Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-03-2015, 16:50   #44
echidna
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
Wyglądało na to że od zachodniej strony coś się zaczęło. Vraar ruszył tam biegiem, w lewej ręce dzierżąc łuk, a prawą powstrzymując rękojeść miecza od rozbicia mu głowy, Gdy wspiął się na palisadę ujrzał jak zombie zaczynają atakować kapłana i jego towarzyszy, którzy nadal mieli spory kawał drogi do pokonania zanim znajdą we względnie, przynajmniej na razie, bezpiecznym miejscu za palisadą. Dzięki płonącym wszędzie pochodniom barbarzyńca ocenił odległość i napiął łuk. Zebrani na skrzyniach i podestach miejscowi szybko zrobili miejsce umięśnionemu barbarzyńcy, uznając że on dużo lepiej sobie poradzi ze strzelaniem.
- Vraar, koksownik! - Krzyknął jeden z nich wskazując na płonący pojemnik służący do podpalania strzał.

- Biegnijcie w stronę murów, osłonię was! - Krzyczał Algow do swoich trzech towarzyszy osłaniając ich odwrót. Zombie-zwierzęta nie zdążyły ich jeszcze dopaść, więc górnicy w kilka chwil dobiegli do drewnianych murów krzycząc, by stacjonujący tam kusznicy rzucili im linę. W międzyczasie kapłan zatrzymał się w połowie odległości między lasem i palisadą i zainkantował zaklęcie, kierując jedną ze swoich dłoni w stronę nieumarłego tygrysa podążającego za nim. Z dłoni trzymającej symbol Lathandera wystrzelił promień światła zamieniając drapieżnika w proch. Stacjonujący za murami górnicy (ci, którzy nie szukali lin) zatrzymali się na moment w westchnięciu pełnym podziwu.

Na południowym murze jeden z górników rzucił kuszę i zeskoczył z murów w poszukiwaniu jakiejkolwiek liny, żeby móc wciągnąć pozostałych. Pozostali dwaj wystrzelili z kusz w podążające za Algowem dwie pumy, jednak ciemność i brak doświadczenia sprawiły, że oboje chybili celu. Stojący razem z nimi wioskowy zielarz skupił się na modlitwie ku leśnym bogom, ściskając w dłoni gałązkę jemioły. Nagle, niespodziewanie trawa i rośliny rosnące na łące wystrzeliły w górę oplątując łapy nieumarłych kotów i zatrzymując je w miejscu. Zombie zaczęły siłować się z niespodziewaną przeszkodą, dając czas Algowowi i jego trzem towarzyszom na ucieczkę.

Na północnym murze trójka niedoświadczonych kuszników również robiła co mogła, by chociaż zastopować pochód licznych zombie-dzików. Same chęci jednak nie wystarczały, ciemność i stres sprawiły że bełty powbijały się w ziemię kilka metrów od nadciągających przeciwników. Jedyne, co udało się komukolwiek zdziałać to uczniowi lokalnego czarodzieja. Młodzieniec skoncentrował się na inkantacji i wystrzelił magiczny pocisk w jednego z nadszarpniętych wcześniej ogniem nieumarłego. Fioletowa kula bezbłędnie dosięgnęła celu powalając truposza na ziemię. Nie poprawiło to jednak nastrojów na północnej palisadzie, ponieważ kolejna piętnastka dalej kroczyła w równym, niepowstrzymanym marszu…

Na zachodzie za to robiło się gorąco, wszyscy szykowali się na natarcie sporych rozmiarów nieumarłego tygrysa i na polecenie maga Hadriena, skoncentrowali ogień na nim. Dwójka zahartowanych w boju górników podpaliła strzały i wycelowała. Płonące pociski rozświetliły na moment mrok nocy wbijając się w cielsko olbrzyma. Bestia zaryczała, jednak nie dawała po sobie poznać by atak zrobił jej krzywdę. Zawtórował im Hadrien wyczarowując ognisty pocisk i ciskając nim… Prosto w pysk drapieżnika! Skwiercząca sfera z hukiem eksplodowała na nosie truposza paląc futro i mięso. Atak mimo swojej precyzji nie zatrzymał tygrysa, ale spowolnił na moment jego marsz dając iskrę nadziei na przetrwanie tej nocy. Asystujący czarodziejowi młodzikowie z kuszami wystrzelili również płonące bełty, jednak w przeciwieństwie do swoich bardziej doświadczonych kolegów, spudłowali, może było to spowodowane nagłym wtargnięciem na stoiska strzeleckie, Vraara. Stojący obok Jagan przymocował fiolkę z oliwą do jednej ze strzał i wystrzelił. Pocisk co prawda nawet nie wbił się w cielsko tygrysa, jednak pęd wystarczył by rozbić szkło i pokryć jego sierść łatwopalną cieczą.

