Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-03-2015, 19:10   #11
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
14 rujenia, roku po Wyniesieniu 1163, popołudnie
Podgórko, miasteczko nieopodal Zamku Ostrogóra





Znacząca większość kupców opuściła miasto, by szukać szybkiego zysku w obozie wokół warowni Ostrogóra. Większość, ale nie wszyscy - część została ze strachu, część z lenistwa, a część bo zwietrzyła lepsze zyski na miejscu, gdy wyjedzie konkurencja. Dlatego wystarczyło się dobrze rozejrzeć, załomotać do paru zdawałoby się zamkniętych sklepów czy zapytać co lepiej zorientowanego przechodnia by zakupić odpowiednie towary.

Szansa na zdarzenie losowe: 82/30% - bez zdarzenia.

Ludzie od razu rozpoznali obu kobietach i Walterze najemników, na co reakcje były różne - spluwania na ziemię, po "Niech Was Bogi błogosławią". Widać było jednak, że pozytywne reakcje były w większości - każdy tu niemal miał nadzieję, że w końcu jacyś śmiałkowie zdejmą klątwę z pańskiego zamku - miasto żyło póki co własnym życiem, ale wiadomo że wcześniej czy później ktoś się o nie upomni, a lepsze zło znane od obcego...
Potrzebny ekwipunek zdobyli więc bez problemu, ceny były zwyczajne, tylko kowal nosem kręcił, jak go Zoa poprosiła o wytrychy, ale w końcu zgodził się "dla lepszej sprawy", zaś ludzie zapytani czy w mieście jest alchemik, wskazali na zamek.
- Tam Panie był, mnich jeden uczony, co mikstury warzył. Pewnie jego sprawka, cała ta mgła, psia mać!




Opactwo Braci Rolników, wzgórza za Podgórkiem


Klasztor Braci Rolników był ceglaną budowlą mającą nie więcej niż centurię, stał zaś na wzgórzu nieopodal miasta, otoczony sadami jabłkowymi i polami chmielu. Na obu polach trwała intensywna praca - zarówno mnisi, jak i kmiecie z należącej do klasztoru wsi pracowali nad zbiorem, napełniając kosze dojrzałymi czerwonymi jabłkami oraz chmielowymi szyszkami.


Zaczepieni mnisi skierowali obu uczonych do brata furtiana, który z kolei zaprowadził ich do biblioteki, przepraszając że nikt im nie pomoże, gdyż wszystkie wolne ręce są potrzebne przy zbiorze.
Księgozbiór klasztorny był schludnie utrzymany i zaskakująco ubogi w interesujące ich pozycje - miejscowy zakon skupiał się raczej na pracy fizycznej niż skryptorskiej. Niemój i Jakub nie zamierzali się jednak poddawać, choć niemal wszystkie księgi dotyczyły spraw interesujących mnichów, takich jak uprawa, choroby roślin i bydła i oczywiście - teologia. Wiele cenniejszych pozycji było przykutych łańcuchami do pulpitów, wiele było w formie zwojów, sporo ksiąg było też dużo starszych niż samo opactwo, obaj szukający byli zdziwieni, że pozwala im się tu przebywać bez nadzoru. Lub może - widocznego nadzoru? W końcu był to święty przybutek, a Bogowie patrzą, o czym Jakub dobrze wiedział.

Pisanie i Arytmetyka
Jakub: 70/70% - Zdany!
Niemój: 33/65% - Zdany!

Poszukiwania zajęły wiele godzin, ale nie było to coś, czego nie robili wcześniej. Niemój spędził w bibliotece kawał swojego życia, a de Farin - tylko trochę mniej. Wiedzieli gdzie szukać i jak szukać, dlatego kawałek wiedzy za kawałkiem, wychodziły na światło dzienne interesujące ich fakty.


Znalezione na marginesie rozlatującego się rocznika:
W dziesiontym roku panowania Tarczyna Mądrego, czyli po Wyniesieniu lat trzy setki y tuzin będzie warownia na Ostrogórze zwanej też Diablotrawą przebudowana. Zamówiono sto wozów granitu przedniego, a uczony Krasius Belagus z dalekiego południa nadzór nad pracą mieć bendzie.

Znaleziono na stronie starego herbarza (niedatowane):
Diablotrawa to złe zioło, rosnące jeno w jednym miejscu a to wokół wzgórza co swą nazwę od niego wzyeło. Baczenie miej gdy po wzniesieniu owym chodzić bendziesz, albowiem twarda yest jako odłamki dzbana stłuczonego i ciżmę jako i ciało przebić zdoli. Truyonca przy tym straszliwie i aby życie nieszczenśnikowi zratować, nogę odjąć trzeba. Onegdaj otaczała pogańskie świente miejsce, gdzie zabobon uprawiano i ofiary składano boso próbując na górę wejść, czemu ludzie światli ogniem i mieczem kres położyli. Dlatego od lat yak tylko kto miejscowy diablotrawę zoczy, łopatą ścina i do ognia wrzuca, przeto dziś trudno ową znaleźć i za to Ci Inari dziękujemy.

Na zwoju dokumentującym rodzinne drzewo rodu Ostrogórych:
Tezuwian + Marilda Ostrogóra: Dzieci Tezuwian Młodszy, Natos, Oberys.
Tezuwian Młodszy Ostrogóry + Anna Pellona Koniogrodzka: Dzieci: Deronia, Berdon
Berdon Ostrogóry + Cecelia z Modrych: Dzieci: Ramon
Ramon Ostrogóry + Ulryka

(Koniec zapisu, ostatnia linijka jest wyraźnie młodsza niż poprzednie)

Znalezione na jednej z ostatnich stron "Dzieje dawne i legendy Kraju Spornego")
Historia to śmierci Gideona Ostrogórego, którego złe czary sięgły. Uczta była, miód i wino strumieniami się lały, a stoły od jedzenia się uginały. Ucztowali panowie na zamku nieświadomi że śmierć czycha niedaleko. Albowiem źli czarownicy na zamek wtargnęli.
"Oddaj nam swe dzieci, byśmy wychowali, z piersi potworów wykarmili, na pogardę ludziom i bogom" zażądali. Gideon Ostrogóry odmówił, dlatego rzucili na niego klątwę straszliwą, tak że ów ducha wyzionął. Powiedzieli wówczas do jedynego syna jego Martusa "Oddaj nam swe siotry, jako ojca Twego prosiliśmy, a odmówił". Martus wiedział co go czeka, tędy miecza dobył i kazał straży pojmać czarowników, jednak czarostwo straszne sprawiło, że nikt ruszyć się nie mógł, a on sam mieczem się przebił.
Był wówczas wśród rycerzy nijaki Tezuwian, który był wśród wszytkich najuboższy, ale i najdzielniejszy i serca najczystszego. Gdy czarownicy przyszli i zabili Gideona on poprosił kapłana obo siedzącego, by go świętymi olejami naznaczył. A gdy to się stało, z modlitwą na ustach i bogobojnością w sercu wziął miecz barona Gideona i poszedł wymierzyć sprawiedliwość czarownikom. Ci rzucali na niego klątwy, ale odbiły się one od olejów świętych. Przyzwali węże, by drogę mu zagrodziły, jednak on je zdeptał i mieczem porozcinał. A gdy wbił ostrze swego pana w czarownika pierwszego, czar prysł i wszyscy mieczy dobyli, śmierć zadając plugawym pomiotom diabła.
Tezuwiana zaś obwołano bohaterem, a gdy okres żałoby minął, pojął za żonę wdowę po Gideonie i sam nazwisko jego przejął, by pamięć o rodzie nie zaginęła.
A potem żyli długo i szczęśliwie
.





14 rujenia, roku po Wyniesieniu 1163, późny wieczór
Podgórko, miasteczko nieopodal Zamku Ostrogóra
Gospoda "Rogaty Łeb"



Stół był niedawno wytarty, a jadło, czyli mięso z kapustą wypełniało pomieszczenie swoją wonią. Zmęczeni przygotowaniami bohaterowie dzielili się spostrzeżeniami, znaleziskami i złośliwostkami siedząc, jedząc i pijąc. Gospoda była niemal pusta - oberżysta pożegnał większość gości, została tylko para pijaków, stażnik miejski po służbie oraz grupka robotników leniwie pijących piwo przy okolicznych stołach. Gospoda była dobrze oświetlona świecami, jednak widać było, że służebna dziewka gasi jedną za drugą, pogrążając izbę jadalną w coraz to większym mroku.
To co się stało zaskoczyło wszystkich.

Jeden z robotników podszedł z kuflem do strażnika miejskiego, zagadał przyjaźnie z lekkim pijackim bełkotem ... i z zaskoczenia pchnął go kilkakrotnie szeroką dagą. Krew buchnęła na stół i wszyscy zerwali się na równe nogi. "Robotnicy" zaś wyciągnęli ukrytą w worku jednego z nich broń - miecze, kordy, lekkie topory, maczugi... jeden sztychem przyparł do muru oberżystę, reszta rozbiegła się po sali. A posługaczka zaczęła krzyczeć w niebogłosy.

- Uciszyć ją - polecił stanowczo jeden z nich, ton głosu i zachowanie zdecydowanie nie pasowało mu do ubioru. Jakiś drab walnął kobietę dłonią w twarz, najwyraźniej mając wobec niej plany, które wykluczały jej nagły zgon. Ucichła.
- Dobrze. A teraz do rzeczy - przemawiający był najwyraźniej dowódcą - To nic osobistego panowie i panie, ale macie rzucić broń i się poddać. Mój Pan uważa was za niepokojąco kompetentnych i najwyraźniej myśli że ta gnida de Kroll może mieć farta i zgarnąć Ostrogórę. Ja jestem tu po to, by temu zapobiec.

Jego ludzie, mimo obszarpanych roboczych ubrań sprawiali wrażenie krzepkich i zdyscyplinowanych. Zajęli pozycje do ataku i czekali tylko na rozkaz.


 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline  
Stary 27-03-2015, 06:05   #12
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Post wspólny

- Jasne, trzysta dukatów na głowę i możemy zapomnieć o całej sprawie. - Rzucił spokojnie Walter szacując zbirów wzrokiem i próbując sobie przypomnieć czy zarówno toporzysko jak i obie franczeski są na swoich miejscach. Dobry rzut toporkiem z niedużej odległości potrafił załatwić sprawę bez konieczności babrania sobie rąk.

Wilczyca zareagowała błyskawicznie gdy tylko strażnik jękną zerwała się na nogi. Po chwili do jej nozdrzy do tarł metaliczny zapach krwi. Dopiero wtedy zjeżyła sierść na karku i wyszczerzyła zęby warcząc gardłowo. Gdyby któryś z przeciwników zamiast czekać na rozkaz ruszył w kierunku ich stołu zaragowała by instynktownie broniąc stada, broniąc Gregora. Zwiadowca czuł dumę kontem oka widząc opanowanie Rut.
- No niezła myśl. Dawno się tak nie naharowałem na trzy setki. - Powiedział rozmarzonym głosem. Chociaż i tak nie miał złudzeń jak to się skończy o czym dobitnie przekonał się strażnik miejski. “Im później do nas doskoczą tym lepiej” przemknęło mu przez głowę i od razu urodził się pomysł.
- Cichaj malutka - Nachylił się lekko do wilczycy wspierając się na krześle i jednocześnie gestem dając znak “każdy atakuje innego” Jednocześnie pewnie uchwycił oparcie krzesła gotów cisną nim w nogi “robotników” by utrudnić im podejście. *
Jakub de Farin, milczał chwilę, by odezwać się po namyśle. Jego głos był w pełni opanowany i jakby znudzony.
- Rozumiem hmmm… , że wasz “Pan” - zwrócił się do dowódcy - tymi niepokojąco kompetentnymi, nie dysponuje? - był w tych słowach ukryty pewien żart, jednak Jakub nie dał po sobie tego poznać, zamiast tego kontynuował:
- Nie otrzymaliśmy, jeszcze żadnej zapłaty od... - tu skłonił się nieznacznie dowódcy- “Gnidy de Kroll”. Można by rzec, nie jesteśmy mu nic dłużni, jeśli szanowny pan rozumie, co mam na myśli...
- Rozumniście, dobrze - odrzekł dowódca na to - broń na ziemi położyć, w naszą stronę kopnąć. Porozmawiacie z naszym Panem i przedstawicie mu waszą ofertę.
Jego ludzie natomiast nie mówili nic, czekali tylko. Jeden pogardliwie się uśmiechał i klepał kordem po wnętrzu dłoni.*
- Hehe, w dupie ci sie poprzewracalo? Wy z bronia a my bez i mówisz zesmy rozumni? Kopnij pacholka, niech da ci szybka odpowiedz, to sie moze dogadamy. - Rzucil Walter. Nie mial zamiaru rozstawac sie z zadnym ze swoich toporków na chwile obecna.
- Tak to zwykle wygląda, gdy bierze się kogoś w niewolę. Nuże, nie ociągać się. Miecze, topory, łuki, nawet koziki - odpowiedział pogardliwie rozmówca - bo będzie niedobrze.
- Niewole? No cóz. Jak niewola… - Odpowiedzia Waltera bylo siegniecie po franczeske, powolne, niemalze od niechcenia. Druga reka schwycil ogromne toporzysko, jakby chial je odrzucic.
Jakub wstrzymał gestem Waltera, prosząc by dał mu szansę coś powiedzieć. Jednak emocje w drużynie brały górę.
- Oj to wyście chyba nie tych bajarzy co trzeba za smarkacza słuchali. A gdzie to pęta macie? Bo ino na razie to stalą błyskacie. A to zawsze interesy psuje.- Prychną Gregor. - Lepij pchni którego z naszą ofertą jako Walter mówi. Bo kapusta stygnie.
- Ja na ich miejscu, jak im damy kogoś posłać to bym więcej ludzi ściągnęła, a nie ofertę ale to tylko moje zdanie - powiedziała cicho Zoa tak by usłyszał ją tylko Gregor za którym stała. Następnie przesunięta się krok w lewo by być bliżej okna i postawiła rękę na oparciu krzesła by w razie potrzeby wybić nim okno i zapewnić kompani drogę ucieczki.
Niemój powoli zaczął przesuwać się na tyły całej grupy. Możliwe że w tej sytuacji będzie trzeba rzucać czary i wolał w razie walki, żeby co krzepcy towarzysze przejęli impet pierwszego ataku.

Widząc, że wyraźnie gracie na zwłokę, dowódca rzucił krótkie
- Brać ich.
I zaczęła się jatka.
 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline  
Stary 29-03-2015, 15:16   #13
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Tam gdzie więcej ludzi i jakieś zbiegowisko, zaraz zbierają się i dziady żebracze. Jeśli było coś, czego Walter nie znosił poza marnowaniem mięsa, to na pewno byli to żebracy. Dzień wydawał się całkiem niezły, nikt go nie próbował zabić, za wyprawę do zamku miał zgarnąć solidną sumkę, to że nikt jeszcze z niego nie wrócił nieco bagatelizował. Dopóki jakiś łachudra nie zaczął się do niego łasić.
- Panie łaskawy, co łaska, bogi wynagrodzą. - Zaczął zawodzić zapuszczony mężczyzna w łachmanach, wyciągając w stronę wojownika drewnianą miseczkę.
- Śmierdzisz jakby ci coś w spodniach zdechło i skisło, masz i się wykąp. - Powiedział zimno Rzeźnik spluwając żebrakowi pod nogi. - Chyba że wolisz sobie ciuchy na tarze wyprać, albo kijem wygrzmocić. - Znacząco poklepał najpierw ostrze, potem stylisko topora. Odwrócił się na pięcie i ruszył dalej. Doleciały go jeszcze złorzeczenia kierowane w jego stronę, ale był już na tyle daleko, że nie chciało mu się wracać.


