Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-04-2015, 12:22   #1
Nefarius
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
D&D3,5ed. Opowieści z Wielkiej Rozpadliny

Opowieści z Wielkiej Rozpadliny

Miasto namiotowe, lub jak nazywali je miejscowi pole baraków tętniło życiem w swój specyficzny sposób. Niewiele było tu ciekawych miejsc, lecz mimo to handel kwitnął niczym w wielkiej metropolii. Masa przybyszów z całego Lśniącego Południa lgnęło do tego miejsca by wymienić naturalne dobra na krasnoludzkie wyroby. Tutaj nietolerancja nie wchodziła w grę. Nawet przedstawiciele elfiej rasy mogli się czuć swobodnie i bezpiecznie choć tych tutaj było tyle co kot napłakał. Ogromne stragany i drewniane budy kusiły masą narzędzi i oręża i wielu innych przedmiotów niezbędnych do codziennego przetrwania po za granicami jurysdykcji krasnoludów. Tutaj to Tarcze pełniły rolę gospodarza i obrońcy, lecz dzień drogi od miasta strażnicy zawracali pozostawiając podróżników samych sobie. Nikt tu nie bawił się w dozorcę. Gdy do Miasta namiotów przybyła karawana, rozbijała się tam gdzie było miejsce a masa przybyszów panoszyła się między namiotami i pojedynczymi domostwami.

Nic tu nie mogło umknąć czujnym spojrzeniom krasnoludzkich strażników, którzy mimo upału nie ściągali na służbie ciężkich pancerzy. Awantury były tutaj niezwykłą rzadkością. Nawet najbardziej wybuchowi goście znali surowe kary nakładane przez błyskawiczny sąd krasnoludzkich możnowładców. Dekadzień w kamieniołomie, czy zwykła chłosta były lekcjami, które nawet najbardziej zatwardziałych charakterniaków uczyły pokory i przestrzegania praw. Choć złotym krasnoludom daleko było w swej gburowatości i niechęci do innych ras swych kuzynów z zachodniej północy, to jednak żaden elf nie mógł czuć się tutaj w pełni komfortowo i swobodnie. Mimo iż złote krasnoludy były bardzo tolerancyjną rasą patrzącą bardziej w przyszłość niźli w przeszłość to i tak zdarzały się przypadki wyrzucania długouchych z "lokalu" czy nawet w skrajnych przypadkach odmowa dokonania transakcji.

~***~

-Dziękuję Habromie, za pomoc.- Bruno skinął głową w geście wdzięczności jak miał to w zwyczaju.
-Zawsze możesz na mnie liczyć mój przyjacielu.- odrzekł wysoki i krzepki mąż o szpakowatych włosach.
-Co Ci się udało załatwić?- krasnolud jak zwykle nie owijał w bawełnę i od razu przeszedł do rzeczy.
-Znalazłem kilku chętnych, do pomocy- Habrom wzruszył ramionami rozsiadając się wygodnie na stołku przed biurkiem krasnoluda -Paru ludzi, jeden twój pobratymiec się znalazł. I nie uwierzysz ale może znajdą się też wąskodupcy.- zarechotał.
-Nie mów mi, że pytałeś elfy...- Bruno pokręcił głową.
-No pewnie, z chęcią pomogą.- odrzekł ubawiony reakcją krasnoluda Habrom -Nie martw się, nie wyglądają na przypadkowe osoby. Odnajdą się w tej zabawie.-
-To nie jest zabawa mój przyjacielu. Sprawa jest bardzo poważna.- Bruno podniósł się lekko poirytowany. Człowiek był tylko człowiekiem, nie mógł rozumieć niektórych problemów pięknobrodych.

-Spotkasz się z nimi dzisiaj po północy godzinę marszu na wschód od miasta namiotów. To bezpieczna odległość by nikt przypadkowy was nie spostrzegł.- wyjaśnił Habrom.
-Dobrze. Niedługo ruszamy. Chcę sprawdzić okolicę.- wyjaśnił Bruno. Mężczyzna rozpostarł ramiona na boki w geście całkowitej uległości po czym wyszedł z kwatery krasnoluda. Brodacz podszedł do okna skierowanego na budynek Wielkiej Ptaszarni, po czym mocno się zasępił.
-Elfy w śledztwie straży krasnoludzkiego imperium. Trafię za to do otchłani...- burknął pod nosem do siebie. Słońce powoli zbliżało się w stronę horyzontu Wielka Rozpadlina powoli gotowała się do chłodnej nocy. Mieszkańcy jak w każdym mieście zamykali warsztaty, kończyli pracę i wracali do domów i tylko obsługa gospód na przekór porządkowi dnia swoją pracę dopiero rozpoczynała.
Bruno niespiesznie otworzył wielką, dwudrzwiową szafę, gdzie począł odkładać ściągane z ciała elementy zbroi. Gdy już pozbył się zbroi, zrzucił z siebie mundur i założył zwykłe odzienie, wkładając na pierś koszulkę kolczą z mithrilu. Brodacz w końcu podszedł do sporego kufra, który stał przy jego łóżku, gdzie wygrzebał jednoręczny toporek, który w umieścił za pasem.
-Elfy...- uśmiechnął się pod nosem wspominając skład grupy najemników.

~***~

Niewielkie ognisko było znakiem dla najemników iż to właśnie tutaj ma odbyć się spotkanie z ich przyszłym pracodawcom. Na miejscu czekał Habrom, człek który wcześniej wypatrzył z tłumu potencjalnych chętnych do pracy a następnie każdego z osobna zaczepił proponując pracę. Stał niby posąg niewzruszony patrząc gdzieś w dal na bezkres gwiazd na czarnym nieboskłonie. Noce były tutaj lodowate, lecz mimo to on nie stał specjalnie blisko ogniska. Gdy na miejscu zebrała się już grupka paru osób z półmroku wyłonił się krasnolud. Średniego wzrostu jak na standardy swej rasy. Z rozpuszczoną, lecz zadbaną brodą sięgającą piersi. Włosy miał splecione w warkocz, który swobodnie leżał oparty na ramionach.
-Wszyscy?- burknął gburowato, po czym spojrzał na Habroma.
-A bo ja wiem.- odrzekł człek. Zarówno człowiek jak i brodacz wyglądem i zachowaniem nie różnili się zbytnio od reszty przybyłych najemników.

-Mówi się, że któryś strażnik wynosi oręż z zbrojowni Serca Wielkiej Rozpadliny.- rzekł bez owijania w bawełnę. Jego twarz częściowo była skryta pod hełmem -Chciałbym kupić taki oręż. W sporej ilości. Jednak Tarcze delikatnie mówiąc za mną nie przepadają...- wzruszył ramionami i zarechotał głupawo -Chcę dowiedzieć się który to. Gdy już się dowiecie, ustawicie mi transakcję. Uważajcie jednak kogo pytacie, bo Tarcze są czujne. Jeśli któryś z was trafi do lochu, albo kamieniołomu nie będę czuł się zobowiązany do okazania mu współczucia. Daje wam pięćdziesiąt złociszy. Gdyby trzeba było komuś otworzyć jadaczkę. Jeśli wykonacie dla mnie te misję dam każdemu z was po trzysta złotych monet na łeb.- wejrzał na każdego z członków grupki zatrzymując dłuższą chwilę wzrok na smokokrwistym. -Ale z was banda dziwaków he he he...- zarechotał głupawo -Dobra, macie jakieś pytania? Bo całej nocy tu nie mam zamiaru siedzieć.-
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline