Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-04-2015, 18:47   #8
Komtur
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Wolf wszedł do sali jako ostatni. Zwykle ponury nastrój, dzisiaj był osłodzony podekscytowaniem. W końcu mogli wyruszyć. Zostawić za sobą baronię i jej problemy, a rzucić się w pogoń za nemezis. Dlatego też gdy stanął przy szczycie stołu na jego twarzy rozlał się uśmiech. Spotęgowany widokiem towarzyszy. Tych nowych, jak i tych starych. Kąciki jego ust drgnęły gdy zobaczył Lotara obok Youviel, ale nic nie powiedział na ten temat.
Oparł się o stół i kilkukrotnie uderzył pięścią, którą teraz zdobił jeden z pierścieni. Poczekał aż stukot zwróci na niego uwagę.

- Witajcie. Zanim będziemy ucztować i zanim będziemy omawiać szczegóły. Zanim posypią się pytania i odpowiedzi... chciałbym powiedzieć kilka słów, których przez sprawy baronii, nie miałem jeszcze okazji powiedzieć

Zrobił pauzę i kontynuował.

-Jestem rad, że nasza kompania zrobiła się tak liczna. To pocieszające, gdyż wiem doskonale że bez drużynników, nie stałbym teraz tu gdzie stoję. Bez ostrego języka i morderczego korbacza, za którymi stoi Laura. Twoje krytyczne uwagi wciąż mi brzęczą w głowie i zmuszą do przemyślenia każdej decyzji. Bez stanowczego Galvina i jego zawsze celnych rad. Nie wiem skąd bierzesz swoje mądrości, ale wiedz że są dla mnie bezcennym skarbem. Bez Gomeza, którego celne ostrza i brawura nie raz mnie zadziwiała. Twój widok gdy próbowałeś ujeżdżać trolla, to coś czego nie zapomnę po grób. Bez Karla i jego igły… cóż, pewnie byśmy po prostu się wykrwawili. Tylko następnym razem mniej boleśnie. Bez Lotara który czasem jako jedyny trzeźwo patrzył na świat. Przyszło nam stać ramię ramię w potyczkach i wiem że z chęcią raz jeszcze powitam twój miecz lub kuszę w ogniu walki. Wreszcie bez Youviel, która zawsze stała na straży spokoju mego ducha. Bez twojego wsparcia z pewnością bym szczezł. Dziękuję wam przyjaciele.

Podniósł kubek z piwem, ale jeszcze nie spełniał toastu.

- Salutuję tu tym, którzy ze mną pozostali, jak i tym, którzy dopiero co wchodzą na ten niebezpieczny szlak. Będą czyhać na nas niebezpieczeństwa, ale też tajemnice do zgłębienia. Przyszło nam bowiem mierzyć się z potężnym złem, które knuje przeciw światu jaki znamy. Jeszcze raz jednak powiem, że rad jestem, iż nie jestem w tym zadaniu sam. Zdrowie!

Uniósł kubek przepijając do zgromadzonych i spełnił toast.

Elfka posmutniała. Uniosła kufel z szajsem jakie na pewno doprowadzi ją do stanu właściwego. Nigdy nie miała mocnej głowy, a i zamierzała duszkiem wyżłopać co było w środku. Khazadzki zajzajer czy nie. Tak też zrobiła. Głośno walnęła kuflem o stół. Powinna się rozchmurzyć, uśmiechnąć. Ten jednooki, brodaty mężczyzna się uśmiechał. Znów palcem zaczęła szybko uderzać w stół.

- Ku chwale życia - powiedziała głośno niemal rzucając w Galvina kuflem aby ten jej dolał. Nie zamierzała poprzestać na jednym. - I na pohybel nieśmierci - dodała już ciszej. To były pierwsze słowa jakie padły z ust kobiety od początku. Teraz tylko Lotar i Wolf mogli dosłyszeć jak inne słowa były szeptane spod pochylonej głowy nad talerzem.
- Twoje zdrowie! - Lotar uniósł kufel, spoglądając w stronę Wolfa i Youviel. - I wasze - dodał, ze stale uniesionym kuflem obracając się w stronę pozostałych. Dopiero potem pociągnął solidny łyk.
Gottfried wstał z pozostałymi, i uniósł kielich który przygotował zawczasu. Toasty wolał wznosić winem niż piwem. W milczeniu skłonił głowę w stronę gospodarza i nadal trzymając puchar w górze spojrzał po pozostałych. W duchu wzniósł nieco inny toast, ale tym nie musiał dzielić się z resztą, nie zrozumieliby. Następnie spełnił go wypijając zawartość naczynia do dna.
-Ku chwale życia! – Powtórzył Manfred za elfką, wznosząc toast. To hasło spodobało mu się. Trochę już wypił i spożyty alkohol dawał się mu się we znaki. Lecz była to zabawa, uroczystość, nie wypadało sobie żałować. Pobieżnie ocenił już skład drużyny z jaką przyjdzie mu ruszyć w podróż, teraz pozostało się bawić. Oczywiście dalej obserwował obecnych, już mniej uważnie ale starał się odgadnąć relację jakie łączyły towarzyszy Wolfa. Przyjaźnie, romanse? Czyżby jakaś zazdrość? Niezdrowa ciekawość czarodzieja kazała mu zwracać uwagę na takie niuanse.
- Niech nam szczęście sprzyja - powiedziała Elena, pewnie bardziej do siebie niż do innych. Uniosła w toaście swój napitek. Upiła z kufla jedynie łyk, w tym względzie była akurat ekonomiczna. Spojrzała po swoich przyszłych i już obecnych towarzyszach. Jeśli by jej kto jakiś czas temu opowiadał takie rzeczy, stwierdziłaby, że pewnie zmysły postradał. Pomyślała, że życie bywa przewrotne. Czuła się na razie jak persona non grata, choć wiedziała, że to minie. Sięgnęła po coś do jedzenia. Spojrzała na tych, co przybyli po niej, potem znów na Wolfa, który rozmawiał właśnie z jednym z biesiadników.