Niesmak z zakupów nieco zmył dobry posiłek w gospodzie, spłukany solidnym piwem nawet poprawił mu humor. Zapowiadał się przyjemny wieczór, spokojna noc i zmierzenie się z tajemniczą mgłą dopiero rano. Był pewien, że cokolwiek by się w mgle nie kryło, dało się w ten czy inny sposób porąbać. Idyllę przerwała banda zbirów, oczekująca najwyraźniej solidnego łomotu. Przynajmniej tak mógł stwierdzić po ich zachowaniu. Dyplomacja jak zwykle na nic się nie zdała. Banda wiedziała, że mają przed sobą zgraję, której ich zleceniodawca chciał się pozbyć, a podeszli do tego jak jakieś uczniaki.


Franczeska aż wyrwała się z dłoni Rzeźnika, mknąc ku jednemu z przeciwników z zabójczą precyzją. Drab nawet nie zdążył się dobrze rozpędzić, kiedy podwinęły się pod nim nogi. Kawał solidnego ostrza z jeszcze drgającym styliskiem utkwił mu w twarzy tak, że rodzona matka by go nie poznała. Nim zdążył zwalić się na ziemię, Walter już trzymał swoje toporzysko mocno w obu dłoniach blokując cios tasaka. Wyparował go ostrzem tuż przy ciele, krzesząc iskry, a po chwili odpowiedział szerokim zamachem od własnej nogi, po środek klatki piersiowej zbira. Ten próbował się co prawda bronić, ale Walter beznamiętnie włożył w cios całą swoją siłę, zwyczajnie odrąbując rękę swego przeciwnika. Krew prysnęła głównie do tyłu i w bok, ale obryzgała również samego rzeźnika jak i sojuszników trupa. Kiedy reszta zmagała się ze swoimi przeciwnikami, Walter nogą pomagał sobie w wyszarpywaniu ostrza z pokiereszowanego zbira. Nikt się jakoś nie kwapił, żeby wykorzystać tą okazję.


Potem już było po wszystkim w dość chaotycznym zbiegu okoliczności, Walter sam nie do końca wiedział jak Niemój znalazł się za przywódcą zbirów z nożem przy jego gardle, ale użył tego jako przekonującego argumentu, żeby tamten odwołał swoich ludzi. Mimo to, Walter nie wypuszczał z rąk toporzyska.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 29-03-2015, 17:08   #14
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Negocjacje nieudały się i bandyci ruszyli do walki. Towarzysze Niemoja przyjęli na siebie pierwszy impet, a on w tym czasie rzucił czar, najszybszy jaki znał. "Siedmiokrokowe buty" pozwalały delikatnie zagiąć przestrzeń, by mag mógł błyskawicznie i ledwo zauważalnie, przemieścić kilka metrów. On sam zamierzał się dostać tuż za plecy dowódcy bandytów. Ryzykował wiele, gdyż nie był wojownikiem, a w chwili gdy zbir coś by zwąchał mógłby znaleźć w sytuacji nie godnej pozazdroszczenia, mając przed sobą wyszkolonego wojownika, a za sobą dwóch innych oprychów. Tak jednak się nie stało i młody czarownik w mgnieniu oka znalazł się tam gdzie zamierzał i przyłożył sztylet zbójowi do gardła.


- Każ im przestać! - warknął Niemój do dowódcy - Bo inaczej upuszczę ci dwa galony juchy!
W dowódcy zagotowała się krew - po połowie z wściekłości i strachu, czy to przed śmiercią, czy przed magią, nie wiadomo.
- Wszyscy cofnąć się! - krzyknął, mimo niepewnej sytuacji głos mu się nie zawahał. Niemój czuł jak w schwytanym walczą wierność swojemu lordowi ze zwyczajnym strachem. Cofnęli się, wciąż z żądzą krwi w oczach, większość nawet nie zauważyła co się stało.
- Niech rzucą broń! - rozkazał stanowczo Niemój.
- Wycofamy się. Zabierzemy naszych rannych - odpowiedział dowódca kontrpropozycją.
- Rzucić broń - krzyknął i bardziej sztylet przycisnął do gardła zbója, wkrótce na szyi jego pojawił się krwawy ślad.

- Hahaha. Dobre sobie. Wyskakiwać z ciuszków, broń na ziemię, możecie opatrzyć rannych a potem jeden z was zostanie i pośpiewa. Czy może mam wszystkich porąbać? - Pytanie było zadane niemalże od niechcenia, co nie zmieniało faktu, że w ciągu ostatnich paru chwil z ręki Waltera padło już dwóch zbirów. Zaś żaden z nich nie przejawiał ani chęci, ani możliwości dyskusji z argumentami Rzeźnika. Sytuacji nie poprawiało zachlapane krwią oblicze blondyna ani ściekająca z ostrza topora krew. Obie dłonie trzymały pewnie na stylisku, gotów w każdej chwili do kolejnego morderczego cięcia.

Gregor przysłuchał się przez chwile “negocjacjom” potem z całą mocą cisną szpontonem w przeciwnika walczącego z wilczycą. Celował by zabić.
- Ups… - powiedział Gregor głosem 10 latka który upuścił pieczone jabłko - wysmykną mi się. Dodał niewinne gdy wszyscy spojrzeli na niego.
Kolejny zbir osunął się martwy na ziemię, a tuż po nim zaczęła kolejno opadać broń przestraszonych przeciwników. Niemój ucieszył się ze sposobu w jakim koledzy dokończyli negocjacje, ale przywódcy nie wypuszczał jeszcze ze swego śmiertelnego uchwytu. Czekał aż kompani go rozbroją.
 
Komtur jest offline  
Stary 29-03-2015, 23:50   #15
 
harry_p's Avatar
 
Reputacja: 1 harry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputację
Z chwilą jak zobaczył padającego strażnika wiedział jak to się skończy. Żywił jeszcze cień nadziei jak Walter zaproponował zerwanie umowy z de Krolle i gdyby zbir chciał się targować zgodził y się nawet za połowę stawki co i tak było niezłą sumą za nic nierobienie. Więc gdy się zaczęło zadziałał automatycznie. Szerokim zamachem cisną pod nago szarżujących krzesło o które niby od niechcenia się opierał. Jeden zdążył się uchylić ale przesłonił widok drugiemu i ten z kolei potkną się mebel prawie lądując na ziemi. Nim odzyskał równowagę Gregor zaatakował. Zawadził szpontonem o jakiś mebel i przeciwnik bez trudu zbił ostrze a potem odpowiedział ale wiekiera do walki w karczmie nadawała się równie dobrze co szponton, chybił. Kolejna wymiana ciosów i końcu Gregor przełamał obronę napastnika żłobiąc głęboką pionową ranę przez twarz. Krew obficie zalała twarz zbira. Zatoczył się podparł o stół i niemal na oślep wymachując wekierą się próbował trzymać Gregora na dystans.

Wilczycy z początku szło równie dobrze. Przebieraniec źle ocenił wielkość wilczycy i ciął tylko powietrze nad jej karkiem. Rut skoczyła ale zęby nawet nie sięgały celu. Topór przeciął powietrze i już prawie sięgał boku ale wilczyca w porę odskoczyła i błyskawicznie zaatakowała raniąc zbira który nie zdążył zasłonić się toporem. Zęby rozorały mu tylko niegroźnie bok. Rut skoczyła ponownie tym razem przeciwnik był gotów i wilczyca nadziała się ostrze topora rozcinając sobie bok. Upadła, zapiszczała żałośnie, wstała jednak i wyszczerzyła zęby gotowa do obrony.
Gregor wiedział że Rut jest ranna nim jeszcze ją usłyszał odwrócił się by jej pomóc i nie miało znaczenia że jego przeciwnik jeszcze dychał.

