Negocjacje nieudały się i bandyci ruszyli do walki. Towarzysze Niemoja przyjęli na siebie pierwszy impet, a on w tym czasie rzucił czar, najszybszy jaki znał. "Siedmiokrokowe buty" pozwalały delikatnie zagiąć przestrzeń, by mag mógł błyskawicznie i ledwo zauważalnie, przemieścić kilka metrów. On sam zamierzał się dostać tuż za plecy dowódcy bandytów. Ryzykował wiele, gdyż nie był wojownikiem, a w chwili gdy zbir coś by zwąchał mógłby znaleźć w sytuacji nie godnej pozazdroszczenia, mając przed sobą wyszkolonego wojownika, a za sobą dwóch innych oprychów. Tak jednak się nie stało i młody czarownik w mgnieniu oka znalazł się tam gdzie zamierzał i przyłożył sztylet zbójowi do gardła.
- Każ im przestać! - warknął Niemój do dowódcy - Bo inaczej upuszczę ci dwa galony juchy!
W dowódcy zagotowała się krew - po połowie z wściekłości i strachu, czy to przed śmiercią, czy przed magią, nie wiadomo. - Wszyscy cofnąć się! - krzyknął, mimo niepewnej sytuacji głos mu się nie zawahał. Niemój czuł jak w schwytanym walczą wierność swojemu lordowi ze zwyczajnym strachem. Cofnęli się, wciąż z żądzą krwi w oczach, większość nawet nie zauważyła co się stało. - Niech rzucą broń! - rozkazał stanowczo Niemój. - Wycofamy się. Zabierzemy naszych rannych - odpowiedział dowódca kontrpropozycją. - Rzucić broń - krzyknął i bardziej sztylet przycisnął do gardła zbója, wkrótce na szyi jego pojawił się krwawy ślad. - Hahaha. Dobre sobie. Wyskakiwać z ciuszków, broń na ziemię, możecie opatrzyć rannych a potem jeden z was zostanie i pośpiewa. Czy może mam wszystkich porąbać? - Pytanie było zadane niemalże od niechcenia, co nie zmieniało faktu, że w ciągu ostatnich paru chwil z ręki Waltera padło już dwóch zbirów. Zaś żaden z nich nie przejawiał ani chęci, ani możliwości dyskusji z argumentami Rzeźnika. Sytuacji nie poprawiało zachlapane krwią oblicze blondyna ani ściekająca z ostrza topora krew. Obie dłonie trzymały pewnie na stylisku, gotów w każdej chwili do kolejnego morderczego cięcia.
Gregor przysłuchał się przez chwile “negocjacjom” potem z całą mocą cisną szpontonem w przeciwnika walczącego z wilczycą. Celował by zabić. - Ups… - powiedział Gregor głosem 10 latka który upuścił pieczone jabłko - wysmykną mi się. Dodał niewinne gdy wszyscy spojrzeli na niego.
Kolejny zbir osunął się martwy na ziemię, a tuż po nim zaczęła kolejno opadać broń przestraszonych przeciwników. Niemój ucieszył się ze sposobu w jakim koledzy dokończyli negocjacje, ale przywódcy nie wypuszczał jeszcze ze swego śmiertelnego uchwytu. Czekał aż kompani go rozbroją. |