Noc przed walką.
Strach, porażający strach... Tylko to uczucie wypełniało głowę elfa. Aż nagle poczuł jak coś bodzie w jego świadomość i zobaczył wiedźmę z twarzą stężałą w skupieniu, a to jędza... Chciała mu najpewniej jeszcze bardziej namieszać w głowie, ostatkiem silnej woli skupił się by odeprzeć jej atak. I to był błąd... bo wrogiem wcale nie była czarownica. To było coś znacznie, znacznie gorszego.
-GHWAAA... - ryknął tryskając krwią z nosa i ust, po czym padł w otchłań.
Gdy się ocknął zorientował się że sceneria dość mocno się odmieniła, otoczony był krwawą feerią rzezi i śmierci. Słyszał opętańczy, nieludzki śmiech, czuł niezmierzony ból, choć jego ciało było nienaruszone. Nie mogąc znieść natłoku krwawej gorączki wokół wydał z siebie piekielnie głośny, nieartykułowany krzyk. I nagle wszystko się urwało. Zapadła cisza jak makiem zasiał, a obraz masakry zniknął.
-To dopiero początek, mały robaku. Dopiero początek! - rozległ się grzmiący, przesycony szaleństwem i żądzą krwi głos. - NIKT JUŻ NIE ZDOŁA CIĘ OCALIĆ - ryk zdecydowanie nie należał do człowieka, prędzej demona.
Wtedy elf zrozumiał, on wcale się nie ocknął. Jego świadomość została gdzieś wessana i wszystko wskazywało, że jest to świat demonów...
Trzask! osnowa świata wokół niego zaczęła pękać i z pustki został rzucony w wir, którego okropieństw nie sposób opisać słowami. Widać przerwanie stanu nieświadomości było jeszcze gorszym rozwiązaniem, niż niewiedza gdzie się znajdował...
-Nie... Nie... NIEEEEEE! - krzyczał, a raczej wył trzymając się za głowę. To nie mogło dziać się naprawdę. A jednak choć ze wszystkich sił starał się obudzić, koszmar zdający się trwać wieczność nie chciał się skończyć... Był sam, zupełnie sam skazany na łaskę wirów chaosu i demona, który go więził. Ból i obłęd przepełniały całe jego jestestwo, jedynym wyjściem wydawało się poddanie. Tak, poddać się. Odrzucić kurczowe trzymanie się życia i agonię, odejść... Był gotów przerwać walkę, gdy poczuł jak coś go chwyta i ciągnie, próbuje wyciągnąć z tego piekła. Nie miał jednak sił by w jakikolwiek sposób pomóc temu, kto próbował go ratować. Powoli Chaos oddalał się, a zamiast niego pojawiała się pustka, błogosławiona cisza zapomnienia... Otoczyła go czerń i resztki świadomości odpłynęły, w pozbawiony snów sen. Tydzień u wiedźm
Większość czasu elf odpoczywał na uboczu, był obolały jakby całą noc toczył się po zboczu zbudowanym z ostrzy. Jadł, pił, mył się, nic więcej, postronny obserwator nazwałby to wegetacją.
Nie miał ochoty rozmawiać z kimkolwiek, nie chciał mówić, nie chciał słuchać, w ogóle nie chciał myśleć...
Ale ruda wiedźma nie dawała mu spokoju, wyłożyła mu co się dzieje, choć szczerze miał to gdzieś, popadł w tak skrajną apatię że nawet perspektywa zagrożonego życia nie poruszyła go szczególnie, nie zadawał pytań. Ale wiedźma sama je zadawała i powiedziała że jest sposób by powstrzymać napady, dopóki nie pozbędzie się obroży (jasne pozbędzie się, jeszcze czego? jeśli chociaż pokaże ją komuś to straci w najlepszym wypadku rękę, a w najgorszym i najbardziej prawdopodobnym, życie) będzie musiał łykać specjalny eliksir, gdy zacznie czuć ingerencję demona. I dziwnym trafem wiedźmy były w posiadaniu odpowiedniej mikstury. Żyć nie umierać po prostu...
Ostatnio edytowane przez Eleishar : 07-04-2015 o 15:57.
|