- Wszyscy cofnąć się - Zawołał dowódca tamtych i tamci usłuchali. Zaczęły się targi kto i gdzie się wycofa ale on zranił jego Rut. Wilczyca podkulając ogon schował się pod stołem a z topora spadło kilka kropel na klepisko. Mogli się poddać, błagać o życie ale nie on. „Nikt nie krzywdzi moich zwierząt”. Zmienił chwyt na szpontonie, odwrócił się w kierunku topornika i cisną drzewcem z siłą spotęgowaną przez wściekłość. Oścień wbił się w sam środek klatki piersiowej wybijając z płuc powietrze wbijając się aż po szerokie wąsy. Siła uderzenia rzuciła go na krzesło o które się potkną i z łomotem padł na plecy. Nie krzykną bo zamiast głosu żygnął zalewającą mu płuca krwią. Przez chwile drzewce kołysało się w rytm konwulsyjnych ruchów zbira. Chwilę później szponton znieruchomiał stercząc pionowo niczym totem.

- Ups… - powiedział Gregor głosem 10 latka który upuścił pieczone jabłko - wysmykną mi się. - Dodał niewinne gdy wszyscy spojrzeli na niego. Odwrócił się w kierunku „swojego” przeciwnika i szczerząc zęby w iście wilczy sposób dobył kukri. Facet przełkną ślinę. „To mała być prosta robota nas dziewięciu ich sześciu z czego dwie baby i dwa chuderlak” zdążył pomyśleć nim rzucił broń i podniósł ręce.

Gdy niedoszli „porywacze” stłoczyli się w jednym koncie Gregor przesuną stół odsłaniając krwawiącą wilczycę. Pieszczotliwym gestem zmierzwił jej futro na łbie potem obejrzał dokładnie ranę. Cięcie było głębokie. „Na szczęście” topór był ostry i rana choć głęboka była czysta. Zwiadowca oczyścił ją z futra i trocin. Wolał nie dezynfekować rany, spuchła by. Gdyby miał kilka dni nie był by to problem ale teraz zostawi ją z Herą. Na teraz obłoży ziołami, zabandażuje a jutro przed wyruszeniem zrobi inny opatrunek tak by mogła sama się go pozbyć za dwa dni gdy rana lepiej zeschnie.
 
__________________
Jak ludzie gadają za twoimi plecami, to puść im bąka.
harry_p jest offline  
Stary 31-03-2015, 11:59   #16
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Trupy zaległy na podłodze, a żywi napastnicy klęczeli ze związanymi rękoma na ziemi, wliczając w to dowódcę. Oberżysta tuż po tym jak zwymiotował, jął dziękować Wam za ratunek, mocno przy tym plącząc się i bełkocąc, potem zajął się cuceniem dziewczyny.
Krew powsiąkała w trociny, których świeża porcja z pewnością na podłodze by się przydała, w powietrzu zaś unosił się jej zapach - przemieszany z przypalającym się czymś z kuchni.

Jakub spiesznym krokiem udał się sprawdzić stan powalonego na samym początku zajścia strażnika. Upewnił się tylko w tym, co było pewne. Strażnik nie żył.
Nieco ubrudzony jego krwią, podniósł się z klęczek i w milczeniu podszedł do Waltera i rzekł mu parę słów na osobności.
- Nim wyruszymy, należy złożyć ofiarę Sethowi. Może znajdzie się wśród nich ochotnik hmm...?
Chwilę obserwował reakcję rzeźnika, po czym roześmiał się głośno.
- A co, masz gdzieś tu dół z wężami? - Odparł równie cicho Rzeźnik.
- Mamy coś lepszego...
Zostawiając Waltera z tymi słowy, podszedł do dopiero co wybudzonej przez karczmarza posługiwaczki i ocenił jej stan. Nie wyglądało na to by prócz bolesnych stłuczeń dziewczynie dolegało coś poważniejszego.
- Straż wołać trza, straż... - bełkotał karczmarz - niech powywieszają rzezimieszków!
- Oczywiście, oczywiście ale nie ma pośpiechu. Najpierw oni nam co nieco pośpiewają, prawda? - zapytał słodko Gregor.
- Pośpiewają, po dobroci lub nie. - Walter ze swoich juków, całkiem spokojnie i jakby mówił o zwykłym ćwiartowaniu mięsa, zaczął wyciągać swoje narzędzia, zaczynając od haka, na tasaku i toporze rzeźnickim kończąc. - Możemy po dobroci, a możemy po mojemu. - Rzeźnik wzruszył ramionami.*
- Eee… Po co brudzić ręce. Lulu jeszcze dzisiaj nie jadła. - Na dźwięk swego imienia łasica wyszła z plecaka gdzie się schowała gdy zaczęła się walka, wyciągną kawałek wysuszonego boczku i podał zwierzęciu a ręką wydał komendę “atak”. Małe zwierzątko rzuciło się kawałek mięsa jak by to był szczur i powarkując sycząc drapiąc i szarpiąc rozprawiła się z przysmakiem. Było by to przednie widowisko gdyby nie to co Gregor mówił w trakcie gdy łasica jadła - Gospodarzu macie gdzieś trochę skwarków? Posmaruje się nim dajmy na to stopy czy cuś innego ciekawego i Lulu wydobędzie z nich każdą informacje. - Skończył tonem kompletnie pozbawionym emocji. - Miał nadzieje że blef zadziała bo nie zmusił by żadnego ze swoich zwierząt do jedzenia takiego ludzkiego śmieci
Słysząc słowa Gregora Zoa zareagowała natychmiast i szybkim ruchem zgarnęła fretkę ze stołu i położyła na swoim przedramieniu i odwróciła się do Gregora bokiem posyłając mu mordercze spojrzenie. Nie było ono jednak zbyt przerażające zwłaszcza że, oczy dziewczyny były wielkie jak spodki, a twarz była blada i lekko zielonkawa. Od razu było widać że dziewczyna nigdy nie widziała takiej rzeźni, może i widziała kogoś pchniętego nożem ale na pewno nikogo rozrąbanego toporem.

Jakub, który doradzał ogłuszonej jeszcze przed chwilą dziewczynie, na co zwracać uwagę, częściowo przysłuchiwał się także powyższej wymianie zdań. W pewnym momencie uniósł głowę i zwrócił się do reszty:
- Mgła wymaga dogłębszego zbadania. Przyda się hmm… przynęta… tak…to dobre słowo- przynęta.
- Zeby nam choć jeden został żeby straży miejskiej oddać. - odpowiedział smętnie zwiadowca.
- Ta sprawa, dotyczy wszystkich mieszkańców tego miasta, także strażników. Niech w ten sposób odpokutują swe winy. Jeśli taka będzie wola Setha, zginą. Lecz jeśli wrócą cali z tego hmmm… zwiadu, będą mogli odejść.
- Jak wyjdą cali ze zwiadu, to oni otrzymają nagrodę nie my -
powiedział Niemój - no chyba że zrobimy to w tajemnicy i zgarniemy ich przy wyjściu.
Jakub spojrzał bez słów na Niemoja. Spojrzenie to wyraźnie mówiło: “nie wyjdą”.

Samokontrola:
41, 96, 87, 54, 95/50% (-10% przekonywujące argumenty i ogólna groza)
- 5x oblany!

- Będę gadać! Wszystko powiem! - krzyknął jeden ze zbirów, drab o krótko przyciętej brodzie - tylko nie ubijajcie! Dzieci mam, żonę... - głos mu się załamał
- Zamknij się Jorg! - warknął dowódca - nic im nie gadaj!
- Sami się zamknijcie - odparował drugi z drabów, najchudszy z chałastry - my tu się na ochotnika nie pchalim! Też gadać będę! Życie mnie miłe! Oszczędźcie i mnie!
- I mnie! I mnie! -
zaczęli wszyscy ocaleli przekrzykiwać się jeden z drugim. W międzyczasie powalona dziewczyna odzyskała przytomność i dochodziła do siebie pod opieką oberżysty, rozglądając się wokół nierozumiejącym wzrokiem.
- No to słucham panowie, kto jak, ile wam za nas zapłacił i za co dokładnie. Bez zadnych sztuczek, niedomówien i wyglupów. - Po wyjęciu narzędzi Walter zajął się czyszczeniem toporów i siebie z juchy. Zapach mu nie przeszkadzał ani trochę, ale wolał mieć czyste narzędzia.
- Nikt nie zapłacił! - odezwał się chudy.
- Sierżant nam nagadali, że jak was obijemy, to nas Pan ozłoci - dodał ryży topornik, panicznie zerkając to na Waltera, to na resztę. Spod stołu warczała wilczyca.
- Jego wina, jego weźcie - brodacz głową wskazał na dowódcę - my jeno polecenia wykonywalim!
- Zamknąć się, gównojady! - warknął dowódca, ale bez przekonania.
- Jasne, a który to pan was mial niby ozlocic? - Zapytal spokojnie Walter, na razie szlo jak z platka, a chcial wiedziec komu jest dluzny kose pod zebra i ewentualna gratisowa siekiere w kark.
- de Lirt - powiedział cicho najmłodszy z nich - myśmy ludzie Edmunda de Lirta.
Złodziejka rozpoznała nazwisko - miejscowy, graniczący zarówno z Ostrogórą, jak i z ziemiami ich pracodawcy. Ponoć ród wywodził się od królów Storkii, ale tu, na Spornych Ziemiach niejeden wywodził swoje korzenie od nie wiadomo kogo, więc de Lirtowie wyjątkiem nie byli. Ani też nie wyróżniali się niczym szczególnym, może poza tym, że we wsiach de Lirtów uli było zatrzęsienie.
- Chyba tylko smrodem swoich bagnisk by was ozłocił.- powiedziała lekko łamiący się głosem Zoa bezczelnie podpuszczając bandziorów. Bagien nie było nawet w okolicy ziem de Litra.
- A co tobie dokladnie obiecali i za co, za obicie nas czy za glowy? - Zwrócil sie do niedawnego przywódcy, zbirów.
- Pierdol się - krótko odpowiedział mu dowódca. Zbiry natomiast dziwnie popatrzyły się po sobie na słowa złodziejki, ale byli zbyt przerażeni, by coś odrzec.

Walter nic nie odpowiedział na buńczuczne słowa skrepowanego dowódcy, po prostu zaczął sobie gwiżdąc pod nosem, i zawiesił rzeźnicki hak dość wysoko, kiedy już to zrobił i ocenił ze utrzyma spokojnie wagę człowieka, zaczął ostrzyć nóż. Który ewidentnie służył do ciecia i podziału mięsa. - Jak która ma słabszy żołądek, to niech nie patrzy, albo idzie świeżego powietrza zlapac. - Rzeznik przerwal na chwile gwizdanie, wolal uprzedzic kobiety, niektóre mogly zareagowac dosc gwaltownie i zwyczajnie zwymiotowac kiedy Walter zacznie solidnie pracowac nad hersztem zbirów, a moze sierzantem. - To jest ten wasz sierzant? - Wskazal na dowódce.
Gregor gdy tylko kontem oka dostrzegł gwałtowny ruch dziewczyny która poderwała zwierzątko ze stołu dobył kukri.
- Zos… - Urwał w pół słowa gdy zobaczył w jej oczach strach.
“Jedno strachajło pilnuje drugiego” Pomyślał z rozbawieniem gdy zorientował się że mała wzięła jego słowa na poważnie.
- To nie zabawka i gryzie - uprzedził Ją surowym tonem ale fretki nie zawołał. Może ta mała potrzebowała się do czegoś przytulić a Lulu do tego nadawał się idealnie. “Potem ją nieco naprostuje” pomyślał o dziewczynie. Na razie mieli inny problem.
- Uważaj ino żeby zbyt szybko ducha nie wypuścił. Teraz tak se myślę tsza było go brać do stodoły lub chlewika miał by nasz dobrodziej miej sprzątania. A i ochłapem można by Hoga nakarmić. Jemu wszytko jedni co żre i na pomyjach bym zaoszczędził.
Przez chwile z uśmiechem na ustach próbował sobie wyobrazić Zoę tulącą dzika w podobny sposób co Lulu*
Zamilkli. Karczmarz zaś szepnął coś posługaczce, która w te pędy pobiegła do kuchni.

Zoa słuchając Waltera zakręciła głową,położyła Lulu na ramieniu i podeszła do jego pleców, następnie wyciągneła ręce pochwyciła jeden z jego naramienników i podciągneła się tak by wyszeptać mu coś po ucha efektywnie wchodząc mu przy tym na plecy.
- W mieście jesteśmy a nie gdzieś na pograniczu, oprawisz co tak- tu wyraźnie się wzdrygneła- to jutro będziesz wisiał. Obij ich po ryju i wystarczy. - i zeskoczyła.
Walter miał jednak jeszcze coś do przemyślenia Zoa właściwie nic nie ważyła, no może nie nic, ale dorosła, może jeszcze nie na umyśle, ale już na ciele na pewno dziewczyna ważyła tyle co sześciolatek. Walter zapewne bez trudu uniósł by ją jedną ręką-
- Nie za kogoś kto zabił strażnika miejskiego, poza tym, to jest pogranicze obecnie. - Mruknął Walter i złapał mężczyznę za związane ręce. - To co, będziesz grzeczny czy naprawdę wolisz po mojemu? - Na razie miał zamiar podciągnac go wysoko, haka używając jedynie jako przeciwwagi, żeby łatwo podnieść i kontrolować herszta. Na palcach, z wykręconymi wysoko rękoma, tak żeby nie mógł się ruszyć. Na razie postraszyć, nie było sensu go od razu patroszyć, czy nawet w ogóle. Odrobina bólu i namacalnego strachu potrafiła wiele zdziałać, nawet wśród zatwardzialców.
Położyli na nim krzyżyk wszyscy, włącznie z niedawnymi kompanami i on to wiedział. Lodowate spojrzenie stopniało i oklapło, a sam jeszcze niedawno pyszny dowódca smutnym tonem rzekł:
- Co mówią, prawda. Edmund de Lirt byłby wielce zadowolony z waszych głów. Słyszałem że mówił to swojemu przybocznemu. Tędy pomyślałem, że się Panu przypodobam, to i ziemię da i parobka może, a i brzęczącej monety do kiesy wpadnie, tędy skrzyknąłem chłopaków.
Zmilczał potem patrząc się w ziemię. I dodał jeszcze - a jutro do obozu inną drogą bym wracał, bo kto wie, czy prosto nie będzie na was czekać kilku pancernych kopijników lub tuzin kuszników w lesie ukrytych... Nie słyszałem rozmowy za dużo, ale mogłoby to być. To co, darujecie życiem?
 
