny – by uczynił ich ramiona i uda silnymi oraz przegnał wszelki strach, ci mniej doświadczeni swoje słowa kierowali do Posedaiona, prosząc o pomyślność i możliwość powrotu do domu. Modły nie trwały jednak długo. Pierwsi Nesjanie stanęli na szczycie pagórka. Idący na przedzie wódz przystanął. Zsunął hełm z czubka głowy na twarz i wzniósł ku górze swoją włócznie, zagrały blaszane rogi.

-Ei ei ei ei ei ei eu- zabrzmiał okrzyk wojenny Nesioi i wojsko ruszyło szturmem na ledwie rozbudzony ze snu obóz Orkoi. Chociaż atakująca formacja nie była zbyt wielka hałas jaki uczynili i wzbite przez nich tumany kurzu onieśmieliły orków. Nie zdążyli nawet zareagować, gdy najeżona pikami formacja wbiła się klinem w ich obozowisko. Ziemia szybko pokryła się trupami stworów obficie krwawiącymi z wielu ran. Zaprawieni w bojach żołnierze Króla Rybaka z łatwością przedzierali się przez każdą linię obrony orków. Zdawało się, że walka zakończy się szybko i bez większych problemów.

***


Wybrzeże na wschodzie

Młody Nesjanin siedział na rozgrzanej od słońca skale i wpatrywał się w spokojną taflę Morza. Był już nieco znużony. Jeszcze kilka dni temu z ochotą spełniał swój obowiązek i zajmował miejsce na najwyższym wzniesieniu półwyspu. Teraz jednak jego zapał znacznie zmalał. Odkąd statki opuściły przyczółek na cyplu niewiele się działo. Po dwóch dniach przybył jeszcze spory transport zapasów, a potem nie było już więcej nikogo. Dziesięciu ludzi pozostawionych w malutkim obozie całymi dniami wpatrywało się uparcie w horyzony na wschodzie. Liczyli, że któregoś dnia ujrzą w oddali biały żagiel należący do „Dzielnego delfina” lub „Dziecięcia Allatu”. Nigdy jeszcze Nesioi nie wysłali tak dobrze zaopatrzonej i tak dużej ekspedycji w celu odkrywania nowych ziem. Każdy z członków wyprawy liczył na zdobycie chwały i sowitą zapłatę od władcy. Dni jednak mijały, a statków nie było widać. Młody Nesioi położył się na przyjemnie ciepłym kamieniu i zaczął rozmyślać o swojej młodej małżonce, która została w dalekim Oikeme. Myślał o jej białych włosach, delikatnym głosie i pełnych piersiach. Rozmarzony zasnął, a obudził go niezbyt przyjemny kopniak.

-Wstawaj parszywy leniu. „Dzielny delfin” przybija właśnie do obozu!-

***

Eustennon zaklął bardzo brzydko i bardzo głośno. Bitwa rozegrała się niemal zgodnie z planem. Orkoi zostali szybko rozbici i zdawało się, że nic nie może pójść źle. Jednak bogowie nie byli tego dnia łaskawi. Idący w pierwszym szeregu drugiego oddziału Król Rybak został pojmany w bitewnym chaosie. Nesjańscy wodzowie z Eustennonem na czele nie mieli wyboru jak, przynajmniej na jakiś czas, wstrzymać rzeź Orkoi.

Tymczasem Trygajos znajdował się w jeszcze niezdobytym centrum orczego obozowiska. Dwaj barczyści i śmierdzący wilczym łajnem orkowie dotargali go przed oblicze ich nieformalnego wodza, niedawnego bogacza z Oikeme, dziś renegata w służbie Orkoi. Młody obrotny człowiek spojrzał na Króla Rybaka z politowaniem.

- No, no, no - zaczął. - Trygajos, Król Rybak w samej swej ograniczonej umysłowo osobie, to dla mnie zaszczyt. - popił winem ihtyhniańskim. - Powiem ci wprost: kury ci szczać wyprowadzać, a nie krajem zarządzać, brudny prymitywie. Tacy jak ty robią karierę wśród wojskowych, co najwyżej. Zapijaczony pajac, z którego śmieje się całe miasto, jaki dajesz przykład swym obywatelom? Gdyby twój ojciec widział twe marne rządy to…- Ale przerwał. Przyjrzał mu się dokładnie.

