Drzwi do sali otworzyły się i wszedł, a może lekko wtoczył się przez nie postawny krasnolud, z ufarbowaną na pomarańczowo brodą i irokezem, który czynił go trochę wyższym na pierwszy rzut oka. Krasnolud odziany był w pasiaste spodnie, a na ramiona narzuconą miał niedźwiedzią skórę, którego sądząc po wyglądzie był w stanie upolować gołymi rękami, które ozdobione były pierścieniami. Pierścienie, podobnie jak i kolczyki zdobiące uszy i twarz khazada nie wyglądały na wartościowe, prawdopodobnie miały wartość jedynie dla samego Wolfgrimma. Umięśnione ramiona i plecy podobnie jak łyse boki głowy pokryte były tatuażami, które pokazywały przynależność krasnoluda do klanu krasnoludzkich zabójców.
Ci, którzy mieli okazję porozmawiać z Wolfgrimmem podczas pobytu w baronii, mogli zauważyć, że bynajmniej nie jest on ponurakiem, wręcz przeciwnie, z pomocą odrobiny procentów staje się bardzo towarzyski i wesoły, aczkolwiek bywa rubaszny a jeśli ktoś zajdzie mu za skórę potrafi uprzykrzyć życie.
Krasnolud rozejrzał się po sali i usmiech wypłynął na jego twarz, jedzenie, którym zastawione były stoły wyglądało na smaczne i sycące a beczki pełne piwa i wina zapowiadały przyjemną biesiadę. Przy stole zauważył swojego rasowego kuzyna i łysą głowę Sigmaryty, postanowił ruszyć w tamtym kierunku. |