Rewik jest offline  
Stary 02-04-2015, 20:18   #17
 
czajos's Avatar
 
Reputacja: 1 czajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwu
Zoa ze spokojem pałaszowała właśnie swój posiłek gdy do jej uszy doszedł niepokojący charkot, odwróciła się więc od talerza i spojrzała w lewo w stronę sali i natychmiast pożałowała, że zdecydowała się potrawkę. Jakiś robotnik właśnie z zawzięciem męża zaraz po poślubinach dźgał strażnika w brzuch aż na podłogę nie popłynęła szeroka struga szkarłatu. Cała grupa zerwała się natychmiast przewracając krzesła i rozglądając się za bronią, niestety przeciwnik w tym czasie zrobił to samo. Walter, Niemój i Gregor próbowali wybrnąć jakość z sytuacji ale wszystkie próby zawiodły.
~Trzeba uciekać~ ta myśl zabłysła w głowie Zoe już gdy widziała jak ginie strażnik. W trakcie gdy Panowie dyskutowali ona przesunęła się bliżej okna i złapała oparcie krzesła tak by zaraz zmajstrować im drogę ucieczki.
-Brać ich - powiedział Herszt bandy, a Zoa nie potrzebowała więcej zachęty krzesło pomknęło w stronę okna, a zza pleców dziewczyny zaczęły dochodzić dzwięki rąbanego ciała i krzyki bólu, które wysłały wzdłuż jej kręgosłupa potężny dreszcz. Miał tylko nadzieje, że to bandyci krzyczą. Wąskie drewniany ramki trzymające dziesiątki małych szkiełek roztrzaskały się i razem z krzesłem wylądowały na ulicy. Zoa była zszokowana ale instynkt przetrwania ustawiony teraz z pewnością na opcje UCIEKAĆ nie dał jaj czasu by pomyśleć i już miała sama zaraz za nią podążyć w mrok nocy gdy usłyszała krzyk Niemoja. Czarodziej zdołaj zapewne przy pomocy swej magi pojawić się za hersztem i przystawić mu sztylet do gardła. Bandziory cofnęły się i Zoa mogła przyjrzeć się towarzyszom wszyscy wyglądali w pożytku tylko wilczyca Gregora była ranna ale bujająca się na boki w ranie włócznia ukazała jej, że sprawiedliwości stało się zadość.


Bandyci zostali związani, a Zoa widząc, że Herszt pęka znowu zwróciła na siebie uwagę Waltera teraz jednak zwyczajnie pociągnąwszy go za kraniec rękawa. Widok wielkich oczu małej istotki działa na każdego. Gdy ten spojrzał się pokiwała prosząco głową by udać mu do zrozumienia by odpuścił bandziorom, a widząc ,że Walter zgadza się z nią dodała jeszcze.
- Jak przyjdzie straż to poproś by de Lirta nie informowali, przynajmniej do jutra. Tak to nie będzie chciał się na nas mścić czy co. A jak chcecie to mu mogę liścik jaki podrzucić do kwatery by się jutro nie rzucał. - ostatnie zdanie dodała ciszej tak by nikt prócz towarzyszy tego nie usłyszał.
- Nie można było tak od razu. A tak wyzwiska, krzyki, Lulu głodna spać pójdzie. - Gregor podszedł i poklepał dowódcę po policzku. - Ne martw się. - odwrócił się i wrócił na swoje miejsce. - Co ma wisieć nie utonie. Zajmą się nimi miejscy. W końcu mają jednego trupa na sumieniu. Chyba że chcecie któregoś zatrzymać na pamiątkę he?- Zagadał do czarodziejów.
- Pomówię o tym ze strażnikami- kapłan Setha przytaknął krótko Gregorowi.
- Ja to ci żyć pozwolę, nie wiem jak reszta, w tym twoi. - Sarknął Walter i poklepał mężczyznę po głowie i zaczął opuszczać go z haka, pilnując dalej żeby tamten nie próbował dać drapaka. - Oskubcie ich tylko do gaci zanim przyjdzie straż. - Rzucił do reszty, czekała na niego niedokończona micha kapusty z mięsem.
- Ja bym dała ich naszemu szefowi, albo kciuki poobcinała i odesłała ich szefowi. Albo lepiej oczy w occie - rzekła ze znudzeniem elfka
 
__________________
Nowa sesja dark sci-fi w planach zapraszam do sondy

Ostatnio edytowane przez czajos : 02-04-2015 o 21:05.
czajos jest offline  
Stary 02-04-2015, 21:17   #18
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Na wojnie walczący i niewinni cierpią tak samo
.................................................. ..........................Przysłowie kazarińskie

15 rujenia, roku po Wyniesieniu 1163, wczesny świt
Podgórko, miasteczko nieopodal Zamku Ostrogóra



Gospoda była opustoszała, gdy opuszczaliście ją skoro świt. Ulice przywitały was deszczem i płaczem - oto w rytm kropel uderzających o miejski bruk kroczył kondukt żałobny zamordowanego strażnika miejskiego.
W małym miasteczku niemal wszyscy się znali, zwłaszcza osobę publiczną taką jak strażnik. Za trumną, odprowadzaną w kierunku podmiejskiego cmentarza w asyście szpaleru straży, z wyczyszczonymi do połysku halabardami i hełmami kroczyła płacząca rodzina. I spore tłumy.


Na samym zaś końcu podążały załachmanione, zakrwawione ludzkie strzępy, w kajdanach, workach na głowie, ledwie trzymający się na nogach. Na szyjach mieli zawieszone drewniane tabliczki z napisami "Bandyta". Jeden zaś miał napisane "Morderca straży". Ciężko było w nich rozpoznać wczorajszych napastników. Pilnujący ich więzienni pachołkowie nie żałowali batów ni pałek, by ruszyć ich do przodu, w milczeniu zadając im ból.
Gdy końcówka konduktu minęła próg karczmy, od ludzi odłączył się dobrze ubrany mieszczanin z urzędowym łańcuchem na szyi, podszedł do nich i rzekł.
- Dwoje z nich w mękach do piekła pójdzie, ten kto dowodził i ten kto Matwina zabił. Po kata już posłalim, złota nie pożałujemy, by od świtu do zmierzchu męka ich trwała. Reszta zbójów zależy co sąd zdecyduje. Ale tego - tu podszedł do słaniającego się na nogach zakrwawionego nieszczęśnika, a klawisze skłonili się urzędnikowi z szacunkiem - żywym puszczę, by się Waszej sprawie przysłużył. Źle się stało że tak być musi i ta śmierć trochę waszą winą, ale nieświadomie Kostuchę do Podgórka sprowadziliście, tędy nie mamy do was żalu. Idźcie i niech Bogowie Was prowadzą - i podbiegł trochę, by do konduktu dołączyć.
Zostaliście sami, a przed wami klęczał skuty kajdanami obszarpaniec z workiem na głowie. A gdzieś z oddali, od strony miejskiego rynku słychać było uderzenie rytmiczne młotka o drewno i odgłosy piłowania desek.




Dwie godziny po świcie, obóz wokół Zamku Ostrogóra

Do obozu dotarliście nieco spóźnieni i okryci przemoczonymi płaszczami, gdyż ostrzeżeni zawczasu postanowiliście nadłożyć drogi. Teraz, krocząc raźno między ustępującymi wam z drogi żołnierzami i ciurami obozowymi czuliście się jak skazańcy w drodze na szafot. Słyszeliście szepty mijanych ludzi, niejedną cichą modlitwę za was. I choć ze zdziwieniem każdy patrzył na prowadzonego na sznurze skazańca, nikt nie rzekł słowa.

Z drugiej strony obozu, na brukowanej drodze prowadzącej do Zamku zebrało się rycerstwo i kler, a zza nich gapił się kolorowy motłoch żołnierstwa. Deszcz bębnił o blachy zbroi i płachty namiotów, jednak robił to spokojnie, niemrawo, jakby pobliska mgła odpędziła ulewę.
Pod zadaszeniem ustawiono polowy ołtarz, a pater, którego spotkaliście wczoraj w namiocie odprawiał modły w imię Hallasa Strażnika.

Boski Hallasie, broń nas w walce.
Przeciw niegodziwości i zasadzkom złego ducha bądź nam obroną.
Niech go Arkadia pogromić raczy, pokornie o to prosimy;
a Ty, Wodzu wojska niebieskiego,
pogańskie duchy złe, które na zgubę dusz krążą po świecie,
mocą Niebios strąć w odchłań.