- Runk A A af waranak Drek um Grund! - zawołał piwowar wznosząc wysoko naczynie i wypijając toast.
Toast jednak minął, a Galvin zaśmiał się cicho po czym strzelił Zabójcę Trolli w tył głowy, kiedy ten próbował się napić z kufla.
- Magię w trunek mieszać? Piwowara hipnozą traktować? - warknął brodaty mędrzec na brodatego woja. - Uch ty szczylu...
Widać było, że dowcip Wolfgrimma uraził piwowara nie mało, a ten nie miał zamiaru płazem puścić takich słów. Szczególnie że uwaga padła z ust krasnoluda. Pół biedy jak z ust człeczyny, które miały pstro w głowie, albo chędożenie, ale od krasnoluda?!
Youviel podniosła głowę przerywając swój wywód do samej siebie.Spojrzała na khazady, potem na ludzi i zatrzymała się na czarodzieju. Usmiechneła się, co było uniesieniem jednego kącika do góry i wykrzywieniem spalonej części. Obdarowała tym krótkim, nierównym uśmiechem maga.
- Manfred prawda? - zapytała niezbyt głosno ale wystarczająco aby ten ją usłyszał. - Trzymaj się tego.
Czarodziej zwrócił uwagę na elfkę. Jeśli jej blizny po ogniu go peszyły, nie dawał tego po sobie poznać.
-Tak szanowna Pani, Manfred z Elsterweldu. Ku chwale życia. Mądre słowa i do tego idealnie oddają ideę jaka przyświeca naszej wyprawie – odpowiedział z uśmiechem. Pani Youviel jak się nie mylę?
“Pani Youviel” przytaknęła, aż za dobrze wiedziała co mówi. Zbyt dobrze. Nie mogąc doczekać się swojego kufla z piwem złapała za kielich i nalała sobie wina. Wychyliła dwa potężne łuki i dolała do pełna.
- A więc wypijmy za to więcej - w nagłej potrzebie poderwała się stawiając wręcz stopę na stole.
- Słyszeliście chłopaka? Twierdzi, że mądrze gadam. A więc za to kurwa życie! Póki jeszcze jest! - powiedziała donośnym głosem wychyliła kielich do dna i z powrotem spadła na siedzisko.
Manfred spojrzał na stopę elfki, potem na jej kielich i dołączył do toastu. W jakże to ciekawej kompani wylądował.
- Nie ma co sobie żałować, wszakże nie wiadomo kiedy będzie następna okazja. – dodał. Co prawda, za czasów podróży z mistrzem unikał picia dużej ilości alkoholu, ale tym razem chciał sobie pozwolić na odrobinę pijaństwa.
Wolf spojrzał na Youviel jakby chciał coś powiedzieć, ale powstrzymał się. Westchnął tylko i przelał pół kufla piwa do gardła. Otarł wierzchem dłoni i fragmentem rękawa mokre wąsy.
- Ucztujmy! - zakrzyknął uśmiechając się, po czym usiadł na miejsce i z nieodległego półmiska wyciągnął kuraka. Nie przejmował się faktem, że są widelce. Nie przywykł do sztućców i nie sądził żeby kiedykolwiek przywykł.
Skierował swoją uwagę na Elenę. Przeżuł kawałek mięsiwa i popił zanim się odezwał.
- Skąd jesteś? Mówisz w reikspielu, ale nie mogę rozpoznać landu.
Słowa Youviel nie umknęły jej uwadze. Elena zerknęła na nią i się zaśmiała cicho. Spojrzała na stopę, uniosła swój trunek w stronę kobiety i skinęła głową. Potem upiła piwa. Mocne, cholerstwo. Później jej uwagę przyciągnął Wolf.
- Z Altdorfu - odpowiedziała. Nie bardzo znała się na geografii, wiedziała wyłącznie, że podróżowała dość długo. - Dla mnie to tak oczywiste, że jakoś nie pomyślałam, żeby powiedzieć. - uśmiechnęła się i wzruszyła ramionami. A potem sama nawiązała do wyprawy: - Czym się zajmują poszczególne osoby?
Wolf podniósł brwi w zdumieniu. Nigdy się nie zastanawiał nad konkretnym podziałem ról. Nie wiedział czy taki podział nawet miałby sens.
- Najprościej zapytać każdego z osobna. Ja macham mieczem gdy nadarzy się okazja.
- A ja próbuję czasami przemówić innym do rozsądku - powiedział Lotar. Uznał za zbędne dodawanie, że te usiłowania zwykle kończą się niepowodzeniem.
- I wychodzi? - wzrok przeniosła na Lotara. Po prostu była ciekawa. Mieli w końcu spędzić ze sobą sporo czasu. Chcąc nie chcąc będą zdani na siebie.
- A, różnie to bywa - odparł Lotar. - Jak to w życiu.
Chwycił dzban z winem i obrócił się do Youviel. Wlał nieco wina do jej kielicha.

Gomez i Laura siedzieli milcząc niczym przyczajone tygrysy. Nikt do nich nie zgadywał, jakby obawiając się co może usłyszeć. Wychylali kolejne toasty w milczeniu od czasu do czasu rzucając złowrogie spojrzenia na nowych, to znów pogrążając się we własnych myślach.
 
Komtur jest offline