Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-04-2015, 00:34   #4
Wecker Yls
 
Wecker Yls's Avatar
 
Reputacja: 1 Wecker Yls ma wspaniałą przyszłośćWecker Yls ma wspaniałą przyszłośćWecker Yls ma wspaniałą przyszłośćWecker Yls ma wspaniałą przyszłośćWecker Yls ma wspaniałą przyszłośćWecker Yls ma wspaniałą przyszłośćWecker Yls ma wspaniałą przyszłośćWecker Yls ma wspaniałą przyszłośćWecker Yls ma wspaniałą przyszłośćWecker Yls ma wspaniałą przyszłośćWecker Yls ma wspaniałą przyszłość
Wielka Rozpadlina. Musiał szybko uciekać, bo sytuacja jednak była bardzo zła, a zwłaszcza kiedy w krótkim czasie znowu natknął się na ten sam patrol straży miejskiej. Ten pościg trwał za długo. Za bardzo ostatnimi czasy zaniedbał treningi codzienne i jest tego skutek. Był zły na siebie, bo nie miał wyboru. Nie może zaryzykować ponowne wykrycie przez najemników króla, bo tym razem może nie mieć tyle szczęścia jak przed kilkoma chwilami, toteż przyśpieszył kroku. Mijając strefę domostw, na które mogli sobie pozwolić bogatsi mieszkańcy miasta pomyślał o swoich kompanach, którym nie udało się uciec z bankietu u króla.
“Przecież miało się udać! Psia krew!” - zaklął w myślach Wecker Yls, Złodziej Twarzy z Kattegat.
Skierował się w stronę stajni. Rzucił sakiewkę z zapłatą młodemu chłopakowi, a ten ledwo ją złapał, zaskoczony i nieco przestraszony nagłym pojawieniem się złodzieja:
- Panie, a reszta? - zapytał nieśmiało młokos. Yls nie odezwał się, by wpierw wspiąć się na siodło.
- Zamilcz. Nie widziałeś mnie. - ruszył, zwierzę wyrwało do przodu. Po chwili małoletni
masztalerz z trwogą wyglądał zza okna, z nadzieją, że nie pojawi się już żaden złodziej.


***

Od wydarzeń w Kattegat minął miesiąc. Podczas swej podróży złodziej natknął się na budynek, który mógł być karczmą. Na znaku kierowanym w stronę budowli widniał napis “Ygdrass’il”. Nietypowa, bo wykonana z cegły koloru srebrnego. Kiedy był bliżej, Yls dostrzegł, że chałupa przypomina kształtem stodołę. Drzwi miała podwójne, a na prawo od nich znajdowało się zabudowanie, chyba które służyło jako stajnia dla odwiedzających podróżnych.
“Nieźle. Dziwna ta gospoda… Ale to wygląda na krasnoludzkie dzieło, czyli jadę we właściwym kierunku. Padam z nóg…Nic się nie stanie, jeśli odpocznę.” pomyślał Wecker i czym prędzej przywiązał konia, by udać się do gospody.

Gdy wszedł do środka, miał wrażenie, że jest w ogromnej jadłodajni wojskowej i chyba tak było. Trudno inaczej było wyjaśnić grupę około trzydziestu woja, zajętych konsumowaniem posiłku, jednocześnie odzianych w złote zbroje. Egzotyczne komplety nie tylko pancerzy, ale i różnorakiej broni mieli wszyscy mężczyźni, grupa przeważnie w średnim wieku. Strażnicy momentalnie poderwali się, a Wecker nie zdążył zareagować. Najzwyczajniej w świecie zamurował go strach. Być może to był błąd, iż nie zajrzał wpierw przez okno, jak miał w zwyczaju. Poczuł się jak nowicjusz w swoim fachu. “Wstyd…” pomyślał…

- Świetnieś trafił, gnido! Na krzesło go! - jeden ze strażników wymachiwał rękami, a inni pochwycili złodzieja jak kukiełką do trenowania. Rzucili nim na drewniane siedzisko, dwóch z nich trzymało go mocno za barki. Właściwie to wszyscy byli łysi, nie miał ochoty specjalnie ich liczyć czy przyglądać się dokładniej jak wyglądają.
“Nie czas na takie obserwacje, skup się. Ucieczka…” - Yls starał się ułożyć jakiś plan, ale było wiadome, że się oszukuje. Nie ma żadnej szansy, by uciec, a jego przeciwnicy mogą żądać od niego wszystkiego. Przegrana sytuacja, jak nigdy.