- Straciłeś swą szansę, de Kroll - potężnie zbudowany możny w ciężkiej zbroi saltyckiej roboty powiedział do waszego pracodawcy, słowa wręcz ociekały pogardą. Wiatr trzepotał jego czarną herbową flagą ze złotym niedźwiedziem i trzema liliami, którą obok niego dzierżył pewnie na kopii żylasty giermek.
Gonis de Kroll jedyne co miał bojowego, to miecz, który wisiał mu na pendencie, poza tym zbroi nie wdział. Stało za nim jednak dwóch gotowych do rąbaniny zabijaków. Starszy sir Dagomar, którego mieliście okazję spotkać dnia uprzedniego i nieznany wam z imienia rycerz w garnczkowym hełmie, dzierżący oburęczny nadziak zwany ze storkiańskiego bec de corbin, czyli kruczym dziobem.
Wasz pracodawca prychnął i machnął ręką. Obrócił się w waszym kierunku, jakby wiedział że nadchodzicie i kiedy nadejdziecie - a może i wiedział? - oraz przywitał was zaskakująco serdecznie.
- Moi przyjaciele! - rzekł jowialnie, zupełnie inaczej niż wczoraj - wiedziałem że mnie nie zawiedziecie, choć niektórzy tu mieli poważne wątpliwości.
Obrócił się do czarnego rycerza - Mości de Lirt! Jak widzisz wszystko mam poukładane jak należy. Tędy zabieraj się stąd, i daj moim ludziom zrobić co trzeba.
Edmund de Lirt zaś obrócił się na pięcie i odszedł w ciżbę żołdactwa. Gdzieś w oddali można było usłyszeć tętęt kopyt, gdy dziesiątka konnych kuszników wiedziona przez dwóch ciężkozbrojnych armigerów wjechała na obrzeża obozu z wyraźnym pośpiechem.


Klepsydrę później, na skraju Mgły

Mgła. Zdawała się być niemal materialna, gęsta tak, że można by ją złapać. Tak wyraźnie odcinająca się od reszty powietrza, jak rzeka od brzegu. Po dwóch, trzech krokach nie było w niej widać nic. Poza tym tłumiła wszystko, jakby nie tylko wzrok, ale i głos zatrzymywał się po dwóch krokach.
Nie chcieliście tam wchodzić. Ale zadanie to zadanie.

Samokontrola:
Gregor 73/100% - zdany!
Jego zwierzaki (Tresura powtarza -80% instynkt zwierzaka+starania Gregora)
Wilczyca Rut 10/25% (-100% instynkt) - oblany, Tresura 03/100% - zdany!
Sowa Elena 49/70% (-100% instynkt) - oblany, Tresura 04/100% - zdany!
Łasica Lulu 68/15% (-100% instynkt) - oblany, Tresura 83/100% - oblany!
Dzik Hog 64/70 (-100% instynkt) - oblany, Tresura 90/100% - oblany!

Zoa 68/40% - oblany!
Walter 07/65% - zdany!
Jakub 81/75% - oblany!
Niemój 08/70% - zdany!


Nastroje w grupie były podzielone - bali się wszyscy, tajemnicy, nieznanego, śmierci... ale część panowała nad strachem, część zaś wyraźnie wahała się i panikowała.
Za plecami mieli mur żołnierzy i rycerstwa, jednak nikt się nie śmiał z drżących rąk i szczękania zębami.

 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline  
Stary 03-04-2015, 13:49   #19
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
15 rujenia, roku po Wyniesieniu 1163, noc przed wyruszeniem.


Cicha muzyka fletu rozchodziła się w chłodnym powietrzu. Źródło dźwięku prowadziło do nagiego mężczyzny, siedzącego na skrzyżowanych nogach. Jego ciało jaśniało w mroku pomieszczenia. Wydawało się niezwykle białe.

Przed mężczyzną spoczywała obszerna księga, otworzona na ostatniej, poplamionej krwią stronicy. Spozierała z niej kobra o rubinowych ślepiach i rozpostartym kapturem. Wąż, oplatał swym długim ciałem trójramienny krzyż. W nikłym, migotliwym świetle świecy, obraz ruszał się jakby żył...

Mężczyzna lekko, acz rytmicznie przechylał się na boki w hipnotyzującym transie. Z jego nadgarstków, cienkim strumykiem spływała jego własna krew. Jakby w takt muzyki kolejne krople spływały do łokci, a dalej skapywały do obszernej metalowej misy opartej na jego kolanach. Krople krwi spadając, wydawały charakterystyczny dźwięk. Mężczyzna grał, wciąż kołysząc się i zmieniając ułożenie palców. Melodia stawała się coraz cichsza, wreszcie urwała się, a biały człowiek trwał bez ruchu z głową spuszczoną na piersi. Trwał tak w milczeniu przez długą chwilę, a misa powoli wzbierała w lepką ciecz…

Mężczyzna odłożył flet i sięgnął po leżące obok bandaże. Unosząc najpierw lewą rękę, obwiązał ją, następnie podobnie uczynił z prawą. Mężczyzna skrzyżował ręce na piersi, ponownie opuścił głowę i zamknął oczy. Jego usta poruszyły się wymawiając słowa modlitwy. Z początku niemo, cicho, wreszcie coraz głośniej. Przepona mężczyzny coraz silniej wyrzucała kolejne słowa. Siła i moc wiary wzmacniała ich brzmienie. Ruch jego ciała wywołany nawoływaniem oraz siła wyrzucanego z płuc powietrza, wprawiała zebraną krew w drżenie.

[...]

Urwał i gwałtownie otworzył oczy.

* * *

Świt jeszcze nie nastał, lecz Jakub de Farin był gotów wyruszyć. Niezbędne rzeczy czekały przy drzwiach, lecz on musiał wykonać jeszcze jedną czynność. Wyciągnął swój notatnik. Był to swego rodzaju pamiętnik, jaki prowadził od najmłodszych lat. Jakub starannie stawiał kolejne znaki, a każdy kolejny był dlań coraz trudniejszy.


15 rujenia, roku po Wyniesieniu 1163, Noc
Modlę się, lecz w lęku trwam…

Gregor Cauer, Walter Rzeźnik, Niemój z Galenowa, Zoa Adamov, Zirimesz z Kandoru oraz ja, Jakub de Farin to cały skład ekspedycji. Sześciu, spośród których trzech wykazało już swą wartość, lecz mimo to lękam się. Z całą mą wiedzą, czuję się niemal goły w obliczu tajemnicy, z jaką przyjdzie nam się zmierzyć. Czyż nie jest tak, że im więcej wiemy, tym więcej tajemnic dostrzega nasz umysł? Czyż to niewiedza nie wzbudza najgorszych spośród wszystkich obaw? Czy broniąc się przed strachem, poznając nasze lęki, nie wyrządzamy sobie znacznie większej szkody?

Nikt jeszcze nie powrócił z mgły. Czy to ostatnia moja notatka? Czy jeśli wrócę, to jeszcze będę ja? Módlcie się za mnie, bowiem ja być może już nie potrafię...

Jakub de Farin

 

Ostatnio edytowane przez Rewik : 03-04-2015 o 14:00.
Rewik jest offline  
Stary 06-04-2015, 22:03   #20
 
harry_p's Avatar
 
Reputacja: 1 harry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputację
Strażnicy wpadli jak zwykle z hałasem i krzykiem i choć wiedzieli co zastaną i tak rzucili się najpierw porozstawiać wszystkich po kątach. Potem dopiero rozeznać się w sytuacji. Niemniej po chwila krzyków wszytkom jak się zaczęło tak się nagle skończyło i gdy strażnicy w końcu zaczęli wyprowadzać pojmanych i nie co się uspokoiło Gregor zagadał prowadzącego dziesiętnika.

