Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-03-2015, 11:39   #31
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
Kwadratowa bryła klubu stała po północno-zachodnej stronie skrzyżowania drugiej alei z trzecią ulicą w południowo-wschodniej części Downtown. "Sweet Suicide" zdawał się być przytulony do międzystanowej '95 przebiegającej w górze na pylonach, jednak o tej porze było tu w miarę cicho.
To znaczy byłoby, gdyby nie lekkie zamieszanie przed budynkiem.
Wyglądało to tak jakby większość gości zdecydowała się dzisiejszego wieczora bawić na zewnątrz, na parkingu. Aktualnie gromadziła się tam blisko setka osób o różnym stanie względnej trzeźwości i z różnym natężeniem wrzasku kibicowała jakiemuś "Nomadowi", jednak po podjechaniu bliżej dało się wychwycić pomyłkę.
Całata horda nie wykrzykiwała "Nomad!", ale "Go Mad!", a w chwilę później ciżba rozstąpiła się przepuszczając ruszającego z parkingu motocyklistę.
A był to widok zaiste ciekawy.
Na dość używanym i poddanym różnym przeróbkom Harleyu spod klubu wyjeżdżał motocyklista odziany tylko w kask, poza tym golutki jak Pan Bóg go stworzył.
- Trochę mu odbija - Chris rzucił do siedzącego mu za plecami Marcusa. - Kilka wykroczeń za jazdę na golasa już miał, ale to tak sam z siebie. Adrian kazał ukarać za wlepki, to jest kara. Adrian nie mówił jaka - roześmiał się i zaraz dodał w kwestii wyjaśnienia: - Mad jest fanem gaelickiego footballu a dziś w nocy dość ważny mecz. Spędzi go na komisariacie.
Patrick "Mad" O'Flaherty dumnie prostujący na maszynie nagą sylwetkę minął ich z wyprostowanym serdecznym palcem lewej dłoni wyciągniętej w stronę kotołaka.

Wszystko zagłuszyło wycie złożone z okrzyków kibicujących straceńcowi kierującemu się w kierunku posterunku South-West Downtown, oraz z pisków dziewczyn. Jedna wymiotowała za motocyklami, jakaś parka rozglądając się bacznie szybkim krokiem kierowała się za ogrodzenie, pod pylony, wieczór zapowiadał się ciekawie.
Chris wykorzystał szpaler utworzony wcześniej dla wyjeżdżającego "Mada" i wjechał między ludzi kierujących się powoli z powrotem do klubu.
Zaparkował przy innych motocyklach ustawionych pod ściana, trzech bikerów w klubowych kamizelkach pozdrowiło go oszczędnymi ruchami rąk.
- "Gorm", co ze starym? - spytał typa jaki twarz umalowaną miał albo w klimatach KISS, albo greenpeace walczącego o życie niedźwiedzi panda-satanistów. Jego długie włosy sięgały prawie do pasa.
- W swoim gabinecie, pracuje nad jakąś laską.
- Powiedz mu, że mam ważnych gości, cokolwiek ma do mnie - wpadne do niego poźniej.
- Ok.
- Powiedz też chłopakom, żeby skończyli z wlepkami. Lassie się chyba wkurzył.
- Czyli tylko tymi ze schroniskami czy jak?
- Wszystkimi. Był "Poważny".
- Grubo. Latynosom i czarnym też odpuścić?
Chris zamyślił się, w końcu machnął ręką.
- Wszystko out, żarty żartami, ale po co ich za mocno denerwować. Wpadną im do głowy głupie pomysły i nieszczęście gotowe.
- No zaczęli się chyba irytować, ostro obili Marka w Little Havana.
- Załatw to.
"Gorm" tylko kiwnął głową i wrócił do rozmowy z pozostałymi bikerami.

- Nie da się ukryć, że Moulin Rouge to to nie jest, ale będziemy mieć tu trochę spokoju - Kotołak zwrócił się do reszty grupy wyselekcjonowanej przez Adriana. Tych którzy przyjechali za bikerem i wysiedli z pojazdów jakimi dojechali tu z Indian Creek.

