Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-03-2015, 11:59   #16
Rewik
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Trupy zaległy na podłodze, a żywi napastnicy klęczeli ze związanymi rękoma na ziemi, wliczając w to dowódcę. Oberżysta tuż po tym jak zwymiotował, jął dziękować Wam za ratunek, mocno przy tym plącząc się i bełkocąc, potem zajął się cuceniem dziewczyny.
Krew powsiąkała w trociny, których świeża porcja z pewnością na podłodze by się przydała, w powietrzu zaś unosił się jej zapach - przemieszany z przypalającym się czymś z kuchni.

Jakub spiesznym krokiem udał się sprawdzić stan powalonego na samym początku zajścia strażnika. Upewnił się tylko w tym, co było pewne. Strażnik nie żył.
Nieco ubrudzony jego krwią, podniósł się z klęczek i w milczeniu podszedł do Waltera i rzekł mu parę słów na osobności.
- Nim wyruszymy, należy złożyć ofiarę Sethowi. Może znajdzie się wśród nich ochotnik hmm...?
Chwilę obserwował reakcję rzeźnika, po czym roześmiał się głośno.
- A co, masz gdzieś tu dół z wężami? - Odparł równie cicho Rzeźnik.
- Mamy coś lepszego...
Zostawiając Waltera z tymi słowy, podszedł do dopiero co wybudzonej przez karczmarza posługiwaczki i ocenił jej stan. Nie wyglądało na to by prócz bolesnych stłuczeń dziewczynie dolegało coś poważniejszego.
- Straż wołać trza, straż... - bełkotał karczmarz - niech powywieszają rzezimieszków!
- Oczywiście, oczywiście ale nie ma pośpiechu. Najpierw oni nam co nieco pośpiewają, prawda? - zapytał słodko Gregor.
- Pośpiewają, po dobroci lub nie. - Walter ze swoich juków, całkiem spokojnie i jakby mówił o zwykłym ćwiartowaniu mięsa, zaczął wyciągać swoje narzędzia, zaczynając od haka, na tasaku i toporze rzeźnickim kończąc. - Możemy po dobroci, a możemy po mojemu. - Rzeźnik wzruszył ramionami.*
- Eee… Po co brudzić ręce. Lulu jeszcze dzisiaj nie jadła. - Na dźwięk swego imienia łasica wyszła z plecaka gdzie się schowała gdy zaczęła się walka, wyciągną kawałek wysuszonego boczku i podał zwierzęciu a ręką wydał komendę “atak”. Małe zwierzątko rzuciło się kawałek mięsa jak by to był szczur i powarkując sycząc drapiąc i szarpiąc rozprawiła się z przysmakiem. Było by to przednie widowisko gdyby nie to co Gregor mówił w trakcie gdy łasica jadła - Gospodarzu macie gdzieś trochę skwarków? Posmaruje się nim dajmy na to stopy czy cuś innego ciekawego i Lulu wydobędzie z nich każdą informacje. - Skończył tonem kompletnie pozbawionym emocji. - Miał nadzieje że blef zadziała bo nie zmusił by żadnego ze swoich zwierząt do jedzenia takiego ludzkiego śmieci
Słysząc słowa Gregora Zoa zareagowała natychmiast i szybkim ruchem zgarnęła fretkę ze stołu i położyła na swoim przedramieniu i odwróciła się do Gregora bokiem posyłając mu mordercze spojrzenie. Nie było ono jednak zbyt przerażające zwłaszcza że, oczy dziewczyny były wielkie jak spodki, a twarz była blada i lekko zielonkawa. Od razu było widać że dziewczyna nigdy nie widziała takiej rzeźni, może i widziała kogoś pchniętego nożem ale na pewno nikogo rozrąbanego toporem.

