| Wyglądało na to że od zachodniej strony coś się zaczęło. Vraar ruszył tam biegiem, w lewej ręce dzierżąc łuk, a prawą powstrzymując rękojeść miecza od rozbicia mu głowy, Gdy wspiął się na palisadę ujrzał jak zombie zaczynają atakować kapłana i jego towarzyszy, którzy nadal mieli spory kawał drogi do pokonania zanim znajdą we względnie, przynajmniej na razie, bezpiecznym miejscu za palisadą. Dzięki płonącym wszędzie pochodniom barbarzyńca ocenił odległość i napiął łuk. Zebrani na skrzyniach i podestach miejscowi szybko zrobili miejsce umięśnionemu barbarzyńcy, uznając że on dużo lepiej sobie poradzi ze strzelaniem. - Vraar, koksownik! - Krzyknął jeden z nich wskazując na płonący pojemnik służący do podpalania strzał. - Biegnijcie w stronę murów, osłonię was! - Krzyczał Algow do swoich trzech towarzyszy osłaniając ich odwrót. Zombie-zwierzęta nie zdążyły ich jeszcze dopaść, więc górnicy w kilka chwil dobiegli do drewnianych murów krzycząc, by stacjonujący tam kusznicy rzucili im linę. W międzyczasie kapłan zatrzymał się w połowie odległości między lasem i palisadą i zainkantował zaklęcie, kierując jedną ze swoich dłoni w stronę nieumarłego tygrysa podążającego za nim. Z dłoni trzymającej symbol Lathandera wystrzelił promień światła zamieniając drapieżnika w proch. Stacjonujący za murami górnicy (ci, którzy nie szukali lin) zatrzymali się na moment w westchnięciu pełnym podziwu.
Na południowym murze jeden z górników rzucił kuszę i zeskoczył z murów w poszukiwaniu jakiejkolwiek liny, żeby móc wciągnąć pozostałych. Pozostali dwaj wystrzelili z kusz w podążające za Algowem dwie pumy, jednak ciemność i brak doświadczenia sprawiły, że oboje chybili celu. Stojący razem z nimi wioskowy zielarz skupił się na modlitwie ku leśnym bogom, ściskając w dłoni gałązkę jemioły. Nagle, niespodziewanie trawa i rośliny rosnące na łące wystrzeliły w górę oplątując łapy nieumarłych kotów i zatrzymując je w miejscu. Zombie zaczęły siłować się z niespodziewaną przeszkodą, dając czas Algowowi i jego trzem towarzyszom na ucieczkę.
Na północnym murze trójka niedoświadczonych kuszników również robiła co mogła, by chociaż zastopować pochód licznych zombie-dzików. Same chęci jednak nie wystarczały, ciemność i stres sprawiły że bełty powbijały się w ziemię kilka metrów od nadciągających przeciwników. Jedyne, co udało się komukolwiek zdziałać to uczniowi lokalnego czarodzieja. Młodzieniec skoncentrował się na inkantacji i wystrzelił magiczny pocisk w jednego z nadszarpniętych wcześniej ogniem nieumarłego. Fioletowa kula bezbłędnie dosięgnęła celu powalając truposza na ziemię. Nie poprawiło to jednak nastrojów na północnej palisadzie, ponieważ kolejna piętnastka dalej kroczyła w równym, niepowstrzymanym marszu…
Na zachodzie za to robiło się gorąco, wszyscy szykowali się na natarcie sporych rozmiarów nieumarłego tygrysa i na polecenie maga Hadriena, skoncentrowali ogień na nim. Dwójka zahartowanych w boju górników podpaliła strzały i wycelowała. Płonące pociski rozświetliły na moment mrok nocy wbijając się w cielsko olbrzyma. Bestia zaryczała, jednak nie dawała po sobie poznać by atak zrobił jej krzywdę. Zawtórował im Hadrien wyczarowując ognisty pocisk i ciskając nim… Prosto w pysk drapieżnika! Skwiercząca sfera z hukiem eksplodowała na nosie truposza paląc futro i mięso. Atak mimo swojej precyzji nie zatrzymał tygrysa, ale spowolnił na moment jego marsz dając iskrę nadziei na przetrwanie tej nocy. Asystujący czarodziejowi młodzikowie z kuszami wystrzelili również płonące bełty, jednak w przeciwieństwie do swoich bardziej doświadczonych kolegów, spudłowali, może było to spowodowane nagłym wtargnięciem na stoiska strzeleckie, Vraara. Stojący obok Jagan przymocował fiolkę z oliwą do jednej ze strzał i wystrzelił. Pocisk co prawda nawet nie wbił się w cielsko tygrysa, jednak pęd wystarczył by rozbić szkło i pokryć jego sierść łatwopalną cieczą.
