Obserwowanie Darrena za wiele nie dało, ten nie chciał, lub zwyczajnie nie miał nic więcej do dodania i wczesnym popołudniem opuścił izbę wspólną. Przemyślenia nad urzędnikami nie dały dużo więcej. Na pewno mytnicy w bramie lub w dokach mieli spis towarów, jakie przychodziły do kupca. Wątpliwe jednak było, żeby miał do nich dostęp w jakikolwiek sposób, co więcej musiałby znać jego imię, żeby w ogóle zacząć czegokolwiek szukać. Najbardziej z kolei wątpliwe było, żeby narkotyk był dostarczany wraz z oficjalnymi, notowanymi w księgach dostawami.
Opasłe tomiszcze traktujące o iluzjach, było napisane dość trudnym i suchym językiem. Dzieliła szkołę iluzji na pięć głównych podgrup. Ułudy, zwidy, wzory, fantazmy i cienie. Z tych wszystkich, znał i miał w swej księdze zaklęć tylko jedno zaklęcie. Zaś bez zaklęcia, wiedza teoretyczna zajęła by lata na przekucie na faktyczny magiczny efekt. Najważniejsze było dla niego to. Że dopóki nikt nie wchodził w kontakt z czymkolwiek, iluzja zostawała bezpieczna. Dlatego najlepiej było unikać zmiany wyglądu pełnej twarzy. Zwłaszcza ust, które w czasie rozmowy przecież się poruszały. Ważne było również ocenienie, jak długo utrzyma się dana iluzja. W wypadku Garena, było to kilka minut, o ile cały czas koncentrował się na zaklęciu.
Wczesnowieczorne wypytywanie o rudego kupca rybnego nie przyniosło praktycznie żadnych rezultatów. W mieście rudych było jak na lekarstwo, nawet z napływową ludnością, można było ich zliczyć na palcach dwóch dłoni. Na pewno jednak żaden nie był kupcem rybnym.
__________________ Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości... |