Jakub, który doradzał ogłuszonej jeszcze przed chwilą dziewczynie, na co zwracać uwagę, częściowo przysłuchiwał się także powyższej wymianie zdań. W pewnym momencie uniósł głowę i zwrócił się do reszty:
- Mgła wymaga dogłębszego zbadania. Przyda się hmm… przynęta… tak…to dobre słowo- przynęta.
- Zeby nam choć jeden został żeby straży miejskiej oddać. - odpowiedział smętnie zwiadowca.
- Ta sprawa, dotyczy wszystkich mieszkańców tego miasta, także strażników. Niech w ten sposób odpokutują swe winy. Jeśli taka będzie wola Setha, zginą. Lecz jeśli wrócą cali z tego hmmm… zwiadu, będą mogli odejść.
- Jak wyjdą cali ze zwiadu, to oni otrzymają nagrodę nie my -
powiedział Niemój - no chyba że zrobimy to w tajemnicy i zgarniemy ich przy wyjściu.
Jakub spojrzał bez słów na Niemoja. Spojrzenie to wyraźnie mówiło: “nie wyjdą”.

Samokontrola:
41, 96, 87, 54, 95/50% (-10% przekonywujące argumenty i ogólna groza)
- 5x oblany!

- Będę gadać! Wszystko powiem! - krzyknął jeden ze zbirów, drab o krótko przyciętej brodzie - tylko nie ubijajcie! Dzieci mam, żonę... - głos mu się załamał
- Zamknij się Jorg! - warknął dowódca - nic im nie gadaj!
- Sami się zamknijcie - odparował drugi z drabów, najchudszy z chałastry - my tu się na ochotnika nie pchalim! Też gadać będę! Życie mnie miłe! Oszczędźcie i mnie!
- I mnie! I mnie! -
zaczęli wszyscy ocaleli przekrzykiwać się jeden z drugim. W międzyczasie powalona dziewczyna odzyskała przytomność i dochodziła do siebie pod opieką oberżysty, rozglądając się wokół nierozumiejącym wzrokiem.
- No to słucham panowie, kto jak, ile wam za nas zapłacił i za co dokładnie. Bez zadnych sztuczek, niedomówien i wyglupów. - Po wyjęciu narzędzi Walter zajął się czyszczeniem toporów i siebie z juchy. Zapach mu nie przeszkadzał ani trochę, ale wolał mieć czyste narzędzia.
- Nikt nie zapłacił! - odezwał się chudy.
- Sierżant nam nagadali, że jak was obijemy, to nas Pan ozłoci - dodał ryży topornik, panicznie zerkając to na Waltera, to na resztę. Spod stołu warczała wilczyca.
- Jego wina, jego weźcie - brodacz głową wskazał na dowódcę - my jeno polecenia wykonywalim!
- Zamknąć się, gównojady! - warknął dowódca, ale bez przekonania.
- Jasne, a który to pan was mial niby ozlocic? - Zapytal spokojnie Walter, na razie szlo jak z platka, a chcial wiedziec komu jest dluzny kose pod zebra i ewentualna gratisowa siekiere w kark.
- de Lirt - powiedział cicho najmłodszy z nich - myśmy ludzie Edmunda de Lirta.
Złodziejka rozpoznała nazwisko - miejscowy, graniczący zarówno z Ostrogórą, jak i z ziemiami ich pracodawcy. Ponoć ród wywodził się od królów Storkii, ale tu, na Spornych Ziemiach niejeden wywodził swoje korzenie od nie wiadomo kogo, więc de Lirtowie wyjątkiem nie byli. Ani też nie wyróżniali się niczym szczególnym, może poza tym, że we wsiach de Lirtów uli było zatrzęsienie.
- Chyba tylko smrodem swoich bagnisk by was ozłocił.- powiedziała lekko łamiący się głosem Zoa bezczelnie podpuszczając bandziorów. Bagien nie było nawet w okolicy ziem de Litra.
- A co tobie dokladnie obiecali i za co, za obicie nas czy za glowy? - Zwrócil sie do niedawnego przywódcy, zbirów.
- Pierdol się - krótko odpowiedział mu dowódca. Zbiry natomiast dziwnie popatrzyły się po sobie na słowa złodziejki, ale byli zbyt przerażeni, by coś odrzec.

Walter nic nie odpowiedział na buńczuczne słowa skrepowanego dowódcy, po prostu zaczął sobie gwiżdąc pod nosem, i zawiesił rzeźnicki hak dość wysoko, kiedy już to zrobił i ocenił ze utrzyma spokojnie wagę człowieka, zaczął ostrzyć nóż. Który ewidentnie służył do ciecia i podziału mięsa. - Jak która ma słabszy żołądek, to niech nie patrzy, albo idzie świeżego powietrza zlapac. - Rzeznik przerwal na chwile gwizdanie, wolal uprzedzic kobiety, niektóre mogly zareagowac dosc gwaltownie i zwyczajnie zwymiotowac kiedy Walter zacznie solidnie pracowac nad hersztem zbirów, a moze sierzantem. - To jest ten wasz sierzant? - Wskazal na dowódce.
Gregor gdy tylko kontem oka dostrzegł gwałtowny ruch dziewczyny która poderwała zwierzątko ze stołu dobył kukri.
- Zos… - Urwał w pół słowa gdy zobaczył w jej oczach strach.
“Jedno strachajło pilnuje drugiego” Pomyślał z rozbawieniem gdy zorientował się że mała wzięła jego słowa na poważnie.
- To nie zabawka i gryzie - uprzedził Ją surowym tonem ale fretki nie zawołał. Może ta mała potrzebowała się do czegoś przytulić a Lulu do tego nadawał się idealnie. “Potem ją nieco naprostuje” pomyślał o dziewczynie. Na razie mieli inny problem.
- Uważaj ino żeby zbyt szybko ducha nie wypuścił. Teraz tak se myślę tsza było go brać do stodoły lub chlewika miał by nasz dobrodziej miej sprzątania. A i ochłapem można by Hoga nakarmić. Jemu wszytko jedni co żre i na pomyjach bym zaoszczędził.
Przez chwile z uśmiechem na ustach próbował sobie wyobrazić Zoę tulącą dzika w podobny sposób co Lulu*
Zamilkli. Karczmarz zaś szepnął coś posługaczce, która w te pędy pobiegła do kuchni.

Zoa słuchając Waltera zakręciła głową,położyła Lulu na ramieniu i podeszła do jego pleców, następnie wyciągneła ręce pochwyciła jeden z jego naramienników i podciągneła się tak by wyszeptać mu coś po ucha efektywnie wchodząc mu przy tym na plecy.
- W mieście jesteśmy a nie gdzieś na pograniczu, oprawisz co tak- tu wyraźnie się wzdrygneła- to jutro będziesz wisiał. Obij ich po ryju i wystarczy. - i zeskoczyła.
Walter miał jednak jeszcze coś do przemyślenia Zoa właściwie nic nie ważyła, no może nie nic, ale dorosła, może jeszcze nie na umyśle, ale już na ciele na pewno dziewczyna ważyła tyle co sześciolatek. Walter zapewne bez trudu uniósł by ją jedną ręką-
- Nie za kogoś kto zabił strażnika miejskiego, poza tym, to jest pogranicze obecnie. - Mruknął Walter i złapał mężczyznę za związane ręce. - To co, będziesz grzeczny czy naprawdę wolisz po mojemu? - Na razie miał zamiar podciągnac go wysoko, haka używając jedynie jako przeciwwagi, żeby łatwo podnieść i kontrolować herszta. Na palcach, z wykręconymi wysoko rękoma, tak żeby nie mógł się ruszyć. Na razie postraszyć, nie było sensu go od razu patroszyć, czy nawet w ogóle. Odrobina bólu i namacalnego strachu potrafiła wiele zdziałać, nawet wśród zatwardzialców.
Położyli na nim krzyżyk wszyscy, włącznie z niedawnymi kompanami i on to wiedział. Lodowate spojrzenie stopniało i oklapło, a sam jeszcze niedawno pyszny dowódca smutnym tonem rzekł:
- Co mówią, prawda. Edmund de Lirt byłby wielce zadowolony z waszych głów. Słyszałem że mówił to swojemu przybocznemu. Tędy pomyślałem, że się Panu przypodobam, to i ziemię da i parobka może, a i brzęczącej monety do kiesy wpadnie, tędy skrzyknąłem chłopaków.
Zmilczał potem patrząc się w ziemię. I dodał jeszcze - a jutro do obozu inną drogą bym wracał, bo kto wie, czy prosto nie będzie na was czekać kilku pancernych kopijników lub tuzin kuszników w lesie ukrytych... Nie słyszałem rozmowy za dużo, ale mogłoby to być. To co, darujecie życiem?
 
Rewik jest offline