- A jakaś nagroda za pomoc w ujęciu mordercy jest przewidziana? - Zapytał gdy wyprowadzali pojmanych. W końcu jakaś rekompensata za obrażenia Rut by się przydała.

Strażnicy z wielką atencją wynieśli zadźganego strażnika i wsadzili na dwukółkę która nadjechał chwile później. Natomiast wszelkie pytania zbyli gniewnymi pomrukami lub kolmpletnie ignorując . Dopiero dziesiętnik który wychodził ostatni odparł zdawkowo.
- To nie moja działka… ale przekaże.
W końcu zostali względnie sami. Karczmarz zabrał się za porządki z zadziwiającą wręcz energią a „drużyna” na powrót zasiadła do stołu.
Później gdy już zostali sami a karczmarz z dziewczyną zabrali się za sprzątanie sali.
- Jak się ten Lir czy Lirt zaperzy to faktycznie może być problem ale skoro wiemy czego się spodziewać puszczę przodem Elenę to nas ostrzeże. - “Będę musiał ją przywołać na noc by na rano była wypoczęta.” pomyślał.

- Lasem się pójdzie, albo przetrzepiemy zasadzce karki, albo całkiem ich ominiemy. W obozie się upłynni broń tych geniuszy, którzy próbowali nas załatwić.- Spokojnie rzucił Walter.

- Mogę teraz do naszego de Kroll i mu przekazać, że się pod zamkiem spotkamy i wtedy ani się bić ani przekradać nie będzie trzeba.- powiedziała spokojna już Zoa.
-A jak chcecie to i do de Lira mogę liścik podrzucić by się odczepił do sypialni na przykład gdy będzie spał. A co do broni mam tu w mieście pasera który chętnie ją skupi, jest teraz rynek na taki towar, a dla mnie jest otwarty nawet w nocy zresztą i tak mam do niego sprawę. -
skończyła, zasiadłwszy przy stole i razem z Lulu, która zaskoczyła z jej ramienia na stół , zaczęły konsumować resztę posiłku. Na szczęście dziewczyn służebna zdołała już zmyć krew z podłogi, a straż odciągnąć ciała.

- Jak już chcesz iść do jego sypialni, to czemu nie przekażesz mu bardziej osobistej wiadomości? Może poderżnięte gardło czy coś, albo topór jednego z jego chłoptasiów w głowie. - Machnął ręką. - Jak mu podrzucisz liścik do sypialni to nie odpuści aż nie przetrwoni całej fortuny żeby nam wszystkim łby pourywać, za bardzo będzie się bał. Ci wyżej nie lubią się bać, chcą mieć wyłączność na takie rzeczy. - Dodał po chwili wojownik.

- Ja bym tam ruszył do zamku tuż przed świtem - powiedział Niemój - De Lirt nam nie odpuści zwłaszcza teraz, gdy jego ludzie mogą na szafot trafić.

- Ja bym go ostawił w spokoju i ruszył z rana jak Niemój mówi. Ominą pułapkę jeżeli faktycznie jaka będzie. Ani czasu zbyt wiela nie ma żeby się z Litrem - nie mógł spamiętać nazwiska - w chowanego bawić. A jak mu łeb ukręcić to może być jeszcze gorzej bo co innego jak miejscowi się wyżynają a co inszego i ktoś obski zaczyna im suzenerów wycinać.

Na dyskusji o planach zeszło im jeszcze trochę czasu i któryś kufel piwa czy czego kto tam pił. Nim rozeszli się do pokoi Gregor zagadał karczmarza wręczając mu cztery dukaty.
- To za zwierzaki. Konia muszę gdzieś ostawić może być i taż że i resztę przyjdzie mi odesłać. - Dorzucił jeszcze srebrnych szylingów – To dla pachołka. Zwierzaki same wrócą na skraj lasku przed miastem. Poślesz kogoś jutro rano niech zaczeka do południa jak pojawią się zwierzaki przyprowadzi tu. Same wejdą do kojca z moją klaczą i zostaną do mojego powrotu. Są przyuczone i w szkodę nie wejdą. Niech tylko ten kogo poślesz ma ze sobą to. – I tu wręczył karczmarzowi starą koszule.
Nim się położył zajrzał jeszcze do stajni gdzie nocował Hog o Hera. Elena jeszcze nie wróciła z nocnych łowów ale wiedział że znajdzie ją na któreś z belek nim wstanie dzień.

Rano wraz ze świtaniem spotkali się wszyscy na dole przy stole. Zjedli pośpieszne śniadanie i opuścili miasteczko. Gregor wyszedł jako ostatni wraz z całym zwierzyńcem ale szybko dogonił resztę a gdy weszli w las wysforował się na front i pewnie poprowadził drużynę lasem aż do obozowiska. Rut i Elena wyczuły żołdaków de Lirta na długo zanim oni mieli choćby cień szansy ich przechwycić. Nadrobili trochę drogi ale Gregor przynajmniej maił pewność że dotrą na miejsce bez ogona nawet jakby skazańcowi wpadł do głowy jakiś głupi pomysł.

Reakcja de Krolla zaskoczyła go chociaż… nie zdziwiła. Ktoś kto chciał położyć łapę na zamku i go utrzymać musiał mieć uszy gdzie trzeba.

- W końcu nadjechały leśne ludki. – Zażartował gdy ucichł tętent koni.
W końcu stanęli przed ścianą mgły i tu zaczęły się schody. Dzik zaparł się na dwa kroki od miejsca gdzie zapach mgły był wyczuwalny nawet dla Gregora. Najpierw tylko stał potem zaczął dreptać w miejscu zawracać odbiegać kilka kroków i wracać. Zdenerwowanie dzika udzieliło się pozostałym zwierzętom. Lulu już dawno zagrzebała się w plecaku i nie było sensu jej nawet wołać. Elena nastroszyła pióra tak że wydawał się dwa razy większa a po chwili wzbiła się w powietrze zataczając ciasne okręgi nad głową tresera. Rut zjeżyła sierść na karku zaczęła warczeć na mgłę.


Gregor ukląkł przed zwierzakami.

- I tak wejdę. – Włożył w te słowa całą swoją stanowczość. – Jako stado będzie bezpieczniej. – Tu dominowało poczucie bezpieczeństwa.
Po chwili Rut podeszła i polizała Gregora po ręce i oparła łeb na jego kolanie. Po chwili Elena wylądowała mu na ramieniu. Dzik niestety zaparł się ni nie dał się przekonać. Gregor zmierzwił sierść na łbie wilczycy.

- Wiedziałem że mnie nie opuścisz ale teraz pójdę sam. Wracaj z Hogiem do Hery. Idź. – Gdyby ktoś znał go nieco lepiej wiedział by ile go to kosztowało ale nie miał serca brać rannej wilczycy do tak niebezpiecznego zadania. A Hogiem mógłby… Znał niejedną metodę naginania woli ale nie tak funkcjonował układ w jego stadzie i nie było ceny dla której naraził by wzajemne zaufanie na szwank. – Idźcie do „kamiennej nory ludzi” do „ich stada”. Tam gdzie kończą się drzewa czekajcie. Przyjdzie „obcy człowiek mój zapach” idźcie z nim. Zaprowadzi do Hery. Czekajcie razem jak stado. Wrócę. - W słowa włożył emocje jakie towarzyszył im gdy wchodzili do miasta a na koniec radość po długiej rozłące.

Gdy zwierzęta odeszły w stronę miasteczka przeciągną się. Poprawił ekwipunek na co sowa zareagowała głośnym protestem.

- To bierzmy pieska na krótką smycz i w drogę.
 
__________________
Jak ludzie gadają za twoimi plecami, to puść im bąka.
harry_p jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:21.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172