Zaiste, do Moulin Rouge to nie zbliżało się nawet z daleka.
Nad wejściem widniał zielony neon "Sweet Suicide" z również neonową gitarą, tyle że gryf jej był klasyczny, a zamiast pudła odwzorowany został ładynek TNT z detonatorem.
Wnętrze było urządzone w dość srogim i surowym stylu, ale dzięki wykończeniom można było się tu poczuć całkiem przytulnie. Ściany były z czerwonej cegły gdzieniegdzie obijane metalowymi, fantazyjnie kombinowanymi wspornikami, za wyjątkiem tej po lewej od wejścia, która była połączeniem lakierowanego drewna i marmuru. Wisiało na niej kilkanaście gitar elektrycznych i drugie tyle zdjęć i plakatów dokumentujących historię rocka, w oczy najbardziej rzucał się poster reklamujący koncert Sex Pistols w "Manchester Lesser Free Trade Hall", 4 czerwca 1976 roku. Długi bar przytulony do tej ściany również w drewnie i marmurze umiejscowiony był naprzeciw wejścia, aktualnie przeżywał małe oblężenie bo szturmowali go ci co chwilę wcześniej żegnali "Mada" na parkingu. Lewa część sali od drzwi do kąta między barem a ' rockową ścianą' wypełniony był stolikami przy których ludzie pogrążeni w rozmowach leniwie popijali piwo i drinki. Po przeciwległej stronie budynku umiejscowiona była bardzo skromna scena na niewielkim podwyższeniu. Jakaś kapela grała aktualnie cover utworu jakiego oryginalnie wykonawcą był Alice Cooper. Zaczęli grać z i większym 'prądem' gdy przez wejście na powrót zaczęli wlewać się goście.

Building a house of fire, baby
Buildin' it with our love
We are buildin' a house of fire every time we touch
House of fire
House of fire

We ain't gotta pay rent now, baby
No landlord to throw us out
I want to play in your garden, baby
When you want it give me a shout
I won't tire
Take me higher

Kilkanaście osób skakało i pogowało w rytm muzyki, lecz zaczęli do nich dołączać kolejni, którzy odpuścili sobie na razie bar i nie mieli ochoty siedzieć i gadać tego wieczora.

Nad barem wzdłuż całej ściany naprzeciw wejścia ciągnęła się galeria z szeroką drewniana balustradą. Widać było na górze kilka drzwi, oraz dwóch bikerów grających na tejże balustradzie w karty. Kolejnych dwóch stało i gadało o czymś przy wejściu na schody na galerię, umiejscowione po lewej strony sceny. Sufit był cały w czerni z ogromnym logiem klubu wymalowanym ze sporym pietyzmem. Kot z Cheshire uśmiechał się wywołując czasem dreszcze.


Głośniki dudniły, ludzie bawili się. Widać było wiele osób jakie sprawiały wrażenie iż następnego dnia nie pójdą na wykłady w University of Miami, choć z pewnością powinny. Prócz studentów grono było istnym miksem Miami, choć w zdecydowanie odwrotnych proporcjach niż raporty demograficzne. Było kilku afroamerykanów, było trochę latynosów, jednak większość stanowili biali. Przy barze widać było nawet kilku "białych kołnierzyków" siedzących przy parze starych rockmanów zapewne osobiście bawiących się na pamiętnym Woodstocku. Po sali kręciły się roześmiane i bardzo skąpo odziane dziewczyny rozdające reklamówki i kupony oznajmiające, że z biletem do "SS" darmowe piwa i drinki oczekują w klubie nocnym "The Heat". Jedna operowała na głośniku przy scenie wijąc się w wyuzdanym i opętanym tańcu.
"Interesy, współpraca" - mruknął Chris gdy jedna z półnagich dziewczyn podeszła do grupy z uśmiechem rozdając ulotki.