***

- Mów, skąd idziesz?
- Z Junne.
- Mieszkasz tam?
- Nie, jestem przejazdem, szukam noclegu.
- Nie wierzę Ci. Czego tutaj węszysz?
- przesłuchujący go najemnik zmarszczył brwii. Było źle. Dawno nie musiał w ciągu kilku chwil wymyślić historyjki tak wiarygodnej, aby przekonać do siebie przesłuchującego. Wcześniej, kiedy miał wprawę, łatwiej było o zdobywanie sympatii, szacunku czy wzbudzanie strachu. Teraz sam nie miał zbyt wielu pomysłów na to, co może innego zrobić. Gdyby strażnicy poczuli, że obawia się o życie, mogliby to wykorzystać, ale póki co nie dał po sobie nic poznać.
Zdecydował, że będzie blefował, nie miał czasu na zastanawianie się:
- Szukam konkretnego miasta, mam tam interes.
- Ile?
- Nie rozumiem…
- Ile zarobisz?
- spytał łysy mężczyzna, z szyderczym uśmieszkiem na twarzy. Pozostała część garnizonu miała uśmiechy równie podłe. Przeszła go myśl: czy warto ich okłamywać? Szybko zdecydował i odparł śmiało:
- Dziesięć tysięcy złotych monet.
Jeden z siedzących najemników zagwizdał i wyprostował się na krześle. Reszta albo robiła dziwne miny, albo wybałuszała lekko oczy na Weckera. Ciężko wychwycić, co oznacza taka reakcja, stres nie ułatwia chłodnego osądu. Wcześniej był bardziej skoncentrowany i szybko oceniał mowę ciała, teraz jest z tym o wiele ciężej, zwłaszcza, że nie wiadomo, czy strażnicy mu uwierzyli.
- Jeden z nas idzie z Tobą, inaczej nie będzie żadnego interesu. Dzielimy się po połowie. To chyba odpowiednia cena za twoje życie?
- Zgadzam się...
- rzekł śmiało Yls. Musiał pokazać, ze jest pewny i uległ żądaniom najemników. Po chwili zdecydowali, że idzie razem ze złodziejem uda się Altho, średniego wzrostu brunet o krótko ściętych włosach. Chłodne, puste spojrzenie strażnika nie dodawało otuchy, lecz Wecker już obmyślał, jak pozbędzie się towarzysza…


***

Dwa dni czekał na okazję. Bał się, że strażnik narzuci szybkie tempo marszu i dotrą do miasta namiotów w ciągu kilkunastu godzin, ale okazało się inaczej, na szczęście dla złodzieja. Zdołał bezszelestnie wstać w nocy i poderżnąć gardło swojemu przeciwnikowi we śnie. Nie miał najmniejszych dylematów moralnych, humor raczej mu dopisywał, bowiem chyba właśnie wyczerpał tymczasowo limit pecha. W nieco lepszym nastroju skierował się w stronę drogi, która prowadziła do celu, Wielkiej Rozpadliny.

Kiedy szedł traktem, przypadkiem spotkał pewnego krasnoluda. Zdziwił się tym bardziej, kiedy otrzymał propozycję pracy. Usłyszawszy o warunkach kontraktu, nie myślał długo nad przyjęciem tej oferty. Zgodził się spotkać z tajemniczym pracodawcą i w odpowiednim czasie udał się na miejsce spotkania. Czy Olidammara okaże się dla niego łaskawa?

***

“Najlepsza robota, to przypadkowa robota… Nie jest nas mało, więc powinno pójść łatwo. Szybkie złoto się przyda…” pomyślał Wecker, po usłyszeniu tego, co mówił krasnolud. Kiedy elf zapytał o kłopoty, złodziej zaśmiał się i odpowiedział mu:
- Skąd ten strach? Chyba nie znasz tej okolicy, elfie. Tutaj nie Haydecken, ani inna nora. Jeśli będą kłopoty, to na pewno nie takie, z którymi sobie nie poradzimy, spójrz tylko. W życiu nie sądziłem, że znajdę się w takiej kompanii… Żaden z nas nie jest byle chłystkiem. - Yls grał twardego, mówił pewnym tonem, jak gdyby nie była to dla niego pierwszyzna w tych rejonach. Wyglądał jak typy łotr, ćwiekowana skóra, ciemny płaszcz z kapturem, mała kusza, rapier przy boku. Spojrzenie dziwne, nieprzyjemne. Ton oschły, kąśliwa maniera.
 
__________________
"Ponownie zapadam się we wspomnieniach... I nie mam pojęcia, które z nich należą do mnie..."

Ostatnio edytowane przez Wecker Yls : 04-04-2015 o 00:59. Powód: Korekta
Wecker Yls jest offline