Wschodnia brama również nie mogła się nudzić, bo tam ulokował się pochód nieumarłych niedźwiedzi prowadzony przez widocznie większą, złowieszczą odmianę. Trójka lokalnych górników wyposażona w kusze oraz Isherwood wystrzelili płonące pociski, jednak tylko ten ostatni zdołał zanurzyć stal w cielsku nieumarłego. Sytuację uratowały pająki przyzwane przez Getha plując lepkimi sieciami w największego niedźwiedzia i przykuwając go chwilowo do ziemi, uniemożliwiając jakikolwiek ruch.

Gońców puszczono w obrót, dwaj szczupli chłopcy biegali w tę i we wtę raportując sytuację. Jeden z nich dobiegł do Meriel i Awilumy meldując, że mag Hadrien kazał poinformować o względnie stabilnej sytuacji, ale że również nie pogardzi wsparciem. Jeżeli jeden z tygrysów dorwie się do bram, nie jest w stanie obiecać że ta wytrzyma. Jednocześnie chłopiec przekazał informacje o na razie stabilnej sytuacji na murach północnych i południowych, przeciwnik raczej nie miał jak wejść po murach, ale siły obronne w tamtych miejscach były bardzo szczupłe. Podobnych informacji wysłuchał Vade z tą różnicą, że jemu przekazano prośbę od Isherwooda o stawienie się na wschodniej bramie. Chwilowo odpierane niedźwiedzie same w sobie będą dysponowały siłą zdolną powalić drewniane wrota i o ile oddział wsparcia nie udzieli mu pomocy, może nie być w stanie utrzymać pozycji.

W międzyczasie nieumarli napierali w kierunku murów. Na północnych obrzeżach wioski trójka górników robiła co mogła, jednak raz za razem chybiała. Grupa nieumarłych dzików dotarła pod mur jednak z racji swojej fizjologii, żaden z nich nie był w stanie się po nim wspiąć. Zombie kilkakrotnie uderzyły kłami o drewniane pale, bez widocznego skutku jednak. Przez moment stanęły otępiale dając wioskowym chwilę wytchnienia i czas na ułożenie jakiegokolwiek planu. Podobnie sytuacja miała się na południu gdzie załoga uszczuplona o jedną osobę (która szukała lin) była chwilowo bezpieczna z tym, że tutaj nieumarłe pumy oparły się przednimi łapami o mur próbując dosięgnąć żywych. Widząc że żadna z nich nie dosięgnie celu, część szykowała się do skoku, a część przeniosła uwagę na trójkę górników czekających na linę. W międzyczasie dwa drapieżne koty uwięzione przez oplatające je rośliny szarpały się, próbując rozerwać więzy. Część pnączy i korzeni popękało pod naporem zastygłych już mięśni, uwalniając jednego z nieumarłych. Puma zaryczała spoglądając martwym spojrzeniem na Algowa, jakby w obietnicy szybkiej śmierci.

Na zachodniej bramie trójka tygrysów prowadzona przez większego, złowieszczego tygrysa zaszarżowała rzucając się na drewniane wrota. Drewno zaskrzypiało, część desek popękała a stojący na prowizorycznych stanowiskach ludzie musieli się mocno trzymać, żeby nie pospadać na ziemię.
- Jeszcze jeden taki atak i brama padnie! Niech ktoś mi tutaj ściągnie czarodziejki! - Krzyknął Hadrien, w zasadzie do niewiadomo kogo. Jeden z tygrysów przebił się łapą przez deski próbując sięgnąć na drugą stronę przeszkody.

Podobnie wyglądało to na wschodniej bramie. O ile złowieszczy niedźwiedź siłował się z pajęczymi sieciami, co chwilowo wyłączało go z kalkulacji, tak pozostała szóstka doczłapała do wrót. Nie mając siły rozpędu i impetu z jakim atakowały tygrysy, niedźwiedzie zwyczajnie oparły się przednimi łapami o deski. Drewno zaskrzypiało, pękając w niektórych miejscach, zaś żelazne zawiasy niepokojąco stęknęły.
- Niech ktoś sprowadzi pomoc! Podpalcie dół z oliwą! - Pokrzykiwał Isherwood. W okolicy oprócz odgłosów walki dało się słyszeć coraz głośniejsze bzyczenie nadlatujących owadów.

Z północy, południa, wschodu i zachodu, w ślad za pochodem nieumarłych nadlatywały chmury trupich insektów. Każda o średnicy około sześciu metrów nadciągały po krew żywych.
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.
echidna jest offline