- Ale nie czas na to. Ty wiesz przecież, jak beznadziejny jesteś. Przejdę, zatem do rzeczy: pewnie twoje życie nie warte garści piachu jest dla ciebie cenniejsze niż dla mnie. A zatem jesteś w stanie zapłacić mi, co nieco. Słucham twej propozycji.- Wskazałby wyjął mu knebel z ust.

Ostry ból przecinał czaszkę Króla Rybaka. Stojący przed nim kupiec dwoił się w oczach i falował. Władca jednak doskonale słyszał każde wypowiedziane słowo. Gdy jeden z cuchnących Orkoi wyszarpał z jego ust kawałek brudnej szmaty, Trygajos charknął głośno i splunął na ziemię mieszanką flegmy i krwi.

-Hardo mówisz, ale nie dziwę się. Każdy byłby twardy gadając do związanego i mając dwóch Orkoi na każde skinienie- Król spojrzał na obu strażników.

-Poza tym masz rację, cenię sobie moje życie. Ale ty swoje chyba również, prawda? Jeśli mnie zabijesz moi żołnierze nie będą mieli litości. Dlatego proponuję nie obrzucać się gównem, a może niedługo będzie mogli wyjść stąd razem z uśmiechem. Mogę darować ci życie, nadać sporo władzy, obsypać świecidełkami. Ale w zamian chcę twoich kontaktów z Orkoi. Wtedy wszyscy będziemy mogli zyskać-

-To ja tu dyktuję warunki. Zawsze mogę cię zabrać ze sobą, twoi ludzie nie odważą się atakować, gdy będą wiedzieć, że w każdej chwili mogę poderżnąć ci gardło. Ale zaciekawiłeś mnie… po co ci moje kontakty z Orkoi?

-I co ci da zabicie mnie?- Trygajos łypnął na Kupca -Mniejsza o to…- Król westchnął głośno.

-To proste. Nie stać nas na to, żeby bez ustanku z nimi walczyć. Każde starcie to niepotrzebne straty z naszej strony. Każdy Nesioi, zwłaszcza teraz, gdy szaleje zaraza, jest na wagę złota. Co więcej siedząc na wybrzeżu nie mamy najmniejszego pojęcia jak wiele szczepów jeszcze krąży przy naszych granicach. Poza tym gdzieś tam, daleko za Szorstkim Morzem są ponoć góry. Sami do nich nie dotrzemy, a podejrzewam, że tam kryje się zagadka zarazy oraz ten cały władca, który sprowadził na nas to paskudztwo. Dlatego jestem w stanie zaryzykować układ z Orkoi -Kupiec oparł się na swym prowizorycznym tronie.

- Zgodzę się na to pod jednym jeszcze warunkiem. Wyznaczysz mnie na swego następcę. -Trygajos zaniósł się śmiechem, chrapliwym i niskim. Po chwili jednak uspokoił się i odpowiedział z powagą.

-Tron to nie kawał świńskiego ścierwa, żeby nim handlować. Byłbym gotów dać ci każdą inną pozycję w państwie. Żądasz jednak zbyt zbyt wiele-Kupiec nie wydawał się pocieszony.

- Cóż, masz wybór. Albo staję się twoim następcą, albo wybierasz własną śmierć. Oddalę się z tobą i moimi Orkoi i pod groźba zabicia cię, zakażę twoim wojskom pościgu. Gdy już ich zgubimy, pozbawię cię życia an pustyni, wrócę do Oikeme i wykorzystam swoje kontakty, by zasiąść na tronie. Wciąż mam przyjaciół w Radzie Miejskiej i wśród kapłanów. - przerwał sobie na łyk wina.

- Tak więc mój plan i tak się ziści. Wcale nie masz takiego posłuchu, jak ci się zdaje. Osiągnę swój cel z tobą lub bez ciebie, wybieraj.

-Pierdol się!- odparł krótko i dosadnie Trygajos.
 
sickboi jest offline