Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-04-2015, 09:27   #84
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
COLLINS, BROOKS, PETROVSKI, FOX

Dłonie Brooksa zostały ponownie opatrzone, już poza mostem, w krzakach rosnących obok szosy. Kiedy Lorretta zajmowała się próbą powstrzymania upływu krwi z okaleczonych palców, Collins i Petrovsky rozglądali się niespokojnie wokół, ale poza ciemnością i majaczącymi w niej konturami jakiś budynków niczego nie widzieli. Nie wiedzieli, czy właśnie ten spokój nie przeraża ich bardziej, niż wszystkie inne okropieństwa, których doświadczyli do tej pory.

- Możemy się ruszać – powiedziała Fox, kiedy zakończyła opatrywanie kolegi.
Jednak nim zdążyli na dobre zebrać się do drogi usłyszeli coś, co spowodowało, że serca zabiły im dużo szybciej.

Samochód!

Słyszeli silnik samochodu przecinający tą nocną, złowieszczą ciszę. Widzieli nawet jego światła zbliżające się od strony pogrążonego w mrokach nocy Old Harvest.

Nagle nocną ciszę przeciął wrzask przerażenia. Krzyczała jakaś dziewczyna. Krzyczała tak, jakby właśnie ktoś usiłował wyciąć jej z piersi serce tępym nożem. Wrzask ucichł.

Nagle samochód zwolnił i zatrzymał się, jakieś dwieście, może i trzysta metrów od nich i zabłysnął innymi światłami – charakterystycznym , niebieskim kogutem policyjnym.

WARD, JORDAN

Ten pocałunek był niczym spełnienie najskrytszych marzeń i fantazji Warda. Dodał mu otuchy, sił, nadziei, natchnienia i spowodował pewien dyskomfort w spodniach. Zajęci obściskiwaniem się przy płocie dopiero po chwili zorientowali się, że nie są sami. To, co wzięli za łaskotanie gałązek jest o wiele gorszą rzeczą.

Jordan wrzasnęła przeraźliwie, nie panując nad odruchami. Wrzasnęła tak niespodziewanie, że Ward odskoczył od niej ze strachu. I wtedy zrozumiał, dlaczego Suki krzyczy.

Zarówno po niej, jak i po nim, chodziły pająki. Niezbyt duże, czarne, włochate stworzenia roiły wyłaziły prosto z pęknięć w ziemi koło ich stóp, wspinały się po nogach i rozłaziły po reszcie ciała. Suki wrzeszczała, aż zabrakło jej tchu.

I wtedy zobaczyli samochód, który zatrzymał się na drodze, niemalże zrównując się z nimi. To był stary radiowóz policyjny. Strasznie oldskullowy.

Pająki łażące po ich ciałach znikły, podobnie jak szczeliny w ziemi, z których wyłaziły. Jakby były tylko halucynacją, wytworem ich wybujałej wyobraźni.

- Jakieś problemy? – okno w samochodzie od strony kierowcy uchyliło się i jakiś męski głos zadał to, jakże zwyczajne pytanie.

Nad samochodem zabłysnął niebieski kogut. Pulsujące światło policyjnego patrolu.

Nie wiedzieli twarzy policjanta, ale jego pojawienie się tutaj, w środku nocy, było tak nierzeczywiste, nieoczekiwane i dziwne, że Ward i Jordan zamiast się ucieszyć poczuli jeszcze większy niepokój.


VILL


Zapadła się w sobie, zamknęła oczy, ukryła w krzakach rosnących na jakimś podwórku przy drodze. Jak mysz! Jak niewidzialna trusia, której nie może wyczuć ani złapać żaden drapieżnik.

Samochód usłyszała jak nadjeżdżał z daleka. Widziała jego jasne światłą wynurzające się zza zakrętu.

