Antrakt. Tajemnice wieży.
Drzwi otwarły się ze skrzypieniem. Czarodziej przeszedł przez nie powoli, nieco obolały i bardzo zmęczony. Wszedł do kolejnej komnaty… ciemnej, małej i cichej. Po chwili dopiero zauważył gospodarza. Kaptur niemal wtapiał się w cienie komnaty stojąc spokojnie w bezruchu. Jak zwykle trudno go było odróżnić od szaty zawieszonej na wieszaku. Niemniej kiedy się bezszelestnie poruszył w kierunku Thaeira…
-Choć za mną.- głos beznamiętny i bezosobowy. I nieznoszący sprzeciwu. “Kaptur” ruszył przodem, genasi zaś podążył zanim. Przemierzali kolejne korytarze wieży, która wydawała się zaskakująco rozległym kompleksem korytarzy, zaułków i komnat… znacznie większa niżby się wydawało z zewnątrz.
Niektóre komnaty kryły pewnie wiele zagadek, ale jego przewodnik nie poświęcał czasu na zatrzymywanie się w nich, więc Thaeir chcąc nie chcąc musiał podążać dalej.
Do gigantycznej biblioteki, prawdziwego mokrego snu każdego mistrza wiedzy. Tysiące półek, a na każdej co najmniej piętnaście woluminów. Można było zaginąć w tym miejscu na parę lat, a i tak pewnie nie przeczytałoby się nawet połowy tej biblioteki.
-Kiedyś… dziesiątki uczniów i mistrzów poszerzało swą wiedzę pomiędzy półkami tej biblioteki. A skrybowie kopiowali księgi przyniesione do biblioteki. Kiedyś to miejsce było ostoją debat filozoficznych i naukowych. Kiedyś… Teraz czarodziei już nie ma.- rzekł zgorzkniałym tonem głosu “kaptur” myląc się całkowicie. Ale było to zrozumiałe… przecież przez stulecia nie opuszczał wieży w której przebywał.
W końcu dotarli obaj do komnaty, będącej laboratorium magicznym w pełni wyposażonym.
Trzeba było przyznać, że ta wieża była wręcz idealna dla magów zajmujących się badaniem nad magią i doświadczeniami magicznymi. Ale czy Thaeir był takim magiem? Przecież ostatnio ciągle podróżował.
Gdy genasi się nad tym zastanawiał, “kaptur” telekinetycznie przeniósł białą szatę magiczną z dużej szafy w dłonie Thaeira.
-Czarodzieju, gratuluję ci. Przeszedłeś Wielką Próbę i udowodniłeś że jesteś godny mocy, którą władasz. Przechodząc ją udowodniłeś się, że najbliżej ci do Zakonu Białych Szat właśnie, więc… oznakę przynależności do nich otrzymasz.- rzekł uroczystym tonem głosu kaptur. Kolejny ruch prawego kaptura sprawił że okulary leżące na półce, a wykonane z kryształowych soczewek o żółtawej barwie w złotych oprawkach pokrytych elfimi znakami.
- A to twoja nagroda młody adepcie białych szat. Ów magiczny przedmiot należy do ciebie. A odkrycie jego właściwości… cóż… niech będzie wyzwaniem dla twej dociekliwości.- wyjaśnił “kaptur”.