Wschodnia brama również nie mogła się nudzić, bo tam ulokował się pochód nieumarłych niedźwiedzi prowadzony przez widocznie większą, złowieszczą odmianę. Trójka lokalnych górników wyposażona w kusze oraz Isherwood wystrzelili płonące pociski, jednak tylko ten ostatni zdołał zanurzyć stal w cielsku nieumarłego. Sytuację uratowały pająki przyzwane przez Getha plując lepkimi sieciami w największego niedźwiedzia i przykuwając go chwilowo do ziemi, uniemożliwiając jakikolwiek ruch.
Gońców puszczono w obrót, dwaj szczupli chłopcy biegali w tę i we wtę raportując sytuację. Jeden z nich dobiegł do Meriel i Awilumy meldując, że mag Hadrien kazał poinformować o względnie stabilnej sytuacji, ale że również nie pogardzi wsparciem. Jeżeli jeden z tygrysów dorwie się do bram, nie jest w stanie obiecać że ta wytrzyma. Jednocześnie chłopiec przekazał informacje o na razie stabilnej sytuacji na murach północnych i południowych, przeciwnik raczej nie miał jak wejść po murach, ale siły obronne w tamtych miejscach były bardzo szczupłe. Podobnych informacji wysłuchał Vade z tą różnicą, że jemu przekazano prośbę od Isherwooda o stawienie się na wschodniej bramie. Chwilowo odpierane niedźwiedzie same w sobie będą dysponowały siłą zdolną powalić drewniane wrota i o ile oddział wsparcia nie udzieli mu pomocy, może nie być w stanie utrzymać pozycji.
W międzyczasie nieumarli napierali w kierunku murów. Na północnych obrzeżach wioski trójka górników robiła co mogła, jednak raz za razem chybiała. Grupa nieumarłych dzików dotarła pod mur jednak z racji swojej fizjologii, żaden z nich nie był w stanie się po nim wspiąć. Zombie kilkakrotnie uderzyły kłami o drewniane pale, bez widocznego skutku jednak. Przez moment stanęły otępiale dając wioskowym chwilę wytchnienia i czas na ułożenie jakiegokolwiek planu. Podobnie sytuacja miała się na południu gdzie załoga uszczuplona o jedną osobę (która szukała lin) była chwilowo bezpieczna z tym, że tutaj nieumarłe pumy oparły się przednimi łapami o mur próbując dosięgnąć żywych. Widząc że żadna z nich nie dosięgnie celu, część szykowała się do skoku, a część przeniosła uwagę na trójkę górników czekających na linę. W międzyczasie dwa drapieżne koty uwięzione przez oplatające je rośliny szarpały się, próbując rozerwać więzy. Część pnączy i korzeni popękało pod naporem zastygłych już mięśni, uwalniając jednego z nieumarłych. Puma zaryczała spoglądając martwym spojrzeniem na Algowa, jakby w obietnicy szybkiej śmierci.
Na zachodniej bramie trójka tygrysów prowadzona przez większego, złowieszczego tygrysa zaszarżowała rzucając się na drewniane wrota. Drewno zaskrzypiało, część desek popękała a stojący na prowizorycznych stanowiskach ludzie musieli się mocno trzymać, żeby nie pospadać na ziemię. - Jeszcze jeden taki atak i brama padnie! Niech ktoś mi tutaj ściągnie czarodziejki! - Krzyknął Hadrien, w zasadzie do niewiadomo kogo. Jeden z tygrysów przebił się łapą przez deski próbując sięgnąć na drugą stronę przeszkody.
Podobnie wyglądało to na wschodniej bramie. O ile złowieszczy niedźwiedź siłował się z pajęczymi sieciami, co chwilowo wyłączało go z kalkulacji, tak pozostała szóstka doczłapała do wrót. Nie mając siły rozpędu i impetu z jakim atakowały tygrysy, niedźwiedzie zwyczajnie oparły się przednimi łapami o deski. Drewno zaskrzypiało, pękając w niektórych miejscach, zaś żelazne zawiasy niepokojąco stęknęły. - Niech ktoś sprowadzi pomoc! Podpalcie dół z oliwą! - Pokrzykiwał Isherwood. W okolicy oprócz odgłosów walki dało się słyszeć coraz głośniejsze bzyczenie nadlatujących owadów.
Z północy, południa, wschodu i zachodu, w ślad za pochodem nieumarłych nadlatywały chmury trupich insektów. Każda o średnicy około sześciu metrów nadciągały po krew żywych.
__________________ W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć. |