Pojawienie się samochodu było tak nieoczekiwane, że Vill przez chwilę po prostu wpatrywała się w światła nie mogąc się ruszyć. Pewnie tak czuły się sarny schwytane przez reflektory ciężarówki.

Ktoś niedaleko od Vill krzyknął przeraźliwie. Samochód zatrzymał się i dziewczyna usłyszała, jak ktoś z jego środka zadaje pytanie:

- Jakieś problemy?

Vill spojrzała w stronę samochodu i ujrzała, że szyby od jej strony są cale zachlapane czymś, co mogło być rozbryzganą krwią lub podobną cieczą. Odniosła nieodparte wrażenie, że radiowóz jest pułapką, w którą zaraz, być może, wpadnie ta dwójka ukryta pod płotem. Chyba, że ona coś z tym zrobi, jakoś ich ostrzeże narażając się tym samym na wykrycie.

Zalśniła niebieska lampka na dachu samochodu, zalewając wszystko wokół zmiennym, jasnym światłem.

PONTI, WILLIANS, ORTIS

Ponti przez chwilę mógł tylko siedzieć i łapać oddech. To, że żył było dla niego takim samym zaskoczeniem, jak zniknięcie napastnika, który o mało nie pozbawił życia chłopaka. Wiedział, że kolejnym razem może nie mieć tyle szczęścia.

Willians i Ortis pomogli mu się ogarnąć, przepłukać opuchnięte i obolałe gardło wodą.

I wtedy to usłyszeli. Silnik samochodu jadącego powoli gdzieś naprawdę blisko, zapewne na drodze przecinającej Old Harvest. Spojrzeli w tamtą stronę. Pomiędzy drzewami ujrzeli światłą reflektorów, które zatrzymały się nagle w miejscu.

- Czy ktoś tam krzyknął? – zapytał Willians, który nie był pewny, czy faktycznie nie słyszał tam krzyczącej dziewczyny.

Między drzewami zalśniło niebieskie światło policyjnego „koguta”.

- Wraca! – Ortis cichym krzykiem zwróciła ich uwagę na postać, która nadchodziła powolnym krokiem od strony rezydencji. Bez wątpienia zbliżający się był ubrany tak samo, jak ich wcześniejszy napastnik.

Mężczyzna z sierpem szedł powoli. Nie spieszył się. Jakby nie musiał.

PRESTON

Korzystając z tej ulotnej chwili, że wszyscy w pomieszczeniu zajęci są „przebudzoną” Angelą, Preston podniósł się szybko i na czworakach, by jak najmniej rzucać się w oczy, skierował w stronę wyjścia z pomieszczenia.

Drogę zagradzały mu drzwi. Takie zwykłe. Jak w dużym, starym domu. Kiedy zaczął je otwierać napastnicy zważyli go.

Wykoślawieni sanitariusze, z którymi miał okazję już bliżej zapoznać się na dziedzińcu, ruszyli w jego stronę pociągając nogami – pozornie niezgrabni, ale Preston już drugi raz nie zamierzał się dać nabrać na tą sztuczkę.

Włączył latarkę, oślepiając na kilka cennych sekund pielęgniarzy. Szarpnął drzwi, otworzył je i wybiegł na korytarz.

Tak właśnie. To był korytarz. Mroczny, ciemny i dość długi. Kończył się zakrętem i dużym, zakratowanym oknem.

Na korytarzu widział kolejne drzwi – aż sześć – trzy po lewej i trzy po prawej stronie. Wyglądały niemal tak samo – drewniane, proste, funkcjonalne, nieco zaniedbane.

Usłyszał pielęgniarzy tuż przy drzwiach. Za chwilę otworzą je i rzucą się w pościg za osłabionym Prestonem. Wiedział, że tak poturbowany, z raną postrzałową i połamanymi paluchami oraz ogólnie obity podczas pochwycenia, nie ma szansy uciec im zbyt daleko, jeżeli nie wymyśli czegoś szybko.
 
Armiel jest offline