Brick by brick the flames get higher
Build it strong with our desire
Building a house of fire, baby
Building it with our love


Między barem i schodami na galerię znajdowały się trzy pary drzwi, do kuchni, do toalet i do sal bilardowej.Do tej ostatniej kotołak zabrał towarzyszy, lecz pomieszczenie jak się okazało nie było puste.
Kilku Bikerów grało tam w bilard lub siedziało za jednym ze stołów racząc się piwem. "Wyczyszczenie sali" wzieli sobie do serca, ale z gości. Jeden z nich wyglądał jak góra, ogromny niczym zły sen Nikolaja Wałujewa, choć o niesamowicie spokojnej i niewinnej twarzy. Przymierzał się do zagrania bilardowego trzymając kij za cieńszy koniec i robiąc zamach jak w bejsbolu. Naprzeciw niego inny 'klubowicz' rzucił się w bok by uniknąć ewentualności trafienia bilą.
Też był specyficzny.
Kamizelkę nosił na kwiecistej sukience, a na twarzy miał staranny makijaż nie ukrywający jednak męskich rysów.
- Get lost Ashols - rzekł Chris, a wszyscy wnet spojrzeli w jego stronę.
- Uszy mnie mylą, czy Chris w końcu ma ochotę zrobić swój comming out? - rzucił jeden z typów, chudy jak patyk, na oko nie miał jeszcze 20 lat.
- Wychodzi szydło z worka, ciągnie go do mrocznych dziurek. - pokiwał głową inny, z ostrymi rysami twarzy. Jego ubiór, nienaganne maniery, brytyjski akcent... jakby wyjęty z serialu o angielskiej arystokracji.
- To Ty Chris zjeżdżaj się pedalić, bo my tu mamy grę - rzekł kolejny, z lekko francuskim akcentem.
- Wypad mówię bando impotentów, interesy. - Kotołak nie przejął się docinkami, jakby były tu normą. Dyscyplina w Cheshirers była grubo daleka od choćby cienia musztry wojskowej i opierania się na autorytetach.
Bikerzy niechętnie ale dość szybko zaczęli się zbierać z ciekawością patrząc na przybyłych.
- Fanny, spytaj co kto chce do picia i biegusiem, zawołaj też Patricka, niech przyniesie dokumenty.
Transwestyta w skórzanej kamizelce klubowej do którego skierowane było polecenie ogarnięcia zamówień, kołysząc lekko biodrami z uśmiechem wskazał wolne miejsca i zaczął rozpytywać kto na co ma ochotę.
Zerknął na Sincaire'a.
- Ten jest mój, mrrrrr!

Do sali wszedł poznany wcześniej 'wytatuowany' nazwany Patrickiem z plikiem zadrukowanych kartek.
- Dużo Cattie nie o przysłała, podstawowe info o zakochanej parce, ale zawsze coś - rzekł rozdając je wszystkim zgromadzonym.

Chris zapalił i usiadł na stole bilardowym, przez chwilę bawiąc się czarną bilą.
- Czuje w tym gówno - powiedział w końcu. - Nie wierzę, by Kingstone była tak głupia aby porywać wilczycę. Chodzi mi po głowie czy ktoś przypadkiem nie chce się jej pozbyć mając nadzieję, że gdy będziemy ją sprawdzać to wybuchnie konfrontacja z Changelingami i albo my ich posprzątamy albo Adrian nie będzie miał wyboru i Alfa znów zajrzy do szpitala robiąc ostateczne rozwiązanie kwestii elfów w Miami.
Zaciągnął się dymem i lekko zmrużył oczy.
- Kingstone stara się zbliżyć do Adriana, Adrian chce zrobić pełne porozumienie nadnaturali w mieście. Opozycja u wilków chce torpedować politykę nadwilczka, a Masters tę opozycję reprezentujący mocno się pienił w Indian Creek byśmy bez zbędnych pytań poszli do Kingstone. Sugerować nic nie chcę, ale śmierdzi to mocno. Pójdziemy do szpitala węszyć całą hordą bez jakiegoś sensownego planu to może dojść do jatki.
 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 31-03-2015 o 11:54.
Leoncoeur jest offline